Tekst DZIEŃ 2
był czytany 950 razy
DZIEŃ 2
Na ekranie telewizora pojawiła się postać znanej prezenterki telewizyjnej. Była ubrana w niebieski żakiet, który ładnie się komponował z logo stacji, wyświetlonym w lewym, górnym rogu. Choć czytane przez nią informację nie należały do najweselszych to uśmiech na jej twarzy powiększał się z każdym słowem. Promieniowała radością z powodu dużej oglądalności, jaką zapewniały ostatnie wydarzenia. Jej słowa, z początku przytłumione, stawały się coraz wyraźniejsze.
- Jacht znanego miliardera, wybudowany w jednej z jego stoczni, zaginął wczoraj podczas sztormu na morzu. Zła pogoda utrudnia poszukiwania. Jak powiedział nam dowódca akcji, prędkość wiatru dochodzi do 11 stopni w skali Beaufortea. W takich warunkach, nawet tak znakomita jednostka, ma małe szanse na przetrwanie bez szwanku. Na pokładzie jachtu znajdowała się jego córka oraz...
2. 30
W ciemność wdarł się przeraźliwy krzyk Szczęściarza. Pozostali zerwali się natychmiast z łóżek lecz nie mogąc dostrzec czubka własnego nosa, równie szybko usiedli na nich z powrotem.
- Co się stało ?– zapytał Prorok.
- Miałem zły sen. Przepraszam wszystkich.
- Czyżby dręczyły pana wyrzuty sumienia?
- Nie mam żadnych wyrzutów sumienia.
- No rzeczywiście. Zapomniałem, że pan nie miewa wyrzutów sumienia. Więc po prostu się pan boi.
- Boje się, ale nie o siebie lecz o swoją córkę. Tuż przed tym, jak mnie zamknął tutaj ten wariat, wypłynęła z przyjaciółmi w rejs.
- W takÄ… pogodÄ™?
- No właśnie.
- Panowie – jęknął Przystojniak, który przed chwilą zapalił zapałkę i zbliżył ją do zegara – Jest dopiero wpół do trzecie w nocy. Podyskutujecie sobie o tym rano. A na razie jeszcze dobranoc.
8:21
- Niech się pan pośpieszy, bo już nie mogę wytrzymać. – Kapral przestępował nerwowo z nogi na nogę, stojąc przed ubikacją, zajętą przez Przystojniaka.
- Nic na to nie poradzÄ™, mam zatwardzenie.
Wszyscy wstali punktualnie o ósmej. Nie wyglądali na specjalnie wyspanych. Najpierw przekręcali się tylko z boku na bok, a gdy wreszcie udało im się zasnąć, obudził ich koszmar Szczęściarza.
Żołnierz zaczął dzień od porannej gimnastyki, lecz po paru przysiadach żołądek odmówił mu posłuszeństwa. Z coraz większym niepokojem obserwował wciąż zamknięte drzwi ubikacji.
- Dzień dobry, jak się panom spało? – Głos musiał mieć najwyraźniej udaną noc, bo tryskał wręcz radością.
- Musi nas pan męczyć od samego rana? – odezwał się niechętnie Kapral, trzymając się za brzuch. – Struł nas pan czymś, a teraz jest zadowolony.
- Ależ skąd, zapewniam panów, że całe jedzenie było jak najbardziej zdrowe. To po prostu nerwy odmówiły panom posłuszeństwa i stąd żołądkowe sensacje. Skoro jednak nie życzą sobie panowie na razie mojego towarzystwa, opuszczę ich. Śniadanie jak zwykle o 9:00.
9:25
- Pan znów czyta te swoje listy – Proroka irytował stoicki spokój, jaki do tej pory wykazywał Przystojniak.
- Przeszkadza ci to? – specjalnie przeszedÅ‚ na „ ty â€, żeby jego sÅ‚owa zabrzmiaÅ‚y bardziej stanowczo i „ poÅ›rednik pana Boga †siÄ™ odczepiÅ‚.
- Mógłby pan chociaż pościelić łóżko – wtrącił się Kapral. – Już prawie wpół do dziesiątej, a pan cały czas w pościeli.
- Tu nie jest wojsko, a pan nie jest moim dowódcą.
- Szkoda, nauczyłbym cię porządku.
- Tak jak tych paru kotów, co sobie później robili nagle kuku. – zgryźliwie zauważył Prorok.
- Niech się pan ode mnie odczepi. Wykonywałem jedynie swój obowiązek. A jak ktoś nie umie sobie poradzić z samym sobą, to się zabije i tak.
Ostatnie słowa Kaprala zagłuszył szum spuszczanej wody. To Szczęściarz kończył swoją nieco przydługą wizytę w ubikacji. Podobnie jak pozostałych nie ominęły go kłopoty z trawieniem. Skrzywiony wszedł do celi, guzikiem zasuwając za sobą drzwi.
- On ma rację. Wojsko nie zmusza do samobójstwa, jedynie stwarza sprzyjające warunki do tego.
- No właśnie – ucieszył się z niespodziewanej odsieczy Kapral. Podszedł do Przystojniaka i wyjął mu z ręki kartki. – Niech pan wreszcie przestanie to czytać i wstanie.
Reakcja bawidamka zaskoczyła wszystkich. Zerwał się na równe nogi i po raz pierwszy na jego obliczu zobaczyli wściekłość. Spokojna dotąd twarz człowieka, który odpowiada na wszystko jedynie słowami, zmieniła się w maskę wściekłego tygrysa, gotowego ugryźć przeciwnika.
- Oddaj mi to – zasyczał przez zaciśnięte zęby. Kapral posłusznie zwrócił mu list. – I nie rób tego więcej.
Odwrócił się na pięcie i schował listy do wewnętrznej kieszeni marynarki. Bez słowa poskładał pościel i zasłał łóżko kocem.
10.15
- Nie wiedziałem, że to dla pana takie ważne – odezwał się pojednawczo żołnierz, chcąc przerwać przydługą ciszę.
- Ale teraz już wiesz – burknął wciąż zły Przystojniak.
- Nie przypominam sobie jednak, synku – Kapral jako doÅ›wiadczony wojskowy z defensywy przeszedÅ‚ od razu do ataku – żebyÅ›my przechodzili na „ ty â€. MógÅ‚bym być twoim ojcem.
- To fakt – wtrącił się Szczęściarz. – Ale właściwie to głupota.
- Co?
- CiÄ…gle siÄ™ zwracamy do siebie na „ pan â€, jak byÅ›my byli na spotkaniu towarzyskim. Nie uważacie panowie, że powinniÅ›my przejść na „ ty â€?
Wszyscy spojrzeli na siebie pytająco. Rzeczywiście to zupełnie bez sensu. Kiwnęli głowami na znak zgody.
12:15
Ponownie dłuższy czas nie rozmawiali ze sobą. Snuli się po ich komnacie bez celu, siadając, czasem kładąc się. Przystojniak coś rysował na papierze toaletowym. Kapral, po każdym podniesieniu się z łóżka, poprawiał na nim koc, co było o tyle trudne, że jego łóżko znajdowała się na wysokości jego głowy. Męczącą ciszę przerwał wreszcie Szczęściarz, którego bardzo zaintrygowało dziwna zmiana zachowania Przystojniaka sprzed kilku godzin.
- Czy można wiedzieć, co jest w tych listach?
- Czy to ważne?
- Tak tylko pytam. Z nudów.
Przystojniak uśmiechnął się pod nosem.
- Tam jest moja przeszłość, która zaprowadziła mnie do tej celi.
- To ciekawe. A co konkretnie?
- Tam umarła lepsza połowa mnie.
- Gadasz, jak potłuczony. Albo jak poeta.
- To od razu widać – uśmiechnął się złośliwie Prorok. – Mówi, jakby jedną nogą był na innym świecie.
- W naszej sytuacji, to chyba nie najlepsze porównanie, Bramo Niebios? - uśmiechnęli się wszyscy, nawet Prorok.
- Rzeczywiście – przytaknął bogacz. – Ale jesteś poetą?
- Jak powiedziaÅ‚ pewien mÄ…dry facet: „PoetÄ… siÄ™ nie jest, poetÄ… siÄ™ bywa â€. Ja już byÅ‚em.
- Miałem kilku takich w oddziale – ożywił się Kapral. – Wszyscy pieprzeni pacyfiści, którzy wojsko uważają za dopust boży. Pewnie tak, jak ty.
- Pudło. Mundur na mnie naprawdę świetnie leży, a poza tym zawsze pociągał kobiety nie gorzej od pieniędzy. Odsłużyłem swoje i do rezerwy przeszedłem w stopniu podporucznika.
Kapral nieco zmarkotniał. Nagle okazało się, że nie jest najstarszym stopniem. Spojrzał z niepokojem na pozostałych. Czyżby oni także?
- Nie martw się – zrozumiał jego strach bogacz. – Ja nigdy nie byłem w armii.
- Wykupiłeś się, co? – spytał Prorok.
- Mam słaby wzrok i chorą wątrobę.
- Dobrze, dobrze, teraz może i tak jest. Ale w wieku poborowym pewnie byłeś zdrowy jak byk.
- Byłem chory cały czas – upierał się Szczęściarz. – A poza tym, obowiązek wobec ojczyzny można wypełnić w różny sposób. Ja płacę podatki, które mogą wystarczyć na utrzymanie 1/5 armii.
- Gdybyś płacił je sumiennie, można by było utrzymać co najmniej pół armii. – nie ustępował Prorok.
- Gdybym je płacił sumiennie, to bym zbankrutował i wojsko nie miałoby czym strzelać – odciął się. Postanowił jednak zmienić temat, bo ten stał się dla niego niezbyt wygodny. – Ale to ciekawe, co pan...co mówisz – udał zainteresowanie słowami żigolaka. – I co było dalej?
- Raczej wcześniej, bo wszystko wydarzyło się przed wojskiem.
- No więc, co było wcześniej?
- Nie potrafiłem żyć sam. A ponieważ nie jestem pedałem, chciałem żyć z kobietą.
- Ale jedna Ci nie wystarczyła?
- Nie. To ja jeden im nie wystarczałem.
- Może spotykałeś niewłaściwe kobiety?
- A czy są jakieś właściwe?
- Mówisz o nich z pogardą. Nie można być z kimś, kogo się nie szanuje.
- Tak, to prawda. Ale tego braku szacunku nauczyły mnie one.
- Wszystkie?
- Tak. Jedna mniej, inna bardziej. Najpierw pierwsza zrobiła coś takiego, co wysłało mnie do domu wariatów. Potem każda następna, choć na początku wydawała się wyjątkiem, potwierdzała jedynie regułę ... – urwał na moment.
- I co? – nie wytrzymał Prorok.
- I nie znalazłem tej, która byłaby wyjątkowa cały czas.
- Pewnie słabo szukałeś. – stwierdził autorytatywnie Szczęściarz. – Za każdym razem byłeś coraz bardziej wspomnieniami ze swoich poprzednich związków i nie umiałeś się odnaleźć w następnych. Wszędzie węszyłeś podstęp – wstał i przeszedł się po pokoju w tę i z powrotem. – Moja żona też skończyła w domu wariatów, lecz przedtem była cudowną kobietą. Zostawiła mi wspaniałą córkę, która będzie szczęściem mężczyzny.
Włożył rękę do kieszeni marynarki i wyjął stamtąd portfel. Sięgnął do jednej z bocznej kieszonek, ale jej zawartość nie spełniała najwyraźniej jego oczekiwań, bo zajrzał do następnej. Przejrzał po kolei wszystkie, łącznie z tą, z której wypadło kilka banknotów. Szczęściarz wydawał się tego nie zauważyć tylko jego twarz wyraźnie stężała z wściekłości.
- GÅ‚osie!
Odpowiedziała mu głucha cisza, więc powtórzył.
- GÅ‚osie!!!
13.00
- Czemu mnie pan wzywał? – Głos odezwała się tak niespodziewanie, że wszyscy mimowolnie drgnęli.
- Zabrałeś zdjęcie mojej córki.
- Nic o tym nie wiem.
- Miałem je zawsze przy sobie, w portfelu.
- Być może wypadło w trakcie gdy pana tu transportowałem.
- Z portfela nie zginęło nic poza tym. Mam wszystkie karty, gotówkę i wejściówkę do Pałacu Prezydenckiego. Brakuje tylko zdjęcia.
- Bardzo mi przykro...
- Gówno mnie obchodzi jak bardzo ci jest przykro. Masz natychmist zwrócić mi moje zdjęcie.
- Chyba zapomniałeś, kto tu jest panem sytuacji. Nie interesują mnie twoje wymagania. Obędziesz się bez zdjęcia. Chyba nie zapomnisz przez to, jak wygląda twoja własna córka.
- Ty... ty.... – Szczęściarz dyszał z wściekłości. Do twarzy napłynęła mu krew, Było to tym lepiej widzoczne, że czerwień jego policzków wyraźnie kontrastowała z idealnie białą siwizną jego włosów.
- Nie denerwuj się tak bardzo, bo dostaniesz zawału i wtedy już na pewno nigdy nie zobaczysz swojej córeczki – ton Głosu nawet na chwilę nie stracił nic ze swojej ironii i spokoju.
13.35
- Na czym to skończyliśmy naszą rozmowę? – Prorok usiłował rozładować ciężką atmosferę, wiszącą nad celą ponad pół.
- Na mojej córce – odpowiedział ponuro bogacz.
- Nie martw się. Może to rzeczywiście przypadek z tym zdjęciem – Przystojniak usiłował go pocieszać.
- Być może, ale miałem dzisiaj zły sen o mojej córce.
- Chyba nie wierzysz w przesÄ…dy?
- Sam już nie wiem w co wierzę. Jeszcze niedawno wierzyłem, że jestem jednym z najpotężniejszych ludzi w tym kraju, a dzisiaj manipuluje mną jakiś szaleniec.
- A wracając do rozmowy o kobietach... – usiłował wtrącić Prorok.
- Też nie macie o czym rozmawiać – zirytował się żołnierz. Skrzywił się przy tym z pogardą i położył na swoim łóżku. – Prawie jak w wojsku. Wódka i dupy.
- Zdaje mi się, że powinieneś się przez to poczuć zupełnie jak w domu.
- Tego akurat nigdy nie lubiłem. Zresztą spotkałem w życiu tylko jedną kobietę, która zasługiwała na uwagę.
- Kim była?
- Moim wrogiem.
- To ciekawe – zainteresował się bogacz.
- Co w tym ciekawego? W moim życiu było dużo wrogów – Kapral odwrócił się od nich, uznając rozmowę za skończoną.
Za jego plecami dyskusja na temat kobiet rozgorzała na dobre. Stroną atakującą był Prorok, broniącą Szczęściarz. Przystojniak raz po raz zmieniał front przychylając się do zdania, bądź jednej, bądź drugiej opcji. Żołnierz ich już jednak nie słuchał. Wrócił myślami do tej jedynej...
To było podczas którejś z pierwszych akcji. Ich zadaniem było odbicie grupy turystów, porwanych przez terrorystów. Terenem operacji była kompletna głusza, do której mieli dotrzeć przez skalną pustynię. Zrzucenie ich na spadochronach nie miało sensu, bo nawet w środku nocy można było je zobaczyć z odległości dwudziestu kilometrów. Większość trasy musieli przebyć pieszo. Jedyna droga, nadająca się dla samochodu, była obstawiona przez terrorystów.
Ich kapitan miał pecha, bo w czasie drogi ukąsił go wąż i wkrótce umarł. Pochowali go szybko żeby nie zostawić nie potrzebnych śladów. Dowództwo objął Kapral. Dzięki sprytnemu wybiegowi, jaki zastosował, udało się odbić zakładników bez żadnych strat. Niestety, jeden z terrorystów zdołał zbiec. Istniała obawa, że zdoła sprowadzić posiłki, zanim nadleci helikopter, który miał ich zabrać.
Kapral wziął trzech ludzi i zaczął go gonić. Tamten jednak lepiej znał teren i, ukryty za jednym z kamiennych załomów, zdołał zabić biegnącego obok Kaprala żołnierza. Pozostała trójka przypadła do ziemi. Odczekali kilka minut, a gdy usłyszeli oddalające się kroki pobiegli dalej. Droga między skałami rozwidlała się. Kapral pobiegł w lewo, a dwójkę komandosów posłał w prawo. Nie przebiegł nawet dwustu metrów, kiedy usłyszał wrzask. Przeraźliwy krzyk umierającego człowieka, którego śmierć nie mogła być zwykła.
Zawrócił i ruszył drogą, którą wcześniej wysłał swoich podkomendnych. Z daleka zobaczył scenę zapierającą dech w piersi. Na pierwszym planie, na ziemi, leżał nieruchomo żołnierz. Obok, przyjąwszy postawę obronną, stał jego towarzysz. Pistolety, które wcześniej mieli w dłoniach, znajdowały się kilkanaście metrów dalej ( wszystko było wyjątkowo dobrze widać, bo księżyc w pełni wyjrzał właśnie zza chmur). Terrorysta zaś wyskoczył na wysokość blisko dwu metrów i kopnięciem zwalił z nóg komandosa. Następnie, błyskawicznie doskoczył do niego i, szybkim ruchem ręki, skręcił mu kark. Żołnierz osunął się bezwładnie.
Kapral mógł go teraz zabić jednym strzałem, ale zrezygnował z tego. Po pierwsze, był wściekły, że scena tak go zafascynowała, iż nie zdążył ocalić podwładnego i w tej chwili taka prosta śmierć terrorysty go nie satysfakcjonowała. Po drugie, sam do perfekcji opanował wschodnie sztuki walki i chciał się zmierzyć z godnym przeciwnikiem. Domyślał się, że tamten też musi dysponować już tylko siłą własnych mięśni, gdyż w przeciwnym wypadku po prostu zastrzeliłby swoich wrogów.
Kapral uśmiechnął się z satysfakcją, przypominając sobie scenę tamtego pojedynku. To było wspaniałe! Kiedy wreszcie powalił nieznajomego i chciał go zabić, podrzynając mu gardło, usłyszał warkot zbliżającego się helikoptera, który nadleciał nieco wcześniej niż powinien. Było już więc po wszystkim i śmierć mogła na jego przeciwnika chwilę poczekać. Zerwał mu czarną chustę, do tej pory zakrywającą pół twarzy. Wtedy ze zdumieniem zobaczył, że walczył z... kobietą! Nie chcąc wierzyć własnym oczom rozerwał guziki jego bluzy. To, co ujrzał, nie pozostawiało już żadnych złudzeń. Ciało wroga było wprawdzie dobrze umięśnione, ale zaopatrzone w stanik.
Wstał, schował nóż do pochwy. Postąpił wbrew wszelkim regułom, lecz jakaś dziwna siła kazała mu to uczynić. Wiedział, że powinien ją zabić. Tak samo, jak wiedział, że ona zrobiłaby to bez sekundy zawahania. Dopiero potem zrozumiał, że w tej jednej chwili zakochał się w niej. Była jednocześnie kobietą, ale nie słabą i delikatną istotą lecz prawdziwym wojownikiem, przygotowanym na wszystko. Jej twarz nie była wyraźnie kobieca, a raczej chłopięca, wojownicza i zadziorna. Pamiętał nawet jak chciał się odwrócić i powiedzieć jej coś miłego. Absurd.
Zebrał broń swoich podwładnych, kątem oka obserwując, co robi jego niedawna przeciwniczka. Ta podniosła się i patrzyła w jego stronę. Nie widział w tej chwili jej twarzy, ale domyślał się, że musi dyszeć zemstą. W końcu podbiegła do skalnej krawędzi. Zastanawiała się tylko przez moment i rzuciła się w przepaść. Nie wiedział do końca, dlaczego to zrobiła. Być może nie mogła znieść myśli o porażce, doznanej przed chwilą, a być może wiedziała, że jej dowódcy nie darują jej tej porażki.
- Wszystkie baby są takie same i tylko jedno im w głowie – stwierdzenie Proroka było pierwszą rzeczą, jaka do niego dotarła, gdy wrócił ze świata swoich wspomnień.
- O czym nasz pan pośrednik pana B. wie najlepiej. – Głos sączył się jak zwykle z czterech stron na raz. – Jego problem polega jednak na tym, że nie umie on kobietom dostarczyć, tej najbardziej – według niego – pożądanej substancji.
W Proroka jakby strzelił piorun. Miał właśnie unieść się z łóżka, lecz zamarł w połowie ruchu. Usiadł z powrotem, a przez jego lewy policzek przebiegł nerwowy skurcz. Rozejrzał się powoli wokół, jakby szukając nie widzialnego przeciwnika.
- Coś ty powiedział? – wycedził wreszcie.
- To, o czym sam wiesz najlepiej. Jesteś zwykłym impotentem. Z tego powodu boisz się kobiet, a co więcej – nienawidzisz ich.
- Kłamiesz. Nie dlatego. Gdybym chciał, mógłbym zadowolić każdą z nich. A nie znoszę ich dlatego, że są podłe, obłudne, kłamliwe i kapryśne. Z każdym zaś dniem, który zbliża ich do menopauzy, są bardziej niezaspokojone.
- Za to ich winić nie możesz. Bije w nich zegar biologiczny i nie zależy to od ich woli. No, chyba, że ktoś ich skrzywdzi, w sposób podobny do ciebie.
- Co ty możesz o tym wiedzieć?
- Bardzo dużo. Zapominasz, że byłem członkiem twojej sekty, która niestety najmniej się zajmowała sprawami wiary. Czerpałeś dochody z bardzo różnych źródeł. Handlowałeś między innymi narkotykami i kradzionymi samochodami. Ale to było sporadyczne, stanowiło margines twoich dochodów. Głównie zyski czerpałeś zaś z...wiary. Pozbawiałeś majątku własnych wyznawców. Niestety, policja dostała na ciebie skargi od tych, którzy zdołali uciec z twojego raju. Po buncie, który w końcu wybuchł, wszczęto śledztwo, ale wysoko postawieni protektorzy postanowili je umorzyć. Sprawa nabrała jednak zbyt dużego rozgłosu i doszło do rozprawy sądowej. „Przyjaciele†z pewnością woleliby cię zabić, jednak musieli ci pomóc uciec. Tylko ty bowiem wiedziałeś, gdzie są kasety z nagraniami, które uniemożliwiłyby im dostęp do funkcji publicznych do końca życia. Dlatego nasz drogi minister szuka teraz intensywniej ciebie, niż Szczęściarza.
- Zamknij się. Już zrozumiałem, że wiesz o mnie wszystko.
- Lecz nie wiedzą tego twoi wspólnicy niedoli. Czuję się w obowiązku poinformować ich o tym. Są przecież, poniekąd, twoimi sędziami i muszą wydać jakiś wyrok. Moje zeznania powinny im to znacznie ułatwić. A więc wracając do sprawy. Prorok posiadał cały harem złożony z młodych, niedoświadczonych nastolatek. Najmłodsze miały po 13 lat, najstarsze nie przekroczyły siedemnastki. Wyławiał je spośród swoich wyznawców. Jako świeże i niewinne, miały oficjalnie stworzyć kastę kapłanek, która pozwoliłaby innym wyznawcom zbliżyć się do Boga. Przedtem jednak powinny się pozbyć grzesznych myśli. W tym celu musiały przejść odpowiednią próbę. Przez miesiąc przebywały w specjalnym pomieszczeniu, przypominającym buduar prostytutki. Każdego rana, nasz budowniczy autostrady do nieba, odpytywał je, czy w czasie snu nie trafiły na drogę prowadzącą w piekielne otchłanie. Istotki czerwieniły się, i jeśli były prawdomówne, przyznawały, że istotnie tak się stało. Albowiem przed snem zostały odurzone narkotykami, ukrytymi w kolacji. Gdy odzyskiwały przytomność znajdowały się w towarzystwie nagich panów, którzy namawiali je do uciech cielesnych. Pamiętając o ślubach cnoty, zwykle odmawiały, więc dżentelmeni owi często je gwałcili. Potem ponownie były usypiane i rano budziły się jak po koszmarnym śnie. Wokoło wszystko posprzątane, żadnych śladów nocnych ekscesów. Jeśli były zatwardziałymi kłamczucham,i zostawały kapłankami, jeśli nie – odsyłano je z powrotem do kast niższych. Niektóre przeszły to jak inicjację seksualną, dla większości był to jednak zupełny szok.
- No i co z tego? – próbował bagatelizować Prorok. – Prawie wszystkie myślały, że były to tylko sny.
- To prawda. Tylko niektórym śniło się to potem tak długo, że w końcu popełniały samobójstwo.
- Skąd wiesz, że akurat od tego? Powiedziały ci to? Czy tak trudno kobiecie stać się nieszczęśliwą? – mrugnął do Przystojniaka.
- Spadaj, dupku – usłyszał w odpowiedzi.
14:30
Kolejny posiłek minął w grobowej niemal atmosferze. Porcja zgodnie z zapowiedzią była mniejsza od wczorajszej. Menu nie różniło się niczym od poprzedniego.Widocznie Głos nie umiał gotować zbyt wielu potraw lub miał ograniczone możliwości ich przyrządzania. Po obiedzie Prorok chciał odstawić naczynia na platformę. Potknął się jednak o krzesło i runął jak długi na łóżko Przystojniaka.
- Uważaj jak chodzisz, alfonsie – powiedział tamten.
- Co alfonsie, jaki alfonsie? – oburzył się Prorok. – Ja jestem alfonsem? A kto dostarczał panienki do burdelu? No, kto? – zapytała retorycznie
- Ale moje były dorosłymi kobietami – odezwał się zaczepiony – i wiedziały czego chcą. Szły pracować dobrowolnie i za pieniądze.
- Tylko ciekawe, dla kogo szły te pieniądze. Ty kasowałeś za to szmal, ja natomiast nie miałem z tego ani grosza.
- Robiłeś to z dobrego serca? Pieniądze cię nie interesowały. Nagrywałeś za to, co trzeba i potem miałeś nad sobą parasol złożony z polityków i innych wysoko postawionych dupków, którzy, jak ty, są bez jaj.
- Co ty możesz wiedzieć?
- Wystarczająco dużo mogę się domyślać. Nie potrafisz z dorosłymi kobietami, więc zadajesz się z dziewczynkami, dla których przez jakiś czas możesz zgrywać maczo.
- Tak uważasz? Jesteś dumny, że potrafisz zaspokoić setki kobiet. Ja nie zgrywam maczo, to ty chcesz nim być, ale nie potrafisz. Jesteś za słaby, za mało stanowczy. A widziałeś kiedyś maczo wahającego się? – usiadł na swoim łóżku. - Co ty o mnie możesz wiedzieć? Co wy wszyscy o mnie możecie wiedzieć? W waszych oczach widzę już prawie wyrok. Jakim prawem mnie sądzicie? Potępiacie mnie nie mając o niczym zielonego pojęcia. Wiecie kim była moja matka? Sprzątaczką. Zarabiała nędzne grosze które i tak ojciec przepijał. Nie potrafił nic robić poza piciem i biciem matki. To była święta kobieta.
- Jakby powiedziały panie – Szczęściarz uśmiechnął się ironicznie – typowa męska szowinistyczna świnia. Wszystkie kobiety to dziwki z wyjątkiem jego matki. Przypomina mi to jakiś film.... Ma pan nam coś jeszcze do przekazania?
- Tak, posłuchajcie dalej. Wychowałem się w kraju, w którym podobno zniesiono przywileje klasowe. Podobno również wierzono w nim w ideały Wielkiej Rewolucji. Wolność, równość, braterstwo. Wolny byłem jedynie od, a nie do. Równy też byłem, ale byli i równiejsi, którzy nie chcieli się ze mną bratać. Bardzo szybko musiałem iść do pracy i nie mogłem sobie pozwolić na luksus studiowania. Jakoś jednak zarabiałem na życie i przede mną rysowała się możliwość kontynuowania nauki. Miałem również dzie...
Urwał wpół słowa. Wstał i podszedł do stołu. Usiadł na krześle, drżącymi rękoma nalał sobie wody z dzbanka. Gdy opróżnił szklankę, trzymał ją przez chwilę obracając w dłoniach, potem mówił dalej.
- Miałem również dziewczynę. Kończyła prawo. Ja zdałem w końcu na studia. Mieliśmy się pobrać. Wtedy miałem wypadek. Przechodziłem ulicą i potrącił mnie samochód. Noga zrosła się bez problemu, lewa ręka do dziś jest trochę sztywna. Najgorsze, że maska zrobiła mi w majtkach... jajecznicę. Dlatego od tej pory właściwie już nie mogę. To znaczy – poprawił się. – udaje mi się raz na... jakiś czas.
- A co z dziewczynÄ…?
- To chyba jasne. Odeszła. Powiedziała, że pięć razy do roku, to ona może męża zdradzać, a nie z nim sypiać.
- Dziwisz się jej? – odezwał się Głos. – Pomyśl, czy gdybyś był zdrowym, silnym mężczyzną, zniósłbyś tak oziębłą żonę? Jeślibyś się z nią nie rozwiódł, to ciągle byś chodził na boki, albo co gorsza znalazł byś sobie kogoś na stałe. Można powiedzieć, że trzeźwo oceniła sytuację i była uczciwa.
- Nieprawda, lekarz powiedział, że mój problem leży głównie w sferze psychicznej. Gdyby znalazł się ktoś, kto zechciałby mi pomóc, miałbym szansę wrócić do... pewnej sprawności.
- Coś ci powiem. Miałem kiedyś na studiach zajęcia z psychologii. Wykładowca przyprowadził raz seksuologa, który mówił dużo śmiesznych rzeczy. Jedną z tego jego gadaniny zapamiętałem dokładnie, gdyż użył bardzo obrazowego sformułowania: odblokowani faceta jest tak łatwe jak przekopanie Kanału Sueskiego. Do widzenia, muszę kończyć.
- Poczekaj Głosie – poprosił Przystojniak. – Proszę wyjaśnij mi, jak ktoś kogo żona puściła w trąbę, może bronić kobiet?
- Mój drogi – powiedział pobłażliwym tonem Głos. – To nie kobiety są złe. To ludzie są źli. Staram się więc być obiektywny. Ponieważ zaś trafiłem na chorobliwych antyfeministów, siłą rzeczy biorę stronę kobiet. Jasne, że z mojej, czysto męskiej, strony wygląda na to, że one są bardzo złe, czy głupie, lecz pewnie z ich strony, rzecz wygląda dokładnie na odwrót. Prawda zaś na pewno leży po środku. Nie rozumiem więc, dlaczego miałbym napadać na kobiety w całości, tylko dlatego że zawiodła mnie ona. Zawodziły mnie różne osoby, zarówno mężczyźni jak i kobiety...
- Dlatego, że ona jedna nie powinna tego zrobić.
21:00
- Chciałem panom powiedzieć dobranoc. Światło wyłączy się samoczynnie o 22:00.
- Przepraszam bardzo - odezwał się Kapral – czy nie moglibyśmy dostać jakiejś gry, książki, czy chociażby kart? Strasznie tu nudno.
- Pan zdaje mi się pomylił skierowanie. To nie są wczasy, lecz Sąd Ostateczny. Poza tym nie rozumiem, jak można się nudzić w tak ciekawym towarzystwie. Pogadajcie sobie nawzajem o własnym życiu. To pomoże wam również w dokonaniu wyboru, który jest nieuchronny. Dobranoc.
Cała czwórka powoli przygotowywała się do snu. Kapral wyprał w zlewie skarpetki i majtki i powiesił je starannie na oparciu krzesła zachowując między nimi symetryczną odległość. Przystojniak przestał wreszcie czytać listy i położył się na łóżku. Ręce skrzyżował na brzuchu i patrzył w jakiś punkt na suficie, od czasu do czasu mrugając tylko powiekami. W końcu nie zmieniając pozycji powiedział:
- Może on ma rację
- Kto? – nie załapał Prorok
- GÅ‚os.
- JakÄ… racjÄ™?
- Taką, że powinniśmy ze sobą porozmawiać i opowiedzieć coś o sobie.
- No wiesz co? – nie krył oburzenia Szczęściarz. – Nie spodziewałem się, że tak szybko mu ulegniesz.
- Nie o to chodzi. – Przystojniak usiadł na łóżku. – Ale ta monotonia jest dobijająca. Jemy, sramy, myjemy się. Rozmawiamy praktycznie tylko wtedy, kiedy on się do nas odezwie.
- Bo i o czym tu rozmawiać? O tym co nas czeka? To ja już wolę milczeć.
- Nie o tym. Mówmy o sobie. Poznajmy się, rozmawiajmy.
- Dobrze mówi – podchwycił Prorok. – moją historię już znacie. Powiedzcie coś trochę o sobie. Może ty zaczniesz.
- Jestem strasznym gadułą – skrzywił się bawidamek. – Jakbym zaczął opowiadać to wy byście słowa nie powiedzieli. Może najpierw Kapral.
Zagadnięty wychodził właśnie z ubikacji. Trzy pary oczu spoczęły na nim. Podszedł do łóżka, poprawił je. Przez moment zastanawiał się jak ma zareagować.
- Dobrze, jeśli chcecie. Moja historia będzie krótka. Urodziłem się w małym miasteczku, którego podstawą egzystencji był garnizon. Mój ojciec był rzeźnikiem i zaopatrywał wojsko w mięso. Matki prawie w ogóle nie pamiętam. Ponoć wyjechała kiedyś z jakimś kapitanem, którego przenieśli do innej jednostki. Moja ciotka twierdziła nawet, że mam jego oczy.
Kapralowi ta wersja wyraźnie się podobała. Być synem rzeźnika nie było może hańbą, natomiast mieć ojca oficera to było, w jego oczach, coś na pewno dużo lepszego.
- Ojciec chyba tego na szczęście nie zauważył albo przynajmniej nigdy nie dał mi tego odczuć. Bardzo chciał, abym się kształcił i został prawnikiem lub lekarzem. Mnie jednak pociągało zupełnie coś innego. Nie nudne, jednostajne życie mieszczucha, czy też małomiasteczkowego inteligenta.
- Chciałeś do wojska? – domyślił się Szczęściarz.
- Tak, chciałem być żołnierzem. Komandosem w specjalnej jednostce. Brać udział w trudnych zadaniach, igrać ze śmiercią.
- Marzenia małego chłopca.
- Prawdziwi mężczyźni zawsze pozostają małymi chłopcami. A mnie moje marzenia nie opuszczają do dziś. Ojciec nie zgodził się na to, bym wstąpił do armii. Przekonywał, że mam jeszcze czas, że najpierw powinienem skończyć studia, a dopiero potem pomyśleć o wojskowej karierze. Lecz mnie nie interesowało, czy będę pułkownikiem, czy generałem, chciałem być żołnierzem. Oczywiście chciałem awansować, ale nigdy do stopnia, który by mi kazał siedzieć za biurkiem i stamtąd wydawać rozkazy.
Urwał i sięgnął do kieszeni marynarki. Wyjął stamtąd brązową buteleczkę, odkręcił ją i wysypał na dłoń dwie tabletki. Podszedł do stołu, nalał sobie wody. Przez chwilę oddychał ciężko, próbując samodzielnie zwalczyć ból. Wreszcie połknął tabletki, popił i wrócił do przerwanego wątku:
- Uciekłem z domu, to znaczy o ile można mówić o ucieczce pełnoletniego człowieka. Dla mnie to była jednak prawdziwa ucieczka, całe życie byłem wychowywany pod kloszem. Ukochany jedynak, któremu nic nie brakowało. Dopiero wojsko nauczyło mnie życia. Tam spotkałem prawdziwych mężczyzn. Takich, jakim sam chciałem być. Zostałem komandosem. Uczestniczyłem w wielu niebezpiecznych akcjach, zasłużyłem się dla kraju.
W oczach Kaprala pojawił się dziwny blask. Już nie był w celi śmierci, nie widział pozostałych. Teraz uczestniczył w ciężkich misjach, strzelał, uciekał przed kulami, skakał z wysokich budynków. Kopnięciem nogi otwierał drzwi, a potem dumnie wypinał pierś otrzymując kolejne odznaczenie.
- Jednak ojczyzna panu podziękowała za służbę – sprowadził go na ziemię miliarder.
- Tak, to prawda – żołnierz ponuro zwiesił głowę. – Najpierw przenieśli mnie do szkolenia poborowych. Chciałem z nich zrobić dobrych żołnierzy, ale oni tylko liczyli dni dzielące ich od wyjścia do cywila.
- Paru przycisnÄ…Å‚eÅ› za mocno?
- Za mocno – Kapral pogardliwie wydął wargi. – Gówna nie trzeba przyciskać za mocno żeby człowiekowi ręka śmierdziała. Wystarczy dotknąć – wypił resztę wody, która pozostała w szklance. – Miałem sprawę o znęcanie się. Na szczęście umorzyli. Potem niestety prasa zrobiła wokół tego trochę szumu i postanowili się mnie pozbyć. Lekarz powiedział, że nie mogę pełnić czynnej służby.
- To chyba prawda. Cały czas zażywasz lekarstwa.
- To przez te cholerne dwa lata, które spędziłem na jakimś zadupiu, gdzie nic się nie dzieje. Ten spokój mnie rozstroił i zabijał na raty.
21:45
Wszyscy leżeli już w łóżkach. Za kwadrans światło miało zgasnąć, a cały ich świat pogrążyć się w ciemności.
- Teraz pana kolej – powiedział Przystojniak, śpiący najbliżej Szczęściarza.
- Skoro wam się nudzi, to niech będzie. I tak pewnie większość z was zna moje życie z gazet...
- Niestety czytuję jedynie te kulturalne rubryki – uśmiechnął się złośliwie Prorok. – A poza tym surowe reguły mojej sekty zabraniały grzesznego kontaktu ze światem zewnętrznym.
- Nie lubisz mnie, co? Myślisz, że jesteś ode mnie lepszy, bo do swoich gównianych pieniędzy doszedłeś sam, a mnie podano wszystko na talerzu? Akurat. To prawda, że mój ojciec miał duży majątek, który dostał w spadku po ojcu. Niestety, odziedziczył po nim również swojego brata. Dopóki rodzice żyli, interes jakoś się kręcił i szaleństwa mojego stryja bilansowały się z zyskami firmy.
Ja studiowałem wtedy archeologię. Biznes miał przejąć po ojcu mój młodszy brat, od małego mający niesłychaną smykałkę do robienia interesów. Miał także jedno wielkie hobby, pilotowanie samolotów. Całe dnie potrafił spędzić w powietrzu, wypróbowując możliwości swoich nowych zabawek. Uciekał tam zawsze gdy brakowało mu pomysłów na rozwiązanie jakichś problemów. Po powrocie na ziemię wiedział już co robić. Kiedyś zabrał na taką podniebną przejażdżkę rodziców. Zlekceważył ostrzeżenie meteorologów. Uważał, że jak wzbije się ponad chmury, to nic mu nie grozi... Zginęli wszyscy. Całą firmę przejął mój stryj, bo ja zupełnie nie miałem do tego głowy. O tym, że on również nie, przekonałem się, gdy nie nadeszły pieniądze mające pokryć koszty mojej wyprawy. Zdenerwowany poszedłem do banku i tam dowiedziałem się, że konta zostały zablokowane za długi.
Żarówki zgasły. Przez kilka sekund w pokoju było słychać jedynie miarowe tykanie zegara i przekręcanie się na łóżku. Szczęściarz wstał i po omacku dotarł do ubikacji.
- Ciekawa historyjka, no nie? – zagadnął Prorok, ale odpowiedziała mu tylko cisza.
- I co dalej? – spytał żigolak po powrocie bogacza.
- Wróciłem do kraju i w ciągu dwóch tygodni nauczyłem się jak zarządzać przedsiębiorstwem. W tym czasie mój stryj zniknął z resztą pieniędzy, a ja zostałem z setką nie spłaconych rachunków. Musiałem być twardy w tej walce o wszystko. Kiedyś jednak dostawca przysłał nam słaby towar. Ot, po prostu przyzwyczaił się, że nie składamy reklamacji. Jak to zobaczyłem, to zadzwoniłem do niego i kazałem mu czekać na mój przyjazd. Żadnego rejsowego samolotu już nie było, a firmowe dawno poszły na spłatę długów. Wsiadłem więc w samochód i przez jedną noc przejechałem trzy granice.
Cisza która zaległa po ostatnich słowach sprawiła, że wszyscy pomyśleli, iż bogacz przerwał swą opowieść. On jednak, jak gdyby nigdy nic, rozpoczął ją po kilku minutach.
- Rano zastaÅ‚em go w fabryce. SiedziaÅ‚ w swoim biurze, które znajdowaÅ‚o siÄ™ nad halÄ… i jadÅ‚ akurat drugie Å›niadanie. PowitaÅ‚ mnie peÅ‚en uÅ›miechów, grzeczny i uniżony przepraszaÅ‚ za tÄ…, jak okreÅ›liÅ‚, „pomyÅ‚kÄ™ â€. ObiecaÅ‚, że wiÄ™cej siÄ™ to nie powtórzy.
- A ty co?
- Ja? Zrzuciłem mu śniadanie na podłogę, a jego samego wsadziłem w szybę, oddzielającą jego biuro od hali. Robotnicy zatrzymywali pracę i patrzyli, jak ich szef przez kilka minut wisi nad halą i słucha uważnie, co mam mu do powiedzenia.
- Skąd aż taka zmiana charakteru? Z łagodnego naukowca krwiożerczy kapitalista.
- Możecie się śmiać ale nauczyłem się tego na wykopaliskach...
- Ze źródeł historycznych?
- Nie, z empirycznych. Dostawcy sprzętu są przyzwyczajeni, że naukowcy wydają nie swoje pieniądze i nie potrafią ich liczyć. A ja, mimo tego, że byłem bogaty, sprawdzałem każdy grosz zanim go wydałem.
- Stąd też pewnie wzięła się twoja niechęć do płacenia podatków?
- Pomyślałby kto, że twoja sekta płaciła je regularnie.
- Jako organizacja religijna byliśmy z większości zwolnieni...
- Przestańcie się kłócić – uciął Przystojniak i wrócił do głównego wątku. – Doniósł policji?
- A skąd. Od tej pory miałem najlepszy towar, a pan dyrektor zapraszał mnie rokrocznie z moją małżonką na dwutygodniowy wypoczynek w górach.
- No właśnie, czytałem gdzieś, że swoje Imperium zawdzięczasz w dużym stopniu majątkowi swojej żony.
- To bzdury, które wypisywały feministyczne szmatławce. Moja żona była zamożną kobietą ale cały jej posag starczyłby zaledwie na pokrycie czwartej części długów jakie zastałem w firmie.
- No tak, ale ...
- Panowie przestańcie już rozmawiać. – poprosił Kapral – skończycie jutro.
- Dobrze. Dobranoc.
Dzisiejszy dzień wyraźnie ich rozluźnił. Nie stało się nic strasznego, a pozostali też raczej nie pałali żądzą skazania kogokolwiek. Jeśli tylko ten wariat okaże się rzeczywiście uczciwy, to powinni jakoś to wytrzymać.
Po chwili słychać już było tylko miarowe oddechy.