Tekst ODCINEK 2
był czytany 608 razy
ODCINEK 2
Pani Hanke delikatnie otarÅ‚a Å‚zÄ™ i wzięła siÄ™ pod boki. PrzyszÅ‚ość, jaka siÄ™ przed niÄ… rysowaÅ‚a, byÅ‚a niewesoÅ‚a. StraciÅ‚a swojego gÅ‚ównego pracodawcÄ™, u którego sprzÄ…taÅ‚a i gotowaÅ‚a już ponad dziesięć lat. A telefon uparcie milczaÅ‚ i znikÄ…d nie pojawiaÅ‚y siÄ™ nowe propozycje. ZresztÄ…, czemu siÄ™ dziwić w jej wieku? Czterdziestka, do której siÄ™ oficjalnie przyznawaÅ‚a, stuknęła jej już dawno. W jej fachu to przecież emerytura.
– ProszÄ™ nie pÅ‚akać, pani Hanke – wysoki, wychudzony i siwy jak goÅ‚Ä…bek mężczyzna przytuliÅ‚ korpulentnÄ… postać gosposi. – On zostanie na zawsze w naszych sercach.
– Tylko co z tego, jeÅ›li nie ma go tu miÄ™dzy nami – westchnęła smutno gosposia.
– CzÅ‚owiek najdÅ‚użej żyje w pamiÄ™ci innych ludzi. Dlatego on bÄ™dzie żyć niemal wiecznie – dodaÅ‚ drugi z obecnych mężczyzn, grubasek o mocnych wypiekach na policzkach, patetycznie podkreÅ›lajÄ…cy samogÅ‚oski koÅ„czÄ…ce wyrazy. – A my po prostu musimy wrócić do swoich obowiÄ…zków i dalej nieść pomoc ludziom, pani Hanke.
– Pewnie, wam to Å‚atwo powiedzieć – wybuchÅ‚a szlochem gosposia. – Macie pracÄ™, a ja?
Jej uwaga skonsternowaÅ‚a obydwu mężczyzn. Tych sÅ‚ów siÄ™ z pewnoÅ›ciÄ… po niej nie spodziewali. Ale nie byli pewni, czy nie powinni siÄ™ spodziewać. W koÅ„cu wersje scenariusza czÄ™sto ulegajÄ… zmianom do ostatniej chwili.
– Ależ pani Hanke – próbowaÅ‚ „szyć” siwy chudzielec odgrywajÄ…cy rolÄ™ ordynatora Steca. – Przecież doktor StaÅ› zapisaÅ‚ pani dom i okrÄ…gÅ‚Ä… sumkÄ™…
– Tak, w telewizorze to tak Å‚adnie wyglÄ…da. Ale sami wiecie, jaka jest prawda. Po jego Å›mierci moja rola staje siÄ™ zupeÅ‚nie nieistotna.
– Ależ pani Hanke, pani jest bardzo cenna… – grubasek z wypiekami, znany powszechnie jako profesor Barnaba KÅ‚yÅ›, usiÅ‚owaÅ‚ uspokoić wzburzonÄ… kobietÄ™.
– Pewnie, Å‚atwo ci mówić. Ty po odejÅ›ciu Noskowskiego bÄ™dziesz wiÄ™cej graÅ‚ w serialu. A ZawiaÅ‚Å‚o – wskazaÅ‚a gÅ‚owÄ… na siwego chudzielca – dostanie za niego te rolÄ™ w tej superprodukcji historycznej.
– Stop! – wrzasnÄ…Å‚ reżyser KuliÅ„ski, który już od dÅ‚uższego czasu przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ ze zdziwieniem caÅ‚ej scenie, nie mogÄ…c odnaleźć w scenariuszu tekstów mówionych przez paniÄ… Hanke vel SerafiÅ„skÄ….
– BaÅ›ka, co ty robisz? – KÅ‚yÅ›-Danielewicz spojrzaÅ‚ zdegustowany na koleżankÄ™.
– DokÅ‚adnie, co koleżanka robi? – uniósÅ‚ siÄ™ ordynator Stec-ZawiaÅ‚Å‚o. Nie przepadaÅ‚ za Hanke-SerafiÅ„skÄ… i dlatego, mimo ogólnie przyjÄ™tych zwyczajów, nie mówiÅ‚ do niej po imieniu. – To nieprofesjonalne! Ja tu nie mam czasu, zaraz po zdjÄ™ciach jestem umówiony na lekcjÄ™ jÄ™zyka.
– A mnie teraz na nic nie stać! – zdenerwowaÅ‚a siÄ™ Hanke-SerafiÅ„ska. – Oprócz dzisiaj mam jeszcze tylko dwa dni zdjÄ™ciowe. I co ja ze sobÄ… zrobiÄ™, jak mi nie wypali ta firma szkoleniowa?!
– To chyba jeszcze nie powód, żeby przerywać zdjÄ™cia – próbowaÅ‚ Å‚agodzić sytuacjÄ™ KuliÅ„ski. – ZresztÄ…, może w nastÄ™pnym sezonie scenarzyÅ›ci wymyÅ›lÄ… dla pani jakiÅ› wÄ…tek.
– Akurat. IdÄ™ w odstawkÄ™!
– To przykre – stwierdziÅ‚ nie bez pewnej satysfakcji Za-wiaÅ‚Å‚o – ale mogÅ‚a koleżanka zacząć grać w totolotka. Podobno ostatnio w kolekturze obok naszego studia padÅ‚a szóstka.–
Nigdy nie byłam hazardzistką i nie mam zamiaru tego zmieniać!
– Doprawdy? To po co koleżanka ryzykowaÅ‚a, że jÄ… zÅ‚apiÄ… po Å›mierci Noskowskiego? – ZawiaÅ‚Å‚o spojrzaÅ‚ na niÄ… znakomicie zdziwionym wzrokiem. – ByÅ‚o sens go zabijać, skoro wszyscy wiedzieli, że byÅ‚a koleżanka na niego wÅ›ciekÅ‚a?
– Co ty opowiadasz?! Po co miaÅ‚abym to robić?! Przecież przez to nie wróciÅ‚by do serialu, a ja nie odzyskaÅ‚abym roli!
– I tak by do niego nie wróciÅ‚. Za to mogÅ‚a siÄ™ koleżanka w ten sposób na nim zemÅ›cić. To dobry motyw.
– Przypominam ci, że ty miaÅ‚eÅ› lepszy – odezwaÅ‚ siÄ™ Danielewicz.
ZawiaÅ‚Å‚o zamarÅ‚, przeÅ‚knÄ…Å‚ Å›linÄ™ i odruchowo zÅ‚apaÅ‚ siÄ™ za poÅ‚Ä™ marynarki. MiaÅ‚ pod niÄ… ukrytego swojego maÅ‚ego stalowego przyjaciela, zawierajÄ…cego dwieÅ›cie mililitrów znakomitej miÄ™tówki, która pomagaÅ‚a mu radzić sobie w stresowych sytuacjach. Czyli Å›rednio kilka razy dziennie.
– Nie rozumiem, o czym mówisz.
- Rozumiesz, rozumiesz – zajazgotaÅ‚a SerafiÅ„ska. – Wszyscy wiedzÄ…, że rywalizowaÅ‚eÅ› z Noskowskim o rolÄ™ w tej superprodukcji, w tych Mieczach Grunwaldu. Casting przegraÅ‚eÅ› o wÅ‚os. A po Å›mierci Noskowskiego zwolniÅ‚a siÄ™ gÅ‚ówna rola.
– I co z tego?! Mam już zajÄ™te terminy.
– Terminy siÄ™ przesunie, odwoÅ‚asz jakieÅ› inne zobowiÄ…zania. Taka superprodukcja to superpieniÄ…dze.
– No nie, ja w takich warunkach nie mogÄ™ pracować! – ZawiaÅ‚Å‚o potrzÄ…snÄ…Å‚ swojÄ… siwÄ… czuprynÄ… i najwyraźniej miaÅ‚ zamiar opuÅ›cić plan.
– Ja zwariujÄ™! – zaÅ‚amaÅ‚ rÄ™ce reżyser. – Kwadrans przerwy! – krzyknÄ…Å‚ do ekipy, a gdy ta zaczęła siÄ™ rozchodzić, dodaÅ‚ dużo ciszej w stronÄ™ profesora KÅ‚ysia. – Panie Ryszardzie…
– Przecież prosiÅ‚em, panie reżyserze, na planie wolÄ™, jak siÄ™ do mnie zwraca moim serialowym imieniem.
– Ano tak. WiÄ™c panie Barnabo.
– WolaÅ‚bym: profesorze Barnabo – poprawiÅ‚ go Danielewicz.
– OczywiÅ›cie – KuliÅ„ski z trudem hamowaÅ‚ wÅ›ciekÅ‚ość, ale wiedziaÅ‚, że jeÅ›li sytuacja ma być opanowana, a zdjÄ™cia majÄ… toczyć siÄ™ dalej, to nie ma wyjÅ›cia, musi skorzystać z pomocy aktora sÅ‚ynÄ…cego ze swoich mediatorskich umiejÄ™tnoÅ›ci. – Profesorze Barnabo, gdyby pan mógÅ‚ nieco ostudzić temperament tych dwojga.
– Ależ oczywiÅ›cie. Czego siÄ™ nie robi dla sztuki. I dla medycyny.
Jacek wygodnie usiadÅ‚ w fotelu stojÄ…cym w rogu gabinetu producenta. Tylko to miejsce gwarantowaÅ‚o, że jego rozmówca nie zniknie nagle z pola widzenia. Bo od chwili, kiedy Przypadek wszedÅ‚ do biura Kokoszki i z nim siÄ™ przywitaÅ‚, ten już zdążyÅ‚ być w piÄ™ciu różnych miejscach pokoju. Producent, niski, bardzo szczupÅ‚y, prawie caÅ‚kowicie Å‚ysy, poruszaÅ‚ siÄ™ bowiem z prÄ™dkoÅ›ciÄ… bÅ‚yskawicy, nie chcÄ…c uronić nawet sekundy ze swojego cennego czasu na niepotrzebne stanie w miejscu.
– ProszÄ™ mi opowiedzieć, jak to byÅ‚o – zaczÄ…Å‚ Jacek.
- Tego dnia nagrywaliÅ›my scenÄ™ stypy i ostatnie ujÄ™cia z doktorem Stasiem, to znaczy panem Noskowskim, w czasie których najbliżsi mu bohaterowie serialu żegnali siÄ™ z nim krótko przy trumnie w domu pogrzebowym. – Kokoszka wyjÄ…Å‚ z póÅ‚ki segregator i nie przestajÄ…c do Przypadka mówić, sprawdzaÅ‚, czy zgadzajÄ… siÄ™ wszystkie pozycje w kosztorysie. – Noskowski wÅ‚aÅ›ciwie nic nie graÅ‚, leżaÅ‚ w trumnie i tyle. Dlatego mógÅ‚ sobie pozwolić na wypicie odrobiny wiÄ™cej alkoholu.
– Ile to byÅ‚o odrobinÄ™ wiÄ™cej?
– Szczerze mówiÄ…c, sÅ‚ynÄ…Å‚ z mocnej gÅ‚owy. Nawet litr wódki nie robiÅ‚ na nim wiÄ™kszego wrażenia. A tego dnia każdy siÄ™ z nim chciaÅ‚ napić. ZresztÄ…, zaraz po zakoÅ„czeniu zdjęć planowaliÅ›my wiÄ™kszÄ… imprezÄ™ pożegnalnÄ… Noskowskiego.
– Gdzie siÄ™ miaÅ‚a odbyć?
– WÅ‚aÅ›ciwe w tym samym miejscu. Dom pogrzebowy zaaranżowaliÅ›my na zapleczu restauracji „Pod RybkÄ…”, gdzie czÄ™sto nagrywamy sceny dziejÄ…ce siÄ™w pubach i kawiarniach. Potem przenieÅ›liÅ›my siÄ™ na salÄ™ restauracyjnÄ…, gdzie krÄ™ciliÅ›my scenÄ™ stypy, chodziÅ‚o o to, żeby nie byÅ‚o kosztów przewożenia ekipy. – Kokoszka odÅ‚ożyÅ‚ segregator i z prÄ™dkoÅ›ciÄ… Å›wiatÅ‚a usiadÅ‚ za biurkiem i zaczÄ…Å‚ klepać w klawiaturÄ™ swojego komputera. – A po nakrÄ™ceniu tej sceny rozpoczęła siÄ™ impreza pożegnalna. Ale i tak wszyscy chcieli siÄ™ z nim napić już w domu pogrzebowym.
– Z jakiegoÅ› konkretnego powodu?
– Z bardzo konkretnego, proszÄ™ pana. Bo aktorzy, proszÄ™ pana, to nieodpowiedzialni idioci, gdybym ja ich nie upilnowaÅ‚, to żadnej sceny by nie nakrÄ™cili. Dlatego staraÅ‚em siÄ™ to jakoÅ› ograniczać, żeby nie byli schlani, zanim skoÅ„czymy nagrywać.
– MusiaÅ‚ pan osobiÅ›cie?
– ProszÄ™ pana, ja tu wszystko muszÄ™ sam w gruncie rzeczy robić, bo gdyby nie ja, to w jednej chwili by siÄ™ toto rozpadÅ‚o. ChÄ™tnie bym siÄ™ z kimÅ› podzieliÅ‚ pracÄ…, ale myÅ›li pan, że w tym kraju można spotkać jakiegoÅ› utalentowanego czÅ‚owieka? ProszÄ™ pana, absolutnie nie. Dlatego to ja tak naprawdÄ™ muszÄ™ pisać scenariusze, reżyserować, a do tego jeszcze produkować caÅ‚y ten bajzel, bo inaczej…
– Jak pan pilnowaÅ‚ Noskowskiego? – wszedÅ‚ mu w sÅ‚owo Jacek.
– Normalnie. SiedziaÅ‚em obok niego caÅ‚y czas i kontrolowaÅ‚em, żeby nikt poza nim nie wypiÅ‚ wiÄ™cej niż kieliszek alkoholu. Tylko tak byÅ‚a szansa na to, że dotrwajÄ… do tej sceny stypy. To już mogli zagrać wstawieni, to nawet dramaturgicznie uzasadnione. Co to ja mówiÅ‚em, proszÄ™ pana? Aha, wiÄ™c musiaÅ‚em pilnować tych idiotów. Bo, proszÄ™ pana, aktorzy to kompletni idioci. A już najwiÄ™ksi idioci to ci, którzy grajÄ… dobrze wyksztaÅ‚conych. Bo zagrać profesora, proszÄ™ pana, to naprawdÄ™ potrafi byle idiota. Za to zagrać idiotÄ™, to już wyższa szkoÅ‚a jazdy, do tego trzeba być choć trochÄ™ inteligentnym, a znaleźć inteligentnego aktora to tak, jak trafić szóstkÄ™ w totka, proszÄ™ pana…
– A kto przyniósÅ‚ do domu pogrzebowego te feralne trzy póÅ‚litrówki?
– Ja sam. I do tego zapowiedziaÅ‚em, że jeÅ›li pojawi siÄ™ tam chociaż jeden gram alkoholu wiÄ™cej, to wywalÄ™ na zbity pysk. – Kokoszka w uÅ‚amku sekundy porzuciÅ‚ komputer, przysiadÅ‚ siÄ™ do Jacka i zaczÄ…Å‚ przeglÄ…dać katalog z piÄ™knymi zdjÄ™ciami urokliwych domów Å‚adnie odcinajÄ…cych siÄ™ na tle bÅ‚Ä™kitu nieba.
– SkÄ…d pan wziÄ…Å‚ te trzy póÅ‚litrówki?
– KupiÅ‚em caÅ‚Ä… skrzynkÄ™ w sklepie, mam rachunek.
Jacek nawet nie dostrzegÅ‚ tego, że Kokoszka w mgnieniu oka podbiegÅ‚ do jednego z segregatorów, otworzyÅ‚ go, wyjÄ…Å‚ coÅ› z niego, zamknÄ…Å‚ i odÅ‚ożyÅ‚ na póÅ‚kÄ™. Dopiero kiedy producent podsunÄ…Å‚ mu pod nos jakiÅ› Å›wistek papieru, zauważyÅ‚, że Kokoszka nie siedzi obok niego, tylko przed nim stoi. Przypadek przyjrzaÅ‚ siÄ™ rachunkowi.
– CaÅ‚Ä… skrzynkÄ™? Po co?
– Å»eby byÅ‚o potem na stypÄ™. Od restauracji to ja zasadniczo biorÄ™ tylko pomieszczenie, bo gdybym jeszcze miaÅ‚ wziąć wyszynk, to w jednej chwili bym zbankrutowaÅ‚. Także trzy butelki powÄ™drowaÅ‚y do domu pogrzebowego, a reszta na stóÅ‚ ze stypÄ…. Przy okazji zaoszczÄ™dziÅ‚em na rekwizytach do nakrÄ™cenia sceny Telewizja mi caÅ‚y czas tnie budżet, bo mówiÄ…, że mi oglÄ…dalność spada. Już dokÅ‚adam do tej produkcji, a zaraz to kompletnie za swoje pieniÄ…dze bÄ™dÄ™ musiaÅ‚ jÄ… nagrywać.
– WspóÅ‚czujÄ™. Ale zawsze pan może już tego nie nagrywać.
– To z czego bÄ™dÄ™ żyÅ‚?
– Na pewno nie z czegoÅ›, do czego pan dokÅ‚ada.
Jacek spojrzaÅ‚ na producenta z tak szczerym zdziwieniem, że ten zaczÄ…Å‚ siÄ™ zastanawiać, czy na pewno detektyw jest wystarczajÄ…co bystry, aby zająć siÄ™ tak delikatnÄ… sprawÄ…. Bo skoro nie rozumie, że najlepiej zarabia siÄ™ na interesach, do których siÄ™ dokÅ‚ada, to chyba powinien zmienić zawód na taki wymagajÄ…cy mniejszej iloÅ›ci logicznego myÅ›lenia.
– Co to ja mówiÅ‚em, proszÄ™ pana? Aha. O tych trzech póÅ‚litrówkach. No wiÄ™c, wyjÄ…Å‚em je ze skrzynki i zaniosÅ‚em.
– Jest pan pewien, że ich nikt nie podmieniÅ‚ na miejscu?
– PilnowaÅ‚em ich. ZresztÄ…, trudno to zrobić, bo tam kamera zawsze jakaÅ› wÅ‚Ä…czona jest albo ktoÅ› fotosy pstryka. Także praktycznie nikt ich nie mógÅ‚ podmienić niezauważony. A ponieważ Noskowski zmarÅ‚ w wyniku zatrucia alkoholem metylowym, to jestem pierwszy na liÅ›cie podejrzanych – mówiÄ…c to, chwyciÅ‚ za komórkÄ™. – Przepraszam, ale muszÄ™ gdzieÅ› zadzwonić. KupujÄ™ swój siódmy dom w Toskanii – rzuciÅ‚ od niechcenia. – Wie pan, nie mogÄ™ siÄ™ oprzeć, takie cudowne miejsce, tyle sÅ‚oÅ„ca i ludzie tacy pogodni. W ogóle to ja kocham ItaliÄ™.
– CieszÄ™ siÄ™ w imieniu wszystkich WÅ‚ochów, ale wolaÅ‚bym jak najszybciej dokoÅ„czyć naszÄ… rozmowÄ™, bo obawiam siÄ™, że nie mamy na niÄ… zbyt wiele czasu.
– Dlaczego?
– Bo zaraz ktoÅ› tu wpadnie i nie pozwoli nam jej dokoÅ„czyć.