Tekst ŚMIEĆ
był czytany 1254 razy
ŚMIEĆ
Jak myślicie, gdzie go mogłem spotkać? Oczywiście, koło śmietnika. Bo gdzie indziej mógłby być ktoś taki, jak on? Był brudny, nieogolony, śmierdzący. Ale wzrok miał trzeźwy, co zdecydowanie wyróżniało go spośród innych, kręcących się wokół kontenerów ze śmieciami. Jego twarz była jednak poorana bruzdami życia, co mogło świadczyć, że on też nie był kiedyś wolny od tego nałogu.
Kilkakrotnie mijałem się z nim, kiedy wynosiłem śmieci. Nie przypuszczałem, że kiedyś zamienię z nim choćby kilka słów. A już na pewno nie śniło mi się, że poznam jego historię.
I być może nigdy by się to nie stało, gdyby nie popsuła mi się pralka. Coś łupnęło, poszedł dym i poczułem swąd. Odłączyłem ją z gniazdka i wezwałem fachowca. Fachowiec, jak to fachowiec, zainkasował za wizytę, pokręcił głową i wydał nieodwołalny wyrok:
- Na złom.
Chcąc mieć czyste ubrania, musiałem z dużym żalem posłuchać jego rady. Zawsze bardzo przywiązywałem się do rzeczy i nie potrafiłem się z nimi rozstać. Dlatego pewnie do tej pory mam swój pierwszy pędzel do golenia, choć od kilku lat używam wyłącznie pianki. Ale pralka nie pędzel, nie da się jej schować w jakiejś szufladzie, do której nie ma dostępu moja żona. Dlatego musiałem ją wyrzucić na śmietnik.
Kupiliśmy nowy sprzęt i umówiliśmy się na termin jego dostawy. Choć mogliśmy od razu pozbyć się starej pralki, to postanowiłem wyrzucić ją dopiero godzinę przed przybyciem jej następczyni. Wyniosłem ją razem z moim tatą na śmietnik. Korzystając z ładnej pogody postanowiłem poczekać na dostawę na zewnątrz. Stanąłem na górce, oddzielającej mój blok od śmietnika i obserwowałem, co się stanie z moją starą pralką.
Po jakimś kwadransie zobaczyłem jego. Patrzył na mnie, zerkając jednocześnie łakomie na bezużyteczny sprzęt. Przeszedł się obok śmietnika, okrążył górkę. Czaił się tak przez prawie pół godziny. Wreszcie podszedł do mnie i zapytał:
- Pan jeszcze będzie z tego korzystał? – pokazał na pralkę.
- Już raczej nie.
- To mogę ją zabrać?
- Oczywiście – przytaknąłem, będąc jednocześnie ciekaw, jak sobie poradzi z ciężarem, który z największym trudem wytaskałem z moim tatą.
On zaś najpierw podszedł do pralki i usiadł na niej, żeby nikt już nie miał wątpliwości, do kogo ona teraz należy. A następnie, najspokojniej w świecie, wyjął z kieszeni komórkę.
- Stefan? Jest pralka do zabrania... Przy tych czterech piętnastopiętrowcach. Bierz Mariana, wózek i przyjeżdżajcie... To czekam.
Schował aparat do kieszeni. Widząc moje zdziwione spojrzenie, wytłumaczył spokojnie.
- Takie czasy. Musimy być dobrze zorganizowani, żeby nas inni nie ubiegli. Rozdzielam się z kolegami, aby nie przepadła nam żadna okazja.
- Aha – przytaknąłem – I to się tak opłaca utrzymywać telefon? – zapytałem, nie mając niż złego na myśli.
- Chyba pan nie myśli, że to kradziony sprzęt? – klepnął się w kieszonkę z komórką. – To byłoby krótkowzroczne myślenie. Zaraz by nam zablokowali numer.
- Ależ skąd. Ja tylko... podziwiam organizację – palnąłem, bo nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć.
- Znam się trochę na tym – wypiął z dumą pierś. – Byłem kiedyś kierownikiem – oświadczył, ale zaraz po tych słowach na jego twarzy zagościł smutek.
Tak skończyła się nasza pierwsza rozmowa, bo właśnie nadjechał samochód dostawczy. Rozładunek i instalacja sprzętu w mojej łazience zajęło blisko pół godziny. Kiedy skończyliśmy, wyszedłem sprawdzić, co się stało z moją poprzednią pralką. Pozostała po niej tylko plastikowa szuflada, na dozowanie proszku. Będziecie się ze mnie śmiać, ale zabrałem ją do domu.
Od tej pory, gdy mijałem się z nim raz na parę miesięcy, kłanialiśmy się sobie. Ponieważ natura stworzyła mnie ciekawym człowiekiem, chciałem poznać jego historię. Zacząłem nawet namawiać moją żonę do wymiany kuchenki na nową. Ale to okazało się niepotrzebne, bo z pomocą przyszedł mi przypadek.
Odwiedzaliśmy znajomych na drugim końcu miasta. Były to chyba czyjeś imieniny, więc ładnie ubrani, z prezentem i kwiatami, wchodziliśmy właśnie do klatek jednego z bloków. Mieliśmy już nacisnąć domofon, kiedy drzwi się otworzyły i stanął w nich on. To znaczy, on i nie on. Na twarzy nie miał śladów zarostu, był ładnie uczesany i ubrany w tak drogi garnitur, że mogłem sobie tylko o nim pomarzyć. Ale nie mogłem się mylić. To był na pewno on.
Spotkaliśmy się wzrokiem. Moja żona już dawno była w środku, podczas gdy my na zewnątrz wciąż na siebie patrzyliśmy. Wreszcie on się uśmiechnął i skinął mi głową, tak jakby pozdrawiał starego znajomego.
- Kto to był?
- Mieszka na naszym osiedlu.
Nie zdziwi was fakt, że od tej pory moja ciekawość wzrosła niepomiernie. Wychodząc z bloku lub wracając do niego, szukałem go wszędzie wzrokiem. Wreszcie, jakiś miesiąc później, zobaczyłem przypadkiem, że mój sąsiad wyrzuca stary, skorodowany zlew. Wpakowałem szybko do prawie pustego worka ze śmieciami stare gazety. Gdy tylko zobaczyłem, że sąsiad wraca, wyszedłem. Przeczucie mnie nie myliło. Już tam był.
- Dzień dobry – ukłoniłem mu się.
- Dzień dobry – spojrzał na mnie i miałem wrażenie, ze chciał w pierwszej chwili uciekać. Ale zaraz się opanował i tylko mocniej przycisnął nogą do ziemi zlew.
- Wie pan, będę niedługo wymieniał kuchenkę – minąłem go i wyrzuciłem do kontenera worek ze śmieciami. – Możemy się jakoś umówić, żeby nikt pana nie wyprzedził.
- Daj pan spokój. Przecież wiem, że chcę pan się dowiedzieć, skąd się tam wziąłem w takim stroju – wyjął komórkę i sprawdził na niej godzinę – No dobrze, mam jeszcze chwilę czasu, to mogę panu opowiedzieć.
Zrobiło mi się głupio i nie wiedziałem co powiedzieć. Mogłem więc tylko słuchać.
- Kiedyś byłem kimś. Teraz się na to mówi, że byłem z nomenklatury. Ale ja naprawdę wiedziałem, jak zarabiać pieniądze i kierować moją fabryką. Dlatego nawet w nowym systemie nieźle sobie radziłem. Tyle tylko, że zachciało mi się mieć młodą i ładną żonę. Nie byłem wtedy, broń Boże, stary. Ożeniłem się zaraz po czterdziestych urodzinach. Ale ona nie miała dwudziestu lat... Wie pan, które są bardziej napalone, brunetki czy blondynki?
- Nie wiem.
- Rude – uśmiechnął się szeroko – I ona też taka była. Skończyła ledwo liceum i nie wiedziała, co ze sobą zrobić. A ja byłem ustawiony w życiu, miałem dom, samochód. I zakochałem się w niej bez pamięci. Byłem szczęśliwy, kiedy rano ledwie dałem radę wstać z łóżka. Wie pan, większość facetów jest tak głupia, kiedy się cieszy, że ich żony „zajeżdżają†ich na śmierć. A powinni wiedzieć to, że w jakim wieku by nie byli, to długo nie pociągną. A ich żony nie odmówią sobie tego z innymi, bo po prostu nie mogą żyć bez ciągłego pieprzenia. Tak, jak ona.
Za skrzyżowaniem ukazali się jego ludzie. Pomachał do nich ręką i kontynuował.
- Kiedy już ledwo wyrabiałem, zaszła w ciążę. To mi trochę ulżyło i na parę miesięcy miałem spokój. Ale potem znowu to samo. Nie dawałem rady. A ona to widziała i chyba sprawiało jej to satysfakcję. Jakby na to czekała, żeby mieć usprawiedliwienie, dla swojej niewierności. Miałem wrażenie, że robi to z każdym...
Zamilkł i przypatrywaliśmy się, jak zbliżają się śmieciarze z ręcznym wózkiem. Pomógł im załadować zlew i pożegnał się z nimi. Potem wyciągnął papierosa i zapalił. Kiedy już zaciągnął się dwa razy intensywnie dymem, kontynuował
- Słyszał pan o przemocy w rodzinie?
- Tak.
- O tym mówi się najczęściej, kiedy jakiś mąż biję żonę.
- I czasem, kiedy żona bije męża – próbowałem zażartować, ale jemu nie było do śmiechu.
- To prawda. Za to nic nie mówi się o psychicznych torturach, jakim kobieta poddaję mężczyznę. A takich przypadków jest mnóstwo. Wiem, bo chodziłem na terapię. Nic się o tym nie mówi, bo to nie byłoby poprawne politycznie.
- A na czym to polega?
- Różnie. Ale głównie, tak jak u mnie.
- To znaczy jak?
- Na przykład tak, że kobieta śmieje się z pana, że nie jest pan prawdziwym mężczyzną, bo nie umie jej zaspokoić. Albo przyprowadza sobie z miasta osiłka, z którym demonstracyjnie zamyka się w sypialni. I nic pan nie może zrobić. To cholerne poczucie bezradności jest dobijające.
- Mógł się pan z nią rozwieść.
- Akurat. Sąd by jej i tak oddał dzieciaka, a ode mnie by wzięła duże alimenty, bo to przecież ja żądałem rozwodu. A do tego jeszcze bym się musiał publicznie przyznać do impotencji. Zna pan faceta, który to potrafi?
Pokiwałem przecząco głową.
- Ja też nie potrafiłem i zacząłem pić. Za to ona zażądała rozwodu, ze względu na znęcanie się nad nią.
- Bił ją pan?
- Nie pamiętam. Chyba raczej nie.
- Ale miała jakieś dowody?
- W pewnym sensie tak. Awanturowałem się głośno w domu, a potem ona miała ślady po uderzeniach.
- Sama się okaleczała?
- Nie sądzę. Wie pan, ona lubiła to robić na ostro i podejrzewam, że ją ten osiłek czasem poszturchał w łóżku. Ale mnie nikt nie uwierzył, że to nie ja ją biłem. Pijak i rozrabiaka. Zresztą, tak na 100 %, to nie mogę być pewny, czy jej kiedyś nie uderzyłem.
- A dziecko?
- Nie, dziecka na pewno nie biłem! – zaperzył się. – Ula to moja jedyna pociecha. I ona wie o tym. Na koniec powiedziała mi, oczywiście, że Ula nie jest moja. Ale ja jej w to nie wierzę. Zresztą, niech pan sam zobaczy – wyjął fotografię – Wszyscy mówią, że to ze mnie skóra zdjęta – tak było rzeczywiście, ale nawet w innym przypadku bym potwierdził. – To bardzo zdolna dziewczynka. Niech pan zobaczy, co dla mnie narysowała.
Tym razem wyjął z kieszeni złożoną na czworo kartkę. Kiedy mi ją pokazał, zobaczyłem jego (był naprawdę do siebie podobny) z laptopem, na tle samolotu. Jeśli chodzi o wygląd, to była to oczywiście wersja, którą spotkałem w drzwiach bloku na drugim końcu miasta.
- Mogę ja widywać, tylko raz na miesiąc.
- To przykre. Jak to się stało?
- Moja żona dostała rozwód. Początkowo miała nadzieję, że będzie się utrzymywać z alimentów ode mnie. Ale ja przeżyłem załamanie nerwowe. Straciłem pracę i wylądowałem na bruku. Wtedy spróbowała sobie znaleźć kogoś innego do utrzymania. Ale w Warszawie znała tylko moich znajomych. A wśród nich rozeszła się wieść o tym, co zrobiła. I to ze szczegółami.
- Była tak głupia, że się tym chwaliła?
- Raczej nie. Podejrzewam, że kiedyś, po wódce, musiałem się komuś wygadać.
- No i ten ktoś nie był zbyt dyskretny – dopowiedziałem, a on tylko pokiwał głową.
- Dlatego w końcu sprzedała dom i kupiła to mieszkanie na Żoliborzu – kontynuował po chwili. – To, co jej zostało, włożyła na lokaty i wystarcza jej to na jakieś utrzymanie. Czasem kogoś ma na jakiś czas, ale to nie są zbyt bogaci ludzie. Zresztą, małej ja wszystko zapewniam – spojrzał ostatni raz na rysunek i fotografię, a następnie je schował. - Wie pan, ja całkiem nieźle zarabiam. Od czasu, jak sobie wszyłem esperal, nie piję. Mam swoich ludzi, którzy dla mnie pracują. Co miesiąc przynoszę Uli jakiś prezent.
- Ale dlaczego pan tak żyje?
- A jak mam żyć? Moja była żona tylko czeka, żebym gdzieś zaczął oficjalnie pracować, to od razu by ze mnie wydusiła alimenty.
- To ona nic o panu nie wie?
- Do pewnego stopnia. WiedziaÅ‚a, że wylÄ…dowaÅ‚em na ulicy. Zaczęła nawet do mnie mówić per „śmiećâ€. Ale co teraz robiÄ™, nie ma pojÄ™cia. Ula myÅ›li, że jestem biznesmenem, który jeździ po caÅ‚ym Å›wiecie.
- A co myśli pana żona?
- Ona nic nie myśli. Jak zacząłem przychodzić w odwiedziny w ładnym ubraniu, to wynajęła prywatnego detektywa, żeby się dowiedział, gdzie pracuję. Ale ja byłem czujny i za każdym razem udało mu się uciec. Trzeba było widzieć jego minę, kiedy szedł za mną do publicznej ubikacji, do której ja wchodziłem jako elegancko ubrany mężczyzna, a wychodziłem jak łapserdak. Nie poznał mnie – uśmiechnął się pod nosem. – Potem się odgrażała, że znajdzie mnie przez komornika. Ale ja nie jestem zameldowany i nie płacę żadnych podatków. Garnitur trzymam u starego znajomego, któremu też się nie pofarciło w życiu, ale teraz jest stróżem. U niego też się zawsze myję, a zaraz potem idę do fryzjera. Pieniądze wydaję tylko na prezenty dla Uli i odkładam na specjalnym koncie.
- A nie boi się pan, że żona je namierzy?
- Nie ma szans. Konto jest na Ulę. To wie pan, taka lokata na studia dla dziecka. Trochę się musiałem nagimnastykować, żeby ją założyć. Ale w końcu się udało.
Zapadła chwila milczenia. On skończył palić papierosa i zbierał się do odejścia.
- Wie pan, chciałem pana o coś prosić.
- Mnie? – zdziwił się.
- Tak. Czasem coś sobie piszę i chciałem opisać pańską historię. Jeśli pan pozwoli.
- Czemu nie.
- A nie boi się pan, że ona to przeczyta?
- Bez obaw. Ona czytuje tylko zawartość kalorii na etykietach.
- A pańskie dziecko?
- Wolę, żeby wiedziało, czemu nie mogłem się nią lepiej zająć. To mądra dziewczynka, na pewno to zrozumie. A jak pan to ładnie opisze, to może będzie mi łatwiej to powiedzieć?