Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
40419 osoby czytały to 546935 razy. Teraz jest 1 osoba
      1 użytkowników on-line
     Tekst ODCINEK 9
     był czytany 528 razy

ODCINEK 9

   Sera­fiÅ„­ska mia­Å‚a zÅ‚e prze­czu­cia i nie chcia­Å‚a przy­jeż­dżać na to spo­tka­nie. Po­sta­wi­Å‚a so­bie na­wet pa­sjan­sa, żeby spraw­dzić, czy po­win­na to ro­bić. Kar­ty wy­raź­nie jej to od­ra­dza­Å‚y i ostrze­ga­Å‚y jÄ… przed szczu­pÅ‚ym sza­ty­nem Å›red­nie­go wzro­stu. Z caÅ‚Ä… pew­no­Å›ciÄ… nie cho­dzi­Å‚o wiÄ™c o Ko­kosz­kÄ™, po­zba­wio­ne­go wÅ‚o­sów mi­kru­sa, któ­ry jÄ… za­pro­siÅ‚ do swo­je­go biu­ra.
   Naj­chÄ™t­niej ka­za­Å‚a­by mu siÄ™ od­wa­lić, ale for­mal­nie, mimo że nie mia­Å‚a już dni zdjÄ™­cio­wych, jesz­cze przez mie­siÄ…c po­zo­sta­wa­Å‚a do dys­po­zy­cji pro­du­cen­ta Mi­Å‚o­Å›ci i me­dy­cy­ny. Dla­te­go mu­sia­Å‚a przy­je­chać do biu­ra Ko­kosz­ki. Å»a­Å‚o­wa­Å‚a, że nie może sko­rzy­stać przy tym ze swo­je­go piÄ™k­ne­go czer­wo­ne­go auta, któ­rym wy­je­cha­Å‚a wczo­raj z sa­lo­nu. Nie mo­gÅ‚a siÄ™ po­wstrzy­mać przed ku­pie­niem go, roz­sÄ…­dek pod­po­wia­daÅ‚ jej jed­nak, że jesz­cze przez ja­kiÅ› czas nie może siÄ™ nim afi­szo­wać. Ale na­wet idÄ…c do pro­du­cen­ta, nie prze­sta­wa­Å‚a ma­rzyć o chwi­li, w któ­rej po­now­nie wsiÄ…­dzie do swo­je­go sa­mo­cho­du. Tyl­ko choć­by po to, by móc po­czuć przy­jem­ny do­tyk skó­rza­nych sie­dzeÅ„. Tak, musi tyl­ko jak naj­szyb­ciej za­koÅ„­czyć to spo­tka­nie.
   Se­ra­fiÅ„­ska we­szÅ‚a do po­ko­ju pro­du­cen­ta bez pu­ka­nia. Chcia­Å‚a od pro­gu opry­skli­wie za­py­tać, po co jÄ… we­zwaÅ‚. Lecz wte­dy zo­ba­czy­Å‚a szczu­pÅ‚e­go sza­ty­na Å›red­nie­go wzro­stu, któ­ry sie­dziaÅ‚ na fo­te­lu w rogu po­miesz­cze­nia i ba­wiÅ‚ siÄ™ trzy­ma­nym w rÄ™ku sta­ro­Å›wiec­kim me­lo­ni­kiem.
   – DzieÅ„ do­bry, pani Do­ro­to, pro­szÄ™, niech pani po­zna, to pan Przy­pa­dek, de­tek­tyw, któ­ry za­miast mnie pro­wa­dzi Å›ledz­two w spra­wie Å›mier­ci pani ko­le­gi – Ko­kosz­ka wska­zaÅ‚ na sza­ty­na, któ­ry grzecz­nie skÅ‚o­niÅ‚ siÄ™ przed ak­tor­kÄ… i po­ca­Å‚o­waÅ‚ jÄ… w dÅ‚oÅ„.
   – MiÅ‚o mi – twarz Se­ra­fiÅ„­skiej wska­zy­wa­Å‚a na na­ra­sta­jÄ…­ce mdÅ‚o­Å›ci.
   – Czy­li zo­sta­Å‚am we­zwa­na na prze­sÅ‚u­cha­nie? – za­py­ta­Å‚a z em­fa­zÄ….
   - Na zwy­kÅ‚Ä… roz­mo­wÄ™, na któ­rej chciaÅ‚­bym do­wie­dzieć siÄ™ od pani kil­ku rze­czy – uÅ›miech­nÄ…Å‚ siÄ™ do niej przy­jaź­nie Ja­cek.
   – To co pan chce wie­dzieć?– Na po­czÄ…­tek chcia­Å‚em za­py­tać, czy po­psuÅ‚ siÄ™ pani sa­mo­chód?
   – Nic o tym nie wiem – od­po­wie­dzia­Å‚a po chwi­li na­my­sÅ‚u Se­ra­fiÅ„­ska, bacz­nie przy­glÄ…­da­jÄ…c siÄ™ de­tek­ty­wo­wi.– To dla­cze­go przy­je­cha­Å‚a tu pani tak­sów­kÄ…?
   – Nie lu­biÄ™ jeź­dzić po mie­Å›cie w kor­kach.
   – Jest dwu­na­sta, o tej po­rze jeź­dzi siÄ™ po War­sza­wie dość do­brze – Ja­cek siÄ™­gnÄ…Å‚ po ga­ze­tÄ™ na biur­ku. – Poza tym, w wy­wia­dzie udzie­lo­nym przed dwo­ma ty­go­dnia­mi twier­dzi­Å‚a pani, że musi siÄ™ po­ru­szać po War­sza­wie dzie­siÄ™­cio­let­nim gra­tem, a na tak­sów­ki pa­niÄ… nie stać. Czyż­by nie­spo­dzie­wa­nie zmie­niÅ‚ siÄ™ pani sta­tus ma­jÄ…t­ko­wy?
   Se­ra­fiÅ„­ska po­czu­Å‚a, jak ner­wo­wo za­czy­na drgać jej pra­wa po­wie­ka. Tak, kar­ty nie kÅ‚a­ma­Å‚y. Szczu­pÅ‚y sza­tyn Å›red­nie­go wzro­stu mógÅ‚ stać siÄ™ przy­czy­nÄ… jej po­waż­nych kÅ‚o­po­tów. Nie po­tra­fi­Å‚a od­po­wie­dzieć na jego py­ta­nie, dla­te­go, dla od­wró­ce­nia uwa­gi, po­sta­no­wi­Å‚a za­ata­ko­wać ko­goÅ› in­ne­go.
   – Po to mnie pan tu we­zwaÅ‚?! – krzyk­nÄ™­Å‚a na Ko­kosz­kÄ™. – Po to, że­bym mu­sia­Å‚a wy­sÅ‚u­chi­wać ja­kichÅ› idio­tycz­nych py­taÅ„?! Nie dość, że po­zba­wiÅ‚ mnie pan roli, to jesz­cze po­zwa­la mnie pan drÄ™­czyć py­ta­nia­mi?! – otwo­rzy­Å‚a to­reb­kÄ™. – Pro­szÄ™, może mi pan jesz­cze za­bie­rze ostat­nie gro­sze?! – rzu­ci­Å‚a na stóÅ‚ port­fel wy­jÄ™­ty z to­reb­ki. – Może za maÅ‚o zbied­nia­Å‚am?! Niech pan zo­ba­czy, jest zu­peÅ‚­nie pu­sty!
   – To cie­ka­we – Ja­cek obej­rzaÅ‚ do­kÅ‚ad­nie port­fel. – Na nic pa­niÄ… nie stać, a ku­pu­je so­bie pani dro­gi skó­rza­ny port­fel. Port­fe­le tej fir­my sÄ… war­te co naj­mniej dwa ty­siÄ…­ce zÅ‚o­tych.
   – To za­kup sprzed roku – Se­ra­fiÅ„­ska wy­rwa­Å‚a port­fel z rÄ™ki Jac­ka i po­spiesz­nie scho­wa­Å‚a go do kie­sze­ni.– SÄ…­dzÄ…c po Å›la­dach zu­Å¼y­cia, tra­fiÅ‚ do pani to­reb­ki kil­ka dni temu.
   – To praw­da, nie uży­wa­Å‚am go wcze­Å›niej.
   – To­reb­ki też nie? – Ja­cek przyj­rzaÅ‚ siÄ™ uważ­nie sty­lo­wej to­reb­ce z de­li­kat­nej brÄ…­zo­wej skó­ry, któ­rÄ… Se­ra­fiÅ„­ska chcia­Å‚a bez­sku­tecz­nie scho­wać za sobÄ…. – Ona rów­nież nie ma Å›la­dów uży­wa­nia. A tak na oko jest war­ta ja­kieÅ› czte­ry, a na­wet pięć ty­siÄ™­cy.
   – Po pro­stu dbam o swo­je rze­czy! – ak­tor­ka za­sÅ‚o­ni­Å‚a tor­bÄ™ ca­Å‚ym cia­Å‚em. Ale Ja­cek byÅ‚ już za­in­te­re­so­wa­ny czymÅ› in­nym. – Nie stać mnie na wie­le, to dbam!
   – Być może. Tyl­ko dla­cze­go te czÄ™­Å›ci pani gar­de­ro­by, któ­re no­szÄ… Å›la­dy uży­wa­nia, sÄ… znacz­nie taÅ„­szych ma­rek?
   – A czy ja siÄ™ py­tam o ten sta­ry me­lo­nik, któ­ry pan ob­ra­ca w dÅ‚o­niach?!
   – To pa­miÄ…t­ka po mo­ich przod­kach.
   – Mnie to nie in­te­re­su­je! I pana nie po­win­ny in­te­re­so­wać moje ubra­nia. Nie mam za­mia­ru od­po­wia­dać na żad­ne py­ta­nie wiÄ™­cej!
   – Szcze­rze mó­wiÄ…c, wiem już wszyst­ko, cze­go po­trze­bu­jÄ™.
   – No to bar­dzo do­brze! – wsta­Å‚a i ru­szy­Å‚a do drzwi. Za­trzy­ma­Å‚a siÄ™ przed nimi, od­wró­ci­Å‚a i po­wie­dzia­Å‚a me­lo­dra­ma­tycz­nym to­nem: – Å»e­gnam!
    
   Pod­ko­mi­sarz ŁoÅ› wÅ›cie­kle spo­glÄ…­daÅ‚ wko­Å‚o. Wszy­scy tu poza nim wy­raź­nie siÄ™ Å›wiet­nie ba­wi­li. Ba, z tru­dem po­wstrzy­my­wa­li siÄ™ od Å›mie­chu, pa­trzÄ…c w twarz po­li­cjan­ta. Pod­ko­mi­sarz zer­kaÅ‚ na te gÄ™by i je­dy­nie Å›wia­do­mość, że za­raz ko­goÅ› z nich aresz­tu­je za mor­der­stwo, po­wstrzy­my­wa­Å‚a go od czy­nów, za któ­re sam mu­siaÅ‚­by zo­stać aresz­to­wa­ny.
   Naj­chÄ™t­niej nie uczest­ni­czyÅ‚­by w tej ca­Å‚ej far­sie. Ale nie miaÅ‚ wyj­Å›cia. Po­dej­rze­wa­ny przez nie­go na po­czÄ…t­ku pro­du­cent wy­szedÅ‚ z aresz­tu, za­nim z nie­go co­kol­wiek wy­ci­snÄ…Å‚. Na Se­ra­fiÅ„­skÄ… nie miaÅ‚ nic poza mo­ty­wem. Zna­lazÅ‚ wpraw­dzie pew­ne po­szla­ki Å›wiad­czÄ…­ce o tym, że to mógÅ‚ być ten Za­wiaÅ‚­Å‚o, ale nad­in­spek­tor Za­wa­da po­wie­dziaÅ‚, że nie zgo­dzi siÄ™ na aresz­to­wa­nie ko­lej­ne­go zna­ne­go i sza­no­wa­ne­go czÅ‚o­wie­ka, za­nim pod­ko­mi­sarz nie po­Å‚o­Å¼y przed nim twar­dych do­wo­dów. A tych dziel­ny po­li­cjant nie po­tra­fiÅ‚ zna­leźć. I wte­dy na­gle za­dzwo­niÅ‚ do nie­go ten cho­ler­ny Przy­pa­dek.
   – Chcia­Å‚em panu po­dziÄ™­ko­wać, pa­nie pod­ko­mi­sa­rzu, za to, że po­mógÅ‚ mi pan od­na­leźć mor­der­cÄ™ pana No­skow­skie­go.
   – Co?! Ja­kim cu­dem?!
   – A tego nie mogÄ™, nie­ste­ty, panu zdra­dzić, ze wzglÄ™­du na do­bro Å›ledz­twa. MogÄ™ pana jed­nak za­pew­nić, że gdy­by nie paÅ„­ska po­moc, na pew­no nie daÅ‚­bym rady.
   – To kto za­biÅ‚ tego dok­to­ra Sta­sia?
   – To na ra­zie ta­jem­ni­ca. Do ju­tra.
   – Dla­cze­go do ju­tra?!
   – Bo ju­tro urzÄ…­dzam spe­cjal­ne przed­sta­wie­nie, na któ­re, mam na­dzie­jÄ™, pan wpad­nie. To bÄ™­dzie re­kon­struk­cja mor­der­stwa. Wszy­scy za­in­te­re­so­wa­ni po­twier­dzi­li swo­je przy­by­cie. Je­dy­nie pani Se­ra­fiÅ„­ska wy­ma­ga spe­cjal­ne­go za­pro­sze­nia. Gdy­by byÅ‚ pan tak miÅ‚y…
   „Gdy­by byÅ‚ pan tak miÅ‚y”! Bez­czel­ność tego chÅ‚yst­ka zda­wa­Å‚a siÄ™ nie mieć gra­nic. Oczy­wi­Å›cie ŁoÅ› nie mu­siaÅ‚ speÅ‚­niać jego proÅ›­by i chÄ™t­nie by tego nie zro­biÅ‚. Ale ko­niecz­nie chciaÅ‚ wie­dzieć, w jaki spo­sób po­mógÅ‚ Przy­pad­ko­wi! Ta wie­dza mo­gÅ‚a siÄ™ przy­dać, aby w przy­szÅ‚o­Å›ci nie po­wtó­rzyć po­dob­ne­go bÅ‚Ä™­du. Dla­te­go po­li­cjant zgo­dziÅ‚ siÄ™ na plan de­tek­ty­wa. Ale to, cze­go tam­ten żą­daÅ‚ od nie­go w tej chwi­li, prze­cho­dzi­Å‚o już wszel­kie gra­ni­ce!
   – Czy pan mnie sÅ‚y­szy, pa­nie pod­ko­mi­sa­rzu? Pro­si­Å‚em, żeby pan siÄ™ po­Å‚o­Å¼yÅ‚ w trum­nie.
   – Co?! Pan kpi so­bie ze mnie?!
   – By­najm­niej. ChcÄ™ od­two­rzyć ostat­nie chwi­le, za­nim za­uwa­Å¼o­no Å›mierć pana No­skow­skie­go. Å»eby nie za­bu­rzać po­rzÄ…d­ku na sali, musi pan siÄ™ po­Å‚o­Å¼yć w trum­nie i stam­tÄ…d ob­ser­wo­wać moje wy­ja­Å›nie­nia. In­nej moż­li­wo­Å›ci nie wi­dzÄ™.
   – A ja owszem. Za­raz pana aresz­tu­jÄ™ za ob­ra­zÄ™ po­li­cjan­ta. A na ko­men­dzie i tak pan wy­Å›pie­wa, kto jest win­ny.
   – To praw­da. Ale wte­dy stra­ci pan szan­sÄ™ na to, żeby do­wie­dzieć siÄ™, w jaki spo­sób mi po­mógÅ‚.

Komentarze czytelników