Tekst LITERACKIE SKRZYPIENIE
był czytany 1244 razy
LITERACKIE SKRZYPIENIE
Rozejrzałem się uważnie po korytarzu. Pusto. No tak, jak zwykle jestem pierwszy. Okropnie nie lubię się spóźniać, dlatego prawie zawsze przychodzę dużo wcześniej. A to w dodatku jest spotkanie, na które przyjdą ludzie z „artystycznym†zacięciem, czyli wyjątkowo mało punktualni. Bo czas jest pojęciem, które nie występuje w sztuce.
„WyjdÄ™ jeszcze na zewnÄ…trz, pospacerujꆖ pomyÅ›laÅ‚em i miaÅ‚em już ruszyć w kierunku schodów, gdy usÅ‚yszaÅ‚em za sobÄ… straszliwe skrzypienie. „Aha, ktoÅ› jednak jestâ€. OdwróciÅ‚em siÄ™ i zobaczyÅ‚em pana w ciemnoniebieskim fartuchu, który ruszaÅ‚ drzwiami od sali, gdzie miaÅ‚ siÄ™ odbyć wieczór literacki. To one tak straszliwie skrzypiaÅ‚y.
- Widzi pan? – spytał się mnie, bo byłem jedyną osobą w zasięgu wzroku..
- Co?
- No te drzwi. SkrzypiÄ… strasznie.
- To fakt.
- No. I oni chcą urządzać wieczór literacki – pokiwał z dezaprobatą głową i podreptał gdzieś korytarzem.
Wzruszyłem ramionami i wyszedłem na zewnątrz. Pospacerowałem chwilę przed wejściem do budynku. Kiedy wróciłem do środka, na korytarzu było już kilkanaście osób. Wszyscy powoli pozbywali się wierzchnich okryć, trzymanych na razie w ręku z powodu nieobecności szatniarza. To spowodowało lekką nerwowość osobnika, którego wytypowałem na szefa tego miejsca. Uśmiechając się do gości, jednocześnie rozglądał się czujnie. Po chwili dostrzegł pana w ciemnoniebieskim fartuchu, który zmierzał w kierunku sali z małą oliwiarką w ręku.
- Panie Anatolu, proszÄ™ do szatni...
- Ale panie kierowniku, drzwi skrzypiÄ….
- No i co z tego, drzwi się zamknie i nie będą przeszkadzać. A na razie to goście nie mają co zrobić z ubraniami.
Szatniarz chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przełożony zdecydowanym ruchem popchnął go w kierunku szatni. Pan Anatol mruknął więc tylko:
- Tylko żeby potem nie było na mnie, że to moja wina z tą klapą wieczoru.
- O co mu chodziło? – zapytał Bardzo Sympatyczny Autor, który pojawił się obok kierownika.
- A taki przesąd starego człowieka – machnął lekceważąco rękę zagadnięty. – Uważa, że jak nie naoliwi dobrze drzwi, to się wieczór literacki nie uda. Jakby to od tego zależało.
- No, jeśli to mogłoby pomóc – jako bohater dzisiejszego wieczoru, Bardzo Sympatyczny Autor był żywotnie zainteresowany jego powodzeniem.
- Drogi kolego, to bez znaczenia – zapewnił go kierownik. – O, jest już Znany Krytyk – wskazał świeżo przybyłego mężczyznę i pociągnął w jego stronę Bardzo Sympatycznego Autora.
Wieczór rozpoczął się zaledwie z piętnastominutowym opóźnieniem. Aktor O Niskim I Przyjemnym Głosie zaczął odczytywanie fragmentu książki. Gdy dochodził do zabawnego momentu i na twarzach czytelników zaczął igrać uśmiech, rozległo się pierwsze przeraźliwe skrzypienie. Uśmiech zgasł i wszyscy mieli niepewne miny. Spóźnialski Czytelnik stał przerażony w drzwiach i zamiast zamknąć je szybkim ruchem, robił to jak najwolniej...
Reszty domyślacie się sami i nie ma sensu jej dokładnie opisywać. Regularnie, co dwie, trzy, minuty, ledwo co powstały nastrój wieczoru pryskał, rozbity przez nieznośne skrzypienie. Kierownik zamknął na chwilę drzwi na klucz, ale to dało tylko efekt w postaci uporczywego szarpania z drugiej strony. Przerażony Wydawca polecił otworzyć drzwi z powrotem. Dyskusja się nie kleiła, nawet Znany Krytyk, który napisał właśnie entuzjastyczną recenzję książki, zadał autorowi ledwie kilka pytań. Po pół godzinie wieczór zakończył się.
Bardzo Sympatyczny Autor usiłował robić dobrą minę do złej gry. Kierownik gdzieś zniknął, Znany Krytyk szybko się pożegnał. Do jednego z wychodzących czytelników ktoś zadzwonił na komórkę.
- No cześć... Tak, już się skończył... Wiesz, jakoś nie było atmosfery... Sam nie wiem... – reszty nie słyszałem, bo czytelnik wyszedł już na zewnątrz.
Jako jeden z ostatnich odbierałem swoją kurtkę z szatni.
- Miał pan rację z tymi drzwiami.
- Oczywiście, że miałem. I co z tego?
- Może trzeba wcześniej kierownikowi mówić.
- To nic nie da. On chciał, żeby one skrzypiały, bo on strasznie nie lubi tego Bardzo Sympatycznego Autora.
- Co pan powie.
- No – pokiwał twierdząco głową – i jeszcze panu powiem, że ja już w zeszłym tygodniu wiedziałem, że tak będzie. Kierownik chodził zły, że musiał dać salę Bardzo Sympatycznemu Autorowi, chociaż to literacka miernota... znaczy się zdaniem kierownika – doprecyzował pan Anatol – Ale Znany Krytyk nacisnął na niego.
- To nie mógł pan wcześniej tych drzwi naoliwić?
- Nic by nie dało. One obite są dla wyciszenia i dlatego strasznie ciężkie. Paręnaście razy się nimi machnie, już skrzypią.
- I on tak zawsze takie numery wycina?
- Nie, nie zawsze. Jak kierownik kogoś lubi, pozwala naoliwić przed wieczorem, jak nie lubi, robi wszystko, żeby było jak dziś. Bo on też literat, ale po mojemu mało zdolny, bo jakby był zdolny, to by pisał, a nie kierował tym tutaj – podał palto kobiecie, która jako ostatnia zdobyła w książce wpis Bardzo Sympatycznego Autora. – No i jeszcze panu powiem, bo pan na normalnego człowieka wyglądasz, że ja tym literatom to już trzydzieści lat ubrania podaje. I kto jak kto, ale ja wiem najlepiej, że one, te literaty, to by se najchętniej wszystkie gardła poprzegryzały, tak się nawzajem nie lubią.