Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
40029 osoby czytały to 542508 razy. Teraz jest 27 osób
      27 użytkowników on-line
     Tekst BRZYDKA MIŁOŚĆ
     był czytany 1595 razy

BRZYDKA MIŁOŚĆ

   Pierwszy raz zobaczyÅ‚em ich w tramwaju. Wsiedli do Å›rodka i tak jak wiele innych par, zajÄ™li wspólne miejsce. Ona usiadÅ‚a na jego kolanach, on objÄ…Å‚ jÄ… rÄ™kÄ…. Rozmawiali ze sobÄ…, Å›miali siÄ™ i caÅ‚owali. A może raczej, skÅ‚adali delikatne pocaÅ‚unki na swoich wargach. Ale byli zupeÅ‚nie różni od tego, do czego przyzwyczaili siÄ™ pasażerowie. Dlatego zwracali powszechnÄ… uwagÄ™.
   Kolejny raz widziaÅ‚em ich na Å‚awce w parku. Znów nie robili niczego nadzwyczajnego, ale ludzie, którzy ich mijali, patrzyli na nich dziwnie. Oni, na szczęście, zatopieni we wÅ‚asnym Å›wiecie, zupeÅ‚nie nie zwracali na to uwagi. Dla nich istnieli tylko oni sami.
   Trzeci raz ujrzaÅ‚em tÄ™ parÄ™ za wysokim ogrodzeniem z metalowych prÄ™tów. Wtedy poznaÅ‚em ich imiona. Adam i Ewa. ZawoÅ‚aÅ‚ tak do nich pan w brÄ…zowym habicie, który opiekowaÅ‚ siÄ™ nimi i podobnymi do nich.
   Może domyÅ›liliÅ›cie siÄ™ skÄ…d wynikaÅ‚a ich niezwykÅ‚ość? JeÅ›li nie, to już Wam mówiÄ™. Obydwoje cierpieli na zespół Downa. WÅ‚aÅ›nie dlatego budzili wszÄ™dzie takÄ… sensacjÄ™. Wszyscy przyzwyczailiÅ›my siÄ™ do obecnoÅ›ci takich osób wÅ›ród nas i, poza dziećmi, potrafimy już zachować obojÄ™tne milczenie. Ale para zakochanych Downów, to rzecz wyjÄ…tkowa.
   Jestem taki jak wszyscy, wiÄ™c bardzo zaintrygowaÅ‚ mnie ich zwiÄ…zek. LubiÅ‚em przyglÄ…dać siÄ™, jak sÄ… dla siebie czuli, jak nie widzÄ… poza sobÄ… Å›wiata. Najbardziej fascynowaÅ‚o mnie w nich jednak to, jak niesamowicie trzymajÄ… siÄ™ za dÅ‚onie. Ich ksztaÅ‚t jest u osób cierpiÄ…cych na Downa nieco inny i gdy je splatajÄ…, przypominajÄ… poskrÄ™cany pieÅ„ wierzby. Ale przez to wydaje siÄ™, że żadna siÅ‚a nie jest ich w stanie rozÅ‚Ä…czyć...
   Tak jednak nie byÅ‚o. KtóregoÅ› dnia zobaczyÅ‚em osowiaÅ‚ego Adama, przyklejonego do prÄ™tów ogrodzenia. Od tej pory widziaÅ‚em go już tylko poza nimi, nigdy na zewnÄ…trz, w parku, czy w tramwaju. Za każdym nastÄ™pnym razem wydawaÅ‚ mi siÄ™ coraz starszy i starszy. Przez dwa miesiÄ…ce przybyÅ‚o mu co najmniej kilkadziesiÄ…t lat. Wreszcie zestarzaÅ‚ siÄ™ tak bardzo, że pozostaÅ‚o mu już tylko odejść.
   Bardzo chciaÅ‚em poznać szczegóły tej historii, ale nie wiedziaÅ‚em, jak to zrobić. Ich znajomych nie mogÅ‚em o to spytać, bo nie potrafiliby udzielić mi odpowiedzi. Pozostawali tylko opiekujÄ…cy siÄ™ nimi księża. Ale dlaczego mieliby mi coÅ› powiedzieć?
   Z pomocÄ… przyszedÅ‚ mi przypadek. KiedyÅ› na drzwiach budynku, do którego przylegaÅ‚ ten niewielki teren otoczony metalowymi prÄ™tami, zobaczyÅ‚em kartkÄ™: POSZUKUJEMY WOLONTARIUSZY. Przez chwilÄ™ przekonywaÅ‚em siÄ™ w duchu, że pcha mnie do Å›rodka chęć niesienia pomocy innym. Ale to nie byÅ‚a prawda.
   Skierowano mnie do brata Kamila. Zwalisty czterdziestolatek, ze swoim sumiastym wÄ…sem i ogolonym czubkiem gÅ‚owy, mógÅ‚ zagrać zaÅ›ciankowego szlachcica.
   - Co pana do tego skÅ‚ania? – zapytaÅ‚, gdy usiadÅ‚em.
   - KiedyÅ›, jeszcze w trakcie studiów, robiÅ‚em sporo rzeczy na zasadzie wolon-tariatu. OpiekowaÅ‚em siÄ™ nawet przez jakiÅ› czas autystycznym dzieckiem.
   - A potem?
   - Potem pracowaÅ‚em za pieniÄ…dze. Ale teraz jestem w swoim zawodzie wolnym strzelcem i czasem mam dużo czasu.
   Wszystko, co mówiÅ‚em, byÅ‚o absolutnie prawdÄ…. Ale brat Kamil byÅ‚ zbyt dobrym znawcÄ… ludzkich dusz, by siÄ™ dać na to nabrać.
   - CzujÄ™, że jest coÅ› jeszcze.
   - Ma ksiÄ…dz racjÄ™.
   Nie byÅ‚o sensu kÅ‚amać. OpowiedziaÅ‚em, co mnie wepchnęło do Å›rodka. Przez chwilÄ™ myÅ›laÅ‚em, że mi podziÄ™kuje i wyprosi. Ale on tylko patrzyÅ‚ na mnie uważnie i nad czymÅ› siÄ™ zastanawiaÅ‚. Wreszcie wstaÅ‚, podszedÅ‚ do szafy i otworzyÅ‚ jÄ…. SchyliÅ‚ siÄ™ do jakiegoÅ› pudÅ‚a, które staÅ‚o na dole i przez chwilÄ™ w nim szperaÅ‚. Wreszcie wyjÄ…Å‚ niewielkÄ… ramkÄ™ ze zdjÄ™ciem. SiadajÄ…c, podaÅ‚ mi jÄ…. Na fotografii byli Adam i Ewa, w strojach mÅ‚odej pary. WyglÄ…dali trochÄ™ nienaturalnie, jakby nie do koÅ„ca pasujÄ…c do otoczenia. Za to uÅ›miechniÄ™ci byli tak szeroko, jak wtedy, gdy chodzili trzymajÄ…c siÄ™ za dÅ‚onie.
   - To zrobiÅ‚ taki jeden grafik. Po prostu wpasowaÅ‚ na komputerze ich buźki w czyjÄ…Å› Å›lubnÄ… fotografiÄ™. To byÅ‚a dla nich najważniejsza rzecz, najwiÄ™ksza Å›wiÄ™tość. Wieczorami siadali przed stolikiem, na którym staÅ‚o to zdjÄ™cie i godzinami potrafili siÄ™ w nie wpatrywać. Kiedy Ewa umarÅ‚a, zabraliÅ›my Adamowi tÄ™ fotografiÄ™.
   - Czemu?
   - MieliÅ›my nadziejÄ™, że zapomni. Wie pan, oni sÄ… jak dzieci. Wszystko mocniej przeżywajÄ…, ale też Å‚atwiej rzeczy ulatujÄ… z ich pamiÄ™ci. Pewnie to byÅ‚o naiwne myÅ›lenie, bo oni byli ze sobÄ… bardzo dÅ‚ugo, ale co mieliÅ›my zrobić?
   - Ile oni mieli lat?
   - Ewa, jak na osobÄ™ z zespoÅ‚em Downa, byÅ‚a bardzo stara. MiaÅ‚a 42 lata. Adam też, wedÅ‚ug tej skali, nie byÅ‚ najmÅ‚odszy. MiaÅ‚ 25 lat.
   - WyglÄ…dali, jakby byli w jednym wieku.
   - Bo jÄ… bardzo odmÅ‚adzaÅ‚a ta miÅ‚ość – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do wÅ‚asnych myÅ›li. – ZastanawiaÅ‚ siÄ™ pan kiedyÅ› nad istotÄ… miÅ‚oÅ›ci?
   - Nawet sporo. NapisaÅ‚em wiele lirycznych wierszy na ten temat.
   - I jaka ta miÅ‚ość byÅ‚a w pana wierszach?
   - Raczej szczęśliwa. StaraÅ‚em siÄ™ zawsze takÄ… jÄ… zauważać.
   - A czy byÅ‚a piÄ™kna?
   - MyÅ›lÄ™, że tak.
   WstaÅ‚ zza biurka i przez moment przechadzaÅ‚ siÄ™ w poprzek pokoju. ZaÅ‚ożyÅ‚ przy tym rÄ™ce do tyÅ‚u.
   - A ich miÅ‚ość taka nie byÅ‚a.
   - Nie rozumiem.
   - Bo widzi pan, ludzie kochajÄ… siÄ™ w piÄ™knie. W piÄ™knych krajobrazach, piÄ™knej architekturze, piÄ™knych przedmiotach. I w piÄ™knych ludziach. Prawda, że czasami gusty siÄ™ zmieniajÄ…. Ale piÄ™kno ma również swój ponadczasowy charakter...
   - Chyba nie chce ksiÄ…dz powiedzieć, że ludzie nie kochajÄ… osób, które nie sÄ… piÄ™kne.
   - OczywiÅ›cie, że nie. Nie powiedziaÅ‚em przecież, że kochajÄ… wyÅ‚Ä…cznie piÄ™kno, ale że kochajÄ… siÄ™ w piÄ™knych rzeczach i osobach. MiÅ‚ość jest uczuciem, które nie da siÄ™ wytÅ‚umaczyć kategoriami urody, ani żadnymi innymi racjonalnymi sposobami. Ale wiedzÄ… o tym tylko sami zakochani.
   - Chyba już rozumiem. Czyli, że sami potrafimy kochać miejsca i osoby na jakiejÅ› irracjonalnej podstawie, ale miÅ‚ość innych potrafimy sobie wytÅ‚umaczyć tylko racjonalnymi metodami.
   - DokÅ‚adnie tak – usiadÅ‚ z powrotem. – Jak byÅ‚em maÅ‚y, wÅ‚aÅ›nie ekranizowali „Potop”. Kiedy ludzie dowiedzieli siÄ™, kto ma zagrać OleÅ„kÄ™, podniosÅ‚y siÄ™ zewszÄ…d gÅ‚osy oburzenia. I nie mówiono wtedy o Braunek, że jest kiepskÄ… aktorkÄ…. Twierdzono głównie, że nie jest wystarczajÄ…co piÄ™kna, by mógÅ‚ siÄ™ w niej zakochać Kmicic. Rozumie pan? Nie dość piÄ™kna! Nos ma trochÄ™ za dÅ‚ugi, za chuda, za maÅ‚y ma biust. Tych parÄ™ drobiazgów sprawiaÅ‚o, że ludzie nie wyobrażali sobie, by siÄ™ w niej ktoÅ› mógÅ‚ szaleÅ„czo zakochać.
   Znów siÄ™ podniósÅ‚ i przez chwilÄ™ krążyÅ‚ po pokoju
   â€“ Tak, chyba ma ksiÄ…dz racjÄ™. Wszyscy wierzÄ… w miÅ‚ość dwojga piÄ™knych ludzi. A przecież ci piÄ™kni potrafiÄ… głównie kochać samych siebie. ZresztÄ…, gdy jedna część pary jest brzydka, to ta Å‚adniejsza połówka pomaraÅ„czy jest posÄ…dzana przez ludzi o interesowność.
   â€“ No wÅ‚aÅ›nie – pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ…. – Ale przynajmniej wierzÄ… w to, że to brzydsze kocha naprawdÄ™. Ale gdy obydwu połówkom, tej jednej pomaraÅ„czy, daleko do kanonów urody, to ludzie w ogóle nie chcÄ… wierzyć w ich uczucia. UważajÄ…, że takie paskudy sÄ… ze sobÄ…, bo nie miaÅ‚y innego wyboru. Aż strach pomyÅ›leć, co ludzie sÄ…dzili o ich uczuciu. Bo to – pokazaÅ‚ na trzymanÄ… przeze mnie fotografiÄ™ – bo to przecież byÅ‚a najbrzydsza miÅ‚ość Å›wiata.
   

Komentarze czytelników