Tekst ODCINEK 10
był czytany 537 razy
ODCINEK 10
Rozjuszony ÅoÅ› spojrzaÅ‚ ciężko na Przypadka. NajchÄ™tniej od razu zapiÄ…Å‚by detektywowi kajdanki na rÄ™kach. Ale wiedziaÅ‚, że ten gość jest uparty bardziej niż osioÅ‚. I jeÅ›li nie zgodzi siÄ™ na jego warunki, to siÄ™ nigdy nie dowie, w jaki sposób mu pomógÅ‚!
Dlatego poÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ grzecznie do trumny ustawionej tak, jak w trakcie stypy po doktorze Stasiu. NastÄ™pnie obejrzaÅ‚ odegrane kilka ostatnich minut przed odkryciem morderstwa. WidziaÅ‚ dokÅ‚adnie kelnera roznoszÄ…cego kieliszki z wódkÄ… zafundowanÄ… kolegom przez Danielewicza. Potem musiaÅ‚ wysÅ‚uchać dokÅ‚adnie jego mowy pożegnalnej, by w koÅ„cu poczuć przez blisko minutÄ™ ciężar gÅ‚owy wybitnego aktora. Przypadek bowiem zadbaÅ‚ o to, żeby wszystko byÅ‚o w najdrobniejszych szczegóÅ‚ach identyczne jak owego feralnego dnia. I dopiero kiedy przerażony Danielewicz wypowiedziaÅ‚ swojÄ… ostatniÄ… kwestiÄ™, Jacek daÅ‚ znak, że to wszystko, i zaÅ‚ożyÅ‚ na gÅ‚owÄ™ trzymany w rÄ™ce melonik.
– Pewnie zastanawiacie siÄ™ paÅ„stwo, dlaczego zaczÄ…Å‚em od koÅ„ca? Dlaczego chciaÅ‚em odtworzyć akurat tÄ™ scenÄ™, gdy pan Noskowski już nie żyÅ‚, zamiast chwil, gdy wlewaÅ‚ w siebie trujÄ…cy pÅ‚yn? To proste. Tam nie znalazÅ‚bym odpowiedzi na to, kim jest morderca. A tu, byÅ‚a ona jak na dÅ‚oni. Ale po kolei.
– Niech pan siÄ™ pospieszy i oczyÅ›ci mnie jak najszybciej z zarzutów! – zirytowaÅ‚ siÄ™ Kokoszka, który nie mogÄ…c pozostać w bezruchu, zaczÄ…Å‚ swoim zwyczajem bÅ‚yskawicznie zmieniać miejsce poÅ‚ożenia. – Ja mam na gÅ‚owie caÅ‚Ä… produkcjÄ™!
Jacek spojrzał na Danielewicza, a ten tylko kiwnął głową, dając znak, że już czas podbić napięcie towarzyszące rozwiązaniu sprawy. Przypadek wycelował oskarżycielsko palec w Kokoszkę i spokojnie powiedział.
– SÄ™k w tym, że to pan, panie producencie, jest winny Å›mierci pana Noskowskiego.
– Co?! Pan chyba oszalaÅ‚?! – krzyknÄ…Å‚ producent.
– WiedziaÅ‚em! – oznajmiÅ‚ tryumfalnie ÅoÅ› i chciaÅ‚ siÄ™ podnieść z trumny. – Jego pierwszego aresztowaÅ‚em, to moja zasÅ‚uga!
– ProszÄ™ spokojnie leżeć, panie podkomisarzu. Nie powiedziaÅ‚em, że pan Kokoszka zabiÅ‚ pana Noskowskiego, tylko że jest winny jego Å›mierci. A to dwie różne sprawy.
– To kto zabiÅ‚?!
Jacek, zamiast odpowiedzi, poprawiÅ‚ na gÅ‚owie melonik i przeszedÅ‚ kilka kroków. StanÄ…Å‚ naprzeciwko nad wyraz skromnie ubranej, choć niewÄ…tpliwie atrakcyjnej kobiety.
– Pani SerafiÅ„ska.
– JÄ… też podejrzewaÅ‚em – oznajmiÅ‚ tryumfalnie ÅoÅ›, lecz Przypadek zdawaÅ‚ siÄ™ go nie sÅ‚yszeć.
– Ale pewnie nikt nie podejrzewaÅ‚, że pan Noskowski zostawiÅ‚ pani SerafiÅ„skiej kupon z wygranÄ… w totolotka. Bo tylko pani wiedziaÅ‚a o wygranej. Pozostali dostali jedynie nagÅ‚Ä… i niespodziewanÄ… obietnicÄ™ zwrotu licznych dÅ‚ugów. Niektórzy zapewne przypuszczali, że to kwestia gaży za tÄ™ superprodukcjÄ™.
– A skÄ…d pan wie, że tak nie byÅ‚o? – zapytaÅ‚a blada SerafiÅ„ska. – Przecież miaÅ‚ dostać za tÄ™ rolÄ™ ponad trzysta tysiÄ™cy!
– SÄ™k w tym, że pan Noskowski byÅ‚ zadÅ‚użony u wszystkich na jeszcze wiÄ™kszÄ… sumÄ™. I z pewnoÅ›ciÄ… nie miaÅ‚ ochoty pozbywać siÄ™ caÅ‚ej gaży. Co innego sÅ‚ynna ostatnio wygrana piÄ™tnastu milionów w wielkiej kumulacji. Taka kwota pozwala na gest. Pani też już z niej trochÄ™ wydaÅ‚a.
– To nieprawda! – zaperzyÅ‚a siÄ™ SerafiÅ„ska. – TorebkÄ™ kupiÅ‚am sobie z oszczÄ™dnoÅ›ci! I portfel też. ZresztÄ…, już ich nie mam. To porsche też już oddaÅ‚am do dealera! WÅ‚aÅ›ciwie tylko je pożyczyÅ‚am, żeby siÄ™ przejechać! – poczuÅ‚a, jak bardzo siÄ™ plÄ…cze. – A w ogóle to może ja sama zagraÅ‚am w lotto?
– Pan w kolekturze, gdzie padÅ‚a wygrana, na pewno potwierdzi, że nigdy pani tam nie byÅ‚a. Jest pani sÅ‚ynna. ZapamiÄ™taÅ‚by paniÄ…. Tak jak z pewnoÅ›ciÄ… zapamiÄ™taÅ‚ regularnie tam bywajÄ…cego Noskowskiego.
– Jest pani aresztowana – fuknÄ…Å‚ ÅoÅ›, który zdążyÅ‚ siÄ™ wÅ‚aÅ›nie podnieść z trumny. – A paÅ„stwu już dziÄ™kujemy – powiedziaÅ‚ do pozostaÅ‚ych.
– Momencik, panie podkomisarzu. To moje przedstawienie. Chyba pan nie myÅ›laÅ‚, że może skoÅ„czyć siÄ™ aż tak banalnie?
Podkomisarz ÅoÅ› spojrzaÅ‚ zdziwiony na Jacka. Co on znów krÄ™ci?! I po co ten Danielewicz poklepuje go po ramieniu?
– To mój uczeÅ„, panie podkomisarzu – powiedziaÅ‚ wzruszony artysta. – Sam go uczyÅ‚em stopniowania napiÄ™cia. Brawo, mÅ‚ody czÅ‚owieku, jestem z pana dumny!
– ProszÄ™ siedzieć cicho! – warknÄ…Å‚ ÅoÅ›, nie zważajÄ…c na to, do kogo Å›mie siÄ™ zwracać. – A pan niech natychmiast mówi, o co w tym wszystkim chodzi?!
– O to, że przywÅ‚aszczenie piÄ™tnastu milionów to wprawdzie przestÄ™pstwo, za które paniÄ… SerafiÅ„skÄ… można aresztować, ale nie powiedziaÅ‚em, że to ona zabiÅ‚a Noskowskiego.
– No to w koÅ„cu kto go zabiÅ‚?!
– Kto zabiÅ‚? – Jacek ponownie poprawiÅ‚ melonik na gÅ‚owie, zrobiÅ‚ kilka kroków i tym razem zatrzymaÅ‚ siÄ™ przed wysokim, siwym chudzielcem. – Pan ZawiaÅ‚Å‚o. MiaÅ‚ do tego Å›wietnÄ… motywacjÄ™. W koÅ„cu dostawaÅ‚ po koledze rolÄ™ w superprodukcji – Przypadek podszedÅ‚ do podejrzanego i spojrzaÅ‚ mu w oczy. – MógÅ‚ też zdobyć truciznÄ™, bo od lat produkuje na wÅ‚asne potrzeby alkohol.
– To nieprawda! – zerwaÅ‚ siÄ™ przerażony aktor. – Ja nie zrobiÅ‚em nic zÅ‚ego! Ta rola mi siÄ™ po prostu należaÅ‚a!
– BÄ™dzie siÄ™ pan tÅ‚umaczyÅ‚ na komisariacie! – zagroziÅ‚ ÅoÅ›. – Jego też podejrzewaÅ‚em!
– ChwileczkÄ™, panie podkomisarzu. Nie powiedziaÅ‚em, że pan ZawiaÅ‚Å‚o zabiÅ‚. MiaÅ‚ motyw, mógÅ‚ mieć narzÄ™dzie. Ale go nie miaÅ‚. BÅ‚Ä™dnie uznano, że zatruty alkohol byÅ‚ tylko we flaszkach pitych przez Noskowskiego w domu pogrzebowym.
– A skÄ…d pan wie, że tak nie byÅ‚o?
– Z rozmów ze Å›wiadkami. Wszyscy twierdzili zgodnie, że wódka na sali Å›mierdziaÅ‚a jak tamta z domu pogrzebowego. Ale ponieważ nikt wiÄ™cej siÄ™ nie zatruÅ‚, to nikomu nie przyszÅ‚o do gÅ‚owy, że caÅ‚a skrzynka byÅ‚a z trefnÄ… wódkÄ…. I policja jej nie sprawdzaÅ‚a. Prawda, panie podkomisarzu?
– Nie byÅ‚o podstaw – chrzÄ…knÄ…Å‚ zakÅ‚opotany ÅoÅ›. – ZresztÄ…, skoro caÅ‚a skrzynka byÅ‚a tego metylu, to niby dlaczego inni siÄ™ nie zatruli?!
– DziÄ™ki panu Danielewiczowi. ZwykÅ‚y alkohol etylowy to najlepsza odtrutka na ten metylowy. ZaÅ› on zafundowaÅ‚ wszystkim dwie butelki wódki. A potem, co wszyscy widzieliÅ›my w odtworzonej scenie, skrupulatnie przypilnowaÅ‚, żeby wypili. To ich uratowaÅ‚o. – RozeÅ›miany aktor zaczÄ…Å‚ siÄ™ kÅ‚aniać wszystkim, zadowolony, że znów znalazÅ‚ siÄ™ w centrum uwagi. – I odkÄ…d siÄ™ o tym dowiedziaÅ‚em, byÅ‚em pewien, że to on wÅ‚aÅ›nie zamordowaÅ‚ pana Noskowskiego.
Danielewicz zamarÅ‚ w póÅ‚ pokÅ‚onu. SkrzywiÅ‚ siÄ™, jakby dopadÅ‚ go nagÅ‚y spazm bólu. WyglÄ…daÅ‚o to tak, jakby nagle wypadÅ‚ mu dysk, uniemożliwiajÄ…c wyprostowanie siÄ™.
– Jego nie podejrzewaÅ‚em – mruknÄ…Å‚ zdezorientowany ÅoÅ›.
– Co?! Co pan mówi?! Å»e niby ja?! Pan żartuje. Wszyscy wiedzieli, że ja nie miaÅ‚em żadnego interesu.
– MiaÅ‚ pan. Pan Kokoszka ciÄ…gle negocjowaÅ‚ z panem Noskowskim, bo ten dowiedziaÅ‚ siÄ™, że ZawiaÅ‚Å‚o jest na najlepszej drodze, aby go pozbawić roli okrutnego Czcibora. Dlatego siÄ™ zabezpieczaÅ‚ tÄ… Å›piÄ…czkÄ…. Gdyby rola nie wypaliÅ‚a, mógÅ‚by nagle siÄ™ z niej wybudzić. Gdyby plany ZawiaÅ‚Å‚y spaliÅ‚y na panewce, mógÅ‚by poprosić o odÅ‚Ä…czenie aparatury i definitywnie pożegnać siÄ™ z serialem
– A to draÅ„ – wÅ›ciekÅ‚ siÄ™ producent. – A mnie mówiÅ‚, że chce być w tej Å›piÄ…czce z miÅ‚oÅ›ci do naszego serialu! I pomyÅ›leć, że byÅ‚em gotów nawet zrezygnować z tej nakrÄ™conej sceny pogrzebu, żeby tylko nie odchodziÅ‚.
– I dlatego pan siÄ™ przyczyniÅ‚ do jego Å›mierci. Bo pan Danielewicz dowiedziaÅ‚ siÄ™ o tych planach. Nie podejrzewaÅ‚ zapewne, że Noskowski drży o swój kontrakt na superprodukcjÄ™, sÄ…dziÅ‚, że jedynie obawia siÄ™ o brak późniejszych propozycji. Dlatego profesor Barnaba baÅ‚ siÄ™, że straci wymarzony status najwiÄ™kszej gwiazdy MiÅ‚oÅ›ci i medycyny. Bo przez kolejny rok ludzie by siÄ™ pasjonowali tylko tym, czy doktor StaÅ› wyjdzie ze Å›piÄ…czki. ZabijajÄ…c go, pozbywaÅ‚ siÄ™ jednoczeÅ›nie drugiego konkurenta z planu, pana ZawiaÅ‚Å‚y, który odszedÅ‚by na miejsce Noskowskiego do Mieczy Grunwaldu. Na jednym ogniu upiekÅ‚ dwie pieczenie.
– A niby skÄ…d wziÄ…Å‚em caÅ‚Ä… skrzynkÄ™ takiego alkoholu? – zauważyÅ‚ wciąż zgiÄ™ty wpóÅ‚ Danielewicz.
– ProwadziÅ‚ pan kiedyÅ› restauracjÄ™. A ponieważ znany jest pan ze swojej oszczÄ™dnoÅ›ci, to pewnie kupowaÅ‚ do niej również najtaÅ„szy alkohol. Kto wie, może nawet ktoÅ› siÄ™ nim kiedyÅ› zatruÅ‚ i dlatego pan splajtowaÅ‚? Pewnie pan odÅ›wieżyÅ‚ ostatnio kontakty.
– Ale po co kupowaÅ‚ caÅ‚Ä… skrzynkÄ™? Nie wystarczyÅ‚o tych kilka butelek? – zapytaÅ‚ ÅoÅ›.
– Nie, panie podkomisarzu. Pan Danielewicz wiedziaÅ‚ tylko, że producent kupiÅ‚ skrzynkÄ™ wódki i że część butelek znajdzie siÄ™ w domu pogrzebowym. Ale które i ile? Tego nie mógÅ‚ wiedzieć. Nie mógÅ‚ też ryzykować podmiany w ostatniej chwili, bo gdyby go ktoÅ› zauważyÅ‚ przy narzÄ™dziu zbrodni, mógÅ‚by być podejrzany. Poza tym w miejscu nagrania caÅ‚y czas sÄ… jakieÅ› kamery, ktoÅ› robi zdjÄ™cia. Zbyt duże ryzyko, że wszystko niechcÄ…cy siÄ™ zarejestruje. Ale już zamiana caÅ‚ej skrzynki nie sprawiaÅ‚a problemu. Bo pozostaÅ‚y alkohol byÅ‚ poza podejrzeniem, dlatego że nikt siÄ™ nim nie zatruÅ‚.
– A niby jak podmieniÅ‚em tÄ™ caÅ‚Ä… skrzynkÄ™, panie detektywie?
– ZakÅ‚adam, że przed restauracjÄ… dostaÅ‚ siÄ™ pan do samochodu producenta. Jestem prawie pewny również, że sprawdziÅ‚ pan, czy nie jest w zasiÄ™gu jakiejÅ› kamery.
– WiÄ™c jak mi to pan udowodni?
– Wystarczy przejrzeć nagrania ochrony z drogiego apartamentowca, w którym pan mieszka. To minus takich miejsc, nic nie ujdzie uwadze zainstalowanych tam kamer. WódkÄ™ musiaÅ‚ pan kupić wczeÅ›niej i raczej nie woziÅ‚ pan jej w bagażniku. I na pewno siÄ™ nagraÅ‚o, jak najpierw niesie jÄ… pan do swojego domu, a potem, w dniu zabójstwa, zabiera jÄ… pan ze sobÄ…. I jak znam życie i pana oszczÄ™dność, w pana domu jest wciąż ta skrzynka z prawdziwÄ… wódkÄ… kupionÄ… przez producenta.
Danielewicz spojrzał po wszystkich zebranych. Nie w każdym wzroku widział już wyrok skazujący, dlatego postanowił się uczepić ostatniej deski ratunku.
– Chyba nie wierzycie, że ja to zrobiÅ‚em? Nie pozwólcie im...
– Dla pana koleżanek i kolegów mam osobny dowód – przerwaÅ‚ mu Przypadek. – PostawiÅ‚ pan wszystkim tego wieczora dwie butelki bardzo drogiej wódki, choć powszechnie wiadomo, że jest pan sknerÄ… i zawsze wszystkich naciÄ…ga. Pewnie niektórzy z pana kolegów do dziÅ› sÄ… zdziwieni tÄ… hojnoÅ›ciÄ…. – Każdy, kto w tej chwili spojrzaÅ‚ na twarze pozostaÅ‚ych zebranych, mógÅ‚ stwierdzić, że Przypadek siÄ™ nie myli. On zaÅ› kontynuowaÅ‚:– Ale nie miaÅ‚ pan wyjÅ›cia, przecież nie chciaÅ‚ pan zostać seryjnym mordercÄ…. ZresztÄ…, tak naprawdÄ™ nie wiadomo, jaka dawka alkoholu metylowego jest groźna. Dlatego na nagraniach i zdjÄ™ciach z domu pogrzebowego pan podkomisarz zobaczy, jak pan Danielewicz jest caÅ‚y czas obok Noskowskiego. MusiaÅ‚ pilnować, by nikt inny nie daÅ‚ mu zwykÅ‚ego alkoholu. A i tak nie mógÅ‚ być pewien, czy Noskowski nawet po wypiciu litra umrze, czy tylko, na przykÅ‚ad, oÅ›lepnie. Dlatego, zanim ogÅ‚osiÅ‚ jego Å›mierć, tak nienaturalnie dÅ‚ugo wsÅ‚uchiwaÅ‚ siÄ™ w bicie jego serca. O czym pan podkomisarz mógÅ‚ przekonać siÄ™ na wÅ‚asnej skórze.
– RzeczywiÅ›cie – pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ… ÅoÅ›. – AresztujÄ™ pana.
– Nie ma pan prawa. ProszÄ™ mnie zostawić! Nazywam siÄ™ Barnaba KÅ‚yÅ› i jestem wybitnym profesorem kardiochirurgiem. UsÅ‚yszaÅ‚em szmery, postanowiÅ‚em ich posÅ‚uchać uważniej. – Podkomisarz ÅoÅ› zaÅ‚ożyÅ‚ podejrzanemu kajdanki i przywoÅ‚aÅ‚ SmaÅ„kÄ™. – Niech pan zostawi rÄ™ce, które leczÄ…! DziÄ™ki mnie żyjÄ… miliony osób w Polsce! Oni beze mnie umrÄ…! Zaraz mnie i tak wypuÅ›cicie i bÄ™dziecie bÅ‚agać, bym wróciÅ‚ do zawodu!
Zanim wyprowadzono Danielewicza podkomisarz ÅoÅ› podszedÅ‚ do Jacka wciąż bawiÄ…cego siÄ™ swoim melonikiem. ChrzÄ…knÄ…Å‚ zakÅ‚opotany i zapytaÅ‚:
– To jak ja wÅ‚aÅ›ciwie panu pomogÅ‚em?
– A wie pan, że sam siÄ™ nad tym ciÄ…gle zastanawiam? – Przypadek zrobiÅ‚ zafrasowanÄ… minÄ™. – Ale ponieważ pan jest przekonany, że bez pana nie byÅ‚bym w stanie nic rozwiÄ…zać, to przez grzeczność nie zaprzeczam.