Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
40189 osoby czytały to 542712 razy. Teraz jest 45 osób
      45 użytkowników on-line
     Tekst ROZDZIAŁ 4
     był czytany 799 razy

ROZDZIAŁ 4

   
   Choć minÄ…Å‚ miesiÄ…c salka nie zmieniÅ‚a siÄ™ wcale. Na Å›cianach wisiaÅ‚y te same reprodukcje i ten sam nieaktualny kalendarz. SkÅ‚ad odwiedzajÄ…cych również siÄ™ nie zmieniÅ‚. Tylko stół nie Å›wieciÅ‚ jak poprzednio pustkami lecz dźwigaÅ‚ ciężar ważnych materiałów. Trudno powiedzieć, że siÄ™ pod nimi uginaÅ‚ ale na pewno zrobiÅ‚y na nim wrażenie.
   Jako ostatni wszedÅ‚ Henryk. RzuciÅ‚ okiem na stół i uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ nieznacznie.
   - No JabÅ‚onka, widzÄ™, że mieliÅ›cie pracowity miesiÄ…c. Pokażcie co sÄ… warte te wasze materiaÅ‚y.
   - Gówno sÄ… warte – odpowiedziaÅ‚ generaÅ‚ bawiÄ…cy siÄ™ swoim dÅ‚ugopisem, który najlepiej orientowaÅ‚ siÄ™ w efektach pracy porucznika. – Najgorsze, że na zachodzie wiedzÄ… o tym i Å›miejÄ… siÄ™ z nas.
   - SkÄ…d wiesz?
   - ByÅ‚em przecież na Zjeździe MiÅ‚oÅ›ników Flory Antarktycznej.
   - SkÄ…d wiedzÄ…? – wtrÄ…ciÅ‚ siÄ™ Przypkowski.
   - SÄ…dzÄ™, że z przecieku w kancelarii premiera.
   - Może by go już zlikwidować?
   - Lepiej poczekać do wyborów. Niech myÅ›lÄ…, że kontrolujÄ… sytuacjÄ™. Zanim znajdziemy ich kolejne dojÅ›cie mogÄ… nam nieźle namieszać.
   - Dlaczego tak myÅ›lisz?
   - Bo mimo ich staraÅ„ faszyÅ›ci wszÄ™dzie uzyskujÄ… dobre wyniki. A u nas nie przekraczajÄ… nawet procenta. Wszystko co im siÄ™ udaÅ‚o to ten zabawny mulat a nawet on nie chce siać nienawiÅ›ci do obcych. Dlatego ich demokratyczni politycy siÄ™ pieklÄ… i każą brać im przykÅ‚ad z nas. Na zjeździe dostaÅ‚em również cynk, że przed wyborami podejmÄ… jakÄ…Å› akcjÄ™ w kierunku poparcia naszych niemrawych nazistów.
   - Mogliby lepiej zlikwidować swoich.
   - Niestety stary, to demokracja. Obudzili siÄ™ z rÄ™kÄ… w nocniku i muszÄ… teraz wszystko powoli odkrÄ™cać. Zajmie im to z dziesięć lat. Zaczynam siÄ™ zresztÄ… zastanawiać czy minister to nie jest ich robota.
   Wszyscy siedzÄ…cy przy stole nadstawili bacznie uszu choć sÅ‚owa generaÅ‚a brzmiaÅ‚y jak rojenia chorego na spiskowÄ… teoriÄ™ dziejów. Ale wÅ‚aÅ›nie bywalcy tej salki wiedzieli najlepiej, ze tych rojeÅ„ caÅ‚kowicie nie można lekceważyć. Chwila ciszy nieco siÄ™ przedÅ‚użaÅ‚a. GeneraÅ‚ zaÅ› nie kwapiÅ‚ siÄ™ do udzielania dalszych wyjaÅ›nieÅ„ czekajÄ…c na pytanie któregoÅ› z pozostaÅ‚ych. A że ono padnie nie miaÅ‚ wÄ…tpliwoÅ›ci.
   - Co masz na myÅ›li? - zapytaÅ‚ spokojnie Przypkowski.
   - Panowie chcÄ… nam podÅ‚ożyć kukuÅ‚cze jajo. Przecież wszÄ™dzie u nich zieloni to trzecia, czwarta siÅ‚a polityczna w kraju. U nas nie sÄ… nawet w pierwszej dziesiÄ…tce. A przecież wiadomo, ze to zwykle banda zwariowanych idealistów, których trudno kontrolować bo sÄ… problemy z ich skorumpowaniem. W dodatku uprawiajÄ… wolnÄ… miÅ‚ość wiÄ™c nie przeraża ich, że żona dowie siÄ™ o jakiejÅ› dupci na boku.
   - Kogo to dziÅ› przeraża? – Henryk wypuÅ›ciÅ‚ chmurÄ™ dymu - Chyba tylko bogatych biznesmenów, którzy przepisali na żony poÅ‚owÄ™ swoich majÄ…tków i bojÄ… siÄ™, że te siÄ™ z nimi rozwiodÄ…. Wyborcy majÄ… moralność coraz bardziej w dupie.
   - Dobrze, że nasz minister bardzo kocha swojÄ… żonÄ™ – wtrÄ…ciÅ‚ JabÅ‚onka.
   - No i co z tego jak nie chcÄ™ jej kurwa zdradzić! – generaÅ‚ „obciął” podwÅ‚adnego. – A wracajÄ…c do zachodnich zielonych. Jak każda wÅ‚adza chcÄ… kontrolować dziaÅ‚ania tajnych sÅ‚użb, a ponieważ sami sÄ… trudni do skontrolowania, stajÄ… siÄ™ podwójnie niebezpieczni. Przecież nie raz sÅ‚yszeliÅ›my jak nam siÄ™ europejczycy – wydÄ…Å‚ pogardliwie wargi i z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ… wypowiedziaÅ‚ ten wyraz z maÅ‚ej litery – skarżyli na zielonych. Może teraz chcÄ… nam po prostu utrudnić dziaÅ‚anie.
   SÅ‚owa generaÅ‚a brzmiaÅ‚y dość logicznie. JeÅ›li tak jest w rzeczywistoÅ›ci stoi przed nimi trudne zadanie. Trzeba siÄ™ zabrać do pracy dokÅ‚adniej niż do tej pory.
   - Panowie co wy mi tu pierdolicie o zielonych faszystach – podsumowaÅ‚ rozmowÄ™ Henryk. – ChcÄ™ wiedzieć co mamy na ministra.
   - Przecież mówiÅ‚em. Gówno.
   - Jak to?
   - Tak to. To na stole to jedynie kupa nic nie wartego Å›miecia.
   - Czy możesz mi to wytÅ‚umaczyć ...
   - Może lepiej ja to zrobiÄ™ – odezwaÅ‚ siÄ™ JabÅ‚onka.
   Porucznik miaÅ‚ czerwone i niewyspane oczy, ale bynajmniej nie z przepracowania. Ostatnio sÅ‚abo sypiaÅ‚ i przeglÄ…daÅ‚ głównie resortowe ogÅ‚oszenia o pracÄ™. ZgÅ‚osiÅ‚ już nawet odpowiednie aplikacje. WiedziaÅ‚, że od tego co teraz powie zależy jego przyszÅ‚ość. JeÅ›li tylko trochÄ™ zdenerwujÄ™ swoich zwierzchników to wkrótce rozpocznie karierÄ™ w jakiejÅ› dużej firmie na dobrym stanowisku. W miarÄ™ jak zdenerwowanie przeÅ‚ożonych bÄ™dzie wzrastać, bÄ™dzie maleć jego pensja i miasto w jakim wylÄ…duje. O jakiejÅ› lepszej fusze nie miaÅ‚ co marzyć. Niczym siÄ™ przecież nie wykazaÅ‚ i byÅ‚ na dodatek pechowy. Uczciwy polityk! Przecież wiÄ™ksze jest prawdopodobieÅ„stwo trafienia szóstki w totku, bo to siÄ™ jednak czasem zdarza. No ale to przecież trzynasty minister... I jak tu nie wierzyć w przesÄ…dy.
   - To co tutaj jest, to zapis pracy ministra z ostatniego miesiÄ…ca. NagraliÅ›my wszystkie spotkania mamy również wszelkie wycinki i notatki z prasy...
   - I ?
   - Niestety jest lekka tendencja wzrostowa. Na poczÄ…tku wzmianki nie przekraczaÅ‚y pięćdziesiÄ™ciu słów, teraz siÄ™gajÄ… osiemdziesiÄ™ciu a gdzieniegdzie przybierajÄ… nawet postać krótkich artykułów. Jak tak dalej pójdzie grożą nam pierwsze wiÄ™ksze artykuÅ‚y w dużych dziennikach...
   - Ja siÄ™ nie pytam o dÅ‚ugość tylko jakość...
   - Niestety pozytywne.
   - O jakość tego co zebraliÅ›cie. Co już na niego macie?
   - Niestety nic.
   - Nie wierzÄ™.
   - Niestety musisz – generaÅ‚ przestaÅ‚ bawić siÄ™ swoim dÅ‚ugopisem i odÅ‚ożyÅ‚ go na stół. – Facet jest nadal czysty jak Å‚za.
   - Å»adnych podejrzanych kontaktów?
   - Prawie żadnych – zawahaÅ‚ siÄ™ JabÅ‚onka. – W ostatni weekend w oÅ›rodku w którym przebywaÅ‚ minister byÅ‚o również dwóch znanych lobbystów...
   - No i ?
   - Nic. Byli tam tylko jeden dzieÅ„.
   - ZrobiliÅ›cie im jakieÅ› wspólne zdjÄ™cia?
   - Tak, jak minister robi jednemu z nich sztuczne oddychanie. Ale to nic nie da.
   - Dlaczego?
   - Bo to sÄ… kurwa lobbyÅ›ci tartaczni – PÄ™piÅ„ski ponownie wÅ‚Ä…czyÅ‚ siÄ™ do rozmowy.
   - Dla kogo pracujÄ…
   - Dla niejakiego Pilskiego.
   - Mamy coÅ› na niego?
   - Tyle co na każdego biznesmena w tym kraju ale to nic nie da bo facet przy tej nowej ustawie o zagospodarowaniu przestrzennym parków narodowych ma przesrane. A nie da siÄ™ udowodnić, że dali mu za to pieniÄ…dze bo to jakby twierdzić, że MaÅ‚ysz pÅ‚aciÅ‚ Hannawaldowi za to, że tamten z nim wygrywaÅ‚.
   - A krewni? – Henryk próbowaÅ‚ znaleźć coÅ› gdzie indziej.
   - WychowywaÅ‚ siÄ™ w domu dziecka.
   - A żona?
   - Też z domu dziecka tylko innego. Poznali siÄ™ na wieczorze poezji i zapewne zbliżyÅ‚a ich wÅ‚aÅ›nie przeszÅ‚ość.....
   - Co wy mi tu jakieÅ› romantyczne kawaÅ‚ki pieprzycie – zirytowaÅ‚ siÄ™ Skuteczny. - A co robi żona?
   - WczeÅ›niej dziaÅ‚aÅ‚a w tej samej organizacji ekologicznej co minister. Ale kiedy minister zawiesiÅ‚ jej dziaÅ‚alność na czas swojej kadencji to wÅ‚aÅ›ciwie siedzi w domu. Po za tym pisze bajki dla dzieci. JednÄ… nawet wydano. ChcieliÅ›my jÄ… wykupić dla bibliotek przez naszych ludzi w Ministerstwie Edukacji i Ministerstwie Sztuki ale zostaÅ‚y tylko pojedyncze egzemplarze w ksiÄ™garniach. Wydawca nie ma z niÄ… ważnej umowy a nowej już nie chcÄ™ podpisać i powiedziaÅ‚a wydawcy, że jej siÄ™ już nie podoba.
   - Wydawca? - zapytaÅ‚ z nadziejÄ… Henryk, wietrzÄ…c w tym szansÄ™.
   - Książka.
   Henryk wstaÅ‚ i podszedÅ‚ do okna. CzuÅ‚, że robi mu siÄ™ coraz cieplej. Nie wiedziaÅ‚ czy przypisać to ministrowi czy wzrastajÄ…cemu upaÅ‚owi. OtworzyÅ‚ szeroko okno i nabraÅ‚ powietrza w pÅ‚uca. Wszyscy, poza generaÅ‚em i Przypkowskim, intensywnie przyglÄ…dali siÄ™ swoim dÅ‚ugopisom. Bali siÄ™ podnieść oczy by nie trafić na spojrzenie Henryka. Jego gÅ‚oÅ›ne sapanie Å›wiadczyÅ‚o o tym, że jego wzrok mógÅ‚ w tej chwili zabić.
   - A ich przyjaciele z domu dziecka?
   - Nie utrzymujÄ… kontaktów. Wszyscy im tam dokuczali.
   - Może sÄ… teraz przestÄ™pcami?
   - Zwykli ludzie tylko nie poszli na studia. ZresztÄ… wychowaniem w Å›rodowisku - patologicznym wzbudzilibyÅ›my tylko wiÄ™ksze współczucie dla ministra.
   - Nie ma jakiegoÅ› drogiego hobby?
   - Jeździ na rowerze i czasem Å‚owi ryby.
   - PodesÅ‚aliÅ›cie mu jakieÅ› dupy?
   - Å»eby pan widziaÅ‚ jego sekretarkÄ™. PrzychodziÅ‚a do pracy prawie naga...
   - Trzeba mu byÅ‚o podesÅ‚ać SamantÄ™ – Henryk uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ w duszy na wspomnienie krÄ…gÅ‚oÅ›ci seksownej agentki.
   - To byÅ‚a Samanta.
   Skutecznego zatkaÅ‚o. Przez moment Å‚apaÅ‚ powietrze jak ryba wyciÄ…gniÄ™ta z wody na brzeg. PatrzyÅ‚ na pozostaÅ‚ych jakby widziaÅ‚ ich pierwszy raz.
   - Niemożliwe, wydaliÅ›my kilkadziesiÄ…t tysiÄ™cy dolarów na jej silicony w piersiach i dupie, colagen w ustach i ciÄ…gÅ‚e odsysanie tÅ‚uszczu a on jej nie chciaÅ‚...
   - Niestety. Po trzech tygodniach powiedziaÅ‚, że ceni sobie jej naturalizm ale ponieważ nie potrafi stenografować i ma problemy z pisaniem na komputerze, bÄ™dzie zmuszony jÄ… zwolnić. - WysÅ‚aÅ‚ jÄ… na kursy doszkalajÄ…ce.
   - To może przyjmie jÄ… z powrotem? – iskierka nadziei ponownie zapaliÅ‚a siÄ™ w oczach - Henryka.
   - Raczej nie.
   - A mówiÅ‚em, żeby podnosić kwalifikacje dziewczyn.
   - Te które podsyÅ‚amy businessmenom sÄ… już w tym dobre. Nie przypuszczaliÅ›my, że politykom może być potrzebne coÅ› wiÄ™cej poza kawaÅ‚kiem dupy.
   - A propos dupy – Henryk chwytaÅ‚ siÄ™ już wszystkiego żeby udupić ministra. – Niech go oskarży o molestowanie seksualne.
   - Chyba żartujesz stary – Przypkowski pokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ…. – Przecież to ulubieniec organizacji feministycznych.
   - Tym bardziej. Podwójna moralność.
   - Niestety naszej opinii publicznej brak jeszcze kilku lat do debilizmu swojej amerykaÅ„skiej odpowiedniczki. A może raczej brak jej odpowiednich prawników, którzy by z tego żyli. Tam kancelarie miaÅ‚yby przed oczami milionowe odszkodowania w których bÄ™dÄ… partycypować a wszystkie media rzuciÅ‚yby siÄ™ na to. U nas nawet te lewicowe sÄ… opanowane przez facetów, którzy sÄ… tym tematem umiarkowanie zainteresowani. Gdyby to byÅ‚ jeszcze jakiÅ› prawicowiec mieli by z tego dobrÄ… pożywkÄ™ ale tak... PamiÄ™taj, że mediami na razie możemy sterować, ale jeszcze nie rozkazywać im.
   - Kurwa – powiedziaÅ‚ wyraźnie zdenerwowany Henryk. - Może on jest jakimÅ› pieprzonym zwolennikiem spiskowej teorii dziejów i dlatego tak siÄ™ pilnuje?
   - Raczej nie. WyglÄ…da na rozsÄ…dnego goÅ›cia, który nie wierzy w takie gÅ‚upoty.
   Henryk spuÅ›ciÅ‚ zniechÄ™cony gÅ‚owÄ™. Chyba nie doceniÅ‚ faceta. ZaczynaÅ‚ być naprawdÄ™ groźny. Jak tak dalej pójdzie to już siÄ™ nie da rzÄ…dzić tym krajem. Uczciwi politycy? Kto to sÅ‚yszaÅ‚. Ten kraj byÅ‚ zawsze popieprzony. Cholerni romantycy. Dlaczego nie urodziÅ‚ siÄ™ w Niemczech? Tam wszyscy by donosili i jeszcze uważali to za swój obywatelski obowiÄ…zek. MógÅ‚by zmieniać rzÄ…dy gdyby mu siÄ™ wtrÄ…caÅ‚y w jego dziaÅ‚kÄ™. Ale tutaj...
   - Chyba nie ma sensu pytać o nic wiÄ™cej. Powiedzcie sami co nam siÄ™ jeszcze nie udaÅ‚o.
   - Organizacja ekologiczna ministra jest czysta. Jako jedynej z wiÄ™kszych nie udaÅ‚o jej siÄ™ w ogóle zaangażować do akcji „ Zielone PÅ‚uca Polski”.
   - Nie mieliÅ›my tam swoich ludzi?
   - OczywiÅ›cie, że mieliÅ›my ale dopiero zaczynali awansować i nie byli decyzyjni. Jeszcze rok, dwa i mielibyÅ›my ich na widelcu.
   - Rok, dwa – Henryk przedrzeźniaÅ‚ JabÅ‚onkÄ™. – Dlaczego nie zrobiliÅ›my tego wczeÅ›niej?
   - Organizacja wydawaÅ‚a siÄ™ być pozbawiona znaczenia.
   - Nie ma co pÅ‚akać nad rozlanym mlekiem – Przypkowski postanowiÅ‚ przejąć inicjatywÄ™. – Wiemy również, że nie udaÅ‚o siÄ™ mu wrÄ™czyć Å‚apówki, bo powoÅ‚aÅ‚ komisjÄ™ zÅ‚ożonÄ… z autorytetów, która ma rozstrzygać wszelkie przetargi. JeÅ›li nawet, któregoÅ› skorumpujemy on bÄ™dzie czysty, bo gdy ich powoÅ‚ywaÅ‚ byli powszechnie szanowanymi obywatelami. Pierwszy oczekuje jednak efektów. Dlatego zamiast chaotycznych dziaÅ‚aÅ„ proponuje dÅ‚ugotrwaÅ‚Ä… i staÅ‚Ä… taktykÄ™ która pozwoli sprawić, że minister stanie siÄ™ sterowalny. ProponujÄ™ rozszerzyć dotychczasowÄ… akcjÄ™ Zielone PÅ‚uca Polski w sposób niekonwencjonalny....
   Dalsza część spotkania stanowiÅ‚a najgÅ‚Ä™bsza tajemnicÄ™ paÅ„stwowÄ…. Pewnie również dlatego jego uczestnicy Å›ciszyli gÅ‚os i przybliżyli siÄ™ do siebie nieco a okno zostaÅ‚o z powrotem zamkniÄ™te. Plan dziaÅ‚ania powoli siÄ™ krystalizowaÅ‚...
   Wszyscy opuszczali spotkanie zadowoleni choć wiedzieli, że dalsza praca nad ministrem nie bÄ™dzie Å‚atwa. Dlatego mieli bardzo skoncentrowane twarze i rozstali bez cienia uÅ›miechu. Również Henryk podreptaÅ‚ powoli do swojego gabinetu. MachnÄ…Å‚ rÄ™kÄ… na swojego adiutanta aby ten nie wstawaÅ‚ i wszedÅ‚ do gabinetu. SiÄ™gnÄ…Å‚ do szafki w której trzymaÅ‚ cygara i wyciÄ…gnÄ…Å‚ jedno z nich. Starannie obciÄ…Å‚ mu koÅ„cówkÄ™ i zapaliÅ‚. RozsiadÅ‚ siÄ™ w fotelu i, w amerykaÅ„ski sposób, zarzuciÅ‚ nogi na stół. Z każdÄ… kolejnÄ… czynnoÅ›ciÄ… jego twarz rozjaÅ›niaÅ‚a siÄ™ coraz bardziej. Kiedy wypuÅ›ciÅ‚ drugi kÅ‚Ä…b dymu na jego obliczu zagoÅ›ciÅ‚ uÅ›miech zadowolenia. Tak, ten trzynasty minister przyniesie mu sporo szczęścia. PostawiÅ‚ wyraźnie na dobrego konia.
   
   
   - DzieÅ„ dobry panie ministrze – pani Ewa promieniaÅ‚a wrÄ™cz szczęściem.
   Po kilku tygodniach spÄ™dzonych w Ministerstwie Rolnictwa wracaÅ‚a z ulgÄ… na swoje stare miejsce. Nowe koleżanki byÅ‚y wprawdzie bardzo sympatyczne, ale intelektualnie nie siÄ™gaÅ‚y porÄ™czy jej krzesÅ‚a a można powiedzieć, że nawet nie dorastaÅ‚y jej do piÄ™t. MÅ‚ode, Å‚adne, polubiÅ‚y jÄ… od razu nie widzÄ…c w niej najmniejszego zagrożenia dla wÅ‚asnej pozycji.
   - DzieÅ„ dobry pani Ewo. Nie ma pani pojÄ™cia jaki jestem szczęśliwy – minister podszedÅ‚ do swojej sekretarki i z radoÅ›ci pocaÅ‚owaÅ‚ jÄ… w dÅ‚oÅ„. Mimo feministycznych poglÄ…dów pozostaÅ‚o w nim trochÄ™ z uÅ‚aÅ„skiej fantazji i elegancji.
   - ZgÅ‚aszam gotowość do podjÄ™cia swoich obowiÄ…zków – przy tych sÅ‚owach niemal zasalutowaÅ‚a.
   - Bardzo siÄ™ cieszÄ™. Wreszcie bÄ™dÄ™ mógÅ‚ coÅ› podyktować, nie powtarzajÄ…c pięć razy jednego zdania. Ale na razie muszÄ™ wyjść na spotkanie Rady Ministrów.
   - Nie wiedziaÅ‚am, że to tak wczeÅ›nie – pani Ewa byÅ‚a naprawdÄ™ zmartwiona, że od razu pierwszego dnia po powrocie nie dopeÅ‚niÅ‚a swoich obowiÄ…zków. Zawsze bowiem uprzedzaÅ‚a kierowcÄ™ i przygotowywaÅ‚a niezbÄ™dne materiaÅ‚y. – Ale zaraz powiem Zasadowskiemu, żeby byÅ‚ gotowy.
   - O nie, jest zbyt Å‚adna pogoda, żeby dusić siÄ™ w samochodzie. PojadÄ™ rowerem. Z powrotem bÄ™dÄ™ pewnie już po 16 –ej a wiÄ™c do jutra pani Ewo.
   Minister chwyciÅ‚ teczkÄ™ i zbiegÅ‚ na dół. Do stojaka na rowery, stojÄ…cego obok ministerstwa staÅ‚ przyczepiony tylko jego pojazd. Minister odczepiÅ‚ linkÄ™ zabezpieczajÄ…ca go przed kradzieżą i postawiÅ‚ rower obok siebie. PodwinÄ…Å‚ nogawki od spodni, by nie wkrÄ™ciÅ‚y siÄ™ w Å‚aÅ„cuch. PrzymocowaÅ‚ teczkÄ™ do bagażnika, wskoczyÅ‚ na siodeÅ‚ko i ruszyÅ‚ swojÄ… ulubionÄ… trasÄ… wÅ›ród nadwiÅ›laÅ„skich parków. MaÅ‚o kto zdawaÅ‚ sobie sprawÄ™, że przez WarszawÄ™ wzdÅ‚uż jej lewego brzegu ciÄ…gnie siÄ™ jeden wielki pas zieleni. Na ogół wszyscy znajÄ… tylko maÅ‚e fragmenty, jak Łazienki, ale nie wiedzÄ…, że sÄ… one tylko niewielkim elementem przepiÄ™knej caÅ‚oÅ›ci.
   Minister z pewnym trudem wdrapaÅ‚ siÄ™ AgrykolÄ… na plac na Rozdrożu. Zasapany zsiadÅ‚ z siodeÅ‚ka i powiedziaÅ‚ cicho pod nosem: „Oj niedobrze”. CzuÅ‚, że tak bÄ™dzie i nawet rower przywiózÅ‚ do pracy bagażowÄ… taksówkÄ…, żeby mieć wiÄ™cej siÅ‚ na powrót. ObiecaÅ‚ sobie, że musi siÄ™ wiÄ™cej ruszać bo nawet kilka majowych dni spÄ™dziÅ‚ gÅ‚ownie siedzÄ…c na stoÅ‚eczku obok jeziora lub co najwyżej pÅ‚ywajÄ…c łódkÄ…. Tylko jeden raz wybraÅ‚ siÄ™ z żonÄ… na krótkÄ… przejażdżkÄ™ do pobliskiego miasteczka.
   Przed drzwiami siedziby Rady Ministrów drogÄ™ zastÄ…piÅ‚ mu żoÅ‚nierz.
   - A obywatel dokÄ…d?
   - Ja... do Å›rodka – odpowiedziaÅ‚ niepewnie SaÅ‚aciÅ„ski.
   - Nie można.
   - Dlaczego?
   - Tu nie Å›cieżka rowerowa.
   - Ale ja do pracy.
   - Do jakiej pracy?
   - No na posiedzenie rzÄ…du.
   - Aaa dziennikarz – tej profesji żoÅ‚nierz byÅ‚ w stanie wybaczyć taka fanaberiÄ™ jak jeżdżenie na rowerze i dlatego „przypisał” jÄ… ministrowi - Konferencja prasowa zaczyna siÄ™ dopiero o 16.00.
   - Ale ja na posiedzenie rzÄ…du... w charakterze uczestnika.
   - Jako kto?
   - Jako minister baÅ‚wanie! – kapitan wyszedÅ‚ przed drzwi siedziby Rady Ministrów zwabiony dość gÅ‚oÅ›nÄ… rozmowÄ… – Gazet nie czytasz jeÅ‚opie?! Telewizor ci siÄ™ kurwa popsuÅ‚?! Przecież to pan minister obrony Å›rodowiska SaÅ‚aciÅ„ski.
   - Minister??? – żoÅ‚nierz sÅ‚yszaÅ‚ wprawdzie o jednym ministrze, który jeździÅ‚ na rowerze ale tamten byÅ‚ szefem resortu obrony narodowej, wiÄ™c mógÅ‚ dbać o formÄ™. Ale żeby obrona Å›rodowiska też wymagaÅ‚a dobrej kondycji? Coraz dziwniejszych tych ministrów wybierajÄ….
   - Oj żoÅ‚nierzu chyba macie za lekkÄ… sÅ‚użbÄ™. CoÅ› mi siÄ™ zdajÄ™, że siÄ™ postaram...
   SaÅ‚aciÅ„ski poÅ›piesznie wszedÅ‚ do budynku i nie usÅ‚yszaÅ‚ już o co chciaÅ‚ siÄ™ postarać kapitan. DomyÅ›laÅ‚ siÄ™ tylko, że to nie byÅ‚o nic przyjemnego. ByÅ‚ mu wprawdzie wdziÄ™czny za wybawienie z niezrÄ™cznej sytuacji ale z drugiej strony wolaÅ‚ nie oglÄ…dać jak wyżywa siÄ™ na podwÅ‚adnym. Wojskowa dyscyplina byÅ‚a dla ministra zawsze czymÅ› wstrÄ™tnym i nie znosiÅ‚ jej serdecznie. Na szczęście zdrowie nie pozwoliÅ‚o mu sÅ‚użyć w armii bo gdy o tym pomyÅ›laÅ‚ przechodziÅ‚y go ciarki.
   - DzieÅ„ dobry panu. MogÄ™ go tutaj zostawić? – zapytaÅ‚ portiera.
   Ten przyjaźnie pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ… i odebraÅ‚ od ministra rower. ByÅ‚ jednÄ… z niewielu osób w tym budynku, które lubiÅ‚y ministra. Przyczyna tej sympatii byÅ‚a dość prozaiczna. Å»aden inny minister ani nawet wiceminister nigdy go nie zauważaÅ‚. Nawet kiedy portier bywaÅ‚ na wczasach w rzÄ…dowych oÅ›rodkach, każdy z nich usilnie mu siÄ™ przyglÄ…daÅ‚, próbujÄ…c sobie przypomnieć, gdzie widziaÅ‚ tego czÅ‚owieka. Nikomu siÄ™ to jednak nie udawaÅ‚o wiÄ™c uÅ›miechali siÄ™ tylko zdawkowo wiedzÄ…c, że portier to nikt ważny. Bo gdyby byÅ‚ ważny na pewno by go pamiÄ™tali. Jedynie SaÅ‚aciÅ„ski poznaÅ‚ go ostatnio na zakupach w supermarkecie. Ba, nawet mu siÄ™ ukÅ‚oniÅ‚. Niewiarygodny gość. Å»ona nie chciaÅ‚ uwierzyć, ze to minister dopóki nie pokazaÅ‚ go jej na zdjÄ™ciu w gazecie.
   SaÅ‚aciÅ„ski zabraÅ‚ swojÄ… teczkÄ™ i udaÅ‚ siÄ™ do Å‚azienki, żeby siÄ™ przebrać. ObmyÅ‚ sobie spoconÄ… twarz i wytarÅ‚ jÄ… papierowym rÄ™cznikiem. OtworzyÅ‚ teczkÄ™ i wyciÄ…gnÄ…Å‚ nowÄ… koszulÄ™ i krawat. ByÅ‚ w trakcie zawiÄ…zywania go (zawsze zajmowaÅ‚o mu to dużo czasu) kiedy do Å‚azienki wszedÅ‚ wysoki, gÅ‚adko ogolony mężczyzna. Przez uÅ‚amek sekundy przez jego twarz przemknęła niepewność. ByÅ‚o to jednak tak krótkie, że niewprawne oko ministra tego nie zauważyÅ‚o.
   SaÅ‚aciÅ„ski oczywiÅ›cie go poznaÅ‚. Przypkowski, szef jednej ze sÅ‚użb specjalnych. Szara eminencja, której bali siÄ™ wszyscy. Nawet premier, choć jak każdy silny czÅ‚owiek nie chciaÅ‚ siÄ™ do tego przyznać. Minister jednak odczuwaÅ‚ tylko w tej chwili ciekawość. PostanowiÅ‚ coÅ› sprawdzić.
   - DzieÅ„ dobry.
   Przypkowski odpowiedziaÅ‚ na powitanie jedynie uÅ›miechem i lekkim skiniÄ™ciem gÅ‚owÄ…. WszedÅ‚ do kabiny i przekrÄ™ciÅ‚ zamek. SaÅ‚aciÅ„ski patrzyÅ‚ przez moment na drzwi, które zamknęły siÄ™ za agentem. Po chwili zastanowienia odwróciÅ‚ siÄ™ do lustra i dokoÅ„czyÅ‚ zawiÄ…zywanie krawatu. ObserwowaÅ‚ jednak w lustrze czy Przypkowski nie wychodzi. OdgÅ‚osy jakie stamtÄ…d dochodziÅ‚y Å›wiadczyÅ‚y jednak, że agent nie opuÅ›ci tak prÄ™dko kabiny. Nie chcÄ…c wzbudzać jego podejrzeÅ„, minister zrezygnowaÅ‚ ze sprawdzenia czy tamten nie jest jego tajemniczym dobroczyÅ„cÄ…, który pomaga mu czasami. ZresztÄ… i tak pewnie znieksztaÅ‚caÅ‚ gÅ‚os przez komórkÄ™. Nie mógÅ‚ nawet okreÅ›lić w jakim wieku byÅ‚ tamten.
   
   
   - WlazÅ‚
   GeneraÅ‚ siedziaÅ‚ w swoim gabinecie przy biurku z ogromnÄ…, starÄ… lampÄ… i bawiÅ‚ siÄ™ swoja nowÄ… zabawkÄ…. ByÅ‚ to aparacik zagÅ‚uszajÄ…cy, które dostaÅ‚ w prezencie od swojego zachodniego znajomego. PowodowaÅ‚, że w promieniu do 50 metrów (zależnie od ustawienia) mogÅ‚y dziaÅ‚ać najwyżej urzÄ…dzenia posÅ‚ugujÄ…ce siÄ™ tylko jednÄ…, Å›ciÅ›le okreÅ›lonÄ… czÄ™stotliwoÅ›ciÄ…. W praktyce w gabinecie generaÅ‚a odbieraÅ‚a tylko jego komórka. DziÄ™ki temu ktoÅ› kto jeszcze przed wejÅ›ciem do Å›rodka miaÅ‚ dziaÅ‚ajÄ…ce urzÄ…dzenie podsÅ‚uchowe wewnÄ…trz posiadaÅ‚ już tylko bezużyteczny zÅ‚om. GeneraÅ‚ zawsze staraÅ‚ siÄ™ wykonać na wszelki wypadek jakiÅ› telefon, który sprawiaÅ‚, że nikt nie podejrzewaÅ‚ obecnoÅ›ci zagÅ‚uszaczy które zresztÄ… i tak wyglÄ…daÅ‚y przy jego urzÄ…dzeniu jak komputery z lat 60-ych przy dzisiejszych pecetach.
   - No wlazÅ‚! – powtórzyÅ‚.
   W drzwiach ukazaÅ‚ siÄ™ JabÅ‚onka. Lekko skulony, niepewny swojej przyszÅ‚oÅ›ci, wyglÄ…daÅ‚ jak uczeÅ„ wezwany do dyrektora na dywanik. UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ na powitanie i skinÄ…Å‚ lekko gÅ‚owÄ… a nastÄ™pnie zajÄ…Å‚ miejsce naprzeciwko przeÅ‚ożonego. Po chwili przestraszyÅ‚ siÄ™, że zrobiÅ‚ to bez pozwolenia i podskoczyÅ‚ do góry jak oparzony.
   - Siadajcie, siadajcie – generaÅ‚ kiwnÄ…Å‚ dÅ‚oniÄ… na znak zezwolenia. – Pewnie domyÅ›lacie siÄ™ po co was wezwaÅ‚em?
   - Nnnie.
   - DomyÅ›lacie siÄ™ – JabÅ‚onka już powinien przyzwyczaić siÄ™, że krycie czegokolwiek przed PÄ™piÅ„skim nie ma żadnego sensu. – Niestety wasze niepowodzenia w sprawie ministra zmuszajÄ… mnie chwilowo do usuniÄ™cia was z pierwszej linii frontu – generaÅ‚ lubiÅ‚ żoÅ‚nierskie okreÅ›lenia. – Ja wiem, że to nie wasza wina ale daÅ‚y siÄ™ sÅ‚yszeć gÅ‚osy, że jesteÅ›cie pechowi. A przecież wiecie jak na tym punkcie sÄ… uczuleni szpiedzy.
   JabÅ‚onka spuÅ›ciÅ‚ gÅ‚owÄ™ i wpatrywaÅ‚ siÄ™ usilnie w podÅ‚ogÄ™. OczywiÅ›cie, że tego siÄ™ spodziewaÅ‚. Jego starsi koledzy mieli wielkÄ… uciechÄ™ gdy rozeszÅ‚a siÄ™ wieść, że pierwsze zadanie JabÅ‚onki zakoÅ„czyÅ‚o siÄ™ klÄ™skÄ…. I to jak proste. Zdobycie kompromitujÄ…cych materiałów na ministra. Przecież to potrafiÅ‚by byle krawężnik. A tu agent sÅ‚użb specjalnych nie daÅ‚ sobie z tym rady. PrzyszedÅ‚ taki nie wiadomo skÄ…d, bez żadnych pleców i od razu trafiÅ‚ na posiedzenie do sÅ‚ynnej salki konferencyjnej. Na ten awans prawie wszyscy pracownicy tego budynku czekali bezskutecznie od lat.
   - Wiecie, że na was stawiam bo potrzebny mi ktoÅ› zaufany. Dlatego nie odeÅ›lÄ™ was z powrotem na to zadupie, na którym byliÅ›cie wczeÅ›niej – otworzyÅ‚ szufladÄ™ swojego biurka i wyciÄ…gnÄ…Å‚ z niej niebieskÄ… teczkÄ™. – Nie trafiliÅ›cie najgorzej. Dobra, ciepÅ‚a posadka. Mam nadziejÄ™, że nie bÄ™dziecie siÄ™ niÄ… zbyt dÅ‚ugo cieszyć – rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ nieprzyjemnie, aż JabÅ‚onkÄ™ przeszedÅ‚ dreszcz. – MyÅ›laÅ‚em oczywiÅ›cie o tym, że wkrótce wrócicie do czynnej sÅ‚użby.
   - Rozumiem panie generale.
   JabÅ‚onka zabraÅ‚ teczkÄ™, odmeldowaÅ‚ siÄ™ i wyszedÅ‚ z gabinetu. SzedÅ‚ przez korytarz na którym stali jego koledzy wiedzÄ…cy co oznacza niebieska teczka. Zielona trawka czyli odstawka. Urlop od ważnych zajęć i pracÄ™ w jakimÅ› nudnym biznesie, gdzie pracownicy nie wiedza skÄ…d i po co siÄ™ wziÄ…Å‚eÅ›. BÄ™dzie sprzedawaÅ‚ ubezpieczenia albo importowaÅ‚ jakieÅ› produkty z firm w których odpoczywajÄ… zagraniczni szpiedzy.
   Na schodach przed JabÅ‚onkÄ… pojawiÅ‚ siÄ™ Przypkowski. PracowaÅ‚ piÄ™tro wyżej i rzadko poruszaÅ‚ siÄ™ schodami. OmijaÅ‚ raczej teren swojego „przyjaciela” generaÅ‚a za pomocÄ… windy. Wszyscy wiedzieli, że za sobÄ… nie przepadajÄ…. Nie, nie byli do siebie wrogo nastawieni a podobno w poprzednim systemie autentycznie siÄ™ przyjaźnili. PoróżniÅ‚ ich okres przeÅ‚omu. Przez jakiÅ› czas nawet zwalczali siÄ™ otwarcie. Potem generaÅ‚ zostaÅ‚ negatywnie zweryfikowany a kiedy wróciÅ‚ do sÅ‚użby wydawaÅ‚o siÄ™, że chcÄ™ siÄ™ z powrotem zaprzyjaźnić. Ale Przypkowski nie ufaÅ‚ mu. PÄ™piÅ„ski nie pozostaÅ‚ mu dÅ‚użny. KrążyÅ‚y nawet plotki, że generaÅ‚ specjalnie urzÄ…dziÅ‚ gabinet w najlepszym ubeckim stylu aby wyraźnie różniÅ‚ siÄ™ od biura Przypkowskiego i drażniÅ‚ jego lokatora.
   Obok Przypkowskiego, tyÅ‚em do nadchodzÄ…cego porucznika, staÅ‚ Henryk. JabÅ‚onka skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… w ich stronÄ™. Przypkowski odpowiedziaÅ‚ skiniÄ™ciem i chciaÅ‚ wrócić do przerwanej rozmowy ale zobaczyÅ‚ niebieskÄ… teczkÄ™. Tego widoku nie mógÅ‚ zlekceważyć. Choćby przez grzeczność.
   - Opuszczasz nas chwilowo?
   - Niestety.
   - Nie przejmuj siÄ™. Na pewno niedÅ‚ugo wrócisz. Może wpadniesz do mnie jeszcze w przyszÅ‚ym tygodniu na chwilÄ™ ?
   - Niestety, jutro muszÄ™ być już w nowej pracy.
   - No trudno. Powodzenia – zwróciÅ‚ siÄ™ z powrotem w stronÄ™ Henryka, który nawet na jednÄ… chwilÄ™ nie odwróciÅ‚ siÄ™ w stronÄ™ "zdegradowanego" porucznika. Nigdy nie lubiÅ‚ przegranych.
   JabÅ‚onka wróciÅ‚ do swojego pokoju. OtworzyÅ‚ teczkÄ™ która otrzymaÅ‚ od generaÅ‚a. Nowe miejsce, przydziaÅ‚, stopieÅ„ sÅ‚użbowy. „Wiceprezes ds. marketingu”. Nie miaÅ‚ o tym zielonego pojÄ™cia ale pomyÅ›laÅ‚, że jak poczyta trochÄ™ książek to na pewno siÄ™ nauczy.
   Przez moment zastanawiaÅ‚ siÄ™ nad czymÅ›. Wreszcie podszedÅ‚ do okna i otworzyÅ‚ je na oÅ›cież. Do Å›rodka wpadÅ‚ szum letniej ulicy, rozgrzanej i rozkrzyczanej. SpojrzaÅ‚ jeszcze raz w gÅ‚Ä…b pokoju i, chociaż na stole leżaÅ‚ jego sÅ‚użbowy aparat, wyciÄ…gnÄ…Å‚ z kieszeni komórkÄ™. WystukaÅ‚ szybko numer i czekaÅ‚ chwilÄ™ na poÅ‚Ä…czenie.
   - DzieÅ„ dobry. Tak. StaÅ‚o siÄ™ dokÅ‚adnie tak jak pan mówiÅ‚. Co mam teraz robić?
   
   
   Porucznik JabÅ‚onka nie byÅ‚ jedynym bohaterem naszej opowieÅ›ci, który straciÅ‚ dotychczasowy przydziaÅ‚ sÅ‚użbowy. Jego los podzielili dwaj dzielni lobbyÅ›ci, którzy po wizycie u swojego mocodawcy, wÅ‚aÅ›ciciela licznych tartaków Adama Pilskiego, chodzili ze spuszczonymi gÅ‚owami wzdÅ‚uż ulicy Wiejskiej. Po dotarciu do Placu Trzech Krzyży zrezygnowali z wizyty w jednym z modnych lokali tam siÄ™ znajdujÄ…cych, gdyż w obecnej sytuacji musieli siÄ™ liczyć z każdym groszem. Zakupili wiÄ™c w sklepie spożywczym dwie butelki piwa i zeszli KsiążęcÄ… do parku. Zasiedli na jednej z Å‚awek, nieopodal kamiennego basenu, po którym pÅ‚ywaÅ‚y kaczki i zaczÄ™li rozpatrywać swój smutny los.
   - No i co teraz zrobimy? – zagaiÅ‚ Ostrożny.
   - A skÄ…d ja mam wiedzieć?
   - Może spróbujemy pollobować gdzie indziej?
   - W jaki sposób? Przecież jesteÅ›my wysokokwalifikowanymi specjalistami w dziedzinie ochrony Å›rodowiska. Kilka lat zajęło nam poznawanie siÄ™ z odpowiednimi ludźmi, kierownikami, dyrektorami i innymi urzÄ™dasami. A teraz oni wszyscy jeÅ›li nawet pracujÄ… tam gdzie dawniej nie odważą siÄ™ zrobić najmniejszego przekrÄ™ciku. Nie ma im za co dać Å‚apówki bo ten feralny trzynasty minister wprowadziÅ‚ takÄ… kontrolÄ™, że mysz siÄ™ nie przeÅ›liźnie. Jak ich do reszty nie zwolni to sami odejdÄ…, bo przecież ze zwykÅ‚ej pensji żaden czÅ‚owiek nie wyżyjÄ™ – pociÄ…gnÄ…Å‚ Å‚yk piwa z butelki. – Wszystkie inne kierunki majÄ… Å›rednio po trzech lobbystów na urzÄ™dnika czy ministra. Ta ochrona Å›rodowiska byÅ‚a ostatniÄ… niszÄ…, która byÅ‚a do zapeÅ‚nienia. I wÅ‚aÅ›nie wtedy gdy zaczÄ™liÅ›my być mocni i staÅ‚o siÄ™ to wreszcie dochodowÄ… rzeczÄ… musieli mianować tego cholernego ministra.
   - To co teraz zrobimy? – ponowiÅ‚ pytanie Ostrożny.
   - A skÄ…d ja mam wiedzieć – powtórzyÅ‚ Napierski.
   UtonÄ™li na kilka minut w ponurym milczeniu. Chociaż byÅ‚ piÄ™kny wiosenny dzieÅ„ im wcale nie byÅ‚o do Å›miechu. SÄ…czÄ…c powoli piwo patrzyli na radoÅ›nie przechadzajÄ…cych siÄ™ ludzi, zakochane pary i mÅ‚odzież, która zmierzaÅ‚a na pobliski tor rolkowy. Widok jadÄ…cych rowerzystów przypominaÅ‚ im sprawcÄ™ ich nieszczęścia.
   - SÅ‚uchaj a może wybierzemy siÄ™ do Zygmunta? – zaproponowaÅ‚ Ostrożny.
   - Do kogo?
   - No, do kierownika tego oÅ›rodka, w którym siÄ™ spotkaliÅ›my z ministrem. PodobaÅ‚y mu siÄ™ twoje plany wykupienia tego miejsca.
   - ZwariowaÅ‚eÅ›? BÄ™dziemy jechać na jakieÅ› zadupie, żeby zajmować siÄ™ nic nie znaczÄ…cym miejscem?
   - Tu i tak nie mamy co robić. A pamiÄ™taj, że on siÄ™ znaÅ‚ z kilkoma okolicznymi szefami oÅ›rodków. JakbyÅ›my zebrali to do kupy to może byÅ›my zarobili parÄ™ zÅ‚otych.
   - Bez szans.
   - Dlaczego?
   - Wiesz czemu tak mu siÄ™ spodobaliÅ›my?
   - No... – zawahaÅ‚ siÄ™ Ostrożny.
   - Bo mu obiecaÅ‚em dobrÄ… pożyczkÄ™ w banku. Gdyby miaÅ‚ kasÄ™ to już by dawno kupiÅ‚ ten oÅ›rodek.
   - Aaaa
   Na moment zapadÅ‚a znowu cisza. Ostrożnemu coÅ› jednak nie dawaÅ‚o spokoju bo widać byÅ‚o, że w jego szarych komórkach zachodzi intensywny proces myÅ›lowy. Wreszcie nie wytrzymaÅ‚.
   - SÅ‚uchaj a kiedy ty mu to obiecaÅ‚eÅ›?
   - Jak poszedÅ‚eÅ› rzygać pod pÅ‚otem.
   - Po prostu te ogórki byÅ‚y nieÅ›wieże i zrobiÅ‚o mi siÄ™ niedobrze.
   - Dobra, dobra, nie Å›ciemniaj. Zawsze albo ogórki sÄ… nieÅ›wieże albo Å›ledzie za sÅ‚one. Nie masz po prostu gÅ‚owy do wódki i dlatego miÄ™dzy innymi musimy szukać teraz nowej pracy.
   - Akurat. Za to ty masz pewnie Å›wietnÄ… gÅ‚owÄ™?
   - Tak.
   - To powiedz mi co zrobiÅ‚eÅ› jak wyszliÅ›my potem od Zygmunta.
   - Jak to co? PoszedÅ‚em – zawahaÅ‚ siÄ™ Napierski – spać.
   - Doprawdy? – zapytaÅ‚ szyderczo jego kompan – Tylko dlaczego chciaÅ‚eÅ› siÄ™ przykryć koÅ‚derkÄ… z wody w jeziorze?
   - JakÄ… koÅ‚derkÄ…?
   - Widzisz nic nie pamiÄ™tasz!
   - Nieprawda to ty nic nie pamiÄ™tasz!
   ZaczÄ™li mówić coraz gÅ‚oÅ›niej nie zwracajÄ…c uwagi na to, że przyglÄ…da im siÄ™ coraz wiÄ™cej osób. Postanowili najwyraźniej w tej trudnej chwili wylać na siebie wszystkie żale i pretensje jakie kiedykolwiek do siebie mieli.
   - WÅ‚aÅ›nie, że ty nic nie pamiÄ™tasz! Ja siÄ™ wyrzygaÅ‚em ale za to wytrzeźwiaÅ‚em. I mogÄ™ ci teraz wszystko powiedzieć co tam robiÅ‚eÅ›!
   - Tak?! No to proszÄ™ opowiadaj.
   - Najpierw jak wyszliÅ›my to zaczÄ…Å‚eÅ› siÄ™ rozbierać, bo mówiÅ‚eÅ›, że jesteÅ› Å›piÄ…cy.
   - No wÅ‚aÅ›nie.
   - Tylko, że poszedÅ‚eÅ› siÄ™ poÅ‚ożyć na pomost, z którego od razu siÄ™ sturlaÅ‚eÅ› do wody. Jak zaczÄ…Å‚em krzyczeć: „Na pomoc!” to z domku wyleciaÅ‚ minister i rzuciÅ‚ siÄ™ do wody, żeby ciÄ™ ratować. WyciÄ…gnÄ…Å‚ ciÄ™ na brzeg i zrobiÅ‚ ci usta usta. A ty wiesz co wtedy zrobiÅ‚eÅ›!?
   - No co? – Napierski byÅ‚ coraz bardziej skonfundowany.
   - ZaczÄ…Å‚eÅ› go obejmować i caÅ‚ować mówiÄ…c : „Ministruniu kochany jak siÄ™ cieszÄ™, że siÄ™ zdecydowaÅ‚eÅ›, teraz bÄ™dziemy mogli brać Å‚apóweczki i nikt nam nie podskoczy.” Tak go mocno chwyciÅ‚eÅ›, że sam musiaÅ‚em ci rozczepiać rÄ™ce, żeby siÄ™ wyrwaÅ‚ z twojego uÅ›cisku. A ty wtedy zaczÄ…Å‚eÅ› pÅ‚akać:” Nie zabierajcie mi mojego ministrunia, mojego szczęścia i sÅ‚oÅ„ca jedynego”!
   Ostrożny uniósÅ‚ siÄ™ tak bardzo, że jego kolega nie pamiÄ™taÅ‚ aby kiedykolwiek widziaÅ‚ go w podobnym stanie. KrzyczaÅ‚ caÅ‚y czas i wymachiwaÅ‚ rÄ™koma a ponieważ w jednej z nich trzymaÅ‚ butelkÄ™ piwa, chlapaÅ‚ jej zawartoÅ›ciÄ…. NaokoÅ‚o nich zaczÄ…Å‚ siÄ™ już powoli gromadzić tÅ‚umek ludzi obserwujÄ…cy ich sprzeczkÄ™. W dodatku zbiegowiskiem zainteresowaÅ‚ siÄ™ również patrol policji, przechadzajÄ…cy siÄ™ po parku. Napierski postanowiÅ‚ wiÄ™c zmitygować przyjaciela.
   - Daj spokój Karol, ludzie siÄ™ patrzÄ….
   - I co z tego?! Niech siÄ™ ... – Ostrożny dopiero w tej chwili zorientowaÅ‚ siÄ™ jakie spowodowali zamieszanie. ZobaczyÅ‚ również policjantów, którzy siÄ™ zbliżali – patrzÄ….
   - Co tu siÄ™ dziejÄ™? – zapytaÅ‚ groźnie policjant. – Co to, jakieÅ› awantury pijackie w Å›rodku dnia sobie urzÄ…dzacie?
   - Ależ skÄ…d panie wÅ‚adzo. My tylko z przyjacielem sobie rozmawialiÅ›my.
   - A dlaczego tak gÅ‚oÅ›no?
   - A bo siÄ™ zdenerwowaliÅ›my...
   - PracÄ™ wÅ‚aÅ›nie straciliÅ›my – dokoÅ„czyÅ‚ Napierski.
   - Aaa – pokiwaÅ‚ ze zrozumieniem gÅ‚owÄ… policjant. - No to ciężka sprawa. Ale nie róbcie mi tu burd. Rozejść siÄ™ – rzuciÅ‚ tonem nie znoszÄ…cym sprzeciwu i ludzie zaczÄ™li rozchodzić siÄ™ w różne strony. Tylko Napierski z Ostrożnym stali w miejscu trzymajÄ…c w rÄ™ku butelki piwa. – No, nie sÅ‚yszeliÅ›cie obywatele? Rozejść siÄ™.
   
   
   - Kochanie chyba mnie ktoÅ› Å›ledziÅ‚ – powiedziaÅ‚a pani SaÅ‚aciÅ„ska kiedy wyszli razem na spacer. Wieczór byÅ‚ już bardzo ciepÅ‚y. Mimo, że dochodziÅ‚a ósma wieczorem, temperatura siÄ™gaÅ‚a blisko 25 stopni. Na szczęście jeszcze komary i inne muszki nie rozmnożyÅ‚y siÄ™ na dobre i można byÅ‚o spacerować spokojnie bez koniecznoÅ›ci ciÄ…gÅ‚ego wymachiwania rÄ™koma
   - I po to wyciÄ…gnęłaÅ› mnie na spacer? – jÄ™knÄ…Å‚ minister. Bardzo lubiÅ‚ spacerować ale miaÅ‚ dzisiaj wyjÄ…tkowo mÄ™czÄ…cy dzieÅ„. Szczególnie, że postanowiÅ‚ sprawdzić kondycjÄ™ i byÅ‚ w pracy rowerem. A to z Ursynowa spory kawaÅ‚ek.
   - Przecież sam mnie prosiÅ‚eÅ› bym o pewnych rzeczach nie mówiÅ‚a w domu.
   - Wiem ale to chyba nic ważnego...
   - Jak to nic ważnego! JakiÅ› facet chodziÅ‚ za mnÄ… po ulicy a ty mówisz, że to nic ważnego?!
   - Ciszej, nie krzycz tak.
   - Przecież tu nikogo nie ma – SaÅ‚aciÅ„ska na wszelki wypadek obejrzaÅ‚a siÄ™ dookoÅ‚a.
   - Ale jest otwarta przestrzeÅ„. MogÄ… nas podsÅ‚uchiwać mikrofonami kierunkowymi.
   - Kochanie czy ty siÄ™ dobrze czujesz? – ministrowa z troskÄ… spojrzaÅ‚a na męża. – Najpierw uważasz, że możemy mieć podsÅ‚uch w domu a teraz sÄ…dzisz, że ktoÅ› nas chcÄ™ podsÅ‚uchiwać jakimiÅ›.... – przez chwile usiÅ‚owaÅ‚a sobie przypomnieć nazwÄ™ urzÄ…dzeÅ„ – ... jakimiÅ› dziwnymi mikrofonami. Czy ty nie dostaÅ‚eÅ› manii przeÅ›ladowczej?
   - Ja mam maniÄ™? A kto uważa, że go ktoÅ› Å›ledziÅ‚?
   - To wszystko przez tÄ™ atmosferÄ™ jakÄ… wprowadzasz. A to wmawiasz mi, że nie możesz od razu zwolnić swojej sekretarki, a to nie mogÄ™ spokojnie rozmawiać w domu, a potem nie mogÄ™ wydawać książek, chociaż mój wydawca bÅ‚aga mnie o to na kolanach. Przecież to jakiÅ› absurd – wydęła lekko usta.
   Ostatnie kilkaset metrów do Lasu Kabackiego przeszli w ciszy. Minister cieszyÅ‚ siÄ™, że żona na razie siÄ™ trochÄ™ obraziÅ‚a i nie musi jej tÅ‚umaczyć koniecznoÅ›ci chwilowego milczenia. Powoli rozumiaÅ‚, że musi powiedzieć żonie wiÄ™cej niż mogÅ‚a do tej pory wiedzieć. BaÅ‚ siÄ™ by przez kobiecÄ… przekorÄ™ i chęć zrobienia mu na zÅ‚ość nie wykonaÅ‚a jakiegoÅ› gÅ‚upiego ruchu. Dlatego zbieraÅ‚ powoli myÅ›li i ukÅ‚adaÅ‚ w gÅ‚owie opowieść..
   - WiÄ™c jak wyglÄ…daÅ‚ ten mężczyzna, który za tobÄ… chodziÅ‚? – spytaÅ‚ kiedy pierwsze drzewa mieli już kawaÅ‚ek za sobÄ….
   - SkÄ…d to nagÅ‚e zainteresowanie? CzyżbyÅ› już siÄ™ nie baÅ‚, że nas podsÅ‚uchujÄ…? – sarkazm w gÅ‚osie SaÅ‚aciÅ„skiej byÅ‚ nieco mniej wyraźny niż w jej sÅ‚owach. Zbyt dÅ‚ugo znaÅ‚a swojego męża i wiedziaÅ‚a, że Å›rodki ostrożnoÅ›ci, które podjÄ…Å‚, nie mogÄ… być caÅ‚kowicie bezsensowne.
   - W lesie bardzo trudno używać mikrofonów kierunkowych.
   - SkÄ…d ty to wiesz? – nie mogÅ‚a ukryć zdumienia.
   - Potem ci powiem. Teraz opisz tego mężczyznÄ™.
   - ByÅ‚ starszy.
   - W jakim wieku?
   - Trudno okreÅ›lić. Starszy od nas.
   - Wysoki o sprężystych ruchach? MiÅ‚a aparycja?
   - Nie. Raczej niski. Twarz miaÅ‚ takÄ… trochÄ™ nieprzyjemnÄ…. I byÅ‚ Å‚ysy. To znaczy miaÅ‚ kapelusz spod którego wystawaÅ‚y kÄ™pki wÅ‚osów ale jak siÄ™ na niego spojrzaÅ‚am to siÄ™ trochÄ™ za szybko odwróciÅ‚ i kapelusz przekrÄ™ciÅ‚ mu siÄ™ lekko razem z wÅ‚osami.
   - Nie kojarzÄ™ go – minister zasÄ™piÅ‚ siÄ™ trochÄ™. Tak naprawdÄ™ kojarzyÅ‚ z wyglÄ…du tylko Przypkowskiego i generaÅ‚a PÄ™piÅ„skiego, którego widziaÅ‚ kiedyÅ› w telewizji. MiaÅ‚ przeczucie, że to któryÅ› z nich mu pomaga. Nie wÄ…tpiÅ‚, że jego opiekun musi pochodzić z samych szczytów sÅ‚użb specjalnych.
   - Kochanie – SaÅ‚aciÅ„ska wzięła gÅ‚Ä™bszy oddech a to nie wróżyÅ‚o nic dobrego. – Od kilku miesiÄ™cy, kiedy zostaÅ‚eÅ› ministrem, przymykaÅ‚am oko na pewne twoje fanaberie. Dlaczego to robiÅ‚am? Nie wiem. Pewnie dlatego, że ciÄ™ bardzo kocham. Ale wybacz, dÅ‚użej tego nie zniosÄ™. PiszÄ™ wprawdzie tylko książki dla dzieci lecz czytujÄ™ różne rzeczy. Wiem, że w każdym kryminale przychodzi taki moment, ze trzeba wiÄ™cej powiedzieć czytelnikom by nie porzucili niezrozumiaÅ‚ej dla nich książki. Uważam, że ta chwila wÅ‚aÅ›nie nadeszÅ‚a.
   Minister uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ lekko na dÅ‚ugÄ… tyradÄ™ swojej żony. UsiadÅ‚ na jednej z Å‚awek, ustawionych przy leÅ›nych dróżkach i chwyciÅ‚ lekko jej dÅ‚oÅ„. Po chwili spoważniaÅ‚ i zaczÄ…Å‚ mówić.
   - PamiÄ™tasz pana Józefa Ciemniewskiego?
   - To chyba ten prawnik, który specjalizowaÅ‚ siÄ™ w protestach przeciwko inwestycjom naruszajÄ…cym równowagÄ™ ekologicznÄ…? Ale z tego co pamiÄ™tam nie chciaÅ‚ ci pomóc...
   - W pewnym sensie tak – minister ponownie siÄ™ uÅ›miechnÄ…Å‚.
   - Jak to w pewnym sensie?
   - Otóż pan Ciemniewski rzeczywiÅ›cie byÅ‚ prawnikiem tylko tak naprawdÄ™ specjalizowaÅ‚ siÄ™ w czymÅ› innym. ByÅ‚ puÅ‚kownikiem tajnych sÅ‚użb ...
   - Kochanie czy ty ...
   - Daj mi skoÅ„czyć a potem dopiero wyrażaj swoje wÄ…tpliwoÅ›ci – minister kontrolnie rozejrzaÅ‚ siÄ™ dookoÅ‚a. – ProwadziÅ‚ akcjÄ™ pod nazwÄ… Zielone PÅ‚uca Polski. MiaÅ‚a ona skompromitować dziaÅ‚aczy organizacji ekologicznych, którzy w zamian za odstÄ…pienie od protestów przeciwko nowym budowom brali wysokie Å‚apówki. DziÄ™ki temu nie ma wÅ‚aÅ›ciwie w Polsce żadnych czystych dziaÅ‚aczy ruchu Zielonych. JeÅ›li sami nie sÄ… zamieszani bezpoÅ›rednio w ten proceder to braÅ‚ ktoÅ› z ich organizacji a wiÄ™c Å‚atwo jest przykleić im Å‚atkÄ™. W ten sposób zabezpieczyli siÄ™ przed tym by w naszym kraju partie Zielonych nie miaÅ‚y wiÄ™kszego znaczenia
   SaÅ‚aciÅ„ska patrzyÅ‚a na ministra z rosnÄ…cym zdumieniem. Jej oczy robiÅ‚y siÄ™ coraz bardziej okrÄ…gÅ‚e a usta rozszerzaÅ‚y siÄ™ powoli. Przez moment jeszcze w jej gÅ‚owie walczyÅ‚a zdroworozsÄ…dkowa myÅ›l, każąca uznać wÅ‚asnego męża za wariata. Po chwili jednak i ta myÅ›l poddaÅ‚a siÄ™ szaleÅ„stwu tego co sÅ‚yszaÅ‚a. ZwÅ‚aszcza, że brzmiaÅ‚o to rozsÄ…dnie, choć z pozoru wyglÄ…daÅ‚o na spiskowÄ… teoriÄ™ dziejów. Ale wiedziaÅ‚a, że jej mąż nigdy nie należaÅ‚ do jej zwolenników i jeÅ›li mówiÅ‚ takie rzeczy musiaÅ‚ mieć do tego silne podstawy.
   - Dlaczego wiÄ™c ten... puÅ‚kownik odmówiÅ‚ ci pomocy gdy chciaÅ‚eÅ› oprotestować budowÄ™ tego biurowca?
   - Bo go sumienie ruszyÅ‚o.
   - Ale wtedy byÅ‚eÅ› na niego zÅ‚y.
   - Wtedy nie wiedziaÅ‚em tego wszystkiego. Potem jednak kiedy i tak chciaÅ‚em zÅ‚ożyć protest zaproponowaÅ‚ mi spotkanie. MyÅ›laÅ‚em, że siÄ™ zastanowiÅ‚. SpotkaÅ‚em siÄ™ z nim w restauracji. PotwierdziÅ‚, ze chcÄ™ mi pomóc. ZaproponowaÅ‚ żebyÅ›my pojechali do Puszczy Kampinoskiej. ZgodziÅ‚em siÄ™ bo byÅ‚a Å‚adna pogoda i uznaÅ‚em, że to nawet ciekawe rozmawiać o tych sprawach na Å‚onie natury.
   ÅšcieżkÄ… obok nadeszÅ‚a para mÅ‚odych ludzi, trzymajÄ…cych siÄ™ za dÅ‚onie. Minister zamilkÅ‚ i w ciszy przysÅ‚uchiwaÅ‚ siÄ™ z żonÄ… szczebiotaniu zakochanych. Kiedy znikli za wzgórzem bez sÅ‚owa wstaÅ‚ i wziÄ…Å‚ żonÄ™ za rÄ™kÄ™. Ta chciaÅ‚a coÅ› powiedzieć ale SaÅ‚aciÅ„ski przyÅ‚ożyÅ‚ palec do ust. W milczeniu przeszli jakieÅ› kilkaset metrów zmieniajÄ…c kilkukrotnie Å›cieżki. Wreszcie minister, obejrzawszy siÄ™ wpierw dookoÅ‚a, podjÄ…Å‚ porzucony wÄ…tek.
   - To wÅ‚aÅ›nie tam dowiedziaÅ‚em siÄ™ o tym, że najlepiej rozmawiać o pewnych sprawach w lesie. PowiedziaÅ‚ mi to puÅ‚kownik Ciemniewski. PoczÄ…tkowo też patrzyÅ‚em na niego jak na wariata. Ale im wiÄ™cej mówiÅ‚ tym bardziej wiedziaÅ‚em, że to co mówi jest prawdÄ….
   - Dlaczego ci to powiedziaÅ‚?
   - PoczÄ…tkowo nie miaÅ‚em pojÄ™cia. Kiedy spytaÅ‚em o to zbyÅ‚ mnie gorzkim uÅ›miechem i machniÄ™ciem rÄ™kÄ…. O jego powodach dowiedziaÅ‚em siÄ™ później. MiaÅ‚ raka i zostaÅ‚o mu niewiele czasu. ZachorowaÅ‚ dlatego, że jego gabinet zostaÅ‚ dla wyciszenia obÅ‚ożony jakÄ…Å› rakotwórczÄ… okÅ‚adzinÄ…. UznaÅ‚ to za boskÄ… karÄ™. ZabiÅ‚o go coÅ› z czym walczyli jego przeciwnicy, bo nawet w dawnym ustroju byÅ‚ specjalistÄ… od inwigilacji zielonej części opozycji. Dlatego stwierdziÅ‚, że ma do wypeÅ‚nienia misjÄ™ i bÄ™dzie mnie chroniÅ‚. Na poczÄ…tek nie pozwoliÅ‚, żebym nie chcÄ…cy zaplÄ…taÅ‚ siÄ™ w Zielone PÅ‚uca Polski. Specjalnie minimalizowaÅ‚ znaczenie mojej organizacji w raportach. Tuż przed Å›mierciÄ… powiedziaÅ‚, że zgÅ‚osi siÄ™ do mnie jakiÅ› jego przyjaciel, który pomoże mi we wprowadzeniu moich idei w życie.
   - I zgÅ‚osiÅ‚ siÄ™?
   - Tak.
   - Kto to?
   - Nie wiem. Nigdy go nie widziaÅ‚em. Dzwoni do mnie o oznaczonych godzinach i ostrzega przed niebezpieczeÅ„stwami jakie mi grożą.
   - Jakimi niebezpieczeÅ„stwami?
   - No, przed różnymi sztuczkami jakie zastosujÄ… sÅ‚użby specjalne, żeby móc mieć na mnie haka.
   - NaprawdÄ™ jesteÅ› tak ważny? MyÅ›laÅ‚am, że jesteÅ› szefem maÅ‚o istotnego resortu – nim dokoÅ„czyÅ‚a wiedziaÅ‚a już jakÄ… popeÅ‚niÅ‚a gafÄ™. Minister byÅ‚ wprawdzie mocno sfeminizowanym mężczyznÄ… ale jednak mężczyznÄ… – To znaczy z punktu widzenia strategicznego – poprawiÅ‚a siÄ™ szybko.
   - Mnie też siÄ™ tak przedtem wydawaÅ‚o. Ale okazaÅ‚o siÄ™, ze tak do koÅ„ca nie jest. Przede wszystkim dziaÅ‚am na styku z Ministerstwem Rolnictwa a to zawsze trudny resort, ze wzglÄ™du na którÄ…Å› z ludowych partii która ma na niego wpÅ‚yw. Dodatkowo Obrona Åšrodowiska też zawsze jakoÅ› do nich należaÅ‚a i teraz przed najbliższymi wyborami chcÄ… uszczknąć coÅ› wiÄ™cej. Gdyby mój poprzednik tyle nie nakradÅ‚, i nie potrzeba byÅ‚o nowego czÅ‚owieka nie darowaliby premierowi tej teki tak Å‚atwo. Mimo to wciąż sÄ… z tego powodu niezadowoleni. A wreszcie zarzÄ…dzam wieloma funduszami i agencjami, które sÄ… przytuliskiem partyjnych dziaÅ‚aczy poÅ›redniego szczebla.
   - Niesamowite – SaÅ‚aciÅ„ska wciąż miaÅ‚a wrażenie, że sÅ‚yszy streszczenie jakiegoÅ› dzieÅ‚a z gatunku political fiction. – I próbowali ciÄ™ skompromitować?
   - Jasne.
   - W jaki sposób?
   - Jakby ci tu powiedzieć kochanie... – minister znaÅ‚ dwa przykÅ‚ady i żaden nie byÅ‚ zbyt dobry. PostanowiÅ‚ wybrać jednak najpierw bezpieczniejszy dla siebie. – WierzÄ™ gÅ‚Ä™boko w twój talent ale zabiegi twojego wydawcy o wydanie twojej książki byÅ‚o wÅ‚aÅ›nie czymÅ› takim.
   - Nie bardzo rozumiem – sÅ‚owa nie byÅ‚y nawet eufemizmem bo ministrowa nie rozumiaÅ‚ kompletnie nic.
   - GdybyÅ› siÄ™ zgodziÅ‚a oni wykupili by caÅ‚e nakÅ‚ady ze Å›rodków Ministerstwa Edukacji i Ministerstwa Kultury. I nikt by potem nie uwierzyÅ‚, że nie miaÅ‚em z tym nic wspólnego.
   - NaprawdÄ™? – SaÅ‚aciÅ„skiej zrobiÅ‚o siÄ™ bardzo smutno. ByÅ‚a wprawdzie zdziwiona dlaczego wydawca chce od razu drukować trzydzieÅ›ci tysiÄ™cy sztuk, chociaż poprzedni – piÄ™ciotysiÄ™czny – nakÅ‚ad sprzedawaÅ‚ siÄ™ dwa lata. Ale pozamerytoryczne przyczyny nie przychodziÅ‚y jej do gÅ‚owy.
   - Niestety – SaÅ‚aciÅ„ski przez chwilÄ™ walczyÅ‚ ze sobÄ… czy siÄ™gnąć po drugi przykÅ‚ad. W koÅ„cu wygraÅ‚ w nim jednak kochajÄ…cy mąż i postanowiÅ‚ odwrócić jej uwagÄ™ od „druzgocÄ…cej recenzji”. – To jeszcze nie wszystko. Także moja sekretarka byÅ‚a podstawiona w tym celu.
   - I wiedziaÅ‚eÅ› od razu? – w ministrowej obudziÅ‚ siÄ™ jej Å›ledczy umysÅ‚.
   - Tak.
   - To dlaczego nie zwolniÅ‚eÅ› jej pierwszego dnia? – natarÅ‚a na męża chcÄ…c odbić sobie literackie niepowodzenia.
   - Nie mogÅ‚em bo to wzbudziÅ‚oby podejrzenia. MusiaÅ‚em jej dać szansÄ™ nie sprawdzenia siÄ™ bym mógÅ‚ jÄ… zwolnić z czystym sumieniem. I tak zresztÄ… wiele osób nie jest w stanie zrozumieć mojej decyzji.
   - Niby dlaczego? – SaÅ‚aciÅ„ska nie rezygnowaÅ‚a z ataku.
   - Kochanie, przecież doskonale wiesz dlaczego. Pani Samanta należy do tego gatunku kobiet, którym żaden mężczyzna przy zdrowych zmysÅ‚ach nie odmawia.
   - Doprawdy? – spytaÅ‚a ironicznie i retorycznie – To znaczy, ze gdybyÅ› nie wiedziaÅ‚ to byÅ› siÄ™ jej nie oparÅ‚? Bo zakÅ‚adam, że jesteÅ› mężczyznÄ… przy zdrowych zmysÅ‚ach – przedrzeźniaÅ‚a małżonka.
   - Chcesz siÄ™ znowu o niÄ… kłócić czy wysÅ‚uchać mojej opowieÅ›ci do koÅ„ca? – SaÅ‚aciÅ„ska nie odpowiedziaÅ‚a bo nie chciaÅ‚a formalnie zakopać topora wojennego. Wrodzona ciekawość nakazaÅ‚a jej jednak milczeć. – WiÄ™c mój tajemniczy przyjaciel – kontynuowaÅ‚ zadowolony minister - daje mi rady. Sam na pewno też jest kimÅ› ważnym w tajnych sÅ‚użbach bo ma różne niesamowite informacjÄ™, o których nie mam pojÄ™cia. DziÄ™ki niemu odkryÅ‚em wiele marnotrawionych Å›rodków, które teraz z pożytkiem przeznaczam na obronÄ™ Å›rodowiska. To chyba głównie dziÄ™ki niemu jestem tak dobrym ministrem – SaÅ‚aciÅ„ski zwiesiÅ‚ gÅ‚owÄ™ bo ta konstatacje chyba go specjalnie nie ucieszyÅ‚a.
   - Nieprawda – zaprzeczyÅ‚a gorÄ…co SaÅ‚aciÅ„ska, choć sama zastanawiaÅ‚a siÄ™ jak mąż, który nigdy nie potrafiÅ‚ zajmować siÄ™ ich wÅ‚asnymi finansami nagle zaczÄ…Å‚ sobie tak sprawnie radzić w kierowaniu tak dużą instytucjÄ…. – Przecież prawie każdy wielki mąż stanu ma sztab doradców. On jest po prostu jednym z nich. Przecież nic ci nie każe robić tylko doradza pewne rzeczy.
   - WÅ‚aÅ›ciwie masz racjÄ™, ale czujÄ™ siÄ™ czasem jak Dyzma, który wypÅ‚ynÄ…Å‚ na cudzym pomyÅ›lÄ™ – odparÅ‚ po chwili zastanowienia minister.
   - Przesadzasz. A swojÄ… drogÄ… to naprawdÄ™ niesamowita historia. Aż trudno w niÄ… uwierzyć.
   - To jeszcze nie wszystko.
   - Nie?
   - Teraz dopiero bÄ™dzie najlepsze. PosÅ‚uchaj co ostatnio wymyÅ›liÅ‚ mój przyjaciel.
   

Komentarze czytelników