Tekst PROLOG
był czytany 1329 razy
PROLOG
- Boże jak leje
Postawili przyniesione pakunki i strzepnęli z peleryn przeciwdeszczowych krople chłodnej, październikowej burzy. Schronili się pod niewielkim okapem, znajdującym się przy bocznym wejściu do budynku. Rozgrzewali się przytupując i przestępując z nogi na nogę. Z nadzieją wpatrywali się w nieboskłon oczekując cudu, który sprawi, że pogoda wreszcie się poprawi. Zamiast cudu zjawił się jednak ich szef w towarzystwie innego mężczyzny, którego twarzy nie widzieli.
- Zanieście to tam gdzie przedtem i wracajcie do samochodu
Krętymi schodami zeszli do podziemnej komnaty, pozbawionej jakichkolwiek okien. Następnie, przy pomocy platformy, spełniającej rolę windy, zjechali do jakiejś celi. Miała, mniej więcej, pięć na pięć metrów i oświetlały ją jedynie żarówki umieszczone w czterech rogach. Stało tu już kilka pakunków owiniętych szczelnie w folie, na jednej ze ścian wisiał zegar. Całość robiła raczej przygnębiające wrażenie. Mężczyźni odruchowo wzdrygnęli się.
- Ciekawe, po co to wszystko?
- A bo ja wiem? Jak człowiek ma za dużo pieniędzy to mu się we łbie miesza – stwierdził autorytatywnie i spojrzał krytycznym okiem na wnętrze pomieszczenia. – Pewnie jak im się znudzi wydawać forsę to będą tu schodzić i zabawiać się.
- Zabawiać?
- No, wiesz. Ubiorą się w skóry i będą się bawić z panienkami w niegrzecznych chłopców, a potem wymierzać sobie batami karę.
- Obrzydlistwo – skrzywił się pierwszy, choć w jego oczach widać było raczej iskierki zainteresowania.
- No – potwierdził drugi bez przekonania
- Co tam tak marudzicie? Wracajcie – głos szefa nie znosił sprzeciwu