Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
40201 osoby czytały to 542727 razy. Teraz są 54 osoby

ODCINEK 4

   W swo­im ga­bi­ne­cie, urzÄ…­dzo­nym gu­stow­nie z nut­kÄ… re­tro, sie­dziaÅ‚ MÅ‚o­dy Bóg Sek­su. Wpraw­dzie miaÅ‚ tyl­ko metr sześć­dzie­siÄ…t w ka­pe­lu­szu, na no­sie Å›miesz­ne oku­lar­ki i byÅ‚ ra­czej mi­zer­nej po­stu­ry, ale to nie prze­szka­dza­Å‚o w ni­czym jego Å›wiet­ne­mu sa­mo­po­czu­ciu. Bo temu nic w ko­smo­sie nie byÅ‚o w sta­nie za­szko­dzić.
   Dla­te­go MÅ‚o­dy Bóg Sek­su, któ­ry ak­tu­al­nie urzÄ™­do­waÅ‚ w kan­ce­la­rii ad­wo­kac­kiej Sa­ko­wicz & Sa­ko­wicz, byÅ‚ jed­nym z naj­szczÄ™­Å›liw­szych lu­dzi na Å›wie­cie. W tej chwi­li prze­ciÄ…­gnÄ…Å‚ siÄ™ w swo­im fo­te­lu i pod­niósÅ‚ sÅ‚u­chaw­kÄ™ te­le­fo­nu. Wy­stu­kaÅ‚ szyb­ko nu­mer na kla­wia­tu­rze i cze­kaÅ‚ przez chwi­lÄ™ na po­Å‚Ä…­cze­nie
   – Ja­cek? No cześć, sta­ry, BÅ‚a­Å¼ej mówi. Cze­mu nie od­bie­rasz? A ro­zu­miem, tre­nu­jesz do ma­ra­to­nu – uÅ›miech­nÄ…Å‚ siÄ™ iro­nicz­nie. – Może wpad­niesz wie­czo­rem do Za­kra­pial­ni? Mam prze­czu­cie, że dzi­siaj coÅ› na pew­no wy­rwÄ™. A wiesz, mnie ta­kie prze­czu­cia nig­dy nie mylÄ…. Chcesz siÄ™ za­Å‚o­Å¼yć? – uÅ›miech­nÄ…Å‚ siÄ™ z dużą dozÄ… pew­no­Å›ci sie­bie, któ­rej miaÅ‚ zawsze w nad­mia­rze. ChciaÅ‚ coÅ› jesz­cze do­rzu­cić, ale w tej chwi­li we­szÅ‚a do jego po­ko­ju se­kre­tar­ka. – Po­cze­kaj chwi­lÄ™ – rzu­ciÅ‚ do sÅ‚u­chaw­ki i za­kryÅ‚ jÄ… rÄ™kÄ…. – Tak?
   – Dzwo­ni pan Klem­puch w spra­wie tego Bam­be­ra.
   – Za­raz od­bio­rÄ™. – Se­kre­tar­ka zni­kÅ‚a za drzwia­mi. – Mu­szÄ™ koÅ„­czyć, mam dru­gi te­le­fon. To co, do zo­ba­cze­nia o dzie­wiÄ…­tej?
    
   Choć pani Ir­mi­na byÅ‚a oso­bÄ… to­wa­rzy­skÄ…, to jej miesz­ka­nie daw­no już nie prze­Å¼y­wa­Å‚o ta­kie­go na­lo­tu go­Å›ci. Tym ra­zem jed­nak pani Ir­mi­na nie mo­gÅ‚a im sÅ‚u­Å¼yć to­wa­rzy­stwem i czÄ™­sto­wać ich swo­imi sÅ‚yn­ny­mi kru­chy­mi cia­stecz­ka­mi po­sy­py­wa­ny­mi gru­bym cu­krem. Kie­dy bo­wiem go­Å›cie krÄ™­ci­li siÄ™ tam i z po­wro­tem z róż­ny­mi dziw­ny­mi urzÄ…­dze­nia­mi w rÄ™ku, ona sama sie­dzia­Å‚a przy sto­li­ku ba­da­na przez le­ka­rza po­go­to­wia. ZaÅ› jej ci­Å›nie­nie pod­ska­ki­wa­Å‚o nie­bez­piecz­nie za każ­dym ra­zem, gdy tyl­ko spoj­rza­Å‚a na któ­rÄ…Å› z czte­rech ja­snych plam o ksztaÅ‚­cie pro­sto­kÄ…­tów wi­docz­nych na Å›cia­nie po­ko­ju.
   Pra­cy eki­py tech­nicz­nej przy­glÄ…­daÅ‚ siÄ™ z uwa­gÄ… pod­ko­mi­sarz ŁoÅ›, po­li­cjant z dwu­dzie­sto­let­nim sta­Å¼em, ob­da­rzo­ny im­po­nu­jÄ…­cy­mi wÄ…­sa­mi. Za­rost nie byÅ‚ jed­nak wy­Å‚Ä…cz­nie ozdo­bÄ… jego twa­rzy, ale po wie­lo­kroć sÅ‚u­Å¼yÅ‚ mu do my­Å›le­nia. Tyl­ko wte­dy, kie­dy pró­bo­waÅ‚ na­krÄ™­cić jed­nÄ… z koÅ„­có­wek wÄ…­sów na wska­zu­jÄ…­cy pa­lec, jego umysÅ‚ pra­co­waÅ‚ na naj­wyż­szych ob­ro­tach.
   Tak byÅ‚o i te­raz. Przed sobÄ… na sto­le miaÅ‚ fo­to­gra­fie Å›cia­ny jesz­cze sprzed kra­dzie­Å¼y, gdy znaj­do­wa­Å‚y siÄ™ na niej ob­ra­zy uzna­nych pol­skich twór­ców prze­Å‚o­mu XIX i XX wie­ku z jed­nym z mniej zna­nych au­to­por­tre­tów Mal­czew­skie­go na cze­le. ŁoÅ› przez kil­ka do­brych chwil pa­trzyÅ‚ to na fo­to­gra­fie, to na Å›cia­nÄ™, nie za­po­mi­na­jÄ…c przy tym pod­krÄ™­cać wÄ…sa. Kie­dy za­koÅ„­czyÅ‚ tÄ™ czyn­ność, zwró­ciÅ‚ siÄ™ do le­ka­rza.
   – Mo­Å¼e­my jesz­cze chwi­lÄ™ po­roz­ma­wiać? – wska­zaÅ‚ na pa­niÄ… Ir­mi­nÄ™.
   – Ale do­sÅ‚ow­nie mo­ment. Mu­szÄ™ pa­niÄ… za­brać na ob­ser­wa­cjÄ™ do szpi­ta­la.
   Po­li­cjant kiw­nÄ…Å‚ po­ta­ku­jÄ…­co gÅ‚o­wÄ….
   – Te ob­ra­zy byÅ‚y ubez­pie­czo­ne?
   – Oczy­wi­Å›cie.
   – A wiÄ™c do­sta­nie pani nie­zÅ‚e od­szko­do­wa­nie – uÅ›miech­nÄ…Å‚ siÄ™ pod wÄ…­sem ŁoÅ›.
   – Czyż­by pan coÅ› su­ge­ro­waÅ‚? – ob­ru­szy­Å‚a siÄ™ pani Ir­mi­na, a le­karz spoj­rzaÅ‚ na pod­ko­mi­sa­rza z wy­rzu­tem.
   – Ja tyl­ko py­tam, nie su­ge­ru­jÄ™ – za­zna­czyÅ‚ sta­now­czo po­li­cjant. – Po­dej­rze­wa pani ko­goÅ› o kra­dzież?
   – Naj­bar­dziej tego Å‚o­bu­za Gel­ber­ga.
   – Tego an­ty­kwa­riu­sza?
   – Tego sa­me­go. Na­cho­dziÅ‚ mnie od paru mie­siÄ™­cy, bo miaÅ‚ po­dob­no do­bre­go kup­ca na te ob­ra­zy. A dziÅ› zde­rzy­Å‚am siÄ™ z nim na dole w drzwiach. Strasz­nie siÄ™ prze­stra­szyÅ‚, gdy mnie zo­ba­czyÅ‚.
   – CoÅ› tam na nie­go mamy w ak­tach… – po­ki­waÅ‚ gÅ‚o­wÄ… ŁoÅ›. – A jesz­cze ko­goÅ› pani po­dej­rze­wa?
   – Mo­je­go no­we­go sÄ…­sia­da, BÄ…cz­ka. Prze­biÅ‚ siÄ™ do mnie ty­dzieÅ„ temu przez Å›cia­nÄ™ – wska­za­Å‚a gÅ‚o­wÄ… na miej­sce, z któ­re­go wy­szÅ‚o okrut­ne wier­tÅ‚o sÄ…­sia­da.
   – Tu­taj? – upew­niÅ‚ siÄ™ pod­ko­mi­sarz, wska­zu­jÄ…c na maÅ‚Ä…, bia­Å‚Ä… plam­kÄ™ na Å›cia­nie.
   – Tak. To bia­Å‚e to Å›lad po dziu­rze.
   – Do­my­Å›li­Å‚em siÄ™. Ale ra­czej trud­no byÅ‚o przez ten otwo­rek wy­nieść ob­ra­zy.
   – Ale on za­raz po­tem do mnie przy­szedÅ‚ i maÅ‚o mu oczy z or­bit nie wy­szÅ‚y, jak to wszyst­ko zo­ba­czyÅ‚. On ma ta­kie maÅ‚e chy­tre oczka.
   – Ro­zu­miem – po­li­cjan­ta chy­ba nie prze­ko­na­Å‚y do­wo­dy na udziaÅ‚ pana BÄ…cz­ka w kra­dzie­Å¼y. – No nic, my siÄ™ tu jesz­cze tro­chÄ™ po­roz­glÄ…­da­my a po­tem za­bez­pie­czy­my to miej­sce.
   – Tyl­ko do­kÅ‚ad­nie – pani Ir­mi­na pod­nio­sÅ‚a pa­lec w ge­Å›cie na­po­mnie­nia. – In­spek­tor Za­sa­da to mój do­bry zna­jo­my.
   ÅoÅ› skrzy­wiÅ‚ siÄ™ i spoj­rzaÅ‚ na aspi­ran­ta SmaÅ„­kÄ™, któ­ry wÅ‚a­Å›nie wró­ciÅ‚ po prze­sÅ‚u­cha­niu trój­ki sÄ…­sia­dów miesz­ka­jÄ…­cych na trze­cim piÄ™­trze. SmaÅ„­ko po­ki­waÅ‚ gÅ‚o­wÄ…, że ro­zu­mie ból prze­Å‚o­Å¼o­ne­go. Roz­wiÄ…­zy­wa­nie za­ga­dek, w któ­rych prze­wi­ja­jÄ… siÄ™ zna­jo­mi róż­nych ko­men­dan­tów po­li­cji, nig­dy nie na­le­Å¼a­Å‚o do przy­jem­nych za­jęć

Komentarze czytelników