Tekst DZIEŃ 6
był czytany 928 razy
DZIEŃ 6
Godz.8:30
Jak co dzień, o ósmej, żarówki zaczęły rozjaśniać cele. Szczęściarz mocno zamknął oczy i przekręcił się twarzą do poduszki. Dziś już miał być ostatni dzień, ale nie chciał wstawać, bo przed chwilą śniło mu się, że już wszystko ma za sobą. Siedział na swoim jachcie wraz z córką i żeglowali po bezkresnych morzach i oceanach. Dął leciutki wiaterek, delikatnie wydymając płachty żagli. Jakże różny był to sen w porównaniu z tymi z ostatnich kilku dni. Był jak cisza zapadająca po burzy.
Właśnie miał przybijać do brzegu wyspy, którą zakupił na jednym z południowych mórz, kiedy słońce do tej pory nastrojowo oświetlające okolice zaczęło razić go w oczy. No tak, zapaliły się żarówki. W jednej chwili wszystko okazało się być niestety jedynie pięknym złudzeniem. Postanowił, że poczeka aż wstanie Przystojniak, lecz gdy cisza przedłużała się, odemknął prawą powiekę, wystającą ponad pościel. Nie miał najlepszego wzroku i przez chwilę oko akomodowało się do nowych warunków. W pierwszym momencie nie mógł niczego rozpoznać, potem dostrzegł zarysy przewróconego stołu. Obok leżały potłuczone szklanki i dzbanek. Nad krawędzią wisiała para męskich półbutów. Były starannie zasznurowane i brązowe.
Z wrażenia natychmiast usiadł na łóżku. W miejscu, gdzie dawniej wisiał zegar, zaczepiony był skórzany pasek od spodni Przystojniaka. W pętli zrobionej z niego wisiał sam właściciel. Twarz była już mocno sina, oczy przeraźliwie wytrzeszczone. Więc jednak to zrobił. Ciekawe, czy był tak odważny, że skończył ze sobą, czy tak tchórzliwy, że nie mógł znieść tego co tak dobrze pamiętał.
Obok przewróconego stoÅ‚u leżaÅ‚a kartka. PodszedÅ‚ i wziÄ…Å‚ jÄ… do rÄ™ki. No tak, list samobójcy. Do koÅ„ca pozostaÅ‚ poetÄ…. Jego ostatni utwór byÅ‚ krótki i raczej siÄ™ nie rymowaÅ‚: „Nie zasÅ‚ugujesz na to, żeby żyć. Ja też nie. Ale ty masz jeszcze dla kogo żyćâ€. Pod spodem jakiÅ› zawijas. To pewnie jego prawdziwe imiÄ™ i nazwisko.
Śmieszne. Do tej pory znał go jako Przystojniaka. Teraz jeszcze bardziej niż przedtem nie zasługiwał na swoje przezwisko.
- Dzień dobry ...
- Głosie, to już koniec. Wypuść mnie.
- Miałem nadzieję, że wytrzyma jednak do końca. No cóż, trudno. Czas dopełnić ceremonii. Dziękuję ci za pomoc w przeprowadzeniu tego przedstawienia.
- Wypchaj się z swoimi podziękowaniami. Gdyby nie to, że tak dużo o mnie wiedziałeś i mogłeś pozbawić mnie miłości jedynej osoby na której mi zależy, gówno byś dostał.
- Pan mnie tak nie lubi, a ja chciałbym się jakoś panu na koniec odwdzięczyć.
- W ramach tej wdzięczności wypuść mnie i przestań wreszcie szantażować. Mam nadzieję, że nasyciłeś już swoją żądzę zemsty i śmierć tych trzech głupków ci wystarczy. A tak a propos, czy ja ci naprawdę zabrałem kiedyś interes?
- Owszem. Nie był duży, za to mój... A wracając do pańskiej prośby, niestety nie mogę jej spełnić. Za to mogę pozwolić panu wybrać rodzaj śmierci.
- Jakiej śmierci? Coś ci się chyba pomieszało. Wiesz kim ja jestem? Poza tym przecież Przystojniak nie żyje!
- I co z tego? Reguły były jasne. Na wybrańca miała zagłosować większość i nikomu nie wolno się wstrzymać od głosu. Tymczasem za jego śmiercią głosował byś co najwyżej ty...
- Ależ on przecież popełnił samobójstwo. Nie wydaje ci się, że to tak jakby głosował na siebie?
- To, że się sam zabił, może wprawdzie wskazywać na taką wolę, ale nie musi. Może nie chciał swojej śmierci, a jedynie nie mógł znieść swojego życia?
- Wątpliwości sąd interpretuje na korzyść oskarżonego.
- Cóż za niespotykana praworządność.
- Poza tym mam jego ostatni list – pokazaÅ‚ trzymanÄ… w rÄ™ku kartkÄ™.- Tam stoi czarno na biaÅ‚ym : „ Nie zasÅ‚ugujesz na to, żeby żyć. Ja też nie. Ale ty masz jeszcze dla kogo żyćâ€. Czy to nie wystarczy?
- Wystarczy. ZwÅ‚aszcza pierwsze sÅ‚owa : „ Nie zasÅ‚ugujesz na to, żeby żyć.†On nie chciaÅ‚, żebyÅ› ty żyÅ‚. A ja nie usÅ‚yszaÅ‚em od niego słów: „zabij mnieâ€.
- Ode mnie też ich nie usłyszysz.
- Nie muszę. Ponieważ nie może się pan wstrzymać od głosu, musi pan być za. Takie ustaliłem reguły.
- Więc chcesz mnie zabić?
- Niestety tak.
Szczęściarz rozejrzał się wokoło, z rozpaczą szukając czegoś, czym mógłby się zasłonić, lecz przypomniał sobie, że nie ma bladego pojęcia o tym w jaki sposób Głos ma zamiar przeprowadzić egzekucję. Równie dobrze może go zastrzelić, otruć gazem, bądź utopić. Boże drogi, i pomyśleć, że pomógł przygotować własny pogrzeb. Nie przypuszczał, że tamten się odważy. Był potężnym człowiekiem, któremu zawsze wszystko się udawało. Przecież tak mówili o nim: Szczęściarz. Jak można tak głupio skończyć? Nie, to nie możlikwe.
- Czy wybrał pan już rodzaj śmierci? Mogę zaoferować panu każdą z wyjątkiem tej ze starości – Głos roześmiał się z własnego dowcipu. – Osobiście proponowałbym kulę. Są najmniej bolesne i nie zauważy pan nawet, jak umrze. Mógłbym wprawdzie jeszcze zabić pana podczas snu, ale obawiam się, że ze strachu zbyt długo by się pan bronil przed nim. Ja zaś nie mam czasu bo dzisiaj muszę dokończyć moje dzieło... stworzenia – roześmiał się po raz drugi.
- Nie możesz tego zrobić! Nie pozwalam! Nie wolno ci zrozumiałeś!! Co to za dźwięk? Proszę cię uwolnij mnie!! Błagam!!! Dam ci milion. Nie dam ci dwa miliony!!! Dam ci dziesięć milionów tylko nie rób mi krzywdy!! Nie!!! Nieeeeee!!!!
13:00
Przez kilka minut zastanawiał się, czy już przypadkiem nie znalazł się na lepszym z tych światów. Ból głowy uświadomił mu jednak, że wciąż należy do grona żywych. Nie wiedział wprawdzie dlaczego tak się stało, ale jakis wewnętrzny głos podpowiadał mu, że zaraz się to wyjaśni. Podniósł się z podłogi i uważnie rozejrzał się wokół.
- Cieszę się, że nic się panu nie stało – Głos był spokojny. – To było tylko zwykłe omdlenie spowodowane strachem.
- Dlaczego mnie nie zabiłeś? Przecież tak byłoby najlepiej. Sam tak mówiłeś. Pewnie chcesz, żebym spojrzał w oczy śmierci.
- Po pierwsze: nie wybrał pan rodzaju śmierci, co panu obiecałem, a po drugie postanowiłem wyznać panu na koniec prawdę i przyznać się do tego kim jestem.
- To ja ciÄ™ znam?
- Oczywiście. Wystarczy, że przycisnę guzik na mojej konsolecie, a okaże się dobrym znajomym. Uwaga, czary mary – słychać było lekkie stuknięcie... – No i jak teraz, drogi szefie? – Głos zmienił się nie do poznania.
- Ty jesteś... ty jesteś – Szczęściarz nie mógł wyjść z szoku. Usiadł i nic nie rozumiejącym wzrokiem wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Nie dowierzał własnym uszom.
- Jestem twoim sekretarzem. Pracuję u ciebie od wielu lat, codziennie przynoszę ci korespondencję, odpowiadam na nią, analizuję strukturę dochodów, doradzam, zawsze korzystnie, co sprzedać, a co kupić. Dzięki mnie zarobiłeś co najmniej sto milionów. A to wszystko w zamian za to, że zabrałeś mi interes wart zaledwie pareset tysięcy. Kilka barów, dwie restauracyjki.
- Jak mogłeś?
- Bardzo łatwo. Będąc cały czas przy twoim boku, mogłem kontrolować każde twoje posunięcie. Swoje nagłe wyjazdy mogłem tłumaczyć wizytami u upadłej matki. Nie zauważyłeś, że szantaż rozpoczął się w chwili, gdy zacząłeś konsultować ze mną każde swoje posunięcie. Myślałeś, że dokładnie mnie sprawdziłeś a poza tym nie mogłeś podejrzewać, że grozi ci facet, dzięki któremu zarobisz krocie. Ile ja od ciebie wyciągnąłem przez ten szantaż? Ledwo milion?
- Po co ci były te pieniądze? Przecież u mnie zarabiałeś znacznie lepiej.
- Każdy grosz, który mi dałeś, odkładałem pieczołowicie na konto. Musiałem mieć opinię uczciwego, statecznego człowieka. Gdybym zaczął wydawać zbyt dużo pieniędzy, to po pierwsze straciłbyś do mnie zaufanie, a po drugie mógłbyś zacząć coś podejrzewać. A z tych pieniędzy musiałem opłacić stałą obserwację Przystojniaka, załatwić zwolnienie z wojska Kaprala. Najwięcej kosztowało mnie utrzymanie organizacji śledzącej Proroka.
- Czy oni wszyscy naprawdÄ™ ci coÅ› zawinili?
- Tak. Poza tym każdy przyczynił się do czyjejś śmierci, a więc sam zasługiwał również na śmierć. Może najmniej Przystojniak, ale on w gruncie rzeczy też.
- To jednak on zamordował tego nauczyciela.
- Nie, choć chciał wierzyć, że tamten zginął przez jego nienawiść
- Więc kogo zabił oprócz Proroka?
- JÄ….
- W jaki sposób?
- Niesłychanie prosty. Przecież był poetą, a potęga słów jest ogromna.
- Nie wierzÄ™.
- A jednak.
- Zabił ją wierszami? – uśmiechnął się sarkastycznie bogacz.
- Nie. Wydał pod pseudonimem książkę, w której dokładnie opisał tę, opowiedzianą również wam, historię i zrobił z niej lekturę obowiązkową dla jej wszystkich facetów. Nie był to wprawdzie bestseller, ale jemu to wystarczyło.
- Nie spodziewałem się tego po nim.
- Ona też nie.
- Niezły jest – Szczęściarz pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Raczej był – poprawił go sekretarz. – Jak się pewnie domyślasz, nie wytrzymywali tej świadomości i odchodzili. Wprawdzie trafił się jeden twardziel, ale wtedy nasz nieżyjący przyjaciel powiadomił o tym jego znajomych i to poskutkowało.
- Ale mściwy gość.
- To fakt. Zemsta przesłoniła mu wszystko i nie pozwoliła normalnie egzystować.
- To chyba jak z tobÄ….
- Raczej nie. Ja wygrałem.
- A przynajmniej tak ci siÄ™ wydaje.
- Masz wątpliwości?
- Jeśli celem było zabicie nas wszystkich, to rzeczywiście udało ci się. No chyba, że masz jeszcze jakiś ukryty cel. A ona – powrócił do przerwanego wątku – popełniła samobójstwo?
- Nie, tylko zaczęła dużo pić. Wracała kiedyś z baru samochodem i trafiła na drzewo. Tak więc i on był winny czyjejś śmierci i zasługiwał na to, żeby znaleźć się tu z wami
- Jesteś bardziej okrutny niż my wszyscy
- Ależ skąd. Prorokowi nawet przedłużyłem życie. Gdyby nie ja, tamci by go dawno zatłukli. Wymusiłem na nich, żeby się zgodzili na ujęcie go żywcem, a potem zrobili mu proces. I tak wszyscy myśleli, że wyrok może być tylko jeden. A u mnie miał szansę przeżyć.
- Miałeś więc zamiar wypuścić nas stąd?
- Oczywiście. Gdybyście rzeczywiście znaleźli wśród was frajera, który by za was zginął, pozostałych bym wypuścił. Inna sprawa, że nie wierzyłem, że się taki znajdzie. Nie ufaliście sobie i baliście się podjąć jakąkolwiek decyzję. Byłem pewien, że prędzej pozabijacie się nawzajem.
- A skąd wiedziałeś o...? – Szczęściarz się zawahał.
- O twojej żonie? – dokończył sekretarz.
- Tak.
- Bardzo długo przygotowywałem się do roli twojego sekretarza. Musiałem zdobyć poparcie wielu wpływowych ludzi, wejść w łaski twoich bliskich, pójść do łóżka z twoją córką...
- Ty sukinsynu, ja ci jeszcze...
- Spokojnie szefie, bo zaraz pana trafi apopleksja, jak naszego nieodżałowanej pamięci Kaprala. Przecież powinien pan pamiętać, że to ona mnie panu poleciła.
- Jak to? Spałeś z nią, kiedy nie miała nawet 16 lat.
- Kobiety dzisiaj szybko dojrzewają, a ona zawsze lubiła ostrą jazdę. Niech pan więć nie myśli, że byłem jej pierwszym. Co to, to nie. Byłem jednym z wielu. Potem jednak, żeby nie stracić pańskiego zaufania, nie kontynuowałem romansu, albo, jak pan woli, mezaliansu. Ku, przyznaję, nieukrywanemu żalowi zainteresowanej.
- Moja córka miałaby żałować takiego wypierdka metr siedemdziesiąt w kapeluszu – roześmiał się szyderczo Szczęściarz. – Ona mogłaby mieć wszystkich mężczyzn, o jakich zamarzyła.
- To prawda, lecz najbardziej szkoda tego, którego akurat mieć nie można. Wkrótce jednak pocieszyła się kimś innym, co sprawiło, że zapomniała o mnie. Bardzo mnie to ucieszyło, bo jej niechęć do mnie bardzo mogła pokrzyżować mi plany.
- Ale skąd wiedziałeś o mojej żonie?
- To proste. Z pomocą życzliwych ludzi udało mi się znaleźć kobietę do złudzenia przypominającą portret w twoim gabinecie. Oczywiście, odpowiednio zeszmacony. Ona za parę setek i butelkę wódki opowiedziała mi to. To u niej bywałem, udając wyjazdy do źle prowadzącej się matki.
- To suka, szkoda, że nie zachlała się wcześniej.
- Czy to ładnie tak mówić o własnej szwagierce? Prostytutka to taki sam dobry zawód jak każdy inny, a powiedział bym, że nawet jeszcze lepszy, niż taki, na przykład, biznesmen, czy adwokat. Cenę ustala z góry, nie mówi, że ją boli głowa, a może zabrać co najwyżej portfel.– sekretarzowi zaschło w gardle i musiał się czegoś napić. – Ja zresztą postanowiłem dać jej jeszcze jedną szansę.
- Co zrobiłeś?
- Zafundowałem jej klinikę odwykową a potem dałem pracę gosposi u Kaprala.
- JesteÅ› bardzo przewidujÄ…cy.
- To prawda. Więc jak, namyślił się już pan? Mam coraz mniej czasu.
- Powiedz mi jeszcze, co ci przyjdzie z mojej śmierci. Policja i prasa zaczną węszyć i ktoś może wpaść na twój trop. Teraz wprawdzie nie masz już wyjścia ale jeszcze niedawno mogłeś wrócić na swoją starą posadę i wieść bezpieczne i dostatnie życie
- Zapewniam pana, drogi szefie, że wszystko obmyśliłem w ten sposób, że nikt nie będzie miał cienia wątpliwości, że pański zgon to nieszczęśliwy wypadek. Zwłaszcza, że pana wypróbowany przyjaciel pożegnał się już ze stanowiskiem ministra a jego zastępca-następca nie przepada za panem.
- Ale co ty z tego będziesz miał?
- Pańskie pieniądze.
Szczęściarzowi po raz kolejny zrobiło się ciemno przed oczami. Złapał się na wszelki wypadek poręczy łóżka i przez chwilę dochodził do siebie. Z trudem wyrównał oddech.
- Tak właśnie, pańskie pieniądze. Mam zamiar wykorzystać je lepiej, niż pan, który wydawał je tylko na własne przyjemności oraz pomnażał, by oddać swojej córce. Ja będę je pomnażał dalej, lecz w taki sposób, by przyniosły szczęście setkom, tysiącom innych. By procentowały nie na kontach, lecz w ludziach.
- W jaki sposób chcesz dostać moje pieniądze?
- Bardzo prosty. W ostatnią niedzielę szef był tak zaaferowany nadchodzącymi zdarzeniami, iż nie zauważył, jak podpisuje rozszerzenie moich pełnomocnictw do zarządu swoim holdingiem na wypadek jakiegoś nieszczęścia ...
- Kto w to uwierzy?
- Każdy, kto zobaczy wyniki pańskich badań z ostatniego półrocza. Wiem, że nawet przede mną chciał pan je ukryć, ale nasz doktor bał się o pana zdrowie. Wiedząc, że pan może nie stosować się do jego zaleceń nakazał mi dyskretną kontrolę pańskiego trybu życia.
- Głupi dureń.
- Jest pan niesprawiedliwy. Po prostu martwił się o pana. A wracając do tematu. Zarząd powierza mi pan wprawdzie tymczasowo, do czasu odzyskania przez pana zdrowia ale ponieważ to nigdy nie nastąpi, stanie się on częścią pańskiego testamentu. Wszyscy przecież wiedzą, że zapisał pan w nim wszystko córce, dając jej prawo do połowy zysków holding,u ale zarząd na nim miał sprawować kto inny. Wyboru miał pan dokonać w terminie późniejszym lecz powszechnie wiadomo, że i tak de facto byłem od kilku lat współzarządzającym. W tej sytuacji nikogo nie zdziwi pańska zapobiegliwość i osoba, której powierzył pan losy swego imperium. Dla dobra, rzecz jasna, pana jedynej pociechy.
- Nie miałeś więc zamiaru wypuszczać mnie stąd.
- Co to, to nie. Gdybyście rzeczywiście wybrali spośród siebie kogoś, wtedy resztę bym wypuścił. Jestem uczciwym sędzią. Te zabezpieczenia były na wypadek gdyby wybrankiem losu nie był pan. Pańska zawiedziona w uczuciach córka z pewnością nie przedłużyłaby ze mną umowy o pracę a zbyt wiele zrobiłem dla tej firmy, żebym tak głupio miał stracić posadę.
Szczęściarz zupełnie oklapł. Wyglądało na to, że jego seketarz dokładnie wszystko przewidział i w jego planie nie było miejsca na najmniejszy błąd. Znał go przecież doskonale. Zawsze skrupulatny, zdyscyplinowany, przez jego nieostrożność nie stracił nigdy ani grosza. Postanowił jednak przed śmiercią zepsuć mu trochę humor.
- A więc chcesz, chłopcze, za pomocą moich pieniędzy naprawić świat. No, no – pięknie. Tylko że ci się to nie uda.
- Nie chcę od razu naprawiać całego świata. Na początek jakiś mały kawałek.
- To dobrze, że i tak nie chcesz zmieniać całego mechanizmu, jak rewolucjoniści. Jednak jeśli masz zardzewiały zegarek to gdy wstawisz dwa nowe kółka i tak zegarek będzie stał i nie stanie się przez to nawet odrobinę lepszy. Nowe elementy zresztą też wkrótce pokryją się obrzydliwą i brudną śniedzią. Lecz ciebie nie stać nawet na te dwa kółka. Do tej pory tylko zarządzałeś olbrzymimi pieniędzmi, w gruncie rzeczy nie mając pojęcia o ich niszczącej sile. Tak naprawdę, jak bardzo potrafią być destrukcyjne, przekonasz się teraz. Do tej pory zazdroszczono ci dobrej posady na której miałeś pół miliona rocznie. Teraz twój udział sprawi, że osiągniesz wielomilionowe zyski. Miernoty, które obdarzały cię swoją przyjaźnią, by uzyskać wstawiennictwo u pryncypała, mogłeś łatwo rozpoznać. Teraz o twoje względy będą zabiegać możni tego świata i nigdy nie domyślisz się, który z nich chcę cię zniszczyć, a który tylko na tobie w tej chwili zarobić. Bo potem i tak będzie chciał cię zniszczyć. Nagle zobaczysz, że tysiąc czy milion, które będziesz dawał biednym są przez nich marnowane, bo pieniądz to dla nic wartość przejściowa i w większości nie potrafią go docenić. Zacznie cię to denerwować, bo to przecież twoje pieniądze ...
- Zamknij się. Nie chcę tego słuchać – słowa były o wiele ostrzejsze niż ton głosu.
- A kobiety? Będą setkami pchać się do twojego łóżka. Nigdy nie będziesz wiedział, czy któraś z nich cię kocha, czy tylko liczy zera na twoim koncie, ciebie samego uważając za jedno wielkie zero. A kogoś takiego jak ty, ta niepewność będzie prześladowała do ostatnich dni, bo przecież nie ufasz nikomu z pełnym portfelem. Nigdy nie byłeś głodny, ale nigdy tak naprawdę nie opływałeś w luksusy. A z pieniędzmi jest tak jak ze frakiem. Pasują dobrze dopiero w trzecim pokoleniu. Wtedy umiesz je wydawać i nie przywiązujesz do nich wagi. Tak jak potrafi to robić moja, pogardzana przez ciebie, córka. Podejrzewam, że ona zrobi o wiele więcej dobrego dla ludzkości niż ty.
- Zamknij się bo zaraz wymyślę taki rodzaj śmierci, którą będziesz pamiętał nawet na tamtym świecie.
- Denerwuje cię to co mówię, bo wiesz że to prawda.
- Dobrze, sam tego chciałeś – głos Sekretarza był stanowczy ale nie zdradzał oznak zdenerwowania. – Miałem ci tego oszczędzić, ze względu na starą przyjaźń, ale skoro się o to prosisz. Poczekaj chwilę.
Szczęściarz zastanawiał się przez moment nad tym, co miało być mu oszczędzone. Cóż ten wariat może mu jeszcze zrobić gorszego? Przeszedł się kilkukrotnie po celi, oczekując nadchodzących wydarzeń. Dopiero teraz skonstatował, że nie ma już w niej ciała Przystojniaka, a zegar wisi na swoim miejscu. Po stłuczonych naczyniach też nie było śladu. Cholerny pedant. W papierach też miał taki porządek.
Po kilku minutach na platformie, na której przyjeżdżało jedzenie, zjechał telewizor z wbudowanym video. Leżało na nim także kilka gazet oraz nie podpisana kaseta.
- Jeśli uważasz, że się na tobie zemściłem, to się grubo mylisz. Dopiero teraz zrozumiesz co to znaczy prawdziwy ból. Myślisz, że udałoby mi się zrobić to wszystko samemu? Nie, pomogła mi w tym twoja uwielbiana i hołubiona córka.
Trąby jerychońskie nie mogłyby bardziej ogłuszyć Szczęściarza. Stał przez kilka chwil nieruchomo, a potem osunął się na łóżko. Mamrotał coś niezrozumiałego pod nosem. Wreszcie odezwał się głośno.
- Nie wierzę. Mnie mogłeś zmusić do współpracy szantażem, ale jej nie potrafiłbyś. Dobrze wiem, że bywała kochliwa i miała wielu mężczyzn.
- Kochliwa to raczej niewłaściwe słowo. Ona był po prostu puszczalska. Zresztą, wcale nie musiałem jej szantażować, zrobiła to dobrowolnie. Co więcej, sama się może uważać za inspiratorkę tej całej imprezy. Pomysłami sypała jak z rękawa i to właśnie ona zwabiła tu Przystojniaka oraz przygotowała tę komnatę. Gdybyś jeszcze nie wiedział to znajdujesz się w podziemiach własnego pałacu. Dojście do tego miejsca znajduje się właśnie w jej pokoju.
- KÅ‚amiesz.
- A jak myślisz po co zabrałem ci zdjęcie twojej córki? Kiedy widział ją Przystojniak miała wprawdzie jasno blond perukę ale i tak mógł ją rozpoznać i popsuć cały spektakl. Jeśli nadal mi nie wierzysz to pokaże ci kilka dowodów. Zanim jednak to zrobię wyjaśnię ci jej pobudki.
- Nie musisz. Domyślam się, że powiedziałeś jej co naprawdę stało się z jej matką.
- O nie, to byłoby zbyt proste. To fakt, pogłębiłem jej wiedzę na ten temat. Już nie myślała, że jej mamusia popełniła samobójstwo przez chorobę psychiczną, na którą zapadła w wyniku powikłań poporodowych. Lecz nawet prawda nie była wystarczająco mocna. Bo jak też ona wyglądała? Kiedy po kilkunastu latach małżeństwa zaszła w ciąże, lekarze orzekli, iż poród może się skończyć śmiercią jednego z dwojga. Zdawała sobie sprawę, że gdy w trakcie „szczęśliwego rozwiązania†lekarze zapytają męża o wybór: żona czy dziecko, on bez wahania wybierze to drugie. Ta świadomość bardzo ją męczyła i chciała się pozbyć ciąży. Pan jednak doskonale o tym wiedział i strzegł ją w dzień i w nocy. Gdy chciała uciec umieścił ją pan w zakładzie opieki zamkniętej gdzie sfiksowała do reszty. Urodziła panu jednak córkę i jakoś to przeżyła. Nigdy jednak nie wróciła już do równowagi psychicznej i nie mogła wybaczyć panu, że ryzykował pan jej życie. Taka osoba była w stanie poważnie zaszkodzić pańskim interesom zwłaszcza, że jej rodzina posiadała jeszcze trochę wpływów. Pan jednak był już od nich potężniejszy i bez problemu zamknął ją pan z powrotem w wariatkowie. Tam zaś sfingował pan najprawdopodobniej jej samobójstwo.
- Nie masz na to żadnych dowodów. Poza tym ona była naprawdę niebezpieczna. Raz chciała mnie nawet zabić.
- To prawda, bardzo dobrze zacierał pan ślady. Ale ja jestem sądem ostatecznym i wystarcza mi metafizyczna pewność. Być może twoja żona była w jakiś sposób niebezpieczna dla otoczenia lecz nie to było głównym powodem, dla którego kazał ją pan zabić. Po prostu uraziła pańska męską dumę. A zrobiła to w kunsztowny sposób. Chodziła sypiać z twoimi największymi przyjaciółmi, bo twoi wrogowie za bardzo się ciebie bali, by zbliżyć się do niej na odległość mniejszą niż dwa metry. Przyjaciele brali to początkowo za zwykłą serdeczność a gdy sprawy zaczynały zachodzić zbyt daleko, przekonywała ich, że to ty jej kazałeś to robić, by wydobyć od nich w łóżku tajne informację. Przyjaciele z jednej strony przestawali panu ufać a z drugiej zaczęli się pana bać, bo nie byli do końca pewni, czy żona działała na pańskie polecenie
- To była zwykła szmata. Kiedyś nakryłem ją z dwoma ochroniarzami na biurku.
- Zabiłeś ich? – zainteresował się Głos.
- Za kogo ty mnie masz! Nie jestem, tak jak ty, maniakalnym mścicielem, który chcę zaspokoić swoje chore żądze. Zwolniłem ich tylko i załatwiłem pracę.
- Cóż za dobroć... – zauważył sarkastycznie sekretarz.
- Nie byli nic winni. Zagroziła im, że jeśli tego nie zrobią, to doniesie mi, że chcieli ją zgwałcić.
- Pomysł jak z kiepskiego pornosa.
- Sam widzisz, że zasługiwała na swój los.
- Tak to wygląda z twojej strony. Nie chcę jej za bardzo bronić, ale trudno zachować uczucia po tym co zrobiłeś.
- Zrozumiesz mnie gdy sam przekroczysz tę barierę. Wiele lat rozbudowy imperium i nie ma tego komu zostawić.
- Mogłeś się rozwieść.
- Nie żartuj. Zgłosili by się do niej od razu najlepsi adwokaci i bez problemu dostałaby połowę majątku. Z samej zemsty doprowadziłaby do upadku wspólne przedsiębiorstwa. Zapewniam cię, że zrobiłaby to bardzo starannie. Ona nie potrafiła budować tylko niszczyć. A dziecka nienawidziła prawie tak jak mnie.
- I dlatego ją zabiłeś – podsumował Głos. – Ta historia jest nieco wstrząsająca i zapewne pozbawiłaby cię części miłości twojego dziecka. Niestety jednak nie popchnęłaby go też do czynnej współpracy ze mną, czy nawet cichej akceptacji moich działań. Przecież w gruncie rzeczy broniłeś jej życia. Musiałem więc nieco zmienić tę opowieść, tak by wydała jej się bardziej dramatyczna.
- Co ty jej powiedziałeś?
- Zamieniłem cię z twoją żoną rolami. To ty nie chciałeś mieć potomka którego ona pragnęła ...
- I ona w to uwierzyła?
- Oczywiście. Wprawdzie nie od razu i nie bez zastrzeżeń, ale kolejne dowody, które jej podsuwałem, umacniały ją coraz bardziej w tym przekonaniu. Całości dopełniła twoja szwagierka która za kilka tysiączków gotowa jest powiedzieć wszystko. A więc, jak już wspomniałem, twoja zmarła żona dążyła do tego, by mieć dziecko, niestety niechciane przez ciebie – sekretarz na zmianę zwracał się do swojego szefa na „pan†lub „per ty†tak jakby poczucie wyższości walczyło ciągle z odrobiną szacunku. – Gdy udało jej się wreszcie zajść w ciążę, kategorycznie zażądałeś od niej by ją usunęła. Nie chciała się na to zgodzić lecz żyjąc w ciągłym strachu, że zrobisz wszystko, by poroniła, zwariowała biedaczka. Wsadziłeś ją do domu bez klamek, żeby mieć tam łatwiejsze zadanie. Na szczęście adwokaci jej rodziny zapobiegli temu. Ale po szczęśliwym rozwiązaniu zabiłeś ją, co zresztą jest prawdą. Dziecku nie zrobiłeś krzywdy a nawet z czasem je pokochałeś ...
Sekretarz zdawał się rozkoszować swoją opowieścią, tak jak każdy geniusz lub wariat, który zdradza swoje wspaniałe pomysły. Ze spokojem obserwował przy tym jak czerwone nitki coraz bardziej nabrzmiewają na twarzy bogacza. Szczęściarz przez dłuższą chwilę z trudem łapał powietrze. Kiedy się uspokoił zapytał :
- I co dalej?
- Skąd wiesz, że to nie koniec?
- Bo w tę bzdurę by nie uwierzyła. Jaki władca imperium nie chciałby mieć potomka?
- Chciałby każdy. Ale nie każdy potrafi sobie zapewnić go w sposób naturalny.
- Ty skurwysynu! Co ty jej powiedziałeś?!
- Że nie jest twoim dzieckiem. Twoja żona, zniechęcona długim oczekiwaniem, postanowiła sama sobie zapewnić potomka. Oczywiście w pewnym sensie.
- Jak mogłeś to zrobić?!
- Powtarzasz się ze swoimi pytaniami. Nie wiem tylko czy interesuje cię technika operacji czy jej moralne podłoże. Zresztą nieważne. Twoja córka nie trudziła się sprawdzaniem dostarczonych przeze mnie dokumentów łącznie z badaniami DNA.
- Czy ty nie masz choć odrobiny sumienia?
- Mam. I zapewniam cię, że znacznie więcej niż twój ukochany aniołek. Czy ty nie rozumiesz, że ona bardzo chciała w to uwierzyć? Nie tylko po to, żeby uspokoić sumienie lecz także, bym mógł jej spokojnie zaufać w tej grze. Bardzo słusznie widziała we mnie idealistę, który chce wymierzyć coś w rodzaju sprawiedliwości społecznej. Ktoś taki nie sprzymierzałby się z kimś ogarniętym jedynie manią zdobycia pieniędzy, a takim człowiekiem była ona.
- To nieprawda.
- Pobożne życzenia staruszku. Ona ma dwadzieścia kilka lat i chciałby mieć cały świat u stóp. A ile ty jej pozwalasz wydawać? Dwa miliony, góra trzy rocznie. To bardzo dużo, jak na zwykłe życie lecz za mało na szaleństwa, których pragnie. Wiesz, co to widmo bankructwa i chciałeś nauczyć ją oszczędności. Nie czytasz statystyk. W Stanach zaledwie 4 % fortun dociera do czwartego pokolenia. A ona jest tym trzecim, które właśnie najbardziej wydaje te pieniądze. Ona pragnie 50, 100 milionów, które mogłaby wydawać co roku.
- Dlaczego nic mi nie powiedziała?
- I co, dałbyś jej te pieniądze? Wiesz równie dobrze jak ja, że nie. Pamiętasz jak na swoje dwudzieste pierwsze urodziny urządziła tę wspaniałą imprezę i mało nie sfajczyła twojej wspaniałej rezydencji nad morzem. Urządziłeś jej wtedy karczemną awanturę, a ona nie mogła pojąć o co ci chodzi. Przecież to tylko jedna z twoich siedmiu posiadłości, a w dodatku ostatecznie prawie nic jej się nie stało.
Oszołomiony Szczęściarz ukrył głowę w rękach jakby chciał uciec przed wszechobecnym głosem. Prawda zaczynała do niego powoli docierać, ale tak jak nawet najmocniejszy alkohol, podana tak błyskawicznie, nie pozbawiła go całkowicie świadomości. To sprawiało, że ból był coraz większy.
- Dlaczego?
- Jeszcze się pytasz dlaczego? Twoich parę miliardów wystarczyłoby jej do końca życia. Jesteś zdrowym, silnym mężczyzną i pożyłbyś jeszcze ze 30 lat. O ile by cię nie trafiła jakaś nagłą choroba. Przy dzisiejszej medycynie i twoich pieniądzach, to choć nie można tego wykluczyć, raczej trudno na to liczyć. Więc kiedy miała by zacząć to wspaniałe życie? Po pięćdziesiątce? Dla kobiety to już emerytura. Niby przypadkiem podsunąłem więc jej dowody twojej nieprawości, nie kryjąc przy tym swojego nieudawanego zresztą oburzenia. Z początku była nieufna, ale zaraz potem chwyciła. Myślała, że znalazła frajera, który zadowoli się byle ochłapem, a jej pomoże zdobyć wielki majątek. Od początku prawie dowodziła tą akcją. Załatwiła najtrudniejsze czyli uprawdopodobnienie twojego zniknięcia. Odesłała twojego kierowcę aby sama odwieźć cię na miejsce wyznaczonego spotkania. Potem udała, że w ostatniej chwili, zamiast z przyjaciółmi, wypływa z tobą. Pamiętasz jak prosiła, żebyś nagrał swoje tubalne „ahoj tam na brzegu� To po to żeby mogła je puścić przy wyjściu z portu i wszyscy mogli je usłyszeć.
- To nieprawda ... To wszystko przez ciebie – Szczęściarz usiłował się jeszcze bronić.
- ChciaÅ‚byÅ›, żeby tak byÅ‚o. Åatwiej byÅ‚oby ci umierać. Nic z tego. W gruncie rzeczy to ona skazaÅ‚a ciÄ™ na Å›mierć przede mnÄ…
- Jak to?
- Zadzwoniła do mnie w środę wieczorem, pytając się jak idzie. Kiedy dowiedziała się, że nie jesteś faworytem, w czwartek rano nadała SOS i ujawniła się. Gdybym mógł działać tylko w zgodzie z prawami tego sądu to rzeczywiście powinienem cię wypuścić. I wierz mi, zrobiłbym to. Ale ona nie zostawiła mi wyjścia. Jeśli nadal mi nie wierzysz weź tę gazetę, to przeczytasz
Na wpół przytomny bogacz podszedł mechanicznie do telewizora i zdjął z niego gazety. Nagłówki czwartkowych popołudniówek krzyczały o jego śmierci. Pod spodem widniało zwykle zdjęcia jego córki. Okryta kocem, w ręce trzymała kubek z jakimś napojem. Włosy miała przemoczone. Podpisy pod jej fotografiami mówiły o jej szczęśliwym uratowaniu.
- A teraz włącz video.
Szczęściarz posłusznie włożył kasetę. Na ekranie, po chwili trzasków i pisków, ukazało się główne wydanie wiadomości. Reporterka, po obdarzeniu telewidzów swoim perlistym uśmiechem, niemal wepchnęła do ust jego córki mikrofon. Jego kolor ładnie się komponował z logo stacji, wyświetlonym w lewym, górnym rogu. Córka roztrzęsionym głosem, który ledwo mógł rozpoznać, opowiadała o katastrofie, jaka się wydarzyła. Jej wypowiedzi co chwila przerywał spazmatyczny śmiech.
- No widzisz, nie kłamałem. Można w gruncie rzeczy powiedzieć, że sam sobie zafundowałeś swoją śmierć. Lekcję aktorstwa miała przecież w tej luksusowej szkole z internatem, do której ją wysłałeś na dwa lata, aby nauczyła się samodzielności. Jeśli kiedyś, w jakimś przyszłym życiu, będziesz miał dzieci to pamiętaj, że żeby je czegoś nauczyć nie wystarczy widywać się z nimi w wakacje i święta. A pieniądze jeszcze nikomu nie pomogły wychować dzieci.
Bogacz usiadł na krzesełku. Trucizna prawdy rozlała się już po całym jego ciele. Pochylił się do przodu, łokcie oparł na kolanach a twarz ponownie ukrył w dłoniach. Stracił wszystko. W ciągu ostatnich kilku minut jego świat zniknął z powierzchni ziemi. Imperium, które budował przez całe życie, legło w gruzach. I to przez kogo? Przez jedyną osobę na świecie, którą niezmiernie kochał i dla której był gotów zrobić wszystko.
Jego mała, ukochana córeczka. Kiedy miała jakiś problem zawsze przychodziła do niego i siadała mu na kolanach. On jej cierpliwie wysłuchiwał, a potem głaskał po główce i udzielał rady. Ona całowała go w policzek i zadowolona z tego, że pozbyła się problemu, wracała do swoich dziecinnych spraw.
Wyjął głowę z rąk i wyszeptał:
- Zabij mnie.
Po chwili dodał:
- ProszÄ™.