Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
40081 osoby czytały to 542573 razy. Teraz jest 37 osób
      37 użytkowników on-line
     Tekst DZIEŃ 1
     był czytany 969 razy

DZIEŃ 1

   
   8.05
   
   Wokół panowaÅ‚y egipskie ciemnoÅ›ci. SÅ‚ychać byÅ‚o jedynie tykanie zegara, które w tej ciszy brzmiaÅ‚y prawie jak strzaÅ‚y z pistoletu. Nagle, w czterech rogach, zapaliÅ‚y siÄ™ lampki. Å»arówki z poczÄ…tku ledwo siÄ™ jarzyÅ‚y, potem zaczęły siÄ™ robić coraz bardziej biaÅ‚e, jasne, aż w koÅ„cu osiÄ…gnęły swojÄ… caÅ‚kowitÄ… moc. Wtedy to, leżący do tej pory nieruchomo, czterej mężczyźni zaczÄ™li siÄ™ powoli budzić. Podnosili siÄ™ na Å‚okciach, rozglÄ…dali wokoÅ‚o nieprzytomnym wzrokiem, przecierajÄ…c ze zdziwienia oczy. Byli w sali, o rozmiarach okoÅ‚o pięć na pięć metrów. WzdÅ‚uż trzech Å›cian staÅ‚y łóżka, na których leżeli. Jedno z nich byÅ‚o piÄ™trowe, pozostaÅ‚e dwa pojedyncze. W czwartej ze Å›cian, z lewej strony, znajdowaÅ‚ siÄ™ prostokÄ…t, przypominajÄ…cy drzwi lecz pozbawiony klamki. Obok, tuż ponad jego wysokoÅ›ciÄ…, wisiaÅ‚ zielony zegar, który wskazywaÅ‚ godzinÄ™ 8:07. Na Å›rodku staÅ‚ stół z czterema krzesÅ‚ami, czterema szklankami i jednym dzbankiem, wypeÅ‚nionym do poÅ‚owy swojej wysokoÅ›ci jakÄ…Å› przezroczystÄ… cieczÄ….
   Å»aden z nich nie znaÅ‚ drugiego, choć niektóre twarze im coÅ› mówiÅ‚y. Na przykÅ‚ad ten mężczyzna w dobrze skrojonym garniturze. Mieli wrażenie, że przemykaÅ‚ wielokrotnie przez ekrany telewizorów, podczas wieczornych wiadomoÅ›ci. Albo ten dÅ‚ugowÅ‚osy, z kilkudniowym zarostem... Jego charakterystyczne, mocno zapadniÄ™te policzki, też już chyba gdzieÅ› kiedyÅ› widzieli.
   Milczeli przez chwilÄ™, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ sobie nawzajem. Pierwszy odezwaÅ‚ siÄ™ dÅ‚ugowÅ‚osy:
   - Nie bÄ™dÄ™ odpowiadaÅ‚ na żadne...
   - DzieÅ„ dobry. Witam panów w podziemnym królestwie sprawiedliwoÅ›ci, gdzie, jako jedni z nielicznych, bÄ™dziecie mogli uczestniczyć za życia w czymÅ› w rodzaju SÄ…du Ostatecznego. ZwyciÄ™zca wygra wycieczkÄ™ na lepszy ze Å›wiatów, przegrani wrócÄ… do ziemskiego piekÅ‚a – gÅ‚os wypÅ‚ywaÅ‚ ze Å›cian i byÅ‚o go tak samo dobrze sÅ‚ychać w każdym miejscu.
   - Kim jesteÅ›, do diabÅ‚a?!
   - Och, cóż to za sÅ‚owa? I to z ust czÅ‚owieka, który chciaÅ‚ zaprowadzić caÅ‚Ä… ludzkość prosto do Boga – Å›miech trwaÅ‚ jedynie kilka sekund. – Czy to ważne kim jestem? MógÅ‚bym powiedzieć, że jestem, który jestem, ale to byÅ‚a by już nadmierna pycha. Możecie mnie nazywać GÅ‚osem.
   - Co to wszystko ma znaczyć? – siwy mężczyzna wygÅ‚adziÅ‚ ubranie, tak jakby miaÅ‚ zaraz stanąć przed kamerami.
   - Powoli, powoli. Wszystko po kolei. Może najpierw zacznÄ™ od przedstawienia panów sobie nawzajem. Nie bÄ™dÄ™ używaÅ‚ przy tym imion i nazwisk, a jedynie przezwisk, czy też pseudonimów, pod jakimi panowie funkcjonujecie w życiu codziennym. ZacznÄ™ może od najstarszego, który zadaÅ‚ mi ostatnie pytanie. To Szczęściarz, znany przedsiÄ™biorca ze wszystkich możliwych dziedzin, choć dorabiać siÄ™ zaczynaÅ‚ w branży okrÄ™towej. Nieprzyzwoicie bogaty, oficjalnie multimilioner, nieoficjalnie miliarder. Możecie go panowie znać z gazet lub telewizji. Pan, który nie chciaÅ‚ odpowiadać na żadne pytania, to Prorok, przywódca sekty Ostatecznego Szczęścia, zdelegalizowanej kilka lat temu. Przed tym, zanim siÄ™ tu znalazÅ‚, „cierpiaÅ‚ za miliony”, czyli musiaÅ‚ uciekać przed swoimi dawnymi wyznawcami, rozczarownymi jego religijnymi wizjami. Kolejny dżentelmen to Przystojniak. Wiem, nie wyglÄ…da, ale nie na wyglÄ…dzie polegaÅ‚a jego mÄ™ska siÅ‚a. Typowy Å‚amacz serc, utrzymywaÅ‚ siÄ™ głównie z dotacji od szczodrych paÅ„. Czasem, dla dodatkowego zarobku wysyÅ‚aÅ‚ te, które najbardziej zubożyÅ‚, do znajomych burdeli. I wreszcie ostatni, to Kapral. ByÅ‚y komandos, potem wychowawca poborowych, wreszcie emeryt. Powodem tej degradacji byÅ‚a pompka z lewej strony, która nie wytrzymaÅ‚a ciÅ›nienia przeżyć. Skoro siÄ™ już panowie znajÄ…, to możecie sobie podać rÄ™ce.
   - Niby po co? – spytaÅ‚ Kapral.
   - Choćby po to, żeby siÄ™ przywitać. Lub też po to, żeby siÄ™ poÅ‚Ä…czyć, albowiem czeka was wspólna niewola...
   - Jak to, niewola? Pan oszalaÅ‚, czy co? Ja jutro mam spotkanie z ministrem, a pojutrze muszÄ™ być na...
   - Drogi panie, powinien być pan zadowolony, jeÅ›li kiedykolwiek uda siÄ™ panu spotkać ministra – GÅ‚os zÅ‚owieszczo zawiesiÅ‚ siÄ™, jakby oczekujÄ…c wrażenia, jakie wywoÅ‚a na sÅ‚uchajÄ…cych. A byÅ‚o ono rzeczywiÅ›cie niemaÅ‚e. Szczęściarz poluźniÅ‚ niedawno poprawiony krawat. Przystojniak odpiÄ…Å‚ guzik pod szyjÄ…. Prorok zbladÅ‚, Kapral wyjÄ…Å‚ z kieszeni jakÄ…Å› buteleczkÄ™, odkrÄ™ciÅ‚ korek, wysypaÅ‚ na rÄ™kÄ™ dwie pastylki i szybko poÅ‚knÄ…Å‚. – ZresztÄ… nie wiadomo, czy dziÄ™ki pana dÅ‚ugowÅ‚osemu towarzyszowi, nasz kochany minister pozostanie na swoim stanowisku. KontynujÄ…c mojÄ… poprzedniÄ… myÅ›l. Czeka was wspólna niewola, która musi być zakoÅ„czona decyzjÄ…. TÄ… decyzjÄ… bÄ™dzie wyrok, wydany na któregoÅ› z was.
   - A jaka bÄ™dzie kara?
   - Åšmierć.
   
    9:00
   
    Punktualnie o dziewiÄ…tej z sufitu zjechaÅ‚o Å›niadanie. Ogromna taca z jedzeniem i dzbankiem staÅ‚a na platformie, opuszczonej na stalowych pretach. LÅ›niÅ‚y one od oleju, jakby chcÄ…c od razu ostrzec Å›miaÅ‚ka, który usiÅ‚owaÅ‚by siÄ™ po nich wspiąć. WysiÅ‚ek ten z pewnoÅ›ciÄ… byÅ‚by daremny.
   GÅ‚os kazaÅ‚ Przystojniakowi wziąć tacÄ™ i poÅ‚ożyć jÄ… na stole. Platforma z powrotem powÄ™drowaÅ‚a do góry.
    Przystojniak przekroiÅ‚ buÅ‚kÄ™ na pół, posmarowaÅ‚ jÄ… masÅ‚em, a nastÄ™pnie dżemem. NalaÅ‚ sobie do filiżanki herbaty i zapytaÅ‚ nieco retorycznie:
   - Czy ktoÅ› wie, o co tutaj chodzi?
    OdpowiedziaÅ‚o mu gÅ‚uche milczenie. Znali siÄ™ zaledwie godzinÄ™ i żaden z nich nie miaÅ‚ pewnoÅ›ci, czy pozostali nie sÄ… wspólnikami GÅ‚osu. A może trafili przypadkiem do jakiegoÅ› nowego programu telewizyjnego? Może to tylko jakieÅ› absurdalne poÅ‚Ä…czenie „Ukrytej kamery” i „Big Brothera”? OglÄ…dajÄ… ich miliony ludzi i Å›miejÄ… siÄ™ z ich niepewnoÅ›ci. Lepiej siÄ™ nie wychylać.
   Podchodzili po kolei do stoÅ‚u, próbujÄ…c sprawiać wrażenie, że nic siÄ™ nie staÅ‚o. UsiÅ‚owali coÅ› zjeść, ale widać byÅ‚o, że nie grzeszyli apetytem. Kiedy skoÅ„czyli odezwaÅ‚ siÄ™ GÅ‚os:
   - Jak panom smakowaÅ‚o? Gdyby przypadkiem pojawiÅ‚y siÄ™ jakieÅ› niestrawnoÅ›ci, to ubikacja znajduje siÄ™ obok zegara. Należy nacisnąć ten maÅ‚y, zielony przycisk. WewnÄ…trz jest drugi, za pomocÄ… którego, można siÄ™ oddzielić od Å›wiata. Po tym, jak panowie zaÅ‚atwiÄ… swoje potrzeby fizjologiczne, przystÄ…piÄ™ do dalszego ciÄ…gu mojej opowieÅ›ci.
   - Po co jÄ… pan w ogóle przerwaÅ‚?
   - Jak już wspomniaÅ‚em pan Kapral ma sÅ‚abe serce i mógÅ‚by nie wytrzymać na raz takiego seansu. A przecież nikt mu tego nie życzy. Przynajmniej na razie.
   - Jak to na razie? – zdziwiÅ‚ siÄ™ Kapral.
   - Do usÅ‚yszenia za pół godziny.
   Kapral nerwowo spojrzaÅ‚ na pozostaÅ‚ych, ale ich twarze Å›wiadczyÅ‚y, że rozumiejÄ… z tego tyle samo, co on.
   
   
    10:20
   
   - Przepraszam za drobne spóźnienie, ale zatrzymaÅ‚y mnie ważne obowiÄ…zki zawodowe. ProszÄ™ żeby panowie wygodnie usiedli na swoich tapczanach., a pan Kapral niech sobie naszykuje, niezbÄ™dnÄ… przy wiÄ™kszych wzruszeniach, porcjÄ™ lekarstwa. Czy już mogÄ™ zaczynać? A wiÄ™c uwaga. ProszÄ™ byÅ›cie panowie nie przerywali mi, aż skoÅ„czÄ™. Wtedy bowiem przerwÄ™ swojÄ… opowieść i zacznÄ™ od poczÄ…tku. I tak do skutku. Czy siÄ™ rozumiemy?
   Odruchowo kiwnÄ™li gÅ‚owami, choć nie byli pewni czy GÅ‚os ich tylko sÅ‚yszy, czy również widzi.
   - SprowadziÅ‚em tu panów, aby odbyć nad nimi swego rodzaju sÄ…d. Każdy z was wyrzÄ…dziÅ‚ mi kiedyÅ› krzywdÄ™, która spowodowaÅ‚a, że staczaÅ‚em siÄ™ coraz niżej, po równi pochyÅ‚ej życia. Na pewno mnie nie pamiÄ™tacie, bo takÄ… samÄ… krzywdÄ™ wyrzÄ…dziliÅ›cie dziesiÄ…tkom, a może nawet setkom innych, niewinnych ludzi. Czasem któryÅ› z was stawaÅ‚ nawet za to przed sÄ…dem lecz żadna ze spraw nie zakoÅ„czyÅ‚a siÄ™ sprawiedliwym wyrokiem. Nasze sÄ…downictwo jest zbyt niedoskonaÅ‚e, żeby można byÅ‚o was skazać, wiÄ™c ja podjÄ…Å‚em siÄ™ je zastÄ…pić. KarÄ… za to, co zrobiliÅ›cie, bÄ™dzie Å›mierć.
   GÅ‚os byÅ‚ efekciarzem. Tak jak uprzednio, po tym sÅ‚owie zawiesiÅ‚ siÄ™. Tym razem jednak tylko na pare sekund.
   - Jednak być może nie zasÅ‚ugujecie wszyscy na ten wyrok, a jedynie suma waszych win wymaga takiej kary. Win zapewne nierównych, ale nie mnie to oceniać. Dlatego nie zabijÄ™ każdego z was, lecz tylko jednego. PozostaÅ‚ym dam szansÄ™ poprawy. JeÅ›li jÄ… wykorzystajÄ…, tym lepiej dla nich, jeÅ›li nie – być może ponownie ich wezwÄ™ przed swoje oblicze. To tyle na razie. Czy majÄ… panowie jakieÅ› pytania?
   - Jak wybierzesz spoÅ›ród nas tego, którego zabijesz?
   - Ach, racja. ByÅ‚bym zapomniaÅ‚. To nie ja go wybiorÄ™, lecz wy sami. Trzech z was wybierze spoÅ›ród siebie czwartego. BÄ™dziecie gÅ‚osować. Możecie być tylko za. Nie można być przeciw, jak i wstrzymywać siÄ™ od gÅ‚osu. Obiad zjedzie do panów punktualnie o godzinie 14:00.
   
   14:30
   
   Po skoÅ„czonym posiÅ‚ku zaÅ‚adowali naczynia na platformÄ™ i rozeszli siÄ™ każdy w swój kÄ…t.
   - Czy smakowaÅ‚o panom? WidzÄ™, że wciąż jesteÅ›cie nie ufni wobec siebie. Nie jesteÅ›cie pewni, czy tych trzech nie zostaÅ‚o wynajÄ™tych przez waszych wrogów, żeby was pognÄ™bić? Typowe.
   Kapral wstaÅ‚ i przemaszerowaÅ‚ przez pokój, z rÄ™koma zaÅ‚ożonymi do tyÅ‚u. RzucaÅ‚ niespokojne spojrzenia na pozostaÅ‚ych towarzyszy, którzy zajÄ™li siÄ™ swoimi sprawami. Prorok czesaÅ‚ wÅ‚osy, Szczęściarz poprawiaÅ‚ łóżko, a Przystojniak czytaÅ‚ jakieÅ› listy, wyjÄ™te z zanadrza marynarki. Å»oÅ‚nierz zatrzymaÅ‚ siÄ™ na Å›rodku sali.
   - Czyżby pana coÅ› mÄ™czyÅ‚o, Kapralu?
   - PosÅ‚uchaj ty...
   - GÅ‚osie.
   - PosÅ‚uchaj, GÅ‚osie. Może byÅ› nam wreszcie powiedziaÅ‚, co takiego ci zrobiliÅ›my?
   - Czy to ważne? Już mówiÅ‚em, że zrobiliÅ›cie to samo wielu innym ludziom.
   - Ale gdybyÅ›my wiedzieli, co to jest – nie poddawaÅ‚ siÄ™ Kapral – moglibyÅ›my Å‚atwiej osÄ…dzić, który z nas bardziej zasÅ‚użyÅ‚ na Å›mieć.
   SÅ‚owa Kaprala wywoÅ‚aÅ‚y poruszenie. Prorok odÅ‚ożyÅ‚ grzebieÅ„, Przystojniak przestaÅ‚ czytać.
   - Tak, tak panowie, oto zdanie czÅ‚owieka, który niejednokrotnie obcowaÅ‚ ze Å›mierciÄ… i nie wywoÅ‚uje ona na nim takiego wrażenia, jak na was. No, ale cóż, trudno to mu mieć za zÅ‚e. Takie życie.
   - Odpowiesz, czy nie?
   - Tak, chociaż nie sÄ…dzÄ™, aby ci chodziÅ‚o – GÅ‚os po raz pierwszy przeszedÅ‚ na „ty” – o ustalenie najbardziej winnego, lecz o to, kim jestem. Lecz mogÄ™, bez obaw, powiedzieć jakÄ… krzywdÄ™ mi wyrzÄ…dziliÅ›cie, bo bÄ™dzie ona tak bliźniaczo podobna do innych, że i tak mnie nie rozpoznacie. Zacznijmy wiÄ™c od poczÄ…tku. Gdy byÅ‚em mÅ‚odym chÅ‚opcem, patriotyzm rozsadzaÅ‚ mi serce. Zaraz po skoÅ„czeniu studiów zgÅ‚osiÅ‚em siÄ™ do wojska, co jest ewenementem, ale ja chciaÅ‚em wypeÅ‚nić mój obywatelski obowiÄ…zek. Na mojej drodze stanÄ…Å‚ jednak Kapral, sfrustrowany z powodu przeniesienia go z komandosów do szkolenia mÅ‚odych kotów. TÄ™ frustracjÄ™ odbijaÅ‚ sobie na nas, w sposób tak skuteczny, że jeden z moich kolegów powiesiÅ‚ siÄ™. To ja znalazÅ‚em go jako pierwszy Å‚azience. ZwymiotowaÅ‚em, później straciÅ‚em przytomność. OcknÄ…Å‚em siÄ™ dopiero po paru minutach. PrzestraszyÅ‚em siÄ™, że mogÄ™ ponieść jakieÅ› konsekwencje i, nic nikomu nie mówiÄ…c, wróciÅ‚em do swojego pokoju. Potem Kapral byÅ‚ sÄ…dzony, ale ojczyzna uznaÅ‚a, że jest niewinny. PrzenieÅ›li go do innej jednostki, a po podobnym wypadku, wykopali na emeryturÄ™.
    GÅ‚os zrobiÅ‚ krótkÄ… pauzÄ™
    - Po wyjÅ›ciu z wojska poznaÅ‚em mÅ‚odÄ… i sympatycznÄ… dziewczynÄ™, z którÄ… jakiÅ› czas potem ożeniÅ‚em siÄ™. ByliÅ›my szczęśliwym i dobrze dobranym małżeÅ„stwem. ProwadziliÅ›my wspólnie niewielki interes, który w prawdzie nie przynosiÅ‚ kokosów, ale na solidne utrzymanie spokojnie wystarczaÅ‚. Nasza idylla nie trwaÅ‚a jednak dÅ‚ugo. Moja żona zaczęła gdzieÅ› wychodzić podczas pracy, nagle wyjeżdżać, tÅ‚umaczÄ…c swojÄ… nieobecność spotkaniami z dawno nie widzianymi koleżankami. Wreszcie któregoÅ› dnia znikÅ‚a na dobre. Co gorsza, niestety nie sama. Wraz z niÄ… ulotniÅ‚o siÄ™ nasze konto w banku, a nawet dwa konta, bo tyle pożyczyÅ‚a stamtÄ…d pieniÄ™dzy. Ledwie udaÅ‚o mi siÄ™ uniknąć bankructwa. Ona wróciÅ‚a po trzech tygodniach skruszona i spÅ‚ukana., bez grosza przy duszy. Jak siÄ™ panowie zapewne domyÅ›lajÄ…, to zasÅ‚uga naszego drogiego Przystojniaka. – wszyscy spojrzeli na bawidamka. – PrzyjÄ…Å‚em jÄ… z powrotem pod swój dach, pozostajÄ…c na wszelki wypadek jedynym dysponentem konta naszej firmy. Gdy siÄ™ zorientowaÅ‚a, że nie mam zamiaru zmienić tego stanu rzeczy, znikÅ‚a ponownie. Tym razem na dobre. Wszelki sÅ‚uch o niej zaginÄ…Å‚. Być może znalazÅ‚a ciepÅ‚Ä… przystaÅ„ w jakimÅ› domu publicznym, a może uÅ‚ożyÅ‚a sobie życie z kimÅ›, kto nie wiedziaÅ‚, do czego jest zdolna. Kiedy już wydawaÅ‚o siÄ™, że zebraÅ‚em siÄ™ do kupy, nadszedÅ‚ czas spÅ‚aty dÅ‚ugów, zaciÄ…gniÄ™tych dla ratowania firmy. Nie miaÅ‚bym z tym wiÄ™kszych kÅ‚opotów, gdyby nie machlojki pana Szczęściarza. Mój interes wkrótce znalazÅ‚ siÄ™ w jego rÄ™kach. StanowiÅ‚ wtedy zaledwie tysiÄ™cznÄ… część jego fortuny lecz to nie przeszkodziÅ‚o mu, by użyć wszelkich dostÄ™pnych sposobów, aby go przejąć. Dla niego byÅ‚o to po prostu kolejne wyzwanie, dla mnie dorobek caÅ‚ego życia. ZaÅ‚amany i zrozpaczony postanowiÅ‚em zwrócić siÄ™ ku Bogu. WybraÅ‚em jednak kiepskiego poÅ›rednika. Prorok zostawiÅ‚ mnie na lodzie, razem z setkami swoich wyznawców. Wprawdzie nie zabraÅ‚ mi pieniÄ™dzy, bo już ich wtedy nie miaÅ‚em, ale pozbawiÅ‚ mnie czegoÅ› znacznie bardziej wartoÅ›ciowego. Nadziei.
   - I od tego czasu dyszaÅ‚eÅ› chÄ™ciÄ… zemsty?
   - Ależ skÄ…d. StwierdziÅ‚em, że mogÄ™ tylko liczyć na siebie i nie powinienem siÄ™ przejmować innymi.
   - WiÄ™c po co to wszystko?
   - Bo kiedy zebraÅ‚em odpowiedni kapitaÅ‚, postanowiÅ‚em dać wam nauczkÄ™. Do zobaczenia przy kolacji.
   - Poczekaj – Przystojniak podniósÅ‚ siÄ™ z tapczanu. – Powiedz, jak dÅ‚ugo zamierzasz nas tu trzymać?
   - CzyżbyÅ› siÄ™ obawiaÅ‚, że spóźnisz siÄ™ na randkÄ™? – GÅ‚os coraz częściej mówiÅ‚ w sposób bezpoÅ›redni, sprawiajÄ…c wrażenie, że puszczajÄ… mu nerwy – A odpowiadajÄ…c na pytanie. To proste. Aż do skutku.
   - Ile czasu chcesz czekać na ten skutek?
   - Dzisiaj jest poniedziaÅ‚ek. W niedzielÄ™ lubiÄ™ odpoczywać, a wiÄ™c musicie wybrać do soboty wieczór.
   - A jeÅ›li nie wybierzemy? – spytaÅ‚ Prorok.
   - Wybierzecie. Zapewniam was, że wybierzecie.
   
    16:00
   
   Nie odzywali siÄ™ do siebie. Siedzieli tylko na łóżkach, bezmyÅ›lnie wpatrujÄ…c siÄ™ w Å›cianÄ™, lub w sufit. Ewentualnie chodzili w tÄ™ i z powrotem. Pięć kroków do przodu, pięć do tyÅ‚u, trzy w lewo, trzy w prawo. Milczenie przerwaÅ‚ Przystojniak, powtarzajÄ…c pytanie, które zadaÅ‚ już parÄ™ godzin temu.
   - Czy ktoÅ› z was wie, o co tutaj chodzi?
   Tak, jak poprzednio, z poczÄ…tku nikt siÄ™ nie odezwaÅ‚. Potem jednak wstaÅ‚ Szczęściarz i, odchrzÄ…knÄ…wszy, zaczÄ…Å‚ mówić:
   - Jedno jest pewne. Mamy do czynienia z wariatem, który wmówiÅ‚ sobie, że go skrzywdziliÅ›my i postanowiÅ‚ siÄ™ na nas zemÅ›cić. UbzduraÅ‚ sobie przy tym, że jako ludzie mali i podli, pomożemy mu w tym, przeznaczajÄ…c jednego z nas na „miÄ™so armatnie ”, używajÄ…c terminologii wojskowej.
   - I tylko po to, żeby nas bardziej upodlić, wymyÅ›liÅ‚ caÅ‚y ten spektakl? – zapytaÅ‚ z powÄ…tpiewaniem Kapral.
   - Głównie pewnie po to. Jako czÅ‚owiek niezrównoważony psychicznie, chciaÅ‚ stać siÄ™ dla nas Bogiem, sÄ™dziÄ… ostatecznym. Przecież nawet przedstawiÅ‚ siÄ™ w ten sposób: „jestem, który jestem ”. Niemal tak jak Jahwe każe wybrać nam ofiarÄ™. Choć myÅ›lÄ™, że każąc nam to zrobić, chcÄ™ również zabezpieczyć siÄ™ na przyszÅ‚ość.
   - To znaczy? – zainteresowaÅ‚ siÄ™ Prorok.
   - Proste. Gdy wydamy wyrok na któregoÅ› z nas, staniemy siÄ™ niejako współwinni. Ci, którzy wyjdÄ… stÄ…d żywi, bÄ™dÄ… zainteresowani, żeby informacja o tym, co tu zaszÅ‚o, nie przedostaÅ‚a siÄ™ do wiadomoÅ›ci organów Å›cigania. W ten sposób utrudni nam poszukiwanie swojej osoby.
   - WiÄ™c myÅ›li pan, że ma zamiar wypuÅ›cić nas stÄ…d?
   - Raczej tak.
   - Dlaczego?
   - Gdy znika jedna osoba, można jakoÅ› to ukryć, ale gdy cztery zapadajÄ… siÄ™ pod ziemiÄ™, to już gorzej.
   Kapral z Przystojniakiem pokiwali gÅ‚owami ze zrozumieniem. Tak, racja. Tylko Prorok uÅ›miechaÅ‚ siÄ™ zÅ‚oÅ›liwie.
   - A nasz pan Szczęściarz wierzy niezÅ‚omnie, że jest tylko ozdobÄ….
   - Jak to?
   - Tak to. MyÅ›li, iż jeÅ›li nawet jego skażemy, to nasz tajemniczy GÅ‚os nie odważy siÄ™ go zabić, bo wÅ‚aÅ›nie jego Å›mierć najtrudniej byÅ‚oby ukryć.
   - No wie pan, co mi pan insynuuje, że ja... że może... jeszcze, że ja to wszystko...
   - Kto wie. Mnie od kilku lat Å›ciga pewna organizacja, która, nie wiadomo skÄ…d, bierze pieniÄ…dze. Pan mógÅ‚by bez trudu sfinansować ich akcje.
   - Też coÅ› – pogardliwie wydÄ…Å‚ wargi. – Niby nie mam na co wydawać pieniÄ™dzy, tylko na szukanie jakiegoÅ› pomyleÅ„ca.
   Prorokowi niebezpiecznie zaÅ›wieciÅ‚y siÄ™ oczy.
   - Może wÅ›ród moich wyznawców byÅ‚ ktoÅ› bliski...
   - JedynÄ… bliskÄ… mi osobÄ… jest moja córka, a ona nigdy nie uwierzy żadnemu cwaniaczkowi.
   - Panowie, uspokójcie siÄ™ – przerwaÅ‚ rodzÄ…cÄ… siÄ™ kłótniÄ™ Kapral. – Przecież jemu tylko o to chodzi, żebyÅ›my sobie skoczyli do gardeÅ‚.
   Spokojny gÅ‚os Kaprala i to, co powiedziaÅ‚, ostudziÅ‚y nieco obydwu jego towarzyszy. Choć spÄ™dzili ze sobÄ… ledwo parÄ™ godzin, to już zdążyli siÄ™ pokłócić i gdyby przed chwilÄ… GÅ‚os zapytaÅ‚ ich czyjej chcÄ… Å›mierci, bez zastanowienia wskazaliby jeden na drugiego. Å»aden nie chciaÅ‚ siÄ™ do tego jednak przyznać i zÅ‚ość, która siÄ™ w nich pojawiÅ‚a, zdÅ‚awili wewnÄ…trz. ChcÄ…c ostatecznie rozÅ‚adować sytuacjÄ™ Kapral dodaÅ‚:
   - To prawda, że Å›mierć pana Szczęściarza najtrudniej byÅ‚oby ukryć, co teoretycznie daje mu najwiÄ™ksze szansÄ™ na przeżycie. Lecz jednoczeÅ›nie najtrudniej ukryć jego nieobecność w ogóle. Nie wiem, jak w waszym przypadku, ale o mnie, w ciÄ…gu najbliższego tygodnia, nie upomni siÄ™ pies z kulawÄ… nogÄ….
   - To fakt – przytaknÄ…Å‚ Przystojniak – o mnie też raczej nie.
   - No wÅ‚aÅ›nie - ożywiÅ‚ siÄ™ Szczęściarz – mnie już na pewno szukajÄ…. Mój sekretarz dawno zawiadomiÅ‚ policjÄ™, a poza tym moja ochrona...
   - PaÅ„ska ochrona nie ustrzegÅ‚a pana przed dostaniem siÄ™ tutaj – zgasiÅ‚ go Kapral, nie chcÄ…c, by którykolwiek z pozostaÅ‚ych więźniów, wybiÅ‚ siÄ™ przed niego. – WolÄ™ liczyć na sfery rzÄ…dowe, którym paÅ„skie znikniÄ™cie bÄ™dzie bardzo nie na rÄ™kÄ™.
   Te sÅ‚owa zasiaÅ‚y w duszy Szczęściarza odrobinÄ™ niepokoju. RzÄ…d. To prawda, jego transakcje byÅ‚y ważnÄ… częściÄ… gospodarki narodowej i wyraźnie przyczyniaÅ‚y siÄ™ do wzrostu produktu krajowego brutto. ByÅ‚ ważnym partnerem w negocjacjach gabinetu z przedsiÄ™biorcami. Jednak ostatnie przetasowania przesunęły RadÄ™ Ministrów w lewÄ… stronÄ™ sceny politycznej i czyniÅ‚y z niego trudnego rozmówcÄ™. Wprawdzie miaÅ‚ jeszcze wielu przyjaciół, lecz te przyjaźnie nie miaÅ‚y obecnie tak silnego przeÅ‚ożenia na policjÄ™. ZwÅ‚aszcza, że odpowiedni minister, kandydujÄ…cy w tych wyborach na stanowisko prezydenta, musiaÅ‚ obecnie dystansować siÄ™ od zbytniej przyjaźni z nim. A wÅ‚aÅ›nie, minister...
   - Co GÅ‚os miaÅ‚ na myÅ›li mówiÄ…c, że przez pana minister może stracić posadÄ™?
   - A co to pana obchodzi? – odburknÄ…Å‚ niegrzecznie Prorok.
   - Obchodzi to nas wszystkich. Minister mógÅ‚by bardzo pomóc w odszukaniu nas.
   - No, to jeÅ›li nie zrobi tego do czwartku, to potem już nie bÄ™dzie miaÅ‚ okazji.
   - Dlaczego?
   - Nie tylko pan przyjaźniÅ‚ siÄ™ z ministrem. Tylko w przeciwieÅ„stwie do pana ja byÅ‚em ubezpieczony od tej przyjaźni. I teraz bardziej moja polisa sprawia, że szuka nas policja w caÅ‚ym kraju – Prorok zdjÄ…Å‚ z wÅ‚osów frotkÄ™ i rozpuÅ›ciÅ‚ je – I co, Å‚yso teraz panu, panie ważniaku? JeÅ›li nie uchroniÅ‚a pana wÅ‚asna ochrona ...
   - No cóż, byÅ‚em po prostu nieostrożny i pojechaÅ‚em na spacer bez ochrony. Ale teraz moja córka na pewno wynajmie najlepszych detektywów, którzy bez trudu nas znajdÄ….
   - Tak bardzo wierzy pan w siÅ‚Ä™ pieniÄ…dza? – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ ironicznie Przystojniak.
   - OczywiÅ›cie. A pan nie? WydawaÅ‚o mi siÄ™, że to najbardziej interesowaÅ‚o pana w kobietach – gÅ‚os Szczęściarza peÅ‚en byÅ‚ politowania.
   - InteresowaÅ‚o mnie co innego.
   - WiÄ™c po co je pan braÅ‚?
   - Kobiety, czy pieniÄ…dze?
   - OczywiÅ›cie, że pieniÄ…dze.
   - PieniÄ…dze nie byÅ‚y dla mnie celem, tylko narzÄ™dziem, które...
   PrzerwaÅ‚ mu chichot Proroka, stojÄ…cego przed lustrem w ubikacji i rozczesujÄ…cego swoje dÅ‚ugie, potargane wÅ‚osy. Chichot powoli wzrastaÅ‚, by po chwili przejść w spazmatyczny Å›miech. Pozostali patrzyli na niego z przerażeniem, nie wiedzÄ…c, co siÄ™ dzieje. Wreszcie odezwaÅ‚ siÄ™ Kapral:
   - Co siÄ™ panu staÅ‚o? – podszedÅ‚ do Proroka i potrzÄ…snÄ…Å‚ go za ramiÄ™ – ZwariowaÅ‚ pan, czy co?
   - Nie, nie zwariowaÅ‚em – odpowiedziaÅ‚ Prorok duszÄ…c Å›miech. – PrzypomniaÅ‚o mi siÄ™ po prostu, co powiedziaÅ‚em parÄ™ minut temu o Szczęściarzu.
   - I co z tego?
   - Nic, pomyÅ›laÅ‚em, że to bzdura. – podszedÅ‚ do nic nie rozumiejÄ…cego bogacza i wyciÄ…gnÄ… do niego rÄ™kÄ™ – Przepraszam.
   - Nic nie szkodzi – przedsiÄ™biorca mechanicznie uÅ›cisnÄ… jego dÅ‚oÅ„.
   - Ale dlaczego siÄ™ Å›miaÅ‚eÅ›? – nie ustÄ™powaÅ‚ Kapral.
   - Bo siÄ™ ucieszyÅ‚em.
   - Z czego?
   - StwierdziÅ‚em, że on wcale nie ma wiÄ™kszych szans na przeżycie. A nawet wrÄ™cz przeciwnie, bo tylko on dziÄ™ki swoim pieniÄ…dzom mógÅ‚by znaleźć naszego oprawcÄ™ i odpÅ‚acić mu za ten sÄ…d.
   
   19:00
   
   - Dobry wieczór panom – GÅ‚os byÅ‚ najwyraźniej w dobrym humorze. – Jak minÄ…Å‚ dzieÅ„? WidzÄ™, że nie jesteÅ›cie nadzwyczaj zadowoleni. Mam nadziejÄ™, że pyszna kolacja poprawi wasze nastroje. RadziÅ‚bym spożyć ten posiÅ‚ek w caÅ‚oÅ›ci.
   - Dlaczego?
   - Bo to ostatnie tak sute menu. ZapomniaÅ‚em wam powiedzieć, że od jutra, wasze porcje każdego dnia bÄ™dÄ… zmniejszane.
   - Ty draniu! – wrzasnÄ…Å‚ Kapral. – Chcesz na zagÅ‚odzić na Å›mierć!
   - Ależ skÄ…d. Nawet przy tej iloÅ›ci jedzenia, każdy z was bez przeszkód wytrzyma do soboty. Głód jedynie pozwoli wam podjąć decyzjÄ™. Głód zbliża nas bardzo do zwierzÄ…t i wyzwala pierwotne instynkty. One i tak by w koÅ„cu wzięły górÄ™, ale ja nie mam aż tyle czasu. Smacznego.
   Kolacja minęła w absolutnej ciszy. Nie sÅ‚ychać byÅ‚o nawet mlaskania i uderzania sztućców o talerze i stół. Jedynym dźwiÄ™kiem pozostawaÅ‚o miarowe tykanie zegara. W przeciwieÅ„stwie do Å›niadania i obiadu, na obrusie nie pozostaÅ‚ najmniejszy okruch.
   - I co teraz? – zapytaÅ‚ retorycznie Prorok.
   - SkÄ…d mamy wiedzieć? – uÅ›miechnÄ… siÄ™ zÅ‚oÅ›liwie Szczęściarz. – Przecież to pan ma dar przewidywania przyszÅ‚oÅ›ci.
   - Teraz musimy odbyć naradÄ™ - zdecydowaÅ‚ żoÅ‚nierz.
   - JakÄ… naradÄ™? Po co?
   - Å»eby zastanowić siÄ™, co powinniÅ›my zrobić.
   - A co możemy zrobić? Tylko czekać.
   - WÅ‚aÅ›nie tego nie wolno nam robić. – Kapral wstaÅ‚, zÅ‚ożyÅ‚ rÄ™ce do tyÅ‚u i przespacerowaÅ‚ siÄ™ przez celÄ™.– PowinniÅ›my dać mu jasno do zrozumienia, że siÄ™ nie poddamy i nie wybierzemy nikogo poÅ›ród nas. Przecież w koÅ„cu sześć dni to nie jest tak dużo.
   - A pan naprawdÄ™ myÅ›li, że on nas wypuÅ›ci? – powÄ…tpiewaÅ‚ Prorok.
   - Tak wÅ‚aÅ›nie myÅ›lÄ™ – wspiaÅ‚ siÄ™ na swoje łóżko gdyż zajmowaÅ‚ “piÄ™terko”. – To wprawdzie wariat, ale z zasadami. WiÄ™c co panowie sÄ…dzÄ… o wydaniu wspólnej deklaracji? Może pan? – spojrzaÅ‚ na dół, gdzie leżaÅ‚ Przystojniak, który chciaÅ‚ otworzyć kopertÄ™, wyjÄ™tÄ… z wewnÄ™trznej kieszeni marynarki.
   - Ja wÅ‚aÅ›ciwie nie wiem... – zagadniÄ™ty nieprzytomnie rozejrzaÅ‚ siÄ™.
   - Co siÄ™ panu staÅ‚o?
   - Nic – Przystojniak wróciÅ‚ do rzeczywistoÅ›ci. – A o czym byÅ‚a mowa?
   - O wspólnej deklaracji, w której dalibyÅ›my temu psychopacie jasno do zrozumienia, że nie zamierzamy ulec jego mani przeÅ›ladowczej. Co pan o tym sÄ…dzi?
   - To chyba bez sensu.
   - Czemu? – zdziwiÅ‚ siÄ™ Kapral.
   - Bo to czÅ‚owiek wyksztaÅ‚cony. Jestem pewien, że jeÅ›li nawet nie wzorowaÅ‚ siÄ™ bezpoÅ›rednio na „ Wizycie starszej pani ” Durenmata, to i tak jÄ… zna...
   - A co to ma do rzeczy? – tym razem zdziwiÅ‚ siÄ™ Prorok.
   - Oj, widzÄ™ poważne luki w wyksztaÅ‚ceniu. Czyżby pan nie znaÅ‚ tego dramatu?
   - Tak jakoÅ› siÄ™ nie zÅ‚ożyÅ‚o...
   - PozwolÄ™ wiÄ™c go sobie pokrótce streÅ›cić. W maÅ‚ym miasteczku dziewczynÄ™ w ciąży opuszcza pewien niegodziwiec. Ona zostaje później najbogatszÄ… kobietÄ… Å›wiata i przy pomocy swoich pieniÄ™dzy doprowadza owo miasteczko na skraj bankructwa. Potem przyjeżdża do niego i obiecuje miliard funtów w zamian za drobnÄ… przysÅ‚ugÄ™. MieszkaÅ„cy majÄ… ni mniej, ni wiÄ™cej, zamordować owego niegodziwca, który jest powszechnie szanowanym obywatelem. Oburzeni mieszkaÅ„cy odmawiajÄ…, wyrażajÄ…c gÅ‚oÅ›no oburzenie, ale i tak w koÅ„cu doprowadzajÄ… do żądanej Å›mierci.
   - Podziwiam paÅ„skÄ… domyÅ›lność – odezwaÅ‚ siÄ™ nagle GÅ‚os. – Daje o sobie znać humanistyczne wyksztaÅ‚cenie. To prawda, w jakimÅ› sensie korzystaÅ‚em z tego pierwowzoru i zapewniam, że żadne sÅ‚owa nie przekonajÄ… mnie do rezygnacji z moich planów.
   - Pan nas caÅ‚y czas podsÅ‚uchuje – oburzyÅ‚ siÄ™ Kapral.
   - Ależ skÄ…d. Oprócz sprawowania tej swoistej kurateli nad wami, muszÄ™ zaÅ‚atwić jeszcze mnóstwo spraw.
   - Pan jest wariatem.
   - UlegÅ‚ pan, drogi Proroku, zewnÄ™trznym pozorom. Wielu ludzi, którzy obserwowali pana u szczytu sÅ‚awy, mogÅ‚o powiedzieć o panu dokÅ‚adnie to samo. A przecież obydwaj doskonale wiemy, że byÅ‚ pan w swoich dziaÅ‚aniach, jak najbardziej racjonalny. Można nas porównać do Salvadora Dali, uważanego przez wszystkich za szaleÅ„ca, który tak mówiÅ‚ o sobie: ”jedyna różnica miÄ™dzy mnÄ…, a wariatem jest taka, że ja wariatem nie jestem ”.
   - Dobrze, dobrze, niech siÄ™ pan tak tutaj nie wymÄ…drza – skrzywiÅ‚ siÄ™ Prorok. – Niech pan nam lepiej powie, po co nas pan ponownie zaszczyciÅ‚ swojÄ…, że tak powiem, metafizycznÄ… obecnoÅ›ciÄ….
   - ChciaÅ‚em siÄ™ tylko zapytać, czy panowie podjÄ™li już konkretnÄ… decyzjÄ™, ale widzÄ™, że zgodnie z moimi przypuszczeniami, na razie nie.
   - Owszem, jeszcze nie – obwieÅ›ciÅ‚ tryumfalnie Szczęściarz.
   - Przyznam siÄ™ szczerze, że i tak nie spodziewaÅ‚em siÄ™ raczej żadnych rozwiÄ…zaÅ„ przed Å›rodÄ…....
   GÅ‚os nagle wyÅ‚Ä…czyÅ‚ siÄ™. Więźniowie przez chwilÄ™ zastygli w bezruchu, po czym zaczÄ™li siÄ™ rozglÄ…dać wokoÅ‚o z niepokojem. Co siÄ™ mogÅ‚o stać? Czyżby GÅ‚os zmieniÅ‚ nagle swoje plany i chciaÅ‚ ich zabić już teraz? Nie, to niemożliwe, jeszcze nie zdążyÅ‚ nacieszyć siÄ™ swoim spektaklem.
   - Przepraszam za ten moment niepewnoÅ›ci – odezwaÅ‚ siÄ™ ponownie GÅ‚os – ale musiaÅ‚em zaÅ‚atwić na górze pewien pilny drobiazg. Tak jak już mówiÅ‚em, nie spodziewaÅ‚em siÄ™ żadnych rozwiÄ…zaÅ„ przed Å›rodÄ…, dlatego też nie czujÄ™ siÄ™ wcale rozczarowany. JeÅ›li nie majÄ… panowie do mnie jakiÅ› pytaÅ„, pożegnam was do jutra. SÅ‚oÅ„ce w waszej celi zachodzi o dziesiÄ…tej, a wschodzi o ósmej. RadziÅ‚bym zabrać siÄ™ za wieczornÄ… toaletÄ™.
   W ubikacji, znajdowaÅ‚ siÄ™ zlew, w którym dopeÅ‚nili wieczornych ablucji, a nastÄ™pnie pozbyli siÄ™ ubrania. NajwiÄ™cej czasu zabraÅ‚o to żoÅ‚nierzowi, który skÅ‚adaÅ‚ precyzyjnie każdÄ… część garderoby. Nawet skarpetki dokÅ‚adnie zrolowaÅ‚ zanim wsadziÅ‚ do butów. Nie mógÅ‚ też ukryć oburzenia, jakie wywoÅ‚aÅ‚a w nim postawa Przystojniaka, który niedbale rozrzuciÅ‚ garderobÄ™ przy krzeÅ›le. PrzyglÄ…daÅ‚ mu siÄ™ dÅ‚uższÄ… chwilÄ™, aż tamten zapytaÅ‚.
   - Podobam siÄ™ panu?
   Kapral ze zÅ‚oÅ›ciÄ… odwróciÅ‚ siÄ™ do niego plecami.
   - No, niech siÄ™ pan nie gniewa, żartowaÅ‚em tylko – żoÅ‚nierz nie zareagowaÅ‚ na jego przeprosiny.
   Punktualnie o 22:00 żarówki zaczęły gasnąć. MinutÄ™ później wszystko pogrążyÅ‚o siÄ™ w kompletnych ciemnoÅ›ciach. Równe oddechy nie wypeÅ‚niÅ‚y jednak celi, a ciszÄ™ przerywaÅ‚ co chwilÄ™ dźwiÄ™k przÄ™krÄ™cania siÄ™ na drugi bok. Dopiero po pólnocy daÅ‚o siÄ™ sÅ‚yszeć chrapanie Kaprala. Nikt nie próbowaÅ‚ mu jednak przerywać, bo dźwiÄ™k ten dziaÅ‚aÅ‚ na nich w dziwnie kojÄ…cy sposób. Wkrótce potem wszyscy zasnÄ™li.
   
   

Komentarze czytelników