Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
39189 osoby czytały to 530808 razy. Teraz jest 16 osób
      16 użytkowników on-line
     Tekst MAGNETYCZNY APOLLO
     był czytany 1179 razy

MAGNETYCZNY APOLLO

   
   - Wiesz, nawet ta twoja koleżanka, też na mnie leci – rzuciÅ‚ od niechcenia BÅ‚ażej i przechyliÅ‚ pokal z piwem.
   SiedzieliÅ›my w przyuniwersyteckim pubie „Giovanni”, najpopularniejszym podówczas miejscu, gdzie „koÅ„czyÅ‚o siÄ™ zajÄ™cia”. Można tam byÅ‚o trafić wprost z MaÅ‚ego DziedziÅ„ca, albo z Krakowskiego PrzedmieÅ›cia. W mikrosalce dla niepalÄ…cych byliÅ›my jedynymi gośćmi. TowarzyszyÅ‚a nam tylko barmanka, Iwona, prywatnie moja znajoma. I to wÅ‚aÅ›nie ona przerwaÅ‚a niezrÄ™cznÄ… ciszÄ™, jaka zapadÅ‚a po sÅ‚owach BÅ‚ażeja. Tak siÄ™ zapatrzyÅ‚a na mojego kolegÄ™, że po wytarciu pokalu, zamiast na bar, upuÅ›ciÅ‚a go na podÅ‚ogÄ™. Skutek byÅ‚ Å‚atwy do przewidzenia.
   BÅ‚ażej uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ pobÅ‚ażliwie i posÅ‚aÅ‚ mi znaczÄ…ce spojrzenie. WyjÄ…Å‚ z kieszeni banknot i poÅ‚ożyÅ‚ go na kontuarze.
   - To za piwo. Reszty nie trzeba – rzuciÅ‚ gÅ‚oÅ›no do zbierajÄ…cej potÅ‚uczone szkÅ‚o Iwony, a do mnie dodaÅ‚ cicho – Jakby chciaÅ‚a mój numer telefonu – pokazaÅ‚ gÅ‚owÄ… w stronÄ™ barmanki – to pamiÄ™tasz go?
   - Jasne – przytaknÄ…Å‚em i uÅ›cisnÄ…Å‚em jego rÄ™kÄ™ na pożegnanie.
   - Czy on jest normalny? – zapytaÅ‚a Iwona, kiedy BÅ‚ażej zniknÄ…Å‚ już za drzwiami.
   WzruszyÅ‚em ramionami, bo nie bardzo wiedziaÅ‚em, co mam jej odpowiedzieć. Zasadniczo, mój kolega ze studiów prawniczych, byÅ‚ jak najbardziej normalny. Egzaminy zaliczaÅ‚ w terminie, ubieraÅ‚ siÄ™ w sposób stonowany. O swojÄ… przyszÅ‚ość, jako jedyny potomek znanej, adwokackiej rodziny, mógÅ‚ być spokojny. MiaÅ‚ poczucie humoru, byÅ‚ bardzo inteligentny, posiadaÅ‚ dużą wiedzÄ™ z różnych dziedzin.
   I tylko w jednej kwestii, jakby traciÅ‚ kontakt z rzeczywistoÅ›ciÄ…. ByÅ‚ bowiem Å›wiÄ™cie przekonany o wÅ‚asnej atrakcyjnoÅ›ci dla pÅ‚ci przeciwnej. Nie on jeden, oczywiÅ›cie. Ale jemu, jakby wyjÄ…tkowo brakowaÅ‚o do tego jakichkolwiek podstaw. Z postury przypominaÅ‚ raczej dżokeja niż mÅ‚odego boga, a twarz miaÅ‚ skrytÄ… za wielkimi, dość mocnymi, okularami. Nie wÄ…tpiÄ™, że znalazÅ‚by dziewczynÄ™, której by siÄ™ spodobaÅ‚. Ale jego uporczywe twierdzenie o tym, jak siÄ™ nie może opÄ™dzić od natrÄ™tnych koleżanek, wydawaÅ‚o siÄ™ zdecydowanÄ… przesadÄ….
   ZresztÄ…, poczÄ…tkowo sÄ…dziliÅ›my, że BÅ‚ażej siÄ™ zgrywa, podchodzÄ…c z dystansem do wÅ‚asnego „fizys”. Szczerze mówiÄ…c, trudno brać na poważnie wyznania o wÅ‚asnej atrakcyjnoÅ›ci kogoÅ›, kto wyglÄ…da jak on. Ale z czasem, przekonywaliÅ›my siÄ™, że on wcale nie żartuje.
   Pierwszym sygnaÅ‚em byÅ‚o wydarzenie na nartach, którego Å›wiadkiem byÅ‚ nasz inny kolega (z czego akurat BÅ‚ażej nie zdawaÅ‚ sobie sprawy). Nasz Apollo (tak go miÄ™dzy sobÄ… nazywaliÅ›my) staÅ‚ w wyjÄ…tkowo dÅ‚ugiej kolejce do wyciÄ…gu. Już prawie miaÅ‚ z niego skorzystać, kiedy przed niego wcisnÄ…Å‚ siÄ™ dwumetrowy typ, o urodzie mafiosa zza naszej wschodniej granicy i posturze Ursusa. Nikt nie lubi na pewno takiej sytuacji (jest ona wysoce dyskomfortowa). Ale też z drugiej strony, prawie nikt, nie zdecydowaÅ‚by siÄ™ na reakcjÄ™ podobnÄ… do BÅ‚ażeja.
   - Hej kolego – postukaÅ‚ w bary chcÄ…cego siÄ™ wepchnąć przed niego „na chama”. A nie byÅ‚o to zadanie Å‚atwe, bo ramiona „bysiora” byÅ‚y prawie pół metra wyżej od jego wÅ‚asnych. Tamten odwróciÅ‚ siÄ™ i przez chwilÄ™ patrzyÅ‚ w pustkÄ™, zanim opuÅ›ciÅ‚ z pogardÄ… gÅ‚owÄ™ i spojrzaÅ‚ z góry na BÅ‚ażeja. – Ty tu chyba nie staÅ‚eÅ›?
   Nasz Apollo wróciÅ‚ z zimowych ferii z podbitym okiem i zÅ‚amanym żebrem. PodejrzewaliÅ›my, że spróbuje to wytÅ‚umaczyć jakimÅ› nieszczęśliwym wypadkiem podczas jazdy na nartach, ale o dziwo, tak siÄ™ nie staÅ‚o.
   - Wiecie, miaÅ‚em starcie z takim jednym dupkiem, który wepchnÄ…Å‚ siÄ™ przede mnie do kolejki. ChciaÅ‚em mu spokojnie wytÅ‚umaczyć, że nie powinien tego robić. Ale on mnie wtedy zaskoczyÅ‚...
   - I co?
   - I walnÄ…Å‚ mnie.
   - Aha.
   - ChciaÅ‚em mu oddać, ale siÄ™, cholera, poÅ›liznÄ…Å‚em.
    Wtedy zaczÄ™liÅ›my przypuszczać, że BÅ‚ażej tak naprawdÄ™ uważa siÄ™ za dwumetrowego osiÅ‚ka, którego muskulaturze nie jest siÄ™ w stanie oprzeć żadna kobieta. ZwÅ‚aszcza, że wkrótce dostarczyÅ‚ nam na to kolejnych dowodów. Na jednej z imprez zaoferowaÅ‚ siÄ™ odprowadzić do domu zmÄ™czonÄ… koleżankÄ™, EwelinÄ™. Ta mieszkaÅ‚a wprawdzie niedaleko, ale pora byÅ‚a już dość późna, wiÄ™c chÄ™tnie przyjęła jego towarzystwo. Wyszli z imprezy koÅ‚o dziesiÄ…tej.
   Zabawa rozwijaÅ‚a siÄ™ znakomicie, prawie każdy zapomniaÅ‚ o BÅ‚ażeju. Dopiero po jakiÅ› trzech godzinach, tuż przed pierwszÄ…, zdziwiÅ‚ nas dzwonek do drzwi. W pierwszej chwili pomyÅ›leliÅ›my, że to albo sÄ…siedzi chcÄ… nas uciszyć, albo już nawet przysÅ‚ali policjÄ™. Na szczęście byÅ‚ to tylko nasz Apollo z nieco skwaszonÄ… minÄ….
    OczywiÅ›cie, drÄ™czyÅ‚a nas ciekawość, co robiÅ‚ przez ten czas, bo droga w tÄ™ i z powrotem, nie mogÅ‚a mu zająć dÅ‚użej niż pół godziny. Z wyjaÅ›nieniem zagadki musieliÅ›my jednak poczekać trochÄ™, bo BÅ‚ażej od razu po przyjÅ›ciu, zajÄ…Å‚ toaletÄ™. StanÄ™liÅ›my we trzech, nieopodal jej drzwi, na korytarzu i skracaliÅ›my czas opowiadaniem gÅ‚upich kawałów. MusiaÅ‚ je również sÅ‚yszeć nasz Apollo, bo czasem siÄ™ z nich Å›miaÅ‚.
   - Co jest, stary, zgubiÅ‚eÅ› drogÄ™, że ciÄ™ tak dÅ‚ugo nie byÅ‚o? – zapytaliÅ›my, kiedy opuÅ›ciÅ‚ już kÄ…cik skupienia.
   - To wszystko przez tÄ™ EwelinÄ™ – wydÄ…Å‚ pogardliwie wargi. – ByÅ‚a tak napalona na mnie, że chciaÅ‚a mnie niemal siÅ‚Ä… zaciÄ…gnąć do mieszkania...
   - A ty?
   - Brzuch mnie bolaÅ‚.
   - No i co z tego?
   - Przecież nie wejdÄ™ do jej domu, po to, żeby pójść do ubikacji. MusiaÅ‚em jÄ… spÅ‚awić.
   - CoÅ› dÅ‚ugo ci to zajęło.
   - No przecież mówiÄ™, że byÅ‚a strasznie napalona.
   Wersja naszej koleżanki różniÅ‚a siÄ™ oczywiÅ›cie diametralnie, od tej przedstawionej przez BÅ‚ażeja. ZapowiedziaÅ‚a nam, że jeÅ›li chcemy siÄ™ z niÄ… jeszcze spotykać, to już na pewno bez niego. Przez dwie godziny, w dość niskiej temperaturze, musiaÅ‚a mu tÅ‚umaczyć, że nie może go wpuÅ›cić do domu, gdyż jest Å›rodek nocy i caÅ‚a jej rodzina już Å›pi. PozostaÅ‚a również nieczuÅ‚a na argument, że naszego Apolla rozbolaÅ‚ brzuch.
   Po tym incydencie postanowiliÅ›my z BÅ‚ażejem porozmawiać, bo oprócz tej drobnej sÅ‚abostki, byÅ‚ naprawdÄ™ bardzo inteligentnym i fajnym kolegÄ…. UmówiliÅ›my siÄ™ z nim w czwórkÄ™ w „Giovannim” i przez godzinÄ™ gadaliÅ›my o niczym. Nie bardzo wiedzieliÅ›my, jak mu wytÅ‚umaczyć, w czym tkwi problem.
   - No co jest? – spytaÅ‚em, kiedy BÅ‚ażej wyszedÅ‚ do ubikacji. – Przecież mieliÅ›my z nim porozmawiać.
   - Ale jak tu, cholera, zacząć?
   - Prosto z mostu.
   - Jak jesteÅ› taki mÄ…dry, to ty z nim gadaj.
   - Dobra. Ale wy pÅ‚acicie za moje piwo.
   - Zgoda.
   - A teraz zostawcie kasÄ™ i zmykajcie.
   - Dlaczego?
   - Bo siÄ™ przy was krÄ™pujÄ™.
   - NaprawdÄ™? – zapytali z żalem, bo byli bardzo ciekawi, jak mam zamiar poradzić sobie z tym problemem.
   - NaprawdÄ™. ObiecujÄ™, że wam wszystko przekażę z detalami.
   Po chwili już ich nie byÅ‚o.
   - Gdzie oni poszli? – zdziwiÅ‚ siÄ™ BÅ‚ażej po powrocie z toalety.
   - Spieszyli siÄ™. A ja chciaÅ‚em z tobÄ… trochÄ™ pogadać na osobnoÅ›ci.
   Im dÅ‚użej wykÅ‚adaÅ‚em naszemu bogowi miÅ‚oÅ›ci w czym rzecz, tym bardziej jego oczy robiÅ‚y siÄ™ wielkie jak spodki. Kiedy skoÅ„czyÅ‚em, zapytaÅ‚:
   - OszalaÅ‚eÅ›?
   - BÅ‚ażej, ty...
   - Stary, nic wiÄ™cej nie mów. MyÅ›laÅ‚em, że ty, jako poeta, zrozumiesz mnie.
   - Niby dlaczego?
   - Przecież też nie jesteÅ› piÄ™kny, ale kobietki ciÄ™ lubiÄ….
   - Tak, i co z tego?
   - To, że kobiety nie zwracajÄ… uwagi na wyglÄ…d zewnÄ™trzny. Ty je na przykÅ‚ad przyciÄ…gasz swojÄ… poezjÄ….
   - A ty?
   - A ja mam w sobie jakiÅ› zwierzÄ™cy magnetyzm, który je strasznie podnieca.
   - SkÄ…d to wiesz?
   - CzujÄ™ to. Wiesz nawet ta twoja koleżanka...
   ResztÄ™ wypowiedzi już znacie, bo od niej zaczÄ…Å‚em tÄ™ historiÄ™. Moja misja speÅ‚zÅ‚a wiÄ™c na niczym. Nie pytaÅ‚em wiÄ™c nawet mojej koleżanki, która byÅ‚a obiektem westchnieÅ„ poÅ‚owy moich kolegów, czy leci na BÅ‚ażeja. Prawdopodobnie nawet go nie zauważyÅ‚a, choć uczÄ™szczali razem na ćwiczenia.
   Jeszcze tego samego dnia wieczorem podjÄ™liÅ›my decyzjÄ™, o odciÄ™ciu BÅ‚ażeja od informacji o wiÄ™kszoÅ›ci imprez, na które siÄ™ wybieraliÅ›my. StwierdziliÅ›my, że jego obecność na nich, poważnie utrudniÅ‚aby nam kontakty towarzyskie z pÅ‚ciÄ… przeciwnÄ….
   Dlatego bardzo zdziwiliÅ›my siÄ™, kiedy dwa tygodnie później stanÄ…Å‚ w drzwiach mieszkania Eweliny, która akurat urzÄ…dzaÅ‚a swoje urodziny. Sama gospodyni też siÄ™ bardzo zdziwiÅ‚a, ale byÅ‚a zbyt dobrze wychowanÄ… osobÄ…, by wyprosić natrÄ™ta. Za to posÅ‚aÅ‚a nam jadowite spojrzenie. UdaliÅ›my, że tego nie zauważyliÅ›my.
   - No i po co to byÅ‚o, panowie? – zapytaÅ‚ nasz Apollo, gdy już wrÄ™czyÅ‚ prezenty i chwyciÅ‚ w dÅ‚oÅ„ pierwszego drinka.
   - Co?
   - No ta dezinformacja, że wyjeżdżacie do swojej gajówki?
   - Wiesz, tak ostatnio narzekaÅ‚eÅ› na EwelinÄ™, że ciÄ™ chciaÅ‚a prawie zgwaÅ‚cić.
   - I co z tego?
   - PomyÅ›leliÅ›my, że pobyt tutaj może być dla ciebie niebezpieczny – nie staraÅ‚em siÄ™ nawet ukryć kpiny. Ale jak mówiÅ‚em, w tych sprawach, BÅ‚ażej kompletnie traciÅ‚ kontakt z rzeczywistoÅ›ciÄ….
   - Dajcie spokój, bez przesady. JakoÅ› sobie z niÄ… dam radÄ™. Ale rzeczywiÅ›cie, zauważyÅ‚em, że spojrzaÅ‚a siÄ™ na was dziwnie. Pewnie jej nakÅ‚amaliÅ›cie, że nie mam czasu, dlatego tak byÅ‚a zaskoczona moim przyjÅ›ciem? Nie dziwiÄ™ siÄ™, że byÅ‚a na was wÅ›ciekÅ‚a. ZazdroÅ›nicy, sami chcecie jÄ… puknąć...
   RÄ™ce nam opadÅ‚y i pewnie byÅ›my wyszli z imprezy, gdybyÅ›my nie czuli siÄ™ w moralnym obowiÄ…zku chronić EwelinÄ™ przed zwierzÄ™cym magnetyzmem BÅ‚ażeja. A ten, wraz z rozwojem imprezy, dawaÅ‚ o sobie coraz silniej znać. Ledwo go czasem od niej odrywaliÅ›my, by mogÅ‚a peÅ‚nić obowiÄ…zki gospodyni. On przyjmowaÅ‚ to z pobÅ‚ażliwym uÅ›miechem i kwitowaÅ‚ krótko:
   - Panowie, dam sobie radÄ™.
   Tak gdzieÅ› o drugiej w nocy, impreza tradycyjnie powoli zaczęła siadać. WiÄ™kszość osób żegnaÅ‚o siÄ™ i dom Eweliny z wolna pustoszaÅ‚. O czwartej zostaliÅ›my już tylko my oraz gospodyni. No i oczywiÅ›cie BÅ‚ażej. Ponieważ już Å›witaÅ‚o, pani domu zaproponowaÅ‚a nam jajecznicÄ™ na Å›niadanie. Kiedy znikÅ‚a w kuchni, BÅ‚ażej rzuciÅ‚ do nas:
   - Panowie, spadajcie.
   - Niby czemu? JesteÅ›my gÅ‚odni.
   - Ona też. Ale ona chce pożreć mnie.
   Tego już nawet my nie mogliÅ›my zdzierżyć. ZaczÄ™liÅ›my siÄ™ gÅ‚oÅ›no Å›miać.
   - ZwariowaliÅ›cie? O co wam chodzi?
   - BÅ‚ażej, bÅ‚agam, otrzeźwiej...
   - Wcale tak dużo nie piÅ‚em.
   - Ale ty na dobre otrzeźwiej. Å»adna koleżanka ciÄ™ nie pragnie, a już najmniej Ewelina.
   - Co wy o tym możecie wiedzieć?
   - Możemy. Zapewniam ciÄ™, że możemy.
   - No dobrze. WidzÄ™, że bÄ™dÄ™ wam to musiaÅ‚ udowodnić.
   - W jaki sposób?
   - PójdÄ™ zaraz do kuchni, a ona rzuci siÄ™ na mnie...
   WybuchliÅ›my kolejnÄ… salwÄ… Å›miechu, ale nasz Apollo tylko spojrzaÅ‚ na nas pobÅ‚ażliwie.
   - Zobaczycie.
   BÅ‚ażej poszedÅ‚ do kuchni. Drzwi do niej jedynie przymknÄ…Å‚, dlatego mogliÅ›my ukradkiem obserwować rozwój wypadków, które nastÄ…piÅ‚y bÅ‚yskawicznie po sobie.
   - Wiesz, powiedziaÅ‚em chÅ‚opakom, żeby sobie poszli.
   - Dlaczego? – spytaÅ‚a nieco przerażona gospodyni, przekÅ‚adajÄ…c jajecznicÄ™ z patelni na duży talerz.
   - Å»eby nam nie przeszkadzali.
   - W czym?
   - Ja wiem, ty siÄ™ ze mnÄ… droczysz, ale ty mnie pragniesz.
   Wiem, że trudno jest uwierzyć w te sÅ‚owa. Nawet nas przed drzwiami zatkaÅ‚o. Za to Ewelina zareagowaÅ‚a bÅ‚yskawicznie. Nie zastanawiajÄ…c siÄ™ ni chwili przeÅ‚ożyÅ‚a jajecznicÄ™ z talerza na gÅ‚owÄ™ BÅ‚ażeja...
   Od tej pory nasz Apollo jakby zaczÄ…Å‚ nas unikać, co zresztÄ… przyjÄ™liÅ›my z ulgÄ…. Potem nasze drogi rozeszÅ‚y siÄ™ zupeÅ‚nie, wiÄ™c trudno mi powiedzieć, czy wyciÄ…gnÄ…Å‚ jakÄ…Å› naukÄ™ z tej lekcji. Ale nie sÄ…dzÄ™. DomyÅ›lam siÄ™ nawet, jak musiaÅ‚ z czasem zinterpretować tÄ™ historiÄ™. Prawdopodobnie uznaÅ‚, że jego zwierzÄ™cy magnetyzm spowodowaÅ‚, iż Ewelina chciaÅ‚a go pożreć razem z jajecznicÄ….
   
   

Komentarze czytelników