Tekst ODCINEK 5
był czytany 505 razy
ODCINEK 5
ZawiaÅ‚Å‚o spojrzaÅ‚ ze zÅ‚oÅ›ciÄ… na tekst scenariusza. Znów mu to zrobili. Znów nie posÅ‚uchali jego proÅ›by! Pięć, a nawet sześć, linijek w każdej kwestii! A przecież on ma już ponad sześćdziesiÄ…t lat. W tym wieku ciężko jest zapamiÄ™tać tak dÅ‚ugie kwestie! Czy oni tego nie rozumiejÄ…?! Powinni bazować na jego ogromnym doÅ›wiadczeniu aktorskim, jego wspaniaÅ‚ej twarzy przeoranej bruzdami tegoż doÅ›wiadczenia. Przecież można by wyrzucić wiÄ™kszość tego tekstu, a on by to zagraÅ‚ wiele znaczÄ…cÄ… minÄ…!
W dodatku te dialogi takie drewniane, kostropate. W usta to ledwie wchodzi, a wyjść to już nie bardzo ma jak! A później te w poÅ›piechu źle napisane dialogitrzeba bÅ‚yskawicznie nagrywać. Przecież z tego nie może wyjść nic dobrego! Jak potem widziaÅ‚ siebie na ekranie telewizora, to ledwie mógÅ‚ na to patrzeć. I zupeÅ‚nie nie rozumiaÅ‚, jak ktokolwiek to może oglÄ…dać. Ludziom to chyba siÄ™ już czasem nie chce nawet siÄ™gnąć po pilota, żeby zmienić kanaÅ‚ na jakiÅ› przyzwoity zagraniczny film.
Westchnął ciężko, wziął kartkę ze scenariuszem i zaczął się go uczyć.
– Niech pani bÄ™dzie dobrej myÅ›li. My, lekarze, staramy siÄ™ o to zawsze. Dobra myÅ›l nas zawsze pociesza. Dlatego zrobiÄ™ wszystko, co w mojej mocy… – ZawiaÅ‚Å‚o wzniósÅ‚ bÅ‚agalnie oczy do góry. – Jezus Maria, a co robienie wszystkiego co w mocy ma wspólnego z dobrÄ… myÅ›lÄ…?! A co ona mi odpowiada? – przekrÄ™ciÅ‚ kartkÄ™ i spojrzaÅ‚ na kwestiÄ™ partnerki. – BÄ™dÄ™ dobrze myÅ›laÅ‚a o pana mocy… LitoÅ›ci! To siÄ™ wcale nie Å‚Ä…czy! – wÅ›ciekÅ‚y rzuciÅ‚ scenariusz na podÅ‚ogÄ™ bez najmniejszej ochoty przydepniÄ™cia go w celu zapobieżenia zÅ‚emu omenowi, co byÅ‚o przecież starym aktorskim zwyczajem. – Niech diabli wezmÄ… tÄ™ caÅ‚Ä… telenowelÄ™! – zagrzmiaÅ‚.
Jak on tu mógÅ‚ tyle wytrzymać?! Ale na szczęście nadchodzÄ… Miecze Grunwaldu. Już do niego dzwonili z produkcji, żeby sprawdzić, czy nadal jest zainteresowany rolÄ… bezlitosnego polskiego rycerza, Czcibora. CzekaÅ‚ na ten telefon. Od samego poczÄ…tku uważaÅ‚, że powinien dostać tÄ™ rolÄ™, a ten Noskowski na niÄ… nie zasÅ‚użyÅ‚.
Jednak gdy teraz zadzwonili z produkcji Mieczy Grunwaldu, nie zgodziÅ‚ siÄ™ od razu. PoprosiÅ‚ o przysÅ‚anie wstÄ™pnej kalendarzówki, żeby porównać jÄ… ze swoim terminarzem. Potem, gdy zatelefonowali ponownie, powiedziaÅ‚, że niestety ciężko mu bÄ™dzie znaleźć czas. No, ale dla dobra „tej wspaniaÅ‚ej polsko-niemieckiej koprodukcji” mógÅ‚by spróbować coÅ› sobie poprzestawiać.
MusiaÅ‚ odegrać tÄ™ komediÄ™, żeby nie próbowali negocjować jego honorarium. Choć tak naprawdÄ™ nie mógÅ‚ siÄ™ doczekać dogrania ostatnich szczegóÅ‚ów i chwili, gdy padnie pierwszy klaps na planie Mieczy Grunwaldu. Już od dawna czekaÅ‚ na rolÄ™ jakiegoÅ› szwarccharakteru, która pomoże mu wykazać siÄ™ peÅ‚niÄ… aktorskiego kunsztu. Tam samÄ… mimikÄ… pokaże zepsucie Å›redniowiecznego rÄ™bajÅ‚y.
I pomyÅ›leć, że gdyby nie Å›mierć kolegi, to zostaÅ‚by nieszczęśliwie pozbawiony tej szansy. Jest jednak sprawiedliwość na tym Å›wiecie, chociaż czasem trzeba jej pomóc. A on od poczÄ…tku aż do koÅ„ca robiÅ‚ wszystko, żeby nie zostawić sprawiedliwoÅ›ci samej ze Å›lepym losem. I wytrwale dążyÅ‚ do tego, aby osiÄ…gnąć sukces. I teraz wydawaÅ‚ siÄ™ już być tego bardzo bliski. Zbyt dobrze jednak znaÅ‚ realia branży i wiedziaÅ‚, że z odtrÄ…bieniem ostatecznego sukcesu musi jeszcze zaczekać.
Ale kiedy już wszystko bÄ™dzie na bank zaklepane i podpisane, to wtedy im tu wszystkim pokaże. Weźmie wtedy do rÄ™ki scenariusz, taki sam jak ten, który leży pod jego nogami. Weźmie i rzuci go prosto w twarz temu Kokoszce. Ale teraz musi go pozbierać, bo idzie reżyser.
– Co to siÄ™ staÅ‚o, mistrzu? – zapytaÅ‚ KuliÅ„ski, widzÄ…c ZawiaÅ‚Å‚Ä™ zbierajÄ…cego kartki z podÅ‚ogi.
– ZamyÅ›liÅ‚em siÄ™ i tak mi wypadÅ‚ jakoÅ› z rÄ™ki. OczywiÅ›cie przydepnÄ…Å‚em, wiÄ™c nie ma obawy, żeby coÅ› siÄ™ zapeszyÅ‚o – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™, prostujÄ…c.
– Ale Å›wietny ten scenariusz, prawda? – KuliÅ„ski pokazaÅ‚ gestem gÅ‚owy na trzymany już przez ZawiaÅ‚Å‚Ä™ w rÄ™ce tekst.
– Absolutnie doskonaÅ‚y. Ludzie siÄ™ popÅ‚aczÄ… przed telewizorami jak nic.
– To jest zadanie naszego serialu. Wzruszać, wzruszać i jeszcze raz wzruszać. No i mam znakomite pomysÅ‚y na inscenizacjÄ™.
– Już siÄ™ nie mogÄ™ doczekać, kiedy bÄ™dziemy to krÄ™cić.
– Za póÅ‚ godzinki zaczynamy. Ja jeszcze pójdÄ™ coÅ› przekÄ…sić – KuliÅ„ski odwróciÅ‚ siÄ™. Zanim jednak ruszyÅ‚ w stronÄ™ busbaru, gdzie wydawano posiÅ‚ki dla osób pracujÄ…cych na planie, zdążyÅ‚ pomyÅ›leć:„Boże, co za matoÅ‚. Zero pojÄ™cia o tym, co to jest dobry tekst. DostaÅ‚by jeszcze gorsze gówno i by piaÅ‚ z zachwytu, żeby mu tylko za dzieÅ„ zdjÄ™ciowy zapÅ‚acili. Czasem to mam ich wszystkich ochotÄ™ zamordować! ZrobiÅ‚bym to, jak mi Bóg miÅ‚y, gdyby pozwolili mi potem wychodzić z wiÄ™zienia na przepustki i nakrÄ™cić o tym jakiÅ› horror albo kryminaÅ‚!”
ZawiaÅ‚Å‚o również nie pozostawaÅ‚ w myÅ›lach dÅ‚użny KuliÅ„skiemu, wyklinajÄ…c go od beztalenci. Nie siliÅ‚ siÄ™ przy tym na finezjÄ™ i do obrażania reżysera używaÅ‚ sÅ‚ów powszechnie uznawanych za wulgarne, z których do zacytowania nadawaÅ‚y siÄ™ jedynie spójniki. A ponieważ autor nie przepada za wulgaryzmami w literaturze i stara siÄ™ ich używać jedynie na zasadzie wyjÄ…tku, przejdzie od razu do ciÄ…gu dalszego tego, co rozbrzmiewaÅ‚o w myÅ›lach wybitnego aktora.
„Boże, żeby tylko te Miecze Grunwaldu jak najszybciej wypaliÅ‚y! Może po nich dostanÄ™ parÄ™ zagranicznych propozycji? Przecież dawniej sporo grywaÅ‚em w czechosÅ‚owackich filmach. Chociaż może to i lepiej, żeby produkcja nie zaczęła siÄ™ zbyt szybko? Teraz ktoÅ› jeszcze mógÅ‚by za bardzo skojarzyć tÄ™ sprawÄ™ ze Å›mierciÄ… Noskowskiego. Wystarczy już, że ta larwa SerafiÅ„ska szczeka na prawo i lewo, że to ja go zabiÅ‚em. MógÅ‚by tÄ™ babÄ™ szlag trafić, żeby doÅ‚Ä…czyÅ‚a do swojego ukochanego doktora Stasia! Chociaż nie, wtedy już wszyscy by na pewno uważali, że to ja maczaÅ‚em w tym palce. Zaczęłyby siÄ™ kolejne pytania i policja mogÅ‚aby siÄ™ dowiedzieć paru niepotrzebnych rzeczy, których im nie powiedziaÅ‚em…”
MÅ‚ody Bóg Seksu z rÄ™koma zarzuconymi za gÅ‚owÄ™ uważnie lustrowaÅ‚ wnÄ™trze swojego chwilowego mieszkania. CzuÅ‚, że żal mu je bÄ™dzie niedÅ‚ugo opuszczać. Ale cóż, takÄ… miaÅ‚ umowÄ™ z Jackiem. BÄ™dzie tu mieszkaÅ‚ przez dwa miesiÄ…ce, w trakcie których za dnia bÄ™dzie robiony remont. Za to wieczory i noce należaÅ‚y do niego. I Å›wietnie je wykorzystywaÅ‚ przy pomocy redaktor Anny Sobani. Dlatego, choć miejsce to trudno wciąż uznać za gustowne, byÅ‚o mu bardzo bliskie. Każdy kÄ…t tego mieszkania kojarzyÅ‚ mu siÄ™ z tak mile spÄ™dzonymi chwilami.
– To wszystko, co ci dali? – zapytaÅ‚ Jacek, przeglÄ…dajÄ…c dokumenty przyniesione przez BÅ‚ażeja.
– Wszystko – pokiwaÅ‚ twierdzÄ…co gÅ‚owÄ… mecenas Sakowicz. – CoÅ› ci to rozjaÅ›niÅ‚o w tej sprawie?
– Teraz już jestem pewien, że to nie Kokoszka. Nie byÅ‚ w stanie pilnować pijÄ…cego Noskowskiego.
– Przecież sam przyznaÅ‚, że caÅ‚y czas siedziaÅ‚ koÅ‚o niego.
- Tak mu siÄ™ tylko wydawaÅ‚o. Ten facet cierpi na ADHD. DosÅ‚ownie nie jest w stanie wytrzymać nawet sekundy w jednym miejscu. Do tego uważa, że musi być zawsze wszÄ™dzie, bo bez niego ta caÅ‚a produkcja siÄ™ zawali. ZresztÄ…, wystarczy zobaczyć zeznania pozostaÅ‚ych osób. WÅ‚aÅ›ciwie każdy z nich mówi o tym, że rozmawiaÅ‚ w tym czasie z KokoszkÄ…. Gdyby zliczyć to wszystko, to pan producent miaÅ‚ szansÄ™ spÄ™dzić przy denacie najwyżej pięć minut. A to za maÅ‚o, żeby przypilnować Noskowskiego.
– A musiaÅ‚ go aż tak pilnować? Wystarczy, że postawiÅ‚ przy nim te trzy butelki wódki i… tyle.
– Nie, to za maÅ‚o. Zawsze ktoÅ› mógÅ‚ przyjść z jakimÅ› innym alkoholem. A zwykÅ‚y alkohol etylowy dziaÅ‚a jak odtrutka na ten metylowy. Zatrudnia enzym odpowiedzialny za przeróbkÄ™ i w ten sposób pozwala zwyczajnie wysikać metanol. Dlatego nawet jeden kieliszek dobrej wódki mógÅ‚by zniweczyć caÅ‚y plan. ZresztÄ…, nawet wlanie w Noskowskiego litra metanolu nie dawaÅ‚o gwarancji jego Å›mierci. Dodatkowo zdobycie takiej iloÅ›ci tego typu alkoholu to też nieÅ‚atwa sprawa.
– No co ty? Przecież tyle siÄ™ sÅ‚yszy o menelach, którzy siÄ™ zatruli metanolem.
– Ale tego nie chcieli. Bo jakby chcieli, mieliby problem, żeby go kupić, zwÅ‚aszcza w wiÄ™kszej iloÅ›ci. Nie ma go na póÅ‚kach w sklepach. Zwykle tylko chemicy i farmaceuci majÄ… do niego dostÄ™p. W sumie najproÅ›ciej go wyprodukować samemu.
– Jak?
– Zawsze kilka pierwszych kieliszków z baniaczka samogonu to czysty metyl. Jest cięższy od etylu, dlatego skapuje z rurki na poczÄ…tku.
– Już prawie zapomniaÅ‚em, że byÅ‚eÅ› prymusem z chemii. ZresztÄ…, jak ze wszystkiego.
– Nie ze wszystkiego – Jacek odÅ‚ożyÅ‚ na bok materiaÅ‚y ze Å›ledztwa. – Nasz wuefista uważaÅ‚ przecież, że wÅ‚aÅ›ciwie jestem niepeÅ‚nosprawny…
– Za to inni sÄ…dzili, że jak nie bÄ™dziesz adwokatem, to zostaniesz profesorem.
– Sam widzisz, co warte sÄ… ludzkie przewidywania – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ rozbawiony Jacek. – MiaÅ‚em być kimÅ›, a tymczasem zostaÅ‚em absolutnie nikim. A wedÅ‚ug mojego taty gorzej niż nikim, bo przez swoje nowe, dziwne hobby odstraszam klientów od jego kancelarii.
– Mój z kolei uważa, że skoro on nie miaÅ‚ powodzenia u kobiet, to na mnie również spadÅ‚a ta klÄ…twa – prychnÄ…Å‚ pogardliwie BÅ‚ażej. – I nie chce wierzyć, że zamykam siÄ™ tu przed nim z jakÄ…Å› kobietÄ….
– A wÅ‚aÅ›nie. DzwoniÅ‚a do mnie klientka, czy już skoÅ„czyÅ‚em remont tego mieszkania. Obawiam siÄ™, że za jakieÅ› trzy, cztery tygodnie bÄ™dziesz siÄ™ musiaÅ‚ stÄ…d wyprowadzić.
– Wiem, taka byÅ‚a umowa. Ale mam nadziejÄ™, że na poczÄ…tek przygarnie mnie Ania – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ cheÅ‚pliwie MÅ‚ody Bóg Seksu, dajÄ…c tym samym do zrozumienia, że on nie tyle ma nadziejÄ™, ale że jest tego pewien.
– Wiesz, BÅ‚ażej… – Jacek szukaÅ‚ odpowiednich sÅ‚ów – myÅ›lÄ™, że jednak powinieneÅ› sobie zawczasu poszukać czegoÅ› na staÅ‚e do samodzielnego zamieszkania.
– Stary, gdybyÅ› sÅ‚yszaÅ‚, co siÄ™ dziaÅ‚o w tych czterech Å›cianach – prychnÄ…Å‚ Sakowicz junior.
– Ja nie wÄ…tpiÄ™, że dokonywaÅ‚eÅ› cudów, ale Ania na razie jeszcze nie jest kobietÄ… tolerujÄ…cÄ… dwie szczoteczki do zÄ™bów w swojej Å‚azience. PowinieneÅ› dać jej trochÄ™ czasu, żeby mocniej przywykÅ‚a do pewnych spraw.
MÅ‚ody Bóg Seksu przekonany o bÅ‚Ä™dnym osÄ…dzie przyjaciela chciaÅ‚ dodać jeszcze jakiÅ› dwuznaczny bon mot, ale przeszkodziÅ‚ mu w tym dźwiÄ™k dzwonka. OdzywaÅ‚ siÄ™ on w sposób natarczywy, wÅ‚adczy, nieznoszÄ…cy sprzeciwu. Tak jakby poganiaÅ‚ znajdujÄ…cych siÄ™ wewnÄ…trz mieszkania do otwarcia drzwi.
– MiaÅ‚a dziÅ› przyjść? – zapytaÅ‚ Jacek.
– Nie. Ale widać stwierdziÅ‚a, że tej nocy nie wytrzyma bez maÅ‚ego co nieco. – MÅ‚ody Bóg Seksu wstaÅ‚. – Nie chciaÅ‚bym ciÄ™, broÅ„ Boże, wyganiać, bo to w koÅ„cu twoje mieszkanie.
– Jasne, już siÄ™ zbieram – Jacek podniósÅ‚ siÄ™ z kanapy, zabierajÄ…c ze sobÄ… materiaÅ‚y. – Te nagrania z planu i fotosy oddam ci jutro.
– Dobra. MogÄ™ coÅ› jeszcze dla ciebie zrobić w tej sprawie? – zapytaÅ‚ BÅ‚ażej, kiedy ruszyli do wyjÅ›cia.
– Na razie zależy mi tylko na tym, żebyÅ› czasem podrzuciÅ‚ Kokoszce jakiÅ› rachunek ode mnie. Mam przeczucie, że ta sprawa pociÄ…gnie za sobÄ… dużo kosztów.
– Tak? Jakich?
– Na poczÄ…tek wynajÄ…Å‚em pokój w hotelu i agencjÄ™ ochrony. W koÅ„cu to sprawa o morderstwo.
Po chwili obaj znaleźli siÄ™ już przy drzwiach. Sakowicz junior nawet nie spojrzaÅ‚, kto jest po ich drugiej stronie. OtworzyÅ‚ je, zakÅ‚adajÄ…c na twarz najbardziej erotyczny z galerii zabójczych uÅ›miechów MÅ‚odego Boga Seksu. Nie na dÅ‚ugo zresztÄ…, bo gdy ujrzaÅ‚, kto stoi na korytarzu, jego mina ulegÅ‚a diametralnej zmianie.
– Ta… ta? – wydukaÅ‚. – Co tata tu robi?
– Jak to co? Przecież zachÄ™caÅ‚eÅ› mnie sam, żebym ciÄ™ odwiedziÅ‚ i zobaczyÅ‚, z kim spÄ™dzasz wieczory i noce. Ale ponieważ widzÄ™ tu twojego przyjaciela, to chyba raczej nie mam szans na to, byÅ› przedstawiÅ‚ mnie tej mÅ‚odej damie, która tu rzekomo u ciebie bywa.
– Bo dziÅ› jej akurat nie ma…
– Nie kompromituj siebie i mnie – Sakowicz senior miaÅ‚ zamiar odejść, ale odwróciÅ‚ siÄ™ z powrotem w stronÄ™ syna. – I lepiej wracaj do domu, zamiast mamić siÄ™ mrzonkami o swojej rzekomej atrakcyjnoÅ›ci.