Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
40419 osoby czytały to 546928 razy. Teraz jest 1 osoba

ODCINEK 16

   Fit­ness club Su­per­men, na­le­Å¼Ä…­cy do by­Å‚e­go zna­ne­go spor­tow­ca, byÅ‚ miej­scem, gdzie w od­po­wied­niej at­mos­fe­rze, za od­po­wied­nie pie­niÄ…­dze, Å›mie­tan­ka to­wa­rzy­ska mo­gÅ‚a wy­le­wać swo­je siód­me poty. Åšmie­tan­ka byÅ‚a przy tym na­praw­dÄ™ wy­so­ko­pro­cen­to­wa i od­po­wied­nio wy­se­lek­cjo­no­wa­na. Bo żeby siÄ™ tu do­stać, nie wy­star­czy­Å‚o mieć po pro­stu kwo­ty od­po­wied­niej do wy­ku­pie­nia kar­ne­tu. Po­trzeb­nych byÅ‚o rów­nież dwóch wpro­wa­dza­jÄ…­cych czÅ‚on­ków, rÄ™­czÄ…­cych, że nowo przy­jÄ™­ty re­pre­zen­tu­je od­po­wied­ni po­ziom ran­gi to­wa­rzy­skiej.
   Pani re­dak­tor Anna So­ba­nia nie mia­Å‚a naj­mniej­sze­go pro­ble­mu z po­zy­ska­niem wspar­cia dwóch czÅ‚on­ków, dla­te­go też mo­gÅ‚a w tej chwi­li z roz­ko­szÄ… tre­no­wać na ma­szy­nie zwa­nej or­bi­tre­kiem. Choć sÄ…­dzÄ…c po in­ten­syw­no­Å›ci wy­ma­chów jej rÄ…k i nóg oraz za­ciÄ™­tym wy­ra­zie ob­li­cza, moż­na byÅ‚o wÄ…t­pić, czy wy­ko­nu­je tyl­ko zwy­kÅ‚e ćwi­cze­nie, czy ra­czej w my­Å›lach ma­sa­kru­je wy­ima­gi­no­wa­ne­go prze­ciw­ni­ka. Je­Å›li tak rze­czy­wi­Å›cie byÅ‚o, to ten prze­ciw­nik już po­wi­nien za­cząć siÄ™ bać, bo re­dak­tor So­ba­nia bar­dzo dba­Å‚a o swo­jÄ… kon­dy­cjÄ™ i uczÄ™sz­cza­Å‚a rów­nież na róż­ne kur­sy sztuk wal­ki.
   – Wcze­Å›nie dziÅ› przy­szÅ‚aÅ›. CoÅ› siÄ™ sta­Å‚o? – za­py­ta­Å‚a nie­win­nie Mal­wi­na Å»ar­ska, kÅ‚a­dÄ…c obok or­bi­tre­ka ko­le­Å¼an­ki swo­jÄ… spor­to­wÄ… tor­bÄ™. Jej py­ta­nie od­nio­sÅ‚o tyl­ko je­den efekt: Ania za­czÄ™­Å‚a moc­niej wy­ma­chi­wać rÄ™­ka­mi i no­ga­mi, co jesz­cze przed chwi­lÄ… mo­gÅ‚o wy­da­wać siÄ™ nie­moż­li­we. – Aż tak? Ro­zu­miem, że wy­gra­Å‚am za­kÅ‚ad?
   – Na ra­zie… za­li­czy­Å‚am jed­no… nie­uda­ne po­dej­Å›cie… -wy­sa­pa­Å‚a re­dak­tor So­ba­nia, prze­ry­wa­jÄ…c na­gle swo­je ćwi­cze­nie.
   – Pierw­szy raz w Å¼y­ciu.
   – Do­pie­ro siÄ™ roz­grze­wam… Zo­ba­czysz, to tyl­ko kwe­stia cza­su… – ze­szÅ‚a z ma­szy­ny i ob­tar­Å‚a spo­co­ne czo­Å‚o rÄ™cz­ni­kiem. – Mu­szÄ™ na­mie­rzyć tÄ™ jego na­rze­czo­nÄ…, Ma­rze­nÄ™.
   – Po co?
   – On chce do niej wró­cić. Z cze­go siÄ™ zno­wu Å›mie­jesz?
   – On z niÄ… nig­dy nie byÅ‚. Tyl­ko uda­jÄ….
   – Cho­le­ra. Cze­mu mi tego wcze­Å›niej nie po­wie… – chcia­Å‚a wy­lać swo­je żale na re­dak­cyj­nÄ… ko­le­Å¼an­kÄ™, ale na­gle zro­zu­mia­Å‚a, że praw­da jest jesz­cze strasz­niej­sza, niż przy­pusz­cza­Å‚a. – Za­raz, czy­li on to za­graÅ‚?!
   – Na to wy­glÄ…­da.
   – No to jesz­cze zo­ba­czy, kto jest lep­szym ak­to­rem. Ale cze­kaj, rano w kuch­ni wi­dzia­Å‚am u nie­go ja­kieÅ› zdjÄ™­cie w ram­ce
   – To Ba­sia. Praw­do­po­dob­nie je­dy­na ko­bie­ta, któ­rÄ… na­praw­dÄ™ ko­chaÅ‚ w swo­im ży­ciu – uÅ›miech­nÄ™­Å‚a siÄ™ smut­no. – Zresz­tÄ… ko­cha jÄ… chy­ba caÅ‚y czas – do­da­Å‚a nie bez nut­ki żalu i wsia­dÅ‚a na je­den z ro­wer­ków tre­nin­go­wych.
   – A ona co? Rzu­ci­Å‚a go?
   – ByÅ‚a al­pi­nist­kÄ…. Za­gi­nÄ™­Å‚a osiem lat temu pod­czas wy­pra­wy w Hi­ma­la­jach. To zna­czy, pew­nie wpa­dÅ‚a w ja­kÄ…Å› roz­pa­dli­nÄ™ i zgi­nÄ™­Å‚a. Ale cia­Å‚a nig­dy nie zna­le­zio­no, wiÄ™c ofi­cjal­nie jest za­gi­nio­na – Mal­wi­na za­czÄ™­Å‚a re­flek­syj­nie pe­da­Å‚o­wać. – My­Å›lÄ™, że to dla­te­go żad­na ko­bie­ta nie ma u nie­go szans.
   – Bo tam­ta zgi­nÄ™­Å‚a?
   – Nie. Bo on ciÄ…­gle wie­rzy, że ona żyje.
    
   Pod­ko­mi­sarz ŁoÅ› z wiel­kÄ… uwa­gÄ… wpa­try­waÅ‚ siÄ™ w her­ba­cia­ne fusy, któ­re prze­cud­nie krÄ…­Å¼y­Å‚y wo­kóÅ‚ osi szklan­ki, przy­po­mi­na­jÄ…c maÅ‚e tor­na­do. Ob­li­zy­waÅ‚ przy tym Å‚y­Å¼ecz­kÄ™, któ­rÄ… wy­wo­Å‚aÅ‚ to za­mie­sza­nie, i swo­im zwy­cza­jem bÄ™b­niÅ‚ pal­ca­mi w blat biur­ka.
   – DÅ‚u­go bÄ™­dzie­my jesz­cze ob­ser­wo­wać, czy cu­kier siÄ™ od­po­wied­nio roz­pu­Å›ciÅ‚? – za­py­taÅ‚ go sie­dzÄ…­cy na­prze­ciw Przy­pa­dek.
   – Pan siÄ™ de­ner­wu­je? – od­po­wie­dziaÅ‚ py­ta­niem pod­ko­mi­sarz, nie od­ry­wa­jÄ…c przy tym wzro­ku od szklan­ki.
   – Nie. Dla­cze­go miaÅ‚­bym siÄ™ de­ner­wo­wać?
   – Zo­staÅ‚ pan przy­Å‚a­pa­ny przez na­sze­go funk­cjo­na­riu­sza na po­da­wa­niu siÄ™ za ko­goÅ› in­ne­go.
   – Rze­czy­wi­Å›cie, za­po­mnia­Å‚em – Ja­cek póÅ‚­przy­tom­nie ro­zej­rzaÅ‚ siÄ™ po po­miesz­cze­niu. – Mam pro­ble­my z pa­miÄ™­ciÄ…. WÅ‚a­Å›ci­wie co ja ro­biÄ™ tu w tym stro­ju? – Przy­pa­dek ze zdzi­wie­niem spoj­rzaÅ‚ na swój spor­to­wy ubiór.
   – Pro­szÄ™ ze mnie wciąż nie kpić, bo to nie wyj­dzie panu na zdro­wie – zde­ner­wo­waÅ‚ siÄ™ pod­ko­mi­sarz ŁoÅ›. – Jest pan ofi­cjal­nie prze­sÅ‚u­chi­wa­ny i dla­te­go to ja mogÄ™ za­py­tać, co pan robi w tym stro­ju. A je­Å›li pan mi nie od­po­wie, mogÄ™ pana za­trzy­mać za utrud­nia­nie Å›ledz­twa. Ro­zu­mie­my siÄ™?
   – No.
   – To co pan robi w tym stro­ju?
   – Pew­nie to pana zdzi­wi, ale bie­gam. Szy­ku­jÄ™ siÄ™ do star­tu w ma­ra­to­nie.
   – Bie­ga­nie to do­bry po­mysÅ‚ – pod­ko­mi­sarz za­trzy­maÅ‚ Å‚y­Å¼ecz­kÄ™ i ode­rwaÅ‚ wzrok od szklan­ki, prze­no­szÄ…c go na prze­sÅ‚u­chi­wa­ne­go. – Ba­wie­nie siÄ™ w de­tek­ty­wa dużo gor­szy.
   – Po­ma­gam sÄ…­siad­ce.
   – Po co?
   – Może od­kry­Å‚em w so­bie po­wo­Å‚a­nie do by­cia de­tek­ty­wem?
   Pod­ko­mi­sarz ŁoÅ› na­krÄ™­ciÅ‚ so­bie wÄ…sa na pa­lec wska­zu­jÄ…­cy pra­wej rÄ™ki. Ten Przy­pa­dek go co­raz bar­dziej iry­to­waÅ‚, a po­li­cjant nie mógÅ‚ go w Å¼a­den spo­sób roz­gryźć. Od­po­wia­daÅ‚ bez­czel­nie, ale na tyle spryt­nie, że w ra­zie cze­go tak na­prawdÄ™ ŁoÅ› nie mógÅ‚­by mu ni­cze­go za­rzu­cić. Tak jak­by byÅ‚ przy­zwy­cza­jo­ny do wy­pro­wa­dza­nia w pole stró­Å¼ów pra­wa! Cie­ka­we tyl­ko, jak na­byÅ‚ ta­kie do­Å›wiad­cze­nie…
   – Z cze­go pan wÅ‚a­Å›ci­wie żyje?
   – Mam czte­ry miesz­ka­nia, któ­re wy­naj­mu­jÄ™.
   – A skÄ…d je pan ma?
   – Róż­nie. To, w któ­rym miesz­kam, odzie­dzi­czy­Å‚em po bab­ci, dru­gie do­sta­Å‚em w pre­zen­cie od mo­ich ro­dzi­ców za zda­nie na stu­dia, inne za­pi­sa­Å‚a mi ciot­ka w spad­ku.
   – Ale za dużo pan chy­ba na tym wy­naj­mie nie za­ra­bia?
   – Pan mnie o coÅ› po­dej­rze­wa?
   – Nie, tyl­ko siÄ™ za­sta­na­wiam, dla­cze­go nas pan tak ocho­czo po­in­for­mo­waÅ‚ o tej ka­me­rze z apar­ta­men­tow­ca? Może chciaÅ‚ pan od­su­nąć od sie­bie po­dej­rze­nia?
   – BÄ…­czek to panu pod­po­wie­dziaÅ‚?
   – Dla­cze­go pan tak uwa­Å¼a? – ton gÅ‚o­su pod­ko­mi­sa­rza Ło­sia stra­ciÅ‚ nie­co na pew­no­Å›ci.
   – Bo sam by pan na to nie wpadÅ‚.
   – Czy pan mnie ob­ra­Å¼a?
   – Ra­czej po­ma­gam zÅ‚a­pać zÅ‚o­dzie­ja. Bo te ob­ra­zy ukradÅ‚ BÄ…­czek i to jego po­wi­nien pan tu prze­sÅ‚u­chi­wać.
   – Ma pan na to ja­kieÅ› do­wo­dy?
   – Na ra­zie nie, ale jak tyl­ko je znaj­dÄ™, za­dzwo­niÄ™ do pana. Bo po na­szej roz­mo­wie już nie mam wÄ…t­pli­wo­Å›ci, że to on jest zÅ‚o­dzie­jem. MogÄ™ już iść, czy chce mi pan po­sta­wić ja­kieÅ› kon­kret­ne za­rzu­ty?
   – Spie­szy siÄ™ pan gdzieÅ›?
   – Ko­le­ga obie­caÅ‚, że mi dziÅ› po­mo­Å¼e wy­jąć ja­kÄ…Å› dziew­czy­nÄ™. Sam nie mogÄ™ na zbyt wie­le li­czyć, wiÄ™c nie chciaÅ‚­bym tra­cić oka­zji.
   ÅoÅ› przez chwi­lÄ™ za­sta­na­wiaÅ‚ siÄ™, jak od­po­wie­dzieć na ko­lej­nÄ… kpi­nÄ™. W koÅ„­cu, nie znaj­du­jÄ…c od­po­wied­nich sÅ‚ów, uznaÅ‚, że wda­wa­nie siÄ™ w py­sków­ki z po­dej­rza­nym nie li­cu­je z jego god­no­Å›ciÄ…. Dla­te­go kiw­nÄ…Å‚ przy­zwa­la­jÄ…­co gÅ‚o­wÄ… i od­pro­wa­dziÅ‚ wzro­kiem wy­cho­dzÄ…­ce­go Jac­ka. Kie­dy Przy­pa­dek wy­szedÅ‚, pod­ko­mi­sarz spoj­rzaÅ‚ na star­sze­go aspi­ran­ta.
   – SmaÅ„­ko, czy­ja mu coÅ› pod­po­wie­dzia­Å‚em?
   – Nie za­uwa­Å¼y­Å‚em.
   – To co on gada, że po na­szej roz­mo­wie ma pew­ność, że to ten BÄ…­czek?
   – Może ble­fu­je?
   – Tak. Pew­nie ble­fu­je, żeby zy­skać na cza­sie. Ale ja w koÅ„­cu siÄ™ do­wiem, jak on ukradÅ‚ te ob­ra­zy, i wsa­dzÄ™ na­sze­go pana de­tek­ty­wa za krat­ki.

Komentarze czytelników