Tekst DZIEŃ 3
był czytany 888 razy
DZIEŃ 3
9:20
Kapral skończył jeść jako ostatni. Porcję przyznaną dzisiaj przez Głos, eufemistycznie, można było określić jako raczej niewielką. Poczucie głodu zwiększała jeszcze świadomość, że w porównaniu z następnym śniadaniem, to było jeszcze obfite. Wytarł usta chusteczką. Odłożył naczynia na platformę.
- Może skończysz swoją opowieść? – zwrócił się do Szczęściarza.
- Właściwie to już nie wiele zostało do opowiadania. Stopniowo, krok po kroku, zbliżałem się do odzyskania płynności finansowej. Firma stanęła na nogi, banki znów udzielały kredytów. Zacząłem wchodzić w nowe branże, rozbudowywać swoje imperium. Mój stryj się o tym dowiedział i zorganizował swoje cudowne odnalezienie. Przez kilka lat mieli go ponoć więzić islamscy fundamentaliści, sprzeciwiający się napływowi obcego kapitału do ich kraju.
- No i jak przyjąłeś „stryja marnotrawnego� Wybaczyłeś mu?
- Przepędziłem go na cztery wiatry. Próbował wytoczyć mi proces, ale go postraszyłem, że trafi za kratki za dawne malwersacje. Miałem kilka niezbitych dowodów, więc sobie odpuścił.
- I zostawiłeś krewnego bez grosza przy duszy? Nie wyznaczyłeś mu żadnej stałej pensji?
- A po co? Zanim doprowadził firmę do ruiny, bez wątpienia zabezpieczył sobie spokojną starość.
- Dzień dobry panom. – Kapralowi wypadła szklanka z ręki. – Po co te nerwy? To tylko ja, Głos. Głos waszego sumienia.
- Słyszę, że wszystkie ziemskie sprawy układają się znakomicie.
- A i owszem. Policja już wprawdzie pana szuka, ale na razie jest daleka od jakichkolwiek typów. Jeśli zaś chodzi o pozostałą trójkę, organy ściganie nie dostały żadnych informacji o ich zaginięciu.
- A minister? – spytał z nadzieją Szczęściarz.
- Pan minister uruchomił wprawdzie tajne służby ale nie w trosce o pana. Poszukują one waszego boskiego kolegę. Pan minister nie wie niestety, że jego zastępca trochę przystopował te poszukiwania. Za bardzo mu ufa. A zastepca już zorientował się, czego boi się jego szef. Obrażona ostatnia zdobycz Przystojniaka już dawno opuściła jego gniazdko rozkoszy. Gosposia pana Kaprala nieco się niepokoi, ale jak na razie nie podzieliła się z nikim swoimi wątpliwościami.
- Głupie babsko – wycedził żołnierz.
- Czyżby nie przepadał pan za kobietami?
- Chyba się mylisz Głosie – stanął w obronie Kaprala Prorok. – Wczoraj trochę rozmawialiśmy na ten temat i nasz drogi żołnierz ani razu nie wyraził się źle o kobietach.
- Jak sądzę nie powiedział o nich również niewiele dobrego, drogowskazie do bram niebieskich. O ile w ogóle miał na ten temat coś do powiedzenia.
- Rzeczywiście – skonstatował z niejakim zdziwieniem Prorok.
- No właśnie. Jeśli chodzi o kobiety jako takie, nasz dzielny wojak ma raczej niezbyt wielką wiedzę. I to między innymi sprawiło, że znalazł się w tak zacnym gronie, jak wasze.
Spojrzeli z zaciekawieniem na Kaprala. Sami nie wiedzieli, czy to, czego zaczęli się powoli domyślać, mogło w ogóle być prawdą. Próbowali go przeszyć spojrzeniem na wylot, by znaleźć to, co chciał ukryć. Żołnierz nerwowo przygryzł wargi. Siedział na krześle i z uporem wpatrywał się w podłogę, bojąc się podnieść wzrok. Zaplótł dłonie i zacisnął je tak mocno, że aż zbielały mu kostki.
- Czas chyba odkryć tajemnicę skrywaną od wielu lat. – nie widzieli twarzy Głosu, ale byli pewni, że, tak jak wiele razy przedtem i potem, drwiący uśmiech nie zniknął z niej dzisiaj ani na moment. – Problemy zdrowotne dzielnego Kaprala rzeczywiście były tylko wymysłem i stanowiły jedynie tylko pretekst do wysłania go na emeryturę. Tak naprawdę chodziło o coś zupełnie innego. Ktoś doniósł na niego i rozpoczęto wewnętrzne śledztwo, które wykazało, że jest on zwykłą ciotą.
Głos pozwolił na chwilę odpoczynku słuchającym, by mogli spokojnie przetrawić informację.
- No przepraszam, nie taką zwykłą. Przecież jego upodobania wyprawiły na tamten świat kilku ludzi. Młodych, zdrowych chłopców, którzy wpadli w oko Kapralowi. Nienawidził ich za to, że mu się podobali, tak jak nigdy nie mógł się pogodzić ze swoimi skłonnościami. Próbował jakoś temu zaradzić, chodził z kolegami na dziwki, lecz nie dawało to żadnego rezultatu. Ciągnie wilka do lasu. Nie cierpiał więc tych, którzy uprzytomnili mu jego własną słabość. Nie znosił ich za to, że nie mógł ich mieć. Lecz kiedy to mu się udało, jego nienawiść wzrastała dwukrotnie. Zwiększał ją strach, bo oto ktoś posiadał jego tajemnicę – przez chwilę panowała cisza przerwana tylko brzękiem szkła. – Przepraszam, musiałem się napić wody. Kontynuując. Żaden z poborowych nie skarżył się, bojąc się strasznego Kaprala. Nawet wtedy, gdy ich życie stawało się nie do zniesienia, woleli skończyć ze sobą. Zresztą kto wie, czy on im w tym nie pomagał.
- To oszczerstwo – Kapral podniósł się z krzesła i przez moment rozglądał się szukając przeciwnika. Gdy wreszcie zorientował się, że jest on wszędzie, usiadł zrezygnowany. Przed oczami stanęły mu twarze byłych podwładnych. Jasne, pogodne, z błękitnymi spojrzeniami i jasno blond włosami. Tak, to prawda, kochał ich i nienawidził równocześnie. Uwielbiał te smukłe sylwetki, delikatną skórę, ramiona o wiele węższe i kruchsze, niż jego własne, jednak nie pozbawione męskiej siły i sprężystości. Nie mógł się powstrzymać, żeby ich nie dotykać, całować, pieścić... A gdy minął już moment spełnienia, potrafił tylko dyszeć zemstą. Za strach i upokorzenie, jakich musiał teraz doświadczyć. On, wspaniały mężczyzna, ucieleśnienie marzeń wielu chłopców, komandos, bohater, on był uosobieniem męskiej słabości. Pedałem.
- Rzeczywiście, nie wiem tego na pewno. Nieważne. Dość, że jednak jeden z samobójców napisał przed śmiercią list do swojej dziewczyny, w którym stało czarno na białym, co jest przyczyną załamania nerwowego. Po pogrzebie dziewczyna zaniosła list gdzie trzeba, czyli do dowództwa jednostki.
- Kłamiesz. On zabił się dla tego, że ona go rzuciła. Sam mi to powiedział.
- A ty chciałeś go pocieszyć? Bzdury opowiadasz.
- Tak? A dlaczego nie poszła z tym także na policję? Bo nie chciała rozgłosu, nie chciała się przyznać przed nowym narzeczonym. Pragnęła jedynie zagłuszyć własne wyrzuty.
- Być może to również nie pozostawało bez wpływu, lecz śledztwo udowodniło, że bezpośrednio przed samobójstwem zafundowałeś mu taką musztrę, że facet mało nie wypluł płuc – Głos po raz pierwszy okazał zdenerwowanie. Czuć było wyraźnie, że ta sprawa dotyka go osobiście.
- To jest, kurwa, wojsko, a nie przedszkole. Tam muszą być prawdziwi mężczyźni. Tu nie ma miejsca na demokrację i tym podobne pierdoły. Jakbym im odpuścił, to zgineliby w pierwszym starciu. Musiałem ich nauczyć walczyć!
- Nie odwracaj kota ogonem. Tu nie chodzi o dyscyplinę, lecz oto, że jesteś pedałem. Rozumiesz?
- Ja...ja...
Kapralowi zabrakło powietrza, próbował rozpiąć najwyższy guzik od koszuli, lecz w zdenerwowaniu plątały mu się palce. Wreszcie oderwał go i sięgnął do kieszeni marynarki, wiszącej na krześle. Nic tam nie znalazłszy, zaczął klepać się po kieszeniach spodni. Jednocześnie jego twarz wykrzywił potworny grymas bólu. Upadł na kolana i złapał się za serce.
- Moje tabletki – wykrztusił.
Przystojniak podskoczył do niego.
- Gdzie je masz?
Żołnierz bezradnie spojrzał mu w oczy. Z trudem łapiąc powietrze odpowiedział:
- Nie wiem...
Upadł na podłogę rzężąc. Przystojniak jeszcze raz przetrząsnął jego marynarkę, a po chwili przewróił na łóżku całą pościel. W pośpiechu przebiegł oczami cały pokój. Nigdzie nie było brązowej buteleczki.
- Co się tak patrzycie?! – krzyknął zrozpaczony do pozostałych lecz tamci stali jak sparaliżowani . – Zróbcie coś!!!
Było już jednak za późno. Kapral wydał z siebie ostatni jęk i znieruchomiał. Oczy wyszły mu zupełnie na wierzch. Szczęściarz podszedł do niego. Chwycił go za przegub dłoni próbując wyczuć puls.
- To już koniec – powiedział i zamknął mu powieki.
- Tak to już koniec – przytaknął mu Prorok i nagle zaczął się śmiać i krzyczeć. – Głosie słyszysz, to już koniec! Koniec!!!
- Co ty mówisz? – spytał Przystojniak.
- Nie rozumiesz? – tamten nie przestawał się śmiać .– Przecież on już dostał swoją ofiarę. Dostał jednego z nas. Ej, Głosie, odezwij się! Wypuść nas!
- Obawiam się, że to przedwczesna radość – ostudził go bogacz.
- Jak to? Przecież była umowa. Śmierć jednego z nas za życie pozostałych.
- Ale to wy mieliście go jednogłośnie wybrać – włączył się nie spodziewanie Głos. – Trzech z was miało pokazać czwartego. Tymczasem zrobił to co najwyżej jeden z waszego grona.
- Zwariowałeś?
Prorok nie chciał wierzyć, że upragniona wolność wymknęła mu się z rąk. Wiadomość ta docierała do niego powoli, zmywając z twarzy euforię i zastępując ją rozpaczą. Ręce powoli opadały wzdłuż tułowia aż w końcu zawisły na wysokości pasa.
- Co miało znaczyć to „jeden z was� – spytał Szczęściarz
- Przecież pan doskonale wie. Ktoś z was schował Kapralowi tabletki. Ja tego nie mogłem zrobić.
- Ty skurwysynu – wybuchnął Prorok. – ty chuju nie myty!!!
- Zamknij się! – krzyknął Przystojniak.
- Co, ty też jesteś po jego stronie? Ja wiedziałem, że to jest spisek moich wrogów. Chcecie pewnie żebym zwariował? Chcecie mnie upodlić? Wy wszyscy jesteście w zmowie.
- Zamknij ryj i pokaż kieszenie.
- Co? – nie zrozumiał Prorok
- To co słyszałeś. To na pewno ty mu to schowałeś, bo skąd byś się tak od razu cieszył – ruszył w stronę sekciarza.
- Bo szybciej myślę od ciebie ośle. Zostaw mnie! Nie dotykaj!
Żigolak chwycił Proroka pod ręce od tyłu. Ten zaczął wierzgać i wymachiwać nogami. Wtedy podszedł do niego bogacz i wymierzył mu siarczysty policzek. Prorok, widząc bezcelowość oporu uspokoił się. Milioner przejrzał dokładnie jego kieszenie ale nic w nich nie znalazł.
- Pusto
- Sprawdź jeszcze łóżko.
Przystojniak rozluźnił uścisk. Prorok wykorzystał to. Wiele się nie namyślając wyrwał się i uciekł do ubikacji. Szczęściarz podszedł do łóżka i zaczął przetrząsać pościel.
- Nic ci to nie pomoże. I tak cię dorwiemy – zagroził Przystojniak.
Prorok przykleił się do guzika zamykającego drzwi od wewnątrz i nasłuchiwał co robią jego oprawcy. Przed oczami stanął mu obraz sprzed kilku lat, kiedy jego wyznawcy zbuntowali się przeciwko niemu i, rozwścieczeni, oblegali jego pałacyk. Poprzedniego dnia upił się i w gniewie skopał dwie małe dziewczynki. Potem zabrał jedną z nich do siebie i zgwałcił. A teraz ci wszyscy, którzy kilka dni temu oddawali mu niemal boską cześć, czekają przed wejściem i chcą śmierci Proroka. Jego zastępca uciekł, kiedy on sam leżał jeszcze pijany. Zabrał przy okazji sporą sumę pieniędzy oraz kasety z podręcznego archiwum przywódcy sekty. W dwa dni później policjanci zastrzelili go za opór przy zatrzymaniu.
Prorok wiedziaÅ‚, że jego prawa rÄ™ka na widok stróżów prawa, nie zrobiÅ‚ by najmniejszego gestu. Gliniarze musieli dostać wyraźny rozkaz „zastrzelić jeÅ›li znajdziecie toâ€. PomyÅ›leli, że to pewnie wszystko i dlatego siÄ™ pospieszyli. Prorokowi nie byÅ‚o żal zastÄ™pcy. Tamten zostawiÅ‚ go w najtrudniejszej chwili i uciekÅ‚. ZasÅ‚ugiwaÅ‚ wiÄ™c na swój los...
Lecz na razie o niczym nie wie i siedzi ukryty w jednej z szaf. Drzwi nie mają zamknięcia od wewnątrz i musi przytrzymywać je za listwę, którą obita jest krawędź. Już dostali się do środka i rozbiegli po pokojach. Serce zaczyna bić coraz mocniej. Słychać zbliżające się kroki. Ciężkie, męskie. Ten ktoś wyraźnie utyka.
Kropelki potu zrosiły mu czoło. Wie, kto to. Tylko jeden człowiek ma taki krok i utyka przez źle zrośnięte kości lewej nogi. Nazywali go Kowalem, zapewne z powodu ogromnej postury. Kiedyś był nieposłuszny i Prorok kazał go wychłostać aby nauczyć pokory. Wina tamtego może nie była zbyt wielka , ale musiał dbać o porządek. A poza tym...
Kowal byÅ‚ zbyt wielki, dÅ‚onie miaÅ‚ jak bochny chleba i pachniaÅ‚ tak samo, jak ktoÅ› inny sprzed lat. BaÅ‚ siÄ™ tego kogoÅ›, zwÅ‚aszcza gdy tamten wracaÅ‚ po kilku dniach nieobecnoÅ›ci, brudny, zaroÅ›niÄ™ty i Å›mierdzÄ…cy alkoholem. Po wejÅ›ciu do domu kierowaÅ‚ siÄ™ od razu do bieliźniarki i przewracaÅ‚ poÅ›ciel do góry nogami. JeÅ›li niczego tam nie znalazÅ‚, to zaczynaÅ‚ tÅ‚uc wszystko naokoÅ‚o. ÅÄ…cznie z Prorokiem i jego matkÄ…. Uciekali wtedy do schowka na szczotki. Tam na szczęście byÅ‚y grube drzwi i solidny zamek, opierajÄ…cy siÄ™ skutecznie pierwszemu atakowi furii pijanego ojca. Potem siÄ™ trochÄ™ uspokajaÅ‚ i zasypiaÅ‚. Prorok przytulaÅ‚ siÄ™ ze strachu do matki i pÅ‚akaÅ‚ w jej fartuch.
Któregoś dnia zamiast ojca przyszedł policjant. Matka ubrała się i poszła gdzieś z nim. Wróciła z przekrwionymi oczami, roztrzęsiona. Usiadła przy stole i bezmyślnie wpatrywała się w okno. Przytulił się do niej i zapytał, co się stało. Spojrzała na niego nieprzytomnie i odpowiedziała tylko, że już się nie musi bać. Nigdy więcej nie zobaczył ojca.
W tej chwili nie było jej przy nim, a kroki zbliżały się coraz bardziej. Wreszcie czyjeś ręce chwyciły gałkę z drugiej strony drzwi. Mocowali się tylko przez parę sekund. Prorok przewrócił się i ze strachem wpatrywał w twarz, która stała przed nim. Tak, to był Kowal. W tym momencie wyjątkowo mocno przypominał człowieka sprzed lat. Brudny, zarośnięty, okropnie śmierdzący potem. Chwycił go swoją potężną dłonią i przyciągnął do siebie. Ich oczy dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Odrobina powietrza stanowiła przerwę, między bezgranicznym strachem i żądzą zemsty.
Prorokowi serce podeszło do gardła. Kowal puścił go, a następnie cofnął rękę, jakby brał zamach. Przywódca sekty zamknął oczy, ale cios nie nadchodził. Usłyszał za to zamykanie drzwi od zewnątrz i głos swojego wroga:
- Tu go nie ma!
Nigdy nie zrozumiał, dlaczego tamten to zrobił. Mógł go w każdej chwili zabić, zgnieść w tych swoich ogromnych łapskach. Albo nawet zawołać resztę, która na pewno by go powiesiła. Jeszcze wtedy nie myśleli o sądzie, chcieli go po prostu unicestwić. Dopiero potem jakiś wariat ich do tego namówił. I teraz dopiął swego.
- No i masz coś? – usłyszał Przystojniaka
- Nic
- Jest! Tutaj jest!!! – krzyk dochodził zza drzwi ubikacji, które po chwili rozsunęły się. Wyskoczył z nich uradowany Prorok ściskając w ręku jak najdroższy skarb brązową buteleczkę. Podstawił ją pod nos dwóm pozostałym.
- Patrzcie, jest.
- Może sam ją tam wsadziłeś? – spytał z niedowierzaniem Głos.
- Koniecznie chcesz żeby mnie zabili? Przecież na pewno masz kamerę i tam. Leżała na wykładzinie przy kiblu. Musiałeś mnie obserwować i widzieć jak ją stamtąd podnoszę
- To fakt, ale kto ją tam położył?
- Gdybym chciał ją jakoś ukryć wrzucił bym ją do muszli. Pewnie wypadła dziś rano Kapralowi ze spodni. Zresztą możesz sprawdzić jego dzisiejszą wizytę w klopie.
- Muszla zasłania kamerze ten fragment podłogi.
12:00
Platforma zjechała na dół. Więźniowie ułożyli na niej martwego żołnierza, razem z jego rzeczami. Trzeba było go specjalnie zgiąć, żeby żadna część jego ciała nie wystawała poza nią. Nastręczyło to pewne trudności, gdyż członki Kaprala powoli zaczynały sztywnieć. Platforma majestatycznie popłynęła w górę. Wyglądało to jak wniebowzięcie dzielnego wojaka. Odprowadzili go wzrokiem, ciesząc się, że to nie oni muszą tam leżeć. A może zazdrościli mu również trochę, że ma już to za sobą. Jest na lepszym z tych światów, podczas gdy oni wciąż muszą tkwić w tym piekle.
- Tylko nie zapomnij jej umyć zanim przyślesz nam jedzenie – krzyknął w stronę czarnej dziury bogacz. Nie wiadomo zresztą po co, bo przecież Głos i tak doskonale słyszał każde słowo.
- I co teraz?
- Minuta ciszy już chyba minęła, mógłbyś więc nam opowiedzieć swoją historię – Prorok odzyskał już pewność siebie i dowcipkował. Przystojniak skrzywił się lekko z niesmakiem, ale zaczął mówić.
- Miałem normalny dom i rodzinę. Rodzice nie zarabiali za dużo, ale tak w sam raz żeby starczyło na godziwe utrzymanie. Ja byłem zaś dobrze zapowiadającym się młodzieńcem. Po szkole średniej zdałem na prawo. Nie narzekałem na brak dziewcząt, bo chociaż moja uroda nie wykraczała poza średnią, elokwencją biłem wszystkich na głowę.
- Bo byłeś poetą?
- Tak, bo byłem poetą. Ale nie takim jakich dziś pełno. Piszą parę słów bez większego sensu i nazywają to poezją. Ja naprawdę pisałem wiersze. Nie takie podobające się krytykom, którym jeśli by pokazać bazgroły dziecka i podstawić jako utwór jakiegoś wieszcza, zachwycili by się nim. Dzisiejsza poezja to sztuka dla sztuki, czyli w gruncie rzeczy coś co nie ma nic do powiedzenia. Moje wiersze po prostu podobały się ludziom...
- Tylko nie zacznij nam ich tu deklamować.
- Spokojnie nie grozi wam to. Zapomniałem je razem z moim poprzednim życiem... O czym to ja mówiłem? Aha. Studiowałem prawo, nie zaniedbując działalności na niwie artystycznej, udzielałem się społecznie. Wtedy poznałem ją. Chodziła do prywatnego liceum, którego uczniami zajmowałem się podczas wakacji, jako opiekun. Nie wyglądało na to by miała za dużo pieniędzy. Ubierała się raczej normalnie. Dobrze nam się rozmawiało, odbywaliśmy długie spacery. Któregoś razu zamiast do siebie, wróciła do mojego namiotu. Zakochaliśmy się w sobie. Zaprosiła mnie do swojego domu... – urwał a pod nosem pojawiło mu się cos na kształt uśmiechu. – Pamiętam, przeszedłem całą ulicę, bo nie wierzyłem, że ten ogromny tworek – jak go nazwałem – może być jej domem. Zostałem przedstawiony rodzicom. Przyjęli mnie dobrze. Trochę się zachłysnąłem tym uczuciem. Na studiach szło mi kiepsko aż w końcu mnie wywalili. To nie było jednak ważne bo miałem ją. Mogłem o niej myśleć, kiedy zasypiałem i wstawałem. Zawsze i wszędzie. Miałem dla kogo pisać wiersze...
Przerwał. Jego oblicze nieco się rozjaśniło, złagodniało. Trwało to jednak tylko chwilę.
- Byłem jej pierwszym mężczyzną w łóżku. Uważałem, że tak powinno być i wydawało mi się, że spełniam marzenia każdego mężczyzny. Niestety, jest to nasze przekleństwo. Spotykając osoby, w pewnym sensie czyste, uważamy, że takie pozostaną zawsze. Bo przecież, jeżeli przez blisko dwadzieścia lat żyły w cnocie, to dlaczego nie miałoby tak być dalej?
- Jesteś niesprawiedliwy – odezwał się Głos. – To tylko zwykła ciekawość pcha ich w ramiona kolejnych. Ty z pewnością zanim ja poznałeś spałeś z parunastoma innymi? Dlaczego ona nie mogłaby tak samo?
- Tak, tylko ich problem polega na tym, że aby zrobić to po raz pierwszy muszą się zakochać, a my zwykle nie.
- I co z tego? – nie widzieli Głosu, ale gotowi byli przysiąc, że wzruszył ramionami.
- To, że kiedy my się zakochamy mamy za sobą odpowiedni bagaż doświadczeń seksualnych i nie jesteśmy tak bardzo ciekawi nowych. One natomiast, aby je zdobyć, muszą zdradzić. A jeśli zrobią to raz, nigdy nie będą tak lojalne jak przedtem.
- Dlaczego?
- Z tym jest jak ze stratą cnoty. Nie może powiedzieć, że zrobi się to raz a potem już będzie dziewicą. Poza tym nasze zegary biologiczne chodzą w odwrotną stronę. My możemy coraz mniej a im się coraz więcej chce.
- To czysta demagogia. Wróć lepiej do swojej opowieści
- Dobrze, jak chcesz. Jej uczucie niestety jakby zaczęło gasnąć. Spory wpływ mieli na to rodzice, dla których, pozbawiony studiów, pozbawiony byłem przyszłości. Zebrałem się w garść i przygotowałem się by zdać na studia raz jeszcze. Tydzień przed rozpoczęciem moich egzaminów wyjechała na miesiąc za granicę uczyć się języka. Na lotnisku pełno było zapewnień o dozgonnej miłości i tym podobnych. Zamieszkała u matki wychowującej dwójkę dzieci.
- Po co tyle szczegółów – zirytował się Prorok. – Mów dalej o tym, jak puściła cię w trąbę.
- Niech pan mu nie przeszkadza – stanął w obronie Przystojniaka Głos. – Jako poeta jest z natury ekshibicjonistą i inaczej nie potrafi. Poza tym to robi się interesujące. Aż tak dobrze nie znałem jego życia.
- DziÄ™kujÄ™ za pomoc – Przystojniak wpatrywaÅ‚ siÄ™ wciąż w jakiÅ› nie widoczny punkt. – A wiÄ™c ona, dwójka dzieci i jej koleżanka z drugiego koÅ„ca Å›wiata, tak jak ona uczÄ…ca siÄ™ jÄ™zyka. Å»adnych ograniczeÅ„ w wychodzeniu, wÅ‚asny klucz... Pierwszy list wysÅ‚aÅ‚a dzieÅ„ po przyjeździe. Kocha, tÄ™skni i tak dalej, a wieczorem idzie na dyskotekÄ™. Kolejny po dwóch dniach, w Å›rodÄ™. ZwykÅ‚a kartka z pozdrowieniami. Trzeci w sobotÄ™. TrochÄ™ mnie zaniepokoiÅ‚. PisaÅ‚a tam o swoim nauczycielu, który jÄ… podrywaÅ‚. O tym że na dzisiejszy wieczór zaprosiÅ‚ jÄ… na drinka. Jej gospodyni w prawdzie jÄ… ostrzegaÅ‚a, ale ona napisaÅ‚a „zaprosiÅ‚ mnie przecież na drinka, a nie do łóżkaâ€. Później nastÄ…piÅ‚a dÅ‚uższa przerwa. ZdaÅ‚em egzaminy i z utÄ™sknieniem oczekiwaÅ‚em jej powrotu. NadeszÅ‚a jeszcze jedna kartka, z okazji naszej pierwszej rocznicy, a potem list. DÅ‚ugi, wyczerpujÄ…cy. PeÅ‚en ekscytujÄ…cych momentów i zaskakujÄ…cych zwrotów akcji.
- Czy to ten który czytasz codziennie?
- Tak...to znaczy nie. To jego kserokopia.
14:30
Pierwszy skończył obiad Szczęściarz. Złożył talerze, wytarł usta chusteczką i poszedł do ubikacji chcąc umyć ręce. Nacisnął guzik, lecz drzwi tylko drgnęły i ukazała się mała szparka. Szczęściarz kilkukrotnie nacisnął przycisk, a kiedy to nie dało rezultatu, krzyknął:
- GÅ‚osie, hej GÅ‚osie!!
- Jestem, jestem. Mogę już wysłuchać do końca wspaniałej opowieści.
- Na poczÄ…tek napraw drzwi do kibla.
- Czyżby się zepsuły? Nic nie mogę na to poradzić.
- Dlaczego?
- Niestety ich mechanizm jest zupełnie niezależny
- To co z tego?
- Gdybym chciał wam pomóc musiał bym zejść na dół, czyli ziemię, a to jest raczej niemożliwe. Na razie proponuję poczekać. Może zaraz naprawią się same. Nie zapomnij odstawić talerzy na platformę. Słuchamy dalej.
Przystojniak sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągną znany wszystkim pakuneczek. Wyjął z niego kartki, przez chwilę coś z nich czytał. Potem zgiął je z powrotem i położył obok siebie.
- Na pierwszej stronie, wÅ›ród drobnego maczku jakim pisaÅ‚a, rzucaÅ‚o siÄ™ w oczy wykaligrafowane: „ZDRADZIÅAM CIĘâ€. Potem kilka uwag o sÅ‚aboÅ›ci wÅ‚asnego charakteru i przejÅ›cie do opisu. Byli na drinku, potem on jÄ… odprowadziÅ‚ do domu. Jak zaznaczyÅ‚a „z drobnym przystankiem w parku. Na tej Å‚awce doprowadziÅ‚am go do orgazmuâ€. Koniec cytatu. Suchy, lakoniczny ale jakże treÅ›ciwy. Szkoda wlaÅ›ciwie tylko, że nie dodaÅ‚a, czy zrobiÅ‚a to rÄ™kÄ…, czy ustami.
Przystojniak uśmiechnął się pod nosem, tak jakby świetnie się bawił opowiadaniem własnej historii. Położył się na łóżku i dalej mówił ze wzrokiem utkwionym w spodzie pryczy, na której przedtem spał Kapral.
- PisaÅ‚a, że musi z tym skoÅ„czyć. Po powrocie do domu weszÅ‚a do wanny i chciaÅ‚a zmyć z siebie caÅ‚y brud. Nazajutrz, to jest w niedzielÄ™ zaopatrzyÅ‚a siÄ™ w sÅ‚ownik z wyrazami, których brakowaÅ‚o jej wczeÅ›niej, aby oprzeć siÄ™ jego urokowi i umówiÅ‚a siÄ™ z nim na spotkanie. Niestety w jednym lokalu byÅ‚o za gÅ‚oÅ›no, w innym za dużo znajomych. Z tego drugiego wyszÅ‚a sama i czekaÅ‚a na niego 5, 10, 15 minut, pół godziny. Już, już miaÅ‚a odchodzić, kiedy wyszedÅ‚ on. Sama nie wie, jak to siÄ™ staÅ‚o ale nagle wylÄ…dowali pod jego domem. Zwróćcie uwagÄ™ na słówko “wylÄ…dowaćâ€, do którego zamiÅ‚owanie bÄ™dzie przejawiać i później. Usiedli na kanapce. On puÅ›ciÅ‚ nagrania swoich przyjaciół i poprosiÅ‚, by rozpuÅ›ciÅ‚a wÅ‚osy. Ona stwierdziÅ‚a, że ma potargane i chciaÅ‚aby je uczesać. „Lustro jest na górze, w sypialni†powiedziaÅ‚. Tego, jak znalazÅ‚ siÄ™ tam razem z niÄ…, nie tÅ‚umaczy. Mówi za to: „wiedziaÅ‚am, że muszÄ™ siÄ™ wycofać sprzed lustra jak najdalej od łóżkaâ€. Niestety nie udaÅ‚o siÄ™ jej. „WylÄ…dowaliÅ›my na łóżku. PomyÅ›laÅ‚am że tylko mnie rozbierze i na tym koniecâ€. RozbrajajÄ…ca szczerość, nieprawdaż? „PowiedziaÅ‚am, że nie chcÄ™ mieć dzieci. Wtedy on wyjÄ…Å‚ prezerwatywÄ™â€. NastÄ™pnie pisze, że pan ów miaÅ‚: „ogroooooooomne możliwoÅ›ci†co miaÅ‚o oznaczać, że posiadaÅ‚ dużego ptaka... – Przystojniak zamilkÅ‚ i nie odzywaÅ‚ siÄ™ przez dÅ‚uższÄ… chwilÄ™.
- Co się stało?
- Nic. Dokończę później.
20:25
Aż do wieczora próbowali zrobić coś z drzwiami do ubikacji. Ich wysiłki nie dawały jednak żadnego rezultatu, szpara w drzwiach nie powiększała się. Poświęcili nawet krzesło nieżyjącego Kaprala, usiłując z jego nóg zrobić dźwignię. Nogi złamały się jak zapałki.
Przez caÅ‚y ten czas praktycznie nic nie mówili. Ograniczali siÄ™ tylko do wzajemnych poleceÅ„, kiedy któryÅ› z nich wpadÅ‚ na pomysÅ‚ jak otworzyć drzwi. Potem spacerowali po celi przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ sobie badawczo. W ich wzroku zaczęło czaić siÄ™ pytanie: „Czy już podjÄ™liÅ›cie decyzjÄ™? A jeÅ›li tak, to jakÄ…? SkazaliÅ›cie mnie, czy tego drugiego?â€. Nie wiadomo czemu poczuli, że Å›mierć żoÅ‚nierza ,jakby bardziej przybliżaÅ‚a ich wÅ‚asnÄ….
- Czy podjęliście już decyzję? – Głos chyba czytał w ich myślach. Spojrzeli jeszcze raz po sobie. Mieli już serdecznie dość tego więzienia, lecz nie chcieli się do tego przyznać. A może nie byli pewni, że gdy kogoś wybiorą dwóch pozostałych nie wskaże jego? Woleli nie ryzykować.
- Widzę że nadal trwacie w swym szlachetnym postanowieniu.
- Na razie nie wysłuchaliśmy jeszcze wszystkich zeznań – odezwał się nieśmiało Prorok.
- No cóż, w takim razie nie pozostaje nam nic innego jak wysłuchać dalszego ciągu opowiadania naszego poety. A propos, czy długo jeszcze?
- Długo – odburknął zagadnięty. – Jeśli nie chcesz nie musisz słuchać.
- Nie obrażaj się. Tak tylko pytam. Wysłucham reszty z przyjemnością, zwłaszcza, że i tak nie mam już dziś nic do roboty.
- PosÅ‚uchaj wiÄ™c. SkoÅ„czyÅ‚em bodajże na niedzieli? Potem jest oczywiÅ›cie poniedziaÅ‚ek, ale tego dnia mieli wolne. We wtorek natomiast byli umówieni na kolacjÄ™. SzÅ‚a na niÄ… po raz kolejny z silnym postanowieniem zakoÅ„czenia romansu. „kolacja bardzo mi nie smakowaÅ‚a. Z trudem przeÅ‚ykaÅ‚am każdy kÄ™s. Aha, byÅ‚abym zapomniaÅ‚a. Przed kolacjÄ… oczywiÅ›cie wylÄ…dowaliÅ›my w łóżkuâ€. Któż mógÅ‚by przypuszczać co innego? – tak jak podczas caÅ‚ej opowieÅ›ci w gÅ‚osie Przystojniaka sarkazm mieszaÅ‚ siÄ™ ze zdenerwowaniem. – WziÄ™to ich na jÄ™zyki. Postanowili przerwać spotkania, do niego przyjechaÅ‚a przyjaciółka. Wtedy umówiÅ‚a siÄ™ z nim na mieÅ›cie i powiedziaÅ‚a wreszcie, że to koniec. ByÅ‚a z siebie strasznie dumna i zadowolona. ZresztÄ…, nigdy siÄ™ pewnie nie dowiem, które z nich tak naprawdÄ™ powiedziaÅ‚o „koniecâ€.
- Nie próbowałeś go znaleźć?
- Niestety, zginął kilka lat później, jadąc na motorze – Przystojniak uśmiechnął się do siebie.
- Jak się domyślam nie bez twojej pomocy? – spytał bogacz.
- Czy to ważne?
- To już koniec?
- Ależ skąd. Jak mogłeś przypuszczać, że taki drobiazg mną wstrząśnie. Potem... – przerwał bo siedzący naprzeciwko Prorok wstał i zgiął się z bólu. Aby się nie przewrócić przytrzymał się krzesła. Przystojniak od dłuższego czasu przyglądał mu się uważnie, widząc jak tamten kręci się nie cierpliwie. Początkowo myślał nawet, że nudzi go jego opowieść i chciał mu posłać jakąś złośliwość. – Co ci się stało? – doskoczył do niego. Tamten syknął z bólu i odpowiedział:
- Chcę się, kurwa, odlać. Mam kłopoty z pęcherzem.
Szczęściarz podszedł do ubikacji i nacisnął guzik w ścianie. Ponownie ukazała się tylko mała szpara.
- Nic z tego. CiÄ…gle zepsute.
- Co jest z tymi pieprzonymi drzwiami – Prorok wyprostował się, ale z jego twarzy nie zniknął grymas cierpienia. Niestety nikt mu nie odpowiedział. – Hej, Głosie jesteś tam!!! – znów cisza. – Ty cholerny skurwielu !!! – Prorok stracił panowanie nad sobą. Chwycił okaleczone krzesło Kaprala i rozbił je do końca o podłogę. Z oparciem podszedł do drzwi. Włożył je w szparę i za pomocą tej dźwigni próbował je otworzyć. Drewno złamało się jednak ponownie, a on poleciał pod ścianę. Zerwał się po chwili i gołymi rękoma próbował powiększyć otwór. Przyniosło to jednak taki skutek, że drzwi się zamknęły a Prorok w ostatnim momencie zdołał wyrwać palce. W bezsilnej złości walnął pięścią w przycisk lecz znowu ukazała się jedynie wątła szpara.
- Daj spokój, nic nie wskórasz
- Jak wy możecie tak siedzieć i czekać? Nie rozumiem was.
- Znowu zaczynasz?
- Czy nie widzicie, że ten skurwiel nigdy nas nie wypuści?!
- A co możemy zrobić? – spytał retorycznie Szczęściarz.
- No właśnie – poparł go żigolak. – Włóż siusiaka w tę dziurę i odlej się na posadzkę.
- Jeszcze nie zwariowałem. Żeby mi przycięło.
- Jakby miało co.
- No, no uważaj – zaperzył się Prorok.
- Już się strasznie boję – Przystojniak stanął w wyzywającej pozycji. Prorok chciał na niego ruszyć, ale po pierwszym kroku jedynie się skrzywił.
- Idź lepiej i odpryskaj się za własne łóżko.
- I potem mam tam spać?
- Możesz się przenieść na “górkꆖ zaproponował Przystojniak. - Tylko jak się wyszczasz, to przykryj to potem kocem.