Tekst CUDOWNE DZIECKO
był czytany 1380 razy
CUDOWNE DZIECKO
Prawie każdy rodzic uważa swoje dzieci za genialne. Chwali się znajomym i rodzinie ich talentami, które nie są niczym dziwnym. Potomkowie odziedziczyli przecież geniusz z pewnością po tacie i mamie, których tylko zły los pozbawił szans właściwego rozwoju. Bo gdyby nie to, to oni sami mogliby zajść bardzo daleko. Dlatego starają się zapewnić własnym dzieciom jak najlepsze możliwości życiowego startu.
Zasadniczo nie ma w tym nic złego. Przecież po to człowiek pracuje, aby jego potomstwo miało jak najlepiej. Czasem jednak przybiera to niepowołane formy, pozbawiające najmłodszych możliwości spędzenia zwykłego dzieciństwa. Ich rodzice stają się trenerami, menedżerami i głównymi beneficjantami talentu swoich pociech, zbijając na tym grubą kasę. Jednostki wyjątkowo odporne jakoś przeżywają normalnie ten okres i wkraczają w dorosłe życie bez zbędnych obciążeń. Jednak mam wrażenie, że większość nie potrafi normalnie funkcjonować w dorosłym świecie, szczególnie ciężko znosząc okres, gdy przestają być cudownymi dziećmi, a stają się przeciętnymi dorosłymi.
Zawsze pozostaje im jednak na osłodę wspomnienie dawnego okresu świetności. A nie wszystkim takie pamiątki są dane...
Sam zawsze też byłem uważany raczej (choć nie zawsze) za zdolne dziecko. Na szczęście rodzice oszczędzili mi obowiązkowego chodzenia na różne zajęcia, doskonalące wrodzone zdolności, za co jestem im wdzięczny. Dzięki temu mogłem robić wiele różnych rzeczy, rozwijając się dość wszechstronnie. I dopiero gdy na studiach okazało się, że stosunkowo najlepiej wychodzi mi chyba pisanie, podjąłem samodzielną, dorosłą decyzję o poświęceniu się właśnie temu.
Jednak problem cudownego dziecka dopadł mnie niejako z drugiej strony. Choć zaczęło się bardzo niewinnie i przyjemnie. Bowiem od kiedy zacząłem pisać scenariusze seriali telewizyjnych, moje poważanie wśród bliższej i dalszej rodziny zdecydowanie wzrosło. Dla niektórych moje nowe zajęcie oznaczało nawet zatrudnienie bezpośrednio w telewizji, która ma w sobie magiczny prestiż. Dlatego pewnie rozczarował ich nieco fakt, że ja po prostu siedzę sobie w domu, piszę i wysyłam mailem te swoje historyjki, nie widząc na oczy aktorów, reżysera czy producenta. Nawet umowy otrzymuję często pocztą i odsyłam je tą samą drogą. Ale i tak pozostałem kimś znaczącym.
Wzrost prestiżu to zawsze miła rzecz, ale niestety często wiążąca się z dodatkowymi prośbami. Szczęściem nikt z mojej rodziny nie jest związany z tą branżą, więc miałem nadzieję, że ominie mnie ten kłopot. Ale zapomniałem, że moi krewni posiadają dzieci, które nie mają jeszcze sprecyzowanych planów życiowych. Zaś rodzice widzą ich przyszłość świetlaną, bo przecież talenty odziedziczyli od nich samych...
O tych ambicjach przekonałem się na urodzinach jednego z wujków. Był na nich również cioteczny brat jego żony, który od chwili, gdy dowiedział się o moim zajęciu, nie spuszczał ze mnie wzroku. Czułem się dość nieswojo i przewidywałem, że za tym spojrzeniem musi się kryć coś więcej. Niestety, nie myliłem się.
- Słuchaj, chciałem z tobą porozmawiać o tym filmie – cioteczny brat żony wujka przyłapał mnie, gdy nieopatrznie oddaliłem się od większego grona, żeby nałożyć sobie tatara.
- Tak?
- Bo ja mam córeczkę. Osiem lat, ale taka sprytna bestia, jak ładnie śpiewa, a i gra w teatrzyku szkolnym.
- Iii....? – udałem, że nie rozumiem o co chodzi.
- No i trzeba by jej pomóc, żeby się nie zmarnowała dziewczyna
- Ale co ja mogÄ™?
- No jak to co? – cioteczny brat żony wujka był naprawdę szczerze zdziwiony. – Przecież piszesz scenariusze, napisz dla niej jakąś rolę w którymś serialu, a potem powiedz reżyserowi, żeby ją obsadził.
- Ale ja nie mam takich możliwości. Poza tym, do takich ról wybiera się przez casting...
- Akurat – machnął ręką ze zniecierpliwieniem. – Co to, ja oczu nie mam? Przecież wystarczy sobie przeczytać napisy końcowe po filmie, żeby było wiadomo, że to żaden casting, tylko układy.
Tu nie mogłem zaprzeczyć. Też mam wrażenie, że do ról dzieci nie urządza się u nas żadnych przesłuchań, a jeśli nawet, to ogranicza się je do grona najbliższych znajomych. Prywatnie zresztą uważam, że jest to powód żenującego wręcz poziomu naszych najmłodszych aktorów, którzy grają jak kawałki drewna.
Również z tego powodu (nie chcąc powiększać grona dzieci, które grają, bo są krewnymi i znajomymi królika) nie paliłem się do pomocy ciotecznemu bratu żony wujka. A nawet gdyby mi to nie przeszkadzało, to naprawdę bym nie miał odpowiednich znajomości.
- Coś widzę, że nie chcesz mi pomóc...
- To nie tak. Ja nie mam takich możliwości, dopiero zaczynam.
- Ale może przez tę osobę, która tobie pomogła?
- JakÄ… osobÄ™?
- Jaką to już ty wiesz. Przecież nie powiesz mi, że dostałeś tę pracę bez układów?
- Tak było. Wysłałem CV do kilku producentów, połowa się odezwała, napisałem coś na próbę, spodobało się.
- Widzę, że jednak naprawdę mi nie chcesz pomóc – cioteczny brat żony wujka nie krył już swojego oburzenia. – Takie bajki o wysłaniu CV to ty możesz dzieciom opowiadać, a nie mnie. W tym kraju nie ma mowy, aby dostać porządną pracę bez układów.
- Ale ja naprawdÄ™...
- Mógłbyś chociaż zobaczyć, jak śpiewa, albo recytuje wiersze. No co ci szkodzi? – spróbował mnie zajść od tej strony.
- Mógłbym zobaczyć – zgodziłem się, a w niego wstąpiła nowa nadzieja. – Ale to strata czasu, bo ja naprawdę nic nie mogę.
Cioteczny brat żony mojego wujka spojrzał na mnie tak, jakbym właśnie zamordował jego ukochaną pociechę. Wrócił na swoje miejsce, a zaraz potem, jako pierwszy, demonstracyjnie opuścił imieniny.
Nie minął tydzień, a już pół rodziny było świadome, jakim nieużytym zazdrośnikiem jestem. Cioteczny brat żony wujka rozpowiadał wszystkim, że po prostu boje się, iż sukces jego córeczki mógłby przyćmić mój własny. Zwłaszcza, że ja dopiero w dorosłym życiu do czegoś doszedłem, a ona miałaby szansę zrobić karierę teraz.
Bo przecież jest cudownym dzieckiem.