Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
40042 osoby czytały to 542524 razy. Teraz jest 41 osób
      41 użytkowników on-line
     Tekst OPOWIEŚĆ WIGILIJNA
     był czytany 1324 razy

OPOWIEŚĆ WIGILIJNA

   
   
   W pociÄ…gach, kursujÄ…cych miÄ™dzy WarszawÄ… a Poznaniem, wyjÄ…tkowÄ… licznÄ… grupÄ™ stanowiÄ… biznesmeni, czy też w ogóle ludzie jadÄ…cy w interesach. CzÄ™sto spoglÄ…dajÄ… na zegarek, sprawdzajÄ…c, czy pociÄ…g aby siÄ™ nie spóźniaÅ‚. Wiele osób zna siÄ™ z widzenia, ale nie oznacza to, że panujÄ™ tam rodzinna atmosfera. A jeÅ›li już, jest to klimat rodziny patologicznej. Nieraz widziaÅ‚em tam mężczyzn drżących bynajmniej nie z zimna, lecz z ochoty na pierwszy tego dnia kieliszek. Choć pora byÅ‚a zwykle wczesna (miÄ™dzy szóstÄ… a ósmÄ…), to sobie tego kieliszka nie odmawiali.
   Ja jeździÅ‚em tymi pociÄ…gami również w interesach. Klientem naszej agencji byÅ‚a pewna wielkopolska firma, którÄ… odwiedzaliÅ›my raz, dwa razy w miesiÄ…cu. WracaliÅ›my już dość późno wieczorem, zmÄ™czeni ranna podróżą i prezentacjÄ…. PozostaÅ‚e osoby (a byÅ‚ to raczej staÅ‚y skÅ‚ad), milczaÅ‚y zmÄ™czone. Tylko mnie jak zwykle usta siÄ™ nie zamykaÅ‚y, kiedy opowiadaÅ‚em im którÄ…Å› z moich licznych opowieÅ›ci (wtedy jeszcze przekazywaÅ‚em je tylko starodawnym zwyczajem, czyli ustnie.). PamiÄ™tam nawet, że szefowa, ogólnie rzecz biorÄ…c lubiÄ…ca mnie, poprosiÅ‚a mnie któregoÅ› razu:
   - Jacek, zamknij siÄ™.
   Ale zwykle moje historiÄ™ byÅ‚y wysÅ‚uchiwane z zainteresowaniem. A mam również ten zwyczaj, że spożywanie posiÅ‚ku nie stanowi dla mnie najmniejszej przeszkody w snuciu opowieÅ›ci. Ma to ten skutek, że kiedy inni już skoÅ„czyli jeść, ja jestem zwykle w poÅ‚owie.
   Tak byÅ‚o również tym razem. DziÅ› opowiadaÅ‚em różne Å›wiÄ…teczne historiÄ™, bo za parÄ™ dni byÅ‚a już Wigilia. SiedzieliÅ›my przy stolikach w wagonie restauracyjnym pociÄ…gu Euroberolina, kursujÄ…cego z Berlina do Warszawy przez PoznaÅ„. Dlatego też nie byÅ‚ to zwykÅ‚y Wars, ale w gruncie rzeczy normalna restauracja z obsÅ‚ugÄ… kelnerskÄ…. ByÅ‚a dopiero szósta, ale za oknami zrobiÅ‚o siÄ™ już dawno ciemno. No, może nie caÅ‚kiem ciemno, bo szalaÅ‚a tam grudniowa Å›nieżyca.
   Moi towarzysze podróży grzecznie towarzyszyli mi do koÅ„ca posiÅ‚ku. Ja też już tylko skupiÅ‚em siÄ™ na machaniu widelcem, bo kiedy inni już koÅ„czÄ…, zwykle przestajÄ™ mówić. CiszÄ™ przerywali tylko siedzÄ…cy dwa stoliki dalej biznesmeni, jedyni oprócz nas goÅ›cie restauracji. Ich pobyt w stolicy Wielkopolski musiaÅ‚ być udany, bo byli nadzwyczaj haÅ‚aÅ›liwi i co chwilÄ™ któryÅ› z nich wybuchaÅ‚ rubasznym Å›miechem. Ich dobry humor podtrzymywaÅ‚ alkohol (nie pamiÄ™tam już, czy serwowany przez obsÅ‚ugÄ™ restauracji, czy spożywany przy jej milczÄ…cej aprobacie.)
   Ale od pewnego momentu jeden z czwórki biznesmenów wyÅ‚amaÅ‚ siÄ™ z ogólnej wesoÅ‚oÅ›ci. Jego twarz nabraÅ‚a refleksyjnego charakteru, a wzrok z apatycznÄ… obojÄ™tnoÅ›ciÄ… byÅ‚ utkwiony w okolicach naszego stolika. TrwaÅ‚o to kilka dobrych minut. Wreszcie biznesmen podniósÅ‚ siÄ™ i ruszyÅ‚ w naszÄ… stronÄ™. Jego koledzy spojrzeli na niego przez moment zdziwieni, ale po chwili wrócili do wÅ‚asnych spraw.
   - Przepraszam paÅ„stwa bardzo – zwróciÅ‚ siÄ™ do moich współpodróżników – ale ten pan – pokazaÅ‚a palcem na mnie – tak mÄ…drze mówi, że chciaÅ‚em z nim porozmawiać.
   - Ależ oczywiÅ›cie, nie ma problemu – w oczach szefowej zobaczyÅ‚em ogniki zÅ‚oÅ›liwej satysfakcji – My już i tak skoÅ„czyliÅ›my.
   Wstali od stolika, zostawiajÄ…c mnie sam na sam z biznesmenem. Ten przez chwilÄ™ wpatrywaÅ‚ siÄ™ we mnie jak koÅ„czÄ™ jeść.
   - Przepraszam, że ja tak bezpoÅ›rednio, ale baÅ‚em siÄ™, że pan sobie pójdzie.
   - Nic nie szkodzi – odpowiedziaÅ‚em standartowo, bo co innego mogÅ‚em odpowiedzieć. – ChciaÅ‚ pan ze mnÄ… porozmawiać?
   - Tak, bo pan mówiÅ‚, że... wiersze pisze.
   - Owszem.
   - A jakie?
   - Wie pan, głównie liryki.
   - To znaczy?
   - Ogólnie mówiÄ…c o miÅ‚oÅ›ci.
   - No, to dobrze trafiÅ‚em – odetchnÄ…Å‚ z ulgÄ…. – Bo ja mam z tym problemy.
   - Jakie?
   - Widzi pan, jestem bardzo bogaty. Zawsze chciaÅ‚em być bardzo bogaty i od maÅ‚ego wiedziaÅ‚em, że mi siÄ™ to uda.
   - ChciaÅ‚ pan być bogaty w jakimÅ› konkretnym celu, czy ot tak sobie?
   - W konkretnym, bardzo konkretnym. ChciaÅ‚em zawsze mieć piÄ™kne kobiety.
   - Od maÅ‚ego?
   - Tak.
   - Czemu?
   - Bo zawsze mi siÄ™ wydawaÅ‚o, że one tak piÄ™knie kochajÄ….
   - Ale okazaÅ‚o siÄ™, że tak nie jest?
   - Niestety – pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ… ze smutkiem. – Do interesów zawsze miaÅ‚em szczęście, a do kobiet nie. WÅ‚aÅ›nie rozwodzÄ™ siÄ™ z trzeciÄ… żonÄ….
   - A dÅ‚ugo byÅ‚ pan żonaty?
   - PobraliÅ›my siÄ™ w zeszÅ‚e Å›wiÄ™ta.
   - A poprzednie małżeÅ„stwa?
   - Pierwsze wytrzymaÅ‚o dwa lata, drugie półtora roku – ledwo powstrzymaÅ‚em siÄ™ od uwagi, że zgodnie z coraz krótszym okresem trwania jego zwiÄ…zków, piÄ…ty powinien siÄ™ rozpaść zaraz po nocy poÅ›lubnej.
   - Chyba dość późno zaczÄ…Å‚ pan te próby?
   - Tak, bo wydawaÅ‚o mi siÄ™, że najpierw, musze siÄ™ dorobić, muszÄ™ coÅ› znaczyć.
    PodszedÅ‚ do nas kelner, ale obaj przeczÄ…co pokrÄ™ciliÅ›my gÅ‚owami. ZnikÅ‚ równie bezszelestnie jak siÄ™ pojawiÅ‚. Po jego odejÅ›ciu zapanowaÅ‚a przedÅ‚użajÄ…ca siÄ™ chwila ciszy. Mój rozmówca wlepiÅ‚ wzrok w pÅ‚atki Å›niegu za oknem, które uciekaÅ‚y do tyÅ‚u z podwójnÄ… szybkoÅ›ciÄ….
   - Czy chcÄ™ mi pan coÅ› jeszcze powiedzieć?
   - Co? – zapytaÅ‚ niezbyt przytomnie, wytrÄ…cony z wÅ‚asnych myÅ›li.
   - Czy chcÄ™ mi pan jeszcze coÅ› powiedzieć? Na przykÅ‚ad o swoich małżeÅ„stwach.
   - Nie, to nie ma sensu. Teraz wiem, że dokonaÅ‚em po prostu zÅ‚ych wyborów. Dla nich ważne byÅ‚y tylko moje pieniÄ…dze.
   - Rozumiem. Ja zresztÄ… na pana miejscu baÅ‚bym siÄ™ już dokonywać kolejnych wyborów.
   - Dlaczego? Przecież może mi siÄ™ kiedyÅ› uda?
   - Może. Ale ja postanowiÅ‚em, że dokonam wyboru, kiedy jeszcze nie bÄ™dÄ™ miaÅ‚ pieniÄ™dzy. A nawet bÄ™dzie raczej wyglÄ…dać, ze mam na nie maÅ‚e szansÄ™.
   - I co?
   - I dokonaÅ‚em tego wyboru. Teraz nawet, jeÅ›li kiedyÅ› coÅ› nie pójdzie tak w moim małżeÅ„stwie, bÄ™dÄ™ pewien, że byliÅ›my razem z powodu miÅ‚oÅ›ci.
   - No to farciarz z pana. Ja mam tylko szczęście do zarabiania pieniÄ™dzy.
   - Ja za to nie. Ale myÅ›lÄ™, że to nie kwestia szczęścia tylko talentu.
   - Talentu? – zdziwiÅ‚ siÄ™ trochÄ™.
   - Talentu. Do wszystkiego trzeba go mieć. I niestety zwykle bywa, że jesteÅ›my obdarzeni tylko najwyżej jednym talentem. KtoÅ›, kto jest w stanie zagrać geniusza, tak naprawdÄ™ może być debilem, bo dostaÅ‚ od Boga talent aktorski. Ja na przykÅ‚ad jestem Å›wietny w wydawaniu pieniÄ™dzy i nie mam z tym wiÄ™kszych problemów. Z zarabianiem zaÅ› u mnie różnie.
   - Ale talent... do ludzi?
   - OczywiÅ›cie. SÄ… takie osoby, które w jednej chwili potrafiÄ… zjednać sobie otoczenie i takie, które po sekundzie majÄ… wokół siebie samych wrogów. I zapewniam, że nie ma to nic wspólnego ze szczęściem.
   - To co ja mam zrobić, jak nie mam tego talentu?
   - Tego to ja nie wiem. Ale podejrzewam, że w tej chwili tak naprawdÄ™, to bardziej niż wiernej i kochajÄ…cej żony, oczekujÄ™ pan potomka, któremu mógÅ‚by pan zostawić w życiu wszystko, do czego pan doszedÅ‚.
   - SkÄ…d pan wie? – teraz spojrzaÅ‚ na mnie podejrzliwie.
   - Przecież usiadÅ‚ pan przy mnie, bo wydawaÅ‚o siÄ™ panu, że wiem i rozumiem wiÄ™cej.
   - To prawda. Ale też miaÅ‚em nadziejÄ™, że da mi pan jakÄ…Å› radÄ™ jak wybierać i w ten sposób jakoÅ› pocieszy...
   - MógÅ‚bym, ale wtedy nie byÅ‚bym szczery. A myÅ›lÄ™, że jednak w gruncie rzeczy oczekiwaÅ‚ pan tej szczeroÅ›ci. Dlatego odradzaÅ‚bym panu małżeÅ„stwo z kolejnÄ… mÅ‚odÄ… kobietÄ… w nadziei, że urodzi panu dziecko. Bo jeÅ›li nawet to zrobi, chyba nie nauczy go szacunku do pana, a raczej pogardy, traktujÄ…c jak zwykÅ‚ego kupca, który zrobiÅ‚ z niÄ… interes. Jako samotny mężczyzna ma pan maÅ‚e szansÄ™ na adopcjÄ™. A jeÅ›li chcÄ™ pan zostawić po sobie jakiÅ› Å›lad na ziemi, lepiej zaÅ‚ożyć fundacjÄ™, Å‚ożąca na jakiÅ› szlachetny cel i zapisać jej w spadku caÅ‚y majÄ…tek.
   - Ale to mogÄ™ zrobić dopiero po Å›mierci – moja tyrada chyba go nieco rozbawiÅ‚a.
   - Może pan zacząć rozdawać swoje pieniÄ…dze już teraz. Zaraz Wigilia
   - To trochÄ™ jak w „Wigilijnej OpowieÅ›ci” Dickensa – tak, byÅ‚ na pewno rozbawiony. – I myÅ›li pan, że to mnie uszczęśliwi?
   - Tego nie wiem. Ale na pewno uszczęśliwi to wiele innych osób, którym Najwyższy poskÄ…piÅ‚ paÅ„skiego talentu. A jeÅ›li samemu nie ma siÄ™ szczęścia, może warto siÄ™ nauczyć cieszyć siÄ™ szczęściem innych, zamiast im zazdroÅ›cić.
   Ostatnie zdanie zgasiÅ‚o uÅ›miech na ustach biznesmena. SpojrzaÅ‚ na mnie niemal już trzeźwym wzrokiem, jakby chciaÅ‚ mnie przeÅ›widrować na wylot. Ale po chwili wstaÅ‚ i pożegnaÅ‚ siÄ™, a ja wróciÅ‚em do swojego przedziaÅ‚u.
   - No i co ci opowiedziaÅ‚? – spytaÅ‚a szefowa z lekko zÅ‚oÅ›liwym wyrazem twarzy.
   - TakÄ… tam, wigilijnÄ… opowieść.
   
   
   
   
   
   

Komentarze czytelników