Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
40893 osoby czytały to 561332 razy. Teraz są 2 osoby
      2 użytkowników on-line
     Tekst ODKURZACZ
     był czytany 1582 razy

ODKURZACZ

   
   
   Co ja poradzę na to, że nie potrafię się rozstać ze starymi, bezużytecznymi rzeczami? Mam do nich stosunek wysoce emocjonalny i staram się jak najdłużej zachować. Problem pojawia się wtedy, kiedy są słusznych rozmiarów. Z pralki został mi tylko szufladka na dozowanie proszku do prania. Więcej nie mogłem zachować w naszym dwupokojowym mieszkaniu. Obiecuję sobie jednak, że gdy będę miał w przyszłości własny dom, stworzę tam specjalny „kącik spokojnej starości”, dla przedmiotów, które używałem.
   Ale na razie jest jak jest i muszę się pogodzić z tym, że stare rzeczy odchodzą na wieczny spoczynek na śmietniku, obok mojego bloku. Co nie znaczy, że czasem nie podejmuję heroicznej próby obrony ich, aby przetrwały do czasu uzyskania przez nas większego metrażu.
   Tak było również z tym odkurzaczem firmy Zelmer. Odziedziczyliśmy go po moich rodzicach i był on niemal moim równolatkiem. Jednak nadal działał bardzo sprawnie, więc używaliśmy go, nie myśląc o wymianie na młodszy model. Ale nic nie jest wieczne i wszystko musi się kiedyś popsuć. Pierwszą oznaką nadchodzącego końca był fakt, że przestał działać jego wyłącznik. Od tej pory, przez kilka miesięcy, uruchamiałem go i gasiłem wyjmując wtyczkę z kontaktu (odkurzanie należy do mojej części obowiązków domowych). Ale którymś razem nawet to nie pomogło i przez tydzień kurz pracowicie osiadał w naszym mieszkaniu.
   - Może byś w tym czasie odkurzył – zaproponowała moja żona w trakcie, gdy zmywała naczynia.
   - Odkurzacz się całkiem popsuł.
   - To chyba trzeba będzie kupić nowy?
   - No – potwierdziłem ponuro, bo wiedziałem, że będzie to wyrok śmierci dla mojego Zelmera.
   - To kiedy pójdziemy?
   - Wiesz, najpierw zobaczę, czy go się nie da naprawić.
   - Zrobisz to jutro – zażądała stanowczo żona, która znała przyczynę mojej niechęci.
   Wizyta u specjalisty była krótka i treściwa.
   - Mogę spróbować zrobić. Ale trzeba wymienić mnóstwo rzeczy, których już nie produkują, muszę ich poszukać i to będzie kosztować.
   - A ile to będzie trwało?
   - Tego nie wiem. Nawet nie mogę panu ręczyć, że znajdę te części. A jeśli nawet, to taniej będzie panu kupić nowy sprzęt. No chyba, że pan hobbysta jesteś.
   Hobbystą wprawdzie byłem, ale nie czarodziejem. Kurzu i zniknięcia z naszego konta kwoty na zakup nowego sprzętu nie umiałbym ukryć. Dlatego następnego dnia udałem się do sklepu AGD i nabyłem odkurzacz. Po powrocie do domu, postawiłem go obok starego, w szafie.
   - Pozbyłeś się już tego grata? – spytała mnie żona po powrocie z pracy.
   - Rozmawiałem z tatą i on powiedział, że jeszcze naprawi ten wyłącznik i odkurzacz będzie sprawny.
   - Ale po co rodzicom taki złom? Przecież jak nam go oddawali, to kupili sobie nowy.
   - Po prostu tata, tak jak ja, ma sentyment do starych rzeczy.
   - Aha – przytaknęła moja żona i postanowiła ze mną nie dyskutować na ten temat dłużej. – To kiedy tata go zabierze?
   - W najbliższym czasie.
   Chwilowo odkurzacz został obroniony. Ale wiedziałem, że nie starczy tego na długo, bo nasze mieszkanie jest naprawdę ciasne i każdy kawałek wolnej powierzchni się w nim przyda. Dlatego musiałem obmyślić coś lepszego. Niestety, nic nie przychodziło mi do głowy. Postanowiłem więc dalej grać na zwłokę.
   - O, nie ma naszego odkurzacza – zdziwiła się po jakiś trzech tygodniach moja żona.
   - Tak, nie ma – uciąłem rozmowę, by nie musieć powiedzieć prawdy, co się stało z zabytkowym Zelmerem.
   Na jakiś czas miałem spokój. Niestety nie zawsze jestem w stanie przewidzieć, kiedy moja żona będzie robić porządki. Szczególnie, kiedy nie ma mnie w domu.
   - O, jak tu ładnie – zauważyłem zaniepokojony po powrocie z wędkowania, na które udawałem się zwykle tylko z moimi rodzicami. Czułem, że ta czystość nic dobrego nie wróży.
   - Owszem. Wiesz, co udało mi się znaleźć?
   - Co?
   - Nasz odkurzacz.
   - To on zginął? – rozejrzałem się uważnie wokół, ale nigdzie nie zauważyłem brudnoniebieskiego klocka.
   - Nie ściemniaj. Miałeś się go pozbyć.
   - No i pozbyłem się. Przez miesiąc stał za amerykanką i nikomu nie przeszkadzał.
   - To teraz nie będzie przeszkadzał tym bardziej.
   - Co z nim zrobiłaś? – zapytałem z drżeniem serca.
   - To, co ty powinieneś zrobić już dawno. Wyrzuciłam go na śmietnik.
   Nie sądźcie pochopnie, że moja żona jest okrutna. Ona po prostu jest praktyczna i miała absolutną rację w tym, co zrobiła. Ale ja nic nie poradzę na to, że nie umiałem rozstać się z odkurzaczem. Chciałem od razu wyjść i przynieść go z powrotem. Nie miało to jednak sensu, bo żona nie wpuściłaby mnie za próg. Musiałem poczekać do następnego dnia.
   - Aaaaaaaaa!!!!! – obudziłem się w środku nocy. Nie tylko zresztą ja.
   - Co się stało? – zapytała zaniepokojona żona.
   - Miałem koszmar.
   - Co ci się śniło?
   - Nasz odkurzacz. Wszedł przez uchylone okno...
   - Nie zmieściłby się – zauważyła racjonalnie.
   - Ale to przecież sen. Więc wszedł przez okno i podszedł do naszego łóżka i zaczął mi wyrzucać, że się go pozbyliśmy. Chciałem uciekać, ale on wtedy oplótł mnie swoim kablem i zaczął dusić...
   - I obudziłeś się zlany potem. – pokiwała z niedowierzaniem głową. – Nie próbuj we mnie wzbudzić poczucia winy. Dobranoc.
   Następnego dnia, zaraz gdy tylko wyszła do pracy, pobiegłem na śmietnik, z nadzieją, że mój ulubiony Zelmer ocalał. Niestety, wszystkie kontenery zostały opróżnione z samego rana i świeciły pustką. Zacząłem godzić się już powoli z utratą odkurzacza, kiedy zobaczyłem nadchodzącego znajomego, „króla” okolicznych zbieraczy „surowców wtórnych”, zwanych w skrócie „nurkami”.
   - Dzień dobry.
   - Dzień dobry. Co nowego?
   - Wie pan, żona przez nieuwagę wyrzuciła odkurzacz...
   - Odkurzacz? Przez nieuwagę? – spojrzał na mnie podejrzliwie.
   - No tak... To znaczy on był zepsuty i mieliśmy się go pozbyć, ale ja obiecałem go komuś, kto chciał rozebrać go na części.
   - A, rozumiem – chyba naprawdę mi uwierzył. – I jaki on był?
   Opisałem odkurzacz, a on obiecał mi, że jeżeli tylko zabrał go stąd któryś z „jego ludzi”, to na pewno Zelmer wróci do mnie. Dla dodatkowej zachęty obiecałem za niego 50 złotych, co było pewnie więcej warte, niż części, które można było z niego wyjąć i oddać na złom. Lecz niestety okazało się, że najprawdopodobniej odkurzacz zabrała inna grupa „nurków”, bo gdy spotkałem znajomego dwa dni później, tylko przecząco pokręcił głową.
   Przez jakiś czas chodziłem trochę struty. Oczywiście, bez przesady, nie rozpaczałem, ale było mi jednak smutno. Z tej złości zacząłem nawet traktować nieco brutalnie nasz nowy odkurzacz, choć miał identyczny kolor i również był produkcji firmy Zelmer. Przy okazji wiosennych porządków trochę go poszturchałem i pociągnąłem mocno za kabel, ale później sam się roześmiałem z własnej zemsty i dałem mu spokój.
   Od chwili, gdy mój zabytkowy odkurzacz wylądował na śmietniku, minął miesiąc. Powoli zacząłem już przebolewać jego stratę. Ale właśnie wtedy, w niedzielę rano, zaraz po przebudzeniu przewróciłem się o buty mojej żony. Pogoda ostatnich dni była dość zmienna (jak to w kwietniu). Dlatego jedna para, stojąca skromnie na podorędziu, zamieniła się w trzy pary, które niemal tarasowały przejście przez przedpokój. Ponieważ jednak wiatr odwrócił się już na południowy i meteorolodzy zapowiadali w najbliższych dniach zdecydowane ocieplenie, postanowiłem dwie „chłodniejsze pary” odesłać „do rezerwy”. Otworzyłem szafę z butami mojej żony i ze zdziwieniem zauważyłem, że panuje tam znaczny tłok. Zdecydowanie za duży, jak na ilość obuwia będącą w jej posiadaniu. Żeby ustawić dwie kolejne pary, musiałem dopchnąć pozostałe i wtedy zauważyłem...
   - No co tak stoisz? – burknęła moja żona. Skrzypienie drzwiczek szafy musiało ją obudzić. A przez pierwszy kwadrans po przebudzeniu lepiej się do niej nie zbliżać. – Naprawdę miałam go wyrzucić. Już nawet zaniosłam go na śmietnik. Ale... – przytuliłem ją bardzo mocno. – Tylko sobie nie myśl, że całkowicie zrezygnowałam z pozbycia się go – pogroziła mi palcem.
   - To dlaczego go zostawiłaś?
   - Żeby cię zmotywować do zarabiania większej ilości pieniędzy. Bo im szybciej będziemy mieli „pojemniejsze” mieszkanie, tym prędzej będziesz mógł przeznaczyć jakiś pokój na składowanie tych swoich „pamiątek” – pokazała mi język i zniknęła za drzwiami łazienki.
   

Komentarze czytelników