Tekst ODCINEK 12
był czytany 617 razy
ODCINEK 12
Atmosfera panujÄ…ca przy rodzinnym stole paÅ„stwa Przypadków byÅ‚a raczej dość ponura, by nie powiedzieć grobowa. Wprawdzie pani Felicja robiÅ‚a, co mogÅ‚a, aby wszyscy bawili siÄ™ jak najlepiej, ale trzeba uczciwie przyznać, że nie miaÅ‚a wielkich szans. Jedynie Jacek czasem staraÅ‚ siÄ™ skrzywić usta w grymasie majÄ…cym przypominać coÅ› w rodzaju uÅ›miechu. Marzena miaÅ‚a caÅ‚y czas wzrok wbity w talerz i tylko zdawkowo chwaliÅ‚a potrawÄ™ przyrzÄ…dzonÄ… przez paniÄ… Przypadek. Pan Fryderyk siedziaÅ‚ sztywno z wysoko uniesionÄ… gÅ‚owÄ… i bardzo staraÅ‚ siÄ™, aby jego spojrzenie nie skrzyżowaÅ‚o siÄ™ z nikim z obecnych.
– Może jeszcze coÅ› zjesz, Marzenko? – zaproponowaÅ‚a pani Felicja.
– Nie, dziÄ™kujÄ™ pani.
– Przecież prosiÅ‚am, żebyÅ› mówiÅ‚a mi już „mamo”.
– WolaÅ‚abym zaczekać do Å›lubu, jeÅ›li można – aby ukryć zmieszanie aplikantka siÄ™gnęła po kieliszek z winem.
– No wÅ‚aÅ›nie, kiedy coÅ› planujecie?
– A wiesz, tato, okradli paniÄ… IrminÄ™… – wÅ‚Ä…czyÅ‚ siÄ™ rzeczowo do rozmowy Jacek.
– Ty zawsze zmieniasz temat, gdy o to pytam – fuknęła niezadowolona pani Felicja.
– Felicjo, zostawmy ich w spokoju – mecenas postanowiÅ‚ przyjść w sukurs synowi, bo przecież i dla niego temat nie byÅ‚ zbyt wygodny. – I co jej ukradli?
– Wszystkie cztery obrazy. - Pan Fryderyk zakrztusiÅ‚ siÄ™ pitÄ… herbatÄ…, aż żona musiaÅ‚a klepnąć go w plecy. – Co ci siÄ™ staÅ‚o?
– Nic. CoÅ› mi siÄ™ przypomniaÅ‚o.
– Fryderyku, to byÅ‚o tak dawno.
– Czy to jakaÅ› tajemnica? – spytaÅ‚ Jacek.
– No, trochÄ™ tak – wstaÅ‚ i z komody wyjÄ…Å‚ swojÄ… fajkÄ™. – Adwokacka.
– ByÅ‚bym wdziÄ™czny, gdybyÅ› mi jÄ… opowiedziaÅ‚. Pani Irmina wynajęła mnie jako detektywa do odnalezienia tych obrazów – to oÅ›wiadczenie sprawiÅ‚o, że nawet Marzena starajÄ…ca siÄ™ do tej pory nie odrywać wzroku od stoÅ‚u spojrzaÅ‚a na niego z zainteresowaniem.
– Ciebie? – mecenas rozpoczÄ…Å‚ nabijanie swojej fajki. – A cóż to za pomysÅ‚?
– Bardzo mnie prosiÅ‚a, wiÄ™c nie mogÅ‚em jej odmówić – wyznaÅ‚ z rozbrajajÄ…cÄ… szczeroÅ›ciÄ… Jacek. – No to zmienia postać rzeczy. W tej sytuacji mogÄ™ ci to powiedzieć, detektywie – ojciec spojrzaÅ‚ na niego z ironiÄ…, ale rozpoczÄ…Å‚ swojÄ… opowieść. – Kiedy byÅ‚eÅ› malutki, broniÅ‚em jej w sÄ…dzie. ByÅ‚a oskarżona o próbÄ™ oszustwa i przemytu dzieÅ‚ sztuki za granicÄ™.
– Jakich?
– WÅ‚aÅ›nie tych obrazów.
– WÅ‚asnych obrazów? Dlaczego? – Marzena po raz pierwszy tego wieczoru powiedziaÅ‚a coÅ› bez pytania.
– Widzisz, Marzeno, wtedy nie byÅ‚o można z kraju wywozić żadnych dzieÅ‚ sztuki wykonanych przed czterdziestym piÄ…tym. Prawo niby gÅ‚upie, ale jakoÅ› zasadne, bo w trakcie wojny zginęło z Polski tyle cennych zabytków, że szkoda byÅ‚o każdego nastÄ™pnego – zapaliÅ‚ fajkÄ™. – A pani Irmina miaÅ‚a wtedy spore kÅ‚opoty finansowe. ParÄ™ lat wczeÅ›niej umarÅ‚ jej mąż, ona nigdy nie pracowaÅ‚a. Rodzice Wojtusia zginÄ™li w wypadku samochodowym, a ona zostaÅ‚a sama z wnukiem na utrzymaniu. W dodatku kazali jej pÅ‚acić jakieÅ› straszne podatki i próbowali pod ich zastaw przejąć te obrazy. Aż któregoÅ› dnia zgÅ‚osiÅ‚a na milicjÄ™, że jej ukradziono obrazy. Ale po kilku tygodniach zÅ‚apano na granicy czechosÅ‚owackiej mężczyznÄ™, który chciaÅ‚ je wywieźć. No i okazaÅ‚o siÄ™, że pani Irmina z nim wspóÅ‚pracowaÅ‚a, bo chciaÅ‚a dobrze te obrazy sprzedać. ByÅ‚a zaÅ‚amana tym, że sÄ…siedzi widzieli jÄ… w kaj dankach. PróbowaÅ‚a siÄ™ nawet wtedy otruć arszenikiem.
GodzinÄ™ później Marzena szÅ‚a w milczeniu obok torów tramwajowych z minÄ… równie ponurÄ… jak w trakcie kolacji. Obok niej radoÅ›nie dreptaÅ‚ Jacek, zadowolony, że ma za sobÄ… kolejnÄ… obowiÄ…zkowÄ… wizytÄ™ u rodziców. I mimo caÅ‚ej swojej przenikliwoÅ›ci nie mógÅ‚ pojąć, że ktoÅ› może przejmować siÄ™, że za dwa, trzy tygodnie bÄ™dzie musiaÅ‚ ponownie zaliczyć „rodzinny” obiad lub kolacjÄ™ we czwórkÄ™.
– DÅ‚ugo jeszcze bÄ™dziemy udawać?! – wybuchÅ‚a w koÅ„cu aplikantka. – Twoja mama ma siÄ™ lepiej i chyba nie rozpacza już tak bardzo po tych druzgocÄ…cych recenzjach jej ostatniego tomiku poezji?
– To prawda. Zaczęła nawet pracÄ™ nad biografiÄ… naszej rodziny. ZdziwiÅ‚o mnie to, bo myÅ›laÅ‚em, że bÄ™dzie siÄ™ trzymaÅ‚a z daleka od prozy po tym, jak przez kilka lat nie byÅ‚a w stanie napisać powieÅ›ci.
– Nie zmieniaj tematu – tupnęła nogÄ… ze zÅ‚oÅ›ci. – Nie jestem twojÄ… mamÄ…, którÄ… możesz zbywać byle czym.
– Tak bardzo ci przeszkadza nasze narzeczeÅ„stwo? – Jacek zrobiÅ‚ minÄ™ zbitego psa.
– Wiesz dobrze, że miÄ™dzy nami nic nie ma!
– Robisz mi przykrość. A już siÄ™ przyzwyczaiÅ‚em, że mam takÄ… uroczÄ… narzeczonÄ… – Jacek chciaÅ‚ po przyjacielsku objąć MarzenÄ™ ramieniem, ale ona na to nie pozwoliÅ‚a.
– To siÄ™ bÄ™dziesz musiaÅ‚ odzwyczaić! – fuknęła. – Mam dość tej caÅ‚ej dwuznacznej sytuacji. Twój ojciec już wie. Na co czekamy?
– Wiesz, jaka mama jest wrażliwa. A poza tym wierzy, że jesteÅ›my sobie przeznaczeni.
– Trudno. Masz jak najszybciej zakoÅ„czyć ten nasz „zwiÄ…zek”.
– Åamiesz mi serce – Przypadek chciaÅ‚ dodać jeszcze coÅ› bardziej dramatycznego, ale mina Marzeny przekonaÅ‚a go, że czas żartów ostatecznie siÄ™ skoÅ„czyÅ‚. – Dobrze, postaram siÄ™. ObiecujÄ™.
Marzena nie byÅ‚a przygotowana na to, że Jacek tak szybko siÄ™ zgodzi. W zanadrzu posiadaÅ‚a jeszcze mnóstwo argumentów, którymi miaÅ‚a zamiar przekonywać Przypadka do zmiany ich oficjalnego statusu. ChciaÅ‚a je zaraz wszystkie z siebie wyrzucić, ale pozbawiona takiej możliwoÅ›ci, zamilkÅ‚a na chwilÄ™ zdziwiona. A może też odrobinÄ™ zawiedziona? Bo choć naprawdÄ™ miaÅ‚a dość udawania, to przecież koniec tego udawania można sobie byÅ‚o wyobrazić na różne sposoby.
– O czym myÅ›lisz? – zapytaÅ‚ Jacek, a Marzena drgnęła przestraszona. Dobrze znaÅ‚a Przypadka i wiedziaÅ‚a, że zauważa wiÄ™cej od innych. I baÅ‚a siÄ™, że nie trzeba być specjalnie bystrym, aby dostrzec rozczarowanie na jej twarzy. A takie rozczarowanie można przecież zinterpretować niewÅ‚aÅ›ciwie. Dlatego szybko, żeby ukryć zmieszanie, wymyÅ›liÅ‚a nowy temat rozmowy:
– Czy twoja mama wie, że twój ojciec… – urwaÅ‚a, nie wiedzÄ…c, jak dokoÅ„czyć.
– Miewa różne przygody? Wie.
– I nic z tym nie robi?
– Uważa, że dopóki ojciec nie przekroczy pewnych granic, nie ma sensu robić skandalu.
– Po co ja siÄ™ wdaÅ‚am w tÄ™ rodzinÄ™? – westchnęła ciężko.
– Już nie pamiÄ™tasz? ZawarliÅ›my jasny ukÅ‚ad. Udajemy narzeczonych, żebyÅ› ty siÄ™ dostaÅ‚a na aplikacjÄ™, a moi rodzice przestali uważać, że siÄ™ nie pozbieraÅ‚em po Basi.
– Ale ty siÄ™ wciąż nie pozbieraÅ‚eÅ›.
– Nie wracajmy do tego – Jacek z pewnoÅ›ciÄ… nie byÅ‚ już tym wesoÅ‚kiem sprzed kilku chwil. Nie miaÅ‚ nawet Å›ladu dobrego nastroju. – PowinnaÅ› być zadowolona, że siÄ™ w koÅ„cu dostaÅ‚aÅ› na aplikacjÄ™. Inaczej byÅ‚abyÅ› bez szans.
– A może ja siÄ™ wcale nie chciaÅ‚am dostać na tÄ™ aplikacjÄ™?!
Niespodziewany wybuch Marzeny zdziwiÅ‚ Jacka. Zanim zdążyÅ‚ cokolwiek powiedzieć, jego narzeczona na niby byÅ‚a już parÄ™naÅ›cie kroków od niego.
– To po co zdawaÅ‚aÅ› czwarty raz? – wykrztusiÅ‚ w koÅ„cu. – Poczekaj. ChciaÅ‚em zapytać, czy nie znasz jakiegoÅ› wÅ‚aÅ›ciciela galerii albo marszanda?