Tekst ODCINEK 10
był czytany 497 razy
ODCINEK 10
Na telewizorze w pokoju przesÅ‚uchaÅ„ komendy przy MadaliÅ„skiego widać byÅ‚o czarno-biaÅ‚e nagranie z kamery w apartamentowcu. Mimo że nagranie pochodziÅ‚o z dość późnej godziny, dziÄ™ki ulicznym latarniom Å‚atwo byÅ‚o na nim rozpoznać wiÄ™kszość szczegóÅ‚ów. Na przykÅ‚ad to, że jedna z lokatorek apartamentowca nie ma zamiaru sprzÄ…tać kupy po swoim psie, tylko uważnie rozglÄ…da siÄ™, czy nikt nie widziaÅ‚, że to jej PimpuÅ› narobiÅ‚. Albo to, że jakiÅ› pasjonat motoryzacji w kapturze idzie wzdÅ‚uż ulicy i uważnie przyglÄ…da siÄ™ oknom samochodów, sprawdzajÄ…c, czy wszystkie sÄ… dobrze zamkniÄ™te. Oraz to, że w tej chwili mÅ‚ody mężczyzna opuszcza kamienicÄ™ przy ulicy Koneckiej 40 z dużych rozmiarów walizkÄ…. Kiedy zniknÄ…Å‚ z zasiÄ™gu widoku kamery, podkomisarz ÅoÅ› zatrzymaÅ‚ wideo.
– No i co, panie Bamber, mam to panu puÅ›cić czwarty raz, czy w koÅ„cu powie pan, gdzie sÄ… te obrazy? – policjant przeszyÅ‚ wzrokiem swojego aresztanta.
– Już mówiÅ‚em, nic nie ukradÅ‚em mojej babci.
– To co pan wynosiÅ‚ z kamienicy w tej wielkiej walizce?
– Inne drobiazgi, które babcia pozwoliÅ‚a mi sprzedać na pokrycie moich dÅ‚ugów.
– Drobiazgi? – podkomisarz uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ ironicznie. – W takiej wielkiej walizce?
– ByÅ‚o ich sporo.
– Aha. I pewnie byÅ‚y sporo warte, skoro miaÅ‚y pokryć paÅ„skie dÅ‚ugi… Tak à propos, dużo ma pan tych karcianych dÅ‚ugów?
– To nie sÄ… karciane dÅ‚ugi. PożyczyÅ‚em na pewien interes, który, niestety, nie wypaliÅ‚.
– A dużo pan pożyczyÅ‚?
– To nie paÅ„ska sprawa. ZaciÄ…gnÄ…Å‚em ten dÅ‚ug u prywatnych, życzliwych mi osób.
– I jednÄ… z tych życzliwych osób jest pan Klempuch?
– Być może.
– Panie Bamber, my doskonale wiemy, jaki życzliwy potrafi być pan Klempuch i jaki procent sobie za tÄ™ swojÄ… życzliwość liczy. Jak znam życie i tych, którzy od niego coÅ› pożyczyli, to pewnie jest pan zadÅ‚użony po uszy. I żadne drobiazgi pana babci nie pozwoliÅ‚yby panu go spÅ‚acić. Za to obrazy to co innego. DomyÅ›lamy siÄ™, że pan Klempuch jest w posiadaniu dużej, prywatnej kolekcji malarstwa, choć, niestety, nie możemy jej namierzyć. I wiemy, że obrazy to wÅ‚aÅ›ciwie jego jedyna sÅ‚abość. Gdyby zaproponowaÅ‚ mu pan wejÅ›cie w posiadanie takich, które nie sÄ… na sprzedaż, z pewnoÅ›ciÄ… spojrzaÅ‚by życzliwiej na pana zadÅ‚użenie i być może w ogóle by pana zwolniÅ‚ ze spÅ‚aty.
– Pana podejrzenia obrażajÄ… mojÄ… godność – Bamber wstaÅ‚ zdenerwowany. – Nigdy bym nie okradÅ‚ mojej babci! To jest dla mnie najważniejsza osoba w życiu.
– A ja myÅ›lÄ™, że karty sÄ… dla pana ważniejsze. I to dlatego zdecydowaÅ‚ siÄ™ pan okraść swojÄ… babciÄ™. Tylko nie wiedziaÅ‚ pan o tej kamerze w apartamentowcu. No i dlatego musiaÅ‚ pan potem spróbować ukraść to nagranie. Oj, nie ucieszy siÄ™ pana babcia po wyjÅ›ciu ze szpitala, nie ucieszy siÄ™.
Przypadek lubiÅ‚ czasem podkreÅ›lać swój konserwatyzm i przywiÄ…zanie do tradycji. Przy czym byÅ‚y to zwykle tradycje majÄ…ce swoje korzenie w nieodlegÅ‚ej przeszÅ‚oÅ›ci. Ale to nie przeszkadzaÅ‚o Jackowi trzymać siÄ™ ich w sposób konserwatywny. ObrażaÅ‚ siÄ™ nawet na osoby, które chciaÅ‚yby go namówić na zmianÄ™ kilkudniowych przyzwyczajeÅ„ i nie rozumiaÅ‚y, że nawet tak krótka tradycja może być bardzo ważnÄ… sprawÄ…. A już tradycja siÄ™gajÄ…ca szeÅ›ciu lat byÅ‚a dla Jacka rzeczÄ… niezwykle istotnÄ…. Dlatego mimo ciężkiej nocy zrobiÅ‚ wszystko, aby o szóstej po poÅ‚udniu być już w formie. UbraÅ‚ siÄ™ zadowolony w swój strój treningowy i, nie oczekujÄ…c przeszkód na swej drodze, otworzyÅ‚ drzwi. I pewnie pobiegÅ‚ – by jak zwykle, gdyby nie to, że na piÄ™trze zastaÅ‚ nieoczekiwanego goÅ›cia, który od kilku minut zastanawiaÅ‚ siÄ™: „zapukać czy zadzwonić?”.
– Åadnie wyglÄ…dasz – z niekÅ‚amanÄ… przyjemnoÅ›ciÄ… zajrzaÅ‚ w gÅ‚Ä™boki dekolt sukienki pani redaktor Anny Sobani. Jego spojrzenie sprawiÅ‚o przyjemność również obdarowanej.
– Nie zaprosisz mnie do Å›rodka?
– TrochÄ™ siÄ™ spieszÄ™. Szkoda, że nie zadzwoniÅ‚aÅ› wczeÅ›niej.
– ZgubiÅ‚am twój numer. ChciaÅ‚eÅ› siÄ™ spotkać.
– Ty raczej nie chciaÅ‚aÅ›.
– Po prostu siÄ™ przestraszyÅ‚am. Mam zÅ‚e doÅ›wiadczenia z mężczyznami, którzy sÄ… w innych zwiÄ…zkach. A ty masz przecież narzeczonÄ….
Pani redaktor była lekko zniecierpliwiona, by nie powiedzieć zirytowana, przedłużającym się wstępem. Dlatego przysunęła się zachęcająco w stronę Jacka i znalazła się właściwie już w progach jego mieszkania. Za to Jacek wyszedł na zewnątrz i wyraźnie chciał zamknąć drzwi.
– Sporo o mnie wiesz.
– Jestem dziennikarkÄ… Å›ledczÄ…. PotrafiÄ™ zdobywać informacje.
– Rozumiem. Ale… Ja przemyÅ›laÅ‚em parÄ™ spraw i wiem, że ta noc to byÅ‚ bÅ‚Ä…d – Jacek pociÄ…gnÄ…Å‚ AniÄ™ za Å‚okieć, wystawiajÄ…c jÄ… na korytarz.
– BÅ‚Ä…d?! – redaktor Sobania jeszcze nigdy w życiu nie sÅ‚yszaÅ‚a, żeby noc z niÄ… miaÅ‚a być bÅ‚Ä™dem. – JesteÅ› pewien?
– Tak. Wiesz, wtedy… Mój zwiÄ…zek przechodziÅ‚ kryzys. Ale teraz już wiem, że muszÄ™ o niego walczyć – zamknÄ…Å‚ maleÅ„kim kluczem drzwi i schowaÅ‚ go do minikieszonki w spodniach. – OczywiÅ›cie, możemy zostać przyjacióÅ‚mi. ZadzwoÅ„ jeszcze kiedyÅ›.
– Ale… ZgubiÅ‚am twój numer.
– Dasz sobie radÄ™. W koÅ„cu jesteÅ› dziennikarkÄ… Å›ledczÄ… i potrafisz zdobywać informacje. MuszÄ™ lecieć.
Jacek bÅ‚yskawicznie znalazÅ‚ siÄ™ na póÅ‚piÄ™trze, gdzie zobaczyÅ‚ paniÄ… IrminÄ™. Przez moment wydawaÅ‚o siÄ™, że pani Irmina chce go zatrzymać, ale gdy tylko zobaczyÅ‚a AniÄ™, zapytaÅ‚a krótko:
– Wpadniesz po treningu?
– OczywiÅ›cie – odpowiedź padÅ‚a już z piÄ™tra niżej.
Pani Irmina podeszÅ‚a do swoich drzwi, wyjęła klucz i wsadziÅ‚a go do zamka. Ukradkiem przyglÄ…daÅ‚a siÄ™ Ani, która, wciąż oniemiaÅ‚a, nie bardzo wiedziaÅ‚a, co ma zrobić.
– Ciężko za nim nadążyć, bezwarunkowo – uÅ›miechnęła siÄ™ ironicznie pani Bamber, otwierajÄ…c drzwi swojego mieszkania. – CiÄ…gle w biegu.
„O co tu chodzi? – zastanawiaÅ‚a siÄ™ pani redaktor. – Nigdy mi siÄ™ coÅ› takiego nie zdarzyÅ‚o! WÅ‚aÅ›ciwie czym ja siÄ™ przejmujÄ™? ZrobiÅ‚ dupek skok w bok, a teraz chce wracać do narzeczonej. Powinnam go tylko ukarać i postarać siÄ™, żeby ona siÄ™ o wszystkim dowiedziaÅ‚a. Ale ten zakÅ‚ad z MalwinÄ…… Nie mogÄ™ go przegrać. Przecież zawsze z niÄ… wygrywaÅ‚am! No dobrze, panie Przypadek. Niech pan sobie nie myÅ›li, że mnie siÄ™ tak Å‚atwo pozbÄ™dzie. Nie minie miesiÄ…c i bÄ™dzie pan zakochany po uszy! A wtedy ja…”.