Tekst ODCINEK 8
był czytany 508 razy
ODCINEK 8
Jacek siedziaÅ‚ przy stoliku w restauracji „Pod RybkÄ…”, odpoczywajÄ…c po biegu i uzupeÅ‚niajÄ…c pÅ‚yny fizjologiczne. Dyskretnie rozglÄ…daÅ‚ siÄ™ przy tym po planie filmowym, w jaki zamieniÅ‚ siÄ™ ten popularny nadwiÅ›laÅ„ski lokal. Pierwszy raz znalazÅ‚ siÄ™ w takim miejscu i choć czasem widywaÅ‚ je w kinie czy telewizji, byÅ‚ zdziwiony wrażeniem, jaki na nim zrobiÅ‚o.
SÅ‚owo rozczarowanie byÅ‚oby tu może zbyt daleko posuniÄ™tym wnioskiem. Faktem jest jednak, że miejsce to nie miaÅ‚o w sobie niczego magicznego. Jedna wielka plÄ…tanina kabli, wÅ‚Ä…czonych reflektorów, ludzi ważniejszych i mniej ważnych. Ich hierarchiÄ™ rozpoznaÅ‚ najlepiej, gdy ogÅ‚oszono przerwÄ™ obiadowÄ…. Najpierw posiÅ‚ek otrzymaÅ‚ reżyser i gwiazdy. NastÄ™pnie kolejność wydawania jedzenia schodziÅ‚a na dóÅ‚ po szczebelkach ważnoÅ›ci i wysokoÅ›ci stawki za dzieÅ„ zdjÄ™ciowy, by zatrzymać siÄ™ na tych, którzy pracowali tu za grosze, bardziej po to, by zdobyć doÅ›wiadczenia na planie, niż zarobić pieniÄ…dze.
Jacka najbardziej zainteresowaÅ‚a jedna z postaci, która, mimo że byÅ‚a gwiazdÄ… pierwszej wielkoÅ›ci, podziÄ™kowaÅ‚a za posiÅ‚ek i bezustannie przechadzaÅ‚a siÄ™ tam i z powrotem, co chwilÄ™ klepiÄ…c siÄ™ po lewej pole marynarki. Widać byÅ‚o, że postać tÄ™ trapi jakiÅ› szczególny problem, którego nie potrafi ona do koÅ„ca rozwiÄ…zać.
– Można siÄ™ przysiąść? – przy stoliku Jacka pojawiÅ‚ siÄ™ sympatycznie uÅ›miechniÄ™ty jowialny grubasek. Przypadek kiwnÄ…Å‚ przyzwalajÄ…co gÅ‚owÄ…, nie przestajÄ…c obserwować nerwowo krążącego ZawiaÅ‚Å‚y. Grubasek zaÅ› postawiÅ‚ trzymanÄ… w rÄ™ku tacÄ™ z jedzeniem na stole, a nastÄ™pnie skÅ‚oniÅ‚ siÄ™ przed Przypadkiem i zapytaÅ‚: – My siÄ™ chyba nie znamy? – Nie czekajÄ…c na odpowiedź, wyciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™kÄ™ w kierunku detektywa. – Może siÄ™ przedstawiÄ™, Ryszard Danielewicz jestem. – UÅ›cisnÄ…Å‚ energicznie dÅ‚oÅ„ Jacka i nie wypuszczajÄ…c jej, dodaÅ‚: – Może ja niewyraźnie powiedziaÅ‚em, to powtórzÄ™. Ryszard Danielewicz – przedstawiÅ‚ siÄ™ raz jeszcze, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ szeroko ze swojego dowcipu, a ponieważ Jacek najwyraźniej go nie zrozumiaÅ‚, dodaÅ‚ skromnie: – Gram tutaj maÅ‚Ä… rólkÄ™.
– Jacek Przypadek. Szukam mordercy pana Noskowskiego.
– Ach, pan jest tym detektywem wynajÄ™tym przez pana KokoszkÄ™? To chyba ciężka i trudna praca? Wiem coÅ› o tym, sam byÅ‚em kiedyÅ› detektywem. To znaczy, graÅ‚em detektywa, ale dziÄ™ki temu bardzo dobrze poznaÅ‚em trudy tego fachu. Pewnie ma pan już jakichÅ› podejrzanych? Rozumiem, że każdego zaraz pan przesÅ‚ucha? Po to pan tu przyszedÅ‚? – Danielewicz zasypaÅ‚ Jacka gradem pytaÅ„.
– UmówiÅ‚em siÄ™ z producentem. Dzisiaj wychodzi z aresztu. A przesÅ‚uchiwać nie mogÄ™, nie mam takich kompetencji. Natomiast chÄ™tnie porozmawiam z kilkoma osobami.
– To proszÄ™ zacząć ode mnie. Gram tutaj wprawdzie maÅ‚Ä… rólkÄ™… – Danielewicz zawiesiÅ‚ gÅ‚os, jakby czekajÄ…c na reakcjÄ™ swojego rozmówcy. Na poczÄ…tku jeszcze rozumiaÅ‚, że Jacek może być nieco skonsternowany spotkaniem z tak wielkÄ… gwiazdÄ… jak on i nie pojmować jego subtelnej ironii. Ale chyba najwyższy czas, żeby zaprzeczyÅ‚! Tak jak wszyscy inni, na których Danielewicz trenowaÅ‚ swoje sÅ‚ynne poczucie humoru!
Niestety, zamiast tego Jacek zapytał:
– Nie bÄ™dÄ™ przeszkadzaÅ‚ w posiÅ‚ku?
– Ależ skÄ…d. Umiem mówić w trakcie jedzenia, czasem przecież gram sceny, w których jem. Co prawda nie gram zbyt dużo…– urwaÅ‚ i spojrzaÅ‚ na Jacka z nadziejÄ…, ale ten byÅ‚ wciąż bardziej zajÄ™ty obserwowaniem ZawiaÅ‚Å‚y, który przechadzaÅ‚ siÄ™ nerwowo po planie, niż rozmowÄ… z nim. Dlatego Danielewicz pomyÅ›laÅ‚, że Przypadek po pierwsze jest arogantem, a po drugie nie jest chyba tak bystry, jak o nim mówiÄ…, skoro nie potrafi docenić tak przedniego dowcipu. PokrÄ™ciÅ‚ niezadowolony gÅ‚owÄ… i kontynuowaÅ‚: – Wie pan, moim zdaniem, tu nikt nie jest winny. Owszem, czasem siÄ™ tu spieramy, czasem podgryzamy. Cóż, rywalizacja. Ale to jeszcze nie powód, żeby kogoÅ› zabijać. ZwÅ‚aszcza że Noskowski tuż przed Å›mierciÄ… obiecaÅ‚ paru osobom, że im zwróci dÅ‚ugi.
– Panu również? – Jacek oderwaÅ‚ wzrok od ZawiaÅ‚Å‚y i spojrzaÅ‚ z zainteresowaniem na swojego rozmówcÄ™.
- Ode mnie nic nie pożyczył, bo ja zwykle nie mam portfela przy sobie. Ale innym to był winny nawet po dwadzieścia tysięcy.
– A on czÄ™sto obiecywaÅ‚, że zwróci dÅ‚ugi?
– A skÄ…d. W zasadzie to nikt nigdy nie wierzyÅ‚, że odzyska te pieniÄ…dze. Nawet tak tu żartowaliÅ›my, że doktor StaÅ› zapiÅ‚ siÄ™ na amen, byleby tylko nie oddawać kasy.
– Czyli, pana zdaniem, nikt nie odpowiada za Å›mierć pana Noskowskiego?
– JeÅ›li już, to Henio Kokoszka – palnÄ…Å‚ bez namysÅ‚u Danielewicz, ale od razu siÄ™ zastrzegÅ‚. – W pewnym sensie, oczywiÅ›cie. LubiÄ™ go, ale to straszliwy sknerus jest. Dlatego chciaÅ‚ jak najmniej wydać na wódÄ™, bo „Pod RybkÄ…” rzeczywiÅ›cie tanio nie jest. No i kupiÅ‚ trefny alkohol.
– KupiÅ‚ go w sklepie. WidziaÅ‚em rachunek.
– A widziaÅ‚ pan cenÄ™? W Warszawie wÅ‚aÅ›ciwie nigdzie nie można kupić tak tanio wódki, nawet w hurcie. Ja siÄ™ na tym znam, sam kiedyÅ› knajpÄ™ miaÅ‚em. A Henio Kokoszka jest mistrzem oszczÄ™dzania. Nie znajdzie pan nikogo, kto tak tanio wyprodukuje odcinek serialu. Jak jest potrzebna scena na lotnisku, to weźmie byle jaki kawaÅ‚ek Å›ciany, każe nalepić naklejkÄ™ z napisem „Hala odlotów”, postawi pod niÄ… aktorów i ma lotnisko. Scena w tropikach? ProszÄ™ bardzo. Dwie palmy w doniczkach, jakieÅ› Å‚adne bÅ‚Ä™kitnego tÅ‚o i bohaterowie już majÄ… egzotyczne wakacje. MówiÄ™ panu, geniusz, nikt nie potrafi tak tanio nakrÄ™cić odcinka jak on. No i na tym przyjÄ™ciu pożegnalnym Noskowskiego też chciaÅ‚ zaoszczÄ™dzić i kupiÅ‚ taniÄ… wódkÄ™ w sklepie. I tak dobrze, że tylko Noskowski siÄ™ tak strasznie zatruÅ‚, bo tu wszyscy pili wyÅ‚Ä…cznie toto, choć im twarz wykrzywiaÅ‚o.
– Mówi pan, że na stole byÅ‚a wyÅ‚Ä…cznie wódka przyniesiona przez pana KokoszkÄ™?
– ByÅ‚aby, gdyby nie ja. Wszystkim wykrÄ™caÅ‚o nos od tego, z przeproszeniem gówna. ZrobiÅ‚o mi siÄ™ żal i osobiÅ›cie zamówiÅ‚em w barze dwie butelki najlepszej wódki. Bo ja, proszÄ™ pana, nie znoszÄ™ podÅ‚ej wódki. – Danielewicz wstaÅ‚ od stoÅ‚u i postanowiÅ‚ dać jeszcze jednÄ… szansÄ™ Przypadkowi. – No, muszÄ™ lecieć, bo zaraz zaczynamy. Wprawdzie nie gram tu nikogo ważnego.
– OczywiÅ›cie, nie zatrzymujÄ™ pana.
– Aha – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ kwaÅ›no Danielewicz i stwierdziÅ‚, że kaktus mu wyroÅ›nie na dÅ‚oni, jak taki tÄ™pak znajdzie mordercÄ™ Noskowskiego. – To lecÄ™ i przepraszam, że pewnie panu nie pomogÅ‚em za dużo.
– Wprost przeciwnie. Bardzo mi pan pomógÅ‚. Ale pewnie jeszcze pana poproszÄ™ o jednÄ… przysÅ‚ugÄ™.
– JakÄ…?
– Pan podobno uczy aktorstwa. ChciaÅ‚bym u pana wziąć kilka prywatnych lekcji.
– Pan chcÄ™ być aktorem?
– W żadnym wypadku. Jest mi to potrzebne do rozwiÄ…zania zagadki.
– ChÄ™tnie. Ale wie pan, ja nie jestem tani.
– To bez znaczenia. ProszÄ™ policzyć najwyższÄ… stawkÄ™. Pan Kokoszka zapÅ‚aci.
Kokoszka z przerażeniem rozejrzaÅ‚ siÄ™ po planie. W jednej chwili zaschÅ‚o mu w gardle. W jego gÅ‚owie uruchomiÅ‚ siÄ™ kalkulator o ogromnej wydajnoÅ›ci, który bÅ‚yskawicznie podliczaÅ‚ wszystkie straty, jakie przy tej jednej scenie poniósÅ‚ producent. Kiedy suma przekroczyÅ‚a już pięć tysiÄ™cy zÅ‚otych, Kokoszka chwyciÅ‚ siÄ™ za serce i z trudem Å‚apaÅ‚ powietrze.
Gdyby nie fakt, że przerwanie nagrania mogÅ‚o jeszcze zwiÄ™kszyć wydatki, ryknÄ…Å‚by na wszystkich. Dlatego postanowiÅ‚ znaleźć sobie jakiÅ› zastÄ™pczy cel, który pomógÅ‚by mu wyÅ‚adować swojÄ… zÅ‚ość. PoszukaÅ‚ wzrokiem Przypadka, z którym siÄ™ tu umówiÅ‚. ZobaczyÅ‚ go daleko, przy jednym ze stolików, jedzÄ…cego obiad. Z szybkoÅ›ciÄ… geparda i zwinnoÅ›ciÄ… pantery Kokoszka w jednej chwili przeniósÅ‚ siÄ™ bezszelestnie w pobliże detektywa.
– Może by pan siÄ™ wreszcie zajÄ…Å‚ szukaniem mordercy, zamiast korzystać z mojego cateringu – syknÄ…Å‚ wÅ›ciekÅ‚y Kokoszka.
– Niestety, nikt mi nie zaproponowaÅ‚ skorzystania z cateringu. Dlatego zamówiÅ‚em zwykÅ‚y obiad. Na pana koszt.
– Co?! Jeszcze to?! Nie dość mnie pan, proszÄ™ pana, do tej pory obrabowaÅ‚!? Codziennie dostarczali mi do celi stosy nowych rachunków! Może mi pan wyjaÅ›ni, po co panu byÅ‚a ochrona?! No i ten hotel?!
– Nie hotel, tylko najdroższy hotel w mieÅ›cie – sprecyzowaÅ‚ Jacek, odstawiajÄ…c talerz. – WynajÄ…Å‚em to miejsce, żeby poczuć siÄ™ jak prawdziwa gwiazda. Szkoda, że nie miaÅ‚em czasu tam wpaść.
– Co?! To ja od tygodnia pÅ‚acÄ™ ciężkie pieniÄ…dze za hotel, z którego pan nie korzysta?!
– Ale kiedy pomyÅ›lÄ™, że mogÄ™ tam w każdej chwili przenocować, rozwiÄ…zywanie sprawy idzie mi o wiele lepiej. A tak w ogóle to bardzo siÄ™ cieszÄ™, że już pana widzÄ™ na wolnoÅ›ci.
– Już? ChciaÅ‚ pan powiedzieć, dopiero! – wysyczaÅ‚ wÅ›ciekÅ‚y producent. Jego zÅ‚ość pogÅ‚Ä™biaÅ‚ fakt, że wciąż nie mógÅ‚, ze wzglÄ™du na nagrywanie, po prostu wykrzyczeć swojej frustracji, a jedynie mówić póÅ‚gÅ‚osem. – Ten paÅ„ski adwokat siÄ™ nie spieszyÅ‚! Gdybym to ja skoÅ„czyÅ‚ prawo, to zapewniam, że sam siebie wyciÄ…gnÄ…Å‚bym z aresztu w pięć minut!
– Nie wÄ…tpiÄ™, od razu widać, że jest pan czÅ‚owiekiem niezliczonej liczby talentów.
– OczywiÅ›cie, proszÄ™ pana, oczywiÅ›cie – Kokoszka kÄ…tem oka zanotowaÅ‚, że wÅ‚aÅ›nie skoÅ„czono nagrywanie sceny. – Gdyby nie to, że muszÄ™ produkować ten serial, to mógÅ‚bym osiÄ…gnąć, proszÄ™ pana, naprawdÄ™ wiele.
– W takim razie to naprawdÄ™ wielka strata dla ludzkoÅ›ci, że zdecydowaÅ‚ siÄ™ pan zająć akurat tym.
– Tak, to wielka strata – przytaknÄ…Å‚ nieco udobruchany Kokoszka. ChciaÅ‚ chyba jeszcze coÅ› dodać, ale do jego gÅ‚owy dotarÅ‚o nieÅ›miaÅ‚e przypuszczenie, że Jacek z niego kpi. Wprawdzie nie powinien tego robić, bo po pierwsze nikt z żywych nie powinien wÄ…tpić w geniusz producenta. A po drugie przecież producent pÅ‚aciÅ‚ mu ze swoich pieniÄ™dzy i byÅ‚ przekonany, że każda taka osoba, zgodnie z zasadÄ… zdrowego rozsÄ…dku, powinna siÄ™ skupić wyÅ‚Ä…cznie na potakiwaniu mu. Ale jednak w tym goÅ›ciu byÅ‚o coÅ› niesamowicie irytujÄ…cego, jakieÅ› dziwne poÅ‚Ä…czenie hedonizmu i nonkonformizmu, którego Kokoszka nie byÅ‚ w stanie pojąć. – Co to ja chciaÅ‚em…?
– Witam, cieszÄ™ siÄ™, że pana widzÄ™ – ZawiaÅ‚Å‚o niemal zgiÄ…Å‚ siÄ™ wpóÅ‚ w ukÅ‚onie przed producentem. – OsobiÅ›cie podpisywaÅ‚em list protestacyjny w sprawie paÅ„skiego aresztowania. MiaÅ‚bym parÄ™ sÅ‚ówek do powiedzenia – ZawiaÅ‚Å‚o spojrzaÅ‚ znaczÄ…co na Jacka. – Na osobnoÅ›ci.
– OczywiÅ›cie, na osobnoÅ›ci. Poznajcie siÄ™ panowie. Pan ZawiaÅ‚Å‚o, pan Przypadek… Pan Przypadek rozwiÄ…zuje w moim zastÄ™pstwie sprawÄ™ Å›mierci Noskowskiego, bo ja nie mam na to czasu. Pewnie bÄ™dzie miaÅ‚ do pana kilka pytaÅ„.
– Do mnie? – ZawiaÅ‚Å‚o przeÅ‚knÄ…Å‚ nerwowo Å›linÄ™ i poklepaÅ‚ przez poÅ‚Ä™ marynarki swojego stalowego przyjaciela z uspokajajÄ…cÄ… miÄ™tówkÄ…. – A po co? Nie mam z tym nic wspólnego.
– Ale ja nie twierdzÄ™, że pan ma – spojrzaÅ‚ z uÅ›miechem na aktora Przypadek.
– WiÄ™c powinien siÄ™ pan zająć tÄ… SerafiÅ„skÄ…, bo ja jestem niewinny – stwierdziÅ‚ kategorycznie ZawiaÅ‚Å‚o.
– Aha, czyli w tej chwili denerwuje siÄ™ pan tylko dlatego, że dostaÅ‚ pan już jakÄ…Å› wstÄ™pnÄ… propozycjÄ™ z Mieczy Grunwaldu i nie wie pan, jak powiedzieć o tym panu Kokoszce?
– Bzdury! – krzyknÄ…Å‚ ZawiaÅ‚Å‚o w twarz Jacka. – ChciaÅ‚em siÄ™ jedynie poskarżyć, że znów dostaÅ‚em za dÅ‚ugie kwestie, chociaż wyraźnie prosiÅ‚em, żeby mi takich nie pisać!
– To nie o to chodzi – pokiwaÅ‚ przeczÄ…co gÅ‚owÄ… Przypadek. – Gdyby pan rzeczywiÅ›cie miaÅ‚ takÄ… uzasadnionÄ… pretensjÄ™, pewnie po prostu spokojnie podszedÅ‚by pan do producenta i mu o tym powiedziaÅ‚. Ale pan od rana denerwowaÅ‚ siÄ™ przed tym spotkaniem. ChodziÅ‚ pan w tÄ™ i z powrotem i z nikim nie rozmawiaÅ‚. WiedziaÅ‚ pan, że pan Kokoszka dzisiaj tu wpadnie, i zbieraÅ‚ siÄ™ w sobie przed tÄ… rozmowÄ…. Odruchowo siÄ™gaÅ‚ pan do wewnÄ™trznej kieszeni po piersiówkÄ™, żeby siÄ™ napić na te nerwy – Przypadek pociÄ…gnÄ…Å‚ nosem. – Tak à propos, czujÄ™, że wciąż pan produkuje swojÄ… sÅ‚ynnÄ… miÄ™tówkÄ™.
– To jest wyÅ‚Ä…cznie moja prywatna sprawa!
- Pod warunkiem, że nie odlewaÅ‚ pan paru kieliszków z każdego nastawu, żeby uzbierać na trzy flaszki alkoholu metylowego…
– Jak pan Å›mie?! Ja jestem zasÅ‚użonym aktorem! Ja mam ordery! Ja walczyÅ‚em z komunÄ…!
– I chwaÅ‚a panu za to. Ale kolegÄ™ z roli w Mieczach Grunwaldu chciaÅ‚ pan wysadzić do ostatniej chwili jego życia.
– SerafiÅ„ska to panu powiedziaÅ‚a? Tak?! To oÅ›wiadczam panu, że ona bezczelnie kÅ‚amie!
– Z paniÄ… SerafiÅ„skÄ… jeszcze nie rozmawiaÅ‚em. Za to z wywiadów z panem wynikaÅ‚o, że bez przerwy szkoli pan niemiecki, mimo że przegraÅ‚ pan już z Noskowskim walkÄ™ o rolÄ™ w Mieczach Grunwaldu. Czyli wciąż uważaÅ‚ pan, że zagra rolÄ™ okrutnego Czcibora.
– Ja siÄ™ nie pozwolÄ™ obrażać. A niemieckiego uczÄ™ siÄ™ caÅ‚y czas, bo to piÄ™kny, dźwiÄ™czny jÄ™zyk, który chciaÅ‚bym poznać. I bardzo proszÄ™, żeby nie pisano dla mnie tak dÅ‚ugich kwestii, bo jeÅ›li to siÄ™ nie zmieni, zażądam renegocjacji mojego kontraktu. – ZawiaÅ‚Å‚o odszedÅ‚, nie czekajÄ…c na odpowiedź Kokoszki.
– MyÅ›li pan, że to on? – zmartwiÅ‚ siÄ™ producent. – To byÅ‚oby straszne, straciÅ‚bym drugiego aktora.
– Obawiam siÄ™, że to nie ostatnia pana aktorska strata. Ale to nic w porównaniu z tym, że dzisiaj Å›wiat straci wspaniaÅ‚Ä… aparaturÄ™ do produkcji wysokiej jakoÅ›ci destylatu – stwierdziÅ‚ refleksyjnie.
– SkÄ…d pan wie?
– Bo ludzie sÄ… banalnie przewidywalni, panie Kokoszka – Przypadek pokiwaÅ‚ ze smutkiem gÅ‚owÄ…. – MógÅ‚by mnie pan jakoÅ› skontaktować z paniÄ… SerafiÅ„skÄ…? PotrzebujÄ™ jeszcze jednego elementu do tej ukÅ‚adanki.