Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
39189 osoby czytały to 530819 razy. Teraz jest 15 osób
      15 użytkowników on-line
     Tekst POÅ»EGNANIE CZYLI KONIEC
     był czytany 1408 razy

POŻEGNANIE CZYLI KONIEC

   Gdy byÅ‚em maÅ‚y, czas spÄ™dzony na cmentarzu byÅ‚ dla mnie zawsze czasem straconym. TraktowaÅ‚em go wyÅ‚Ä…cznie jako smutny obowiÄ…zek, a jedynÄ… rozrywkÄ… byÅ‚o zapalanie lampek i zniczy. Nie rozumiaÅ‚em też potrzeby odwiedzania tego ponurego miejsca w terminie innym niż pierwszy listopada.
   Mojej niechÄ™ci sprzyjaÅ‚ też fakt, iż los szczęśliwie oszczÄ™dzaÅ‚ mi w pierwszej ćwiartce życia pogrzebów najbliższych i tylko dwie znane mi osoby musiaÅ‚em pożegnać w tym czasie. Dlatego też groby, które odwiedzaÅ‚em, należaÅ‚y prawie wyÅ‚Ä…cznie do tych, o których tylko sÅ‚yszaÅ‚em. I nie odczuwaÅ‚em specjalnie potrzeby, aby z nimi poobcować.
   Ale czas biegnie nieubÅ‚aganie i w ostatnich piÄ™ciu latach Å›mierć zbiera wÅ›ród mojej rodziny obfite plony. Åšrednio dwa razy w roku muszÄ™ uczestniczyć w pogrzebach i z przerażeniem zauważam, że coraz mniej jest osób, które pamiÄ™tam z dzieciÅ„stwa. Dopiero ta luka uÅ›wiadamia mi, że już skoÅ„czyÅ‚em trzydzieÅ›ci lat i w żaden sposób nie powrócÄ™ do beztroskiego okresu, wypeÅ‚nionego zabawami, kÄ…paniem siÄ™, spaniem w namiocie oraz wieloma nierozsÄ…dnymi rzeczami, które zdarzyÅ‚o mi siÄ™ zrobić.
   Dlatego teraz nie mam już nic przeciwko wizytom na cmentarzach i staram siÄ™ tam być zawsze, kiedy mogÄ™. I tylko kolejny pogrzeb sprawia, że udajÄ™ siÄ™ tam z niechÄ™ciÄ…. Wiem, nikt chyba nie lubi brać udziaÅ‚u w tej uroczystoÅ›ci. Jest to smutny obowiÄ…zek, którego wolelibyÅ›my najchÄ™tniej nigdy nie wypeÅ‚niać. Ale czasem trzeba, czasem nie ma wyjÅ›cia. UmarÅ‚ ktoÅ› bliski i należy go pożegnać.
   Każdy zresztÄ… przeżywa ten moment na swój sposób, dla każdego co innego jest w tej uroczystoÅ›ci najtrudniejsze. Jedni przeżywajÄ… najmocniej chwilÄ™, gdy wieko trumny zamyka siÄ™. Inni nie znoszÄ… momentu, gdy jest ona opuszczana do wykopanej mogiÅ‚y, a jeszcze inni nie mogÄ… znieść, gdy piach zaczyna zasypywać grób. W takich chwilach umiera w nas reszta nadziei na to, że być może da siÄ™ jeszcze zawrócić to, co nieodwracalne. Å»e nieboszczyk obudzi siÄ™ jak z ciężkiego snu i wróci do grona żywych. SÄ… przecież takie wypadki. I choć zdarzajÄ… siÄ™ one raz na parÄ™ milionów zgonów, to przecież mamy prawo wierzyć, że mógÅ‚by to być wÅ‚aÅ›nie ten raz. Niestety, każdy z tych symbolicznych momentów oddala nas od tego i coraz bardziej uÅ›wiadamia, że to już naprawdÄ™ koniec.
   Dla mnie najgorsze w tym wszystkim jest co innego i dlatego Å›wiadomie nigdy nie uczestniczÄ™ w tej chwili. Jest to moment, gdy wszyscy żegnajÄ… siÄ™ ze zmarÅ‚ym, który leży w otwartej trumnie. Unikam tego nie z powodu jakiegokolwiek zabobonnego strachu, czy też faktu, że twarz nieboszczyka wzbudza moje szczególne przerażenie. Ja po prosu chcÄ™ zawsze zapamiÄ™tać tego, który odszedÅ‚, z chwil, kiedy byÅ‚ żywy.
   Na poczÄ…tku omijaÅ‚em ten moment podÅ›wiadomie, a dopiero gdy na pogrzebie lub stypie, sÅ‚yszaÅ‚em komentarze wyglÄ…du nieboszczyka w trumnie („strasznie blady”,” „źle go umalowali”, „bardzo siÄ™ zmieniÅ‚ na twarzy”) zrozumiaÅ‚em, jak dobrze zrobiÅ‚em. OdtÄ…d już zawsze odmawiaÅ‚em brania udziaÅ‚u w tej części ceremonii. Raz tylko, zupeÅ‚nie przypadkiem zobaczyÅ‚em twarz wujka w trumnie. StaÅ‚em przed kaplicÄ… i nie miaÅ‚em zamiaru wchodzić do Å›rodka. Ale w pewnej chwili tÅ‚um ludzi siÄ™ niespodziewanie rozstÄ…piÅ‚. A ja miaÅ‚em pecha spojrzeć w niewÅ‚aÅ›ciwym momencie, w niewÅ‚aÅ›ciwÄ… stronÄ™. I niestety, już zawsze w mej pamiÄ™ci bÄ™dzie tkwić głównie to jak wyglÄ…daÅ‚ w trumnie, a nie wtedy, kiedy bawiÅ‚ siÄ™ ze mnÄ… jako dzieckiem.
   Dlatego bardzo siÄ™ cieszÄ™, że zapamiÄ™taÅ‚em mojego pochowanego w zeszÅ‚ym roku dziadziusia, takim, jakim chciaÅ‚em, żeby byÅ‚ wiecznie. Po Å›mierci babci radziÅ‚ sobie wprawdzie nie najlepiej i wymagaÅ‚ staÅ‚ej opieki, ale wciąż razem jeździliÅ›my na ryby i chodziliÅ›my na grzyby. TrochÄ™ wolniejszy w ruchach, gorzej sÅ‚yszaÅ‚ (pozostaÅ‚ość pracy w hucie) lecz caÅ‚y czas byÅ‚ zadowolony z życia. Wciąż potrafiÅ‚ wystrugać spÅ‚awik z kawaÅ‚ka kory i zÅ‚apać dziÄ™ki niemu niezÅ‚Ä… sztukÄ™...
   To byÅ‚a koÅ„cówka zimy, ale mróz akurat odpuÅ›ciÅ‚ na kilka dni i pogoda byÅ‚a caÅ‚kiem przyjemna. Taka, jakÄ… wymarzyÅ‚by sobie pewnie sam na swój pogrzeb. Moje ciocie (córki dziadziusia) byÅ‚y niezadowolone, że nie przyszedÅ‚em pożegnać go wraz z innymi i przybyÅ‚em dopiero na mszÄ™. Dlatego byÅ‚em zdziwiony, gdy już przy wejÅ›ciu na cmentarz mój tata (jeden z trójki rodzeÅ„stwa), podszedÅ‚ do mnie i powiedziaÅ‚, że ustaliÅ‚ ze swymi siostrami, iż to wÅ‚aÅ›nie ja powiem kilka słów na pożegnanie.
   Nie żebym byÅ‚ niezadowolony. PoczuÅ‚em siÄ™ oczywiÅ›cie w jakiÅ› sposób doceniony. Tylko, że to wyróżnienie spadÅ‚o na mnie tak nieoczekiwanie, że wywoÅ‚aÅ‚o we mnie panikÄ™. Nie pamiÄ™tam zupeÅ‚nie, co mówiÅ‚ ksiÄ…dz, ani w jaki sposób dotarÅ‚em do grobu. W mojej gÅ‚owie kÅ‚Ä™biÅ‚y siÄ™ rozbiegane myÅ›li i wspomnienia. „Co mam powiedzieć?” zastanawiaÅ‚em siÄ™ bezskutecznie. Przecież każda ze zgromadzonych osób ma na pewno swój sposób widzenia mojego dziadziusia. Inaczej patrzÄ… na niego jego dzieci, inaczej ziÄ™ciowie i synowa, a jeszcze inaczej pozostaÅ‚e wnuki i prawnuki. Dla każdego z nich byÅ‚ kimÅ› innym. NaprawdÄ™, nie jest Å‚atwo streÅ›cić życie tak bliskiego czÅ‚owieka w parunastu zdaniach. A jeszcze trudniej jest wtedy, gdy ma siÄ™ na przygotowanie tej pożegnalnej mowy kilka minut.
   I wtedy przypomniaÅ‚a mi siÄ™ jedna rzecz. ZrobiÅ‚em bÅ‚yskawiczny „przeglÄ…d” swoich wspomnieÅ„ i w każdym z nich „to” wciąż siÄ™ powtarzaÅ‚o. PomyÅ›laÅ‚em, że to nie może być przypadek i że chyba każdy musi również „to” pamiÄ™tać. OdetchnÄ…Å‚em z ulgÄ… i już spokojniej przeczekaÅ‚em ostatniÄ… minutÄ™ przed mojÄ… mowÄ….
   - Niektórzy dziwili siÄ™, że nie przyszedÅ‚em pożegnać wraz z innymi mojego dziadziusia. Ale ja zrobiÅ‚em to specjalnie, gdyż chciaÅ‚em zapamiÄ™tać jego wiecznie żywy uÅ›miech. Ten uÅ›miech, z którego znali go wszyscy. Bo to byÅ‚a rzecz dla niego charakterystyczna. CiÄ…gÅ‚a życzliwość dla Å›wiata i ludzi. Przed chwilÄ…, gdy zostaÅ‚em poproszony o wygÅ‚oszenie tych kilku słów na pożegnanie, uÅ›wiadomiÅ‚em sobie, że to byÅ‚o wÅ‚aÅ›nie coÅ›, co go wyróżniaÅ‚o. Każdy z nas bywa czasami na kogoÅ› zÅ‚y, albo ma pretensjÄ™. Ale nie on. On zawsze byÅ‚ dla wszystkich miÅ‚y i nie sÅ‚yszaÅ‚em, aby powiedziaÅ‚ na kogoÅ› zÅ‚e sÅ‚owo. Nawet na starość nie straciÅ‚ swojej pogody ducha. I takim wÅ‚aÅ›nie chcÄ™ go już na zawsze zapamiÄ™tać.
   Wiem, że ta mowa, to nie jest mistrzostwo Å›wiata. DziÅ›, gdy o niej pomyÅ›lÄ™, dostrzegam, ile mógÅ‚bym dodać, zmienić, poprawić. Ale i tak jestem dumny z tego „pożegnania”.
   Lecz na przyszÅ‚ość, tak na wszelki wypadek, postanowiÅ‚em przed każdym pogrzebem, przygotować sobie kilka słów o zmarÅ‚ym. JeÅ›li nawet nikt nie poprosi mnie o ich wygÅ‚oszenie, to nie bÄ™dÄ™ „stratny”. SÅ‚owa, które uÅ‚ożę, pozostanÄ… już na zawsze w mojej gÅ‚owie. BÄ™dÄ… moim prywatnym pożegnaniem z tymi, których już nie ma, na tym gorszym ze Å›wiatów.
   
   

Komentarze czytelników