Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
40187 osoby czytały to 542709 razy. Teraz są 43 osoby
      43 użytkowników on-line
     Tekst ROZDZIAŁ 1
     był czytany 892 razy

ROZDZIAŁ 1

   
   TÄ™ melodie znaÅ‚ caÅ‚y Å›wiat. Spokojna, wolna, typowo marszowa. Pewien sÅ‚ynny muzyk po jej nagraniu tak bardzo przestraszyÅ‚ siÄ™ efektu jaki osiÄ…gnÄ…Å‚, że nie chcÄ…c wzrostu liczby samobójstw, kazaÅ‚ zniszczyć taÅ›my. Å»al jaki wyrażaÅ‚a mógÅ‚ siÄ™ równać tylko ze sÅ‚owami premiera, który przemówiÅ‚ gdy przebrzmiaÅ‚y już dźwiÄ™ki Marsza Å»aÅ‚obnego. Jego sÅ‚owa zagÅ‚uszaÅ‚ silny, porywisty wiatr, który zwiastowaÅ‚ niechybne nadejÅ›cie jesieni. Nie byÅ‚a to wichura, lecz jedynie jej zapowiedź, dlatego niektóre sÅ‚owa premiera tonęły w niej zupeÅ‚nie zaÅ› inne byÅ‚o sÅ‚ychać bardzo wyraźnie. Traf chciaÅ‚, że byÅ‚y to akurat najmocniejsze zwroty typu: „poÅ›wiÄ™ciÅ‚ życie” lub „trwaÅ‚ niezÅ‚omnie”.
   Ale zanim to nastÄ…piÅ‚o, pół roku wczeÅ›niej pewien mężczyzna zakoÅ„czyÅ‚ ukÅ‚adać plan, który nazwaÅ‚ planem swojego życia. PrzygotowywaÅ‚ siÄ™ do niego bardzo starannie a teraz nadszedÅ‚ czas jego realizacji. Mężczyzna siÄ™gnÄ…Å‚ po komórkÄ™ i nacisnÄ…Å‚ na niej zielonÄ… sÅ‚uchaweczkÄ™.
   
   
   RzÄ…dowy oÅ›rodek, poÅ‚ożony nad piÄ™knymi jeziorami, nie byÅ‚ o tej porze roku oblegany. Choć zima rozÅ‚ożyÅ‚a na drzewach, i zamarzniÄ™tej tafli wody, przepiÄ™knÄ… koÅ‚drÄ™ z biaÅ‚ego puchu, to zaledwie w kilku oknach Å›wieciÅ‚o siÄ™ Å›wiatÅ‚o. MyliÅ‚by siÄ™ jednak ten kto sÄ…dziÅ‚, że miejsce to byÅ‚o w tej chwili oazÄ… ciszy i spokoju. WrÄ™cz przeciwnie. GÅ‚oÅ›ne, schrypniÄ™te gÅ‚osy intonowaÅ‚y coraz to nowe pieÅ›ni od patriotyczno – partyzanckich po knajacko – knajpiane. Ryki rozbawionych ludzi przepÅ‚oszyÅ‚y z okolicy caÅ‚Ä… zwierzynÄ™ i gdyby ryby nie byÅ‚y od nich oddzielone grubÄ…, lodowÄ… powÅ‚okÄ…, z pewnoÅ›ciÄ… w poÅ›piechu przeniosÅ‚yby siÄ™ do innego jeziora.
   Zabawa w ostatniÄ… noc karnawaÅ‚u rozkrÄ™ciÅ‚a siÄ™ na dobre. Twarze polityków rzÄ…dzÄ…cej koalicji czerwieniaÅ‚y przy każdej kolejnej pieÅ›ni a kiedy byÅ‚y już niemal bordowe, milkÅ‚y i popadaÅ‚y w chwilowÄ… apatiÄ™. PrzerywaÅ‚o jÄ… brzÄ™kniÄ™cie butelki wódki o kieliszek. Twarze, które nabieraÅ‚y w miÄ™dzyczasie zdrowego, różowego odcieniu, uÅ›miechaÅ‚y siÄ™ zadowolone. PrzechylaÅ‚y kieliszek do ust i, o ile nie wybiegaÅ‚y gdzieÅ› w poÅ›piechu, zaczynaÅ‚y ponownie Å›piewać.
   Kiedy gardÅ‚a byÅ‚y już zanadto schrypniÄ™te by wydać jakiekolwiek gÅ‚oÅ›niejsze dźwiÄ™ki, politycy zebrali siÄ™ w kółka i rozpoczÄ™li rozmowÄ™ o najważniejszych dla kraju sprawach. Rotacja pomiÄ™dzy poszczególnymi grupkami byÅ‚a raczej niewielka . JeÅ›li jednak już ktoÅ› odważyÅ‚ siÄ™ wyruszyć w drogÄ™, zabieraÅ‚ ze sobÄ… na wszelki wypadek kompas w postaci butelki, która nieomylnie doprowadzaÅ‚a go do celu.
   W jednej z takich grupek siedziaÅ‚ mężczyzna już blisko pięćdziesiÄ™cioletni o niezbyt dÅ‚ugich, siwych wÅ‚osach, zaczesanych na czubek gÅ‚owy w charakterze pożyczki. Czasem, gdy zanadto nachyliÅ‚ siÄ™ do kompana, pożyczka zsuwaÅ‚a mu siÄ™ na oczy. Wtedy szybko podnosiÅ‚ gÅ‚owÄ™ i gestem rÄ™ki przesuwaÅ‚ jÄ… na dawne miejsce. WracaÅ‚ również szybko do rozmowy majÄ…c nadziejÄ™, że nikt jego gestu nie zauważyÅ‚.
   Obok niego siedziaÅ‚o dwóch towarzyszy, jeden maÅ‚y, grubiutki, drugi zaÅ› chudy i wysoki jak tyczka. Mogliby tworzyć komediowÄ… parÄ™, gdyż różniÅ‚ ich nie tylko wyglÄ…d. Mniejszy miaÅ‚ bardzo porywczy charakter i Å‚atwo byÅ‚o wyprowadzić go z równowagi. WiÄ™kszy byÅ‚ uosobieniem spokoju i trzeba byÅ‚o go co najmniej trzy razy przejechać samochodem aby choć trochÄ™ siÄ™ zdenerwowaÅ‚. Pracowali wspólnie uchodzÄ…c za jednych z najlepszych lobbystów w dziedzinie ochrony Å›rodowiska.
    KolejnÄ… rzeczÄ… która ich różniÅ‚a byÅ‚a również tolerancja na alkohol. Dlatego tylko mniejszy rozmawiaÅ‚ z mężczyznÄ… bo drugi chwiaÅ‚ siÄ™ jak maszt na wietrze, czkajÄ…c tylko od czasu do czasu.
   - SÅ‚uchaj Marian to jak bÄ™dzie z tÄ… dotacjÄ… z funduszu? - spytaÅ‚ obcesowo grubasek.`
   - Co ja mogÄ™, Stefan?
   - Nie pierdol, przecież jesteÅ› ministrem. Ty możesz wszystko.
   - Tak ci siÄ™ tylko wydaje stary - uÅ›miech ministra Å›wiadczyÅ‚, że sam nie wierzyÅ‚ we wÅ‚asne sÅ‚owa.
   - Co jest?! CzujÄ™, że konkurencja już z tobÄ… rozmawiaÅ‚a – Stefan byÅ‚ wyraźnie zaniepokojony.
   - Ja rozmawiam z bardzo wieloma ludźmi.
   - Przecież wiesz, że ja mogÄ™ być wdziÄ™czny – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ przymilnie grubasek.
   - Wiesz – uÅ›miech nie znikaÅ‚ z twarzy ministra – to niewiarygodne ale odkÄ…d zostaÅ‚em ministrem to nie spotkaÅ‚em jeszcze niewdziÄ™cznego czÅ‚owieka. Pytanie nie brzmi wiÄ™c czy byÅ‚byÅ› wdziÄ™czny – zawiesiÅ‚ gÅ‚os – lecz na ile byÅ‚byÅ› wdziÄ™czny.
    Zanim grubasek zdążyÅ‚ powiedzieć jak bardzo mógÅ‚by być wdziÄ™czny z kieszeni ministra dobiegÅ‚y dźwiÄ™ki rewolucyjnej melodii. Dumna pieśń, zamkniÄ™ta w maÅ‚ym telekomunikacyjnym pudeÅ‚eczku brzmiaÅ‚a równie Å›miesznie jak wyryczana chwile wczeÅ›niej przez imprezowiczów. Minister siÄ™gnÄ…Å‚ do kieszeni i wyciÄ…gnÄ…Å‚ komórkÄ™. Z niejakim trudem namierzyÅ‚ klawisz jaki trzeba byÅ‚ wcisnąć, żeby odebrać, i przyÅ‚ożyÅ‚ aparat do ucha.
   - SÅ‚ucham... Tak to ja... Co?!?!?!?!?!?! ....... Ale jak to?!.... - z każdym wysÅ‚uchiwanym sÅ‚owem wzrok ministra stawaÅ‚ siÄ™ jakby trzeźwiejszy a jego twarz byÅ‚a coraz bardziej przerażona. Rozmowa trwaÅ‚a krótko. Chociaż osoba po drugiej stronie już siÄ™ rozÅ‚Ä…czyÅ‚a minister caÅ‚y czas trzymaÅ‚ sÅ‚uchawkÄ™ przy uchu jakby nie byÅ‚ w stanie uwierzyć w sÅ‚owa które usÅ‚yszaÅ‚. Potem spojrzaÅ‚ na aparat sprawdzajÄ…c czy na pewno znajduje siÄ™ w jego rÄ™ce, czy przypadkiem nie jest jednÄ… z pierwszych w jego życiu biaÅ‚ych myszek. Grubasek zaÅ› przypatrywaÅ‚ siÄ™ z uwagÄ… mężczyźnie, mrużąc raz lewe, raz prawe oko.
   - Co jest Marian?
   - Nic, muszÄ™ już lecieć - minister schowaÅ‚ komórkÄ™ z powrotem do kieszeni.
   - OszalaÅ‚eÅ›? Gdzie?
   - Do Warszawy.
   - W Å›rodku nocy? Przecież tutaj nie ma nikogo trzeźwego, żeby ciÄ™ odwieźć.
   - Nic nie szkodzi, sam siÄ™ odwiozÄ™ - minister spróbowaÅ‚ wstać ale musiaÅ‚ siÄ™ oprzeć na sÄ…siedzie, żeby utrzymać równowagÄ™.
   - Przecież wypiÅ‚eÅ› litr wódki. Jak w kogoÅ› pierdolniesz to ci nawet funkcja nie pomoże.
   - To nieważne – Marian zdecydowanie ruszyÅ‚ do drzwi. WywróciÅ‚ przy okazji po drodze kilka krzeseÅ‚ek czym przyciÄ…gnÄ…Å‚ uwagÄ™ wszystkich zebranych. Gdyby nie powaga jego funkcji oraz obawa o to, że ewentualnie może coÅ› pamiÄ™tać, wszyscy na pewno gruchnÄ™liby Å›miechem.
   - Marian zaczekaj, zwariowaÅ‚eÅ› - grubasek ruszyÅ‚ za ministrem - Panowie - zwróciÅ‚ siÄ™ do pozostaÅ‚ych. - Zróbcie coÅ›, on chce wracać teraz samochodem do Warszawy.
   Te sÅ‚owa poderwaÅ‚y współbiesiadników, poza tyczkowatym sÄ…siadem Stefana, który wprawdzie też usiÅ‚owaÅ‚ siÄ™ podnieść ale grawitacja mu na to nie pozwoliÅ‚a. Ruszyli caÅ‚Ä… grupÄ… za ministrem przewracajÄ…c resztkÄ™ stojÄ…cych krzeseÅ‚ i stolików. Na chwilÄ™ zaklinowali siÄ™ w drzwiach, zbyt wÄ…skich dla tak dobrze zbudowanych mężczyzn. Kiedy udaÅ‚o im siÄ™ wypaść na dwór, minister uruchomiÅ‚ już silnik. Dopadli do jego auta i usiÅ‚owali je zatrzymać, chwytajÄ…c siÄ™ czego popadnie. Ponieważ jednak byÅ‚ to wóz terenowy, ruszyÅ‚ bez wielkiego wysiÅ‚ku w stronÄ™ bramy, wywracajÄ…c trzymajÄ…cych w Å›nieg. Mieli jeszcze nadzieje, że zatrzyma go strażnik przy bramie, który miaÅ‚ bezwzglÄ™dny zakaz wypuszczania osób wskazujÄ…cych na spożycie powyżej jednego promila. Minister jednak o tym wiedziaÅ‚ i nie czekajÄ…c na reakcjÄ™ żoÅ‚nierza po prostu staranowaÅ‚ bramÄ™.
   - Ja pierdolÄ™ - skomentowaÅ‚ scenÄ™ grubasek. - Ja wam mówiÄ™ z tego bÄ™dzie jakaÅ› chryja.
   Nie wiedziaÅ‚ tylko, że bÄ™dzie to chryja, która odmieni caÅ‚e jego życie oraz życia wielu innych ludzi. Ale to na razie wie tylko jedna osoba. Poza autorem oczywiÅ›cie.
   
   
   Lotnisko od rana tÄ™tniÅ‚o życiem. Na tablicy odlotów i przylotów ciÄ…gle zmieniaÅ‚y siÄ™ tabliczki i wyskakiwaÅ‚y coraz to nowe miasta i opóźnienia. Ze wzglÄ™du na mgÅ‚Ä™ te ostatnie coraz bardziej siÄ™ zwiÄ™kszaÅ‚y a liczba oczekujÄ…cych pasażerów gwaÅ‚townie wzrastaÅ‚a. MogÅ‚oby siÄ™ nawet wydawać, że grozi nam jakiÅ› pucz i wszyscy obywatele, którzy mogÄ… sobie na to pozwolić uciekajÄ… jak najdalej. Z braku miejsc siedzÄ…cych wiÄ™kszość osób przysiadÅ‚a na swoich bagażach.
   Ponieważ prognozy podawane przez lotniskowe megafony przewidywaÅ‚y, że za dwie godziny po mgle nie zostanie nawet wspomnienie, nikt specjalnie siÄ™ nie denerwowaÅ‚. No może poza jednÄ… osobÄ…, która nie tylko tym szczegółem różniÅ‚a siÄ™ od pozostaÅ‚ych pasażerów. Mężczyzna ten ubrany byÅ‚ elegancko, jakby jechaÅ‚ w interesach, jednak jego garnitur nosiÅ‚ Å›lady używania. ByÅ‚ pomiÄ™ty, przybrudzony jakÄ…Å› resztkÄ… jedzenia, chyba saÅ‚atki. Mężczyzna byÅ‚ nieogolony, choć jednodniowy zarost ze wzglÄ™du na siwiznÄ™ brody nie byÅ‚ zbyt mocno widoczny. Jego mÄ™tne spojrzenie, w którym byÅ‚o widać resztki wietrzejÄ…cego alkoholu, z niepokojem omiataÅ‚o caÅ‚y czas halÄ™ lotniska. DÅ‚onie miaÅ‚ zajÄ™te bez przerwy nerwowym zsuwaniem i nakÅ‚adaniem zÅ‚otej obrÄ…czki na wszystkie palce na które siÄ™ tylko mieÅ›ciÅ‚a. CaÅ‚y jego bagaż skÅ‚adaÅ‚ siÄ™ z brÄ…zowej aktówki .
   MgÅ‚a zaczynaÅ‚a powoli rzednąć. Pierwsze samoloty dostawaÅ‚y pozwolenie na lÄ…dowanie i wyglÄ…daÅ‚o, że za godzinÄ™ sytuacja wróci do normy. Na razie tÅ‚um jednak wlewaÅ‚ siÄ™ do hali tylko od strony pÅ‚yty lotniska. Wszyscy spóźnieni biegli szybko do taksówek. Tylko nieliczni snuli siÄ™ powoli, najwyraźniej majÄ…c wolnÄ… resztÄ™ dnia. Jeden z nich podszedÅ‚ do aparatu telefonicznego. ZdjÄ…Å‚ z ramienia fotoreporterskÄ… torbÄ™, wÅ‚ożyÅ‚ do automatu kartÄ™ i wystukaÅ‚ nerwowo numer. ByÅ‚ bardzo zÅ‚y bo chciaÅ‚ sobie przedÅ‚użyć na koszt swojej redakcji jeszcze o jeden dzieÅ„ pobyt w ciepÅ‚ych krajach. Niestety jeden z szefów kazaÅ‚ mu natychmiast wracać do Polski i zaraz miaÅ‚ sobie znów przypomnieć co to jest zima.
   - Cześć Adam tu Mariusz..... Tak już wróciÅ‚em ale jestem jeszcze na lotnisku..... Jestem skonany, spÄ™dziÅ‚em w samolocie prawie dziesięć godzin..... Tak jadÄ™ do domu, wezmÄ™ prysznic, idÄ™ spać i do jutra nie odbieram telefonów
   Mariusz odwróciÅ‚ siÄ™ i od niechcenia spojrzaÅ‚ na halÄ™ lotniska. ByÅ‚a na niej coraz mniejsza liczba pasażerów, którzy systematycznie byli wywoÅ‚ywani do odprawy. Nagle zobaczyÅ‚ mężczyznÄ™ bawiÄ…cego siÄ™ swojÄ… obrÄ…czkÄ…. Ich spojrzenia spotkaÅ‚y siÄ™. Mariusz od razu rozpoznaÅ‚ mężczyznÄ™, tamtemu też zaczęło coÅ› Å›witać. W tej chwili z gÅ‚oÅ›ników odezwaÅ‚ siÄ™ komunikat:
   - Pasażerowie odlatujÄ…cy do Tel Avivu proszeni sÄ… do odprawy celnej.
   Mężczyzna poderwaÅ‚ siÄ™ od razu i ruszyÅ‚ w kierunku wyjÅ›cia na pÅ‚ytÄ™. RzuciÅ‚ jeszcze tylko niespokojne spojrzenie w kierunku obserwujÄ…cego Mariusza, który zdziwiony tym widokiem zaniemówiÅ‚. Bezwiednie odsunÄ…Å‚ od ucha sÅ‚uchawkÄ™. WzbudziÅ‚o to niepokój jego rozmówcy, który zaczynaÅ‚ coraz gÅ‚oÅ›niej krzyczeć. Na tyle gÅ‚oÅ›no, że nawet oddaleni o dwa metry od aparatu telefonicznego ludzie mogli bez problemu go usÅ‚yszeć.
   - Halo, jesteÅ› tam!!!
   - Tak jestem - przystawiÅ‚ z powrotem sÅ‚uchawkÄ™ do ucha - Przepraszam, ale zobaczyÅ‚em tu ministra obrony Å›rodowiska a on przecież powinien wylatywać przez przejÅ›cie dla Vipów.... Jak to którego ministra, przecież jest jeden.... Tak główny... Jaka afera? - zapadÅ‚a dÅ‚uższa chwila milczenia a twarz Mariusza robiÅ‚a siÄ™ coraz bardziej okrÄ…gÅ‚a. - PrzysyÅ‚aj ekipÄ™, kamerÄ™.... Wiem, że jesteÅ›my radiem, ale pożycz skÄ…dÅ› kamerÄ™, potem bÄ™dziemy mogli sprzedać ten materiaÅ‚ wszystkim stacjom. BÄ™dziemy pierwsi – te sÅ‚owa wypowiedziaÅ‚ niemal jak zaklÄ™cie, które miaÅ‚o go przenieść w innÄ… rzeczywistość.
   
   
   - Do domu, panie premierze? – zapytaÅ‚ kierowca.
   - Tak, do domu – odparÅ‚ zapytany.
   Dzisiejszy dzieÅ„ byÅ‚ wyjÄ…tkowo mÄ™czÄ…cy. Z samego rana rozpÄ™taÅ‚a siÄ™ afera z Ministrem Obrony Åšrodowiska, który zdefraudowaÅ‚ ogromne sumy i umieÅ›ciÅ‚ je na szwajcarskich kontach. SprawÄ™ na pewno daÅ‚oby siÄ™ spokojnie wyciszyć ale przerażony minister pojechaÅ‚ na OkÄ™cie i wsiadÅ‚ do pierwszego samolotu lecÄ…cego do Izraela. Tam z pewnoÅ›ciÄ… ze wzglÄ™du na jego korzenie przyznano by mu obywatelstwo i odmówiono deportacji do jego poprzedniej ojczyzny. ZwÅ‚aszcza, że ze swoich szwajcarskich kont mógÅ‚ zasilić gospodarkÄ™ swojej nowej ojczyzny.
   Niestety minister miaÅ‚ podwójnego pecha. Po pierwsze na lotnisku rozpoznaÅ‚ go jeden z dziennikarzy i wiadomość o ucieczce ministra poszÅ‚a natychmiast w kraj. Na szczęście udaÅ‚o siÄ™ w ostatniej chwili zredagować jÄ… w sposób nie okreÅ›lajÄ…cy kierunku w którym udaÅ‚ siÄ™ skompromitowany urzÄ™dnik. Dopiero prawicowa opozycja miaÅ‚aby używanie, gdyby wydaÅ‚o siÄ™ dokÄ…d leci minister. Drugi pech ministra polegaÅ‚ na tym, że o tej porze byÅ‚o wyÅ‚Ä…cznie poÅ‚Ä…czenie LOT-u. Dlatego też można byÅ‚o zawrócić samolot znad Cypru i kazać mu lecieć z powrotem do kraju. Nie udaÅ‚o siÄ™ niestety przekonać mass mediów, że minister udawaÅ‚ siÄ™ tam na niespodziewany, wiosenny urlop. Uwierzono jedynie, że miaÅ‚ na tej wyspie miÄ™dzylÄ…dowanie w drodze do RPA (z tym krajem, tak jak z Izraelem, Polska nie ma podpisanej umowy o ekstradycji).
   Premier musiaÅ‚ natychmiast zdymisjonować ministra. Teraz miaÅ‚ jednak wiÄ™kszy problem do rozwiÄ…zania. Znacznie trudniejszy od decyzji o dymisji, którÄ… i tak miaÅ‚ wkrótce podjąć, bo minister w swoich przekrÄ™tach przekroczyÅ‚ nawet granice przyzwoitoÅ›ci ustalone dla polityków.
   - Jak tam w pracy kochanie? – zapytaÅ‚a go żona kiedy wróciÅ‚ do domu. ByÅ‚a mÅ‚odsza od niego o kilka lat i nieco wyższa. Dawniej zajmowaÅ‚a siÄ™ domem i wychowaniem dzieci. Teraz w zwiÄ…zku z wzrastajÄ…cÄ… stopÄ… życiowÄ… i dalekosiężnymi planami męża inwestowaÅ‚a sporo w siebie. CzÄ™ste wizyty u dietetyków, stylistów i kosmetyczek daÅ‚y widoczne efekty. WyglÄ…daÅ‚a mÅ‚odziej o kilka lat niż na poczÄ…tku kadencji premiera, choć od tej chwili minęło już trzy i pół roku. Starannie przygotowywaÅ‚a siÄ™ do nowej roli jakÄ… miaÅ‚a nadziejÄ™ peÅ‚nić już za dziesięć miesiÄ™cy. Bo jako żona prezydenta bÄ™dzie osobÄ… bardziej publicznÄ… i znajdzie siÄ™ na Å›wieczniku co najmniej dziesięć razy bardziej niż jako towarzyszka życia premiera.
   - ZapomniaÅ‚aÅ› wÅ‚Ä…czyć telewizor? – premier byÅ‚ za bardzo zmÄ™czony, żeby mieć ochotÄ™ na jakÄ…kolwiek rozmowÄ™.
   - ByÅ‚am dzisiaj bardzo zajÄ™ta.
   - WÅ‚aÅ›nie widzÄ™ – premier zauważyÅ‚, że żona delikatnie zmieniÅ‚a kolor wÅ‚osów. RozluźniajÄ…c krawat zapytaÅ‚ wiÄ™c: – Ciekawe ile ciÄ™ to kosztowaÅ‚o?
   - Nic. Pan fryzjer byÅ‚ tak uprzejmy, że nie wziÄ…Å‚ ode mnie zÅ‚otówki.
   - Ile razy mówiÅ‚em ci, żebyÅ› nie przyjmowaÅ‚a takich prezentów!? – w premiera jakby piorun strzeliÅ‚. – Przecież moi przeciwnicy czekajÄ… tylko na to, zwÅ‚aszcza teraz gdy po raz kolejny wydaÅ‚em wojnÄ™ korupcji...
   - Ależ kochanie, przecież to tylko 150 zÅ‚otych.
   - Dlatego wÅ‚aÅ›nie powinnaÅ› zapÅ‚acić. Jutro do niego pójdziesz i zwrócisz mu pieniÄ…dze.
   Premier zdjÄ…Å‚ marynarkÄ™ i poszedÅ‚ do swojego pokoju. Trudno go byÅ‚o nazwać gabinetem, ale w ich sÅ‚użbowym szeregowcu wszystkie pomieszczenia byÅ‚y maÅ‚e. Nigdy nie miaÅ‚ dość czasu, żeby zabrać siÄ™ za budowÄ™ domu a na wynajÄ™cie w tym celu firmy brakowaÅ‚o mu pieniÄ™dzy. Teraz, kiedy dochody mu na to pozwalaÅ‚y, nie mógÅ‚ tego zrobić bo nikt by nie uwierzyÅ‚, że stać go na to z normalnej pensji. A nawet jeÅ›li ktoÅ› by uwierzyÅ‚ to wypomniano by mu to w czasie oszczÄ™dnoÅ›ci budżetowych, że innym każe zaciskać pasa a sam szasta pieniÄ™dzmi. Dlatego wolaÅ‚ na koszt podatnika przenieść siÄ™ w przyszÅ‚ym roku na Krakowskie PrzedmieÅ›cie.
   WyjÄ…Å‚ z półki jakÄ…Å› starÄ… książkÄ™, której już dawno nie miaÅ‚ w rÄ™ku i usiadÅ‚ w fotelu. Nie czytaÅ‚ żadnych nowych pozycji, poza biografiami, bo zajmowaÅ‚o go tak wiele spraw, że nie potrafiÅ‚ skupić siÄ™ na treÅ›ci książki. Czasem po pół godzinie lektury nie miaÅ‚ zielonego pojÄ™cia o tym, co przed chwilÄ… czytaÅ‚. WolaÅ‚ wielokrotnie już przejrzane pozycjÄ™, w których zawsze orientowaÅ‚ siÄ™ w treÅ›ci. Najlepiej z okresu wczesnej mÅ‚odoÅ›ci, gdy miaÅ‚ dużo czasu na czytanie.
   ByÅ‚ na 24 stronie fascynujÄ…cej podróży kiedy usÅ‚yszaÅ‚ pukanie do drzwi.
   - ProszÄ™ – powiedziaÅ‚ niechÄ™tnie.
   - WÅ‚aÅ›nie oglÄ…daÅ‚am kochanie PanoramÄ™ – do pokoju weszÅ‚a oczywiÅ›cie żona. – Straszne rzeczy z tym ministrem. Dobrze, że go zdymisjonowaÅ‚eÅ› – usiadÅ‚a na porÄ™czy jego fotela. MiaÅ‚a na sobie trochÄ™ mniej ubrania niż przy powitaniu lecz premier na razie tego nie zauważyÅ‚ bo nie oderwaÅ‚ oczu od kartek książki.
   - Może i dobrze. Ale teraz mam gorszy problem – przewróciÅ‚ kolejnÄ… stronÄ™.
   - Jaki?
   - MuszÄ™ mianować kogoÅ› na jego miejsce.
   - Nie masz żadnego kandydata?
   - Problem w tym, że mam ich zbyt wielu. Jak siÄ™ zorientowali jaka to może być dobra fucha wszyscy nagle chcÄ… zostać Ministrem Obrony Åšrodowiska. W dodatku ten ludowy plankton zaczÄ…Å‚ siÄ™ stawiać i mówi, że tylko on może ukrócić korupcjÄ™ w tym resorcie – premier uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ znad kartek czytanej książki. SÅ‚ynÄ…Å‚ z tego uÅ›miechu, po którym trudno byÅ‚o poznać czy kpi sobie czy mówi caÅ‚kiem serio.
   - Przecież nie sÄ… w koalicji.
   - Tak, ale na gwaÅ‚t szukajÄ… pieniÄ™dzy na jesiennÄ… kampaniÄ™ wyborczÄ… a ja nie mogÄ™ rzÄ…dzić bez ich gÅ‚osów.
   - To Å‚obuzy. – żona opuÅ›ciÅ‚a porÄ™cz fotela i usiadÅ‚a na kolanach małżonka. Premier tym razem musiaÅ‚ zobaczyć jej nowy koronkowy stanik i poczuć zapach zmysÅ‚owych perfum.
   - Ale z mandatami – westchnÄ…Å‚ premier.
   - A nie mógÅ‚byÅ› mianować kogoÅ› spoza ukÅ‚adów?
   - Po co?
   - Å»eby zobaczyli kto tu rzÄ…dzi. W koÅ„cu jesteÅ› premierem.
   - To prawda – uderzyÅ‚a w jego czuÅ‚e miejsce. Zawsze uchodziÅ‚ za czÅ‚owieka, który chce rzÄ…dzić twardÄ… rÄ™kÄ…. Może nadszedÅ‚ najwyższy czas? Taka afera to dobry pretekst. Po chwili marzeÅ„ powróciÅ‚ jednak do rzeczywistoÅ›ci. – Ale jak ja to wyjaÅ›niÄ™ kolegom z partii? No i ludowcom.
   - Możesz przecież powiedzieć, że w zwiÄ…zku ze straszliwa kompromitacjÄ… tego stanowiska potrzebowaÅ‚eÅ› kogoÅ›, kto przywróci mu dawny prestiż – premierowa zaczęła delikatnie czochrać czuprynÄ™ męża, co zawsze wprawiaÅ‚o go w erotyczny nastrój.
   - Na przykÅ‚ad kogo?
   - Bo ja wiem. JakiegoÅ› idealistycznego ekologa albo kogoÅ› w tym stylu – rzuciÅ‚a niedbale zabierajÄ…c siÄ™ do caÅ‚owania ucha małżonka. – PamiÄ™tasz tego zabawnego zielonego, którego żona pisze bajki dla dzieci?
   - Którego?
   - No tego, który wpadÅ‚ jesieniÄ… do wody na otwarciu tej oczyszczalni Å›cieków. Twój samochód odwiózÅ‚ go potem do hotelu.
   - A tak. Przypominam sobie. Strasznie Å›mieszny gość. Ale wyglÄ…daÅ‚ na nieporadnego...
   - A po co ci inny? – małżonka pozbawiÅ‚a premiera marynarki.
   
   
   Przy biurku siedziaÅ‚ szczupÅ‚y, lekko siwawy mężczyzna. Nie byÅ‚o to Å‚atwo dostrzec bo pomieszczenie w którym siÄ™ znajdowaÅ‚ tonęło raczej w półmroku. OÅ›wietlaÅ‚a je jedynie lampa stojÄ…ca na blacie biurka. Lampa ta nie miaÅ‚a nic wspólnego z nowoczesnymi urzÄ…dzeniami tego typu. ByÅ‚a solidna, bardzo ciężka i pochodziÅ‚a z czasów, których nie mógÅ‚ pamiÄ™tać nawet lokator tego pomieszczenia. Jej abażur, zrobiony z ciemnego różnokolorowego szkÅ‚a, nie pozwalaÅ‚ przenikać Å›wiatÅ‚u żarówki, i zmuszaÅ‚ je do oÅ›wietlania wyÅ‚Ä…cznie biurka i tego co znajdowaÅ‚o siÄ™ pod nim. Mężczyzna sam wydostaÅ‚ lampÄ™ z magazynu, kazaÅ‚ naprawić i postawić w swoim gabinecie. Podobno zresztÄ… staÅ‚a tu również pół wieku temu. Teraz Å›miesznie kontrastowaÅ‚a ze stojÄ…cym obok pÅ‚askim ekranem komputera.
   Ale caÅ‚ość tego pokoju powstaÅ‚a wÅ‚aÅ›nie z „harmonii kontrastów”, jakby powiedziaÅ‚ krytyk sztuki nowoczesnej. W przeciwieÅ„stwie jednak do nowoczesnych artystów autor tego wnÄ™trza dokÅ‚adnie wiedziaÅ‚ co chciaÅ‚ osiÄ…gnąć i nie zależaÅ‚o mu na poklasku publicznoÅ›ci. ZwÅ‚aszcza, że pokój ten odwiedzaÅ‚o bardzo maÅ‚o osób. Lecz ci, którzy tu byli mieli jednoczeÅ›nie poczuć strach przed historiÄ… tego pomieszczenia, potÄ™gowany doÅ‚Ä…czeniem do wszechmocy historii dzisiejszej super techniki. Mieli być mali jak zwykli Å›wiadkowie dziejów, którzy zaplÄ…tali siÄ™ niebezpiecznie blisko ich twórcy.
   Na specjalne okazjÄ™ gospodarz odsÅ‚aniaÅ‚ również dwie stare szafeczki. W jednej z nich mieÅ›ciÅ‚ siÄ™ ultranowoczesny, wielki, pÅ‚aski ekran telewizora jak z powieÅ›ci Orwella. W drugiej byÅ‚o wiekowe radio, ogromny stary odbiornik, zwany pieszczotliwie kukuruźnikiem, który swego czasu zasÅ‚użyÅ‚ siÄ™ dla propagowania jedynie sÅ‚usznego systemu.
   Obok lampy piÄ™trzyÅ‚ siÄ™ stos teczek z dokumentami różnych osób. Prawie wszystkie byÅ‚y tu jednak dla niepoznaki. Mężczyzna ledwo je przerzuciÅ‚. ZresztÄ… tylko po to żeby osoba, której je odda pomyÅ›laÅ‚a, że wertowaÅ‚ wszystkie tak samo. Tak naprawdÄ™ zaÅ› interesowaÅ‚a go wyÅ‚Ä…cznie jedna z tych teczek. WewnÄ…trz znajdowaÅ‚y siÄ™ akta uÅ›miechniÄ™tego, szczupÅ‚ego blondyna, którego zdjÄ™cie byÅ‚o przypiÄ™te do kwestionariusza personalnego. InteresowaÅ‚ siÄ™ nim już przedtem bo od jakiegoÅ› czasu wiedziaÅ‚, że bÄ™dzie potrzebowaÅ‚ zaufanego czÅ‚owieka. Nie chciaÅ‚ mu powierzać żadnych tajemnic ale chciaÅ‚ mieć pewność, że jego konkurenci nie bÄ™dÄ… na bieżąco informowani o każdym jego kroku. A o tym, że jego dotychczasowy adiutant jest wtyczkÄ… nie wÄ…tpiÅ‚ wÅ‚aÅ›ciwie od dnia przyjÄ™cia go do pracy. Nie przeszkadzaÅ‚o mu to jednak, bo mógÅ‚ dziÄ™ki swojej „nadwiedzy” przekazywać drugiej stronie te informacje, które chciaÅ‚.
   Teraz jednak nadeszÅ‚a chwila kiedy bÄ™dzie musiaÅ‚ podjąć niestandardowe dziaÅ‚ania. Na razie prawdopodobnie on jeden zdawaÅ‚ sobie z tego sprawÄ™. A do tych nowych zadaÅ„ potrzebowaÅ‚ odpowiedniego czÅ‚owieka. KogoÅ› z niezbyt dużym doÅ›wiadczeniem ale nie caÅ‚kowitego żółtodzioba. Najlepiej nie zatrudnionego bezpoÅ›rednio w firmie. Tu nie zaufaÅ‚ by już nikomu.
   KazaÅ‚ przynieść zwykÅ‚e, papierowe teczki, choć mógÅ‚ równie dobrze poprosić o materiaÅ‚ w formie elektronicznej. ZwÅ‚aszcza, że jak na swój wiek posÅ‚ugiwaÅ‚ siÄ™ komputerem zadziwiajÄ…co dobrze. Jednak wtedy można by zbyt dokÅ‚adnie okreÅ›lić jak dÅ‚ugo przypatrywaÅ‚ siÄ™ poszczególnym aktom. Nie miaÅ‚ zaÅ› ochoty spÄ™dzać nad każdym po pół godziny bo mężczyzn koÅ‚o trzydziestki na zagranicznych placówkach – tak okreÅ›liÅ‚ u personalnego swoje zapotrzebowanie – byÅ‚o blisko stu. Nikogo nie zdziwiÅ‚o, że chcÄ™ oglÄ…dać akta w ten sposób bo wszyscy wiedzieli, że jest przedziwnÄ… mieszankÄ… nowoczesnoÅ›ci z konserwatyzmem. Tylko adiutant zaniepokoiÅ‚ siÄ™ gdyż domyÅ›liÅ‚ siÄ™, że szef szuka jego nastÄ™pcy. Nie wnikaÅ‚ w motywy jego postÄ™powania bo jego umysÅ‚ zajmowaÅ‚a teraz głównie analiza tego jaki bÅ‚Ä…d spowodowaÅ‚ jego dekonspiracjÄ™. WiedziaÅ‚, że musiaÅ‚ siÄ™ czymÅ› zdradzić i to spowoduje jego „przesuniÄ™cie”. ZadawaÅ‚ sobie pytanie czy jego faktyczny zwierzchnik wybaczy mu ten bÅ‚Ä…d czy każe do koÅ„ca życia czytać gazety.
   Ten, którego teczka zainteresowaÅ‚a mężczyznÄ™ najbardziej, wydawaÅ‚ siÄ™ znakomity do roli jakÄ… mu przeznaczyÅ‚. Od dwóch lat na zagranicznej placówce jako radca handlowy w ... Boże, ile jest Å›miesznych nowych paÅ„stw. Znakomity angielski i... To pewnie jÄ™zyk tego paÅ„stwa. Bardzo dobry iloraz inteligencji. Taki w sam raz. Nie za wysoki wiÄ™c nie grozi, że bÄ™dzie lepszy od niego i bÄ™dzie rozumiaÅ‚ za dużo z tego co on bÄ™dzie musiaÅ‚ robić. I do tego jest niezadowolony ze swojej posady. Mężczyzna wiedziaÅ‚ o tym również z innego źródÅ‚a. Gdy szedÅ‚ dwa lata temu jednym z korytarzy usÅ‚yszaÅ‚ jak szczupÅ‚y blondyn żali siÄ™ koledze. ZapamiÄ™taÅ‚ tylko jego twarz. Nie wiedziaÅ‚ jak siÄ™ nazywa a nawet nie staraÅ‚ siÄ™ tego dowiedzieć. PomyÅ›laÅ‚ jedynie, że może siÄ™ kiedyÅ› przydać. MiaÅ‚ fotograficznÄ… pamięć i teraz oglÄ…daÅ‚ jedynie zdjÄ™cia kandydatów. Teczki przyniesiono mu w alfabetycznej kolejnoÅ›ci. Ponieważ blondyn miaÅ‚ nazwisko na "J" mężczyzna rozpoznaÅ‚ go dość szybko. Teraz byÅ‚ zadowolony, że nie pomyliÅ‚ siÄ™ w jego wstÄ™pnej ocenie.
   
   Konferencje prasowe rzecznika rzÄ…du cieszyÅ‚y siÄ™ od dÅ‚uższego czasu coraz mniejszym zainteresowaniem. BraÅ‚o siÄ™ to z faktu, że dziennikarze dawno zrozumieli, że dowiedzÄ… siÄ™ od niego wszystkiego z wyjÄ…tkiem tego o co go pytali. JeÅ›li na przykÅ‚ad zgÅ‚aszali wÄ…tpliwość co do koniecznoÅ›ci podnoszenia zarobków ministrów obarczaÅ‚ winÄ… rozporzÄ…dzenie poprzedniego rzÄ…du, który postanowiÅ‚ regularnie podnosić pensje czÅ‚onków gabinetu. Kiedy zaÅ› zauważali, że przecież obecny rzÄ…d może zmienić to rozporzÄ…dzenie, obruszaÅ‚ siÄ™ straszliwie, twierdzÄ…c: "No tak, żebyÅ›cie PaÅ„stwo mogli potem pisać, że znowu zaprzepaszczamy dokonania naszych poprzedników". W zwiÄ…zku z tak dalece idÄ…cÄ… umiejÄ™tnoÅ›ciÄ… ciÄ…gÅ‚ego nie mówienia niczego wróżonÄ… mu dużą karierÄ™ w Brukseli.
   DziÅ› także nikt nie spodziewaÅ‚ siÄ™ żadnych newsów wiÄ™c wszyscy ziewali ostentacyjnie, nie wypoczÄ™ci jeszcze po Å›wieżo zakoÅ„czonym karnawale. Nawet tajemniczy uÅ›miech na ustach rzecznika nie wzbudziÅ‚ ich wiÄ™kszego zainteresowania. Wiedzieli wprawdzie, że najprawdopodobniej poznajÄ… zaraz nowego Ministra Obrony Åšrodowiska ale nie liczyli w tym wzglÄ™dzie na żadne rewelacje. W najlepszym wypadku mógÅ‚ to być jakiÅ› dziaÅ‚acz z zaplecza, o którym maÅ‚o kto sÅ‚yszaÅ‚ i który na użytek nowej funkcji szumnie zostaÅ‚ nazwany fachowcem. W jego oÅ›wiadczeniu lustracyjnym widniaÅ‚a zaÅ› zapewne klauzula, iż byÅ‚ „tajnym, Å›wiadomym współpracownikiem sÅ‚użb specjalnych”. Standard przy każdej drobnej rekonstrukcji rzÄ…du, która miaÅ‚ odwrócić uwagÄ™ od istotnych problemów.
   - DzieÅ„ dobry paÅ„stwu, witam na mojej konferencji prasowej. ZacznÄ™ od przeczytania oÅ›wiadczenia - dziennikarze zaczÄ™li ostentacyjnie ziewać jeszcze gÅ‚oÅ›niej ale to nie zepsuÅ‚o dobrego humoru rzecznika, który czytaÅ‚ przygotowany tekst. - A na koniec chciaÅ‚bym poinformować paÅ„stwa o kandydacie na nowego Ministra Obrony Åšrodowiska - niektórzy dziennikarze przestali ze sobÄ… rozmawiać, reszta jednak nadal ufaÅ‚a swym mikrofonom i dyktafonom - Jest nim pan Jaromir SaÅ‚aciÅ„ski - to nazwisko nie mówiÅ‚o nikomu nic, ale na to byli przygotowani. - szef organizacji ekologicznej Zielony Pokój.
   Na sali zapanowaÅ‚a kompletna cisza. Wszyscy patrzyli na siebie pytajÄ…cym wzrokiem, bo nikt nie rozumiaÅ‚ nic z tego co przed chwilÄ… usÅ‚yszaÅ‚. Jedynie sam pozostajÄ…cy w centrum uwagi staÅ‚ niewzruszony. W ramach rewanżu szukaÅ‚ na sali – niby zdziwionym wzrokiem - kogokolwiek, kto spróbowaÅ‚by mu zadać jakieÅ› pytanie. Nikt jednak nie chciaÅ‚ być pierwszy i wyjść na gÅ‚upka.
   - Może pan Mariusz - rzecznik postanowiÅ‚ wykorzystać sytuacjÄ™ - który przyczyniÅ‚ siÄ™ do schwytania poprzedniego ministra chciaÅ‚by mnie o coÅ› zapytać?
   - Ja? Dlaczego?
   - Pyta pan dlaczego? Co Dlaczego?
   - Pytam dlaczego ja miaÅ‚bym zadać to pytanie?
   - Ach rozumiem - rzecznik uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ pobÅ‚ażliwie - pana interesujÄ… tylko sensacyjne i negatywne informacjÄ™ - szpilka utkwiÅ‚a w dobrym miejscu.- Ta informacja jest natomiast bardzo dobra. Pan Jaromir SaÅ‚aciÅ„ski jest najlepszym dowodem na to, że pan premier chcÄ™ wykorzystywać fachowców. Inżynier leÅ›nictwa, szef organizacji ekologicznej, nie zwiÄ…zany z żadnÄ… partiÄ… - rozejrzaÅ‚ siÄ™ po sali ale tam nadal, zgodnie z jego przypuszczeniami panowaÅ‚a konsternacja. - JeÅ›li nie majÄ… paÅ„stwo żadnych pytaÅ„ zapraszam wkrótce do PaÅ‚acu Prezydenckiego na wrÄ™czenie stosownej nominacji - zÅ‚ożyÅ‚ swoje papiery iopuÅ›ciÅ‚ salÄ™ konferencyjnÄ…. Cisza po jego wyjÅ›ciu trwaÅ‚a dobrÄ… minutÄ™. Rzecznik marzyÅ‚ o takiej chwili od bardzo dawna wiÄ™c staÅ‚ po drzwiami i wsÅ‚uchiwaÅ‚ siÄ™ w niÄ… z luboÅ›ciÄ…. Jeszcze wiÄ™kszÄ… radość sprawiÅ‚ mu harmider jaki nastÄ…piÅ‚ po niej. Wszyscy pytali wszystkich o co chodzi ale nadal nikt niczego nie rozumiaÅ‚.
   
   
   Na progu gabinetu, w którym czas zatrzymaÅ‚ siÄ™ dawno temu, stanÄ…Å‚ szczupÅ‚y blondyn. ByÅ‚ trochÄ™ zdenerwowany bo wiedziaÅ‚, że od tego spotkania zależy bardzo wiele. Dwie osoby, które weszÅ‚y przed nim, po wyjÅ›ciu, ruchem rzymskich cezarów, pokazywaÅ‚y, że nie sÄ… zbyt zadowolone z odbytej przed chwilÄ… rozmowy. To wywoÅ‚aÅ‚o nieco nerwowoÅ›ci wÅ›ród pozostaÅ‚ej dwójki. Gdyby bowiem mieli pewność, że sÄ… jedynymi branymi pod uwagÄ™ na to ważne stanowisko, niepowodzenia poprzedników ucieszyÅ‚yby ich, gdyż znacznie podnosiÅ‚y ich wÅ‚asne szansÄ™. Jednak mogli być jednymi z wielu, których generaÅ‚ zaprosiÅ‚ na to swoiste interview a smutne twarze wychodzÄ…cych mogÅ‚y Å›wiadczyć na przykÅ‚ad o zÅ‚ym humorze generaÅ‚a Chytomira PÄ™piÅ„skiego w dniu dzisiejszym. Dlatego też szczupÅ‚y blondyn, choć z zewnÄ…trz wyglÄ…daÅ‚ na spokojnego, w Å›rodku caÅ‚y siÄ™ gotowaÅ‚
   - Panie generale porucznik Tomasz JabÅ‚onka melduje siÄ™ ...
   - Spocznij - przerwaÅ‚ mu spokojnie lekko siwawy mężczyzna siedzÄ…cy za biurkiem - Siadajcie i powiedzcie mi coÅ› o sobie JabÅ‚onka.
   - Rocznik 77, studia ukoÅ„czone z wyróżnieniem, nastÄ™pnie...
   - JabÅ‚onka, takie rzeczy to ja mogÄ™ wyczytać z waszej teczki personalnej - przerwaÅ‚ mu tym razem z lekkÄ… irytacjÄ… generaÅ‚ - Chodzi mi o to, czego tam nie mogÄ™ znaleźć.
   - Ale ja absolutnie niczego nie zataiÅ‚em - stwierdziÅ‚ niezbyt pewnie porucznik.
   - ZatailiÅ›cie – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ pobÅ‚ażliwie generaÅ‚. – Każdy coÅ› zataja, bo nikt nie jest aż tak gÅ‚upi, żeby mówić o sobie wszystko. Najważniejsze jest jednak, żebyÅ›my ze sobÄ… szczerze rozmawiali. Nie mogÄ™ przecież brać na adiutanta kogoÅ›, kto nie jest ze mnÄ… caÅ‚kowicie szczery. Dlatego odpowiedzcie jeszcze raz na moje pytanie: co zatailiÅ›cie? Zastanówcie siÄ™ dobrze nad odpowiedziÄ…, bo po niej możecie już wiÄ™cej nie trafić do tego gabinetu.
   
   "Nowa sekretarka" pomyÅ›laÅ‚ kiedy wchodziÅ‚ do kancelarii premiera. "Ciekawe dla kogo pracuje?” To już chyba zboczenie zawodowe. Może jest po prostu sympatyczna, zna jÄ™zyki i kogoÅ› kto jÄ… tu poleciÅ‚? Na wszelki wypadek trzeba to bÄ™dzie sprawdzić.
   - Pan premier prosiÅ‚, żeby zaczekaÅ‚ pan chwilÄ™ - powiedziaÅ‚a sekretarka, wskazujÄ…c mu jednoczeÅ›nie miejsce obok jej biurka. OtaksowaÅ‚a go przy okazji wzrokiem. ByÅ‚ znacznie przystojniejszy od goÅ›ci, których widziaÅ‚a w tym tygodniu. Mimo swoich lat (na oko dobiegaÅ‚ 50-ki) nie miaÅ‚ Å›ladu brzucha, a sylwetkÄ™ miaÅ‚ idealnie wysportowanÄ…. KsztaÅ‚tnej czaszce nie przeszkadzaÅ‚ brak wÅ‚osów. Tak naprawdÄ™ brakowaÅ‚o mu tylko munduru. Choć i bez niego wyglÄ…daÅ‚ bardzo atrakcyjnie. SpuÅ›ciÅ‚a oczy, gdy zauważyÅ‚a, że schwyciÅ‚ jej wzrok.
   "Trzeba jÄ… bÄ™dzie jednak sprawdzić". DopuszczaÅ‚ wprawdzie myÅ›l, że zainteresowaÅ‚ jÄ… jako mężczyzna. WolaÅ‚ siÄ™ jednak upewnić co do źródeÅ‚ jej ciekawoÅ›ci. Bardzo dawno temu nauczyÅ‚ siÄ™ tego, że każda jego przeciwniczka chcÄ…c go podejść zaczyna od zachwytu nad jego fizys. Zachwyt nad sobÄ… zawsze byÅ‚ cechÄ… prawie wszystkich piÄ™knych kobiet i wiÄ™kszoÅ›ci przystojnych mężczyzn. Dlatego chcÄ…c dobrze wykonywać swojÄ… pracÄ™ musiaÅ‚ siÄ™ nauczyć nad nim panować.
   Po chwili z kancelarii premiera wyszedÅ‚ poprzedni gość. Nie byÅ‚ chyba zbyt ważny skoro premier nie podniósÅ‚ siÄ™ by go odprowadzić do drzwi. Nie podniósÅ‚ siÄ™ również na widok swojego kolejnego goÅ›cia, choć ten peÅ‚niÅ‚ jednÄ… z kluczowych ról w aparacie sprawowania wÅ‚adzy. Ale byÅ‚a to rola nie do koÅ„ca formalna. I choć premier zdawaÅ‚ sobie z niej sprawÄ™ to uznawaÅ‚ jÄ… bardzo rzadko, tylko w chwilach kryzysu. Nie ufaÅ‚ mu bo wiedziaÅ‚, że tamten jako szef sÅ‚użb specjalnych ma kompromitujÄ…ce materiaÅ‚y nie tylko na jego przeciwników ale również na niego. Dlatego kiedy mógÅ‚ sobie na to pozwolić lekceważyÅ‚ go. OczywiÅ›cie delikatnie bo jednak czasem bardzo go potrzebowaÅ‚.
   - Witam pana serdecznie - premier ograniczyÅ‚ siÄ™ jedynie do pokazania mężczyźnie jednego z dwóch foteli, które staÅ‚y naprzeciwko niego po drugiej stronie biurka - Co tam dobrego sÅ‚ychać w naszych tajnych sÅ‚użbach? - zapytaÅ‚ z uÅ›miechem.
   - Å»adnych sensacji. Kontrolujemy wypÅ‚yw informacji z pana kancelarii, także nie grożą nam żadne poważne przecieki ...
   - I nadal nie może pan mi powiedzieć kto jest tym przeciekiem?
   - Przecież pan premier wie, że nienaturalne zachowanie wobec tej osoby mogÅ‚oby wzbudzić niepotrzebne podejrzenia. MogÄ™ tylko zapewnić, że nie byÅ‚a to paÅ„ska poprzednia sekretarka. NowÄ… dopiero sprawdzamy. - uÅ›miech nieco przygasÅ‚ na twarzy szefa rzÄ…du - A tak apropos zaskakiwania nas decyzjami przez pana premiera ...
   - Panie Przypkowski niech pan nie zapomina, że to ja na razie jestem prezesem Rady Ministrów i z mojej polityki personalnej mogÄ™ siÄ™ tÅ‚umaczyć co najwyżej Sejmowi i prezydentowi.
   - Ależ naturalnie panie premierze. Tylko nie chciaÅ‚bym, żeby pan premier narobiÅ‚ sobie kÅ‚opotu przez nazbyt przypadkowe, pospieszne i nieprzemyÅ›lane decyzje.
   - Co pan ma na myÅ›li?
   - NominacjÄ™ nowego Ministra Obrony Åšrodowiska.
   - Co, już macie na niego grubÄ… teczkÄ™ materiałów? - uÅ›miech powróciÅ‚ na twarz szefa rzÄ…du.
   - Gdyby tak byÅ‚o nie martwiÅ‚bym siÄ™ zbytnio. SÄ™k w tym, że rutynowa kontrola na razie nie wykryÅ‚a żadnych zakrÄ™tów w życiorysie pana ministra.
   - Niech pan nie przesadza. Jak mu siÄ™ kiedyÅ› dokÅ‚adniej przyjrzycie to coÅ› znajdziecie a jak nawet nie to i tak sobie poradzicie. Po za tym na razie jego obecność podniosÅ‚a notowania mojego rzÄ…du i nie ma czym siÄ™ przejmować.
   - Oby tak byÅ‚ dalej.
   - Nie ma obaw. Przejdźmy do innych rzeczy bo nie mam zbyt dużo czasu - mężczyzna wiedziaÅ‚, że to nieprawda bo specjalnie sprawdziÅ‚ rozkÅ‚ad dzisiejszego dnia premiera, chcÄ…c z nim dÅ‚użej porozmawiać na temat ministra. ByÅ‚ ciekaw, kto go poleciÅ‚ bo przez to mógÅ‚ dotrzeć do ważnych informacji o nim. Po takiej obcesowej uwadze usztywniÅ‚ siÄ™ jednak i zÅ‚ożyÅ‚ tylko kilkuminutowy raport, po czym szybko opuÅ›ciÅ‚ gabinet szefa rzÄ…du.
   WychodzÄ…c uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do sekretarki, która odpowiedziaÅ‚a mu tylko lekkim skinieniem gÅ‚owy. "Może by siÄ™ tak jednak zaprzyjaźnić?" pomyÅ›laÅ‚. Nie, chyba siÄ™ za bardzo przejmuje i nie warto jest podejmować tak daleko idÄ…cych Å›rodków ostrożnoÅ›ci.
   
   
   Nominacja nowego ministra przyciÄ…gnęła do PaÅ‚acu Prezydenckiego spory tÅ‚umek dziennikarzy. Nie dlatego, że byÅ‚o to takie wyjÄ…tkowe wydarzenie. Od poczÄ…tku powstania gabinetu premier wymieniÅ‚ już wielu ministrów. Ale ten jako pierwszy wydawaÅ‚ siÄ™ być osobÄ… spoza ukÅ‚adów. Cichy, skromny, jakby zagubiony w Å›wiecie wielkiej polityki. Widać byÅ‚o, że Å›wieżo kupiony garnitur krÄ™puje mu nieco ruchy i wolaÅ‚by mieć na sobie luźny sweterek. To wszystko byÅ‚o tak wyjÄ…tkowe, że dziennikarze patrzyli na niego z zainteresowaniem i sympatiÄ….
   Gdyby ktoÅ› jednak zapomniaÅ‚ ilu przed nim „wymieniano” szefów resortu to prezydent, zaraz po zaprzysiężeniu ministra, odÅ›wieżyÅ‚ wszystkim pamięć.
   - Jest pan już, panie Jaromirze SaÅ‚aciÅ„ski – zwróciÅ‚ siÄ™ do nowo mianowanego, wrÄ™czajÄ…c mu tradycyjnÄ… teczkÄ™ – trzynastym ministrem, który jest dokooptowany do tego gabinetu. Mam nadziejÄ™, że ta trzynastka nie okaże siÄ™ pechowa dla pana prezesa Rady Ministrów – premier uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ kwaÅ›no sÅ‚yszÄ…c sÅ‚owa gÅ‚owy paÅ„stwa. – ZwÅ‚aszcza, że w obliczu naszego czÅ‚onkostwa w Unii Europejskiej szczególnie istotne wydaje siÄ™ zachowanie niemaÅ‚ego przecież dziedzictwa przyrody. Dziedzictwa, które poza ludźmi jest być może najwiÄ™kszym bogactwem...
   Prezydent wygÅ‚osiÅ‚ jeszcze kilka frazesów na tematy ekologiczne i wrÄ™czyÅ‚ ministrowi nominacjÄ™. Zaraz potem gÅ‚os zabraÅ‚ premier.
   - Å»yczÄ…c panu dużo sukcesów na nowym stanowisku, mam nadziejÄ™ iż przekona pan swojÄ… pracÄ… wszystkich tych, którzy nie wierzyli w fachowość i uczciwość mojego gabinetu, zarzucajÄ…c mi nadmierne upolitycznienie i faworyzowanie tylko wÅ‚asnej klienteli. Jest pan najlepszym przykÅ‚adem, że wszystkie te sÅ‚owa byÅ‚y zwykÅ‚ym oszczerstwem....
   Tylko grupka dziennikarzy znajdujÄ…cych siÄ™ najbliżej premiera nie uÅ›miechnęła siÄ™ na te sÅ‚owa. Bali siÄ™, że szef rzÄ…du to zobaczy a każdy wiedziaÅ‚, że należy on do osób szczególnie pamiÄ™tliwych. Lecz ci z dalszych rzÄ™dów pozwolili sobie nawet na uszczypliwe komentarze. Na szczęście nie przebijaÅ‚y siÄ™ one przez dźwiÄ™k fleszy. Jednak Å›miech, który im towarzyszyÅ‚ dotarÅ‚ do premiera, który spojrzaÅ‚ w tamtym kierunku. Ponieważ kÅ‚Ä™biÅ‚ siÄ™ tam tÅ‚umek nie mógÅ‚ dostrzec kto siÄ™ Å›mieje. ZakoÅ„czyÅ‚ wiÄ™c tylko szybko swojÄ… przemowÄ™ i ustÄ…piÅ‚ miejsca nowemu ministrowi. Ten zaczÄ…Å‚ od razu mówić.
   - ChciaÅ‚em zapewnić paÅ„stwa, że politykÄ™ powierzonego mi resortu, bÄ™dÄ™ prowadziÅ‚ jak najuczciwiej tylko można i zawsze bÄ™dziecie mieli paÅ„stwo dostÄ™p do wszystkich materiałów. Nie bÄ™dÄ™ miaÅ‚ bowiem nic do ukrycia.
   Choć podobne deklaracje wszyscy sÅ‚yszeli wielokrotnie, to jednak teraz zabrzmiaÅ‚y one niesÅ‚ychanie szczerze. Na tyle szczerze, że nawet prezydent z premierem spojrzeli na SaÅ‚aciÅ„skiego uważniej. Dziennikarze zaÅ› przycichli a fotoreporterzy przestali pstrykać zdjÄ™cia. W sali PaÅ‚acu Prezydenckiego zapadÅ‚a cisza. Może nie doskonaÅ‚a, bo sÅ‚ychać byÅ‚o choćby odgÅ‚osy ulicy, ale przejmujÄ…ca i niezwykÅ‚a jak na to miejsce. Nawet przywódca loży szyderców zniżyÅ‚ gÅ‚os do szeptu gdy mówiÅ‚ do swojego sÄ…siada.
   - ZakÅ‚adamy siÄ™, który pierwszy coÅ› mu znajdzie?
   - Daj spokój – odpowiedziaÅ‚ również szeptem zagadniÄ™ty. – Facet rzeczywiÅ›cie wyglÄ…da jakby wierzyÅ‚ w to co mówi.
   - WyglÄ…dać to on sobie może ale przez okno. A jak sobie porzÄ…dzi kilka miesiÄ™cy to zostanie zwykÅ‚ym politykiem – dodaÅ‚ już nieco gÅ‚oÅ›niej bo wszyscy już otrzÄ…snÄ™li siÄ™ z pierwszego wrażenia i haÅ‚as wracaÅ‚ do normy.
   Na zakoÅ„czenie chciaÅ‚ jeszcze powiedzieć coÅ› rzecznik rzÄ…du ale dziennikarze widzÄ…c go podchodzÄ…cego do mikrofonu zaczÄ™li powoli opuszczać salÄ™. Rzecznik chwilÄ™ porozglÄ…daÅ‚ siÄ™ bezradnie i podreptaÅ‚ posÅ‚usznie za premierem. Gdy byÅ‚ już przy szefie usÅ‚yszaÅ‚:
   - Dowiedz siÄ™ kto siÄ™ Å›miaÅ‚. Na jutro.
   
   
   PrzeÅ‚om lutego i marca przyniósÅ‚ wiele doniesieÅ„ prasowych o nowym Ministrze Obrony Åšrodowiska. Nie byÅ‚y one wprawdzie zbyt dÅ‚ugie ale zdecydowanie pozytywne. SÅ‚ynny staÅ‚ siÄ™ jego "zielony telefon" na który mogÅ‚a zadzwonić każda osoba, która zauważyÅ‚a, że ojczystej przyrodzie dzieje siÄ™ jakaÅ› krzywda. Jedna z telewizji pokazaÅ‚a nawet staromodny aparat na biurku ministra. MaiÅ‚ on jeszcze tarczÄ™ do wykrÄ™cania numerów, a caÅ‚y rzeczywiÅ›cie byÅ‚ w gustownym, zielonym kolorze.
   Dodatkowo usprawnienia jakie minister wprowadzaÅ‚ w podlegÅ‚ym mu urzÄ™dzie budziÅ‚y niekÅ‚amany podziw mediów. Każde z nich likwidowaÅ‚o jakieÅ› bzdurne koszty i niepotrzebne obciążenia Skarbu PaÅ„stwa. A już projekt nowej ustawy o zagospodarowaniu przestrzeni parków narodowych wzbudzaÅ‚ prawdziwy zachwyt. Mówiono o nim, że jest na najwyższym Å›wiatowym poziomie. W niewiarygodnie prosty sposób godziÅ‚ interesy ochrony przyrody i ludnoÅ›ci zamieszkujÄ…cej te parki. Wprost prawny i administracyjny majstersztyk. Wszyscy przy tym siÄ™ dziwili, że poprzedni szef resortu nie mógÅ‚ przedstawić przez caÅ‚y rok nawet jej wstÄ™pnego projektu a nowy poradziÅ‚ z tym sobie w niecaÅ‚y miesiÄ…c.
   Premier z uÅ›miechem patrzyÅ‚ na notowania rzÄ…du, które pięły siÄ™ powoli do góry. Z uÅ›miechem przyjmowaÅ‚ również publiczne gratulacje dziennikarzy. PozwoliÅ‚ sobie również częściej kupować kwiaty wÅ‚asnej żonie pamiÄ™tajÄ…c, że to miÄ™dzy innymi jej radzie zawdziÄ™czaÅ‚ tak trafnÄ… decyzjÄ™ personalnÄ…. UÅ›miech zniknÄ…Å‚ jednak z twarzy pana premiera kiedy, lekko skacowany po imieninach Józefa, przyszedÅ‚ do pracy. Nie kac byÅ‚ jednak powodem znikniÄ™cia uÅ›miechu ale prasówka, którÄ… dostarczyÅ‚ mu jego asystent. W trzech najwiÄ™kszych dziennikach grubym czerwonym flamastrem byÅ‚y zaznaczone niewielkie wzmianki. Premier zdziwiony, że takie drobiazgi zaleca mu do lektury jego podwÅ‚adny, wÅ‚ożyÅ‚ szybko na nos okulary i zapytaÅ‚:
   - Co to jest?
   - To projekt zmian w Ministerstwie Obrony Åšrodowiska a raczej w podlegÅ‚ych mu strukturach.
   - To znaczy?
   - To znaczy w różnych agencjach.
   - Nie sÅ‚yszaÅ‚em nigdy o tym - premier przeniósÅ‚ wzrok z asystenta na pÅ‚achtÄ™ pierwszego z dzienników - Cooo???? - wykrztusiÅ‚ po przeczytaniu kilku słów.
   - DokÅ‚adnie tak, panie premierze. Pan minister planuje od przyszÅ‚ego roku likwidacje wiÄ™kszoÅ›ci podlegÅ‚ych mu agencji i funduszy strukturalnych i przeniesienie ich Å›rodków do organizacji pozarzÄ…dowych zajmujÄ…cych siÄ™ analogicznymi celami.
   - W jaki sposób?
   - Proporcjonalnie do wielkoÅ›ci Å›rodków zebranych w ostatnich trzech latach przez te organizacje. Od dotacji odejmie tylko koszty administracyjne tych agencji co da budżetowi oszczÄ™dność okoÅ‚o miliarda zÅ‚otych.
   - Aż tyle? - nawet premier byÅ‚ zdziwiony. Przez chwilÄ™ walczyÅ‚ w nim podziw dla ministra, który mógÅ‚ zrobić to o czym on tylko marzyÅ‚, z politykiem muszÄ…cym dbać o stabilnÄ… wiÄ™kszość parlamentarnÄ…. - Trzeba coÅ› z tym zrobić - zwyciężyÅ‚ instynkt samozachowawczy. – Czy jest jeszcze coÅ› ważnego w dzisiejszej prasie?
   - PiszÄ… głównie o tym, że bezrobocie znów trochÄ™ wzrosÅ‚o...
   - To może zaczekać. ProszÄ™ wezwać jak najszybciej do mnie ministra SaÅ‚aciÅ„skiego.
   Asystent zebraÅ‚ gazety i ruszyÅ‚ do wyjÅ›cia. Zanim wyszedÅ‚ usÅ‚yszaÅ‚ tylko jak jego szef mówi do sekretarki:
   - ProszÄ™ mnie poÅ‚Ä…czyć z..... - chociaż asystent i tak wiedziaÅ‚ z kim siÄ™ chce poÅ‚Ä…czyć premier a premier wiedziaÅ‚, że on wie, to z wymówieniem nazwiska poczekaÅ‚ aż zamknÄ… siÄ™ drzwi
   Punktualnie o dwunastej pod gmach w Alejach Ujazdowskich zajechaÅ‚ sÅ‚użbowy samochód SaÅ‚aciÅ„skiego. Minister, który nie spodziewaÅ‚ siÄ™ dzisiaj żadnego spotkania byÅ‚ ubrany raczej niezobowiÄ…zujÄ…co czyli w strój ekologiczny. Dlatego też przechodzÄ…c przez korytarze peÅ‚ne "umundurowanych" pracowników w garniturach i żakietach nie czuÅ‚ siÄ™ najlepiej. Oni zresztÄ… też patrzyli na niego odrobinÄ™ ironicznie. Chociaż wyglÄ…daÅ‚ o niebo schludniej niż jeden z byÅ‚ych ministrów, ubierajÄ…cy siÄ™ głównie wyciÄ…gniÄ™te sweterki, to i tak nie pasowaÅ‚ zdecydowanie do otoczenia. Po za tym już wiedzieli, że narozrabiaÅ‚ i może dÅ‚ugo nie utrzymać siÄ™ na swoim stanowisku.
   - Przepraszam panie premierze za strój ale nie spodziewaÅ‚em siÄ™ dzisiejszego spotkania, chociaż bardzo siÄ™ z niego cieszÄ™ bo chciaÅ‚em porozmawiać o kilku ważnych sprawach.
   - TakÄ… miaÅ‚em nadziejÄ™ - szef rzÄ…du uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ dobrotliwo-ironiczno-pobÅ‚ażliwie. Ten jego uÅ›miech byÅ‚ sÅ‚ynny i swego czasu musiaÅ‚ z nim walczyć, żeby rozmówcy nie myÅ›leli , że caÅ‚y czas z nich kpi. - Pewnie chce mi pan opowiedzieć coÅ› o dzisiejszych doniesieniach prasowych. Szkoda, że dopiero teraz.
   - Nie bardzo rozumiem. Przecież nie mogÅ‚em rozmawiać o nich zanim siÄ™ ukazaÅ‚y.
   - Ale mógÅ‚ mnie pan poinformować o planach swojego resortu.
   - SÄ™k w tym panie premierze, ze ja dopiero wczoraj wstÄ™pnie rozmawiaÅ‚em o tym z kilkoma osobami i nic nawet nie powstaÅ‚o na ten temat na papierze. Dopiero w przyszÅ‚ym tygodniu miaÅ‚em zamiar zlecić zajÄ™cie siÄ™ tÄ… sprawÄ… jednemu z pracowników i po opracowaniu przez niego jakiegoÅ› zarysu programu, przedstawić to panu premierowi.
   To skÄ…d te informacje w prasie? - premier uważnie przyjrzaÅ‚ siÄ™ swojemu ministrowi. Czyżby nauczyÅ‚ siÄ™ już kÅ‚amać?
   - No wÅ‚aÅ›nie też siÄ™ zastanawiam. MyÅ›lÄ™, że w ministerstwie jest jakaÅ› wtyczka, która sprzedajÄ™ informacje gazetom. Już wczeÅ›niej zanim do czegoÅ› naprawdÄ™ doszÅ‚o czytaÅ‚em o tym w prasie. Dlatego chciaÅ‚em prosić pana premiera o możliwość zrezygnowania z usÅ‚ug tych trzech dyrektorów departamentu, z którymi o tym temacie wczoraj rozmawiaÅ‚em.
   - Jak to?
   - No bo to ktoÅ› z nich jest zapewne tÄ… prasowÄ… wtyczkÄ…. Ja rozumiem, że nie można ich caÅ‚kowicie zdymisjonować, bo nie wiemy na pewno, który to z nich. Ale może by ich przenieść do innych resortów? Najlepiej każdego do innego ministerstwa bo jeÅ›li pojawiÄ… siÄ™ przecieki stamtÄ…d, bÄ™dziemy mieli pewność kto to jest. A w takich warunkach nie ma jak zająć siÄ™ jakÄ…Å› sprawÄ… na poważnie. Bo zanim cokolwiek siÄ™ przemyÅ›li media wezmÄ… to na tapetÄ™ i mogÄ… oÅ›mieszyć najszczytniejszÄ… choćby inicjatywÄ™.
   Premier byÅ‚ nieco zaskoczony przebiegiem rozmowy. PrzygotowaÅ‚ siÄ™ na zdecydowany atak. SpodziewaÅ‚ siÄ™, że minister bÄ™dzie siÄ™ wiÅ‚ i gÅ‚upio tÅ‚umaczyÅ‚ a tymczasem to co mówiÅ‚ brzmiaÅ‚o sensownie i trudno byÅ‚o mieć do niego pretensjÄ™ o zaistniaÅ‚Ä… sytuacjÄ™. Chyba, że... Nie, tak rasowym politykiem jeszcze nie mógÅ‚ być.
   - Dobrze, przeniesiemy ich jak najszybciej do innych resortów. Nie sÄ…dzÄ™, jednak żeby byli tak gÅ‚upi i kontynuowali od razu swojÄ… dodatkowÄ… dziaÅ‚alność bo siÄ™ zorientujÄ… dlaczego zmienili branżę.
   - No chyba, że – minister przez chwilÄ™ biÅ‚ siÄ™ z jakÄ…Å› myÅ›lÄ… – przenieÅ›libyÅ›my tylko dwóch w pewnych odstÄ™pach czasu a trzeciego zostawili. Wtedy mogÄ… siÄ™ nie poÅ‚apać, bo o fakcie, że mówiÅ‚em o tym wyÅ‚Ä…cznie z nimi wiem tylko ja i pan premier.
   - Możemy tak zrobić - powiedziaÅ‚ gÅ‚oÅ›no premier - Ale wracajÄ…c do tego pomysÅ‚u ...
   - To na razie tylko luźna myÅ›l. Nawet nie mam pojÄ™cia czy to jest wykonalne. Postaram siÄ™ przeprowadzić trochÄ™ szczegółowych analiz ale to zajmie ze dwa miesiÄ…ce czasu. Obiecuje, że pan premier bÄ™dzie pierwszÄ… osobÄ…, która zobaczy raport na ten temat...
   - No dobrze – szef rzÄ…du chciaÅ‚ zakoÅ„czyć rozmowÄ™. – Ale przed przyszÅ‚otygodniowymi przesÅ‚uchaniami w komisji porozmawia pan najpierw ze mnÄ…?
   - OczywiÅ›cie.
   - DziÄ™kujÄ™, to wszystko – minister wstaÅ‚ szybko i ruszyÅ‚ w stronÄ™ wyjÅ›cia.
   "Bardzo sprytny – pomyÅ›laÅ‚ premier kiedy czÅ‚onek jego gabinetu zniknÄ…Å‚ już za drzwiami. – JeÅ›li jeszcze nie jest rasowym politykiem mógÅ‚by nim być. Może siÄ™ w przyszÅ‚oÅ›ci przydać. Ale tym bardziej, tak na wszelki wypadek, trzeba na niego coÅ› mieć bo nigdy nic nie wiadomo co wpadnie do jego gÅ‚owy. W koÅ„cu to jednak w pewnym stopniu idealista."
   

Komentarze czytelników