Tekst LUDZIE LISTÓW NIE PISZĄ
był czytany 1636 razy
LUDZIE LISTÓW NIE PISZĄ
- Proszę pani, proszę dokładnie sprawdzić – irytował się starszy pan w słomkowym kapeluszu, stojący przy okienku kontrolerki na poczcie.
- Już sprawdziłam. Proszę zapytać nadawcy…
- To ja jestem nadawcÄ…, proszÄ™ pani!
- Przecież pan mówił, że to list do pana…
Kłótnia starszego pana z kontrolerką zwróciła chyba tylko moją uwagę. Poczta była o tej porze akurat pustawa. Jakaś pani z pieskiem odbierała swój polecony, a ja utknąłem za internetowym sprzedawcą, który hurtowo nadawał kilkadziesiąt paczek z towarem, dla niepoznaki opakowanych w grube koperty. Każde z nich wprawdzie zerkało w stronę starszego pana, ale bardziej było zajęte własnymi sprawami. I co najwyżej jednym uchem łowili treść rozmowy, która z każdą chwila stawała się ciekawsza.
- I co z tego? To już nie wolno mi pisać listów do samego siebie? To wolny kraj!
- Ale jak pan chciał mieć pewność, to mógł pan nadać poleconym.
- Jeszcze czego! Ja jestem emerytem. I mam prawo wymagać, że jeśli nadam list na mojej poczcie to ona mi go nie zgubi. Tak czy nie?!
- Proszę usiąść, ja jeszcze poszukam – odpowiedziała zrezygnowana kontrolerka i ruszyła na zaplecze.
Siedziałem dość daleko od okienka kontrolerki ale w tej chwili byłem przecież jedynym niezajętym klientem poczty. Nie zdziwiłem się więc, że starszy pan podreptał w moim kierunku i przysiadł się obok mnie. I choć starałem się udać, że jestem zajęty czytaniem gazety, to czułem, że nie ominą mnie jego wynurzenia. Za bardzo kipiał chęcią wygadania się.
- Słyszał pan? No to po prostu karygodne!
- Tak, tak – mruknąłem niedbale.
Liczyłem jeszcze na to, że za chwilę w drzwiach poczty pojawi się jakiś inny klient. I nie chodziło o to, że nie chciałem wysłuchać historii zagubionego listu, bo to mogło być interesując. Po prostu nie przepadam za niezręcznymi sytuacjami, w których ktoś usiłuje mnie wmanewrować w swój spór z kimś innym, szukając u mnie poparcia. Ale starszy pan był nieustępliwy.
- I nic dziwnego, że poczta tak upada, jak nie szanuje stałych klientów. Słyszał pan?
- Nie bardzo…
- Zgubili mój list! – obruszył się a ja, nie widząc znikąd ratunku, postanowiłem zmienić taktykę. Pomyślałem, że przynajmniej jak udam naiwnego, to dowiem się jakiś ciekawych szczegółów.
- Wydawało mi się, że list do pana…
- No bo tak było, proszę pana. Pana dziwi, że ja listy sam do siebie piszę? Tylko proszę sobie nie pomyśleć nic złego. Ja jestem absolutnie normalny. Ja to robię dla dobra poczty... Bo wie pan, dawniej poczta to była instytucja. Nawet w dużym mieście a już na wsi to szczególnie. A listonosz, to była naprawdę ważna persona. Pan tego nie pamięta, pan jest za młody. A teraz? Wiadomo, ledwo wiążą koniec z końcem, zamykają placówki. To ja pomyślałem, że jak dwa razy w miesiącu wyślę do siebie list, to zawsze się okaże, że ta nasza poczta bardziej potrzebna jest. Ja wiem, oni na takich zwykłych to nie zarabiają. Ale to na jednej poczcie, nie muszą tego nigdzie wieźć. No i mogą w sprawozdaniu dla przełożonych napisać, że więcej listów przewożą i że są bardziej potrzebni – starszy pan monologował zawzięcie i wydawało się, że nigdy nie przestanie kręcąc się wokół tematu. Mnie jednak coś zastanowiło.
- No dobrze, ale dlaczego tak panu zależy na otrzymaniu tego listu? Przecież to, co pan mówi, osiąga pan i bez tego…
- Właściwie… to prawda. Ale wie pan ja… lubię czytać swoje listy. Nikt inny do mnie już nie pisze. Ludzie to już tylko przez ten Internet albo komórki się porozumiewają. A co to za treść się tam zmieści?
- Halo, proszę pana – przerwała nam rozmowę kontrolerka. – Mamy pana list. Był do zwrotu do nadawcy.
- Jak to do zwrotu?
Starszy pan podreptał w jej stronę. W tej chwili na wyświetlaczu pokazał się mój numerek. Podszedłem do okienka i wręczyłem urzędującej tam pani list wraz z drukiem nadania.
- Pomyśleliśmy, że się pan po prostu pomylił i z pośpiechu wpisał takiego samego adresata jak nadawcę – usłyszałem tłumaczenie kontrolerki.
To wyjaśnienie usatysfakcjonowało starszego pana. Odebrał list, ukłonił mi się spod kapelusza i ruszył do wyjścia. Po chwili odebrałem podstemplowany dowód nadania i też wyszedłem z poczty. Zobaczyłem go jeszcze jak szedł zadowolony zaczytany w swoim liście. I pomyślałem sobie, że gdyby każdy, tak jak on, chciał zrobić nawet tak drobną rzecz dla dobra innych, świat z pewnością byłby dużo milszym miejscem.