Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
40051 osoby czytały to 542533 razy. Teraz jest 50 osób
      50 użytkowników on-line
     Tekst KOGO ZGWAŁCIŁ PIES PLUTO?
     był czytany 1679 razy

KOGO ZGWAŁCIŁ PIES PLUTO?

   
   - Jezus Maria... To facet! – wystÄ™kaÅ‚ najtrzeźwiejszy z nich wszystkich trzydziestoparolatek.
   - Bzdury gadasz – zaprzeczyÅ‚ energicznie najstarszy, który już caÅ‚kiem nie widziaÅ‚ na oczy – Pani pozwoli, że siÄ™ przedstawiÄ™ – skÅ‚oniÅ‚ siÄ™ do mojej rÄ™ki, chcÄ…c jÄ… pocaÅ‚ować.
   - Czekaj, a moje kwiaty? – wtrÄ…ciÅ‚ siÄ™ WÄ…sacz, odpychajÄ…c kolegÄ™. On jeszcze jako tako rozpoznawaÅ‚ ksztaÅ‚ty. W dÅ‚oni dzierżyÅ‚ bukiet polnych kwiatów. Zdecydowanym gestem rÄ™ki próbowaÅ‚ mi go wrÄ™czyć, maÅ‚o jednak nie podbijajÄ…c mi oka.
   - Idźże z tymi kwiatami – oburzyÅ‚ siÄ™ czwarty i wyciÄ…gnÄ…Å‚ zza pazuchy wino „Bonanza” – Zapoznać siÄ™ przyszliÅ›my.
   - Bardzo mi miÅ‚o – odpowiedziaÅ‚em rozbawiony.
   - To naprawdÄ™ jest facet – jÄ™knÄ…Å‚ WÄ…sacz, bo ile moje dÅ‚ugie wÅ‚osy, opadajÄ…ce aż na ramiona, mogÅ‚y kogoÅ› zmylić, to mój „chropawy” gÅ‚os rozwiewaÅ‚ wszelki wÄ…tpliwoÅ›ci.
   - A gdzie ta samotna studentka? – zapytaÅ‚ wÅ‚aÅ›ciciel wina „Bonanza”.
   - Przykro mi, ale obawiam siÄ™, że zaszÅ‚a jakaÅ› pomyÅ‚ka. W tej chwili w gajówce jestem ja, oraz trzech moich kolegów.
   - To ja mandat wypiszÄ™ – zadeklarowaÅ‚ ten, który wczeÅ›niej usiÅ‚owaÅ‚ pocaÅ‚ować mnie w rÄ™kÄ™.
   - Za co?
   - Dwa miesiÄ…ce temu ktoÅ› tu paliÅ‚ ognisko. A zakaz byÅ‚, bo to Å›rodek lasu. Ja jestem leÅ›niczym... To znaczy pomocnikiem leÅ›niczego... To znaczy kiedyÅ› byÅ‚em.
   - Zamknij siÄ™, MiruÅ›, i wstydu nie rób – zakomenderowal najtrzeźwiejszy.
   Po tych sÅ‚owach nastÄ…piÅ‚a chwila dość kÅ‚opotliwego milczenia. Sytuacja byÅ‚a odrobinÄ™ niezrÄ™czna. StaÅ‚em w drzwiach gajówki leżącej w Puszczy KnyszyÅ„skiej. PrzyjechaÅ‚em tam kilka dni wczeÅ›niej. Przez dwa dni byÅ‚em sam, spacerujÄ…c po okolicznych lasach i zastanawiajÄ…c siÄ™ nad różnymi dziwnymi szczegółami swojego życia. Wczoraj dojechali do mnie koledzy z klubu poezji i mieliÅ›my za sobÄ… bardzo ciężki, choć twórczy wieczór.
   Ranek byÅ‚ już wyÅ‚Ä…cznie ciężki i w obecnej chwili pÄ™kaÅ‚a mi gÅ‚owa. A teraz przede mnÄ… staÅ‚a czwórka „ledwo ciepÅ‚ych” miejscowych, którzy usÅ‚yszeli, że samotna studentka zamieszkuje gajówkÄ™. TÄ™ pomyÅ‚kÄ™ spowodowaÅ‚y zapewne moje dÅ‚ugie wÅ‚osy i fakt, że „tutejszych” widziaÅ‚em tylko z daleka.
   - Czyli... studentki nie ma? – zajÄ™czaÅ‚ w koÅ„cu rozczarowany WÄ…sacz.
   - Przykro mi, ale nie. Możecie zresztÄ… sami panowie sprawdzić.
   Spojrzeli na mnie niepewnie, ale skoro zapraszaÅ‚em...
   Weszli do jadalni, gdzie przy porannej kawie powoli dochodzili do siebie moi koledzy. ZaproponowaliÅ›my im również po kubku tego „trzeźwiÄ…cego” napoju. Zgodzili siÄ™, za wyjÄ…tkiem najstarszego, który, kiedy tylko usiadÅ‚ na Å‚awie, usnÄ…Å‚.
   PozostaÅ‚a trójka przycupnęła przy naszym stole odrobinÄ™ skrÄ™powana. MówiÅ‚ tylko wÅ‚aÅ›ciwie najmÅ‚odszy i najtrzeźwiejszy, czyli Jarek. Jako jedyny spoÅ›ród obecnych miaÅ‚ za sobÄ… maturÄ™ i to dodawaÅ‚o mu odwagi. TrochÄ™ nas podpytywaÅ‚, co tu robimy, skÄ…d jesteÅ›my i czym siÄ™ wÅ‚aÅ›ciwie zajmujemy. A ponieważ jedynÄ… rzeczÄ…, która Å‚Ä…czyÅ‚a naszÄ… grupÄ™ (studentów bardzo różnych kierunków), byÅ‚a poezjÄ…, niÄ… zainteresowaÅ‚ siÄ™ najbardziej.
   OpowiadaliÅ›my im o naszych wierszach. ByÅ‚o wiÄ™c i o poezji klasycznej, groteskach z obozów koncentracyjnych, peÅ‚nych czarnego humoru, absurdalnych współczesnych miniaturach, czy tekstach zbliżonych lapidarnoÅ›ciÄ… do haiku. A potem, od teorii, przeszliÅ›my do praktyki.
   W ten sposób, tuż przed poÅ‚udniem, zaczÄ…Å‚ siÄ™ najdÅ‚uższy „wieczór” poezji, jaki w życiu przeżyÅ‚em. Każdy z nas miaÅ‚ akurat przy sobie jakiÅ› swój tomik. CzytaliÅ›my swoje wiersze, które budziÅ‚y żywe zainteresowanie naszych sÅ‚uchaczy. Wszystkich. Nawet MiruÅ›, którego uznaliÅ›my za Å›piÄ…cego, podniósÅ‚ niespodziewanie gÅ‚owÄ™ i po zakoÅ„czeniu jednego z utworów, powiedziaÅ‚:
   - PiÄ™kne. Blać twoja mać, piÄ™kne.
   ByÅ‚o już koÅ‚o czwartej, kiedy wyczerpaÅ‚ siÄ™ zapas naszych utworów. Wtedy wÅ‚aÅ›ciciel „Bonanzy” zaproponowaÅ‚, żebyÅ›my wypili za poezjÄ™. Takiej propozycji nigdy nie odmawialiÅ›my. Ze strony naszych sÅ‚uchaczy posypaÅ‚y siÄ™ pytania o sens poszczególnych wierszy, znaczenie przenoÅ›ni i tym podobne.
   Gdyby opisać tÄ™ scenÄ™ jakiemuÅ› socjologowi, znajÄ…cemu realia tak zwanej Polski „B”, zapewne popukaÅ‚by siÄ™ w czoÅ‚o. Bo wedÅ‚ug statystyk i innych mÄ…drych badaÅ„, mieszkaÅ„cy tego rejonu oglÄ…dajÄ… wyÅ‚Ä…cznie telenowele, albo brutalne kino klasy „B”. SÄ… zdegradowanymi spoÅ‚ecznie mieszkaÅ„cami postpegeerowskich wsi i nie majÄ… najmniejszej potrzeby obcowania ze sztukÄ… wyższÄ…...
   - Ja też kiedyÅ› wiersze pisaÅ‚ – wyznaÅ‚ w koÅ„cu Jarek – Jeszcze w technikum rolniczym.
   - PamiÄ™tasz któryÅ›?
   - A gdzie tam. Ja nawet zapomniaÅ‚, że je pisaÅ‚. Dopiero tu, z wami... Napijmy siÄ™.
   - A pamiÄ™tasz, Jareczek – zagadaÅ‚ WÄ…sacz po speÅ‚nieniu toastu – jak u nas ten pisarz w Domu Kultury byÅ‚?
   - No. Podobnież znany... Jak on siÄ™ nazywaÅ‚...
   - A jebaÅ‚ go pies. PrzeczytaÅ‚ parÄ™ wierszy, a potem zaraz do stolika, żeby autografy rozdawać. Ale najpierw to trzeba byÅ‚o te jego książkÄ™ zakupić. A jak nikt nie chciaÅ‚, to siÄ™ obraziÅ‚ i powiedziaÅ‚, że na żadne pytania nie bÄ™dzie odpowiadaÅ‚. Tak jakby go ktoÅ› chciaÅ‚ o coÅ› pytać.
   - Nie podobaÅ‚o wam siÄ™? – zapytaÅ‚ kolega specjalizujÄ…cy siÄ™ w groteskach z obozów koncentracyjnych..
   - To nawet nie to – skrzywiÅ‚ siÄ™ Jarek. – Ale on to tak wszystko... z góry czytaÅ‚, jakby do matołów mówiÅ‚. Co innego wy. Ja nie wszystko rozumiem. Na przykÅ‚ad nie wiem, kogo ten pies Pluto zgwaÅ‚ciÅ‚ – zwróciÅ‚ siÄ™ do kolegi autora absurdalnych współczesnych miniatur. – Ale to nieważne. Ja czujÄ™, że ty chcesz coÅ› do mnie tym mówić. I te twojÄ… książeczkÄ™, chÄ™tnie bym kupiÅ‚...
   Nasi goÅ›cie wyszli od nas późnym wieczorem. Książki chcieliÅ›my im podarować, ale oni nie chcieli o tym sÅ‚yszeć. W koÅ„cu, krakowskim targiem, dwie dostali za darmo, a za dwie zapÅ‚acili. Przez otwarte okno sÅ‚yszeliÅ›my jeszcze przez jakiÅ› czas, jak spierali siÄ™, kogo w koÅ„cu zgwaÅ‚ciÅ‚ pies Pluto.
   Wtedy wÅ‚aÅ›nie zrozumiaÅ‚em, że sztuka nie musi być czymÅ› skierowanym do wÄ…skiej grupy, do elity. I jeÅ›li jakiÅ› artysta mówi, że jest niezrozumiany, to znaczy, że nie chce nawiÄ…zać kontaktu z odbiorcÄ…. Bo wystarczy potraktować go serio i z należytym szacunkiem, nie patrzÄ…c z góry jak na matoÅ‚a, żeby chciaÅ‚ zapÅ‚acić za nasz artystyczny wysiÅ‚ek.
   

Komentarze czytelników