Tekst DZIEŃ 1
był czytany 969 razy
DZIEŃ 1
8.05
Wokół panowały egipskie ciemności. Słychać było jedynie tykanie zegara, które w tej ciszy brzmiały prawie jak strzały z pistoletu. Nagle, w czterech rogach, zapaliły się lampki. Żarówki z początku ledwo się jarzyły, potem zaczęły się robić coraz bardziej białe, jasne, aż w końcu osiągnęły swoją całkowitą moc. Wtedy to, leżący do tej pory nieruchomo, czterej mężczyźni zaczęli się powoli budzić. Podnosili się na łokciach, rozglądali wokoło nieprzytomnym wzrokiem, przecierając ze zdziwienia oczy. Byli w sali, o rozmiarach około pięć na pięć metrów. Wzdłuż trzech ścian stały łóżka, na których leżeli. Jedno z nich było piętrowe, pozostałe dwa pojedyncze. W czwartej ze ścian, z lewej strony, znajdował się prostokąt, przypominający drzwi lecz pozbawiony klamki. Obok, tuż ponad jego wysokością, wisiał zielony zegar, który wskazywał godzinę 8:07. Na środku stał stół z czterema krzesłami, czterema szklankami i jednym dzbankiem, wypełnionym do połowy swojej wysokości jakąś przezroczystą cieczą.
Żaden z nich nie znał drugiego, choć niektóre twarze im coś mówiły. Na przykład ten mężczyzna w dobrze skrojonym garniturze. Mieli wrażenie, że przemykał wielokrotnie przez ekrany telewizorów, podczas wieczornych wiadomości. Albo ten długowłosy, z kilkudniowym zarostem... Jego charakterystyczne, mocno zapadnięte policzki, też już chyba gdzieś kiedyś widzieli.
Milczeli przez chwilę, przyglądając się sobie nawzajem. Pierwszy odezwał się długowłosy:
- Nie będę odpowiadał na żadne...
- Dzień dobry. Witam panów w podziemnym królestwie sprawiedliwości, gdzie, jako jedni z nielicznych, będziecie mogli uczestniczyć za życia w czymś w rodzaju Sądu Ostatecznego. Zwycięzca wygra wycieczkę na lepszy ze światów, przegrani wrócą do ziemskiego piekła – głos wypływał ze ścian i było go tak samo dobrze słychać w każdym miejscu.
- Kim jesteś, do diabła?!
- Och, cóż to za słowa? I to z ust człowieka, który chciał zaprowadzić całą ludzkość prosto do Boga – śmiech trwał jedynie kilka sekund. – Czy to ważne kim jestem? Mógłbym powiedzieć, że jestem, który jestem, ale to była by już nadmierna pycha. Możecie mnie nazywać Głosem.
- Co to wszystko ma znaczyć? – siwy mężczyzna wygładził ubranie, tak jakby miał zaraz stanąć przed kamerami.
- Powoli, powoli. Wszystko po kolei. Może najpierw zacznÄ™ od przedstawienia panów sobie nawzajem. Nie bÄ™dÄ™ używaÅ‚ przy tym imion i nazwisk, a jedynie przezwisk, czy też pseudonimów, pod jakimi panowie funkcjonujecie w życiu codziennym. ZacznÄ™ może od najstarszego, który zadaÅ‚ mi ostatnie pytanie. To Szczęściarz, znany przedsiÄ™biorca ze wszystkich możliwych dziedzin, choć dorabiać siÄ™ zaczynaÅ‚ w branży okrÄ™towej. Nieprzyzwoicie bogaty, oficjalnie multimilioner, nieoficjalnie miliarder. Możecie go panowie znać z gazet lub telewizji. Pan, który nie chciaÅ‚ odpowiadać na żadne pytania, to Prorok, przywódca sekty Ostatecznego Szczęścia, zdelegalizowanej kilka lat temu. Przed tym, zanim siÄ™ tu znalazÅ‚, „cierpiaÅ‚ za milionyâ€, czyli musiaÅ‚ uciekać przed swoimi dawnymi wyznawcami, rozczarownymi jego religijnymi wizjami. Kolejny dżentelmen to Przystojniak. Wiem, nie wyglÄ…da, ale nie na wyglÄ…dzie polegaÅ‚a jego mÄ™ska siÅ‚a. Typowy Å‚amacz serc, utrzymywaÅ‚ siÄ™ głównie z dotacji od szczodrych paÅ„. Czasem, dla dodatkowego zarobku wysyÅ‚aÅ‚ te, które najbardziej zubożyÅ‚, do znajomych burdeli. I wreszcie ostatni, to Kapral. ByÅ‚y komandos, potem wychowawca poborowych, wreszcie emeryt. Powodem tej degradacji byÅ‚a pompka z lewej strony, która nie wytrzymaÅ‚a ciÅ›nienia przeżyć. Skoro siÄ™ już panowie znajÄ…, to możecie sobie podać rÄ™ce.
- Niby po co? – spytał Kapral.
- Choćby po to, żeby się przywitać. Lub też po to, żeby się połączyć, albowiem czeka was wspólna niewola...
- Jak to, niewola? Pan oszalał, czy co? Ja jutro mam spotkanie z ministrem, a pojutrze muszę być na...
- Drogi panie, powinien być pan zadowolony, jeśli kiedykolwiek uda się panu spotkać ministra – Głos złowieszczo zawiesił się, jakby oczekując wrażenia, jakie wywoła na słuchających. A było ono rzeczywiście niemałe. Szczęściarz poluźnił niedawno poprawiony krawat. Przystojniak odpiął guzik pod szyją. Prorok zbladł, Kapral wyjął z kieszeni jakąś buteleczkę, odkręcił korek, wysypał na rękę dwie pastylki i szybko połknął. – Zresztą nie wiadomo, czy dzięki pana długowłosemu towarzyszowi, nasz kochany minister pozostanie na swoim stanowisku. Kontynując moją poprzednią myśl. Czeka was wspólna niewola, która musi być zakończona decyzją. Tą decyzją będzie wyrok, wydany na któregoś z was.
- A jaka będzie kara?
- Śmierć.
9:00
Punktualnie o dziewiątej z sufitu zjechało śniadanie. Ogromna taca z jedzeniem i dzbankiem stała na platformie, opuszczonej na stalowych pretach. Lśniły one od oleju, jakby chcąc od razu ostrzec śmiałka, który usiłowałby się po nich wspiąć. Wysiłek ten z pewnością byłby daremny.
Głos kazał Przystojniakowi wziąć tacę i położyć ją na stole. Platforma z powrotem powędrowała do góry.
Przystojniak przekroił bułkę na pół, posmarował ją masłem, a następnie dżemem. Nalał sobie do filiżanki herbaty i zapytał nieco retorycznie:
- Czy ktoÅ› wie, o co tutaj chodzi?
Odpowiedziało mu głuche milczenie. Znali się zaledwie godzinę i żaden z nich nie miał pewności, czy pozostali nie są wspólnikami Głosu. A może trafili przypadkiem do jakiegoś nowego programu telewizyjnego? Może to tylko jakieś absurdalne połączenie „Ukrytej kamery†i „Big Brothera� Oglądają ich miliony ludzi i śmieją się z ich niepewności. Lepiej się nie wychylać.
Podchodzili po kolei do stołu, próbując sprawiać wrażenie, że nic się nie stało. Usiłowali coś zjeść, ale widać było, że nie grzeszyli apetytem. Kiedy skończyli odezwał się Głos:
- Jak panom smakowało? Gdyby przypadkiem pojawiły się jakieś niestrawności, to ubikacja znajduje się obok zegara. Należy nacisnąć ten mały, zielony przycisk. Wewnątrz jest drugi, za pomocą którego, można się oddzielić od świata. Po tym, jak panowie załatwią swoje potrzeby fizjologiczne, przystąpię do dalszego ciągu mojej opowieści.
- Po co ją pan w ogóle przerwał?
- Jak już wspomniałem pan Kapral ma słabe serce i mógłby nie wytrzymać na raz takiego seansu. A przecież nikt mu tego nie życzy. Przynajmniej na razie.
- Jak to na razie? – zdziwił się Kapral.
- Do usłyszenia za pół godziny.
Kapral nerwowo spojrzał na pozostałych, ale ich twarze świadczyły, że rozumieją z tego tyle samo, co on.
10:20
- Przepraszam za drobne spóźnienie, ale zatrzymały mnie ważne obowiązki zawodowe. Proszę żeby panowie wygodnie usiedli na swoich tapczanach., a pan Kapral niech sobie naszykuje, niezbędną przy większych wzruszeniach, porcję lekarstwa. Czy już mogę zaczynać? A więc uwaga. Proszę byście panowie nie przerywali mi, aż skończę. Wtedy bowiem przerwę swoją opowieść i zacznę od początku. I tak do skutku. Czy się rozumiemy?
Odruchowo kiwnęli głowami, choć nie byli pewni czy Głos ich tylko słyszy, czy również widzi.
- Sprowadziłem tu panów, aby odbyć nad nimi swego rodzaju sąd. Każdy z was wyrządził mi kiedyś krzywdę, która spowodowała, że staczałem się coraz niżej, po równi pochyłej życia. Na pewno mnie nie pamiętacie, bo taką samą krzywdę wyrządziliście dziesiątkom, a może nawet setkom innych, niewinnych ludzi. Czasem któryś z was stawał nawet za to przed sądem lecz żadna ze spraw nie zakończyła się sprawiedliwym wyrokiem. Nasze sądownictwo jest zbyt niedoskonałe, żeby można było was skazać, więc ja podjąłem się je zastąpić. Karą za to, co zrobiliście, będzie śmierć.
Głos był efekciarzem. Tak jak uprzednio, po tym słowie zawiesił się. Tym razem jednak tylko na pare sekund.
- Jednak być może nie zasługujecie wszyscy na ten wyrok, a jedynie suma waszych win wymaga takiej kary. Win zapewne nierównych, ale nie mnie to oceniać. Dlatego nie zabiję każdego z was, lecz tylko jednego. Pozostałym dam szansę poprawy. Jeśli ją wykorzystają, tym lepiej dla nich, jeśli nie – być może ponownie ich wezwę przed swoje oblicze. To tyle na razie. Czy mają panowie jakieś pytania?
- Jak wybierzesz spośród nas tego, którego zabijesz?
- Ach, racja. Byłbym zapomniał. To nie ja go wybiorę, lecz wy sami. Trzech z was wybierze spośród siebie czwartego. Będziecie głosować. Możecie być tylko za. Nie można być przeciw, jak i wstrzymywać się od głosu. Obiad zjedzie do panów punktualnie o godzinie 14:00.
14:30
Po skończonym posiłku załadowali naczynia na platformę i rozeszli się każdy w swój kąt.
- Czy smakowało panom? Widzę, że wciąż jesteście nie ufni wobec siebie. Nie jesteście pewni, czy tych trzech nie zostało wynajętych przez waszych wrogów, żeby was pognębić? Typowe.
Kapral wstał i przemaszerował przez pokój, z rękoma założonymi do tyłu. Rzucał niespokojne spojrzenia na pozostałych towarzyszy, którzy zajęli się swoimi sprawami. Prorok czesał włosy, Szczęściarz poprawiał łóżko, a Przystojniak czytał jakieś listy, wyjęte z zanadrza marynarki. Żołnierz zatrzymał się na środku sali.
- Czyżby pana coś męczyło, Kapralu?
- Posłuchaj ty...
- GÅ‚osie.
- Posłuchaj, Głosie. Może byś nam wreszcie powiedział, co takiego ci zrobiliśmy?
- Czy to ważne? Już mówiłem, że zrobiliście to samo wielu innym ludziom.
- Ale gdybyśmy wiedzieli, co to jest – nie poddawał się Kapral – moglibyśmy łatwiej osądzić, który z nas bardziej zasłużył na śmieć.
Słowa Kaprala wywołały poruszenie. Prorok odłożył grzebień, Przystojniak przestał czytać.
- Tak, tak panowie, oto zdanie człowieka, który niejednokrotnie obcował ze śmiercią i nie wywołuje ona na nim takiego wrażenia, jak na was. No, ale cóż, trudno to mu mieć za złe. Takie życie.
- Odpowiesz, czy nie?
- Tak, chociaż nie sądzę, aby ci chodziło – Głos po raz pierwszy przeszedł na „ty†– o ustalenie najbardziej winnego, lecz o to, kim jestem. Lecz mogę, bez obaw, powiedzieć jaką krzywdę mi wyrządziliście, bo będzie ona tak bliźniaczo podobna do innych, że i tak mnie nie rozpoznacie. Zacznijmy więc od początku. Gdy byłem młodym chłopcem, patriotyzm rozsadzał mi serce. Zaraz po skończeniu studiów zgłosiłem się do wojska, co jest ewenementem, ale ja chciałem wypełnić mój obywatelski obowiązek. Na mojej drodze stanął jednak Kapral, sfrustrowany z powodu przeniesienia go z komandosów do szkolenia młodych kotów. Tę frustrację odbijał sobie na nas, w sposób tak skuteczny, że jeden z moich kolegów powiesił się. To ja znalazłem go jako pierwszy łazience. Zwymiotowałem, później straciłem przytomność. Ocknąłem się dopiero po paru minutach. Przestraszyłem się, że mogę ponieść jakieś konsekwencje i, nic nikomu nie mówiąc, wróciłem do swojego pokoju. Potem Kapral był sądzony, ale ojczyzna uznała, że jest niewinny. Przenieśli go do innej jednostki, a po podobnym wypadku, wykopali na emeryturę.
Głos zrobił krótką pauzę
- Po wyjściu z wojska poznałem młodą i sympatyczną dziewczynę, z którą jakiś czas potem ożeniłem się. Byliśmy szczęśliwym i dobrze dobranym małżeństwem. Prowadziliśmy wspólnie niewielki interes, który w prawdzie nie przynosił kokosów, ale na solidne utrzymanie spokojnie wystarczał. Nasza idylla nie trwała jednak długo. Moja żona zaczęła gdzieś wychodzić podczas pracy, nagle wyjeżdżać, tłumacząc swoją nieobecność spotkaniami z dawno nie widzianymi koleżankami. Wreszcie któregoś dnia znikła na dobre. Co gorsza, niestety nie sama. Wraz z nią ulotniło się nasze konto w banku, a nawet dwa konta, bo tyle pożyczyła stamtąd pieniędzy. Ledwie udało mi się uniknąć bankructwa. Ona wróciła po trzech tygodniach skruszona i spłukana., bez grosza przy duszy. Jak się panowie zapewne domyślają, to zasługa naszego drogiego Przystojniaka. – wszyscy spojrzeli na bawidamka. – Przyjąłem ją z powrotem pod swój dach, pozostając na wszelki wypadek jedynym dysponentem konta naszej firmy. Gdy się zorientowała, że nie mam zamiaru zmienić tego stanu rzeczy, znikła ponownie. Tym razem na dobre. Wszelki słuch o niej zaginął. Być może znalazła ciepłą przystań w jakimś domu publicznym, a może ułożyła sobie życie z kimś, kto nie wiedział, do czego jest zdolna. Kiedy już wydawało się, że zebrałem się do kupy, nadszedł czas spłaty długów, zaciągniętych dla ratowania firmy. Nie miałbym z tym większych kłopotów, gdyby nie machlojki pana Szczęściarza. Mój interes wkrótce znalazł się w jego rękach. Stanowił wtedy zaledwie tysięczną część jego fortuny lecz to nie przeszkodziło mu, by użyć wszelkich dostępnych sposobów, aby go przejąć. Dla niego było to po prostu kolejne wyzwanie, dla mnie dorobek całego życia. Załamany i zrozpaczony postanowiłem zwrócić się ku Bogu. Wybrałem jednak kiepskiego pośrednika. Prorok zostawił mnie na lodzie, razem z setkami swoich wyznawców. Wprawdzie nie zabrał mi pieniędzy, bo już ich wtedy nie miałem, ale pozbawił mnie czegoś znacznie bardziej wartościowego. Nadziei.
- I od tego czasu dyszałeś chęcią zemsty?
- Ależ skąd. Stwierdziłem, że mogę tylko liczyć na siebie i nie powinienem się przejmować innymi.
- Więc po co to wszystko?
- Bo kiedy zebrałem odpowiedni kapitał, postanowiłem dać wam nauczkę. Do zobaczenia przy kolacji.
- Poczekaj – Przystojniak podniósł się z tapczanu. – Powiedz, jak długo zamierzasz nas tu trzymać?
- Czyżbyś się obawiał, że spóźnisz się na randkę? – Głos coraz częściej mówił w sposób bezpośredni, sprawiając wrażenie, że puszczają mu nerwy – A odpowiadając na pytanie. To proste. Aż do skutku.
- Ile czasu chcesz czekać na ten skutek?
- Dzisiaj jest poniedziałek. W niedzielę lubię odpoczywać, a więc musicie wybrać do soboty wieczór.
- A jeśli nie wybierzemy? – spytał Prorok.
- Wybierzecie. Zapewniam was, że wybierzecie.
16:00
Nie odzywali się do siebie. Siedzieli tylko na łóżkach, bezmyślnie wpatrując się w ścianę, lub w sufit. Ewentualnie chodzili w tę i z powrotem. Pięć kroków do przodu, pięć do tyłu, trzy w lewo, trzy w prawo. Milczenie przerwał Przystojniak, powtarzając pytanie, które zadał już parę godzin temu.
- Czy ktoÅ› z was wie, o co tutaj chodzi?
Tak, jak poprzednio, z początku nikt się nie odezwał. Potem jednak wstał Szczęściarz i, odchrząknąwszy, zaczął mówić:
- Jedno jest pewne. Mamy do czynienia z wariatem, który wmówiÅ‚ sobie, że go skrzywdziliÅ›my i postanowiÅ‚ siÄ™ na nas zemÅ›cić. UbzduraÅ‚ sobie przy tym, że jako ludzie mali i podli, pomożemy mu w tym, przeznaczajÄ…c jednego z nas na „miÄ™so armatnie â€, używajÄ…c terminologii wojskowej.
- I tylko po to, żeby nas bardziej upodlić, wymyślił cały ten spektakl? – zapytał z powątpiewaniem Kapral.
- Głównie pewnie po to. Jako czÅ‚owiek niezrównoważony psychicznie, chciaÅ‚ stać siÄ™ dla nas Bogiem, sÄ™dziÄ… ostatecznym. Przecież nawet przedstawiÅ‚ siÄ™ w ten sposób: „jestem, który jestem â€. Niemal tak jak Jahwe każe wybrać nam ofiarÄ™. Choć myÅ›lÄ™, że każąc nam to zrobić, chcÄ™ również zabezpieczyć siÄ™ na przyszÅ‚ość.
- To znaczy? – zainteresował się Prorok.
- Proste. Gdy wydamy wyrok na któregoś z nas, staniemy się niejako współwinni. Ci, którzy wyjdą stąd żywi, będą zainteresowani, żeby informacja o tym, co tu zaszło, nie przedostała się do wiadomości organów ścigania. W ten sposób utrudni nam poszukiwanie swojej osoby.
- Więc myśli pan, że ma zamiar wypuścić nas stąd?
- Raczej tak.
- Dlaczego?
- Gdy znika jedna osoba, można jakoś to ukryć, ale gdy cztery zapadają się pod ziemię, to już gorzej.
Kapral z Przystojniakiem pokiwali głowami ze zrozumieniem. Tak, racja. Tylko Prorok uśmiechał się złośliwie.
- A nasz pan Szczęściarz wierzy niezłomnie, że jest tylko ozdobą.
- Jak to?
- Tak to. Myśli, iż jeśli nawet jego skażemy, to nasz tajemniczy Głos nie odważy się go zabić, bo właśnie jego śmierć najtrudniej byłoby ukryć.
- No wie pan, co mi pan insynuuje, że ja... że może... jeszcze, że ja to wszystko...
- Kto wie. Mnie od kilku lat ściga pewna organizacja, która, nie wiadomo skąd, bierze pieniądze. Pan mógłby bez trudu sfinansować ich akcje.
- Też coś – pogardliwie wydął wargi. – Niby nie mam na co wydawać pieniędzy, tylko na szukanie jakiegoś pomyleńca.
Prorokowi niebezpiecznie zaświeciły się oczy.
- Może wśród moich wyznawców był ktoś bliski...
- Jedyną bliską mi osobą jest moja córka, a ona nigdy nie uwierzy żadnemu cwaniaczkowi.
- Panowie, uspokójcie się – przerwał rodzącą się kłótnię Kapral. – Przecież jemu tylko o to chodzi, żebyśmy sobie skoczyli do gardeł.
Spokojny głos Kaprala i to, co powiedział, ostudziły nieco obydwu jego towarzyszy. Choć spędzili ze sobą ledwo parę godzin, to już zdążyli się pokłócić i gdyby przed chwilą Głos zapytał ich czyjej chcą śmierci, bez zastanowienia wskazaliby jeden na drugiego. Żaden nie chciał się do tego jednak przyznać i złość, która się w nich pojawiła, zdławili wewnątrz. Chcąc ostatecznie rozładować sytuację Kapral dodał:
- To prawda, że śmierć pana Szczęściarza najtrudniej byłoby ukryć, co teoretycznie daje mu największe szansę na przeżycie. Lecz jednocześnie najtrudniej ukryć jego nieobecność w ogóle. Nie wiem, jak w waszym przypadku, ale o mnie, w ciągu najbliższego tygodnia, nie upomni się pies z kulawą nogą.
- To fakt – przytaknął Przystojniak – o mnie też raczej nie.
- No właśnie - ożywił się Szczęściarz – mnie już na pewno szukają. Mój sekretarz dawno zawiadomił policję, a poza tym moja ochrona...
- Pańska ochrona nie ustrzegła pana przed dostaniem się tutaj – zgasił go Kapral, nie chcąc, by którykolwiek z pozostałych więźniów, wybił się przed niego. – Wolę liczyć na sfery rządowe, którym pańskie zniknięcie będzie bardzo nie na rękę.
Te słowa zasiały w duszy Szczęściarza odrobinę niepokoju. Rząd. To prawda, jego transakcje były ważną częścią gospodarki narodowej i wyraźnie przyczyniały się do wzrostu produktu krajowego brutto. Był ważnym partnerem w negocjacjach gabinetu z przedsiębiorcami. Jednak ostatnie przetasowania przesunęły Radę Ministrów w lewą stronę sceny politycznej i czyniły z niego trudnego rozmówcę. Wprawdzie miał jeszcze wielu przyjaciół, lecz te przyjaźnie nie miały obecnie tak silnego przełożenia na policję. Zwłaszcza, że odpowiedni minister, kandydujący w tych wyborach na stanowisko prezydenta, musiał obecnie dystansować się od zbytniej przyjaźni z nim. A właśnie, minister...
- Co Głos miał na myśli mówiąc, że przez pana minister może stracić posadę?
- A co to pana obchodzi? – odburknął niegrzecznie Prorok.
- Obchodzi to nas wszystkich. Minister mógłby bardzo pomóc w odszukaniu nas.
- No, to jeśli nie zrobi tego do czwartku, to potem już nie będzie miał okazji.
- Dlaczego?
- Nie tylko pan przyjaźnił się z ministrem. Tylko w przeciwieństwie do pana ja byłem ubezpieczony od tej przyjaźni. I teraz bardziej moja polisa sprawia, że szuka nas policja w całym kraju – Prorok zdjął z włosów frotkę i rozpuścił je – I co, łyso teraz panu, panie ważniaku? Jeśli nie uchroniła pana własna ochrona ...
- No cóż, byłem po prostu nieostrożny i pojechałem na spacer bez ochrony. Ale teraz moja córka na pewno wynajmie najlepszych detektywów, którzy bez trudu nas znajdą.
- Tak bardzo wierzy pan w siłę pieniądza? – uśmiechnął się ironicznie Przystojniak.
- Oczywiście. A pan nie? Wydawało mi się, że to najbardziej interesowało pana w kobietach – głos Szczęściarza pełen był politowania.
- Interesowało mnie co innego.
- Więc po co je pan brał?
- Kobiety, czy pieniÄ…dze?
- Oczywiście, że pieniądze.
- Pieniądze nie były dla mnie celem, tylko narzędziem, które...
Przerwał mu chichot Proroka, stojącego przed lustrem w ubikacji i rozczesującego swoje długie, potargane włosy. Chichot powoli wzrastał, by po chwili przejść w spazmatyczny śmiech. Pozostali patrzyli na niego z przerażeniem, nie wiedząc, co się dzieje. Wreszcie odezwał się Kapral:
- Co się panu stało? – podszedł do Proroka i potrząsnął go za ramię – Zwariował pan, czy co?
- Nie, nie zwariowałem – odpowiedział Prorok dusząc śmiech. – Przypomniało mi się po prostu, co powiedziałem parę minut temu o Szczęściarzu.
- I co z tego?
- Nic, pomyślałem, że to bzdura. – podszedł do nic nie rozumiejącego bogacza i wyciągną do niego rękę – Przepraszam.
- Nic nie szkodzi – przedsiębiorca mechanicznie uścisną jego dłoń.
- Ale dlaczego się śmiałeś? – nie ustępował Kapral.
- Bo się ucieszyłem.
- Z czego?
- Stwierdziłem, że on wcale nie ma większych szans na przeżycie. A nawet wręcz przeciwnie, bo tylko on dzięki swoim pieniądzom mógłby znaleźć naszego oprawcę i odpłacić mu za ten sąd.
19:00
- Dobry wieczór panom – Głos był najwyraźniej w dobrym humorze. – Jak minął dzień? Widzę, że nie jesteście nadzwyczaj zadowoleni. Mam nadzieję, że pyszna kolacja poprawi wasze nastroje. Radziłbym spożyć ten posiłek w całości.
- Dlaczego?
- Bo to ostatnie tak sute menu. Zapomniałem wam powiedzieć, że od jutra, wasze porcje każdego dnia będą zmniejszane.
- Ty draniu! – wrzasnął Kapral. – Chcesz na zagłodzić na śmierć!
- Ależ skąd. Nawet przy tej ilości jedzenia, każdy z was bez przeszkód wytrzyma do soboty. Głód jedynie pozwoli wam podjąć decyzję. Głód zbliża nas bardzo do zwierząt i wyzwala pierwotne instynkty. One i tak by w końcu wzięły górę, ale ja nie mam aż tyle czasu. Smacznego.
Kolacja minęła w absolutnej ciszy. Nie słychać było nawet mlaskania i uderzania sztućców o talerze i stół. Jedynym dźwiękiem pozostawało miarowe tykanie zegara. W przeciwieństwie do śniadania i obiadu, na obrusie nie pozostał najmniejszy okruch.
- I co teraz? – zapytał retorycznie Prorok.
- Skąd mamy wiedzieć? – uśmiechną się złośliwie Szczęściarz. – Przecież to pan ma dar przewidywania przyszłości.
- Teraz musimy odbyć naradę - zdecydował żołnierz.
- JakÄ… naradÄ™? Po co?
- Żeby zastanowić się, co powinniśmy zrobić.
- A co możemy zrobić? Tylko czekać.
- Właśnie tego nie wolno nam robić. – Kapral wstał, złożył ręce do tyłu i przespacerował się przez celę.– Powinniśmy dać mu jasno do zrozumienia, że się nie poddamy i nie wybierzemy nikogo pośród nas. Przecież w końcu sześć dni to nie jest tak dużo.
- A pan naprawdę myśli, że on nas wypuści? – powątpiewał Prorok.
- Tak wÅ‚aÅ›nie myÅ›lÄ™ – wspiaÅ‚ siÄ™ na swoje łóżko gdyż zajmowaÅ‚ “piÄ™terkoâ€. – To wprawdzie wariat, ale z zasadami. WiÄ™c co panowie sÄ…dzÄ… o wydaniu wspólnej deklaracji? Może pan? – spojrzaÅ‚ na dół, gdzie leżaÅ‚ Przystojniak, który chciaÅ‚ otworzyć kopertÄ™, wyjÄ™tÄ… z wewnÄ™trznej kieszeni marynarki.
- Ja właściwie nie wiem... – zagadnięty nieprzytomnie rozejrzał się.
- Co się panu stało?
- Nic – Przystojniak wrócił do rzeczywistości. – A o czym była mowa?
- O wspólnej deklaracji, w której dalibyśmy temu psychopacie jasno do zrozumienia, że nie zamierzamy ulec jego mani prześladowczej. Co pan o tym sądzi?
- To chyba bez sensu.
- Czemu? – zdziwił się Kapral.
- Bo to człowiek wykształcony. Jestem pewien, że jeśli nawet nie wzorował się bezpośrednio na „ Wizycie starszej pani †Durenmata, to i tak ją zna...
- A co to ma do rzeczy? – tym razem zdziwił się Prorok.
- Oj, widzę poważne luki w wykształceniu. Czyżby pan nie znał tego dramatu?
- Tak jakoś się nie złożyło...
- Pozwolę więc go sobie pokrótce streścić. W małym miasteczku dziewczynę w ciąży opuszcza pewien niegodziwiec. Ona zostaje później najbogatszą kobietą świata i przy pomocy swoich pieniędzy doprowadza owo miasteczko na skraj bankructwa. Potem przyjeżdża do niego i obiecuje miliard funtów w zamian za drobną przysługę. Mieszkańcy mają ni mniej, ni więcej, zamordować owego niegodziwca, który jest powszechnie szanowanym obywatelem. Oburzeni mieszkańcy odmawiają, wyrażając głośno oburzenie, ale i tak w końcu doprowadzają do żądanej śmierci.
- Podziwiam pańską domyślność – odezwał się nagle Głos. – Daje o sobie znać humanistyczne wykształcenie. To prawda, w jakimś sensie korzystałem z tego pierwowzoru i zapewniam, że żadne słowa nie przekonają mnie do rezygnacji z moich planów.
- Pan nas cały czas podsłuchuje – oburzył się Kapral.
- Ależ skąd. Oprócz sprawowania tej swoistej kurateli nad wami, muszę załatwić jeszcze mnóstwo spraw.
- Pan jest wariatem.
- UlegÅ‚ pan, drogi Proroku, zewnÄ™trznym pozorom. Wielu ludzi, którzy obserwowali pana u szczytu sÅ‚awy, mogÅ‚o powiedzieć o panu dokÅ‚adnie to samo. A przecież obydwaj doskonale wiemy, że byÅ‚ pan w swoich dziaÅ‚aniach, jak najbardziej racjonalny. Można nas porównać do Salvadora Dali, uważanego przez wszystkich za szaleÅ„ca, który tak mówiÅ‚ o sobie: â€jedyna różnica miÄ™dzy mnÄ…, a wariatem jest taka, że ja wariatem nie jestem â€.
- Dobrze, dobrze, niech się pan tak tutaj nie wymądrza – skrzywił się Prorok. – Niech pan nam lepiej powie, po co nas pan ponownie zaszczycił swoją, że tak powiem, metafizyczną obecnością.
- Chciałem się tylko zapytać, czy panowie podjęli już konkretną decyzję, ale widzę, że zgodnie z moimi przypuszczeniami, na razie nie.
- Owszem, jeszcze nie – obwieścił tryumfalnie Szczęściarz.
- Przyznam się szczerze, że i tak nie spodziewałem się raczej żadnych rozwiązań przed środą....
Głos nagle wyłączył się. Więźniowie przez chwilę zastygli w bezruchu, po czym zaczęli się rozglądać wokoło z niepokojem. Co się mogło stać? Czyżby Głos zmienił nagle swoje plany i chciał ich zabić już teraz? Nie, to niemożliwe, jeszcze nie zdążył nacieszyć się swoim spektaklem.
- Przepraszam za ten moment niepewności – odezwał się ponownie Głos – ale musiałem załatwić na górze pewien pilny drobiazg. Tak jak już mówiłem, nie spodziewałem się żadnych rozwiązań przed środą, dlatego też nie czuję się wcale rozczarowany. Jeśli nie mają panowie do mnie jakiś pytań, pożegnam was do jutra. Słońce w waszej celi zachodzi o dziesiątej, a wschodzi o ósmej. Radziłbym zabrać się za wieczorną toaletę.
W ubikacji, znajdował się zlew, w którym dopełnili wieczornych ablucji, a następnie pozbyli się ubrania. Najwięcej czasu zabrało to żołnierzowi, który składał precyzyjnie każdą część garderoby. Nawet skarpetki dokładnie zrolował zanim wsadził do butów. Nie mógł też ukryć oburzenia, jakie wywołała w nim postawa Przystojniaka, który niedbale rozrzucił garderobę przy krześle. Przyglądał mu się dłuższą chwilę, aż tamten zapytał.
- Podobam siÄ™ panu?
Kapral ze złością odwrócił się do niego plecami.
- No, niech się pan nie gniewa, żartowałem tylko – żołnierz nie zareagował na jego przeprosiny.
Punktualnie o 22:00 żarówki zaczęły gasnąć. Minutę później wszystko pogrążyło się w kompletnych ciemnościach. Równe oddechy nie wypełniły jednak celi, a ciszę przerywał co chwilę dźwięk przękręcania się na drugi bok. Dopiero po pólnocy dało się słyszeć chrapanie Kaprala. Nikt nie próbował mu jednak przerywać, bo dźwięk ten działał na nich w dziwnie kojący sposób. Wkrótce potem wszyscy zasnęli.