Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
39185 osoby czytały to 530700 razy. Teraz jest 21 osób
      21 użytkowników on-line
     Tekst CZYSTA POEZJA
     był czytany 1400 razy

CZYSTA POEZJA

   
   
   Pewnie prawie każdy z was spotkaÅ‚ w życiu przynajmniej parÄ™ osób piszÄ…cych poezje, lun też raczej usiÅ‚ujÄ…cych za takich uchodzić. Ale idÄ™ o zakÅ‚ad, że niewielu by siÄ™ takich znalazÅ‚o, którzy na swej drodze natrafili na wiÄ™cej wierszokletów niż ja. Przez kilka lat, co tydzieÅ„, prowadziÅ‚em jako konferansjer (głównie w klubie studenckim StodoÅ‚a) wieczory poezji. A widownia tychże spotkaÅ„ również w dużej mierze skÅ‚adaÅ‚a siÄ™ z osób próbujÄ…cych swych siÅ‚ w pisaniu, bo głównie tacy interesujÄ… siÄ™ poezjÄ… (tak jak ja sam). Dlatego poeta jest chyba czÅ‚owiekiem robiÄ…cym na mnie najmniejsze wrażenie spoÅ›ród wszystkich gatunków ludzkich.
   Inni jednak postrzegajÄ… zwykle kogoÅ› takiego, jako osobÄ™ niezwykÅ‚Ä…. Przyznam szczerze, że zdarzyÅ‚o mi siÄ™ parÄ™ razy w życiu zrobić z tego użytek, choć nieodmiennie mnie to bawiÅ‚o. Na przykÅ‚ad, na jednej z imprez pewna koleżanka, w dÅ‚ugiej, zwiewnej sukni, zapytaÅ‚a mnie ni stÄ…d, ni zowÄ…d w trakcie rozmowy:
   - Jak to jest zrobić „to” z poetÄ…?
   - Fizycznie tak samo, ale psychicznie zupeÅ‚nie inaczej.
   - To znaczy jak? – w jej oczach zapÅ‚onęło wyraźne zainteresowanie.
   - To znaczy, że robisz „to” ze zwykÅ‚ym facetem, choć wydajÄ™ ci siÄ™, że z Bóg wie kim.
   CechÄ… charakterystycznÄ… poetów, których wieczory autorskie prowadziÅ‚em, byÅ‚o to, że im wiÄ™ksze gÅ‚upoty pisali, tym za wiÄ™kszych wieszczów siÄ™ uważali i mniejszy szacunek mieli dla twórczoÅ›ci innych. Czasem aż żaÅ‚owaÅ‚em, że nie wypada mi wyjść z roli gospodarza i nie mogÄ™ utrzeć nosa jakiemuÅ› zarozumialcowi, uważajÄ…cego siÄ™ przedstawiciela jedynie sÅ‚usznego nurtu „czystej poezji”.
   Ale też spotkaÅ‚em przez tych kilka lat wielu utalentowanych poetów, których wiersze na zawsze pozostanÄ… dostÄ™pne jedynie dla grona najbliższych osób, bo brak im pewnoÅ›ci siebie i siÅ‚y przebicia. Ich refleksjÄ™, pozbawione bezsensownych eksperymentów formalnych, epatowania przemocÄ…, czy wulgaryzmami, na pewno ubogacaÅ‚y mnie i jestem im za to bardzo wdziÄ™czny. Szczególne zaÅ› wrażenie wywarÅ‚a na mnie jedna z tych osób.
   Wieczory zaczÄ…Å‚em prowadzić przypadkiem. Ot, wybraÅ‚em siÄ™ kiedyÅ› na kolejny Turniej Jednego Wiersza, tym razem odbywajÄ…cy siÄ™ wÅ‚aÅ›nie w Stodole. Po wygÅ‚oszeniu swojego utworu, usiadÅ‚em na miejscu i czekaÅ‚em z pozostaÅ‚ymi na kolejnego „zawodnika”. ZostaÅ‚ on wyczytany z listy zapisów i uniósÅ‚ siÄ™ na krzeÅ›le, ale jakaÅ› siÅ‚Ä… przytrzymaÅ‚a go na miejscu. Publiczność domyÅ›liÅ‚a siÄ™, że to on i patrzyÅ‚a w jego stronÄ™.
   To zdeprymowaÅ‚o go dodatkowo i zaczÄ…Å‚ coÅ› mamrotać pod nosem. WÅ›ród pozostaÅ‚ych rosÅ‚a konsternacja i zaczÄ™li spoglÄ…dać niepewnie po sobie. PowstaÅ‚a sytuacja, jakÄ… być może wielu z was zna, kiedy nagle w Å›rodku komunikacji publicznej, ktoÅ› nieco postrzelony zacznie wygÅ‚aszać gÅ‚oÅ›no swoje poglÄ…dy. WiÄ™kszość osób przykleja nos do szyby i stara siÄ™ nie zwracać uwagi, a pozostali uÅ›miechajÄ… siÄ™ drwiÄ…co pod nosem.
   Los obdarzyÅ‚ mnie silnÄ… empatiÄ…, co czasami ma swoje dobre strony, a czasami zÅ‚e. Pozytywna energia otoczenia udziela mi siÄ™ bardzo szybko, zaÅ› negatywna jeszcze szybciej. Ale ta empatia sprawia, że jak maÅ‚o kto rozumiem wariatów oraz inne osoby uważane przez otoczenie za niespeÅ‚na rozumu. Dlatego bez problemu wiedziaÅ‚em, co należy zrobić w tej sytuacji, bo czuje każdym swoim czÅ‚onkiem, czego szaleÅ„com potrzeba.
   - ProponujÄ™ – odezwaÅ‚em siÄ™ gÅ‚oÅ›no, zwracajÄ…c od razu uwagÄ™ wszystkich – żebyÅ›my zachÄ™cili KrzyÅ›ka – imiÄ™ znaÅ‚em tylko z listy – brawami do odczytania swojego wiersza.
   ZaczÄ…Å‚em sam gÅ‚oÅ›no klaskać. Kilka osób to podchwyciÅ‚o, choć miaÅ‚em wrażenie, ze bardziej dla żartu, niż dla efektu. Ale skutek okazaÅ‚ siÄ™ niemal natychmiastowy. Speszony poeta podniósÅ‚ siÄ™ caÅ‚kiem i ruszyÅ‚ w kierunku podium dla wystÄ™pujÄ…cych. Oklaski byÅ‚y jednak zbyt sÅ‚abe i zatrzymaÅ‚ siÄ™ w poÅ‚owie. Ale reszta już zrozumiaÅ‚a, co powinna zrobić i „deszcz braw” wepchnÄ…Å‚ go ostatecznie na scenÄ™.
   Ale to nie Krzysiek zrobiÅ‚ na mnie najwiÄ™ksze wrażenie. Za to po wieczorze podszedÅ‚ do mnie prezes Klubu Poezji ze StodoÅ‚y, noszÄ…cego dumnÄ… nazwÄ™ „To byÅ‚ naprawdÄ™ fascynujÄ…cy wieczór” i zaproponowaÅ‚, żebym z nimi zostaÅ‚ i poprowadziÅ‚ parÄ™ wieczorów. Na poczÄ…tku robiÅ‚em to na zmianÄ™ z innymi, a potem prawie na zasadach wyÅ‚Ä…cznoÅ›ci.
   Te nasze wieczorki polegaÅ‚y zwykle na tym, że ktoÅ›, kto wysupÅ‚aÅ‚ na druk swojego tomiku parÄ™ zÅ‚otych, przychodziÅ‚ do nas z nim i czytaÅ‚ swoje wiersze. PróbowaliÅ›my też coÅ› sami wydawać, jako klub. Poza tym mieliÅ›my wÅ‚asny tygodnik poetycki, którego ukazaÅ‚o siÄ™ ze dwieÅ›cie numerów, co jest pewnie jakimÅ› rekordem, bo tego typu pisma rzadko dochodzÄ… do dziesiÄ…tego wydania.
   Ale raz na jakiÅ› czas robiliÅ›my we wÅ‚asnym gronie zbiorowe czytanie utworów. To byÅ‚a szansa na zaprezentowanie siÄ™ dla tych, którzy nie mieli jeszcze zbyt wielu wierszy albo pieniÄ™dzy na ich wydanie. I wÅ‚aÅ›nie na jednym z takich wieczorów usÅ‚yszeliÅ›my wystÄ™p, który na dÅ‚ugo zostanie w naszej pamiÄ™ci. Szczególnie mojej.
   Bożena byÅ‚a osobÄ…, która doÅ‚Ä…czyÅ‚a do naszego grona kilka miesiÄ™cy wczeÅ›niej. Cichutka, spokojna szara myszka, stojÄ…ca zawsze z boku i nie wÅ‚Ä…czajÄ…ca siÄ™ do dyskusji. RozmawiaÅ‚a chyba głównie ze mnÄ…, bo oboje wychodziliÅ›my po „duchowych ucztach” dosyć wczeÅ›nie. Nie przepadaliÅ›my za tym etapem, kiedy rozmowa o poezji zamieniaÅ‚a siÄ™ w beÅ‚koczÄ…cÄ… libacjÄ™.
   Ponieważ byÅ‚ to poczÄ…tek listopada, atmosfera wieczoru byÅ‚a nieco zaduszkowa. Kilka dużych Å›wiec ledwo rozÅ›wietlaÅ‚o mrok. Tylko koÅ‚o fotela, na którym zasiadali kolejni wykonawcy, byÅ‚o na tyle jasno, że mogli czytać ze swoich kartek.
   PrezentacjÄ™ rozpoczęły osoby, które nazywaÅ‚em prywatnie „pewniakami”. To tacy, co zawsze i wszÄ™dzie przeczytajÄ… swoje utwory, bÄ™dÄ…c przekonanymi, że jeÅ›li publiczność nie pada przed nimi na kolana, to tylko ze zÅ‚oÅ›liwoÅ›ci albo gÅ‚upoty, nie pozwalajÄ…cej dostrzec ich geniuszu.
   Po „pewniakach” zawsze nastÄ™powaÅ‚a krótka chwila niepewnoÅ›ci. KtoÅ› z pozostaÅ‚ych coÅ› zwykle przeczytaÅ‚, ale nieuchronnie zbliżaÅ‚ siÄ™ czas „debiutantów”, którzy coraz bardziej siÄ™ stresowali. Lecz w koÅ„cu jakoÅ› ich wÅ‚asne sÅ‚owa przechodziÅ‚y im przez gardÅ‚a i z ulgÄ… wracali na swoje miejsca.
   Te wieczory również zwykle ja prowadziÅ‚em. Ale chociaż w tej chwili nikt nie kwapiÅ‚ siÄ™ na scenÄ™, zwlekaÅ‚em z zakoÅ„czeniem. WidziaÅ‚em, jak Bożena wciąż zgniata w rÄ™ku plik kartek. W koÅ„cu zÅ‚owiÅ‚em jej biegajÄ…ce po sali spojrzenie i uÅ›miechnÄ…Å‚em siÄ™ do niej. WstaÅ‚a i podeszÅ‚a do fotela dla wykonawców. WlepiÅ‚a wzrok w kartki, pochylajÄ…c bardzo mocno gÅ‚owÄ™ i zaczęła czytać. Kiedy skoÅ„czyÅ‚a pierwszy wiersz, przekrÄ™ciÅ‚a stronÄ™, potem znowu i znowu. ZaprezentowaÅ‚a nam jakieÅ› sześć, czy siedem utworów. ByÅ‚y naprawdÄ™ Å‚adne, bardzo emocjonalne i osobiste.
   W koÅ„cu poÅ‚ożyÅ‚a kartki na kolanach, dajÄ…c tym samym znać, że to już koniec. DostaÅ‚a oklaski i każdy siÄ™ spodziewaÅ‚, że zaraz wstanie i wróci na swoje miejsce. Ale ona nadal siedziaÅ‚a i uÅ›miechaÅ‚a siÄ™. ZapanowaÅ‚a lekka konsternacja i przyznam, że sam nie wiedziaÅ‚em, co mam zrobić. W koÅ„cu Bożena uÅ›miechnęła siÄ™ do mnie i lekko nachyliÅ‚a w mojÄ… stronÄ™ gÅ‚owÄ™.
   - Pomóż mi wstać – poprosiÅ‚a szeptem.
   - Na tym wiÄ™c zakoÅ„czymy nasz wieczór i przechodzimy do części nieoficjalnej – wygÅ‚osiÅ‚em standardowa formuÅ‚Ä™, wstaÅ‚em i chwyciÅ‚em jÄ… pod rÄ™kÄ™.
   Ale uszliÅ›my zaledwie kilka kroków, kiedy Bożena osunęła siÄ™ na podÅ‚ogÄ™. Kartki wypadÅ‚y z jej rÄ™ki, a ona zaczęła rytmicznie podrygiwać. DostaÅ‚a napadu padaczki. NastÄ…piÅ‚a ta straszna chwila, w której nikt nie wiedziaÅ‚, co zrobić. Ja kojarzyÅ‚em jedynie, że należy dostarczyć takiej osobie jak najwiÄ™cej tlenu, wiÄ™c wszyscy odsunÄ™li siÄ™ od niej jak najdalej i otworzyliÅ›my okna.
   Na szczęście napad nie byÅ‚ zbyt dÅ‚ugi. Z tego zdenerwowania nie pamiÄ™tam nawet, jak siÄ™ dokÅ‚adnie zakoÅ„czyÅ‚. Wiem, że pozbieraÅ‚em kartki z poezjÄ… Bożeny i gdy wychodziliÅ›my wrÄ™czyÅ‚em je jej.
   - Twoje wiersze.
   - Moje wiersze sÄ… tu – pokazaÅ‚a palcem na gÅ‚owÄ™.
   - Znasz je wszystkie na pamięć?
   - Nie. Nie pamiÄ™tam nawet tych, które mówiÅ‚am dzisiaj – uÅ›miechnęła siÄ™ i ruszyÅ‚a do wyjÅ›cia.
   SpojrzaÅ‚em za niÄ… zdziwiony, ale coÅ› mi zaczęło Å›witać. RozÅ‚ożyÅ‚em kartki i zobaczyÅ‚em, że sÄ… to puste strony.
   Beata byÅ‚a najlepszym przykÅ‚adem czystej poezji, jaki zdarzyÅ‚o mi siÄ™ poznać. Szkoda, że już wiÄ™cej do nas nie przyszÅ‚a. Pewnie trochÄ™ siÄ™ wstydziÅ‚a swojej choroby. A może czuÅ‚a, ze już nie jest w stanie z nikim podzielić siÄ™ swojÄ… poezjÄ…?
   

Komentarze czytelników