Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
40215 osoby czytały to 542754 razy. Teraz jest 55 osób
      55 użytkowników on-line
     Tekst ROZDZIAŁ 3
     był czytany 839 razy

ROZDZIAŁ 3

   Spotkanie europejskich sÅ‚użb specjalnych odbywaÅ‚o siÄ™ w przytulnym górskim miasteczku gdzie wojny nie goÅ›ciÅ‚y od Å›redniowiecza – pozostawiajÄ…c nie tkniÄ™te, urocze kamieniczki. Ponieważ okoliczne szczyty nie należaÅ‚y do najwyższych sezon narciarski koÅ„czyÅ‚ siÄ™ tu już zwykle gdzieÅ› pod koniec marca. W poÅ‚owie kwietnia miasteczko byÅ‚o raczej rzadko odwiedzane. Åšniegu byÅ‚o za maÅ‚o do szusowania po trasach lecz stanowiÅ‚ on jeszcze wystarczajÄ…cÄ… przeszkodÄ™ dla pieszych wycieczek. Dlatego tegoroczny zjazd MiÅ‚oÅ›ników Flory Antarktycznej byÅ‚ dla miejscowych hotelarzy znakomitym interesem. ZwÅ‚aszcza, że goÅ›cie pÅ‚acili wyÅ‚Ä…cznie gotówkÄ….
   . Te Å›miesznÄ… nazwÄ™ nadano spotkaniu sÅ‚użb specjalnych tylko po to aby uniknąć tÅ‚oku. Na konferencji mówiono jedynie o oficjalnych akcjach ,o których można byÅ‚o i tak przeczytać w gazetach. Nie wymagaÅ‚a wiÄ™c szczególnej ochrony gdyż i tak caÅ‚y Å›wiat szpiegowski doskonale znaÅ‚ detale omawianych wydarzeÅ„. MyliÅ‚by siÄ™ jednak ten, który uznaÅ‚by to spotkanie za kolejne standartowe marnowanie pieniÄ™dzy podatnika. Bo oczywiÅ›cie to co najważniejsze dziaÅ‚o siÄ™ w kuluarach.
   WÅ‚aÅ›nie przy jednym z takich kuluarowych stolików siedziaÅ‚ generaÅ‚ a razem z nim szpakowaty mężczyzna o wyglÄ…dzie amerykaÅ„skiego męża stanu. Jego polszczyzna nie budziÅ‚a najmniejszych zastrzeżeÅ„ podobnie jak biel jego mankietów.
   Rozmowa toczyÅ‚a siÄ™ o maÅ‚o istotnych rzeczach. Kawiarnia nie należaÅ‚a do najbezpieczniejszych miejsc zwÅ‚aszcza, że wokół roiÅ‚o siÄ™ od szpiegów. MogÅ‚a stanowić jedynie wstÄ™p do udania siÄ™ w ustronne miejsce, w którym można by ewentualnie omówić ważniejsze kwestie. Dlatego też generaÅ‚ zdziwiÅ‚ siÄ™ kiedy jego rozmówca zadaÅ‚ pytanie.
   - SÅ‚yszaÅ‚em, że macie problem z Ministrem Obrony Åšrodowiska?
   - Pierwsze sÅ‚yszÄ™ - chociaż generaÅ‚ dobrze zagraÅ‚ zdziwienie to w ustach agenta sÅ‚użb specjalnych żadne sÅ‚owa nie brzmiÄ… zbyt wiarygodnie.
   - Daj spokój, wszyscy o tym wiedzÄ….
   - Chyba przesadzasz.
   - No może trochÄ™. Ale nie musisz siÄ™ bać rozmawiać. Mam nowÄ… zabawkÄ™ od naszego Q – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ na wspomnienie bondowskiego wynalazcy i wypiÅ‚ Å‚yk kawy. – Jest wielkoÅ›ci telefonu komórkowego. Jak chcesz mogÄ™ ci jednÄ… dać. ZagÅ‚usza wszystko co chcesz. Nawet kierunkowe mikrofony.
   - DziÄ™ki.
   - Nie ma za co. KupiliÅ›my jÄ… od waszego wynalazcy, który próbowaÅ‚ jÄ… podarować waszemu rzÄ…dowi. Tak siÄ™ na was zezÅ‚oÅ›ciÅ‚, że gdy finalizowaliÅ›my transakcjÄ™ musieliÅ›my siÄ™ przedstawiać za arabskich terrorystów. Za milion dolarów nie oddaÅ‚by jej sojusznikom tych „gÅ‚upków co rzÄ…dzÄ… Polską”. JakoÅ› tak to okreÅ›liÅ‚. A wracajÄ…c do waszego ministra...
   - Nie ma o czym mówić. Po prostu premier podjÄ…Å‚ nieodpowiedzialnÄ… decyzjÄ™. Ale szybko sobie z tym poradzimy.
   - JesteÅ› pewien?
   - A czy widziaÅ‚eÅ› uczciwego polityka? - odpowiedziaÅ‚ pytaniem generaÅ‚. PostanowiÅ‚ szybko zmienić temat – UdaÅ‚o ci siÄ™ sprawdzić, kto jest u nas tÄ… niemieckÄ… wtyczkÄ…?
   - A wÅ‚aÅ›nie. JesteÅ› mi winien za to dużą wódkÄ™ bo facet jest od paru lat nieaktywny i nie byÅ‚o Å‚atwo to zrobić. Ale miaÅ‚eÅ› racjÄ™ to on.
   Dopili kawÄ™, wezwali kelnerkÄ™ i zapÅ‚acili (oczywiÅ›cie gotówkÄ…). Wstali i ruszyli na wykÅ‚ad dotyczÄ…cy sposobów wnikania w siatki terrorystyczne a Å›ciÅ›lej mówiÄ…c w kierownictwo tychże siatek. Razem z nimi ruszyÅ‚o kilka innych osób co nie wzbudziÅ‚o ich podejrzeÅ„ bo w mieÅ›cie nie byÅ‚o zbyt wiele kawiarni za to szpiegów aż nadto. Nie wszystkie twarze wprawdzie coÅ› im mówiÅ‚y ale nigdy nie wierzyli w nieÅ›miertelność, dlatego ciÄ…gÅ‚a rotacja w ich fachu specjalnie ich nie dziwiÅ‚a.
   Zainteresowania obu panów nie wzbudziÅ‚ tym bardziej jeden z goÅ›ci, który pozostaÅ‚ w kawiarence. Kiedy wokół zrobiÅ‚o siÄ™ pusto wyciÄ…gnÄ…Å‚ z kieszeni telefon komórkowy i nacisnÄ…Å‚ trzy klawisze. PrzystawiÅ‚ go do ucha. Po chwili z gÅ‚oÅ›niczka odezwaÅ‚y siÄ™ jakieÅ› gÅ‚osy, ale gość nic nie mówiÅ‚ tylko sÅ‚uchaÅ‚ z zadowoleniem. Nie czekaÅ‚ do koÅ„ca nagranej rozmowy. WÅ‚ożyÅ‚ komórkÄ™ z powrotem do kieszeni. PoÅ‚ożyÅ‚ na blacie banknot i nie czekajÄ…c na wydanie reszty wyszedÅ‚ na zewnÄ…trz.
   
   
   Do gabinetu ministra zostaÅ‚y wniesione nowe meble. Lekkie, rattanowe i przyjazne w niczym nie przypominaÅ‚y starych ciężkich landar, które trafiÅ‚y do bogatego biznesmena. Pomieszczenie nabraÅ‚o nowego charakteru, zdawaÅ‚o siÄ™ mieć dużo wolnej przestrzeni i jakby zaczęło oddychać. ByÅ‚o to na pewno również zasÅ‚ugÄ… dużej iloÅ›ci nowych roÅ›lin, które otaczaÅ‚y wszystkie sprzÄ™ty.
   Minister rozejrzaÅ‚ siÄ™ z zadowoleniem po zmienionym nie do poznania miejscu swojego urzÄ™dowania. Teraz od razu chciaÅ‚o siÄ™ tu przebywać i zapraszać różnych przyjaciół z zielonych organizacji. Ich wyciÄ…gniÄ™te sweterki i rozczochrane czupryny na pewno o wiele lepiej bÄ™dÄ… siÄ™ czuÅ‚y wÅ›ród tych mebli. CaÅ‚ość teraz przypominaÅ‚a raczej pokój w zwykÅ‚ym mieszkaniu od którego różniÅ‚a jÄ… tylko wielkość pomieszczenia
   KtoÅ› zapukaÅ‚ do drzwi.
   - ProszÄ™
   Do gabinetu weszÅ‚a sekretarka SaÅ‚aciÅ„skiego. ByÅ‚o to sympatyczna osoba koÅ‚o pięćdziesiÄ…tki. PeÅ‚na fachowoÅ›ci, uprzejmoÅ›ci i ciepÅ‚a, bardzo pasowaÅ‚a do jego wizerunku ministerstwa. Ubiór dobieraÅ‚a również przystajÄ…cy do jej lat i nie przypominaÅ‚a swoich koleżanek z innych resortów, do których pasuje najlepiej powiedzenie: „Z tyÅ‚u liceum z przodu muzeum”. Zawsze wszystko pilnie notowaÅ‚a, parzyÅ‚a znakomitÄ… kawÄ™ i pytaÅ‚a siÄ™ czy może wyjść do domu, pomimo tego, że czwarta już minęła. Prawdziwy skarb. Nie byÅ‚a przy tym wprawdzie tak stara, żeby być matkÄ… ministra ale ponieważ różniÅ‚y ich okoÅ‚o piÄ™tnastu lat, traktowaÅ‚a go trochÄ™ jak syna. On siÄ™ temu nie sprzeciwiaÅ‚, gdyż zawsze dbaÅ‚a, żeby nie zauważyÅ‚ tego nikt poza nimi.
   - SÅ‚ucham pani Ewo.
   - PrzyszÅ‚am siÄ™ pożegnać panie ministrze – oficjalny ton nie pasowaÅ‚ do ich stosunków.
   - Wyjeżdża pani na urlop? Nie przypominam sobie bym go pani udzielaÅ‚ ale jeÅ›li pani potrzebujÄ™...
   - To pan nie wie?
   - O czym?
   - Przeniesiono mnie do ministerstwa rolnictwa. SÄ…dziÅ‚am, że to na paÅ„skÄ… proÅ›bÄ™...
   - MojÄ… proÅ›bÄ™? Dlaczego miaÅ‚bym o coÅ› takiego prosić? Przecież pani wie, że jestem zachwycony pani pracÄ….
   - MyÅ›laÅ‚am, że chce pan zrobić miejsce dla mojej nastÄ™pczyni.
   - Jakiej nastÄ™pczyni?
   - Tej, która czeka już w sekretariacie.
   - ZarÄ™czam pani, że nic o tym nie wiem. Postaram siÄ™, żeby jak najszybciej wróciÅ‚a pani na swoje miejsce. JeÅ›li oczywiÅ›cie pani zechce...
   - Przecież pan wie, ze nigdy nie miaÅ‚am lepszego szefa. Może zanim jednak zÅ‚oży pan te obietnice zobaczy pan swojÄ… nowÄ… sekretarkÄ™ – jej gÅ‚os pozbyÅ‚ siÄ™ oficjalnego tonu i staÅ‚ siÄ™ ciepÅ‚y i miÄ™kki. No i przepojony życiowÄ… mÄ…droÅ›ciÄ…. Po prostu matczyny.
   - Po co mam jÄ… oglÄ…dać? – minister nie zrozumiaÅ‚ wprawdzie o co chodzi pani Ewie ale ruszyÅ‚ do drzwi jak posÅ‚uszny syn. – Nieważne jak wyglÄ…da – otworzyÅ‚ drzwi patrzÄ…c jednak caÅ‚y czas w stronÄ™ swojego gabinetu – to mnie zupeÅ‚nie nie intere... – spojrzaÅ‚ w stronÄ™ sekretariatu – suje – dokoÅ„czyÅ‚ automatycznie. - SaÅ‚aciÅ„ski skamieniaÅ‚, ale nie byÅ‚o to spowodowane wyÅ‚Ä…cznie wyglÄ…dem przybysza, choć ten rzeczywiÅ›cie robiÅ‚ wrażenie.
   Przy biurku – jeszcze po stronie dla interesantów – siedziaÅ‚a mÅ‚oda kobieta. Jej bujne ksztaÅ‚ty zdawaÅ‚y siÄ™ rozsadzać wÄ…skÄ… i przylegajÄ…cÄ… Å›ciÅ›le do ciaÅ‚a sukienkÄ™. SukienkÄ™, która oczywiÅ›cie nie siÄ™gaÅ‚a nawet do poÅ‚owy uda, co byÅ‚o doskonale widać zwÅ‚aszcza w tej pozycji. DÅ‚ugie blond wÅ‚osy byÅ‚y spiÄ™te profesjonalnie na samym czubku gÅ‚owy. Okulary, sÄ…dzÄ…c po szkÅ‚ach odbijajÄ…cych Å›wiatÅ‚o zupeÅ‚nie niepotrzebne, dodawaÅ‚y jej inteligentnego charakteru.
   Widok nowego przeÅ‚ożonego nie poderwaÅ‚ jej z krzesÅ‚a. OdwróciÅ‚a siÄ™ tylko trochÄ™ od biurka w stronÄ™ drzwi gabinetu ministra i uÅ›miechnęła do niego jak do starego znajomego. PrzerzuciÅ‚a przy tej okazji, ruchem Sharon Stone, nogÄ™ z jednej na drugÄ… ukazujÄ…c przeÅ›wit miÄ™dzy udami. SaÅ‚aciÅ„ski zastanawiaÅ‚ siÄ™ nawet przez moment czy brak majtek to rzeczywistość czy tylko sugestia filmowa.
   - Nazywam siÄ™ Rejniak. Samanta Rejniak.
   
   
   Å»ona ministra, poza oficjalnymi wystÄ…pieniami, ubieraÅ‚a siÄ™ tak samo jak do tej pory. WyciÄ…gniÄ™ty sweterek, dÅ‚uga zielona kurtka i wÅ‚osy rozpuszczone na wietrze. Krótki powrót zimy zmusiÅ‚ jÄ… ponownie do naÅ‚ożenia Å›miesznej weÅ‚nianej czapki z dÅ‚ugim pomponem, podobnej do tych, które noszÄ… krasnoludki. Ludzie, którzy mijali jÄ… na ulicy mieli nawet wrażenie, ze mówi sama do siebie, co pasowaÅ‚o zresztÄ… w pewien sposób do jej wyglÄ…du. Ona jednak nuciÅ‚a tylko pod nosem piosenkÄ™ i nie przejmowaÅ‚a siÄ™ myÅ›lami innych osób bo nie leżaÅ‚o to w jej charakterze.
   Z mężem poznaÅ‚a siÄ™ na jednym z wieczorków poezji, na których dawniej bywaÅ‚a bardzo czÄ™sto. Ostatnio zachodziÅ‚a na nie rzadko, gdyż pokłóciÅ‚a siÄ™ z wiÄ™kszoÅ›ciÄ… znajomych, których można byÅ‚o tam spotkać. Nie rozumiaÅ‚a dlaczego piszÄ… rzeczy, które jest w stanie pojąć grono najbliższych przyjaciół. Bo już na pewno nie rozumieli tego krytycy, którzy na temat tych bzdur pisali jeszcze wiÄ™ksze bzdury. Ona sama preferowaÅ‚a „rzeczy Å‚atwe w odbiorze choć nie pozbawione życiowej mÄ…droÅ›ci”. Dlatego pisaÅ‚a bajki dla dzieci. Ponieważ jednak nie byÅ‚o to zajÄ™cie przesadnie dochodowe dawniej (pod pseudonimem) zajmowaÅ‚a siÄ™ tÅ‚umaczeniem romansów. Kiedy mogli już wykupić na wÅ‚asność swoje spółdzielcze mieszkanko, porzuciÅ‚a tÄ™ niewdziÄ™cznÄ… pracÄ™ i zajęła siÄ™ wyÅ‚Ä…cznie wspieraniem dziaÅ‚aÅ„ męża.
   Dzisiejszy dzieÅ„ jednak mógÅ‚ nieść zapowiedź dużych zmian. Jej wydawca powiedziaÅ‚, że po zbadaniu sytuacji na rynku i rozmowach z hurtownikami doszedÅ‚ do wniosku, że opÅ‚aca siÄ™ wznowić natychmiast wszystkie trzy książeczki, które napisaÅ‚a. NakÅ‚ady o jakich rozmawiali byÅ‚y na tyle duże, że mogÅ‚yby pozwolić jeszcze przed latem kupić ich wymarzonÄ… dziaÅ‚kÄ™ w Bieszczadach lub na Mazurach (nie wybrali jeszcze czy wolÄ… góry czy jeziora). Ministrowa miaÅ‚a bowiem nadziejÄ™, że gdy skoÅ„czy siÄ™ ta caÅ‚a heca z urzÄ™dowaniem jej męża bÄ™dÄ… mogli tam osiąść na staÅ‚e. WÅ›ród pokrytych lasem gór lub wzgórz bÄ™dÄ… mogli żyć w zgodzie z przyrodÄ… i ze swoimi przekonaniami.
   Dlatego wkroczyÅ‚a w progi ministerstwa bardzo zadowolona. Bez oporu pokazaÅ‚a nawet strażnikowi swój dowód osobisty, chodź zwykle witaÅ‚a go sÅ‚owami: „Niech pan zgadnie kim jestem?”. Po miniÄ™ciu przeszklonych drzwi zlekceważyÅ‚a czekajÄ…cÄ… na dole windÄ™ i wbiegÅ‚a pÄ™dem na schody. Kiedy dotarÅ‚a na drugie piÄ™tro, rozpięła kurtkÄ™, zdjęła czapkÄ™ z szalikiem i spokojnym krokiem poszÅ‚a w stronÄ™ gabinetu męża.
   - DzieÅ„ dobry pani E.... – gÅ‚os zamarÅ‚ na ustach ministrowej, bo zamiast sympatycznej, siwej fryzury zobaczyÅ‚a blond górÄ™ spod której patrzyÅ‚y przenikliwe oczy, schowane za niepotrzebnymi okularami. Palce zawisÅ‚y nad klawiaturÄ… komputera, choć sÄ…dzÄ…c po przydÅ‚ugich paznokciach nie miaÅ‚y prawa dotykać jej nazbyt pracowicie.
   - W czym mogÄ™ pani pomóc?
   - Ja do męża – pokazaÅ‚a palcem na gabinet, trochÄ™ przepraszajÄ…co, trochÄ™ ze zdziwieniem.
   - Ach pani minister – sekretarka wstaÅ‚a i teraz można byÅ‚o w peÅ‚nej krasie obejrzeć jej kobiece zalety. A tych byÅ‚o niemaÅ‚o. Można nawet powiedzieć, że byÅ‚o ich caÅ‚kiem sporo.
   - Raczej ministrowa.
   - A tak – uÅ›miechnęła siÄ™ niezbyt inteligentnie. Ten uÅ›miech zdecydowanie do niej nie pasowaÅ‚. – Już paniÄ… zapowiadam – zamiast usiąść przy biurku lub podejść do drzwi gabinetu, nachyliÅ‚a siÄ™ nad interkomem pokazujÄ…c wyraźnie co jest jej najwiÄ™kszÄ… zaletÄ…. – Panie ministrze, żona do pana. – nie czekajÄ…c na odpowiedź powiedziaÅ‚a do goÅ›cia – ProszÄ™ bardzo, niech pani wejdzie – wróciÅ‚a do swoich zajęć zawieszajÄ…c palce nad klawiaturÄ… jak pianista przed rozpoczÄ™ciem koncertu.
   SaÅ‚aciÅ„ska przechodzÄ…c obok niej obejrzaÅ‚a jÄ… jeszcze raz dokÅ‚adnie, tak jak mężczyzna przyglÄ…da siÄ™ swojej nowej zdobyczy. Lub jak zazdrosna żona oglÄ…da materiaÅ‚ na kochankÄ™ dla męża. Co tam materiaÅ‚. To byÅ‚ gotowy produkt, który na kiwniÄ™cie palcem niewÄ…tpliwie rozÅ‚ożyÅ‚by nogi. Po wejÅ›ciu do gabinetu męża ministrowa wypaliÅ‚a od razu.
   - Co to jest?
   - Co?
   - To co siedzi w twoim sekretariacie.
   - Moja nowa sekretarka.
   - Tego siÄ™ domyÅ›lam – uÅ›miechnęła siÄ™ zjadliwie. – Ale skÄ…d ona siÄ™ tu wzięła?
   - Przydzielili mi jÄ….
   - Przydzielili?
   - No tak, przydzielili. PaniÄ… EwÄ™ przenieÅ›li do ministerstwa rolnictwa a paniÄ… SamantÄ™ przenieÅ›li z Ministerstwa Spraw WewnÄ™trznych i...
   - I ja mam w to uwierzyć?
   - Ależ kochanie o co ci chodzi? Chyba nie jesteÅ› zazdrosna?
   - Ja mam nie być zazdrosna? – ministrowa zdążyÅ‚a siÄ™ już caÅ‚kiem rozebrać i teraz mogÅ‚a oÅ›wietlać swoim żółtoczerwonym sweterkiem caÅ‚e wnÄ™trze - W twoim sekretariacie siedzi półnaga kobieta z wielkimi cyckami i tyÅ‚kiem a ja mam nie być zazdrosna. ZauważyÅ‚am, że od kilku dni jesteÅ› niezdrowo podekscytowany, by nie rzec nerwowy ale nie przypuszczaÅ‚am, że taka jest tego przyczyna.
   - Ależ kochanie – minister, jak wielu innych mężów stanów, potwierdzaÅ‚ sÅ‚ynne powiedzenie: „My rzÄ…dzimy Å›wiatem a nami kobiety”. Z każdym sÅ‚owem swojej żony stawaÅ‚ siÄ™ coraz mniejszy i zdawaÅ‚ siÄ™ sam wchodzić pod jej pantofel. – To naprawdÄ™ nie jest moja wina. Tym zajmuje siÄ™ dziaÅ‚ kadr. Już nawet podjÄ…Å‚em starania, żeby pani Ewa tu wróciÅ‚a...
   - Starania? Chcesz mi wmówić, że minister nie jest nawet wÅ‚adny w jednej chwili zmienić swojej sekretarki?
   - Misiu, nie denerwuj siÄ™ – żona miaÅ‚a wprawdzie na imiÄ™ Janina a nie Michalina, ale minister zawsze gdy byÅ‚ w wyraźnej defensywie tak siÄ™ do niej zwracaÅ‚. PostanowiÅ‚ jednak przejść do ofensywy – A wÅ‚aÅ›ciwie po co przyszÅ‚aÅ›?
   - A co przeszkadza ci to? Może przeszkodziÅ‚am ci w jakiÅ› dużo przyjemniejszych rzeczach niż rozmowÄ… ze mnÄ…?
   - Ależ skÄ…d Misiu – atak byÅ‚ najwyraźniej nieudany. – Tylko robisz to bardzo rzadko.
   - Ale dzisiaj miaÅ‚am ważny powód.
   - Jaki?
   - ByÅ‚am u swojego wydawcy – gÅ‚os pani SaÅ‚aciÅ„skiej zÅ‚agodniaÅ‚ ale nie oznaczaÅ‚o to, że przestaÅ‚a siÄ™ gniewać. – Wyobraź sobie, że chcÄ™ wznowić mojÄ… książeczkÄ™ bo ma niÄ… dużo zamówieÅ„.
   - Przecież zerwaÅ‚ z tobÄ… umowÄ™ i nie wypÅ‚aciÅ‚ ci reszty tantiem bo nie stawiaÅ‚aÅ› siÄ™ na wieczorach autorskich. – twarz ministra nieco stężaÅ‚a.
   - Ale teraz mi je wypÅ‚aci i powiedziaÅ‚, że nie bÄ™dÄ™ musiaÅ‚a wystÄ™pować na tych wieczorach.
   - Nie możesz tego robić
   - Dlaczego? Moja książka ci siÄ™ nie podoba?
   - Nie.. to znaczy... nieważne. Porozmawiamy o tym w domu. Teraz nie mam czasu, bo mam bardzo ważne sprawy do zaÅ‚atwienia.
   Ministrowa otworzyÅ‚a usta jakby chciaÅ‚a coÅ› powiedzieć ale poważna mina męża przekonaÅ‚a jÄ…, że nie powinna tego robić. UniosÅ‚a wiÄ™c tylko nieco nos, żeby minister wiedziaÅ‚, że nadal jest obrażona. W sekretariacie nie spojrzaÅ‚a na SamantÄ™, która uÅ›miechnęła siÄ™ do niej obÅ‚udnie. Na dole pokazaÅ‚a jÄ™zyk strażnikowi, który pokrÄ™ciÅ‚ tylko gÅ‚owÄ…. Minister byÅ‚ wprawdzie dziwnym ministrem ale ta jego żona to już zupeÅ‚na wariatka.
   
   
   - ChciaÅ‚eÅ› ze mnÄ… rozmawiać? – gabinet Skutecznego miaÅ‚ meble z tego samego okresu co pokój JabÅ‚onki, tylko znacznie droższe. Typowe koszmarki z lat 70-ych
   - Tak – generaÅ‚ rozsiadÅ‚ siÄ™ w fotelu przeznaczonym dla goÅ›ci Henryka. – Musimy omówić sprawÄ™ ministra SaÅ‚aciÅ„skiego.
   - O ile siÄ™ nie mylÄ™ spotkanie w tej sprawie mamy za dwa tygodnie – Henryk spojrzaÅ‚ na PÄ™piÅ„skiego przenikliwie.
   - Nie mylisz siÄ™ stary ale pewne kwestie nie mogÄ… być omawiane na forum publicznym. Nawet jeÅ›li jest to tak wÄ…skie grono jak nasze.
   - Ciekawe rzeczy mówisz – Skuteczny otworzyÅ‚ pudeÅ‚ko z cygarami i przesunÄ…Å‚ je w stronÄ™ swojego goÅ›cia. Ten wyciÄ…gnÄ…Å‚ jedno i przy uchu posÅ‚uchaÅ‚ jak szeleÅ›ci zwiniÄ™ty w nim tytoÅ„.
   - KubaÅ„skie? – stwierdziÅ‚ z pewnym, niezbyt zresztÄ… wielkim, zdziwieniem.
   - KubaÅ„skie. ZostaÅ‚o mi jeszcze trochÄ™ zapasów z czasów starych kontaktów.
   - Åšwietnie zrobione. WyglÄ…dajÄ… jakby dopiero jakaÅ› mÅ‚oda Kubanka zwinęła tÄ… hawanÄ™ na swoim udzie.
   - PrzyszedÅ‚eÅ› rozmawiać o cygarach czy o ministrze? – gospodarz uciÄ…Å‚ dywagacje na temat daty produkcji cygar.
   - OczywiÅ›cie o ministrze. Czy nie wydajÄ™ ci siÄ™ podejrzane to, że jest taki doskonaÅ‚y?
   - No cóż – Skuteczny po obciÄ™ciu koÅ„cówki cygara podaÅ‚ gilotynÄ™ goÅ›ciowi – ZdarzajÄ… siÄ™ uczciwi ludzie.
   - Raczej ci... DziÄ™kuje – generaÅ‚ zaciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ cygarem przypalonym przez Henryka – Raczej ci, którzy nie mieli szansy zostać nieuczciwymi.
   - MiaÅ‚ szczęście, że nie objęła go ta nasza akcja.
   - To prawda. Ale nie tylko o uczciwość mi chodzi. Wiem, że akurat w tym zielonym Å›rodowisku, gdzie idealistów sÄ… caÅ‚e hordy, mogÄ… być tacy ludzie – PÄ™piÅ„ski wypuÅ›ciÅ‚ starannie uksztaÅ‚towanÄ… chmurÄ™ dymu.
   - Mam jednak nadziejÄ™, że wkrótce nawrócimy go na wÅ‚aÅ›ciwÄ… jego nowej pozycji drogÄ™.
   - Ja też mam takÄ… nadziejÄ™ ale to może okazać siÄ™ niezbyt Å‚atwe.
   - No co ty? – Henryka maÅ‚o nie zakrztusiÅ‚ siÄ™ dymem. – Dlaczego?
   - Przecież mówiÄ™, facet jest za doskonaÅ‚y.
   - Pieprzysz. Takich ludzi nie ma. Wszystko jest kwestiÄ… ceny.
   - No wÅ‚aÅ›nie. Może on gra o wyższÄ… stawkÄ™.
   - Ekolog? CoÅ› ci siÄ™ pochrzaniÅ‚o. Ci ludzie nigdy nie dojdÄ… do realnej wÅ‚adzy bo nie majÄ… pojÄ™cia jak jÄ… należy wÅ‚aÅ›ciwie sprawować. PolegnÄ… zwykle na jakiÅ› poszczególnych szczeblach kiedy rzÄ…dzenie ich przeroÅ›nie i trafiÄ… do czubków. Chyba że – zaciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ i wypuÅ›ciÅ‚ z ust kÅ‚Ä…b dymu – stanÄ… siÄ™ normalnymi politykami.
   - Masz racjÄ™ – generaÅ‚ przytaknÄ…Å‚ gospodarzowi wypuszczajÄ…c z ust nieco mniejszÄ… chmurÄ™ dymu. – Tylko zapominasz o jednym. On może nie być sam.
   - O kim myÅ›lisz? – Skuteczny strzepnÄ…Å‚ popiół z cygara do popielniczki z grubego szkÅ‚a.
   - O tym samym co ty stary. I dobrze wiesz, że nie możemy tego lekceważyć.
   - A możesz chcesz go wrobić, bo kiedyÅ› ciÄ™ wyÅ‚Ä…czyÅ‚ na jakiÅ› czas z zajęć?
   - Moja osobista niechęć nie ma tu nic do rzeczy – obruszyÅ‚ siÄ™ PÄ™piÅ„ski – Poza tym nie zapominaj, że potem ja go wyÅ‚Ä…czyÅ‚em z zajęć i rachunki zostaÅ‚y wyrównane
   - A masz jakieÅ› dowody?
   - Na razie tylko przypuszczenia. Ale pomyÅ›l sam. Ten zielony nie dość, że razi uczciwoÅ›ciÄ… to jeszcze ma takie pomysÅ‚y jakby pracowaÅ‚ dla niego caÅ‚y sztab specjalistów od PR, administracji i Bóg wie jeszcze czego. Dlatego – generaÅ‚ strzepnÄ…Å‚ również swoje „hawanę” - oddelegowaÅ‚em do akcji przeciw ministrowi swoich najlepszych ludzi. JeÅ›li za dwa tygodnie nadal nie bÄ™dziemy mieli nic, to wybacz ale nie uwierzÄ™, że to tylko pech lub zbieg okolicznoÅ›ci.
   - Jak myÅ›lisz po co by to robiÅ‚?
   - Wiesz dobrze, że jest zapatrzony w zachodnie demokracjÄ™. To pierdolenie o jawnoÅ›ci i uczciwoÅ›ci życia publicznego. Czy tak mówi agent sÅ‚użb specjalnych?
   - Przecież on wie, że to na Zachodzie to też tylko pozory.
   - Ale przyznasz, że sÄ… trochÄ™ bardziej uczciwi niż nasi.
   - To fakt.
   - Może wiÄ™c on chce przerosnąć wÅ‚asnych mistrzów i stworzyć polityka niemal uczciwego – generaÅ‚ wstaÅ‚ i zgasiÅ‚ cygaro. – PomyÅ›l o tym – zapiÄ…Å‚ guzik od marynarki. – MuszÄ™ już lecieć.
   Kiedy za PÄ™piÅ„skim zamknęły siÄ™ drzwi, Henryk w spokoju dopaliÅ‚ swojÄ… hawanÄ™. Sytuacja rzeczywiÅ›cie zaczynaÅ‚a być groźniejsza niż poczÄ…tkowo sÄ…dziÅ‚. Ale miaÅ‚a również swoje dobre strony i mogÅ‚a mu bardzo pomóc. WyglÄ…daÅ‚o jednak na to, że musi zająć siÄ™ sam pewnymi rzeczami. Nie zmartwiÅ‚o go to specjalnie bo chciaÅ‚ jeszcze przeżyć coÅ› ekscytujÄ…cego zanim w koÅ„cu wykopiÄ… go na znienawidzonÄ… emeryturÄ™. CzuÅ‚, że ten „trzynasty minister” może mu przynieść szczęście.
   PrzycisnÄ…Å‚ czerwony guzik na swoim biurku. Za drzwiami daÅ‚o siÄ™ sÅ‚yszeć lekkie buczenie. Po chwili ukazaÅ‚ siÄ™ w nich mÅ‚ody oficer, adiutant Henryka. PodszedÅ‚ do biurka i stanÄ…Å‚ na baczność trzaskajÄ…c lakierkami. ByÅ‚ wprawdzie bez munduru ale wiedziaÅ‚, że Skuteczny uwielbia takie rzeczy. W koÅ„cu byli sÅ‚użbÄ… wojskowÄ….
   - Spocznij Jasiu – adiutant wykonaÅ‚ polecenie ale nadaÅ‚ staÅ‚. – Nie bÄ™dzie mnie przez kilka najbliższych dni. Gdyby dzwoniÅ‚a któraÅ› z moich byÅ‚ych żon – Henryk byÅ‚ zatwardziaÅ‚ym kawalerem ale mianem „byÅ‚ych żon” okreÅ›laÅ‚ prezydenta, premiera oraz „swojego” ministra – zostaw mi informacjÄ™ tam gdzie zwykle. To wszystko.
   Kiedy oficer wyszedÅ‚, Skuteczny otworzyÅ‚ swojÄ… szafÄ™ i wszedÅ‚ do Å›rodka. ZamknÄ…Å‚ za sobÄ… starannie drzwi. Przez chwilÄ™ sÅ‚ychać byÅ‚o stamtÄ…d jakieÅ› szmery ale wkrótce wszystko ucichÅ‚o. Gabinet Henryka pozostaÅ‚ caÅ‚kowicie pusty.
   
   
   - Kochanie mam już dość.
   Minister po powrocie do domu opadÅ‚ bez siÅ‚ na swój fotel. Teczka wypadÅ‚a mu z rÄ…k na podÅ‚ogÄ™. ResztkÄ… woli (i bez pomocy rÄ…k) zsunÄ…Å‚ buty. ZaczÄ…Å‚ powoli opadać coraz gÅ‚Ä™biej w fotelu. Gdy byÅ‚ już w poÅ‚owie drogi na podÅ‚ogÄ™ weszÅ‚a jego żona.
   StaÅ‚o siÄ™ coÅ›? – zapytaÅ‚a raczej chÅ‚odno.
   - Jestem wykoÅ„czony...
   - Czyżby to twoja nowa sekretarka tak ciÄ™ wykoÅ„czyÅ‚a? PamiÄ™taj, ze nie jesteÅ› już mÅ‚odzieniaszkiem i musisz ostrożnie szafować swoimi siÅ‚ami.
   - PrzestaÅ„ z tÄ… swojÄ… gÅ‚upiÄ… zazdroÅ›ciÄ…! – minister miaÅ‚ już dość ostatnich dwóch „cichych tygodni”. Nie chciaÅ‚ też by zamieniÅ‚y siÄ™ one w „gÅ‚oÅ›ne dni” ale maÅ‚a sprzeczka byÅ‚a raczej nieunikniona. Każdego popoÅ‚udnia miaÅ‚ nadziejÄ™, ze kiedy wejdzie do domu wszystko wróci do normy. Lecz za każdym razem witaÅ‚o go jedynie pytanie: „ZwolniÅ‚eÅ› jÄ…?” - Przecież wiesz, że nie mogÄ™...
   - Ale może tylko przy mnie. Podobno każdy byk jak mu siÄ™ podstawi Å›wieżą krówkÄ™ to może. - ZwÅ‚aszcza jeÅ›li ta krówka ma takie wymiona i zad jak ta twoja. Bo chyba jej nie zwolniÅ‚eÅ›?
   - Nie, ale zrobiÄ™ to w przyszÅ‚ym tygodniu.
   SaÅ‚aciÅ„ska już chciaÅ‚a zÅ‚oÅ›liwie skomentować dalsze pozostawanie znienawidzonej rywalki na swoim stanowisku ale oÅ›wiadczenie ministra zamknęło jej usta wpół. Przez moment zastanawiaÅ‚a siÄ™ jak zareagować ale nic mÄ…drego nie przyszÅ‚o jej do gÅ‚owy. Dlatego po chwili milczenia zadaÅ‚a jedyne rozsÄ…dne pytanie:
   - A dlaczego nie zwolniÅ‚eÅ› jej dzisiaj?
   - Bo jest dÅ‚ugi weekend majowy i nie chciaÅ‚em robić jej przykroÅ›ci.
   - A wczeÅ›niej nie zwolniÅ‚eÅ› jej bo byÅ‚y Å›wiÄ™ta Wielkiej Nocy?
   - Misiu przestaÅ„. Przecież sama wielokrotnie walczyÅ‚aÅ› o to, żeby nie oceniać ludzi wedÅ‚ug pÅ‚ci i wyglÄ…du. Zawsze uważaÅ‚aÅ›, że każdemu trzeba dać szansÄ™
   - No niby tak – SaÅ‚aciÅ„ska nigdy nie podejrzewaÅ‚a, że szlachetne ideÄ™, które krzewiÅ‚a, mogÄ… obrócić siÄ™ kiedykolwiek przeciwko niej.
   - WiÄ™c ja daÅ‚em jej szansÄ™. Teraz kiedy widzÄ™, że rzeczywiÅ›cie pracuje tak jak na to wyglÄ…da mogÄ™ jÄ… ze spokojnym sumieniem zwolnić. ZresztÄ… chcÄ™ jej pomóc...
   - Jak? – w ministrowej ponownie obudziÅ‚y siÄ™ podejrzenia.
   - WyÅ›lÄ™ jÄ… na kursy doksztaÅ‚cajÄ…ce. Niech siÄ™ wreszcie nauczy stenografować i pisać na komputerze wiÄ™cej niż jednym palcem.
   - NaprawdÄ™?
   SaÅ‚aciÅ„ska wyobraziÅ‚a sobie minÄ™ już prawie byÅ‚ej sekretarki swojego męża, której szef każe siÄ™ nauczyć czegoÅ› wiÄ™cej, poza krÄ™ceniem tyÅ‚kiem. Nie wÄ…tpiÅ‚a, że tamta pomyÅ›li tylko, że to jakiÅ› koszmarny sen i bÄ™dzie miaÅ‚a niesÅ‚ychanie gÅ‚upiÄ… minÄ™. ByÅ‚ to widok niesÅ‚ychanie zabawny wiÄ™c uÅ›miechnęła siÄ™ pod nosem.
   - Co ciÄ™ tak bawi?
   - JesteÅ› strasznie zÅ‚oÅ›liwy. Nigdy bym ciÄ™ o to nie posÄ…dzaÅ‚a – ministrowa usiadÅ‚a na kolanach męża.
   - Skoro ciÄ™ to cieszy to ty chyba też jesteÅ› zÅ‚oÅ›liwa? – pocaÅ‚owaÅ‚ żonÄ™ w policzek. – Mam nadziejÄ™, że teraz już przestaniesz siÄ™ na mnie gniewać i pojedziemy na dÅ‚ugi wekeend żeby odpocząć.
   - No nie wiem ... – SaÅ‚aciÅ„ska droczyÅ‚a siÄ™ raczej pro forma, gotowa ulec pierwszej mocniejszej proÅ›bie.
   - MogÅ‚abyÅ› coÅ› napisać...
   - A niby po co jak i tak nie mogÄ™ tego wydać! – minister straszliwie spudÅ‚owaÅ‚ i szansÄ™ wekeendowego wypoczynku nagle spadÅ‚y do minimum.
   - Kochanie przecież wiesz...
   - Wiem, ale mi siÄ™ to nie podoba. ZresztÄ… wÅ‚aÅ›nie sobie przypomniaÅ‚am, że umówiÅ‚am siÄ™ z KrysiÄ… na sobotÄ™... – ministrowa nawet nie staraÅ‚a siÄ™ nadać swojej informacji odrobiny prawdopodobieÅ„stwa. ChciaÅ‚a, żeby mąż zrozumiaÅ‚, że nadal siÄ™ gniewa i zdobycie jej przebaczenia nie bÄ™dzie takie proste.
    - Po co?
   - Takie tam babskie ploty.
   - Misiu, obiecujÄ™, że niedÅ‚ugo ci wszystko wytÅ‚umaczÄ™ a wtedy wybaczysz mi te chwilowe niedogodnoÅ›ci.
   - ZobaczÄ™, czy ci wybaczÄ™ – SaÅ‚aciÅ„ska udawaÅ‚a wciąż zagniewana lecz nadal bawiÅ‚ jÄ… pomysÅ‚ ministra aby wysÅ‚ać swojÄ… super seksownÄ… sekretarkÄ™ na kursy doszkalajÄ…ce. – No dobrze. Ale jak nie wróci pani Ewa to wystÄ™pujÄ™ o rozwód – pogroziÅ‚a mu palcem.
   Reszta dnia upÅ‚ynęła im na przygotowywaniu siÄ™ do wyjazdu. Znów poczuli siÄ™ mÅ‚odzi i caÅ‚y czas przekomarzali siÄ™. Po raz pierwszy od kilku miesiÄ™cy mieli kilka dni wolnego i mogli zapomnieć o strasznie poważnych obowiÄ…zkach. Nawet prawie caÅ‚e ÅšwiÄ™ta Wielkiej Noc spÄ™dzili osobno bo minister musiaÅ‚ udać siÄ™ w ważnÄ… miÄ™dzynarodowÄ… delegacjÄ™ i wróciÅ‚ dopiero w niedzielÄ™ wieczorem. Teraz wziÄ…Å‚ sobie dzieÅ„ urlopu i mieli wolne cztery dni.
   Po zakupach w supermarkecie, minister sprawdziÅ‚, czy jego sprzÄ™t nie zardzewiaÅ‚ przez zimÄ™. NaoliwiÅ‚ koÅ‚owrotki, wymieniÅ‚ żyÅ‚ki. SpakowaÅ‚ swojÄ… torbÄ™ wÄ™dkarskÄ… i postawiÅ‚ obok wÄ™dek. Jednak kiedy żona poszÅ‚a zanieść pierwsze rzeczy do samochodu otworzyÅ‚ jÄ… jeszcze raz. Z wewnÄ™trznej kieszeni marynarki wyciÄ…gnÄ…Å‚ jednÄ… ze swoich komórek i umieÅ›ciÅ‚ na samy dnie torby. NastÄ™pnie przykryÅ‚ jÄ… dokÅ‚adnie pozostaÅ‚ymi akcesoriami wÄ™dkarskimi i dopiero ponownie zamknÄ…Å‚ torbÄ™.
   
   
   Majowy wekeend wygoniÅ‚ z miasta wszystkich, którzy po dość dÅ‚ugiej zimie, spragnieni byli kontaktu z przyrodÄ…. Brzegi rzek i jezior zaludniÅ‚y siÄ™ wÄ™dkarzami, gdyż pierwszego maja jak co roku koÅ„czyÅ‚ siÄ™ sezon ochronny na szczupaka. Każdy z nich chwytaÅ‚ wiÄ™c spinning i ruszaÅ‚ na wygÅ‚odniaÅ‚e po odbytym tarle zÄ™bacze.
   Przypkowski siedziaÅ‚ obok wÄ™dek, które byÅ‚y jedynie kamuflażem. Czy znaczy to, że nie byÅ‚ wÄ™dkarzem? Co to, to nie. Po prostu ryby Å‚apaÅ‚ tylko w okolicach swojego domku, poÅ‚ożonego w leÅ›nym rezerwacie. Teraz jednak znajdowaÅ‚ siÄ™ blisko sto kilometrów od niego. SiedziaÅ‚ na brzegu jeziora, schowany w krzakach i obserwowaÅ‚ jego przeciwlegÅ‚y, niezbyt zresztÄ… odlegÅ‚y, kraniec. ByÅ‚ na nim niewielki oÅ›rodek turystyczny, o tej porze roku raczej rzadko odwiedzany. Po wielkim terenie bÅ‚Ä…kaÅ‚a siÄ™ jedynie kilkoro turystów. Wszyscy wrócili już z porannych ryb i przymierzali siÄ™ powoli do maÅ‚ej drzemki, którÄ… chcieli nadrobić poranne godziny. Tak zrobiÅ‚by pewnie również minister ale jego żona wyciÄ…gnęła już z oÅ›rodkowego garażu parÄ™ rowerków turystycznych i szykowaÅ‚a siÄ™ do wyjazdu. Sama spaÅ‚a dziÅ› dość dÅ‚ugo i nie czuÅ‚a zmÄ™czenia. Nie przyjmowaÅ‚a też tÅ‚umaczeÅ„ SaÅ‚aciÅ„skiego i mówiÅ‚a, że po tak ciężkich intelektualnie miesiÄ…cach muszÄ… czynnie wypoczywać.
   Przypkowski solidaryzowaÅ‚ siÄ™ z ministrem bo Å‚atwiej byÅ‚oby mu go obserwować gdyby siedziaÅ‚ w oÅ›rodku. Tak zaÅ› musiaÅ‚ szybko siÄ™ pakować i liczyć, że przypadkiem przejedzie tym samym leÅ›nym duktem co „obiekt”. MusiaÅ‚ to robić sam, bo obserwacjÄ™ ministra zleciÅ‚ PÄ™piÅ„skiemu, czego teraz żaÅ‚owaÅ‚. Nie mógÅ‚ jednak powiedzieć tego wprost i musiaÅ‚ prowadzić podwójnÄ… grÄ™.
   RozÅ‚ożyÅ‚ leżącÄ… obok siebie mapÄ™ i zerknÄ…Å‚ na sieć leÅ›nych duktów. Nie byÅ‚a zbyt gÄ™sta ale musiaÅ‚ szybko podjąć decyzjÄ™, w którÄ… stronÄ™ jechać. SpróbujÄ™ do miasteczka bo w razie czego tam mógÅ‚by ich i tak obserwować Å‚atwiej niż w Å›rodku lasu. RzuciÅ‚ jeszcze raz wzrokiem w kierunku oÅ›rodka. Minister z żonÄ… siedzieli już na rowerach. Przypkowski wstaÅ‚ i chciaÅ‚ już iść gdy nagle jakieÅ› dwieÅ›cie metrów w lewo od oÅ›rodka coÅ› bÅ‚ysnęło. StanÄ…Å‚ jak wryty.
   KtoÅ› go najwyraźniej obserwowaÅ‚. PrzystawiÅ‚ do oczu lornetkÄ™ ale zobaczyÅ‚ już tylko przez uÅ‚amek sekundy odwróconÄ… sylwetkÄ™ za którÄ… zamknÄ…Å‚ siÄ™ gÄ…szcz nadbrzeżnych zaroÅ›li. Ten ktoÅ› miaÅ‚ pecha, że obserwowaÅ‚ go pod sÅ‚oÅ„ce i w szkÅ‚ach jego lornetki odbiÅ‚o siÄ™ sÅ‚oÅ„ce. Może zresztÄ… dlatego nie zauważyÅ‚ go zbyt dokÅ‚adnie. TakÄ… miaÅ‚ przynajmniej nadziejÄ™. PodejrzewaÅ‚, że obserwujÄ…cym byÅ‚ jeden z ludzi PÄ™piÅ„skiego a najpewniej JabÅ‚onka na staÅ‚e opiekujÄ…cy siÄ™ ministrem. A może nawet byÅ‚ nim sam generaÅ‚.
   ChwyciÅ‚ swoje rzeczy i ruszyÅ‚ leÅ›nÄ… wÄ…skÄ… Å›cieżkÄ…. Po chwili wyszedÅ‚ na polanÄ™, gdzie obok wiaty dla turystów parkowaÅ‚ jego terenowy samochód. WÅ‚ożyÅ‚ sprzÄ™t do bagażnika. ZastanawiaÅ‚ siÄ™ jeszcze przez chwilÄ™ ale w koÅ„cu stwierdziÅ‚, że jego dalszy pobyt tutaj nie ma sensu. JeÅ›li nawet jego przeciwnik coÅ› planowaÅ‚, to teraz ostrzeżony jego obecnoÅ›ciÄ… zaniecha wszystkiego. Chwilowe zatrzymanie nad tym jeziorem może wyjaÅ›nić tym, ze akurat przejeżdżaÅ‚ tÄ™dy w drodze do swojego domku. Skuteczny z PÄ™piÅ„skim i tak by w to nie uwierzyli ale nie mogliby mu zarzucić wkraczania w nie swoje kompetencje.
   SiÄ™gnÄ…Å‚ po komórkÄ™.
   
   
   - To byÅ‚ on! – wykrzyknÄ…Å‚ tryumfalnie Napierski, nie wpadajÄ…c przy okazji maÅ‚o na drzewo.
   - Uważaj jak jedziesz – byÅ‚a to wyjÄ…tkowa ostra uwaga jak na Ostrożnego, ale trudno siÄ™ nie zdenerwować, kiedy kawa wylewa siÄ™ na spodnie. – Jedź dalej bo nas za wczeÅ›nie zauważy.
   - Spokojnie, gada teraz przez komórkÄ™ – Napierski ruszyÅ‚ dalej – MówiÅ‚em ci, że go tu znajdziemy. Teraz już wszystko pójdzie jak z pÅ‚atka.
   - SkÄ…d jesteÅ› tego taki pewien?
   - Bo wreszcie siÄ™ z nim poznamy na stopie, ze tak powiem, towarzyskiej. Napijemy siÄ™ wódeczki i przekonamy go...
   - Przecież wiesz, że on nie pije wódki.
   - Chrzanisz. Na pewno pije, tylko nie chciaÅ‚ siÄ™ wtedy z nami fraternizować. A nawet jeÅ›li nie pijÄ™ to sÄ… tu na pewno organizowane jakieÅ› ogniska zapoznawcze jakieÅ› Å›wietlice gdzie siÄ™ wspólnie je...
   - Strasznie siÄ™ podniecasz.
   - Bo czujÄ™, że jesteÅ›my wreszcie blisko celu. Tego poprzedniego już mieliÅ›my na widelcu kiedy wybuchÅ‚a ta nieszczÄ™sna afera z pieniÄ™dzmi, które zdefraudowaÅ‚. Do tego przez prawie trzy miesiÄ…ce szukaliÅ›my dojÅ›cia. Już siÄ™ Pilski odgrażaÅ‚, że nam przestanie pÅ‚acić. I wreszcie go mamy.
   - Nie byÅ‚bym tego taki pewien
   - Co ty taki... Ostrożny jesteÅ› – Napierski rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ ze swojego dowcipu podwójnie gÅ‚oÅ›no, wiedzÄ…c, że jego towarzysz mu nie zawtóruje
   - Wiele rzeczy o nim sÅ‚yszaÅ‚em. To trudny gość.
   - Bajki. W przesÄ…dy wierzysz i tyle. Też sÅ‚yszaÅ‚em te plotki, że to niby trzynasty minister co to wszystkim przyniesie pecha. A po za tym to lepiej, że innym siÄ™ nie udaÅ‚o.
   - Dlaczego?
   - Bo jak nam siÄ™ uda, to klienci bÄ™dÄ… do nas walić drzwiami i oknami. Może nawet biuro sobie wynajmiemy – rozmarzyÅ‚ siÄ™ Napierski.
   - SkrÄ™caj. To tutaj.
   StanÄ™li przed brama oÅ›rodka wypoczynkowego, należącego niegdyÅ› do spółdzielni „Jedność”. Tablica informujÄ…ca o tym byÅ‚a tylko nieco mÅ‚odsza od pÅ‚otu który okalaÅ‚ oÅ›rodek. Z jednej strony byÅ‚a jeszcze dość solidnie przymocowana do furtki z drugiej zwisaÅ‚a już tylko na jakimÅ› kawaÅ‚ku drutu. CaÅ‚y oÅ›rodek skÅ‚adaÅ‚ siÄ™ z maÅ‚ych domków z dykty rozrzuconych od siebie w niewielkiej odlegÅ‚oÅ›ci. Z drzwi dawnej Å›wietlico-stołówki zszedÅ‚ już lakier a brakujÄ…ce szyby zastÄ…piÅ‚y kawaÅ‚ki tektury. CaÅ‚ość nie sprawiaÅ‚a wrażenia luksusowego oÅ›rodka wypoczynkowego dla wyższych sfer. O tym, że nie przyjeżdżali tu zbyt zamożni ludzie Å›wiadczyÅ‚y dodatkowo cztery samochody zaparkowane nieopodal bramy, których Å›rednia wieku zdecydowanie przekroczyÅ‚a 10 lat.
   - JesteÅ› pewien, ze to tutaj? – zapytaÅ‚ niepewnie Napierski.
   - OczywiÅ›cie, widziaÅ‚em go przez lornetkÄ™ jak staÅ‚ przy tym pomoÅ›cie.
   - Może gdzieÅ› w gÅ‚Ä™bi sÄ… jakieÅ› lepsze miejsca noclegowe?
   - Nie sÄ…dzÄ™. A poza tym pamiÄ™taj, że musimy mieszkać blisko SaÅ‚aciÅ„skiego.
   - Masz racjÄ™ – Napierski wysiadÅ‚ z samochodu.
   W stronÄ™ nowych goÅ›ci kuÅ›tykaÅ‚ mężczyzna koÅ‚o pięćdziesiÄ…tki. ByÅ‚ lekko nieogolony, twarz miaÅ‚ ogorzaÅ‚Ä… i lekko zaciÄ™tÄ… jak Jurand ze Spychowa. Nerwowy tik, który Å›ciÄ…gnÄ…Å‚ mu policzki sprawiaÅ‚ dość niesympatyczne wrażenie choć sam mężczyzna byÅ‚ osoba miÅ‚Ä… i dość pogodnÄ…. Kiedy jednak zapytaÅ‚: „Czego panowie sobie życzÄ…?” serca struchlaÅ‚y w dzielnych lobbystach. Po chwili jednak odzyskali rezon.
   - ChcieliÅ›my wynająć domek. Czy sÄ… wolne?
   - Tak, proszÄ™ za mnÄ… - Ostrożny z Napierskim pokornie ruszyli za mężczyznÄ…, który najwyraźniej byÅ‚ kierownikiem oÅ›rodka. – Panowie już u nas kiedyÅ› byli? – spytaÅ‚ podejrzliwie, bo nowych goÅ›ci nie miaÅ‚ od dawna.
   - Jeszcze nie ale nasz znajomy, pan minister SaÅ‚aciÅ„ski, mówiÅ‚ nam dużo dobrych rzeczy o tym miejscu.
   - Panowie znajÄ… Jaromirka?
   - Kogo? – Napierski w pierwszej chwili nie zrozumiaÅ‚ o kogo chodzi. – A tak oczywiÅ›cie. I dlatego chcielibyÅ›my, jeÅ›li to możliwe dostać miejsce niedaleko niego.
   - Tu wszÄ™dzie blisko, to maÅ‚y oÅ›rodek – obeszli dawnÄ… Å›wietlico – stołówkÄ™ za którÄ… znajdowaÅ‚ siÄ™ maÅ‚y, drewniany domek. – Niech panowie zaczekajÄ…. WezmÄ™ kluczÄ™ – wszedÅ‚ do domku.
   - WyglÄ…da na to, że to jakiÅ› jego dobry znajomy.
   - No, pewnie kombinujÄ… jak za bezcen przejąć ten oÅ›rodek.
   - Jak to? – zdziwiÅ‚ siÄ™ Ostrożny.
   - Popatrz jaka to ruina. Pewnie chcÄ… doprowadzić do dekapitalizacji i wykupić za grosze.
   - Od kogo?
   - Od ministerstwa. Podejrzewam, że ta spółdzielnia już zbankrutowaÅ‚a a oÅ›rodek przejęło wÅ‚aÅ›nie ministerstwo za niespÅ‚acone kwoty za niszczenie przyrody. Ja ci mówiÄ™ ten SaÅ‚aciÅ„ski to jest cwaniak ale my go tu dopadniemy.
   
   - ChciaÅ‚eÅ› ze mnÄ… rozmawiać? – zanim usiadÅ‚ na fotelu wskazanym przez Przypkowskiego nacisnÄ…Å‚ guziczek na urzÄ…dzeniu znajdujÄ…cym siÄ™ w jego kieszeni.
   - To prawda – gospodarz podszedÅ‚ do stoliczka z różnokolorowymi flaszkami. – Napijesz siÄ™ czegoÅ›?
   - DziÄ™kujÄ™ ale jestem na sÅ‚użbie.
   Biuro Przypkowskiego zdecydowanie różniÅ‚o siÄ™ od gabinetów jego kolegów po fachu. Tamte byÅ‚y swego rodzaju skansenami, to byÅ‚o na wskroÅ› nowoczesne. Z tej trójki jedynie Henryk nie przywiÄ…zywaÅ‚ uwagi do wystroju wnÄ™trz, zostawiajÄ…c sobie typowe meble aparatczyka z lat 70-ych. GeneraÅ‚ z pietyzmem odtworzyÅ‚ atmosferÄ™ pomieszczenia sprzed pół wieku, ze wszystkimi najdrobniejszymi szczegółami. W jego otoczeniu nie byÅ‚o nic przypadkowego a wszystko miaÅ‚o wzbudzać strach. Mówiono, że robi to na zÅ‚ość Przypkowskiemu, którego uważaÅ‚ za winnego swojej kilkuletniej przerwy w czynnej pracy zawodowej. Nie miaÅ‚ w sobie bowiem żadnej skÅ‚onnoÅ›ci do brutalnych zachowaÅ„ a najmocniejsze rzeczÄ… jakÄ… siÄ™ posÅ‚ugiwaÅ‚ byÅ‚o sÅ‚ownictwo.
   Przypkowski zaÅ› naÅ›ladowaÅ‚ zachodnie wzorce. W pierwszej chwili można by nawet odnieść wrażenie, że jest siÄ™ w siedzibie prezesa niedużej korporacji. Ładne biurko, w kolorze ciemnego orzecha z czarnymi wstawkami, doskonale pasowaÅ‚o do dużego, skórzanego fotela. Barek, jak byÅ‚o to w polskim zwyczaju, nie byÅ‚ wstydliwie schowany w jednej z szafek. Wszystkie butelki staÅ‚y na stoliczku, przy którym byÅ‚a miÄ™kka kanapa z fotelami w komplecie. Tylko dwa zdjÄ™cia wiszÄ…ce nad biurkiem przypominaÅ‚y dobitnie o tym, że jest siÄ™ w gabinecie urzÄ™dnika paÅ„stwowego. Z jednego z nich spoglÄ…daÅ‚ z uÅ›miechem intensywnie odchudzony prezydent, z drugiego aktualny minister Spraw WewnÄ™trznych i Administracji.
   - Powiedz mi dlaczego nie powiesiÅ‚eÅ› sobie premiera? Pewnie masz gdzieÅ› z dawnych czasów, schowane na wszelki wypadek jego zdjÄ™cie. – zauważyÅ‚ zÅ‚oÅ›liwie generaÅ‚. – Chyba nie masz do niego pretensji, że kiedy jeszcze byÅ‚ ministrem to ciÄ™ nieco zdegradowaÅ‚? Za bardzo pokochaÅ‚eÅ› nowÄ… wÅ‚adzÄ™ a przecież wiesz, że my, sÅ‚użby specjalne, musimy być apolityczne.
   - Nadal tak bardzo mnie nie lubisz?
   - A ty masz ciÄ…gle żal do premiera?
   - Ależ skÄ…d. Przecież teraz zrobiÅ‚ mi strasznÄ… przyjemność i gdy poÅ‚Ä…czyÅ‚ nasze sÅ‚użby w jednÄ… agencjÄ™, mnie postawiÅ‚ nad tobÄ… – cios byÅ‚ celny ale nie powaliÅ‚ na ring przeciwnika. Przypkowski postanowiÅ‚ wiÄ™c kontynuować seriÄ™. – Uważasz , że można to uznać za twojÄ… degradacjÄ™? – Po tym ataku sÄ™dzia powinien rozpocząć odliczanie.
   - Czego chcesz? – warknÄ…Å‚ gość.
   - ChciaÅ‚bym siÄ™ dowiedzieć po co byÅ‚eÅ› u Henryka?
   - A co ciÄ™ to obchodzi? – generaÅ‚ straciÅ‚ ochotÄ™ na jakiekolwiek grzecznoÅ›ci.
   - CaÅ‚y czas zapominasz, że jestem twoim zwierzchnikiem.
   - Już ci mówiÅ‚em. Dla mnie jesteÅ› nade mnÄ… tylko teoretycznie.
   - Ale pamiÄ™taj, że czysto praktycznie mogÄ™ ciÄ™ zwolnić.
   - Za rozmowÄ™ z przedstawicielem bratniej sÅ‚użby? ZresztÄ… nie uważasz, że to Å›mieszne, że na nas mówiÄ… Abwehra – generaÅ‚ usiÅ‚owaÅ‚ na chwilÄ™ zmienić temat – chociaż to on jest z wojskowych sÅ‚użb.
   - Pewnie wolaÅ‚byÅ›, żeby nazywali nas KGB – gospodarz nie przerywaÅ‚ ofensywy. – A zwolniÄ™ ciÄ™ za odmowÄ™ skÅ‚adania zwierzchnikom raportu ze swoich dziaÅ‚aÅ„.
   GeneraÅ‚ zacisnÄ…Å‚ zÄ™by ze zÅ‚oÅ›ci. NajchÄ™tniej by wstaÅ‚ i zdzieliÅ‚ pięściÄ… Przypkowskiego ale wiedziaÅ‚, że to mogÅ‚oby siÄ™ źle skoÅ„czyć. Nie tylko dlatego, że mógÅ‚ zostać zdymisjonowany lecz również znokautowany. I to w sensie jak najbardziej dosÅ‚ownym. Jego rywal bowiem, Å›ladem zachodnich wzorców, utrzymywaÅ‚ siÄ™ w doskonaÅ‚ej kondycji i w sparingach pokonywaÅ‚ wiÄ™kszość krajowych mistrzów sztuk walki.
   - To byÅ‚a tylko towarzyska wizyta – skÅ‚amaÅ‚ bezczelnie PÄ™piÅ„ski.
   - I po tej towarzyskiej wizycie Skuteczny rozpÅ‚ynÄ…Å‚ siÄ™ na ponad tydzieÅ„ i do tej pory nie wiadomo gdzie jest ?
   - Co w tym dziwnego? Przecież pracujÄ™ w sÅ‚użbach specjalnych. Poza tym byÅ‚ dÅ‚ugi majowy weekend. Ty też pojechaÅ‚eÅ› na ryby.
   - Tak ale mnie widziaÅ‚o wiele osób o czym Å›wiadczy fakt, że nawet ty wiesz gdzie byÅ‚em.
   - Widocznie on jest lepszym specjalistÄ… w swoim fachu i ...
   - Nie udawaj durnia! – Przypkowski również straciÅ‚ ochotÄ™ na wszelkie grzecznoÅ›ci. – Poprzednim razem zniknÄ…Å‚ w ten sposób jak jeden premier okazaÅ‚ siÄ™ być agentem obcego wywiadu a jeszcze wczeÅ›niej w grudniu 81-ego. Nawet jak wydostawaliÅ›my Amerykanów z Iraku siedziaÅ‚ za swoim biureczkiem i nie ruszyÅ‚ nigdzie dupy.
   - Przypuszczasz, że grozi nam jakiÅ› zamach stanu? – generaÅ‚ znowu byÅ‚ górÄ…. – A może nasz premier też gdzieÅ› donosi?
   - PosÅ‚uchaj Chytomirku – Przypkowski znaÅ‚ sÅ‚abe strony generaÅ‚a jak wÅ‚asnÄ… kieszeÅ„. JednÄ… z nich byÅ‚a niechęć do wÅ‚asnych danych personalnych. PÄ™piÅ„ski nigdy nie mógÅ‚ wybaczyć rodzicom, że skoro zostawili mu w spadku dość komiczne nazwisko to również imiÄ™ doÅ‚Ä…czyli nie wyjÅ›ciowe – Wiem, że coÅ› kombinujesz. Nie wiem co nagadaÅ‚eÅ› Henrykowi ale bÄ…dź pewien, że zrobiÄ™ wszystko aby pokrzyżować twoje plany. Przy tym premierze możesz czuć siÄ™ bezpieczny, ale jeÅ›li coÅ› wywiniesz to przy jesiennej zmianie ukÅ‚adu na pewno nie ujdzie ci to na sucho.
   
   
   Mężczyzna w nieokreÅ›lonym wieku o wyglÄ…dzie dziaÅ‚kowca spacerowaÅ‚ uliczkami zoo. KÄ™pki siwych wÅ‚osów wystawaÅ‚y spod jego przewiewnego kapelusza a marynarka koÅ„czyÅ‚a siÄ™ kilka centymetrów przed Å‚okciami. Duże, sumiaste, wÄ…sy poruszaÅ‚y siÄ™ miarowo w takt sapania owego pana i to najlepiej Å›wiadczyÅ‚o, że nie byÅ‚ już najmÅ‚odszy. Jego wiek można byÅ‚o okreÅ›lić na... wÅ‚aÅ›ciwie nie wiadomo ile.
   ZwÅ‚aszcza że, wbrew sapaniu, mężczyzna nie szukaÅ‚ wciąż wzrokiem kolejnej Å‚awki. ZwiedziÅ‚ blisko poÅ‚owÄ™ zoo, czÄ™sto wracajÄ…c po dwa razy w to samo miejsce choć gdzie indziej nie byÅ‚ wcale. Można byÅ‚o odnieść wrażenie, że to efekt niedomagaÅ„ pamiÄ™ci wÅ‚aÅ›ciwych jego... nieokreÅ›lonemu wiekowi. Lecz gdyby ktoÅ› dobrze przyjrzaÅ‚ siÄ™ mężczyźnie rozpoznaÅ‚by w nim asa polskiego wywiadu.
   Henryk już dawno nie wykonywaÅ‚ żadnego zadania osobiÅ›cie. Aby wszystko siÄ™ udaÅ‚o postanowiÅ‚ odÅ›wieżyć dawne kontakty i nie wtajemniczać w nie nikogo. MiaÅ‚ wprawdzie kilku zaufanych ludzi, którzy na pewno nie donosili konkurencji. Jednak gdyby poznali jego „małą” tajemnicÄ™ mogliby posiąść wiedzÄ™ która byÅ‚aby niebezpieczna. Nie dla niego. Dla nich samych. Za bardzo byli przydatni przy innych misjach aby ich zabijać.
   - Popats mamo jakÄ… ona ma dÅ‚ugÄ… syjÄ™. Cy ona jej siÄ™ nie zÅ‚amie? – jakiÅ› malec najwyraźniej po raz pierwszy odwiedziÅ‚ to miejsce. Teraz z przejÄ™ciem staraÅ‚ siÄ™ dowiedzieć jak najwiÄ™cej o nowych zjawiskach.
   - Ależ skÄ…d syneczku. To jest żyrafa – troskliwa mama zaczęła wyjaÅ›niać dziecku dlaczego żyrafie szyja siÄ™ nie zÅ‚amie i po co jest jej potrzebna. ZdawaÅ‚a sobie wprawdzie sprawÄ™, że jej wysiÅ‚ki i tak muszÄ… zakoÅ„czyć fiaskiem ale jak każdy rodzic podejmowaÅ‚a ten syzyfowy trud. W koÅ„cu jednak padÅ‚o o jedno za dużo „A dlacego?” i matka dla uratowania swojego autorytetu musiaÅ‚a odwrócić uwagÄ™ swojego dziecka – Popatrz jakie fajne maÅ‚pki tam skaczÄ… – zabieg przyniósÅ‚ sukces i malec pÄ™dziÅ‚ zobaczyć nowÄ… atrakcjÄ™.
   Henryk bardzo lubiÅ‚ cytaty. Zawsze uważaÅ‚, że nie należy lekceważyć wyobraźni pisarzy i twórców filmowych zawartej w ich dzieÅ‚ach. Bo choć wprawdzie nie oddajÄ… one dokÅ‚adnie rzeczywistoÅ›ci, to czÄ™sto jÄ… wyprzedzajÄ…. OsobiÅ›cie uważaÅ‚, że w tych sprawach to nie życie piszÄ™ najlepsze scenariusze ale najlepsze scenariusze trafiajÄ… do życia.
   Ulubionym źródÅ‚em cytatów byÅ‚a dla Henryka „Stawka wiÄ™ksza niż życie”. TajemnicÄ… Poliszynela byÅ‚ fakt, iż wszystkie ważniejsze akcje nazywaÅ‚ serialowymi odpowiednikami. Gdy zaczęło ich brakować, tworzyÅ‚ swoiste sequele „mianujÄ…c” zadanie np.: akcja Liść DÄ™bu II. MiaÅ‚ do nich zresztÄ… stosunek podobny do krytyków filmowych, twierdzÄ…c że ten Liść DÄ™bu to już nie to samo co ten poprzedni. BolaÅ‚ przy tym, że w dzisiejszych akcjach wywiadowczych finezja czÅ‚owieka odgrywa coraz bardziej marginalnÄ… rolÄ™ a liczy siÄ™ głównie super sprzÄ™t.
   Gdy ustalaÅ‚ hasÅ‚a, używane w trakcie akcji, nie cytowaÅ‚ już oczywiÅ›cie tak dokÅ‚adnie przygód dzielnego kapitana Klossa. WykorzystywaÅ‚ je natomiast twórczo parafrazujÄ…c. Na przykÅ‚ad we wspomnianej już akcji Liść DÄ™bu hasÅ‚o brzmiaÅ‚o: „Najlepsze ziemniaki sÄ… u Józka na polu”, a odzew „Ojciec lubi je tylko gorÄ…ce. PrzysyÅ‚a ci Å›wieży worek.” O tej jego sÅ‚aboÅ›ci również wiedziaÅ‚o bardzo wiele osób ale byÅ‚a to wiedza niegroźna. No bo jak można domyÅ›lić siÄ™ tego w jaki sposób ktoÅ› sparafrazuje najbardziej choćby znane powiedzenie?
   O ostatnim upodobaniu Skutecznego, zwiÄ…zanym również z J-23 wiedzieli już tylko nieliczni. ByÅ‚ to sposób przekazywania informacji. To z kolei mogÅ‚a być wiedza niebezpieczna gdyż Henryk byÅ‚ pewien, że nikt siÄ™ tego nie domyÅ›li. Od wielu już lat stosowaÅ‚ te same miejsca. Bardzo siÄ™ zdenerwowaÅ‚ gdy 20 lat temu wymieniono w jednym z ogrodów zoologicznych Å‚awki. InterweniowaÅ‚ wtedy u samego premiera dowodzÄ…c, że dyrektor zniszczyÅ‚ zabytek. Od tego czasu delikatnie nadzorowaÅ‚ wszystkie wydatki tych przybytków użytecznoÅ›ci publicznej. Przez to w polskich sÅ‚użbach specjalnych lat 80-ych pokutowaÅ‚o przekonanie, że dziaÅ‚a tam zorganizowana grupa wspomagajÄ…ca Solidarność. Bowiem Skuteczny zajmowaÅ‚ siÄ™ głównie politycznymi i wszyscy uznali za oczywiste, że to jest powód jego zainteresowania.
   SiÄ™gnÄ…Å‚ rÄ™kÄ… pod Å‚awkÄ™. UkryÅ‚ w dÅ‚oni zwitek papieru i nie patrzÄ…c na niego schowaÅ‚ do kieszeni. PosiedziaÅ‚ jeszcze jakieÅ› dwie minuty i wstaÅ‚. UpaÅ‚ byÅ‚ coraz wiÄ™kszy ale Henryk nie mógÅ‚ zdjąć kapelusza do którego byÅ‚a przyklejona jego bujna czupryna. Mimo tego nie ruszyÅ‚ od razu do wyjÅ›cia tylko pokrÄ™ciÅ‚ siÄ™ jeszcze trochÄ™ miÄ™dzy klatkami.
   
   
   Minister nacisnÄ…Å‚ guziczek od Interkomu.
   - Pani Samanto proszÄ™ do mnie.
   Sekretarka siÄ™gnęła natychmiast po puderniczkÄ™. OtworzyÅ‚a jÄ… i szybkim ruchem przypudrowaÅ‚a nosek. PoprawiÅ‚a piersi, które w ciÄ…gu ostatniej godziny ukryÅ‚y siÄ™ za bardzo za sukienkÄ…. Po kilku ruchach ponownie wyglÄ…daÅ‚y znakomicie i mogÅ‚y niemal w peÅ‚ni cieszyć siÄ™ widokiem dziennego Å›wiatÅ‚a. ByÅ‚a już przy drzwiach, kiedy przypomniaÅ‚a sobie, że powinna chyba zabrać coÅ› do notowania. WróciÅ‚a do biurka i chwyciÅ‚a leżący na nim bloczek kartek wraz z dÅ‚ugopisem.
   Po wejÅ›ciu do gabinetu przeÅ‚ożonego usiadÅ‚a od razu przy biurku i zaÅ‚ożyÅ‚a nogÄ™ na nogÄ™. Również ta część jej ciaÅ‚a byÅ‚a absolutnie bez zarzutu. Aż żal byÅ‚o jÄ… przykrywać notatnikiem ale gdyby zdecydowaÅ‚a siÄ™ pisać na biurku, nogi pozostaÅ‚y by zupeÅ‚nie niewidoczne
   - SÅ‚ucham panie ministrze.
   - Pani Samanto, pracujÄ™ już tu pani trzy tygodnie. Przez ten okres mogÅ‚em dokÅ‚adnie przyjrzeć siÄ™ pani zaletom i walorom.
   - Ale być może o niektórych pan zapomniaÅ‚ – uÅ›miechnęła siÄ™ kokieteryjnie.
   - Nie zapomniaÅ‚em ale w tej chwili mnie one nie interesujÄ…. – minister podniósÅ‚ siÄ™ zza biurka i zaczÄ…Å‚ przechadzać. - Dlatego niestety z prawdziwÄ… przykroÅ›ciÄ… muszÄ™ paniÄ… zwolnić.
   - Ale jak to? – sekretarka prÄ™dzej spodziewaÅ‚aby siÄ™ tego, że minister zechce, żeby zrobiÅ‚a przed nim striptease lub, że nawet sam to zrobi.
   - Nie umie pani stenografować, stenotypować, pisanie na komputerze sprawia pani też spore problemy. Jedyne co pani naprawdÄ™ dobrze potrafi to robić sobie znakomity makijaż, który, przyznaje, byÅ‚ przez ten okres bez zarzutu.
   - Ale co ja mam zrobić? - usiÅ‚owaÅ‚a wzbudzić w nim współczucie. ZrobÅ‚a pÅ‚aczliwÄ… minÄ™ skrzywdzonej dziewczynki, która sama nie potrafi nawet przejść przez ulicÄ™. – Gdzie ja teraz znajdÄ™ pracÄ™?
   - Niech pani nie myÅ›li, że jestem bez serca i za coÅ› siÄ™ mszczÄ™. ZaÅ‚atwiÅ‚em pani kursy doksztaÅ‚cania zawodowego. Zna pani też dobrze jÄ™zyki wiÄ™c na pewno dostanie pani jakÄ…Å› pracÄ™ przy programach unijnych. – SaÅ‚aciÅ„ski usiadÅ‚ ponownie za biurkiem - W koÅ„cu przez ostatnie dziesięć lat pracowaÅ‚a pani w administracji paÅ„stwowej. PrzyznajÄ™, że z przyczyn których zupeÅ‚nie nie rozumiem.
   - Ależ panie ministrze! – Samanta postanowiÅ‚a rzucić na szalÄ™ niemal wszystkie swoje umiejÄ™tnoÅ›ci. WstaÅ‚a, oparÅ‚a siÄ™ na biurku. PierÅ› wyskoczyÅ‚a jej zza kusej bluzeczki i wdziÄ™cznie rozpÅ‚aszczyÅ‚a siÄ™ na blacie. – Po tym wszystkim co nas Å‚Ä…czyÅ‚o?
   - Niech pani zapamiÄ™ta – twarz ministra stężaÅ‚a – że nic nas nigdy nie Å‚Ä…czyÅ‚o.
   Ależ...
   - Ta rozmowa nie ma sensu. CeniÄ™ sobie pani naturalizm ale proszÄ™ zabrać z mojego biurka to, co pani wypadÅ‚o. Niech pani spakujÄ™ swoje rzeczy i odda przepustkÄ™ na portierni – minister pozostawaÅ‚ nieugiÄ™ty.
   Samanta zakryÅ‚a pierÅ› bluzeczkÄ… i jeszcze raz spojrzaÅ‚a smutno na SaÅ‚aciÅ„skiego. Ponieważ jego kamienna twarz nie zostawiaÅ‚a nawet odrobiny nadziei spuÅ›ciÅ‚a gÅ‚owÄ™ i posÅ‚usznie opuÅ›ciÅ‚a pokój. Kiedy tylko zamknęły siÄ™ za niÄ… drzwi minister gÅ‚oÅ›no przeÅ‚knÄ…Å‚ Å›linÄ™. NalaÅ‚ sobie do szklaneczki wodÄ™ ze szklanej butelki (zakazaÅ‚ używania wszelkiego plastiku w caÅ‚ym ministerstwie) i wypiÅ‚ jÄ… duszkiem. Kiedy odstawiaÅ‚ jÄ… z powrotem na blat biurka odetchnÄ…Å‚ z ulgÄ…. WykonaÅ‚ wÅ‚aÅ›nie trudne zadanie, które pomogÅ‚a mu ominąć kolejnÄ… politycznÄ… rafÄ™. WiedziaÅ‚, że nie można inaczej ale żal mu byÅ‚o widoku krÄ…gÅ‚ych, dużych piersi swojej sekretarki. W tym jednym wypadku byÅ‚ gotów wybaczyć to, że coÅ› nie jest naturalne ale sztuczne.
   

Komentarze czytelników