Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
40093 osoby czytały to 542586 razy. Teraz jest 26 osób
      26 użytkowników on-line
     Tekst DZIEŃ 7
     był czytany 908 razy

DZIEŃ 7

   Przed paÅ‚acyk, poÅ‚ożony w piÄ™knym, starym ogrodzie, wyszedÅ‚ czÅ‚owiek w Å›rednim wieku. Lekka siwizna, która przyprószyÅ‚a jego skronie, kontrastowaÅ‚a z wciąż mÅ‚odymi oczami. ByÅ‚ ubrany w elegancki garnitur. Zgarbione do niedawna plecy wyprostowaÅ‚y siÄ™ jednak i caÅ‚a sylwetka nabraÅ‚a energii.
   Deszcz przestaÅ‚ padać wczoraj, późnym popoÅ‚udniem. Alejki nie zdążyÅ‚y jeszcze wyschnąć i peÅ‚no byÅ‚o na nich kaÅ‚uż. Wysypany kamieniami podjazd chrzęściÅ‚ jednak pod nogami, tak jakby nie pamiÄ™taÅ‚ już ani jednej kropli. Choć byÅ‚a prawie poÅ‚owa października ptaki rozÅ›piewaÅ‚y siÄ™ wiosennie, cieszÄ…c siÄ™ z nadchodzÄ…cego sÅ‚onecznego dnia.
   Mężczyzna spojrzaÅ‚ na góry, wyÅ‚aniajÄ…ce siÄ™ z niebieskozielonożółtoczerwonego tÅ‚a, na drzewa, na parkowÄ… sadzawkÄ™, limuzyne stojÄ…ca przed budynkiem. To wszystko byÅ‚o jego. Latami przygotowywaÅ‚ siÄ™ żeby zdobyć to wszystko i teraz w ciÄ…gu siedmiu a wÅ‚aÅ›ciwie szeÅ›ciu dni udaÅ‚o mu siÄ™ to. „Warto by to sobie obejrzeć” pomyÅ›laÅ‚.
   - WidziaÅ‚eÅ› gdzieÅ› kierowcÄ™? – spytaÅ‚ przechodzÄ…cego obok ochroniarza.
   - WidziaÅ‚em jak jechaÅ‚ na ryby.
   â€ž Cholerny obibok. MyÅ›li, że jak pana nie ma, to już mu wszystko wolno.” Zwolni go jak tylko tamten wróci. Albo nie. DziÅ› jest niedziela, dzieÅ„ odpoczynku. Zrobi to dopiero jutro. Ósmego dnia. Tak, jutro zabierze siÄ™ za porzÄ…dki na tym Å›wiecie.
   WróciÅ‚ do paÅ‚acyku. WszedÅ‚ do wielkiego gabinetu, gdzie staÅ‚o wielkie biurko a przy nim wielkie krzesÅ‚o. SiedziaÅ‚a na nim krótko obciÄ™ta brunetka, z nogami aż do samej szyi, zarzuconymi obecnie na blat biurka. MiaÅ‚a na sobie czarnÄ… sukienkÄ™, czarne pantofle i czarne rajstopy. WpatrywaÅ‚a siÄ™ w portret na Å›cianie, którego bohaterka do zÅ‚udzenia przypominaÅ‚a jÄ… samÄ…. Gdy zamknÄ…Å‚ za sobÄ… drzwi, spojrzaÅ‚a na niego.
   - Co ty tu robisz? – zapytaÅ‚ dość obcesowo.
   - PatrzÄ™ na mojÄ… nieszczęśliwÄ… mamusiÄ™.
   - TwojÄ… mamusiÄ™ – wydÄ…Å‚ pogardliwie wargi.- JesteÅ› do niej podobna jedynie fizycznie a i to nie do koÅ„ca. Spójrz na to dumne i wÅ‚adcze spojrzenie ...
   - Jest nieco szalone, ale to u nas chyba rodzinne.
   - Twoja matka nie byÅ‚a wariatkÄ… tylko dziwkÄ….
   - To też rodzinne. Z tego co mówiÅ‚eÅ› ciocia pod koniec życia nieźle sobie używaÅ‚a a i moja cioteczna siostra też nie należaÅ‚a do najcnotliwszych. A tak apropos, co z niÄ… zrobiÅ‚eÅ›?
   - Nie twoja sprawa. BÄ…dź pewna, że nie bÄ™dzie nas już niepokoić.
   - TrochÄ™ szkoda. ChciaÅ‚am jÄ… poznać. Mama wspominaÅ‚a mi, że Å‚Ä…czÄ… mnie z niÄ… bliższe wiÄ™zy pokrewieÅ„stwa.
   - OszalaÅ‚aÅ›?! Niby jakie.
   - MówiÅ‚a, że jest mojÄ… przyrodniÄ… siostrÄ….
   Sekretarz przyjrzaÅ‚ siÄ™ jej uważnie, czy z niego nie kpi.
   - CoÅ› siÄ™ chyba musiaÅ‚o twojej mamusi pomylić. Pewnie byÅ‚a wtedy w ciÄ…gu.
   - Być może. Ale pomyÅ›l o naszym podobieÅ„stwie.
   - Nie bÄ…dź bezczelna – postanowiÅ‚ szybko pokazać jej wÅ‚aÅ›ciwe miejsce. – I wyjdź stÄ…d bo chcÄ™ trochÄ™ popracować – dziewczyna nie ruszyÅ‚a siÄ™ z miejsca. – No już, wynoÅ› siÄ™ stÄ…d! – stanowczo ponowiÅ‚ polecenie.
   - Grozisz mi? MyÅ›lisz, że jestem taka gÅ‚upia? ZabezpieczyÅ‚am siÄ™ na wszelki wypadek i jeÅ›li mi siÄ™ coÅ› stanie, caÅ‚y Å›wiat dowie siÄ™ o twoich machinacjach.
   WstrÄ™tna suka. Na razie nie miaÅ‚ wyjÅ›cia. BÄ™dzie jÄ… musiaÅ‚ znosić przez jakiÅ› czas. JakieÅ› trzy, cztery lata. Zbyt bliska odlegÅ‚ość miÄ™dzy Å›mierciÄ… ojca i córki mogÅ‚y wzbudzić zbyt wiele podejrzeÅ„.
   I pomyÅ›leć, że gdyby nie on, dziÅ› szlifowaÅ‚aby miejski bruk. ZobaczyÅ‚ jÄ… jakieÅ› cztery lata temu kiedy razem z matkÄ… mieszkaÅ‚y w jakiejÅ› obskurnej dziurze, prawie nie noszÄ…cej już Å›ladów dawnej Å›wietnoÅ›ci. Å»ona bogacza jako jedyna z rodziny pomagaÅ‚a swojej upadÅ‚ej siostrze, dopóki jeszcze oczywiÅ›cie mogÅ‚a. Szczęściarz byÅ‚ z tego powodu bardzo niezadowolony, ale nie mógÅ‚ nic na to poradzić. Lecz kiedy zmarÅ‚a jego żona odgrodziÅ‚ swojÄ… córeczkÄ™ szczelnym murem i sprawiÅ‚, że nigdy miaÅ‚a już nie zobaczyć cioci ani ciotecznej siostry.
   Od dnia, kiedy jÄ… ujrzaÅ‚, wiedziaÅ‚ co robić. ZdawaÅ‚ sobie sprawÄ™ z tego, że prawdziwa córka Szczęściarza może przysporzyć mu sporo kÅ‚opotów. Na pewno wtrÄ…caÅ‚aby siÄ™ we wszystko, a ta zadowoli siÄ™ solidnÄ… pensjÄ…. Tylko bowiem caÅ‚a fortuna pozwoliÅ‚aby mu na realizacjÄ™ marzeÅ„.
   Nie baÅ‚ siÄ™ jej pogróżek. Bez jego pomocy szybko by siÄ™ zorientowano, że nie jest prawdziwÄ… córkÄ… Szczęściarza. Poza tym doskonale wiedziaÅ‚, jak wyglÄ…da to jej zabezpieczenie, ale oczywiÅ›cie nie chciaÅ‚ siÄ™ do tego przyznawać. Kiedy przyjdzie czas bez problemu pozbawi jÄ… tej polisy. Ale najpierw siÄ™ z niÄ… ożeni. Zaraz jak tylko skoÅ„czy siÄ™ żaÅ‚oba. Nie byÅ‚o mu to wprawdzie na razie potrzebne, ale potem mogÅ‚o siÄ™ bardzo przydać. Po jej Å›mierci.
   - Ależ skÄ…d proszÄ™ pani – ponownie przybraÅ‚ maskÄ™ posÅ‚usznego sekretarza. – ChcÄ™ tylko trochÄ™ popracować nad papierami.
   - Daj spokój. MyÅ›laÅ‚am, że siÄ™ gdzieÅ› zabawimy.
   - ZwariowaÅ‚aÅ› !? – podniósÅ‚ gÅ‚os i miaÅ‚ powiedzieć coÅ› niemiÅ‚ego, ale w porÄ™ siÄ™ opanowaÅ‚. – Przecież oficjalnie byÅ‚aÅ› kilka dni temu krok od Å›mierci! A poza tym ciÄ…gle obowiÄ…zuje nas żaÅ‚oba.
   - SÄ…dziÅ‚am, że jedynie w dni robocze, a w Å›wiÄ™to możemy odpocząć – wstaÅ‚a z krzesÅ‚a i ruszyÅ‚a do wyjÅ›cia. – No nic, jak chcesz. Ja w każdym razie idÄ™ na spacer po ogrodzie – zamknęła drzwi za sobÄ….
   Ma racjÄ™, dzisiaj jest przecież niedziela. Trzeba by w koÅ„cu odpocząć. Tak, sześć dni zdobywaÅ‚ ten Å›wiat, siódmego musi sobie odpuÅ›cić. Sam przecież postanowiÅ‚, że kierowcÄ™ zwolni dopiero jutro.
   WyjrzaÅ‚ przez okno i zobaczyÅ‚ jak faÅ‚szywa córka Szczęściarza idzie na spacer. PoszedÅ‚ do jej pokoju, który znajdowaÅ‚ siÄ™ niedaleko gabinetu. OtworzyÅ‚ kluczem drzwi i wszedÅ‚ do Å›rodka. Przez chwilÄ™ miaÅ‚ wrażenie, że ktoÅ› tam jest. RozejrzaÅ‚ siÄ™ wokół podejrzliwie. Nie, to niemożliwe. Oprócz niego klucz miaÅ‚a tylko nowa wÅ‚aÅ›cicielka tego pomieszczenia, a ona byÅ‚a przecież na spacerze. Na wszelki wypadek podbiegÅ‚ do okna. Tak, jego wspólniczka znajdowaÅ‚a siÄ™ już pareset metrów od paÅ‚acu.
    ZamknÄ…Å‚ dokÅ‚adnie drzwi i otworzyÅ‚ przejÅ›cie, które prowadziÅ‚o do stanowiska dowodzenia znajdujÄ…cego siÄ™ bezpoÅ›rednio nad celÄ…. ByÅ‚a tam kuchenka mikrofalowa, w której podgrzewaÅ‚ potrawy dla wieźniów, resztka jedzenia, która siÄ™ po nich zostaÅ‚a.
   OpuÅ›ciÅ‚ platformÄ™ prawie do poÅ‚owy. ZestawiÅ‚ na niÄ… krzesÅ‚o, które miaÅ‚o mu uÅ‚atwić powrót. Na dole podobnÄ… rolÄ™ miaÅ‚ speÅ‚nić stół. ChciaÅ‚ ostatni raz obejrzeć to miejsce. Wkrótce trzeba je bÄ™dzie zlikwidować. Tak na wszelki wypadek. ZresztÄ… odegraÅ‚o już swojÄ… rolÄ™ i nie jest potrzebne.
   Tu spotkaÅ‚y siÄ™ cztery najgroźniejsze żywioÅ‚y współczesnego Å›wiata, których siÄ™ baÅ‚ i nienawidziÅ‚. Bogactwo, które nie liczy siÄ™ z niczym. Brak moralnoÅ›ci, który niszczy uczucia. FaÅ‚szywa wiara, która mami zbawieniem. Bezrozumna siÅ‚a, która używana najpierw nawet w najszlachetniejszych intencjach, z czasem może przeksztaÅ‚cić siÄ™ wyÅ‚Ä…cznie w destrukcjÄ™. To miejsce staÅ‚o siÄ™ ich grobem.
   WszedÅ‚ do ubikacji i zaczÄ…Å‚ zaÅ‚atwiać potrzebÄ™. Nagle usÅ‚yszaÅ‚ jakiÅ› cichy dźwiÄ™k dochodzÄ…cy zza pleców. OdwróciÅ‚ siÄ™ i zobaczyÅ‚, że platforma ruszyÅ‚a do góry. Przerażony pobiegÅ‚ w jej kierunku, ale opuszczone spodnie nie uÅ‚atwiaÅ‚y mu tego zadania. WskoczyÅ‚ na stół ale zdoÅ‚aÅ‚ już tylko chwycić palcami za krawÄ™dzie platformy. UsiÅ‚owaÅ‚ siÄ™ podciÄ…gnąć ale miaÅ‚ na to coraz mniej czasu. SpojrzaÅ‚ do góry i zobaczyÅ‚ ...
   Dwie uÅ›miechniÄ™te twarze, które okalaÅ‚y krótkie, czarne wÅ‚osy. Twarze i ich fryzury byÅ‚y niemal identyczne. Podobnie zresztÄ… jak uÅ›miechy. Tylko bardzo uważny obserwator mógÅ‚ dostrzec nieznaczne różnice.
   - Co wy robicie ?! – wyharczaÅ‚ z wysiÅ‚kiem.
   - Zwalniamy ciÄ™.
   
   
   
   KONIEC
   
   

Komentarze czytelników