Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
39189 osoby czytały to 530815 razy. Teraz jest 15 osób
      15 użytkowników on-line
     Tekst DAWNIEJ 22 LIPCA
     był czytany 1388 razy

DAWNIEJ 22 LIPCA

   
   Każda wiara musi mieć swoich Å›wiÄ™tych i swoje Å›wiÄ™ta. Ich czczenie i obchodzenie to czÄ™sto rzeczy, które potrafiÄ… nadwÄ…tlonÄ… wiarÄ™ umocnić i skonsolidować. To także niekiedy po prostu okazja do zamanifestowania przez wiernych swojego przywiÄ…zania.
   Tak samo byÅ‚o w sÅ‚usznie minionej epoce, gdzie obecność na pochodzie pierwszomajowym byÅ‚a swoistym wyznacznikiem stosunku do systemu. A tu czÄ™sto sÅ‚onko już kusiÅ‚o i czÅ‚owiek chciaÅ‚ siÄ™ wyrwać za miasto, odetchnąć Å›wieżym powietrzem. Kolejne rocznice rewolucji październikowej byÅ‚y nieco mniej kÅ‚opotliwe, bo to nie byÅ‚ dzieÅ„ wolny od pracy, z którym można byÅ‚o zrobić coÅ› sensowniejszego niż tylko maszerować z pieÅ›niÄ… na ustach.
   Najbardziej bezboleÅ›nie daÅ‚o siÄ™ przeżyć 22-go lipca. To przecież wakacje i wiÄ™kszość ludzi „obchodziÅ‚a” to Å›wiÄ™to nad jeziorem, nad morzem czy w górach. Dlatego i wÅ‚adza nie napinaÅ‚a siÄ™ tak przy organizowaniu okolicznoÅ›ciowych uroczystoÅ›ci, stawiajÄ…c raczej na niezobowiÄ…zujÄ…ce festyny, niż przymusowe spÄ™dy. O dobre skojarzenia dbaÅ‚a też ogÅ‚aszajÄ…c amnestiÄ™. Albo, jak w osiemdziesiÄ…tym trzecim, odwoÅ‚ujÄ…c stan wojenny…
   Tamten lipiec byÅ‚ bardzo ciepÅ‚y i suchy. Przez caÅ‚y nasz trzytygodniowy pobyt na polu namiotowym nad jednym z niewielkich, mazurskich jezior, spadÅ‚o dosÅ‚ownie parÄ™ kropel deszczu. Ale nie tylko dlatego zapamiÄ™tam ten wakacyjny wyjazd z rodzicami jako wyjÄ…tkowo gorÄ…cy okres.
   Na naszym polu byÅ‚o kilka polskich namiotów, dość szarych i przybrudzonych. StaÅ‚y za to jak najbliżej jeziora, żeby można byÅ‚o w każdej chwili do niego wskoczyć i ochÅ‚odzić siÄ™. Ponad nimi, w najwyższym miejscu nad jeziorem, rozbity byÅ‚ namiot turysty z NRD. To byÅ‚a prawdziwa willa, z wielkÄ… sypialniÄ… i ogromnym przedsionkiem. Obok niego staÅ‚ nowiutki wartburg, zawsze wymyty i lÅ›niÄ…cy.
   WÅ‚aÅ›cicielem tych cudów byÅ‚a pan Hugon, który przybyÅ‚ na odpoczynek z żonÄ… GertrudÄ… i siedmioletnim Heinim. Å»yli raczej osobno, nie podejmowali żadnych prób integracji z Polakami. Z naszej strony tylko pan Andrzej próbowaÅ‚ czasem zagadywać owego Hugona, ćwiczÄ…c swÄ… kiepskÄ… niemczyznÄ™. Nawet niewprawne ucha pozostaÅ‚ych obozujÄ…cych sÅ‚yszaÅ‚y, że strasznie kaleczy jÄ™zyk Goethego. ZaÅ› wytrzeszczone oczy pana Hugona Å›wiadczyÅ‚y, że niewiele on z tej przemowy rozumie. Dlatego pan Andrzej staÅ‚ siÄ™ powodem kpin swoich rodaków. Nie zniechÄ™ciÅ‚o go to jednak, ale jeszcze mocniej pragnÄ…Å‚ zadzierzgnąć socjalistycznÄ… przyjaźń polsko niemieckÄ….
   Kiedy 22-go lipca zniesiono ostatecznie stan wojenny, sporo byÅ‚o kÄ…Å›liwych uwag pod adresem generaÅ‚a. W obronÄ™ braÅ‚ go tylko pan Andrzej, który dumnie oznajmiaÅ‚, że on w życiu do „SolidarnoÅ›ci” nie należaÅ‚. BroniÅ‚ też socjalizmu jak niepodlegÅ‚oÅ›ci, wygÅ‚aszajÄ…c żarliwie jego pochwaÅ‚y. ByÅ‚o to rzeczywiÅ›cie już wtedy dość niezwykÅ‚a postawa, bo nawet ci, którzy jeszcze z broniÄ… w rÄ™ku pilnowali by system siÄ™ nie rozpadÅ‚, raczej nie mieli wÄ…tpliwoÅ›ci, że jest on w gruncie rzeczy do kitu. Ale nie pan Andrzej.
   - No spójrzcie tylko na Hugona… - powiedziaÅ‚ któregoÅ› wieczoru przy wspólnym ognisku. - PiÄ™kny namiot, auto, caÅ‚y sprzÄ™t jak spod igÅ‚y. A dlaczego, ja siÄ™ pytam? A dlatego, że Niemcy to porzÄ…dny, pracujÄ…cy naród i im socjalizm w dojÅ›ciu do dobrobytu nie przeszkadza. Nie to co te nasze „strajki”. Robić siÄ™ nie chce i wszystko by chcieli za darmo dostawać! Tak jest, z Niemców trzeba brać przykÅ‚ad! Bo porzÄ…dek musi być!
   OczywiÅ›cie po takiej wypowiedzi wybuchÅ‚a wielka kłótnia. MaÅ‚o nawet nie doszÅ‚o do rÄ™koczynów, ale w koÅ„cu uspokojono gorÄ…ce gÅ‚owy.
   Ja byÅ‚em wtedy maÅ‚ym chÅ‚opcem, który niewiele rozumiaÅ‚ z kłótni dorosÅ‚ych. MiaÅ‚em nawet ochotÄ™ zaprzyjaźnić siÄ™ z Heinim, bo widziaÅ‚em, jak co wieczór próbowaÅ‚ grać ze swoimi rodzicami w kometkÄ™, a ci, ograniczeni przez swoje wielkie brzuchy, wytrzymywali tylko pięć minut. Jednak wszelkie próby oddalenia siÄ™ maÅ‚ego Niemca od ich maÅ‚ego Heimatu wokół namiotu i wartburga, byÅ‚y kontrowane przez jego ojca groźnym: „Heini, komm hier!”
   DzieÅ„ przez lipcowym Å›wiÄ™tem Polski Ludowej, pojechaÅ‚em z rodzicami na zakupy do MikoÅ‚ajek. Gdy wróciliÅ›my, na pomoÅ›cie nad jeziorem staÅ‚ pan Hugon z wielkim drÄ…giem, a w wodzie pÅ‚ywaÅ‚ Heini. Chociaż sÅ‚owo „pÅ‚ywał” nie jest precyzyjne. On po prostu próbowaÅ‚ siÄ™ nie utopić, wrzeszczÄ…c przy tym wniebogÅ‚osy.
   - Vatti, nein!!!!
   â€žVatti” jednak nie miaÅ‚ litoÅ›ci. Ile razy Heini wydawaÅ‚ siÄ™ dobijać do pomostu, tyle razy pan Hugon próbowaÅ‚ go odepchnąć. A gdy chÅ‚opiec chciaÅ‚ zÅ‚apać siÄ™ drÄ…ga, wpychaÅ‚ go nim pod wodÄ™.
   Wszyscy, Å‚Ä…cznie z panem Andrzejem, patrzyli na to z niedowierzaniem.
   - No i jak siÄ™ panu podoba niemiecki model wychowania? – zapytaÅ‚ go kpiÄ…co jeden z naszych.
   - No… to podobno najlepsza metoda.
   - Mój syn też siÄ™ wÅ‚aÅ›nie nauczyÅ‚ pÅ‚ywać. Spokojnie wytÅ‚umaczyÅ‚em mu, jak to siÄ™ robi i pilnowaÅ‚em, żeby byÅ‚ na pÅ‚yciźnie i nie zrobiÅ‚ sobie, krzywdy…
   Pan Andrzej nic nie odpowiedziaÅ‚. Po chwili zresztÄ… przedstawienie siÄ™ skoÅ„czyÅ‚o. Hugon wciÄ…gnÄ…Å‚ Heiniego na pomost. Nie powiedziaÅ‚ do niego ani sÅ‚owa, poszedÅ‚ tylko z powrotem do namiotu a syn posÅ‚usznie podreptaÅ‚ za nim.
   NastÄ™pnego dnia, w Å›wiÄ™to, sytuacja siÄ™ powtórzyÅ‚a. Ale wszyscy byli już przygotowani i nie stali zupeÅ‚nie oniemieli.
   - Idź pan mu coÅ› powiedz! – rzuciÅ‚ ktoÅ› w koÅ„cu do pana Andrzeja.
   - Ale co?
   - Å»eby przestaÅ‚ mÄ™czyć dzieciaka…
   - Ale…
   - Jak pan tego nie zrobisz, to ja mu pójdÄ™ dać w mordÄ™!
   Pan Andrzej zrozumiaÅ‚, że jeÅ›li bÄ™dzie staÅ‚ bezczynnie, może dojść do miÄ™dzynarodowego nieporozumienia w bratnim obozie socjalistycznym, a tego by nie chciaÅ‚.. PoszedÅ‚ na pomost i próbowaÅ‚ coÅ› wyjaÅ›nić Hugonowi. Ale ten byÅ‚ tego dnia wyjÄ…tkowo zÅ‚y. Może Heini nie robiÅ‚ oczekiwanych przez niego postÄ™pów? W każdym razie nagle zaczÄ…Å‚ krzyczeć na pana Andrzeja i wszyscy usÅ‚yszeli doskonale znane, choćby z filmów wojennych, „polnische shweine”.
   I wtedy staÅ‚a siÄ™ rzecz, której siÄ™ nikt nie spodziewaÅ‚. Pan Andrzej wziÄ…Å‚ krótki zamach i jednym ciosem powaliÅ‚ Niemca na pomost. Potem chciaÅ‚ podać Heiniemu rÄ™kÄ™ i wciÄ…gnąć go na pomost. Ale chÅ‚opiec siÄ™ przestraszyÅ‚ i zaczÄ…Å‚ uciekać na Å›rodek jeziora, jakby na chwilÄ™ zapominajÄ…c, że przecież nie umie pÅ‚ywać. Nagle zatrzymaÅ‚ siÄ™, z przerażeniem spojrzaÅ‚ na brzeg i zaczÄ…Å‚ siÄ™ topić. Na szczęście zaraz skoczyÅ‚o do niego kilku najtęższych pÅ‚ywaków i po chwili Heini leżaÅ‚ obok swojego ojca, który wciąż nie mógÅ‚ dojść do siebie po ciosie pana Andrzeja…
   Jeszcze tego samego dnia turyÅ›ci z NRD zniknÄ™li z naszego pola namiotowego. Nazajutrz pojawiÅ‚a siÄ™ tam milicja. To od nich dowiedzieliÅ›my, że Heini podczas zeznaÅ„ twierdziÅ‚, że tylko bawiÅ‚ siÄ™ z ojcem. A pan Hugon oskarżyÅ‚ pana Andrzeja o napaść. Dlatego milicjanci musieli go odwieźć na posterunek, żeby tam przesÅ‚uchać.
   Zaraz za nimi pojechaÅ‚o caÅ‚e pole namiotowe, żeby powiedzieć, jak to wszystko naprawdÄ™ byÅ‚o. Zwolnili pana Andrzeja, ale ostrzegli, że sprawa może mieć ciÄ…g dalszy, bo pan Hugon odgrażaÅ‚ siÄ™, że pojedzie zÅ‚ożyć skargÄ™ do ambasady.
   Do koÅ„ca naszego pobytu nie zaszÅ‚o nic szczególnego. Dwa dni później pan Andrzej zwinÄ…Å‚ swój namiot i odjechaÅ‚ do siebie, do Krakowa. Nigdy wiÄ™cej go już nie spotkaÅ‚em.
   Ale jestem pewien, że akurat tego 22-go lipca socjalizm i przyjaźń polsko-niemiecka straciÅ‚y jednego ze swoich najgorliwszych obroÅ„ców.
   

Komentarze czytelników