Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
39731 osoby czytały to 536707 razy. Teraz jest 1 osoba
      1 użytkowników on-line
     Tekst ROZDZIAŁ 5
     był czytany 812 razy

ROZDZIAŁ 5

   Przypkowski uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do sekretarki premiera tak zalotnie, że ta, choć byÅ‚a już kobietÄ… po przejÅ›ciach, zarumieniÅ‚a siÄ™ nieco i szybko wbiÅ‚a oczy w ekran komputera przed sobÄ…. WiedziaÅ‚a, że jeÅ›li szpieg puÅ›ci jej jeszcze jedno takie spojrzenie nie pozwoli mu wejść do gabinetu zwierzchnika tylko natychmiast rzuci siÄ™ na niego. Dlatego przybraÅ‚a również minÄ™ strasznie zajÄ™tej by zniechÄ™cić go do wszelkich ewentualnych dalszych kroków.
   Przypkowski nie przejÄ…Å‚ siÄ™ jednak przyjÄ™ciem chÅ‚odniejszym niż zwykle gdyż miaÅ‚ tego dnia znakomity humor. Kiedy podczas ostatniego spotkania opracowywali pomysÅ‚ skompromitowania ministra nie wiedziaÅ‚, czy Å‚atwo przyjdzie mu przekonanie do tego pomysÅ‚u premiera. DziaÅ‚ania ministra podnosiÅ‚y przecież również notowania rzÄ…du a przez to i samego prezesa Rady Ministrów. Jednak wczorajszy pomysÅ‚ ekologa – który znów dziwnym trafem znalazÅ‚ siÄ™ w wiÄ™kszoÅ›ci mediów – powodowaÅ‚, że stawaÅ‚ siÄ™ on groźniejszy od sÅ‚abych wyników w sondażach. Groźniejszy od wszystkich przeciwników jakich musiaÅ‚ pokonać premier pnÄ…c siÄ™ po szczeblach politycznej kariery.
   Dlatego też premier nie powinien mieć najmniejszych obiekcji przed zastosowaniem planu opracowanego przez czÅ‚onków sÅ‚użb specjalnych. Przypkowski wszedÅ‚ pewnym krokiem do jego gabinetu. Tym razem gospodarz od razu podniósÅ‚ siÄ™ na powitanie goÅ›cia. StosujÄ…c zasady mowy ciaÅ‚a, wyuczone na różnych kursach, Å›ciskajÄ…c dÅ‚oÅ„ Przypkowskiego, lewÄ… rÄ™kÄ… podtrzymaÅ‚ jego prawicÄ™. MiaÅ‚o to oznaczać: „Ufam ci i szanuję”. „ Akurat” pomyÅ›laÅ‚ agent, który nauczyÅ‚ siÄ™ tych technik zanim jeszcze premier nauczyÅ‚ siÄ™ mówić.
   - Witam pana serdecznie – premier rozpÅ‚ywaÅ‚ siÄ™ w uÅ›miechach i niemal zaniósÅ‚ swojego goÅ›cia na krzeseÅ‚ko. Z rozmowy telefonicznej mógÅ‚ siÄ™ domyÅ›lać, że ten przynosi mu pomysÅ‚, który miaÅ‚ pozbawić go kÅ‚opotu. Gdyby byÅ‚o trzeba zaniósÅ‚by go nawet pod pomnik Chopina, znajdujÄ…cy siÄ™ po drugiej stronie ulicy w parku.
   - DzieÅ„ dobry panie premierze.
   - Co pan mi przynosi?
   - Dobre wiadomoÅ›ci.
   
   
   - Kochanie czemu ty go po prostu nie zwolnisz?
   - Nie mogÄ™ – odpowiedziaÅ‚ premier opadajÄ…c na fotel przed telewizorem. – Kiedy parÄ™ dni temu ukazaÅ‚y siÄ™ takie przecieki w prasie od razu spadÅ‚y notowania rzÄ…du. Wszyscy uważajÄ…, że to jedyny uczciwy facet w rzÄ…dzie. MogÄ™ go zwolnić dopiero kiedy okaże siÄ™ nieuczciwy.
   - A wtedy notowania nie spadnÄ…?
   - SpadnÄ…, ale nie bÄ™dÄ™ miaÅ‚ poza rzÄ…dem kontrkandydata, którego wszyscy uważajÄ… za ostatniego sprawiedliwego. Nie popeÅ‚niÄ™ bÅ‚Ä™du mojego poprzednika.
   - MyÅ›lisz, że on bÄ™dzie kandydowaÅ‚?
   - Jak go zwolniÄ™ to na pewno. Przy jego obecnej popularnoÅ›ci zaraz go ktoÅ› do tego namówi.
   Premier postanowiÅ‚ dla odprężenia nalać sobie szklaneczkÄ™ czegoÅ› mocniejszego. Chociaż pomysÅ‚ przedstawiony mu dzisiaj przez Przypkowskiego byÅ‚ naprawdÄ™ dobry to koÅ‚ataÅ‚ siÄ™ w nim zabobonny strach, że ten pechowy minister może wybrnąć i z tej sytuacji. A wtedy pozostanie mu już tylko jedno...
   - Na czym wÅ‚aÅ›ciwie polega ten jego nowy plan?
   - Nieważne na czym. Ważne, że pozbawia nas milionów euro z funduszy strukturalnych, które mogliÅ›my przeznaczyć na kampaniÄ™. Bez nich bÄ™dziemy w przyszÅ‚ym parlamencie nic nie znaczÄ…cÄ… partiÄ… opozycyjnÄ….
   - A nie można zdobyć ich jakoÅ› inaczej?
   - Po tej cholernej aferze sprzed trzech lat media strasznie sprawdzajÄ… skÄ…d mamy na to pieniÄ…dze. Dlatego od dwóch lat, przygotowaliÅ›my ten program, żeby wszystko byÅ‚o jak najbardziej legalne. PrzejÄ™liÅ›my nawet po cichu wiÄ™kszość przedsiÄ™biorstw z tej branży, żeby w przetargach mogÅ‚o brać udziaÅ‚ wiÄ™cej zaprzyjaźnionych firm. I wszystko na nic przez te jego ekologiczne mrzonki. Wyrzuci nasze pieniÄ…dze w bÅ‚oto. A raczej w czystÄ… wodÄ™.
   - Przecież możecie go przegÅ‚osować na Radzie Ministrów?
   - CaÅ‚a prasa już zachÅ‚ysnęła siÄ™ tym jego pomysÅ‚em. NastÄ™pnego dnia po takim gÅ‚osowaniu zacznÄ… siÄ™ dziennikarskie Å›ledztwa dlaczego tak nam bardzo na tym zależy. Nie kochanie, muszÄ™ zmusić tego cholernego SaÅ‚aciÅ„skiego by sam wycofaÅ‚ swój projekt.
   
   
   - Z czym przychodzisz? – spytaÅ‚ Henryk pokazujÄ…c miejsce swojemu goÅ›ciowi.
   - Z dobrym sÅ‚owem – odpowiedziaÅ‚ Przypkowski wyjmujÄ…c z teczki butelkÄ™, która nie zawieraÅ‚a z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ… ekskluzywnego trunku. ByÅ‚a zwykÅ‚a, pozbawiona etykiety a pÅ‚yn, który jÄ… wypeÅ‚niaÅ‚, byÅ‚ niespecjalnie przezroczysty.
   - Co to jest?
   - Siwucha. Najprawdziwsza a nie taka ze sklepu.
   - SkÄ…d jÄ… masz?
   - Znajomy podrzuca mi czasem parÄ™ flaszek.
   Henryk podszedÅ‚ do barku. OtworzyÅ‚ go i zastanawiaÅ‚ siÄ™ przez chwilÄ™ nad czymÅ›. W koÅ„cu siÄ™gnÄ…Å‚ w najodleglejszy kÄ…t szafki i wyciÄ…gnÄ…Å‚ stamtÄ…d popularne niegdyÅ› szklaneczki zwane musztardówkami. WróciÅ‚ z nimi na biurko, odkrÄ™ciÅ‚ butelkÄ™ i wypeÅ‚niÅ‚ szklaneczko-kieliszki niemal po brzegi.
   - To prawie zabytki. Mam je już ze czterdzieÅ›ci lat. Uważaj, żeby ich nie stÅ‚uc.
   - Czemu miaÅ‚bym je stÅ‚uc?
   - Podobno nie możesz teraz za dużo wypić. GdybyÅ› siÄ™ wiÄ™c zakrztusiÅ‚, któraÅ› z nich mogÅ‚aby ci wypaść z rÄ…k..
   - Kto ci nagadaÅ‚ takich gÅ‚upot? – obruszyÅ‚ siÄ™ Przypkowski. - Pewnie nasz drogi generaÅ‚ PÄ™piÅ„ski?
   - Nie potwierdzam nie zaprzeczam. Ale czyżbym miaÅ‚ zÅ‚e informacjÄ™? – udaÅ‚ zdziwienie Skuteczny.
   - WidzÄ™, że mnie podpuszczasz. Nie pamiÄ™tasz jak dawniej parÄ™ razy zalaliÅ›my robaka?
   - To prawda. Ale to byÅ‚o jeszcze głównie w poprzednim ustroju. Teraz nabraÅ‚eÅ› tyle zachodnich manier, że nie wiem, czy zwykÅ‚a siwucha przejdzie przez twoje europejskie gardzioÅ‚ko.
   - Ponieważ sÅ‚owa ciÄ™ nie przekonajÄ… czas przejść do czynów – Przypkowski siÄ™gnÄ…Å‚ po musztardówkÄ™. - No to nasze nieustajÄ…ce kawalerskie – przechyliÅ‚ szklaneczkÄ™ do ust i wypiÅ‚ caÅ‚Ä… jej zawartość duszkiem. W jego Å›lady poszedÅ‚ zaraz Henryk i przez nastÄ™pne kilka sekund obydwaj Å‚apali powoli powietrze. Jako prawdziwym twardzielom nie wypadaÅ‚o im siÄ™ przyznać, że pierwsza dawka 70 % alkoholu zaparÅ‚a im dech w piersiach.
   - Dobre – zaÅ›piewaÅ‚ raczej cienko Skuteczny krzywiÄ…c siÄ™ przy tym nieco.
   - Z byle gównem bym do ciebie nie przychodziÅ‚ – potwierdziÅ‚ Przypkowski gÅ‚osem już nieco pewniejszym.
   - To może jeszcze na drugÄ… nóżkÄ™?
   - Z chÄ™ciÄ….
   Henryk nalaÅ‚ powoli kolejnÄ… porcjÄ™. Widać byÅ‚o, że nad czymÅ› intensywnie siÄ™ zastanawia ale nic nie powiedziaÅ‚. Ponieważ sam narzuciÅ‚ tak szybkie tempo nie mógÅ‚ teraz okazać sÅ‚aboÅ›ci. Przypkowski zauważyÅ‚ jego wahanie i postanowiÅ‚ mu pomóc. ZwÅ‚aszcza, że poczuÅ‚ już mocno wlewajÄ…ce siÄ™ ciepÅ‚o i jeÅ›li rozmowa miaÅ‚a siÄ™ dalej toczyć w gabinecie a nie w ubikacji wymagaÅ‚o to wsparcia.
   - Może zawoÅ‚asz jakÄ…Å› maÅ‚Ä… zagrychÄ™?
   - Åšwietna myÅ›l – gospodarz wyraźnie ucieszyÅ‚ siÄ™. NacisnÄ…Å‚ guziczek przy telefonie. – Jasiu: ogóreczki, kabanosy i pół skrojonego chlebka. Tylko migiem – kiedy to powiedziaÅ‚ zastanowiÅ‚ siÄ™ przez chwilÄ™ czy nie zrobiÅ‚ tego za szybko. Jako SÅ‚owianin powinien przecież raczej rzucić: „po pierwszym nie zakÄ…szam. Aby pokryć niepewność szybko zmieniÅ‚ temat – No dobra, powiedz o co chodzi.
   - O ministra.
   - O ministra? – Skuteczny udaÅ‚ zdziwienie. – Czyżby premier nie zgodziÅ‚ siÄ™ na twój plan?
   - Å»artujesz. MaÅ‚o nie wyniósÅ‚ mnie na rÄ™kach ze swojego gabinetu, tak siÄ™ cieszyÅ‚.
   - WiÄ™c o co chodzi?
   - Mam zÅ‚e przeczucia dotyczÄ…ce jego powodzenia.
   - To dlaczego go zaproponowaÅ‚eÅ›?
   Zanim Przypkowski zdążyÅ‚ odpowiedzieć usÅ‚yszeli energiczne pukanie do drzwi.
   - Wejdź Jasiu.
   Do gabinetu wszedÅ‚ adiutant Henryka, niosacy w rÄ™ku tacÄ™. Na niej znajdowaÅ‚y siÄ™ wszystkie akcesoria o które prosili biesiadnicy. Pół kilo kabanosów towarzyszyÅ‚o odkrÄ™conemu sÅ‚oiczkowi ogórków i równo pokrojonym kromkom chleba. Adiutant postawiÅ‚ to wszystko na biurku, obok flaszki siwuchy i wyprostowaÅ‚ siÄ™.
   - Czy coÅ› jeszcze?
   - Nie, to wszystko – adiutant odwróciÅ‚ siÄ™ na piÄ™cie i wyszedÅ‚. – No, czemu go zaproponowaÅ‚eÅ›?
   - Bo jest dobry – gość wziÄ…Å‚ w rÄ™kÄ™ swojÄ… musztardówkÄ™ i wznoszÄ…c jÄ… do góry powiedziaÅ‚ – No, to na drugÄ… nóżkÄ™.
   Henryk chwyciÅ‚ szklaneczkÄ™ i speÅ‚niÅ‚ toast duszkiem. NastÄ™pnie powoli i dostojnie – tak jak Przypkowski – siÄ™gnÄ…Å‚ rÄ™ka na tacÄ™. WziÄ…Å‚ z niej chleb, urwaÅ‚ pół kabanosa i wyciÄ…gnÄ…Å‚ ze sÅ‚oiczka ogórka. Ponieważ kiszeniak nie byÅ‚ oszaÅ‚amiajÄ…cych rozmiarów wÅ‚ożyÅ‚ go caÅ‚ego do ust. NastÄ™pnie ugryzÅ‚ kawaÅ‚ek kieÅ‚baski i chleba. Gdy poczuÅ‚, ze powietrze ponownie swobodnie dopÅ‚ywa do jego pÅ‚uc, kontynuowaÅ‚ rozmowÄ™.
   - NaprawdÄ™ Å›wietny towar. SkÄ…d go masz?
   - Znajomy przysyÅ‚a mi czasem parÄ™ flaszek jak likwidujÄ… trochÄ™ nielegalnych bimbrowni.
   - Gdzie?
   - W Puszczy KnyszyÅ„skiej. Ludzie kopiÄ… tam doÅ‚y i robiÄ… w nich zacier. Strasznie trudno ich namierzyć. ZresztÄ… po co?
   - Fakt. Co to komu przeszkadza, że sobie zrobiÄ… parÄ™ flaszek.
   - WÅ‚aÅ›nie. No wiÄ™c chÅ‚opcy goniÄ… ich tylko jak ich strasznie suszy i siÄ™ nudzÄ…. No i jak znajdÄ… parÄ™ dołów to wyciÄ…gajÄ… to do beczek i magazynujÄ….
   - A aparatura?
   - ZostawiajÄ… nietkniÄ™tÄ…, bo tam straszna bieda. Potem chÅ‚opi nie mieli by jak pÄ™dzić bimbru co byÅ‚oby ze stratÄ… dla nich i dla nas.
   - Racja
   Henryk siÄ™gnÄ…Å‚ po zakÄ…skÄ™ nie zważajÄ…c już na to, że w miÄ™dzyczasie nic nie wypiÅ‚. Atmosfera zrobiÅ‚a siÄ™ luźna, niemal przyjacielska. Alkohol zaczÄ…Å‚ docierać do ich głów. Byli już wstawieni choć jeszcze nie pijani. Można by wrÄ™cz pomyÅ›leć, ze to spotkanie kolegów po latach, którzy zamiast lecieć z problemami do psychoanalityka usiedli razem przy stole. RozpiÄ™li koÅ‚nierzyki, usiedli wygodniej na fotelach i gaworzÄ… o starych dobrych czasach. Lada moment zacznÄ… opowiadać sproÅ›ne dowcipy.
   - A wiesz czym oni tam to popijajÄ…?
   - Nie.
   - Mlekiem.
   - To im siÄ™ chyba to mleko zaraz w brzuchu Å›cina na masÅ‚o – rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ Skuteczny a Przypkowski mu zawtórowaÅ‚. Nie byÅ‚ to może najbardziej wyszukany żart ale w stanie w jaki powoli popadali dawaÅ‚ wystarczajÄ…cy powód do Å›miechu.
   - Dobre, bo polityczne – gość rozlaÅ‚ do szklaneczek pozostaÅ‚Ä… zwartość flaszki. Tym razem obyÅ‚o siÄ™ bez toastów i reszta siwuchy znikÅ‚a w spragnionych gardÅ‚ach.
   - No dobra a wracajÄ…c do naszych baranów. Czego siÄ™ obawiasz?
   - Pecha.
   - Pecha? Przecież PÄ™piÅ„ski odsunÄ…Å‚ od tej sprawy tego... jak mu tam?
   - JabÅ‚onkÄ™.
   - No wÅ‚aÅ›nie. JabÅ‚onkÄ™. A to on przynosiÅ‚ pecha.
   - Obawiam siÄ™, że jedynym pechem JabÅ‚onki byÅ‚o to, że akurat jego nasz Chytomirek skierowaÅ‚ do tej akcji.
   - To znaczy?
   - To znaczy, że od razu spisaÅ‚ go na straty.
   - Po co?
   - Gdybym to wiedziaÅ‚ nie przychodziÅ‚bym do ciebie – Przypkowski chwyciÅ‚ odruchowo szklankÄ™ ale ta byÅ‚ już pusta.
   - Chcesz coÅ› jeszcze?
   - ChÄ™tnie. Szkoda koÅ„czyć od razu tak miÅ‚o rozpoczÄ™ty dzieÅ„. Ale już tylko najwyżej pół litra bo mam jeszcze dzisiaj trochÄ™ pracy
   Skuteczny rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ z jego żartu i poszedÅ‚ do barku. Dopiero kiedy wstaÅ‚ poczuÅ‚ wyraźnie, że ziemia jest okrÄ…gÅ‚a i niewÄ…tpliwie krÄ™ci siÄ™ wokół wÅ‚asnej osi. ZachowaÅ‚ jednak pion moralny a przynajmniej tak mu siÄ™ wydawaÅ‚o. W tej chwili nie byÅ‚o to już jednak tak istotne. PostanowiÅ‚ zwolnić tempo wykonywanych ruchów aby być bardziej ich pewny. Dlatego też tym razem droga do barku i z powrotem zajęła mu dwa razy wiÄ™cej czasu niż uprzednio. ZakoÅ„czyÅ‚a siÄ™ jednak peÅ‚nym sukcesem i po chwili musztardówki znów byÅ‚y peÅ‚ne.
   - Podejrzewasz pewnie coÅ›?
   - MyÅ›lÄ™, że to ma coÅ› wspólnego ze Å›wiÄ™tej pamiÄ™ci puÅ‚kownikiem Ciemniewskim. PamiÄ™tasz, że on nadzorowaÅ‚ caÅ‚e Zielone PÅ‚uca Polski? Oni bardzo siÄ™ przyjaźnili z generaÅ‚em.
   - To prawda. Ale po co generaÅ‚owi uczciwy polityk? ZresztÄ… – nastrój zaczynaÅ‚ być coraz bardziej refleksyjny a jÄ™zyki coraz mocniej skoÅ‚owane – ja rozumie jeszcze uczciwy. Ale bez jaj?
   - No wÅ‚aÅ›nie – ożywiÅ‚ siÄ™ Przypkowski, który coraz gÅ‚Ä™biej zapadaÅ‚ siÄ™ w fotelu. – Jak można nie przerżnąć takiej dupy jak Samanta. Przecież takich cycków to on nie zobaczy do koÅ„ca swego zafajdanego, ekologicznego życia. Też tego nie rozumiem. – WpakowaÅ‚ do ust kabanosa. Nim zdążyÅ‚ go przeÅ‚knąć wpadÅ‚a mu do gÅ‚owy jakaÅ› myÅ›l – SÅ‚uchaj a może byÅ›my sobie jÄ… przesÅ‚uchali?
   - Kogo? – nie zrozumiaÅ‚ w pierwszej chwili Henryk.
   - No SamantÄ™. MogÅ‚aby tu przyjechać i moglibyÅ›my jÄ… trochÄ™ popytać o ministra – uÅ›miech Przypkowskiego nie pozostawiaÅ‚ wÄ…tpliwoÅ›ci co do faktycznego tematu rozmowy.
   - Nie no, co ty. To byÅ‚oby zwykÅ‚e molestowanie seksualne – widać byÅ‚o, że Skutecznemu pomysÅ‚ siÄ™ wyraźnie spodobaÅ‚.
   - I o to chodzi. Przecież w gruncie rzeczy po to jÄ… zatrudniliÅ›my – zaÅ›miali siÄ™ obydwaj lubieżnie. Przypkowski wyjÄ…Å‚ z kieszeni komórkÄ™ i wystukaÅ‚ odpowiedni numer. – Pani porucznik Rejniak?.... Tak, tu Przypkowski. Pani porucznik przyszÅ‚o mi do gÅ‚owy kilka ważnych pytaÅ„ zwiÄ…zanych z pani pracÄ… u ministra SaÅ‚aciÅ„skiego. Musimy o tym natychmiast porozmawiać.... – puÅ›ciÅ‚ oko do gospodarza – Tak, za godzinÄ™... Nie, nie u mnie... W gabinecie pana Skutecznego. Trafi pani?... No to dobrze. ProszÄ™ siÄ™ pospieszyć. BÄ™dzie za godzinkÄ™ – powiedziaÅ‚ do Skutecznego.
   Musztardówki ponownie siÄ™ zapeÅ‚niÅ‚y lecz tym razem tylko do poÅ‚owy. Jak wyjaÅ›niÅ‚ Przypkowski, który nalewaÅ‚, żeby starczyÅ‚o na dÅ‚użej. Henryk, choć miaÅ‚ jeszcze w zapasie peÅ‚ny barek, skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… na znak zgody. Kolejny toast speÅ‚nili za „silicon porucznik Rejniak”. Ponieważ zakÄ…ska powoli siÄ™ koÅ„czyÅ‚a Skuteczny wezwaÅ‚ ponownie swego adiutanta. Gdy ten przyniósÅ‚ niezbÄ™dne wiktuaÅ‚y i zapytaÅ‚ czy nie trzeba czegoÅ› jeszcze, zostaÅ‚ zwolniony do koÅ„ca dnia.
   - A wiesz, że generaÅ‚ podejrzewa, że to ty maczaÅ‚eÅ› palce w umieszczeniu ministra na swoim stanowisku? – rzuciÅ‚ niedbale Skuteczny i nieco uważniej przyjrzaÅ‚ siÄ™ Przypkowskiemu. Ten jednak z niezmÄ…conym spokojem wkÅ‚adaÅ‚ do ust kolejnego ogórka.
   - No cóż, jak to mówiÄ… najlepszÄ… obronÄ… jest atak. ZwÅ‚aszcza ten wyprzedzajÄ…cy posuniÄ™cie przeciwnika.
   - To prawda. Ale po co robiÅ‚ to z otwartÄ… przyÅ‚bicÄ…? MógÅ‚ mnie zawiadomić po cichu na tysiÄ…c rozmaitych sposobów a on postanowiÅ‚ zrobić to jawnie. W pierwszej chwili myÅ›laÅ‚em, że chcÄ™ uzyskać moje poparcie przy ewentualnych zmianach kadrowych. Ale teraz w ogóle nie kontynuuje tematu.
   - MyÅ›lÄ™, że chciaÅ‚ mnie po prostu przy okazji postraszyć i pokazać, że siÄ™ mnie nie boi.
   - A ty chcesz mu odpÅ‚acić piÄ™knym za nadobne? – domyÅ›liÅ‚ siÄ™ Henryk.
   - CoÅ› w tym stylu.
   - Oj nieÅ‚adnie panowie oficerowie. I po co ta caÅ‚a wojna podjazdowa?
   - Teraz chcÄ™ przede wszystkim sprawdzić jak zareaguje na mój ruch czyli wizytÄ™ u ciebie – w kieszeni Przypkowskiego zabrzÄ™czaÅ‚a komórka. PrzeprosiÅ‚ wzrokiem gospodarza i odebraÅ‚ jÄ…. – Przypkowski, sÅ‚ucham... Teraz?!... Jak to, nie chce siÄ™ zgodzić? Dobra bÄ™dÄ™ za parÄ™ minut. – schowaÅ‚ aparat do kieszeni – Sorry stary ale wzywajÄ… mnie obowiÄ…zki.
   - Jakie obowiÄ…zki?
   - Pierwszy wzywa mnie pilnie.
   - CoÅ› z ministrem?
   - W rzeczy samej. Znowu wpadÅ‚ na jakiÅ› genialny pomysÅ‚. Podejrzewam, że premier chcÄ™ abyÅ›my przyspieszyli naszÄ… akcjÄ™.
   - Z tymi politykami jak z dziećmi. Czy oni cholera nie rozumiejÄ…, że my mamy ważniejsze rzeczy na gÅ‚owie niż sprzÄ…tać po tym jak sami zafajdajÄ… swojÄ… piaskownicÄ™ – pokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ… z dezaprobatÄ…. – No dobra, leć. - podaÅ‚ mu rÄ™kÄ™ na pożegnanie. – Ale, ale – coÅ› nagle dotarÅ‚o do jego Å›wiadomoÅ›ci. – A co z RejniakowÄ…?
   - Dasz sobie radÄ™ sam. Potem możesz napisać mi raport z tego przesÅ‚uchania - mrugnÄ…Å‚ do gospodarza porozumiewawczo i wyszedÅ‚ z gabinetu.
   
   
   DobiegaÅ‚a godzina czwarta. Minister spokojnie koÅ„czyÅ‚ przeglÄ…dać papiery. Gdy usÅ‚yszaÅ‚ w radio, że „wÅ‚aÅ›nie minęła godzina szesnasta” wstaÅ‚ i podszedÅ‚ do drzwi prowadzÄ…cych do sekretariatu. Kiedy otworzyÅ‚ je, pani Ewa oderwaÅ‚a wzrok od klawiatury i spojrzaÅ‚a w jego stronÄ™ pytajÄ…co.
   - Pani Ewo już czas koÅ„czyć pracÄ™.
   - ZostanÄ™ dzisiaj trochÄ™ dÅ‚użej bo te teksty muszÄ… jak najszybciej trafić do naszych tÅ‚umaczy w Brukseli.
   - Spokojnie, zdążymy. W razie czego powiemy im, że je wysÅ‚aliÅ›my. MajÄ… tam taki baÅ‚agan, że siÄ™ od razu nie poÅ‚apiÄ…. Zanim zorientujÄ… siÄ™, że tego nie zrobiliÅ›my doÅ›lemy je naprawdÄ™.
   - Ależ panie ministrze – sekretarka uÅ›miechnęła siÄ™ z udawanym oburzeniem. – W pana ustach takie sÅ‚owa?
   - Pani Ewo, pani wie, że ja jestem euroentuzjastÄ…. Ale pani pamiÄ™ta jak ostatnio co tydzieÅ„ wysyÅ‚aliÅ›my im jednÄ… rzecz, a oni co tydzieÅ„ ponownie nas o niÄ… prosili.
   - PamiÄ™tam. Ale już siÄ™ nie proszÄ….
   - Bo jak byÅ‚em tydzieÅ„ temu w Brukseli na tej konferencji to poszedÅ‚em do tego urzÄ™dasa, który uparcie twierdziÅ‚, że absolutnie nic nie dostaÅ‚. Nie mówiÅ‚em pani tego, bo nie byÅ‚o okazji ale niech sobie pani wyobrazi, że gdy tam poszedÅ‚em i chciaÅ‚em siÄ™ do niego dostać sekretarka powiedziaÅ‚a, że pierwszy wolny termin ma za dwa miesiÄ…ce. Kiedy jej powiedziaÅ‚em, że jestem ministrem z Polski nie chciaÅ‚a uwierzyć, że taki kraj leży w Europie.
   - Ale w koÅ„cu pan wszedÅ‚?
   - To prawda. Wtedy jednak ten gbur naskoczyÅ‚ na mnie, że przez nasz polski baÅ‚agan oni nie mogÄ… zamknąć bardzo ważnego programu. PokazaÅ‚ przy tym na stos dokumentów, który leżaÅ‚ na jego biurku. Wtedy zobaczyÅ‚em zielone koperty, które z niego wystawaÅ‚y.
   - Te, których używamy?
   - DokÅ‚adnie te. WyjÄ…Å‚em wszystkie cztery, które im wczeÅ›niej wysÅ‚aliÅ›my i wrÄ™czyÅ‚em mu również piÄ…ty, który osobiÅ›cie przywiozÅ‚em. Szkoda, że pani nie widziaÅ‚a... – wzrok SaÅ‚aciÅ„skiego zatrzymaÅ‚ siÄ™ na Å›ciennym zegarze, który wskazywaÅ‚ już pięć po czwartej – jego miny. Tak wiÄ™c niech pani siÄ™ pakuje i zmyka do domu bo nie ma siÄ™ sensu zarzynać siÄ™ dla tych paru kartek. ZresztÄ… pani wie, ze ja nie lubiÄ™ pracoholików.
   - To dlaczego pan sam tu jeszcze siedzi?
   - Jako kapitan schodzÄ™ ostatni z okrÄ™tu – stanÄ…Å‚ w drzwiach gabinetu. – Do widzenia pani Ewo. Å»ebym za pięć minut tu pani nie widziaÅ‚, bo za karÄ™ poproszÄ™ o przeniesienie pani do Ministerstwa Rolnictwa.
   - O nie! – wykrzyknęła z przerażeniem sekretarka. - Już uciekam
   Minister zamknÄ…Å‚ drzwi gabinetu i wyjÄ…Å‚ z wewnÄ™trznej kieszeni marynarki komórkÄ™. ByÅ‚a akurat pora jego kontaktu. W każdy roboczy dzieÅ„, którego suma cyfr byÅ‚a podzielna przez trzy, o godzinie 16.05 dzwoniÅ‚ do niego jego tajemniczy przyjaciel. WstukaÅ‚ szybko PIN kod i czekaÅ‚ kilka sekund aż komórka siÄ™ zaloguje do sieci. Ledwo to siÄ™ staÅ‚o aparat zadzwoniÅ‚. Minister szybko przeszedÅ‚ przez sekretariat i wyszedÅ‚ na pusty korytarz.
   - DzieÅ„ dobry... Przepraszam, ale trochÄ™ mi dÅ‚użej zeszÅ‚o z sekretarkÄ….. Nie caÅ‚y czas ta sama... Tak ta sama starsza pani... Niech siÄ™ pan nie denerwuje, po prostu z niÄ… rozmawiaÅ‚em... – tu nastÄ…piÅ‚a dÅ‚uższa chwila, w trakcie której SaÅ‚aciÅ„ski ograniczyÅ‚ siÄ™ jedynie do sÅ‚uchania. – Mam odmówić? ... Nie?!?!?!?!?... Ale przecież.... Ach rozumiem. Ale czy oni wczeÅ›niej... WierzÄ™, że pan trzyma rÄ™kÄ™ na pulsie... WÅ‚aÅ›ciwie nic szczególnego. No może poza... KtoÅ› Å›ledziÅ‚ moja żonÄ™... Taki starszy chociaż wÅ‚aÅ›ciwie w trudnym do okreÅ›lenia wieku.... Zna go pan?... Skoro pan mówi, że nie ma siÄ™ czym martwić. Do widzenia... To znaczy do usÅ‚yszenia. – minister wyÅ‚Ä…czyÅ‚ aparat i schowaÅ‚ go ponownie do wewnÄ™trznej kieszeni marynarki.
   
   
   Przypkowski osobiÅ›cie akceptowaÅ‚ ksztaÅ‚t piersi Samanty Rejniak oglÄ…dajÄ…c po wielokroć modele dostarczone przez odpowiedniÄ… klinikÄ™. Zawsze jednak gdy je widziaÅ‚ nie mógÅ‚ od nich oderwać wzroku. Nawet kiedy byÅ‚y zakryte bluzeczkÄ…. ZresztÄ… sÅ‚owo „zakryte” nie jest tu za bardzo na miejscu. Bluzeczka byÅ‚a zawsze zbyt cienka i kusa by uniemożliwić kontakt wzrokowy ze wspaniaÅ‚ym dzieÅ‚em chirurgów plastycznych, które kosztowaÅ‚o podatnika wiele tysiÄ™cy dolarów.
   - ProszÄ™ niech pani usiÄ…dzie – nawet wypowiadajÄ…c te sÅ‚owa nie podniósÅ‚ wzroku powyżej piersi. Dopiero gdy porucznik rzeczywiÅ›cie usiadÅ‚a spojrzaÅ‚ w jej twarz. – Jak tam pani wczorajsza misja?
   - ZakoÅ„czona sukcesem.
   - W to nie wÄ…tpiÄ™ – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ lekko – Ale jak wyglÄ…da ten sukces?
   - InteresujÄ… pana takie szczegóły – Samanta zrobiÅ‚a minÄ™ niewiniÄ…tka.
   - Tak... nie... to znaczy – Przypkowski trochÄ™ siÄ™ zaczerwieniÅ‚. – Pani porucznik, proszÄ™ mnie nie kokietować.
   - Ja? - udaÅ‚a zdziwienie ale widzÄ…c zdecydowanÄ… minÄ™ szefa postanowiÅ‚a przejść do rzeczy – No dobrze. Pan Skuteczny niewiele wie na interesujÄ…cy nas temat. Nie wyglÄ…da też na to by pozostawaÅ‚ w jakiejkolwiek zmowie z generaÅ‚em PÄ™piÅ„skim.
   - A co sÄ…dzi o ministrze?
   - Jest zaniepokojony jego popularnoÅ›ciÄ…, ale uważa, że teraz znalazÅ‚ już sposób na niego.
   - Jak to? – Przypkowski nie kryÅ‚ zdziwienia, poÅ‚Ä…czonego z lekkim rozbawieniem. – PowiedziaÅ‚, że to on wymyÅ›liÅ‚ sposób na skompromitowanie ministra? – nagle umysÅ‚ agenta przeszyÅ‚a pewna myÅ›l, która sprawiÅ‚a, że spoważniaÅ‚ w jednej chwili.
   - Jak to ujÄ…Å‚ już niedÅ‚ugo minister bÄ™dzie jadÅ‚ mu z rÄ™ki i robiÅ‚ to co on zechce.
   Przypkowski zamyÅ›liÅ‚ siÄ™. W pierwszej chwili oczywiÅ›cie pomyÅ›laÅ‚, że Henryk przypisaÅ‚ sobie jego pomysÅ‚ aby zaimponować piÄ™knej agentce. Teraz jednak nie byÅ‚ już tego taki pewien. Może Skuteczny prowadzi jednak jakÄ…Å› wÅ‚asnÄ… grÄ™ i trzeba siÄ™ bÄ™dzie przed nim dodatkowo zabezpieczyć. Wielbiciel J-23 mógÅ‚ przed emeryturÄ… wykrÄ™cić jakiÅ› niebezpieczny numer. MiaÅ‚ nadziejÄ™, że przesÅ‚uchanie porucznik Rejniak rozjaÅ›ni mu nieco sytuacjÄ™. Ta wydawaÅ‚a siÄ™ jednak teraz bardziej zagmatwana.
   - Czy powiedziaÅ‚ pani co to za sposób?
   - Nie – Samanta przeÅ‚ożyÅ‚a nogÄ™ na nogÄ™. ZrobiÅ‚a to bez wiÄ™kszego poÅ›piechu, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ leciutko. Przypkowski, podobnie jak kiedyÅ› minister, zastanawiaÅ‚ siÄ™ czy to co miÄ™dzy nimi zobaczyÅ‚, to rzeczywistość czy tylko filmowa sugestia.
   - A czy sugerowaÅ‚ kolejne... przesÅ‚uchanie?
   - Na koÅ„cu nie byÅ‚ w stanie wiele mówić – uÅ›miechnęła siÄ™ z satysfakcjÄ… jak żoÅ‚nierz po dobrze wykonanym zadaniu. – Ale daÅ‚ mi numer komórkowy do siebie – Samanta wyjęła z torebki zmiÄ™ta karteczkÄ™, na której ktoÅ› bardzo drżącÄ… dÅ‚oniÄ… wpisaÅ‚ cyferki.
   Przypkowski zerknÄ…Å‚ na nie ale z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ… nie byÅ‚ to jeden z oficjalnych numerów Skutecznego. Ani żaden z tych nieoficjalnych, które znaÅ‚. Henryk zafundowaÅ‚ sobie jakiÅ› zupeÅ‚nie nowy numer. To wzbudziÅ‚o jego dodatkowe podejrzenia. CoÅ› chyba musi być na rzeczy i trzeba pilnować staruszka. Dobrze, że chociaż ma teraz takÄ… możliwość dziÄ™ki znakomitemu pomysÅ‚owi przesÅ‚uchania. Å»e też sam na niego wczeÅ›niej nie wpadÅ‚. Przecież już dawno widziaÅ‚ jak Henryk Å›lini siÄ™ na widok Samanty Rejniak.
   - Niech pani zadzwoni do niego za tydzieÅ„...
   - Nie bÄ™dzie takiej potrzeby.
   - Dlaczego?
   - On zadzwoni wczeÅ›niej.
   - SkÄ…d ta pewność? – pytanie byÅ‚o z gatunku naiwnych ale odpowiadaÅ‚o agentce.
   - Bo ja siÄ™ znam na mężczyznach. Minister, gdyby nie byÅ‚ podstawiony także by mi siÄ™ nie oparÅ‚. Od razu wzbudziÅ‚o to moje podejrzenia bo na homoseksualistÄ™ też nie wyglÄ…daÅ‚. Dlatego zaczekaÅ‚am na niego któregoÅ› dnia pod ministerstwem i wtedy zobaczyÅ‚am, że idzie za nim pan Skuteczny. ZresztÄ… z tego powodu nie kontynuowaÅ‚am obserwacji bo mógÅ‚by mnie zauważyć.
   - No tak – przytaknÄ…Å‚ Przypkowski i zaraz zapytaÅ‚ – To wtedy przyszedÅ‚ pani do gÅ‚owy pomysÅ‚ z tym przesÅ‚uchaniem?
   - Tak.
   - Znakomity. MogÅ‚a go pani wypytać o wszystko nie wzbudzajÄ…c jego podejrzeÅ„.
   - DziÄ™kujÄ™ – Samanta przybraÅ‚a wyraz twarzy, gdzieÅ› pomiÄ™dzy MatÄ… Hari a MonÄ… LisÄ…. CieszyÅ‚o ja szczere uznanie przeÅ‚ożonego. Ciekawe jak bardzo by jej gratulowaÅ‚ jeszcze lepszego planu jakim byÅ‚o przyjÅ›cie do niego z tym znakomitym pomysÅ‚em. W ten sposób mogÅ‚a wybadać dokÅ‚adnie i jego.
   - To wszystko. ProszÄ™ odezwać siÄ™ do mnie od razu po telefonie od Skutecznego.
   - I co, wezwie mnie pan na przesÅ‚uchanie? – uÅ›miechnęła siÄ™ kokieteryjnie.
   - OczywiÅ›cie... W pewnym sensie.
   - WolaÅ‚abym żeby to pan Skuteczny przysÅ‚aÅ‚ mnie do pana na przeszpiegi – wstaÅ‚a i obciÄ…gnęła bluzeczkÄ™ tak, że piersi tylko cudem z niej nie wyskoczyÅ‚y. – No ale cóż, sÅ‚użba nie drużba.
   
   
   Posiedzenie rzÄ…du dobiegaÅ‚o powoli do koÅ„ca. Omawiano wÅ‚aÅ›nie sprawÄ™ kolejnych cięć budżetowych we wszystkich urzÄ™dach. Ministrowie, jak to w roku wyborczym, stawali siÄ™ lwami i walczyli o każdy grosz dla swojego resortu. W gÅ‚owach ukÅ‚adali już jednak treść wywiadów telewizyjnych, w których tÅ‚umaczyli siÄ™ wyborcom, że to nie ich wina bo oni chcieli wiÄ™cej pieniÄ™dzy ale zÅ‚y minister finansów postanowiÅ‚ ich im nie dawać. Ze zgodnej drużyny, jakÄ… byli na poczÄ…tku kadencji, coraz bardziej zamieniali siÄ™ w indywidualnych graczy. Ponieważ najbliższe wybory zdawaÅ‚y siÄ™ być już i tak przegrane, prawie każdy z nich szykowaÅ‚ siÄ™ do ataku na pozycjÄ™ lidera. Popisywali siÄ™ ryzykownymi sztuczkami technicznymi pod wÅ‚asnym polem karnym, nie zważajÄ…c na to, że przeciwnik zaraz może im zabrać piÅ‚kÄ™ i strzelić decydujÄ…cÄ… – już nie o przegranej ale nawet klÄ™sce - bramkÄ™. Jednak nie oni przerażali najbardziej premiera. Zawsze mógÅ‚ ich przywoÅ‚ać do porzÄ…dku, przypominajÄ…c im o tym i owym.
   Niestety nie mógÅ‚ tego powiedzieć o Ministrze Obrony Åšrodowiska. Jego pomysÅ‚y, tyleż efektywne co efektowne, nie angażowaÅ‚y dodatkowych Å›rodków budżetowych. Ekolog do perfekcji opanowaÅ‚ również wykorzystywanie pieniÄ™dzy sumiennie marnotrawionych przez różne podlegÅ‚e mu agencjÄ™ w których zakotwiczyli siÄ™ mniej eksponowani przedstawiciele partii premiera oraz jego byÅ‚ego koalicjanta. Kiedy tylko protestowano minister nie wiadomo skÄ…d wyciÄ…gaÅ‚ kwity dowodzÄ…ce na jakie różne prywatne inwestycje szÅ‚y dane fundusze w latach ubiegÅ‚ych. DoszÅ‚o do tego, że pracownicy tych agencji musieli wyżyć ze zwykÅ‚ej pensji, stanowiÄ…cej zaledwie trzykrotność Å›redniej krajowej. W dodatku od nowego roku agencje mogÅ‚y przestać istnieć w ogóle. To prowadziÅ‚o do wielkiego niezadowolenia w strukturach i podważenia przywódczej roli Prezesa Rady Ministrów we wÅ‚asnej partii.
   - Na tym koÅ„czymy dzisiejsze posiedzenie – premier z wyraźnÄ… ulgÄ… zamknÄ…Å‚ obrady. – I bardzo proszÄ™ ministra zdrowia, żeby nie wmawiaÅ‚ mediom, że walczyÅ‚ do ostatniej kropli krwi o podwyżkÄ™ dla pielÄ™gniarek – maÅ‚y, grubiutki czÅ‚owieczek, siedzÄ…cy po przeciwnej stronie stoÅ‚u, zaczerwieniÅ‚ siÄ™ aż po sam czubek brody.
   Ministrowie, wraz z asystujÄ…cymi im wiceministrami, zaczÄ™li skÅ‚adać swoje papiery. Jedynym, który robiÅ‚ to samotnie, byÅ‚ Minister Obrony Åšrodowiska. Szybko rozluźniÅ‚ krawat pod szyjÄ… i schowaÅ‚ do ekologicznej teczki wszystkie dokumenty. Bardzo nie lubiÅ‚ swojego roboczego mundurka ale uważaÅ‚, że powinien go nosić i nie czuÅ‚ siÄ™ przez to specjalnie upoÅ›ledzony. Zawsze jednak zdejmowaÅ‚ go z ulgÄ… po pracy i wkÅ‚adaÅ‚ luźne dżinsy i flanelowÄ… koszulÄ™. RuszyÅ‚ w stronÄ™ korytarza.
   - Panie ministrze – w pierwszej chwili nie zorientowaÅ‚ siÄ™, że szef mówi do niego. WkoÅ‚o przecież znajdowali siÄ™ sami ministrowie a premier wÅ‚aÅ›ciwie nigdy nie rozmawiaÅ‚ z nim poza obradami. Nie byÅ‚ czÅ‚onkiem koalicyjnej partii ani nawet przywódcÄ… żadnej frakcji w ugrupowaniu swojego zwierzchnika. Dopiero kiedy usÅ‚yszaÅ‚ – Panie ministrze, niech pan poczeka – odwróciÅ‚ siÄ™ na wszelki wypadek.
   - SÅ‚ucham panie premierze – przystanÄ…Å‚ nieco zdziwiony.
   - ChciaÅ‚em z panem zamienić słówko. Może odprowadzi mnie pan do mojego gabinetu.
   - OczywiÅ›cie.
   Pożegnali siÄ™ z pozostaÅ‚ymi czÅ‚onkami Rady Ministrów i poszli we dwóch korytarzem OdprowadzaÅ‚y ich zazdrosne spojrzenia uczestników obrad. Nie dość, że premier rozmawia z nim po posiedzeniu to jeszcze jego notowania wÅ›ród opinii publicznej ciÄ…gle rosnÄ…. I to z takÄ… samÄ… szybkoÅ›ciÄ… jak spada poparcie dla nich samych. A przecież oni także majÄ… dużo dobrych chÄ™ci. Czy ludzie nie rozumiejÄ…, że jemu jest Å‚atwiej bo nie jest obciążony partyjnymi ukÅ‚adami i może podejmować decyzje wÅ‚aÅ›ciwie swobodnie? Ci wyborcy sÄ… beznadziejni. Szkoda, że nie można sobie wybrać innych.
   - ChciaÅ‚em zapytać pana, drogi kolego – zagaiÅ‚ premier – kiedy zamierza pan powoÅ‚ać swoich zastÄ™pców? Od momentu kiedy zostaÅ‚ pan ministrem mijajÄ… już cztery miesiÄ…ce.
   - Uważa pan, że za maÅ‚o robiÄ™?
   - Ależ skÄ…d – zapytany uznaÅ‚ to za dobry dowcip i bardzo żaÅ‚owaÅ‚, że nie może siÄ™ Å›miać. – Wprost przeciwnie, sÄ…dzÄ™, że robi pan bardzo dużo i dlatego wÅ‚aÅ›nie przydaÅ‚oby siÄ™ panu kilku pomocników.
   - Ma pan kogoÅ› konkretnego na myÅ›li?
   BezpoÅ›redniość pytania zaskoczyÅ‚a nieco premiera. Minister od razu musiaÅ‚ wyczuć jego intencjÄ™. Szybko siÄ™ uczy. I pomyÅ›leć, że w chwili wrÄ™czania mu nominacji w PaÅ‚acu Prezydenckim wszystkie media widziaÅ‚y w nim "...nieporadnego intelektualistÄ™ zagubionego w Å›wiecie wielkiej polityki".
   - Nie, nie Å›miaÅ‚bym panu narzucać swojej woli - premier usiÅ‚owaÅ‚ grać dalej. - Tak tylko myÅ›laÅ‚em, że można by spróbować siÄ™gnąć po szefów innych organizacji ekologicznych jako wysokokwalifikowanych specjalistów.
   - Dlaczego panu na tym zależy?
   - Panie ministrze – premier zrozumiaÅ‚, że naokoÅ‚o niczego nie osiÄ…gnie. PostanowiÅ‚ udać, że gra wprost by uÅ›pić czujność wroga. – Jestem politykiem i zależy mi na dobrych notowaniach rzÄ…du. Takie posuniÄ™cie z pewnoÅ›ciÄ… by je poprawiÅ‚o i udowodniÅ‚o, że siÄ™gamy po fachowców a nie upartyjniamy stanowiska.
   - Dlaczego w moim resorcie?
   - Przecież pan wie, że nigdzie indziej by mi siÄ™ to nie udaÅ‚o – westchnÄ…Å‚ ciężko premier. To stwierdzenie akurat byÅ‚o bezwzglÄ™dnÄ… prawdÄ… wiÄ™c minister pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ… ze zrozumieniem i nie pytaÅ‚ o nic wiÄ™cej. ZwÅ‚aszcza, że jego tajemniczy przyjaciel zaleciÅ‚ mu zgodÄ™ na nieoczekiwanÄ… propozycjÄ™ premiera.
   
   
   Na kamiennym nadbrzeżu WisÅ‚y siedziaÅ‚, wpatrujÄ…c siÄ™ w nurt przepÅ‚ywajÄ…cej wody, tyczkowaty mężczyzna, w którym uważny czytelnik niechybnie rozpozna Karola Ostrożnego. Nasz dzielny lobbysta, korzystajÄ…c z odrobiny cienia i chÅ‚odu, rozmyÅ›laÅ‚ nad swoim ciężkim losem. Nie byÅ‚y to myÅ›li wesoÅ‚e ale bynajmniej również nie samobójcze o co można by go podejrzewać ze wzglÄ™du na miejsce w jakim siÄ™ znajdowaÅ‚.
   WpatrujÄ…c siÄ™ w wodÄ™, powtarzaÅ‚ pod nosem wciąż filozoficznie: „Panta Rei” i robiÅ‚ przeglÄ…d wÅ‚asnego życia. DobiegaÅ‚ powoli czterdziestki i stwierdzaÅ‚ wÅ‚aÅ›nie, że niczego w życiu tak naprawdÄ™ nie osiÄ…gnÄ…Å‚. Na poczÄ…tku lat osiemdziesiÄ…tych byÅ‚ trochÄ™ za maÅ‚y aby wÅ‚Ä…czyć siÄ™ w nurt przemian. Dziesięć lat później, gdy historia ponownie przyspieszyÅ‚a byÅ‚ już po studiach i ponownie nie miaÅ‚ możliwoÅ›ci by stanąć w centrum wydarzeÅ„. SkoÅ„czyÅ‚ geologiÄ™ ale w przeciwieÅ„stwie do kilku innych kolegów nie zainwestowaÅ‚ w znajomość jÄ™zyków wiÄ™c nie otrzymaÅ‚, żadnej dobrej pracy we wchodzÄ…cych na polski rynek dużych miÄ™dzynarodowych koncernach. ZatrudniÅ‚ siÄ™ wiÄ™c w Miejskiej Zieleni, gdzie przepracowaÅ‚ kilka lat.
   Wtedy na swoje nieszczęście spotkaÅ‚ Napierskiego. Ten przyszedÅ‚ tam z pewnÄ… sprawÄ… w imieniu inwestora budowlanego. Ostrożnemu zaimponowaÅ‚ rzutki mężczyzna, który może wszystko zaÅ‚atwić i zaprasza go na wódkÄ™. Nigdy wprawdzie nie przepadaÅ‚ za alkoholem ale nie potrafiÅ‚ odmówić. Nie tylko zresztÄ… w tym wypadku. ZaÅ‚atwiÅ‚ mu kilka pozwoleÅ„ za co Napierski hojnie siÄ™ odwdziÄ™czyÅ‚. Sprawa – przez zawistnych kolegów – dotarÅ‚a na wyższy szczebel. Kierownik zwolniÅ‚ go. BroÅ„ boże za Å‚apownictwo. Za to, że siÄ™ z nim nie podzieliÅ‚.
   Stefan nie zostawiÅ‚ kolegi, lecz zaproponowaÅ‚ mu spółkÄ™ czyli wejÅ›cie na wyższÄ… półkÄ™. Mieli zostać lobbystami w Sejmie w dziedzinie ochrony Åšrodowiska. Ostrożny znaÅ‚ kilku urzÄ™dników, którzy z magistratu trafili do ministerstwa a Napierski kilku posłów oraz paru potencjalnie zainteresowanych przedsiÄ™biorców. Z czasem przedsiÄ™biorcy trafili do wiÄ™zienia a ich jedynym klientem pozostaÅ‚ wÅ‚aÅ›ciciel wielu tartaków, Adam Pilski. ZaÅ‚atwiali mu różne mniejsze lub wiÄ™ksze koncesje na drewno z rejonów chronionych. Jednak nowa ustawa, promowana przez ministra SaÅ‚aciÅ„skiego kompletnie uniemożliwiaÅ‚a im dziaÅ‚alność. Od tej pory Pilski musiaÅ‚ kupować drewno z normalnych lasów i dogadywać siÄ™ po prostu z nadleÅ›nictwami, które taka sprzedaż prowadziÅ‚y. Koniec koncesji zamykaÅ‚ dzielnym lobbystom możliwoÅ›ci zarobkowania. Dlatego ich przyszÅ‚ość rysowaÅ‚a siÄ™ raczej w ciemnych barwach.
   - Co ty taki smutny jesteÅ›? - Napierski klepnÄ…Å‚ go w plecy tak nagle, że Ostrożny o maÅ‚o co nie wykonaÅ‚ ze strachu samobójczego skoku.
   - A ty z czego siÄ™ cieszysz?
   - Bo kupiÅ‚em gazetÄ™ i czujÄ™, ze wracajÄ… do nas dobre czasy.
   - Niby w jaki sposób?
   - A w zwykÅ‚y – otworzyÅ‚ trzymanÄ… pod rÄ™kÄ… gazetÄ™ i wskazaÅ‚ jednÄ… z notek, którÄ… wczeÅ›niej zakreÅ›liÅ‚ czerwonym flamastrem. – Przeczytaj.
   Ostrożny zerknÄ…Å‚ we wskazane miejsce i zaczÄ…Å‚ czytać:
   - W dniu wczorajszym Prezes Rady Ministrów na wniosek Ministra Obrony Åšrodowiska powoÅ‚aÅ‚ na stanowiska sekretarza stanu w resorcie pana Franciszka PolepszyÅ„skiego... – Napierski zabraÅ‚ mu sprzed nosa pÅ‚achtÄ™, uważajÄ…c, że tyle najwyraźniej wystarczy. – I co z tego?
   - Nie pamiÄ™tasz Lepszego Franka?
   - Nooo... – Ostrożny siÄ™ namyÅ›laÅ‚.
   - To ten, który wziÄ…Å‚ kiedyÅ› kasÄ™ od Megainvestments za nie skÅ‚adanie protestu w sprawie budowy ich biurowca.
   - Aaaa ten – przypomniaÅ‚a sobie tyczka. – Do niego zdajÄ™ mi siÄ™ należaÅ‚y protesty na Å»oliborzu.
   - No wÅ‚aÅ›nie. A jak Lepszy Franek jest teraz wiceministrem to wracamy do gry. Znów bÄ™dziemy mogli dużo zaÅ‚atwić.
   - Ale jak prezydent podpisze ustawÄ™ o parkach narodowych to i tak na nic to siÄ™ zda.
   - Tak siÄ™ tylko mówi. Zobaczysz, ze wszystko bÄ™dzie po staremu – entuzjazmowaÅ‚ siÄ™ grubasek. – Trzeba siÄ™ umówić na jakieÅ› spotkanie z Frankiem w przyszÅ‚ym tygodniu.
   
   
   Minister wybraÅ‚ siÄ™ koÅ‚o pierwszej na spacer, do maÅ‚ego parku z którym sÄ…siadowaÅ‚o jego ministerstwo. MiaÅ‚ to w zwyczaju w dni kiedy nie byÅ‚o zbyt dużo pracy i chciaÅ‚ odpocząć od gabinetu. SiadaÅ‚ zawsze na maÅ‚ej Å‚aweczce, która sÄ…siadowaÅ‚a z krzewami, i spoglÄ…daÅ‚ na piÄ™knÄ… zieleÅ„ opadajÄ…cÄ… lekko w dół. Także i tym razem zdjÄ…Å‚ marynarkÄ™, poÅ‚ożyÅ‚ jÄ… obok siebie i rozÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ wygodnie na oparciu. Widok byÅ‚ cudowny. Powietrze, dziÄ™ki fontannom, byÅ‚o bardziej przyjazne niż gdzie indziej. Niska zieleÅ„, która tu dominowaÅ‚a, mieniÅ‚a siÄ™ tysiÄ…cem Å›wieżych kolorów. Ptaszki Å›piewaÅ‚y radoÅ›nie a dzieci nie krzyczaÅ‚y zbyt gÅ‚oÅ›no, zmÄ™czone koÅ„czÄ…cym siÄ™ rokiem szkolnym.
   - Niech pan siÄ™ nie odwraca – SaÅ‚aciÅ„ski w pierwszej chwili nie zorientowaÅ‚ siÄ™, że sÅ‚owa te sÄ… skierowane do niego wiÄ™c nawet nie drgnÄ…Å‚. To wzbudziÅ‚o z kolei niepokój mówiÄ…cego – UsnÄ…Å‚ pan czy co? – SaÅ‚aciÅ„ski zesztywniaÅ‚ i chciaÅ‚ siÄ™ obrócić. – Przecież mówiÅ‚em, żeby pan siÄ™ nie odwracaÅ‚ – syknÄ…Å‚ tajemniczy nieznajomy.
   - Kim pan jest?
   - Pana przyjacielem.
   - Moim przyjacielem?! – zdumiaÅ‚ siÄ™ minister.
    A wiÄ™c w krzakach za plecami siedzi jego protektor, który chroniÅ‚ go i pomagaÅ‚ mu. Już od dawna chciaÅ‚ go zobaczyć i dowiedzieć siÄ™ kim jest. Teraz najchÄ™tniej odwróciÅ‚by siÄ™ i uÅ›ciskaÅ‚ go. Gdyby nie on już dawno by przepadÅ‚ i przez przypadek wdepnÄ…Å‚ w jakieÅ› gówno.
   PróbowaÅ‚ zgadnąć kto znajdujÄ™ siÄ™ teraz za jego plecami. Czy Przypkowski którego spotkaÅ‚ kilka razy w korytarzach urzÄ™du Rady Ministrów? A może generaÅ‚ PÄ™piÅ„ski? A może ten czÅ‚owieczek w nieokreÅ›lonym wieku, który Å›ledziÅ‚ jego żonÄ™. Nie przejÄ…Å‚ siÄ™ tym, że nie poznajÄ™ gÅ‚osu bo byÅ‚ pewien, że gÅ‚os w komórce byÅ‚ znieksztaÅ‚cony.
   Bliska obecność protektora oÅ›mieliÅ‚a go. Wreszcie poczuÅ‚, że jest on czymÅ› namacalnym a nie tylko wytworem wyobraźni chorego na spiskowÄ… teoriÄ™ dziejów. Nie wiedzieć czemu chciaÅ‚ go zapytać o wiele spraw, o które nie Å›miaÅ‚ pytać przez telefon. Ale najpierw postawiÅ‚ zupeÅ‚nie inne pytanie
   - Dlaczego pan nie zadzwoniÅ‚? MoglibyÅ›my siÄ™ umówić w jakimÅ› dogodniejszym miejscu.
   - Bo to rozmowa nie na telefon. Ma pan go na podsÅ‚uchu.
   - KomórkÄ™ też?
   - OczywiÅ›cie, że też – gÅ‚os byÅ‚ lekko poirytowany. – Dlatego musiaÅ‚em siÄ™ z panem spotkać w sposób nie budzÄ…cy niczyich podejrzeÅ„. Wszyscy wiedzÄ…, że ma pan zwyczaj spacerować tu wczesnym popoÅ‚udniem kiedy nie ma za dużo pracy. Dlatego nikt siÄ™ nie zdziwiÅ‚, że pan tu idzie.
   - A po co siÄ™ pan ze mnÄ… spotkaÅ‚?
   - Å»eby przekazać panu materiaÅ‚y.
   - Jakie materiaÅ‚y?
   - Na pana nowego wiceministra oraz tego którego mianujÄ™ pan jutro. – z krzaków za ministrem wysunęła siÄ™ teczka, która znikÅ‚a pod marynarkÄ…. – Oto one. Niech pan je schowa.
   - Co w nich dokÅ‚adnie jest?
   - WidzÄ™, że nie jest pan zdziwiony – gÅ‚os zdziwiony byÅ‚ na pewno ale szybko siÄ™ opanowaÅ‚. – Dowody na udziaÅ‚ paÅ„skich zastÄ™pców w korupcyjnym procederze wyÅ‚udzania Å‚apówek od inwestorów budowlanych.
   - Tak myÅ›laÅ‚em. Co pan tam ma?
   - Pokwitowania, pisma i wszystkie inne niezbÄ™dne panu szczegóły.
   - Czy... – zawahaÅ‚ siÄ™ SaÅ‚aciÅ„ski.
   - Czy co?
   - Czy zadzwoni pan jeszcze do mnie?
   - Przecież mówiÅ‚em panu, za ma pan wszystkie telefony na podsÅ‚uchu. Niestety dalej bÄ™dzie pan sobie musiaÅ‚ już sam poradzić.
   - Ale co ja mam z tym zrobić?
   - Najlepiej niech pan odczeka jakiÅ› czas a potem zwoÅ‚a konferencjÄ™ prasowÄ… i ogÅ‚osi że dostaÅ‚ pan te materiaÅ‚y od czÅ‚onków organizacji ekologicznych na których czele stali pana wiceministrowie.
   - Ale kiedy mam to zrobić?
   - Najlepiej za jakiÅ› miesiÄ…c bo wtedy premier bÄ™dzie na urlopie i trudno mu bÄ™dzie przeciw dziaÅ‚ać – krzaki wyraźnie zaszeleÅ›ciÅ‚y. Kolejne sÅ‚owa SaÅ‚aciÅ„ski usÅ‚yszaÅ‚ już z jakiejÅ› oddali – Niech siÄ™ pan nie odwraca bo ktoÅ› mógÅ‚by mnie spostrzec. Å»egnam.
   Po tych sÅ‚owach minister usÅ‚yszaÅ‚ już za plecami jedynie delikatny szelest potrÄ…canych gaÅ‚Ä™zi. Ledwo powstrzymaÅ‚ siÄ™ od tego żeby siÄ™ obrócić, ale wytrwaÅ‚ dzielniej niż żona Lota. Po jakiÅ› dwóch minutach zabraÅ‚ swojÄ… marynarkÄ™, pod którÄ… miaÅ‚ schowanÄ… teczkÄ™ z materiaÅ‚ami i ruszyÅ‚ niespiesznie w kierunku swojego resortu. CzuÅ‚, że caÅ‚y czas ktoÅ› go obserwuje, ale nie umiaÅ‚ wytÅ‚umaczyć skÄ…d wzięło siÄ™ nagle to uczucie. Nie byÅ‚ w stanie też stwierdzić gdzie sÄ… oczy, które na niego patrzÄ…, ale ich ciężar paraliżowaÅ‚ jego ruchy. Choć od prawie pół roku rozmawiaÅ‚ z agentem tajnych sÅ‚użb to po raz pierwszy wydawaÅ‚o mu siÄ™, że gra w jakimÅ› sensacyjnym filmie. Dlatego potknÄ…Å‚ siÄ™ na progu ministerstwa bo znów mu siÄ™ zdawaÅ‚o, że ktoÅ› go obserwuje i niepotrzebnie siÄ™ odwróciÅ‚. Teczka z materiaÅ‚ami omal nie wypadÅ‚a mu z rÄ…k ale nakryÅ‚ jÄ… sobÄ…. Strażnik, który to zauważyÅ‚, natychmiast podbiegÅ‚ mu pomóc.
   - Nic siÄ™ panu nie staÅ‚o, panie ministrze? – zapytaÅ‚
   - Nie – minister nie podnosiÅ‚ siÄ™ jednak bo nie wiedziaÅ‚ jak ma ukryć teczkÄ™.
   - Może panu pomóc? – strażnik chciaÅ‚ wziąć SaÅ‚aciÅ„skiego pod ramiÄ™.
   - Nie, dziÄ™kuje – po raz pierwszy od czasu objÄ™cia urzÄ™du burknÄ…Å‚ na swojego podwÅ‚adnego. To go nieco zakÅ‚opotaÅ‚o. „Popadam w paranojÄ™. Przecież nie mogÄ™ podejrzewać wszystkich” pomyÅ›laÅ‚ – Przepraszam, jestem zÅ‚y na siebie za swoje gapiostwo – usprawiedliwiÅ‚ siÄ™ i przyjÄ…Å‚ pomocnÄ… dÅ‚oÅ„ strażnika, nie martwiÄ…c siÄ™ już, że ten zobaczy teczkÄ™.
   
   
   Wiceprezes JabÅ‚onka siedziaÅ‚ w swoim wielkim gabinecie i przeglÄ…daÅ‚ Å›wieżą prasÄ™. ByÅ‚ bardzo zadowolony. Za oknem sÅ‚oÅ„ce przebijaÅ‚o siÄ™ przez, w peÅ‚ni już zielone, gaÅ‚Ä™zie drzew. Firma nie znajdowaÅ‚a siÄ™ wprawdzie w samej stolicy ale tych kilkanaÅ›cie kilometrów sprawiaÅ‚o, że przez ostatni miesiÄ…c nie czuÅ‚ siÄ™ caÅ‚kiem odstawiony na boczny tor. WiedziaÅ‚, że generaÅ‚ bardzo na niego liczy i prÄ™dzej czy później wróci do wÅ‚aÅ›ciwej pracy. ZresztÄ… nie mogli mu zarzucić żadnego bÅ‚Ä™du poza tym, że miaÅ‚ pecha. Co zrobić, trzynasty minister. Sami zdali sobie sprawÄ™, że problem jest poważny i nie da siÄ™ go rozwiÄ…zać ad hoc.
   JabÅ‚onki nie interesowaÅ‚ raczej newsy i czytaÅ‚ głównie mniej istotne notatki z kraju i ze Å›wiata. WiedziaÅ‚ doskonale, że diabeÅ‚ tkwi w szczegółach i tylko tam go można zauważyć. Wielkie tytuÅ‚y to tylko wabik przyciÄ…gajÄ…cy czytelników żądnych taniej sensacji. Bo co może być ważnego w tym, że Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji ponownie próbowaÅ‚a zdjąć z anteny jakiÅ› reality show za to, że jeden z uczestników zabiÅ‚ drugiego? Ale na przykÅ‚ad taka krótka informacja : „W dniu wczorajszym premier powoÅ‚aÅ‚ na stanowisko podsekretarza stanu w Ministerstwie Obrony Åšrodowiska Edwarda Soczystego, szefa organizacji ekologicznej Przyroda dla PrzyszÅ‚oÅ›ci. Nowy wiceminister ma 39 lat, żonÄ™ i dwójkÄ™ dzieci...”
   Mocno zagrali. Nawet pierwszy z mianowanych wiceministrów byÅ‚ nieźle skompromitowany ale organizacja Soczystego byÅ‚a najmocniej umoczona w Zielone PÅ‚uca Polski. Pewnie poprzedniego wypuÅ›cili jako próbny balon, żeby sprawdzić czy siÄ™ SaÅ‚aciÅ„ski zbyt szybko nie poÅ‚apie a teraz poszli na caÅ‚ość. Widać minister niebezpiecznie zyskiwaÅ‚ w rankingach popularnoÅ›ci. No, to jeszcze ze dwie takie nominacje i minister bÄ™dzie zaÅ‚atwiony na cacy. A zaraz jak ucichnie o ministrze, JabÅ‚onka nie bÄ™dzie musiaÅ‚ sprzedawać kranów oraz wanien i wróci do normalnej pracy. Znów bÄ™dzie mógÅ‚ być w centrum wydarzeÅ„ i speÅ‚niać swe dzieciÄ™ce marzenia o niebezpiecznej pracy agenta.
   Na biurku JabÅ‚onki zadzwoniÅ‚ telefon. Porucznik leniwie siÄ™gnÄ…Å‚ po sÅ‚uchawkÄ™.
   - SÅ‚ucham.
   - Panie prezesie, szef rady nadzorczej na linii.
   - ProszÄ™ Å‚Ä…czyć – JabÅ‚onka w jednej chwili wyprostowaÅ‚ siÄ™ odruchowo. WÅ‚aÅ›ciwie stanÄ…Å‚ niemal na baczność. O ile można stać siedzÄ…c na krzeÅ›le. ZapiÄ…Å‚ też rozpiÄ™te guziki od marynarki i poprawiÅ‚ krawat. – JabÅ‚onka, sÅ‚ucham.
   - No, co tam JabÅ‚onka, czytaliÅ›cie już dzisiejszÄ… prasÄ™?
   - Tak.
   - No i co cieszycie siÄ™?
   - Tak jest panie generale.
   - CzyżbyÅ›cie przez ten miesiÄ…c pracy w cywilu zapomnieli o zasadach obowiÄ…zujÄ…cych w waszej macierzystej firmie?
   - Przecież wszyscy wiedzÄ…, że ta firma to nasza przykrywka – sam wiedziaÅ‚, ze gÅ‚upio siÄ™ tÅ‚umaczy ale baÅ‚ siÄ™ przyznać, że w pierwszym po przerwie kontakcie z przeÅ‚ożonym strzela gafÄ™.
   - Wszyscy owszem ale nie sekretarka i zwykli pracownicy. Wiecie co by siÄ™ z nimi staÅ‚o gdyby siÄ™ dowiedzieli? Im siÄ™ wydaje, że pracujÄ… w firmie handlujÄ…cej armaturÄ….
   - Tak jes.. To znaczy oczywiÅ›cie.
   - No. To teraz uważnie posÅ‚uchajcie tego, co wam mam do powiedzenia.
   JabÅ‚onka sÅ‚uchaÅ‚ swojego zwierzchnika bardzo uważnie. Szef wyznaczaÅ‚ mu nowe zadanie, które pomoże mu zrehabilitować siÄ™ za nieudane zbieranie materiałów na ministra. WÅ‚aÅ›ciwie powinien być mu za to wdziÄ™czny lecz zamiast tego odczuÅ‚ jakiÅ› dziwny niepokój. Nie umiaÅ‚ go wytÅ‚umaczyć w żaden racjonalny sposób. Przecież byÅ‚ zabezpieczony. A przynajmniej tak mu siÄ™ wydawaÅ‚o. Już jednak nie cieszyÅ‚ siÄ™ tak jak poprzednio na myÅ›l o powrocie do dziaÅ‚aÅ„ operacyjnych. No i dlaczego generaÅ‚ zadzwoniÅ‚ na zwykÅ‚Ä… liniÄ™ zamiast na komórkÄ™. Przecież taka linia byÅ‚a na pewno podsÅ‚uchiwana przez różnych ludzi.
    Kiedy odÅ‚ożyÅ‚ sÅ‚uchawkÄ™ otarÅ‚ pot z czoÅ‚a. Na zewnÄ…trz byÅ‚o wprawdzie dość ciepÅ‚o, ale w jego biurze – dziÄ™ki klimatyzacji – panowaÅ‚a staÅ‚a temperatura 23 stopni Celsjusza. SiÄ™gnÄ…Å‚ po paczkÄ™ papierosów i zapaliÅ‚ jednego z nich. To nieco go uspokoiÅ‚o i pozwoliÅ‚o na spokojne przemyÅ›lenie wÅ‚asnej sytuacji.
   
   

Komentarze czytelników