Tekst ODCINEK 11
był czytany 558 razy
ODCINEK 11
- DÅ‚ugo tak jeszcze staÅ‚a? – zapytaÅ‚ Jacek pani Irminy, gdy wróciÅ‚ z wieczornego treningu. W obecnej chwili, opierajÄ…c siÄ™ o komodÄ™ starszej pani, wykonywaÅ‚ ćwiczenie rozciÄ…gajÄ…ce.
– Kilka dobrych minut. MusiaÅ‚eÅ› na niej zrobić piorunujÄ…ce wrażenie. Kto to byÅ‚?
– Nikt ważny – Jacek machnÄ…Å‚ lekceważąco rÄ™kÄ…. – Ma pani do mnie jakÄ…Å› sprawÄ™?
– Tak. ZamknÄ™li Wojtusia, bo uważajÄ…, że on to zrobiÅ‚ – wyznaÅ‚a smutno pani Irmina, wskazujÄ…c puste miejsca na Å›cianach.-W tamtej nowej kamienicy jest kamera i nagraÅ‚a go, jak wychodziÅ‚ z naszej bramy z tÄ… wielkÄ… walizÄ… – wskazaÅ‚a walizkÄ™ stojÄ…cÄ… obok komody. – Ja wiem, to byÅ‚ zawsze straszny utracjusz, karciarz i szaÅ‚awiÅ‚a, ciÄ…gle miaÅ‚ jakieÅ› niestworzone pomysÅ‚y na zarabianie pieniÄ™dzy. To zresztÄ… u Bamberów rodzinne. Jego prapradziadek przed wojnÄ… w ten sposób straciÅ‚ majÄ…tek swojej żony, czyli mojej babki. Ale WojtuÅ› mnie kocha i nigdy by mnie nie okradÅ‚. WiedziaÅ‚, że mu zawsze pomogÄ™. Dlatego sama pozwoliÅ‚am mu zabrać do sprzedania parÄ™ drobiazgów, na których mi nie zależaÅ‚o. Niestety, w trakcie tego tygodnia, kiedy mnie nie byÅ‚o, tylko on wynosiÅ‚ z naszej kamienicy tak duży pakunek. No a poza tym na zamkach nie byÅ‚o Å›ladu wÅ‚amania, czyli zÅ‚odziej musiaÅ‚ mieć klucze.
– A gdzie Wojtek sprzedaÅ‚ te rzeczy?
– U Gelberga. Wiesz, tego, co chciaÅ‚ ode mnie te obrazy kupić.
– To ciekawe. Może mu nieopatrznie powiedziaÅ‚, że pani wyjechaÅ‚a, i Gelberg to wykorzystaÅ‚?
– Możesz mieć racjÄ™, mój drogi chÅ‚opcze!
W paniÄ… IrminÄ™ jakby wstÄ…piÅ‚ nowy duch. Trop wprawdzie byÅ‚ wÄ…tÅ‚y, ale prowadziÅ‚ w odpowiedniÄ…, jej zdaniem, stronÄ™. Na dodatek dawaÅ‚ nadziejÄ™ na oczyszczenie z zarzutów jej kochanego wnusia! Tak, teraz trzeba podążać tym Å›ladem! Jacek, robiÄ…c przysiad, zerknÄ…Å‚ na moment na stojÄ…cÄ… na podÅ‚odze walizkÄ™. SpojrzaÅ‚ raz jeszcze na Å›cianÄ™, gdzie byÅ‚y Å›lady po wiszÄ…cych do niedawna obrazach.
– I niby w tej walizce miaÅ‚ wynieść tych kilka obrazów?
– Tak.
– To niemożliwe.
– Dlaczego?
– ProszÄ™ spojrzeć, pani Irmino – Jacek podniósÅ‚ pustÄ… walizkÄ™ i przyÅ‚ożyÅ‚ jÄ… do Å›ciany w miejscu, gdzie wciąż bardzo wyraźny byÅ‚ Å›lad po najwiÄ™kszym z obrazów. – Ona jest ciut za maÅ‚a na to. Te trzy by siÄ™ wprawdzie zmieÅ›ciÅ‚y, ale ten jeden Malczewski za nic by tu nie wszedÅ‚.
– Masz racjÄ™, mój drogi chÅ‚opcze. MuszÄ™ im to szybko powiedzieć! – Pani Irmina byÅ‚a teraz pewna, że chwila uwolnienia Wojtusia zbliża siÄ™ wielkimi krokami. Już niemal chwytaÅ‚a za sÅ‚uchawkÄ™ telefonu, żeby zadzwonić do podkomisarza Åosia, lecz jej rÄ™ka zawisÅ‚a w powietrzu i pozostaÅ‚a chwilÄ™ w bezruchu. W koÅ„cu machnęła niÄ… z rezygnacjÄ…. – Oni to i tak zlekceważą. Ty musisz znaleźć tego zÅ‚odzieja.
– Ja? Przecież ja nie jestem policjantem ani nawet detektywem.
– Tylko ty mi możesz pomóc. Ten policjant nie zrobiÅ‚ na mnie najlepszego wrażenia. A przecież pamiÄ™tam, kiedy byÅ‚eÅ› maÅ‚y, bez problemu znalazÅ‚eÅ› psa Wojtusia, którego zabraÅ‚ ten okropny ubek spod ósemki.
– Ale to byÅ‚a zabawa
– To tym razem bÄ™dzie praca. Ja ci za to zapÅ‚acÄ™.
– Ale…
– Bez gadania. WynajmujÄ™ ciÄ™ jako detektywa. Bezwarunkowo! – podniosÅ‚a siÄ™ z fotela. – A jutro rano odwiedzÄ™ Wojtusia i powiem mu, żeby siÄ™ nie martwiÅ‚, bo ty na pewno znajdziesz zÅ‚odzieja!
Podkomisarz ÅoÅ› patrzyÅ‚ na aresztanta przenikliwym wzrokiem. LewÄ… rÄ™kÄ… bÄ™bniÅ‚ palcami o blat swojego biurka, a na prawy wskazujÄ…cy palec nakrÄ™caÅ‚ swoim zwyczajem wÄ…sa. To jak zwykle Å›wiadczyÅ‚o o intensywnym wysiÅ‚ku intelektualnym policjanta, tym razem jednak zupeÅ‚nie bezowocnym. Podejrzany uporczywie odmawiaÅ‚ ugiÄ™cia siÄ™ pod ciężarem dowodów, jakie zgromadziÅ‚ podkomisarz. A to mogÅ‚o źle wpÅ‚ynąć na rozwój Å›ledztwa, a nadto naruszyć jego autorytet u aspiranta SmaÅ„ki. Jedyna nadzieja, jaka siÄ™ tliÅ‚a w podkomisarzu, byÅ‚a podsycana przez papiery, które otrzymaÅ‚ przed godzinÄ…. PrzejrzaÅ‚ je pospiesznie i pomyÅ›laÅ‚, że to może być wÅ‚aÅ›ciwy trop. Zanim jednak nim ruszy, postanowiÅ‚ dać ostatniÄ… szansÄ™ aresztantowi.
– No wiÄ™c jak, panie Bamber, przyzna siÄ™ pan w koÅ„cu do kradzieży tych obrazów czy nie?
– Już panu tysiÄ…c razy powtarzaÅ‚em, że ich nie zabraÅ‚em. Nie okradaÅ‚bym wÅ‚asnej babci. Nie macie na mnie żadnych dowodów.
– Mamy wystarczajÄ…ce poszlaki, żeby spÄ™dziÅ‚ pan jakiÅ› czas w areszcie. Choćby brak Å›ladów wÅ‚amania. No i to nagranie z walizkÄ….
– Szkoda tylko, że nie sprawdziÅ‚ pan dokÅ‚adnie rozmiarów tej walizki.
– Nie rozumiem, o co panu chodzi – podkomisarz ÅoÅ› nerwowo podrapaÅ‚ siÄ™ po wÄ…sie.
– Chodzi mi o to, że ten najwiÄ™kszy Malczewski by siÄ™ do niej nie zmieÅ›ciÅ‚.
– SkÄ…d pan to wie? – zainteresowaÅ‚ siÄ™ starszy aspirant SmaÅ„ko, ale zaraz umilkÅ‚ skarcony wzrokiem przeÅ‚ożonego.
– Moja babcia wynajęła już odpowiedniego czÅ‚owieka.
– Detektywa? Kogo?
– PoznaÅ‚ go pan. To jej sÄ…siad, Jacek Przypadek.
– On jest detektywem?
– Nie jest. Za to pierwszÄ… rzeczÄ…, którÄ… zrobiÅ‚, byÅ‚o przyÅ‚ożenie tej walizki do Å›ladów po obrazie, jaki zostaÅ‚ na Å›cianie.
– Kolejny amator, który naoglÄ…daÅ‚ siÄ™ kryminaÅ‚ów i wydaje mu siÄ™, że może być detektywem – prychnÄ…Å‚ pogardliwie ÅoÅ›.
– To co pan wynosiÅ‚ w tej walizce? – spytaÅ‚ starszy aspirant SmaÅ„ko.
– Już mówiÅ‚em! TrochÄ™ staroci. ZaniosÅ‚em je do pana Gelberga, bo nimi również siÄ™ interesowaÅ‚. SprzedaÅ‚em je, aby pokryć część swoich dÅ‚ugów.
– RzeczywiÅ›cie, pan Gelberg to potwierdziÅ‚ – przyznaÅ‚ niechÄ™tnie ÅoÅ›. – Ale może to byÅ‚o tak. Babcia pozwoliÅ‚a panu zabrać te obrazy, żeby pan je sprzedaÅ‚ Gelbergowi, a sama postanowiÅ‚a wyÅ‚udzić za nie odszkodowanie?
– Jak pan Å›mie obrażać mojÄ… babciÄ™!
– A Å›miem, proszÄ™ pana – ÅoÅ› podniósÅ‚ z biurka teczkÄ™ z papierami otrzymanymi przed godzinÄ…. – WÅ‚aÅ›nie dowiedziaÅ‚em siÄ™, że pana babcia byÅ‚a kiedyÅ› sÄ…dzona za próbÄ™ przemytu dzieÅ‚ sztuki i dostaÅ‚a za to wyrok w zawieszeniu. WiedziaÅ‚ pan o tym?
– Nie – odpowiedziaÅ‚ szczerze zdziwiony Bamber, wykonujÄ…c przy tym gwaÅ‚towny ruch gÅ‚owÄ….
– A widzi pan. Ja wiem, że ona jest osobÄ… szeroko ustosunkowanÄ…, z różnymi znajomymi, ale to jej nie pomoże. Na policjÄ™ jeszcze może nacisnąć, ale firma ubezpieczeniowa jak nic nie popuÅ›ci w tej sprawie – zabÄ™bniÅ‚ ponownie palcami o blat swojego biurka. – To może jeszcze pan zechce zmienić zeznania?