Tekst DZIEŃ 5
był czytany 909 razy
DZIEŃ 5
8:00
Jeszcze przed rozbłyśnięciem żarówek Szczęściarz zwlókł się z łóżka i niemal na czworaka doczołgał się do ubikacji. Tam zwymiotował wszystko, co tylko mógł. Umył się, ale postanowił zostać na miejscu, bo wciąż było mu słabo. Dopiero, kiedy wstali pozostali, ustąpił im miejsca.
- CoÅ› nie w porzÄ…dku?
- Chyba się wczoraj przejadłem i to dlatego – usiłował dowcipkować.
Na śniadanie każdy otrzymał po trzy kromki chleba z masłem. Prorok z Przystojniakiem pochłonęli je w mgnieniu oka. Szczęściarz natomiast skrzywił się po pierwszym gryzie i wrócił do ubikacji. Tam spotkała go przykra niespodzianka. Ledwo wszedł do środka, drzwi automatycznie zasunęły się za nim, jakby były sterowane przez fotokomórkę. W żaden sposób nie dawały się z powrotem otworzyć. Wezwany na pomoc Głos tyko „bezradnie rozłożył ręce†i wrócił do zajęć. Jeśli usterka, tak jak poprzednio, nie naprawiłaby się sama, obiecał zesłać na obiad łom do rozwalenia drzwi. Prorok usiadł przy stole i dokładnie obserwował Przystojniaka, który swoim zwyczajem położył się na łóżku i odwrócił do ściany.
- No cóż, masz pecha – odezwał się do bogacza. Jednocześnie wziął do ręki kromkę chleba z jego porcji i jak najciszej posmarował masłem. – Już nie jesteś tym Szczęściarzem co dawniej – chciał ugryźć kromkę lecz potrącił łokciem nóż, który spadł na podłogę. Ręka z chlebem zamarła mu tuż przed ustami, a oczy z niepokojem obserwowały żigolaka. Ten odwrócił się i, zobaczywszy całą scenę, rzucił krótko:
- Odłóż to.
- No, co ty, daj spokój. – uśmiechnął się Prorok. – Przecież on i tak nie wyjdzie do obiadu. A poza tym boli go brzuch.
- Zje później.
- Co się stało? – spytał zaniepokojony Szczęściarz.
- Ten dupek chce zjeść twoje śniadanie
- Co dupek, jaki dupek! – oburzył się Prorok. – Cały czas uważasz się za kogoś lepszego. Poeta, wielkie mi co. Jesteś takim samym gównem, jak my wszyscy.
Przystojniak wstał i podszedł do niego. Prorok odruchowo zasłonił się lewą ręką. Żigolak jednak nie miał zamiaru go uderzyć. Chwycił za jego prawy nadgarstek i patrząc mu prosto w oczy, ścisnął go tak mocno, aż kromka chleba wypadła mu z dłoni.
- Nie rób tego więcej – wycedził i odwrócił się na pięcie. Zanim jednak odszedł, Prorok wybuchnął na dobre.
- No i co, jesteś zadowolony?! Uważasz się za lepszego, ale powtarzam, niczym się od nas nie różnisz!
- Zamknij się, szmato – Przystojniak z powrotem się odwrócił.
- Myślisz, że się ciebie boję, co? Wydaje ci się, że masz nade mną jakąś przewagę?! – wstał i spojrzał hardo w oczy przeciwnika.
- Powiedziałem, stul pysk. – Przystojniakowi zaczęła nerwowo drgać powieka. Jednocześnie zacisnął pięści, jakby szykując się do ataku.
- Nic z tego. Teraz powiem, co o tobie myślę. Uważasz, że w tym, co robiłeś, kierowałeś się jakimiś zasadami, a ty po prostu okradałeś ludzi! Być może ja też nie byłem najuczciwszy, za to ty wykonujesz po prostu najstarszy zawód świata. Oddajesz się spróchniałym babsztylom za pieniądze. Jesteś zwykłą, męską kurwą.
Tego było już za wiele dla Przystojniaka. Zamachnął się mocno i trafił pięścią w podbródek Proroka. Ten poleciał bezwładnie do tyłu. Zanim upadł na podłogę, uderzył głową o stół. Potem znieruchomiał. Wściekły Przystojniak stał przez chwilę, czekając, aż tamten się podniesie i będzie mógł mu dołożyć jeszcze raz. Lecz Prorok nawet nie drgnął. Powieki miał na pół przymknięte a usta rozchylone.
Zacietrzewienie powoli znikało z oblicza Przystojniaka. Dyszał jeszcze przez chwilę. Potem rozwarł pięści, a ręce opuścił na dół. Z wolna zaczęło do niego docierać, co się stało, ale na razie starał się nie dopuszczać do siebie tej myśli.
- No, wstawaj. – rzucił groźnie. Zbliżył się do ciała, schylił nad nim i potrząsnął za rękę. – Wstawaj, nie wygłupiaj się – to brzmiało raczej jak prośba. Uklęknął obok nieruchomego Proroka. Złapał go za przegub dłoni. Nie wyczuł pulsu. – Dlaczego mi to zrobiłeś?! – krzyknął wściekły. Uklęknął obok martwego Proroka. Uniósł jego głowę. Przytulił ją i zaczął płakać.
- Co tam się dzieje? – spytał zaniepokojony Szczęściarz. Nie usłyszawszy odpowiedzi, powtórzył. – Co tam się, u diabła, dzieje?!
- Zabiłem Proroka – odpowiedział przez łzy Przystojniak. Chwycił ciało pod ramiona i kolana i zaniósł na swoje łóżko.
- Naprawdę? – ucieszył się bogacz.
- Naprawdę, ale to nie moja wina. – nie usłyszał radości w głosie Szczęściarza. – Ja go tylko uderzyłem – spojrzał na swoją prawą dłoń – a on się przewrócił i upadł na kant stołu.
- To bardzo dobrze.
- Co ty mówisz? – spytał z niedowierzaniem
- Mówię, że to bardzo dobrze. Ta szmata sobie na to zasługiwała.
- Co ty opowiadasz? Zwariowałeś? Przecież ja zabiłem człowieka!
- Nie człowieka, tylko kryminalistę, który, gdyby nie pomoc przyjaciół, w najlepszym razie, gniłby w więzieniu do końca życia. A nawet gniłby na pewno, bo nasz cywilizowany kraj zniósł karę śmierci.
- Jak możesz tak mówić?! Jesteś taki sam jak Głos.
- Widzę, że i ty jesteś przeciwnikiem kary śmierci? Śmieszycie mnie wszyscy. Nazywacie nas mordercami i karzecie oglądać sceny egzekucji skazańców. Ja bym wam poradził pooglądać sobie za to, jak giną ich ofiary. Ale tego nie zobaczycie nigdzie, bo tego nikt nie nagrywa. Gdyby to było możliwe, zobaczyłbyś, jak wzrasta liczba zwolenników szubienicy.
- Stul pysk, gnoju.
- Prorok miał rację. Jesteś pieprzonym idealistą, ale przez to nie stajesz się odrobinę lepszy od nas wszystkich. A nawet gorszy, bo ludzie pozbawieni ideałów mogą żyć w zgodzie z własnymi przekonaniami. A ty, chcąc nie chcąc, żeby żyć, musisz się im sprzeniewierzyć.
Szczęściarz mógł teraz tylko dziękować opatrzności, że oddzieliła go od reszty świata. Przystojniak rzucił się na drzwi krzycząc:
- Zamknij się skurwysynu! Ja zabiłem człowieka!!!
- I co z tego? – odpowiedział bogacz, przekonawszy się, że chwilowo może czuć się bezpiecznie. – Czym jest życie wobec śmierci? Życie trwa moment, ułamek sekundy, można je zniszczyć w każdej chwili. Śmierć za to, jest wieczna i nic jej nie przerwie.
- Zamknij się, ty filozofie dla ubogich. Jeśli tak uważasz, to dlaczego nie zgłosiłeś się na ochotnika, żeby za nas zginąć?
- Bo jestem potrzebny tym, którzy żyją. Sami powiedzieliście na początku, że wasze zniknięcie może pozostać nie zauważone tygodniami. O moim natomiast pewnie piszą wszystkie gazety, a dzienniki telewizyjne i radiowe zamieszczają je najdalej na drugim, trzecim miejscu. Moja córka umiera z niepokoju a tysiące ludzi martwią się o to, czy nie stracą pracy.
Przystojniak usiadł przy stole. Patrzył na ciało leżącego naprzeciwko Proroka, ale jakby go nie dostrzegał. Miał otwarte oczy i wyglądał, jak pogrążony w hipnozie. Raz tylko drgnął, kiedy koc z łóżka Kaprala zsunął się na podłogę. Lekki ruch ręką, który wykonał, sprawił, że potrącił szklankę stojącą na krawędzi stołu. Bogacz zaniepokoił się brzękiem szkła, przyłożył ucho do drzwi i przez moment nasłuchiwał.
- JesteÅ› tam?
- A gdzie mam, kurwa, być? – warknął żigolak
- Słyszę, że cały czas jesteś zły.
- Jaki ty domyślny. Mam się cieszyć z tego, że zostałem mordercą? To nie w moim stylu.
- Przestań się na mnie gniewać. Pomyśl lepiej, że zakończyłeś to piekło i uniosłeś cało swoją skórę.
- Nie chcesz chyba powiedzieć...?
- Dokładnie to chcę powiedzieć. Teraz, jak tylko pojawi się Głos, oznajmimy mu nasz wyrok i sprawa będzie załatwiona, jeszcze będzie nam wdzięczny, że załatwiliśmy za niego brudną robotę.
- Wątpię, czy to przejdzie – mruknął Przystojniak.
- Co mówiłeś?
- Nic.
12:00
- Witam panów w naszej popołudniowej audycji – Głos naśladował spikera radiowego. – Co tam u was słychać? Co widzę, pan Prorok drzemie. Ale, ale, dlaczego nie na swoim łóżku?
- Wydaliśmy wyrok.
- Gdzie pan... ach, racja, jest pan w ubikacji. – Głos w pierwszej chwili nie zorientował się, kto mówi. – No to ciekawe, i kogóż to skazaliście?
- Proroka
- Czy to prawda Przystojniaczku? Halo, mówię do pana!
- Tak, prawda – odburknął zagadnięty.
- Coś nie dopisuje panu humor... a co na to sam skazany? Czyżby medytował przed egzekucją?
- On nie żyje
Zapadła cisza. Oświadczenie Szczęściarza musiało zrobić na Głosie duże wrażenie, bo nie odzywał się przez dobrą minutę. W końcu zapytał.
- Chyba się przesłyszałem?
- Nie, dobrze słyszałeś. Wydaliśmy na niego wyrok i wykonaliśmy go.
- To znaczy wykonał go Przystojniak, bo ty od rana byłeś... uwięziony. – Głos roześmiał się z własnego dowcipu.
- Tak, wykonał go Przystojniak.
- Nie wierzę, coś kręcisz przyjacielu.
- Mówię prawdę. Wypuść nas.
- Zaraz, zaraz, nie tak prędko. Przesłucham najpierw taśmy z waszymi rozmowami.
- Po co? – zaniepokoił się Szczęściarz.
- Nie bardzo wyobrażam sobie Przystojniaka w roli kata.
13:00
- Miałem rację. Nieładnie jest oszukiwać, panie Szczęściarzu.
- O czym mówisz? – bogacz uznał, że nie rozumie, o co chodzi.
- Czy wie pan jak karze się krzywoprzysięstwo?
- Jakie krzywoprzysięstwo?
- Czyżby zapomniał pan, że znajduje się przed sądem? Jest pan wiec zobowiązany mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. A tym czasem usiłował mi pan wmówić, że wydaliście wyrok, podczas gdy całość była dziełem przypadku.
- Czy to istotne? Ważne, że dostałeś jednego z nas, którego śmierci chcieli pozostali.
- To prawda, lecz wy mieliście być tylko ławą przysięgłych, a nie plutonem egzekucyjnym.
- Czyżbyś koniecznie chciał zamordować kogoś własnoręcznie?! – zadrwił Szczęściarz.
- Nie, ale postanowiłem dać wam wszystkim równą szansę i stosować jakieś podstawy prawne.
- Cóż za wspaniałomyślność! I co z tego wynika?
- To, że najpierw musi być wydany wyrok, a dopiero potem wymierzona kara.
- Więc nas nie wypuścisz?
- Nie. Przecież jeszcze nie wydaliście wyroku.
- A jak niby teraz mamy to zrobić? Jest nas tylko dwóch.
- I co z tego wynika? – Głos przedrzeźniał bogacza.
- To, że nie możemy uzyskać większości, bo zawsze będzie remis. Jeden na jeden.
- Ależ skąd. Któryś z was musi po prostu zagłosować na siebie.
- Zwariowałeś. Uważasz nas za samobójców?!
- Trudno. Nic na to nie poradzę. Trzeba było nie zabijać Proroka. Żegnam – Głos wyłączył się.
Szczęściarz usiadł zrezygnowany na muszli klozetowej. Od dwóch lat nie wątpił, że ma do czynienia z maniakiem, lecz nigdy mu nie przyszło do głowy, że aż z takim. Myślał, że to zwyczajny naciągacz, potrzebujący pieniędzy i nic poza tym. Zaklął pod nosem. Uderzył ze złością w drzwi, na których nie zrobiło to żadnego wrażenia, jego zaś zabolała dłoń.
- Dlaczego nic nie mówiłeś? – odezwał się z pretensją do współtowarzysza niedoli. – We dwójkę, może byśmy go przekonali...
- Akurat. Nic by to nie dało – odpowiedział zrezygnowany Przystojniak.
- To wszystko przez ciebie! – bogacz wybuchnął złością. – Po co go zabiłeś? Przecież spokojnie mogliśmy wydać na niego ten pieprzony wyrok! Jemu się należało najbardziej.
- Skąd wiesz, że wydałbym wyrok na niego, a nie na ciebie? – zapytał przekornie Przystojniak, wywołując u milionera lekką konsternację. – To przecież ciebie, bardziej niż jego, powinienem się obawiać po wyjściu stąd. Poza tym, jeszcze niedawno sam mówiłeś, że bardzo dobrze zrobiłem.
- Jeszcze niedawno myślałem, że to uwolni nas od wszelkich kłopotów. A teraz jesteśmy w sytuacji bez wyjścia.
- Nie martw się, może ja zagłosuje sam na siebie.
14:00
Razem z symbolicznym obiadem, zjechał na dół łom. Przystojniak przełożył talerze na stół, a potem przeniósł martwego Proroka na platformę.
- Drzwi są z drewna, obitego cienką blachą. Powinieneś sobie poradzić. Dzisiaj już was nie odwiedzę.
Przystojniak zjadł obiad a następnie zabrał się do pracy. Niestety, okazało się, że blacha nie jest taka cienka, jak mówił Głos.
Przerwał rozbijanie drzwi po paru minutach i usiadł zmęczony obok nich.
- Co się stało?
- Nic. Muszę po prostu trochę odpocząć i czegoś się napić. – wstał i podszedł do stołu. Wziął do ręki dzbanek, ale ten był pusty. – Cholera, nie ma wody.
- Poproś Głos, może ci ją ześle.
- Nic z tego, przecież słyszałeś, że już go dzisiaj nie będzie.
- A kolacja?
- Jak sądzę jej też nie będzie.
- Cholerny sukinsyn. Gdybym go mógł dostać w swoje ręce!
- Dobrze, że tego nie słyszy, bo pewnie by się przestraszył.
Przystojniak ponownie zabrał się do pracy. Tym razem zrezygnował z rozbijania całych drzwi. Postanowił wykuć tylko dziurę, przez którą można by wyciągnąć bogacza. Po kilku minutach odłupał kawałek blachy po środku drzwi. Odrzucił ją w kąt i usiadł odpocząć.
- Powiedz jak to było z tymi babami. Naprawdę je okradałeś?
- Brałem tylko, co mi dawały. Zwykle przepuszczaliśmy te pieniądze wspólnie, w tajemnicy przed ich mężami. Czasem kupowały mi jakiś drobiazg lub wpłacały sumkę na moje wiecznie zdebetowane konto, ale to głównie samotne.
- Czy były stare?
- Żadna nie przekroczyła pięćdziesiątki.
Przystojniak wstał i ponownie zaczął pracę. Z drewnem poszło o wiele szybciej. Po odrzuceniu kawałków desek, przebił się przez blachę z drugiej strony drzwi. Włożył przez nią łom.
- Resztę zrób sam.
Po kilku minutach bogacz przeszedł do celi. Opuściwszy swoją izolatkę odetchnął z ulgą. Ból brzucha już mu minął i teraz zabrał się do zjedzenia śniadanio-obiadu. Przystojniak podszedł do dziury. Przez chwilę patrzył na nią, jakby zastanawiając się, czy wejść. Potem nacisnął guzik. Drzwi otworzyły się bezszelestnie.
- Tak myślałem.
- Prawo Murphego?
- Nie sÄ…dzÄ™.
20:00
Przez ostatnie kilka godzin, nie odzywali się do siebie. Przystojniak po raz enty oglądał zmięte kartki listu. Czasem chował je do kieszeni marynarki, by wyjąć po kilku minutach. W międzyczasie kładł się na łóżko, zakładał ręce na głowę. Wyglądało jakby zasypiał, choć Szczęściarz dokładnie wiedział, że był daleki od tego. Nie miał wątpliwości, że Przystojniak cały czas myśli o tym, co zdarzyło się rano. Nie mógł zrozumieć jego wyrzutów sumienia, lecz wiedział, że są jego ostatnią szansą na przeżycie. Postanowił to wykorzystać i kiedy Przystojniak ponownie wyciągnął kartki, zapytał:
- Zawsze to masz ze sobÄ…?
- Zawsze. Taśmy trzymam w domu.
- A co zrobiłeś z oryginałami?
- Podarłem na jej oczach.
- Jesteś strasznie poplątany. Po co je cały czas trzymasz?
- Bo czasem przychodzą chwile słabości i zastanawiam się, czy aby na pewno chcę „skrzywdzi憖 ostatnie słowo powiedział z ironią – kolejną kobietę. Kiedy przeczytam, to zwykle nie mam wątpliwości.
- A jeśli masz?
- To wracam do domu i puszczam sobie taśmę z mojej automatycznej sekretarki.
- To pomaga?
- Tak, wtedy znika reszta mojego sumienia.
Poszedł do ubikacji i przyniósł dzbanek wody. Kolacja, zgodnie z jego oczekiwaniami nie przyjechała. Woda stała się jedyną rzeczą, którą mogli oszukać głód. Nie był on wprawdzie zbyt dokuczliwy, bo poza dzisiejszym rozbiciem drzwi nie wykonywali przecież praktycznie żadnego wysiłku fizycznego. Nie pozwalał jednak skupić myśli. Pytania i wygłaszane odpowiedzi były wyrzucane dość niechętnie, a każde zakończenie kwestii znamionowała ulga.
- Nie robiłeś tego dla zarobku?
- Nie, pieniądze mogłem zdobywać w inny sposób. Ale skoro już zająłem się tym, postanowiłem czerpać z tego dochody.
- Więc po co to tak naprawdę robiłeś?
- Nie uwierzysz – uśmiechnął się sarkastycznie. – Żeby móc kochać i być kochanym.
- Żartujesz sobie ze mnie – bogacz spojrzał na niego sceptycznie.
- Mówiłem, że mi nie uwierzysz.
- Rzucałeś je po to , żeby cię kochały?
- Owszem. Kobieta, od której odszedł facet, rzadko kiedy przestaje go kochać. Natomiast, gdy rzuca go sama, jej uczucie wygasa prawie od razu.
- Przedziwne teorie wygłaszasz.
- To nie teorię, to praktyka. Prawie wszystkie, które rzuciłem, uważają mnie co najmniej za uroczego faceta
Szczęściarz z niedowierzaniem pokręcił głową. Nalał wody do dwóch szklanek. Jedną z nich podał Przystojniakowi, drugą wychylił sam.
– Powiedz mi w takim razie, dlaczego je rzucasz? Nie chciałbyś, żeby któraś kochała cię zawsze i była tylko z tobą?
- Chciałbym, ale to leży poza zasięgiem ich możliwości. Jakaś sprytna pani psycholog obliczyła kiedyś, że męska namiętność wygasa po trzystu siedemnastu dniach, sześciu godzinach i pięciu minutach. Nie wiem jak długo trwa namiętność kobieca, ale nie ryzykowałbym stwierdzenia, że dłużej niż pół roku. Tak zresztą potem robiłem. Nie ryzykowałem i odchodziłem najdalej po trzech miesiącach.
- No dobrze, ale namiętność to nie miłość. Uczucia nie należy mylić z pożądaniem.
- Tak, lecz gdy odchodzi to drugie, prędzej czy później to pierwsze też znika. To tak, jak z żarówką: kiedy się świeci i jej dotkniesz, jest gorąca. Lecz to nie światło, które widzimy, wywołuje to ciepło. Mimo to, gdy ono zgaśnie, to po jakimś czasie żarówka stygnie.
- Twoje porównania są bardzo obrazowe i przemawiają do wyobraźni, ale ja widziałem mniej więcej tyle samo porzuconych facetów i kobiet. Za bardzo uogólniasz, a wszystko zależy od jednostek.
- Być może. Jednak jak napisał pewien mądry pisarz, problem polega na tym, że mężczyzna, któremu kobieta zapewni wszystko, jest w stanie zadowolić się tym. A kobieta nie za bardzo.
- Pewnie wiesz, dlaczego.
- Po pierwsze nie znoszą kiedy spełniają się ich marzenia. Bo marzenia są dla nich nie od spełniania tylko od... marzenia. A co to za marzenie, które staje się codziennością? Takie coś nieznośnie szarzeje a kobiety uwielbiają kolorowy świat. Wolą wieć najczęsciej być z szarymi facetami choc kochają się wtych barwnych. A poza tym wyrażaja przedziwna chęć do cierpienia.
- Co ty opowiadasz?! To zupełna głupota! Kobiety, które ja spotkałem, ceniły sobie bardzo wygodę i komfort życia. Żadna nie miała ochoty cierpieć nawet dla miłości.
- Przecież mówiłem, że tu nie chodzi o prawdziwe cierpienie, lecz o poczucie krzywdy. Jeśli życie nie dostarczy im rzeczywistych powodów do narzekania, to one nie spoczną, dopóki ich nie znajdą! A poza tym kiedy się cierpi jakże wspaniale można marzyć – rozmowa wyraźnie wytrąciła Przystojniaka z równowagi. Już nie leżał na swoim łóżku, ale nerwowo przechadzał się po pokoju. Czasem przysiadał na krześle, zarzucając nerwowo nogę na nogę. Widać było jak przy tym wyraźnie powstrzymywał złość, zaciskając mocno zęby. Szczęściarz zachęcony tym, kontynuował dialog.
- Gdybyś, na przykład, spotkał moją córkę, a ona by cię poderwała, zostałbyś najszczęśliwszym facetem na ziemi. A przy okazji najbogatszym.
- Najbogatszym, być może, ale raczej nie najszczęśliwszym. Taki może być według mnie tylko samotny facet. Ale do tego żeby żyć samotnie, mając jakieś uczucia, potrzeba ogromnej siły.
- To ciekawe. Myślałem o tym, żeby zostać... – Szczęściarz zawiesił na chwilę głos, a potem dokończył – homoseksualistą? Niektórzy twierdzą, że prawdziwa miłość i romans zdarzają się dzisiaj tylko wśród nich. Wprawdzie ja w to nie wierzę, ale może dla ciebie byłoby to jakieś rozwiązanie.
- Zastanawiałem się nad tym, ale to też bez sensu...
- Dlaczego?
- W takim związku też ktoś musi uosabiać kobiecą naturę. Nie chodzi mi tu o żadne przebieranki.- zastrzegł się. – I co z tego, że taki facet ciało ma męskie, skoro duszę kobiecą? Jak dla mnie, jest więc podwójnie nie do zniesienia, bowiem natura sprawiła, że mam pociąg do płci przeciwnej.
- Próbowałeś z ...
- Tak.
- I co?
- I nic. W trakcie pobiegłem do ubikacji i zwymiotowałem. Potem uciekłem przez małe okienko w łazience, bo nie byłem w stanie spojrzeć na niego jeszcze raz. W gruncie rzeczy był miłym facetem, który myślał, że zaliczył udany podryw.
- To może powinieneś poszukać kogoś odwrotnego: ciało kobiece, rozum męski.
Przystojniak przystanął i zamyślił się.
- Tak. To jest wyjście. Takie osoby się zdarzają. Lecz z drugiej strony, trudno im pokochać faceta i chcieć założyć z nim rodzinę. Męska chęć dominacji nie pozwala im zgodzić się na zbyt daleko idące kompromisy. Boją się miłości, bo ona mogłaby zrobić z nich słabe kobiety, a to wbrew ich naturze.
- Ale gdyby jednak ktoś taki istniał...
- Ktoś taki istniał... – Przystojniak uśmiechnął się do siebie. Bogacz w pierwszej chwili myślał, że tamten go przedrzeźnia, lec po chwili zrozumiał, że stwierdza tylko fakt.
- I co się z nią stało?
- Tak jak mówiłem. Strach przed uczuciem był silniejszy, niż jego potrzeba. Nic z tego nie wyszło
Dopił szklankę wody, poszedł do ubikacji. Spuścił spodnie i zaczął załatwiać potrzebę. Pomyślał, że właśnie robi jedyną przyjemną rzecz, na jaką go w tej chwili stać. Roześmiał się głośno.
- Z czego się śmiejesz?
- Z tego, że leję – zrymował były poeta.
- Jesteś wulgarny – powiedział Szczęściarz z niesmakiem.
- A ty męczący. Ciągle mnie wkurzasz. Możesz się wreszcie ode mnie odczepić?!
- Unikasz odpowiedzi...
- Nie, to ty chcesz, żebym na pytanie, czy chcę swojej śmierci, odpowiedział: tak...
- No wiesz, jak możesz?! – obruszył się Bogacz. – Chcę ci tylko udowodnić, że nie masz racji. Znam wiele kobiet, które kochały swoich mężów całe życie i były im wierne, choć czasem wiele je to kosztowało.
- Owszem, to możliwe.
- Przecież mówiłeś...
- To możliwe, jeśli ci mężowie ich nie kochali i zdradzali... – Przystojniak podciągnął spodnie i zasunął rozporek. – Jeśli ci tak bardzo zależy na tym twoim życiu, to dobrze. Wrócisz do tej swojej córeczki, żeby jej przekazać swoją fortunę. Teraz jednak daj mi się wyspać przez tę ostatnią noc i zamknij się wreszcie.
Światło zgasło punktualnie o 22:00. Obydwaj leżeli już w łóżkach. Po jakimś czasie Szczęściarz usłyszał, jak Przystojniak płacze. Ciche z początku łkanie, przemieniło się z czasem w spazmatyczny szloch. Miliarder chciał się już odezwać, lecz wtedy płacz ucichł. W chwilę potem zasnął.
Śniło mu się, że jest we własnym domu. Spaceruje po parku, omawia ważne sprawy z sekretarzem. Potem wchodzi do własnego gabinetu, gdzie czeka na niego córka. On podchodzi do małego stoliczka, na którym stoją dobre trunki. Nalewa sobie do szklaneczki, odwraca się i chce wznieść jakiś toast, ale jest w pokoju zupełnie sam. Przez kilka sekund rozgląda się z niepokojem, wreszcie odstawia szklaneczkę i chce iść na poszukiwania córki. Wtedy coś chwyta go za gardło i zaczyna dusić. Próbuje się uwolnić z niewidzialnej obręczy. Upada na kolana, przewracając stoliczek. Słychać brzęk potłuczonego szkła. Oczy wychodzą mu z orbit i zaczyna rzęzić. Obudził się, cały zlany potem... Przez chwilę zastanowiał się, czy nie pójść napić się wody. Ale w końcu zrezygnował. Zasnął ponownie po kilku minutach.