Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
40419 osoby czytały to 546907 razy. Teraz jest 1 osoba
      1 użytkowników on-line
     Tekst ODCINEK 4
     był czytany 529 razy

ODCINEK 4

   Ta bab­ka pia­sko­wa byÅ‚a wprost nie­sa­mo­wi­ta. Wpraw­dzie Ja­cek byÅ‚ przede wszyst­kim wier­nym fa­nem kru­chych cia­ste­czek po­sy­pa­nych cu­krem, wy­pie­ka­nych przez pa­niÄ… Ir­mi­nÄ™, ale ta bab­ka. Wprost bra­ku­je sÅ‚ów, jak sma­ko­wa­Å‚a.
   Gdy byÅ‚a Å›wie­Å¼a, wÅ‚a­Å›ci­wie nie czu­Å‚o siÄ™, że jest wkÅ‚a­da­na do ust. Roz­pÅ‚y­wa­Å‚a siÄ™ w nich, da­jÄ…c znak o swo­im ist­nie­niu roz­kosz­nym sma­kiem. De­li­kat­nie sÅ‚od­kim. Z nutÄ… cze­goÅ› nie­okre­Å›lo­ne­go, co do­da­wa­Å‚o jej cha­rak­te­ru.Gdy po kil­ku dniach ro­bi­Å‚a siÄ™ kom­plet­nie su­cha, nie spo­sób jÄ… byÅ‚o ukro­ić, bo każ­dy jej ka­wa­Å‚ek roz­pa­daÅ‚ siÄ™ na kil­ka mniej­szych. Ta­kich w sam raz na wÅ‚o­Å¼e­nie w ca­Å‚o­Å›ci do ust. W tym sta­nie da­wa­Å‚o siÄ™ już wy­czuć jej obec­ność po­przez ukÅ‚u­cie su­chych zia­re­nek cia­sta. Ale byÅ‚o to tyl­ko mgnie­nie oka, a po­tem znów na jÄ™­zy­ku i pod­nie­bie­niu po­zo­sta­waÅ‚ tyl­ko ten roz­kosz­ny smak.
   – Pani Ir­mi­no, za każ­dym ra­zem, gdy jem tÄ™ pani bab­kÄ™, to ża­Å‚u­jÄ™ wszyst­kich chwil stra­co­nych na nie­po­trzeb­ne przy­jem­no­Å›ci – Przy­pa­dek prze­Å‚knÄ…Å‚ ostat­ni kÄ™s i od­sta­wiÅ‚ ta­le­rzyk na stóÅ‚. – Jaka szko­da, że wspóÅ‚­cze­sne ko­bie­ty nie po­tra­fiÄ… już piec ta­kich cu­dów.
   – Po­tra­fiÄ…, po­tra­fiÄ…, bez­wa­run­ko­wo – po­wie­dzia­Å‚a pani Bam­ber, za­sta­na­wia­jÄ…c siÄ™ w tej chwi­li nad tym, któ­re licz­by skre­Å›lić na ku­po­nie lot­to. – Tyl­ko aku­rat nie te, z któ­ry­mi spÄ™­dzasz naj­wiÄ™­cej cza­su, mój dro­gi chÅ‚op­cze.
   – No cóż, za­wsze uwa­Å¼a­Å‚em siÄ™ za pe­chow­ca, któ­ry nie może zna­leźć tej je­dy­nej – wes­tchnÄ…Å‚ cięż­ko Przy­pa­dek.
   – A Ma­rze­na?
   – To już de­fi­ni­tyw­nie skoÅ„­czo­ne, pani Ir­mi­no. Po­wie­dzia­Å‚em o tym na­wet mat­ce. Nie ma od­wro­tu. Poza tym nie wy­da­je mi siÄ™, żeby Ma­rze­na byÅ‚a wiel­bi­ciel­kÄ… pra­cy w kuch­ni nad ja­kÄ…­kol­wiek po­tra­wÄ….
   – To kwe­stia od­po­wied­niej mo­ty­wa­cji, dro­gi chÅ‚op­cze. Gdy­by nie two­je re­gu­lar­ne od­wie­dzi­ny u mnie, ja rów­nież nie mia­Å‚a­bym dla kogo piec róż­nych sÅ‚od­ko­Å›ci. A gdy­bym nie mia­Å‚a dla kogo, po pro­stu bym tego nie ro­bi­Å‚a. ZaÅ› w Ma­rze­nie wy­czu­wam duży po­ten­cjaÅ‚ ku­li­nar­ny.
   – Mu­szÄ™ jej o tym wspo­mnieć – Ja­cek po­sta­no­wiÅ‚ dy­plo­ma­tycz­nie za­koÅ„­czyć ten wÄ…­tek roz­mo­wy i zer­k­nÄ…Å‚ cie­ka­wie na wy­peÅ‚­nia­ny przez pa­niÄ… Ir­mi­nÄ™ ku­pon. – Nie wie­dzia­Å‚em, że pani gra w lot­to.
   – Bo nie gram. Ale Woj­tuÅ› znów ma ja­kieÅ› kÅ‚o­po­ty fi­nan­so­we, a ja już nie mam mu z cze­go po­móc. No i jak ostat­nio usÅ‚y­sza­Å‚am, że ktoÅ› wy­graÅ‚ w War­sza­wie piÄ™t­na­Å›cie mi­lio­nów zÅ‚o­tych, to so­bie po­my­Å›la­Å‚am, że… Ja wiem, że to gÅ‚u­pie, ale prze­cież nie mogÄ™ zo­sta­wić wnu­ka bez po­mo­cy.– Bar­dzo lu­biÄ™ Wojt­ka, ale oba­wiam siÄ™, że on jest wor­kiem bez dna. I bez wzglÄ™­du na to, ile pani mu da, za ja­kiÅ› czas bÄ™­dzie po­trze­bo­waÅ‚ ko­lej­nych pie­niÄ™­dzy. A wra­ca­jÄ…c do tego, co mó­wi­li­Å›my o panu Ko­kosz­ce.
   – No wÅ‚a­Å›nie, mam tro­chÄ™ wy­rzu­tów su­mie­nia, że roz­pu­Å›ci­Å‚am te plot­ki, ja­ko­byÅ› byÅ‚ bli­ski roz­wiÄ…­za­nia spra­wy. To aresz­to­wa­nie to jed­nak dość nie­przy­jem­na rzecz, bez­wa­run­ko­wo.
   – Zga­dzam siÄ™ z pa­niÄ… w ca­Å‚ej roz­ciÄ…­gÅ‚o­Å›ci. Ale ta spra­wa do­ty­czy mor­der­stwa. A wiÄ™c to dużo wiÄ™k­szy ka­li­ber niż te, któ­re do tej pory roz­wiÄ…­zy­wa­Å‚em. MogÄ… być mi po­trzeb­ne róż­ne po­szla­ki, któ­rych ja nie mam szans zgro­ma­dzić. Dla­te­go mu­szÄ™ mieć do­stÄ™p do po­li­cyj­nych ma­te­ria­Å‚ów ze Å›ledz­twa. A to za­pew­ni mi BÅ‚a­Å¼ej jako for­mal­ny obroÅ„­ca pana Ko­kosz­ki.
   – Ale wiesz, on nie ma do­Å›wiad­cze­nia w spra­wach kar­nych, spe­cja­li­zu­je siÄ™ ra­czej w cy­wil­nych.
   – To bar­dzo zdol­ny fa­cet. Poza tym mam za­miar nie do­pu­Å›cić do pro­ce­su, dla­te­go nie ma żad­ne­go za­gro­Å¼e­nia. No chy­ba że tego dok­to­ra Sta­sia rze­czy­wi­Å›cie za­biÅ‚ pan Ko­kosz­ka, cze­go nie moż­na rów­nież wy­klu­czyć.
   – Szcze­rze mó­wiÄ…c, wÄ…t­piÄ™. To fan­fa­ron czy­stej wody, ale przy oka­zji tchórz nie z tej zie­mi. Nie od­wa­Å¼yÅ‚­by siÄ™.
   – Za to miaÅ‚ mo­tyw. Z jego se­ria­lu od­cho­dzi naj­po­pu­lar­niej­szy ak­tor, któ­ry na swo­ich bar­kach dźwi­gaÅ‚ reszt­ki spa­da­jÄ…­cej oglÄ…­dal­no­Å›ci. Ostat­nio Å›mierć w se­ria­lach spo­wsze­dnia­Å‚a i ra­czej nie przy­ciÄ…­gnie pu­blicz­no­Å›ci. No chy­ba że bÄ™­dzie to po­dwój­na Å›mierć. I w se­ria­lu, i w Å¼y­ciu. Za jed­nym za­ma­chem pie­cze dwie pie­cze­nie. MÅ›ci siÄ™ na ak­to­rze, któ­ry nie chciaÅ‚ już u nie­go grać, a do tego po­pra­wia oglÄ…­dal­ność.
   – To siÄ™ uda­Å‚o?
   – Tak. Spraw­dza­Å‚em przez zna­jo­me­go w fir­mie ba­daw­czej. Wy­ni­ki pod­sko­czy­Å‚y wÅ‚a­Å›ci­wie od razu po za­bój­stwie, sta­cja za­mó­wi­Å‚a ko­lej­ny se­zon, pro­du­cent jest ura­to­wa­ny. Bo Mi­Å‚ość i me­dy­cy­na to w tej chwi­li je­dy­na pro­duk­cja Ko­kosz­ki, od któ­rej za­le­Å¼y jego być albo nie być w bran­Å¼y.
   – Hmmm. A co z po­zo­sta­Å‚y­mi po­dej­rza­ny­mi?
   – Oni majÄ…, że tak po­wiem, po po­Å‚o­wie mo­ty­wa­cji Ko­kosz­ki. Ak­tor­ka z se­ria­lu, nie­ja­ka Se­ra­fiÅ„­ska, stra­ci­Å‚a przez odej­Å›cie No­skow­skie­go swo­jÄ… rolÄ™, wiÄ™c mo­gÅ‚a siÄ™ chcieć ze­mÅ›cić. Z ko­lei gra­jÄ…­cy tam or­dy­na­to­ra Za­wiaÅ‚­Å‚o praw­do­po­dob­nie otrzy­ma za nie­go rolÄ™ w du­Å¼ej hi­sto­rycz­nej su­per­pro­duk­cji. To zresz­tÄ… prze­ma­wia na ko­rzyść Ko­kosz­ki. Ra­czej nie mógÅ‚ nie sko­ja­rzyć tych dwóch fak­tów, wiÄ™c za­bi­ja­jÄ…c No­skow­skie­go, wie­dziaÅ‚, że tym sa­mym stra­ci z se­ria­lu dru­gÄ… gwiaz­dÄ™, bo wte­dy i Za­wiaÅ‚­Å‚o mu­siaÅ‚­by nie­dÅ‚u­go znik­nąć z ob­sa­dy. I stra­ty mo­gÅ‚y­by prze­wa­Å¼yć nad ko­rzy­Å›cia­mi.
   – Sam wiÄ™c wi­dzisz, że to nie Ko­kosz­ka. Znam jego ro­dzi­nÄ™ od lat, to sta­ra, po­rzÄ…d­na, war­szaw­ska fa­mi­lia.
   – Ro­zu­miem, ale wciąż to on ma naj­lep­szÄ… mo­ty­wa­cjÄ™ i naj­sÅ‚ab­sze ali­bi. Przy­niósÅ‚ al­ko­hol i spra­wo­waÅ‚ nad­zór nad jego pi­ciem.
   – To co masz za­miar te­raz zro­bić, bez­wa­run­ko­wo?
   – Te­raz mu­szÄ™ wy­na­jąć po­kój w ho­te­lu.
   – Ja­kim ho­te­lu? Wy­pro­wa­dzasz siÄ™?
   – Nig­dy w Å¼y­ciu. Gdzie by mi byÅ‚o tak do­brze miesz­kać jak obok pani? – Przy­pa­dek skÅ‚o­niÅ‚ siÄ™ i po­ca­Å‚o­waÅ‚ pa­niÄ… Ir­mi­nÄ™ w dÅ‚oÅ„.
   – No to po co go wy­naj­mu­jesz?
   – Wy­ja­Å›niÄ™ to pani kie­dy in­dziej. A te­raz pÄ™­dzÄ™ spa­lić pani nie­ziem­sko pysz­ne cia­sto – Ja­cek za­czÄ…Å‚ siÄ™ roz­ciÄ…­gać, jak zwy­kle to ro­biÅ‚ przed bie­giem.
   – Co pro­szÄ™?
   – Po­le­cÄ™ po­roz­ma­wiać z jed­nym ze sce­na­rzy­stów tej Mi­Å‚o­Å›ci i me­dy­cy­ny.
    
   Sewe­ryn Szku­dla­rek, sce­na­rzy­sta Mi­Å‚o­Å›ci i me­dy­cy­ny, ba­wiÅ‚ siÄ™ okÅ‚ad­kÄ… pÅ‚y­ty, z któ­rej spo­glÄ…­da­Å‚a na nie­go po­sÄ™p­nie uÅ›miech­niÄ™­ta twarz Maxa von Sy­do­wa. W tej chwi­li naj­chÄ™t­niej za­nu­rzyÅ‚­by siÄ™ w ar­cy­cie­ka­wy Å›wiat Siód­mej pie­czÄ™­ci Berg­ma­na, in­spi­ru­jÄ…­cej go w cza­sie pi­sa­nia sce­na­riu­sza fa­bu­Å‚y, nad któ­rÄ… pra­co­waÅ‚. CzuÅ‚, że bar­dzo po­trzeb­ny jest mu kon­takt z dÅ‚u­gi­mi, wie­lo­znacz­ny­mi ujÄ™­cia­mi. I mi­ni­ma­li­stycz­nym, pra­wie nie­ist­nie­jÄ…­cym dia­lo­giem, któ­ry byÅ‚ jego ide­aÅ‚em. Bar­dzo ża­Å‚o­waÅ‚, że nie może pra­co­wać w nie­mym ki­nie, kie­dy dia­log nie prze­szka­dzaÅ‚ praw­dzi­wie uzdol­nio­nym twór­com w two­rze­niu wspa­nia­Å‚ych fil­mów.
   Ale Szku­dla­rek mu­siaÅ‚ te­raz za­cze­kać na tÄ™ szczÄ™­Å›li­wÄ… chwi­lÄ™, gdy oto­czy go ze­wszÄ…d Å›wiat Siód­mej pie­czÄ™­ci. Naj­chÄ™t­niej po­Å¼e­gnaÅ‚­by swo­je­go go­Å›cia, któ­ry wÅ‚a­Å›nie ro­biÅ‚ in­ten­syw­ne wy­ma­chy nóg i skÅ‚o­ny, roz­ciÄ…­ga­jÄ…c siÄ™ po prze­by­tym bie­gu. Ale zgo­dziÅ‚ siÄ™ na tÄ™ roz­mo­wÄ™, bo pro­siÅ‚ o niÄ… Fre­dro. ProÅ›­bÄ™ mógÅ‚­by wpraw­dzie zlek­ce­wa­Å¼yć, ale po­dob­no sam Ko­kosz­ka wy­na­jÄ…Å‚ tego de­tek­ty­wa do roz­wiÄ…­za­nia spra­wy Å›mier­ci No­skow­skie­go. A tego sce­na­rzy­sta już nie mógÅ‚ igno­ro­wać.Zresz­tÄ…, le­piej bÄ™­dzie wie­dzieć, do­kÄ…d zmie­rza Å›ledz­two. To siÄ™ może przy­dać.
   – Tak, pan Ko­kosz­ka byÅ‚ strasz­nie wÅ›cie­kÅ‚y na dok­to­ra Sta­sia, że od­cho­dzi – po­ki­waÅ‚ twier­dzÄ…­co gÅ‚o­wÄ… Szku­dla­rek. – CaÅ‚y czas li­czyÅ‚, że ja­koÅ› go prze­ko­na do po­zo­sta­nia.
   – W jaki spo­sób? No­skow­ski miaÅ‚ już pod­pi­sa­ny kon­trakt na tÄ™ su­per­pro­duk­cjÄ™, wiÄ™k­szość zdjęć mia­Å‚a być krÄ™­co­na za gra­ni­cÄ….
   - To nie do po­go­dze­nia…
   – No tak. Ale wie pan, sÄ… róż­ne me­to­dy wy­Å‚Ä…­cze­nia ak­to­ra z se­ria­lu, ta­kie ma­sku­jÄ…­ce tri­ki.
   – Ja­kie?
   – To za­le­Å¼y. Jak na przy­kÅ‚ad ak­tor do­sta­je pro­po­zy­cjÄ™ z te­atru, ale na takÄ… nie za dużą rolÄ™, to po pro­stu ogra­ni­cza­my jego wÄ…­tek. Jak ma być gÅ‚ów­nÄ… gwiaz­dÄ… spek­ta­klu, to zwy­kle w sce­na­riu­szu wy­sy­Å‚a­my go na ja­kiÅ› czas za gra­ni­cÄ™, na sty­pen­dium, kon­trakt czy co tam do bo­ha­te­ra pa­su­je. Jak ma za­grać coÅ› du­Å¼e­go w fa­bu­le, to też róż­nie bywa. ZwÅ‚asz­cza że fa­bu­Å‚a to zwy­kle moc­no nie­pew­na rzecz, dro­ga w pro­duk­cji, prze­su­wa­jÄ… siÄ™ ter­mi­ny re­ali­za­cji, wszyst­ko siÄ™ może do ostat­niej chwi­li wy­wró­cić. Dla­te­go cięż­ko jest ry­zy­ko­wać caÅ‚­ko­wi­tÄ… utra­tÄ™ chaÅ‚­tu­ry w se­ria­lu. Zresz­tÄ…, nie ma ta­kiej po­trze­by, bo na­wet jak do­sta­Å‚o siÄ™ gÅ‚ów­nÄ… rolÄ™ tam, to nie trze­ba tu od razu umie­rać…
   – Ale No­skow­ski chciaÅ‚ umrzeć? – za­py­taÅ‚ Ja­cek, a sce­na­rzy­sta kiw­nÄ…Å‚ gÅ‚o­wÄ…. – Dla­cze­go nie chciaÅ‚ siÄ™ zgo­dzić na taki trik?
   – De­ta­licz­nie to ja nie wiem. Ale on, zda­je siÄ™, miaÅ‚ rze­czy­wi­Å›cie już strasz­nie dość tej swo­jej roli wiecz­nie do­bre­go dok­to­ra Sta­sia. Dla­te­go chciaÅ‚ jÄ… de­fi­ni­tyw­nie za­koÅ„­czyć, tro­chÄ™ jak sta­ro­Å¼yt­ny wódz, od­ci­na­jÄ…c so­bie dro­gÄ™ uciecz­ki w ra­zie zmia­ny de­cy­zji o ata­ku na nowe wy­zwa­nia za­wo­do­we – sce­na­rzy­sta za­my­Å›liÅ‚ siÄ™ na chwi­lÄ™. – Do­bry tekst, mu­szÄ™ go za­pi­sać – chwy­ciÅ‚ dÅ‚u­go­pis le­Å¼Ä…­cy przed nim na biur­ku, siÄ™­gnÄ…Å‚ szyb­ko po swój no­tes, prze­rzu­ciÅ‚ kil­ka­na­Å›cie kar­tek i bÅ‚y­ska­wicz­nie za­czÄ…Å‚ pi­sać. – Zresz­tÄ…, dla­te­go Ko­kosz­ka byÅ‚ na nie­go tak wÅ›cie­kÅ‚y – po­wie­dziaÅ‚ po chwi­li, od­kÅ‚a­da­jÄ…c no­tes i dÅ‚u­go­pis. – ChciaÅ‚ go za wszel­kÄ… cenÄ™ za­trzy­mać w se­ria­lu, bo baÅ‚ siÄ™, że bez nie­go to siÄ™ wszyst­ko skoÅ„­czy.
   – Na­praw­dÄ™ tak wie­le za­le­Å¼y od jed­ne­go ak­to­ra?
   – Jak siÄ™ nie ma nic in­ne­go wi­dzom do za­pro­po­no­wa­nia – po­wie­dziaÅ‚ kwa­Å›no sce­na­rzy­sta, po chwi­li siÄ™ jed­nak zre­flek­to­waÅ‚, że może po­su­nÄ…Å‚ siÄ™ nie­co zbyt da­le­ko w swej szcze­ro­Å›ci.
   – To zna­czy, może to nie tak… To nie jest taki zÅ‚y se­rial, w koÅ„­cu lu­dzie go oglÄ…­da­jÄ….
   – Pro­szÄ™ być spo­koj­nym, gwa­ran­tu­jÄ™ panu peÅ‚­nÄ… dys­kre­cjÄ™. Wpraw­dzie wy­na­jÄ…Å‚ mnie pan Ko­kosz­ka, ale on nie musi siÄ™ do­wie­dzieć o na­szym spo­tka­niu. Tak wiÄ™c niech pan mówi bez obaw.
   – Wie pan… Kie­dyÅ› Mi­Å‚ość i me­dy­cy­nÄ™ pro­du­ko­waÅ‚ ktoÅ› inny. Ja wte­dy by­Å‚em gÅ‚ów­nym sce­na­rzy­stÄ…. Ale zmie­niÅ‚ siÄ™ ukÅ‚ad w te­le­wi­zji i Ko­kosz­ka za­czÄ…Å‚ po­wo­li przej­mo­wać tÄ™ pro­duk­cjÄ™, bo miaÅ‚ lep­sze doj­Å›cia. Za­raz siÄ™ strasz­nie za­czÄ…Å‚ wtrÄ…­cać w re­Å¼y­se­riÄ™ i sce­na­riusz, bo uwa­Å¼aÅ‚, że zna siÄ™ ab­so­lut­nie na wszyst­kim. Cho­ciaż nig­dy wcze­Å›niej nie ro­biÅ‚ żad­ne­go se­ria­lu. Ja wiem, pan po­my­Å›li, że prze­ze mnie może prze­ma­wiać fru­stra­cja. Te­raz on jest gÅ‚ów­nym sce­na­rzy­stÄ…, a ja tu je­stem chy­ba dla­te­go, że naj­le­piej znam wszyst­kie wÄ…t­ki i bo­ha­te­rów. A i tak osta­tecz­nie wszyst­ko spa­da na mnie, bo zwy­kle to, co on wy­my­Å›li, to siÄ™ dra­ma­tur­gicz­nie kupy nie trzy­ma – wes­tchnÄ…Å‚ Szku­dla­rek. – Ale na­praw­dÄ™ nie prze­ma­wia prze­ze mnie fru­stra­cja. Licz­by mó­wiÄ… same za sie­bie, od kie­dy Ko­kosz­ka wziÄ…Å‚ siÄ™ za wszyst­ko na­raz, oglÄ…­dal­ność za­czÄ™­Å‚a le­cieć na Å‚eb na szy­jÄ™. Lu­dzie jesz­cze lu­biÄ… ja­kieÅ› sta­re po­sta­ci i gÅ‚ów­nie dla­te­go to oglÄ…­da­jÄ…. A dok­tor StaÅ› byÅ‚ jed­nÄ… z ta­kich po­sta­ci i Ko­kosz­ce za­le­Å¼a­Å‚o na jego za­trzy­ma­niu. I szcze­rze mó­wiÄ…c, nie zdzi­wiÅ‚­bym siÄ™, gdy­by on to zro­biÅ‚. MiaÅ‚ mo­tyw.
   – Z tego, co wiem, u pana też by siÄ™ zna­lazÅ‚ ja­kiÅ› mo­tyw. DziÄ™­ki Å›mier­ci No­skow­skie­go po­dob­no omi­nÄ™­Å‚y pana ja­kieÅ› po­praw­ki.
   – Niby tak – uÅ›miech­nÄ…Å‚ siÄ™ lek­ce­wa­Å¼Ä…­co sce­na­rzy­sta. – Jak mó­wi­Å‚em, Ko­kosz­ka wie­rzyÅ‚ do ostat­niej chwi­li, że uda mu siÄ™ za­trzy­mać No­skow­skie­go. Dla­te­go przy­szedÅ‚ do mnie i za­py­taÅ‚, czy wy­ma­ga­Å‚o­by to du­Å¼ej licz­by po­pra­wek, gdy­by dok­tor StaÅ› jed­nak nie umarÅ‚, tyl­ko w wy­ni­ku tych po­wi­kÅ‚aÅ„ po ka­ta­rze za­padÅ‚ w Å›piÄ…cz­kÄ™ na ja­kiÅ› rok. WÅ‚o­sy sta­nÄ™­Å‚y mi dÄ™ba na gÅ‚o­wie, bo mu­siaÅ‚­bym przez dwa ty­go­dnie nic nie ro­bić, tyl­ko prze­ra­biać sce­na­riu­sze.
   – KtoÅ› jesz­cze wie­dziaÅ‚ o tych zmia­nach?
   – To mia­Å‚o być w ta­jem­ni­cy. Ale po­tem siÄ™ oka­za­Å‚o, że nie do koÅ„­ca tak byÅ‚o. Bo pan Da­nie­le­wicz to o tym chy­ba wie­dziaÅ‚. No ale Ko­kosz­ka ma do nie­go sÅ‚a­bość, mógÅ‚ mu o tym wspo­mnieć. Oni siÄ™ lu­biÄ…, bo to strasz­ne skne­ry sÄ…. Mó­wiÄ… na­wet, że majÄ… tego sa­me­go węża w kie­sze­ni. Naj­chÄ™t­niej by wszyst­ko za dar­mo chcie­li, a sami siÄ™ nie­Åºle ce­niÄ…. Pan wie, że Da­nie­le­wicz bie­rze za go­dzi­nÄ™ pry­wat­nych lek­cji ak­tor­stwa na­wet tau­ze­na?
   -  Tani fak­tycz­nie nie jest.
   – Ale na sie­bie lubi wy­dać. W ze­szÅ‚ym roku wy­wa­liÅ‚ dużą baÅ„­kÄ™ na apar­ta­ment na ta­kim pre­sti­Å¼o­wym strze­Å¼o­nym osie­dlu.
   – Aha. A kto jesz­cze wie­dziaÅ‚ o tych zmia­nach?
   – Chy­ba Za­wiaÅ‚­Å‚o też siÄ™ w tym orien­to­waÅ‚. Ale naj­bar­dziej zdzi­wi­Å‚o mnie, że i Se­ra­fiÅ„­ska mnie o to wy­py­ty­wa­Å‚a. A nasz pro­du­cent uwa­Å¼a, że to hi­ste­rycz­ka i plot­ka­ra i im mniej wie, tym le­piej, wiÄ™c ra­czej on sam jej tego nie po­wie­dziaÅ‚.
   – To skÄ…d mo­gÅ‚a wie­dzieć?
   – Nie­któ­rzy po­dej­rze­wa­li, że Se­ra­fiÅ„­ska i No­skow­ski majÄ… ro­mans, wiÄ™c mo­gÅ‚a siÄ™ do­wie­dzieć od nie­go. Ale to mogÄ… być tyl­ko plot­ki – za­strzegÅ‚ siÄ™ Szku­dla­rek.
   – Ro­zu­miem. Dla mnie waż­niej­sze jest, że Se­ra­fiÅ„­ska mo­gÅ‚a wie­dzieć o ewen­tu­al­nym po­zo­sta­niu No­skow­skie­go w se­ria­lu – za­my­Å›liÅ‚ siÄ™ Ja­cek. – To cie­ka­we. DziÄ™­ku­jÄ™, bar­dzo mi pan po­mógÅ‚. BÄ™dÄ™ le­ciaÅ‚.
   Szku­dla­rek spoj­rzaÅ‚ w Å›lad za de­tek­ty­wem i po­my­Å›laÅ‚ z Å¼a­lem, że nie na­da­je siÄ™ on na pier­wo­wzór bo­ha­te­ra czar­ne­go kry­mi­na­Å‚u w sty­lu skan­dy­naw­skim, nad któ­re­go sce­na­riu­szem prze­my­Å›li­waÅ‚ już od daw­na. Przy­pa­dek byÅ‚ zbyt zwy­czaj­ny, zbyt lek­ki i odro­bi­nÄ™ so­wi­zdrzal­ski. Bra­ko­wa­Å‚o mu od­po­wied­niej daw­ki mrocz­no­Å›ci, żeby wy­ja­Å›nić ta­jem­ni­cze mor­der­stwo, któ­re tak spryt­nie sce­na­rzy­sta wy­my­Å›liÅ‚.

Komentarze czytelników