Tekst ODCINEK 6
był czytany 498 razy
ODCINEK 6
Pan mecenas Fryderyk Przypadek staÅ‚ przed lustrem i uważnie siÄ™ przyglÄ…daÅ‚ wÅ‚asnej sylwetce. Mimo że dobiegaÅ‚ już sześćdziesiÄ…tki, to wciąż mógÅ‚ uchodzić za atrakcyjnego mężczyznÄ™. Co gorsza, nie tylko mógÅ‚, ale nawet uchodziÅ‚. I choć od z górÄ… trzydziestu lat pozostawaÅ‚ w szczęśliwym zwiÄ…zku ze swojÄ… żonÄ… FelicjÄ…, to wciąż nie potrafiÅ‚ powstrzymać siÄ™ przed wykorzystywaniem swojego mÄ™skiego uroku. I to byÅ‚a chyba jedyna cecha Å‚Ä…czÄ…ca obu panów Przypadków.
JednÄ… z bardziej różniÄ…cych ich spraw byÅ‚ ubiór. Pan Fryderyk, dżentelmen starej daty, wÅ‚aÅ›ciwie nigdzie nie pokazywaÅ‚ siÄ™ bez garnituru. A już przenigdy by mu nie przyszÅ‚o do gÅ‚owy, żeby przyjść na jakiekolwiek spotkanie w stroju sportowym. Dlatego skrzywiÅ‚ siÄ™ z niesmakiem, kiedy Jacek, wkroczywszy do jego gabinetu, nogÄ™ zarzuciÅ‚ na jego biurko i zaczÄ…Å‚ wykonywać jakieÅ› dziwne ćwiczenia.
Pan Fryderyk, czekajÄ…c na chwilÄ™, gdy syn zakoÅ„czy tÄ™ gimnastykÄ™, usiadÅ‚ w swoim fotelu i napiÅ‚ siÄ™ dwa Å‚yki soku marchwi owego ze szklanki na biurku. Potem jeszcze przebiegÅ‚ wzrokiem leżącÄ… na blacie ulotkÄ™ fitness clubu „Supermen”. UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ na widok wysportowanych paÅ„, które na niej wystÄ™powaÅ‚y. Później przez moment, coraz bardziej zniecierpliwiony, obracaÅ‚ w dÅ‚oni swojÄ… nowÄ… komórkÄ™.
– UsiÄ…dź wreszcie – rzuciÅ‚ w koÅ„cu do syna.
– Nie mogÄ™. MuszÄ™ rozciÄ…gnąć mięśnie. Inaczej nici z moich przygotowaÅ„ do maratonu.
– Czy ty naprawdÄ™ nie masz zamiaru zająć siÄ™ w życiu czymÅ› poważnym? Jacek na chwilÄ™ przestaÅ‚ rozciÄ…gać mięśnie i spojrzaÅ‚ na ojca podejrzliwie.
– To mogÅ‚eÅ› mi wypomnieć przy rodzinnym obiedzie.
– Nie chciaÅ‚em rozmawiać przy matce.
– Rozwodzicie siÄ™?
– Ależ skÄ…d! – pan Fryderyk spojrzaÅ‚ na syna z wielkim oburzeniem. Jak on mógÅ‚ w ogóle coÅ› takiego pomyÅ›leć?! Przecież w rodzinie Przypadków nigdy nie byÅ‚o żadnych rozwodów! – Chodzi o to, że matka wciąż mocno przeżywa te zÅ‚e recenzje swojego tomiku poezji. A ja ostatnio mam wiÄ™cej pracy. Dobrze, że nie wie o twoim rozstaniu z MarzenÄ….
– Mam częściej odwiedzać mamÄ™? – domyÅ›liÅ‚ siÄ™ Jacek. – W porzÄ…dku. Tylko nie licz na to, że wrócÄ™ na studia.
– Jak chcesz. Ale to by na pewno ucieszyÅ‚o matkÄ™ i podniosÅ‚o jÄ… na duchu.
– Mamie na tym nie zależy. A ja nie skoÅ„czÄ™ prawa, nie zrobiÄ™ aplikacji i nie obejmÄ™ po tobie kancelarii. I dobrze by byÅ‚o, żeby to wreszcie do ciebie dotarÅ‚o.
– Niby dlaczego?
– Bo tak ci bÄ™dzie Å‚atwiej żyć. A tak za każdym razem, kiedy spróbujesz mnie do tego namówić, znów siÄ™ rozczarujesz. NaprawdÄ™ masz ochotÄ™ raz na kilka miesiÄ™cy przeżywać kolejny zawód?
– Nigdy nie zrozumiem twojego oÅ›lego uporu – pan Fryderyk pokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ… z niedowierzaniem. – MoglibyÅ›my wtedy wspólnie pracować, zawsze o tym marzyÅ‚em…
– To pomyÅ›l, że wtedy byÅ‚oby ci trudniej ukryć każdÄ… nowÄ… przyjacióÅ‚kÄ™. – Jacek skoÅ„czyÅ‚ rozciÄ…gać nogi i zajÄ…Å‚ siÄ™ prostowaniem pleców. – TÄ™ obecnÄ… także…
Pan Fryderyk uniósÅ‚ siÄ™ z oburzenia na fotelu. Na co ten gówniarz sobie pozwala?!
– SkÄ…d ci to przyszÅ‚o do gÅ‚owy?!
– Bo ludzie sÄ… banalnie przewidywalni, tato.
– Co ty mówisz?! I przestaÅ„ mi siÄ™ przypatrywać z tym swoim ironiczno-dobrotliwo-pobÅ‚ażliwym wyrazem twarzy! Czy ty wiesz, jak to innych irytuje?! No tak, ale ty siÄ™ nigdy nie przejmowaÅ‚eÅ›, że wciąż irytujesz wszystkich ludzi!
– Po prostu przyzwyczaiÅ‚em siÄ™ do tego.
– No to może najwyższy czas siÄ™ od tego odzwyczaić i nauczyć siÄ™ pewnych zasad współżycia spoÅ‚ecznego. I powiedz mi wreszcie, skÄ…d ci przyszÅ‚o do gÅ‚owy, że zdradzam twojÄ… matkÄ™.
– Nie chcÄ™ mi siÄ™ – Jacek ruszyÅ‚ do drzwi, ale zatrzymaÅ‚ siÄ™ w ostatniej chwili. – No chyba, że obiecasz mi, że przez najbliższy rok sÅ‚owem nie wspomnisz o moim powrocie na studia.
– Tylko jeÅ›li uznam, że twoje podejrzenia majÄ… jakiÅ› sens. A ponieważ wiem, że sÄ… pozbawione sensu…
– Po pierwsze – przerwaÅ‚ mu Jacek – masz dużo pracy i późno wracasz do domu, choć każdy wie, że nie lubisz siÄ™ przepracowywać.
Jacek potruchtał w kąt gabinetu ojca i wyciągnął stamtąd dwie kilkukilowe hantle.
– Po drugie: trenujesz w pracy. Czyli potrzebujesz lepszej kondycji. ZmieniÅ‚eÅ› nawet dietÄ™ na zdrowszÄ… – wziÄ…Å‚ do rÄ™ki szklankÄ™ z sokiem marchwi owym i wypiÅ‚ jÄ… duszkiem.
– Jestem coraz starszy, muszÄ™ o siebie wiÄ™cej dbać.
– Masz ulotkÄ™ z fitness clubu, czyli hantle to za maÅ‚o.
– To bardzo elegancki fitness club, można tam spotkać odpowiednich ludzi.
– Znaczy jest sporo mÅ‚odsza, bo potrzebujesz superkondy-cji – Jacek zignorowaÅ‚ tÅ‚umaczenie ojca. – Po trzecie: masz też drugi telefon, na który dzwoni pewnie tylko ona. Trzymasz go blisko siebie, boisz siÄ™ wypuÅ›cić z rÄ™ki, żeby ktoÅ› inny nie zobaczyÅ‚, kto telefonuje. Pewnie gdy do ciebie dzwoni, gra jakaÅ› piÄ™kna muzyka.
Jacek otworzyÅ‚ nagle wielkÄ… przeszklonÄ… szafÄ™. StaÅ‚ tam wspaniaÅ‚y kosz róż skÅ‚adajÄ…cy siÄ™ na oko z pięćdziesiÄ™ciu sztuk. Można byÅ‚o powiedzieć, że byÅ‚y krwiÅ›cie czerwone, ale ich kolor bladÅ‚ w tej chwili straszliwie, bo nie wytrzymywaÅ‚ konkurencji z obecnÄ… barwÄ… twarzy pana Fryderyka.
– To dla twojej mamy – mecenas zdawaÅ‚ sobie sprawÄ™, że jego obrona jest coraz bardziej rozpaczliwa i bezsensowna. Ale nie miaÅ‚ wyjÅ›cia, bo praktyka zawodowa podpowiadaÅ‚a mu, że podstawÄ… sukcesu jest trzymanie siÄ™ kierunku raz obranego kÅ‚amstwa.
– Po czwarte: od dziesiÄ™ciu lat nie daÅ‚eÅ› mamie róży. JesteÅ› sknerÄ…, który nawet nie zatrudnia sekretarki, tylko wykorzystuje do wszystkiego swojÄ… aplikantkÄ™. Hojny robisz siÄ™ wyÅ‚Ä…cznie wtedy, gdy w grÄ™ wchodzi nowa kobieta. I jak, wciąż marzysz o pracy ze mnÄ…?
Zanim mecenas zdążyÅ‚ powiedzieć cokolwiek, komórka na jego biurku zaczęła wygrywać bardzo znane miÅ‚osne trele. Jacek uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ kpiÄ…co i wyciÄ…gnÄ…Å‚ z kosza jednÄ… z róż, burzÄ…c caÅ‚Ä… misternÄ… konstrukcjÄ™. WyszedÅ‚ z gabinetu z kwiatem i z szelmowskim uÅ›miechem wrÄ™czyÅ‚ go Marzenie. A potem wybiegÅ‚ na dobre z kancelarii, pozostawiajÄ…c jej obydwu pracowników w osÅ‚upieniu.
Pan Fryderyk siedziaÅ‚ za swoim biurkiem przez kilka minut jak rażony gromem. Nie byÅ‚ nawet w stanie odebrać dzwoniÄ…cego wciąż telefonu. Za to aplikantka odzyskaÅ‚a rezon już po chwili. SpojrzaÅ‚a wÅ›ciekÅ‚a na różę i wyrzuciÅ‚a jÄ… do stojÄ…cego obok jej biurka kosza na Å›mieci