Tekst SZCZĘKI
był czytany 1486 razy
SZCZĘKI
O wędkarzach wiadomo głównie tyle, że im dłuższe mają ręce, tym większe ryby łapią. Tę prawdę zna każdy, kto rozmawiał kiedykolwiek z którymś z nich, pytając go o sukcesy w łowieniu. Jeszcze potężniejsze rozmiary osiągają sztuki, których im się nie udało złapać. Takie przerastają nawet samych wędkarzy.
A ponieważ podtrzymujÄ… oni nawzajem w sobie wiarÄ™ o istnieniu tak ogromnych ryb („wierzÄ™ panu, mnie siÄ™ też w tym miejscu taki urwaÅ‚â€), każdy zbiornik wiÄ™kszy od kaÅ‚uży, z czasem wchodzi w posiadanie jakiegoÅ› legendarnego monstrum. Krążą o nim dramatyczne opowieÅ›ci, a sama ryba staje siÄ™ czymÅ› na ksztaÅ‚t Yeti albo potwora z Loch Ness...
Pana Antoniego pamiętam od najwcześniejszego dzieciństwa. Widywałem go wtedy, kiedy razem z żoną łowił ryby nieopodal mnie i moich rodziców. A widok wcale to nieczęsty, gdyż połowice wędkarzy podchodzą do ich hobby, eufemistycznie mówiąc, z pewną niechęcią. Minęło dobrych dwadzieścia lat od ślubu, zanim moja mama tak naprawdę to polubiła i zaczęła towarzyszyć mojemu tacie.
Nie wiem po jakim czasie doÅ‚Ä…czyÅ‚a do pana Antoniego jego żona, ale gdy ich poznaÅ‚em, byÅ‚a nieodÅ‚Ä…cznym kompanem w jego poÅ‚owach. Zawsze uÅ›miechniÄ™ta i zadowolona z życia, wÄ™dkÄ™ zarzucaÅ‚a tylko dla towarzystwa, choć czasem wyciÄ…gaÅ‚a na niÄ… jakÄ…Å› drobnicÄ™. Za to jej mąż polowaÅ‚ zwykle na „grubego zwierzaâ€, machajÄ…c zawziÄ™cie spinningiem, lub też używajÄ…c „żywcówkiâ€.
ZaÅ› jego ulubionym przeciwnikiem staÅ‚ siÄ™ „SzczÄ™kiâ€. ByÅ‚ to szczupak, który, kiedy byÅ‚em nastolatkiem, ważyÅ‚ już najprawdopodobniej parÄ™naÅ›cie kilo. Z czasem, co naturalne, rósÅ‚ i gdy szedÅ‚em na studia, nikt nie miaÅ‚ wÄ…tpliwoÅ›ci, że liczyÅ‚ sobie prawie dwa metry dÅ‚ugoÅ›ci. Każdy, kto widziaÅ‚ w życiu choćby kilogramowÄ… sztukÄ™ tego gatunku, zrozumie doskonale, dlaczego tak go nazywano.
Pan Antoni naturalnie nie byÅ‚ jedynÄ… osobÄ…, która zasadzaÅ‚a siÄ™ na „SzczÄ™kiegoâ€. Każdego roku szczupak-gigant Å‚amaÅ‚ co najmniej kilkanaÅ›cie wÄ™dek i kilkadziesiÄ…t razy urywaÅ‚ siÄ™ wraz z przynÄ™tami. Nie pomagaÅ‚y na niego specjalne tytanowe przypony, doÅ‚Ä…czane na koÅ„cu żyÅ‚ki. Sprytna ryba zawsze tak przekrÄ™caÅ‚a przynÄ™tÄ™, że docieraÅ‚a do żyÅ‚ki i bez problemu jÄ… ucinaÅ‚a. Byli tacy, co zakÅ‚adali nawet po kilka przyponów na koÅ„cu, ale to i tak nie dawaÅ‚o rezultatu.
Sam pan Antoni przynajmniej kilka razy też spotykaÅ‚ siÄ™ ze „SzczÄ™kimâ€. Tak jak inni przegrywaÅ‚ tÄ™ walkÄ™, musiaÅ‚ kupować kolejnÄ… wÄ™dkÄ™ i zaczynać wszystko od nowa. I tak wciąż trwaÅ‚a ta walka ryby z wÄ™dkarzami i wiÄ™kszość obstawiaÅ‚a już, że szczupak prÄ™dzej zdechnie ze staroÅ›ci, niż da siÄ™ zÅ‚apać. ByÅ‚o to tym bardziej prawdopodobne, że jeÅ›li informacje o jego rozmiarach nie byÅ‚y zanadto przesadzone, to kres jego biologicznego życia powinien rzeczywiÅ›cie dobiegać koÅ„ca.
Niestety, najpierw odeszÅ‚a żona pana Antoniego. Gdy zobaczyliÅ›my go na wiosnÄ™, po kilkumiesiÄ™cznej, zimowej przerwie, staÅ‚o siÄ™ jasne, że ostatni okres byÅ‚ dla niego szczególnie ciężki. Przedtem byÅ‚ żwawym pięćdziesiÄ™ciolatkiem, teraz miaÅ‚ co najmniej siedemdziesiÄ…t lat. ZmieniÅ‚o siÄ™ też jego podejÅ›cie do Å‚apania ryb. Dawniej traktowaÅ‚ to jako rozrywkÄ™, z uÅ›miechem witajÄ…c zarówno sukces, jak i porażkÄ™. Teraz caÅ‚y czas miaÅ‚ zaciÄ™tÄ… i ponurÄ… minÄ™. Tak naprawdÄ™ w tej chwili polowaÅ‚ wyÅ‚Ä…cznie na „SzczÄ™kiegoâ€, tak jakby ten staÅ‚ siÄ™ jego osobistym wrogiem.
Ale jak na zÅ‚ość, przez caÅ‚y kolejny sezon nikt nie miaÅ‚a na wÄ™dce „SzczÄ™kiegoâ€. Dlatego zaczęła powoli przeważać opinia, że musiaÅ‚ on w koÅ„cu zdechnąć. Kiedy powiedzieliÅ›my o tym wdowcowi, pokrÄ™ciÅ‚ z niedowierzaniem gÅ‚owÄ….
- Nie, on tu jest. Ja to czujÄ™.
KolejnÄ… wiosnÄ…, pierwszego dnia, gdy można byÅ‚o Å‚apać szczupaki (a jest to poczÄ…tek maja, bo wczeÅ›niej obowiÄ…zuje na nie okres ochronny), pan Antoni pojawiÅ‚ siÄ™ nad zbiornikiem ze swoim nabytkiem, którym byÅ‚a niewielka, dmuchana łódeczka. ByÅ‚o jasne, że zdecydowaÅ‚ siÄ™ kontynuować prywatnÄ… wojnÄ™ przeciwko „SzczÄ™kiemuâ€. A Å‚apanie z łódki, byÅ‚o przejawem najwyższej desperacji. WÄ™dkarze, którzy spotkali szczupaka-olbrzyma, nie bÄ™dÄ…c na staÅ‚ym lÄ…dzie, zwykle po chwili rezygnowali z walki z nim. ByÅ‚ on bowiem tak silny i sprytny, że potrafiÅ‚ wyciÄ…gnąć łódkÄ™ na najwiÄ™kszÄ… gÅ‚Ä™biÄ™, a nastÄ™pnie przepÅ‚ynąć pod niÄ…, wywracajÄ…c łódkÄ™ z amatorami poÅ‚owów do wody.
Ale też nie da siÄ™ ukryć, że z łódki Å‚atwiej byÅ‚o dotrzeć do „SzczÄ™kiegoâ€. Å»erowaÅ‚ on bowiem głównie w okolicy trudno dostÄ™pnej z brzegu. W takim wÅ‚aÅ›nie miejscu zacumowaÅ‚ pan Antoni i zarzuciÅ‚ na żywca wielkÄ… pÅ‚oć.
Nie musiaÅ‚ dÅ‚ugo czekać. Jego ogromny spÅ‚awik zniknÄ…Å‚ bÅ‚yskawicznie pod wodÄ… i z ogromnÄ… szybkoÅ›ciÄ… przesunÄ…Å‚ siÄ™ kilkanaÅ›cie metrów w lewo, tuż pod jej powierzchniÄ…. Tam stanÄ…Å‚, a pan Antoni spokojnie czekaÅ‚, aż drapieżnik przekrÄ™ci sobie rybÄ™ w pysku i popÅ‚ynie z niÄ… dalej. NastÄ…piÅ‚o to po niecaÅ‚ej minucie i wÄ™dkarz zaciÄ…Å‚ rybÄ™. Już po chwili staÅ‚o siÄ™ jasne, że ma ponownie do czynienia ze „SzczÄ™kimâ€. Åódka, mimo rzuconej „kotwicy†zaczęła powoli, majestatycznie pÅ‚ynąć w kierunku Å›rodka jeziora.
Ten widok zwrócił uwagę pozostałych wędkarzy, którzy zaczęli kibicować koledze. A walka trwała długo. Przez godzinę szczupak ciągnął łódkę pana Antoniego po jeziorze w tę i z powrotem. Potem spróbował dwukrotnie swojego starego numeru, z próbą przewrotki, ale jego przeciwnik był czujny i w odpowiednim momencie odpuścił żyłkę, nie dając się przechytrzyć rybie.
Po dwóch godzinach opór ryby jakby zaczÄ…Å‚ sÅ‚abnąć. WÄ™dkarzowi powoli udawaÅ‚o siÄ™ nawinąć na koÅ‚owrotek po pół metra, a czasem nawet metr żyÅ‚ki. W koÅ„cu, po prawie trzech godzinach, szczupak byÅ‚ tak blisko łódki, że pan Antoni siÄ™gnÄ…Å‚ już nawet po ogromny podbierak. Ale wtedy „SzczÄ™kiâ€, w przypÅ‚ywie ostatnich siÅ‚ szarpnÄ…Å‚ siÄ™ i zÅ‚amaÅ‚ jego wÄ™dkÄ™.
Na brzegu słychać było jęk zawodu, bo wszyscy pomyśleli, że jest po zabawie. Ale okazało się, że ryba cały czas jest na końcu żyłki, tyle tylko, że teraz strasznie trudno jest z nią już walczyć (dla nie-wędkarzy powiem, że to tak jakby pan Wołodyjowski „fechtował†złamaną szablą).
Ale pan Antoni nie poddawał się i cały czas trzymał, złamaną w dwóch trzecich wysokości, wędkę. To, że szczupak mu nie uciekł, należy pewnie tłumaczyć ogromnym zmęczeniem ryby. Dlatego po niespełna kwadransie pan Antoni ponownie miał „Szczękiego†na wyciągnięcie podbieraka.
I oto nadeszła historyczna chwila. Po ponad dziesięciu latach od narodzenia się legendy, po raz pierwszy znalazła się ona nad wodą. Wędkarze patrzyli na jej pogromcę z uznaniem, ale i z odrobiną zazdrości.
A co czuł on sam? Trudno powiedzieć, bo znajdował się prawie sto metrów od brzegu, a jego głowa była pochylona nad rybą. Nawet przez moment wyglądało jakby zasnął. Ale w końcu sięgnął gdzieś na dno łódki i wyjął specjalny przyrząd do wyjmowania haczyków. Był to odruch właściwie naturalny, bo tej wielkości szczupak byłby w stanie odgryźć rękę małego dziecka, a rany po jego zębach goją się wyjątkowo trudno (nie jestem ichtiologiem, ale zdaje się, że tkwi w nich jakiś jad).
Tylko dlaczego pan Antoni próbował „odpiąć†szczupaka, gdy ten znajdował się poza burtą? Zdziwiło to wszystkich kibiców.
- Niech pan go najpierw wsadzi do łódki – poradził mu jeden z nich.
Ale pan Antoni wydawaÅ‚ siÄ™ go nie sÅ‚yszeć. OdpiÄ…Å‚ „SzczÄ™kiegoâ€, a nastÄ™pnie przekrÄ™ciÅ‚ podbierak i wypuÅ›ciÅ‚ rybÄ™ do wody.
Na brzegu zapanowała lekka konsternacja. Pewnie prawie każdy z obecnych bardzo chciał zobaczyć z bliska legendę, a być może również jej dotknąć. A jeśliby szczęśliwy wędkarz był wyjątkowo łaskawy, to może nawet pozwoliłby zrobić sobie z nią zdjęcie.
Kibice zaczęli rozchodzić się do własnych wędek i wkrótce zostałem tylko ja, głównie dlatego, że i tak łapałem w tym miejscu. Po kwadransie do brzegu podpłynął pan Antoni. Widać, że był bardzo wyczerpany po walce. Podszedłem, żeby pomóc wyciągnąć mu łódkę. Nie pytany, zaczął sam mówić.
- Wie pan, gdy tak miaÅ‚em go na wyciÄ…gniÄ™cie rÄ™ki, przypomniaÅ‚a mi siÄ™ moja żona. Nieraz budziÅ‚a mnie w weekend rano ze sÅ‚owami: „Wstawaj, jedziemy na „SzczÄ™kiegoâ€â€. A kiedy znów mnie, lub komukolwiek innemu, nie udaÅ‚o siÄ™ go zÅ‚apać, zawsze siÄ™ z tego cieszyÅ‚a. WÅ‚aÅ›ciwie, to sam nie wiem, dlaczego tak siÄ™ ostatnio na niego zawziÄ…Å‚em. Ale wiem na pewno, że moja żona chciaÅ‚aby, żebym go wypuÅ›ciÅ‚.
Åódka znalazÅ‚a siÄ™ na brzegu, a stary wÄ™dkarz rozpoczÄ…Å‚ skÅ‚adanie sprzÄ™tu.
- Zresztą, po co byłaby mi taka ryba? Chyba tylko, żebym sobie mógł oprawić jej szczęki i powiesić na ścianie w formie trofeum. Ale mięsa to bym nawet pewnie nie tknął, bo w takim starym szczupaku, to już na pewno śmierdzi – skrzywił się, co chyba miało być próbą uśmiechu.
Od tej pory pan Antoni łapał wyłącznie małe sztuki, które wprawdzie nie przynoszą chwały wędkarzowi, za to są bez wątpienia bardzo smaczne.
A ze „Szczękim†nikt więcej się już nie spotkał. I tylko jego legenda wciąż żyje nad tym niewielkim jeziorkiem.