Tekst MAGICZNY BANKOMAT
był czytany 1715 razy
MAGICZNY BANKOMAT
Z tym bankomatem od początku było coś nie tak. Psuł się bez przerwy, zatrzymywał karty, wciąż twierdził, że nie ma odpowiednich banknotów do wypłaty zażyczonej sumy. Kierowniczka filii banku, w którym się znajdował, miała z nim Krzyż Pański i najchętniej pewnie by go zlikwidowała. Kiedyś widziałem, jak nie wytrzymała i nie mogąc zmusić bankomatu do wypłaty pieniędzy klientowi stojącemu obok, zaczęła maszynę, najzwyczajniej w świecie, kopać ze złości.
Choć bardzo rzadko korzystałem z samego bankomatu, to lubiłem odwiedzać tę placówkę. Filia leżała na uboczu, blisko Skarpy Wiślanej, gdzie chodzę często na spacery, gdy chcę odpocząć. W środku zawsze było mało klientów, dlatego szybko można było wszystko załatwić. I to pewnie także stało się powodem jej likwidacji. Na początek ograniczono pracę placówki do dwóch dni w tygodniu, a potem zupełnie zamknięto. Na drzwiach wywieszono kartkę, że lokal jest do wynajęcia od zaraz, podano telefon kontaktowy. Wkrótce też ktoś zaczął remontować wnętrze.
Pomyślałem, że w tej sytuacji już nikt nie będzie korzystał ze znajdującego się tam cały czas bankomatu. Przecież teraz, w razie jakiejś jego awarii, czy pomyłki, nie można było pójść na skargę tuż obok, tylko trzeba było się fatygować dwa kilometry dalej, do oddziału. Dlatego bardzo się zdziwiłem, kiedy podczas spaceru zauważyłem mężczyznę, który wypłacał z niego pieniądze. Kątem oka, gdy go mijałem, zauważyłem, że uważnie liczy „papierki”, a następnie uśmiecha się zadowolony.
Kiedy szedłem tamtędy trzy dni później, zobaczyłem przy bankomacie panią, a za nią dwie, czekające w minikolejce, osoby. Był to widok niezwykły, bo nawet kiedy jeszcze istniała tam filia, rzadko kto korzystał ze złośliwej maszyny. Dlatego, kiedy po kolejnych dwóch dniach ujrzałem dziesięcioosobowy „wężyk” czekający do maszyny, ustawiłem się na jego końcu. Wprawdzie nie miałem przy sobie karty, ale pomyślałem, że zanim będzie moja kolej, uda mi się czegoś dowiedzieć.
Zaraz za mną stanęła kobieta koło czterdziestki, w zgniłozielonej kurteczce.
- Przepraszam, czy to ten bankomat? – zapytała mnie konfidencjonalnie.
- Nooo – nie bardzo wiedziałem, co odpowiedzieć. Na szczęście wyręczył mnie pięćdziesięcioletni, szpakowaty mężczyzna, który stał przede mną.
- Ten, ten, proszę pani.
- A pan już pobierał? – kobieta uznała najwyraźniej, że ze mną nie ma co gadać, dlatego zagadnęła bezpośrednio mężczyznę przede mną.
- Dwa razy. Teraz biorę ostatni raz na swoją kartę, ale założyłem już żonie i córce osobne konto i jutro odbieram ich karty.
Właścicielka zgniłozielonej kurteczki chciała jeszcze o coś zapytać, ale w tym momencie rozległ się okropny hałas ze środka dawnej filii. Ktoś tam najwyraźniej ciął jakiś metal i całą kolejkę przeszedł dreszcz. Na szczęście piekielny zgrzyt wkrótce ustał i zastąpiło go tylko stukanie młotków.
- No właśnie – odezwała się kobieta. – Podobno można tylko trzy razy z jednej karty pobrać?
- Tak. Dlatego trzeba brać od razu najwyższą kwotę, czyli tysiąc. Wtedy ma pani 100 zł zysku.
- I na pewno nie ubywa to z konta?
- Absolutnie, sam sprawdzałem. Z konta znika tylko kwota, jaką pani chciała wypłacić. To naprawdę magiczny bankomat.
„To takie buty, pomyślałem. Pozbawiony czujnego oka kierowniczki bankomat zwariował i teraz wypłacał każdemu o 10% więcej. Wiadomość musiała się szybko rozejść i teraz klienci chcą skorzystać z tej premii.”
Ponieważ zbliżała się moja kolejka, a ja, jak wcześniej zaznaczyłem, nie miałem przy sobie karty, musiałem ją opuścić.
- Pan rezygnuje? – zapytała kobieta.
- Tak, zapomniałem karty...
- Toś się pan urządził – pokiwał z politowaniem głową szpakowaty pan. Ruszył do bankomatu. – Niech się pan pospieszy, bo na mój gust, to długo nie potrwa. Banki to tylko potrafią okradać zwykłych ludzi, ale same się tak łatwo nie dają oszukać.
Przepowiednia mężczyzny spełniła się już dwa dni później. Podczas spaceru zobaczyłem koło dawnej filii stuosobowy tłumek. Nie był on jednak karnie ustawiony w kolejkę, ale otaczał półkolem kilku strażników, w ochroniarskich mundurach. Uzbrojeni mężczyźni strzegli dostępu do magicznego bankomatu, co wywołało niezadowolenie oczekujących klientów.
Wśród tłumku wyłowiłem szpakowatego mężczyznę i stanąłem obok niego, w nadziei, że dowiem się czegoś więcej.
- I co, zdążył pan coś wyciągnąć? – zapytał życzliwie.
- Niestety, nie.
- To już się panu nie uda. Wydało się.
- A jak?
- Tego nie wiem. Ale policja przywiozła już tutaj tę byłą kierowniczkę filii. To podobnież ona na odchodnym tak zaprogramowała tę maszynę, żeby ludziom więcej pieniędzy wypłacała.
- A dlaczego?
- Bo ja wiem? Może chciała ludziom oddać to, co im banki kradną.
- E, nie – dopiero teraz zauważyłem, że obok pojawiła się pani w zgniłozielonej kurteczce. – To było z zemsty za to, że jej placówkę zamknęli.
- To też chyba nie – wtrąciłem nieśmiało. – Ona teraz jest chyba kierowniczką tej nowej filii kawałek dalej, wśród tych apartamentowców.
W tym momencie drzwi nieczynnej placówki otworzyły się i wyszedł z nich mężczyzna w moim wieku, o wyglądzie typowego bankowca. Chciał ruszyć do zaparkowanego po drugiej stronie ulicy samochodu, ale wtedy zauważył, że drogę zagradza mu tłumek ludzi (od mojego przyjścia pojawiło się jeszcze ze dwadzieścia osób), który wcale nie ma zamiaru rozejść się. Dlatego cofnął się na górę kilkustopniowych schodów, prawdopodobnie po to, by wszyscy go mogli usłyszeć.
- Państwo czekają do tego bankomatu?
- Tak – rozległo się chóralne potwierdzenie.
- Niestety, zabieramy go wkrótce do naprawy, a nowy pojawi się w tym miejscu prawdopodobnie za tydzień – mógłbym przysiąc, że na jego ustach pojawił się szyderczy uśmiech.
- Ale jak my teraz będziemy pobierać nasze pieniądze? – oburzył się dobrze zbudowany młodzieniec, stojący najbliżej schodów.
- No właśnie – odezwała się pani w zgniłozielonej kurteczce. – Inny bankomat jest prawie dwa kilometry stąd – kiedy skończyła mówić, tłumek zaszemrał w geście poparcia.
- O ile państwo pobierali w ostatnich trzech tygodniach pieniądze z tego urządzenia, to i tak będą musieli Państwo dłużej poczekać na jakąkolwiek wypłatę.
- Dlaczego? – zapytał zaniepokojony szpakowaty mężczyzna.
- Niestety, lokal po byłej filii naszego banku wynajęła grupa oszustów, która założyła skaner na czytniku kart i kamerę nad pulpitem do wprowadzenia danych. W ten sposób uzyskali nieograniczony dostęp do Państwa kont i wyczyścili je dziś w nocy ze wszystkich wkładów – teraz mogłem już przysiąc, że młodzieniec szyderczo uśmiecha się pod nosem. – Oczywiście, nasz bank poniesie wszystkie koszty. Musicie się tylko państwo do nas zgłosić z odpowiednim wnioskiem i wyjaśnić, dlaczego w ciągu ostatnich trzech tygodni tak często korzystali państwo z tego akurat bankomatu.
Mężczyzna ruszył ponownie w stronę samochodu. Tym razem jednak, ogłuszony wiadomością tłumek, rozstąpił się przed nim. Bankowiec otworzył drzwiczki swojego auta i, zanim jeszcze wsiadł, zaproponował:
- Mogę kilka osób od razu podwieźć
Wszyscy pozostali jednak na swoich miejscach. Mężczyzna odjechał więc sam, a gdy jego samochód zniknął za najbliższym zakrętem, tłumek ożywił się.
- To skandal!
- To złodzieje!!!
- Proszę państwa załóżmy Stowarzyszenie Osób Poszkodowanych Przez Magiczny Bankomat – powiedziała pani w zgniłozielonej kurteczce.
Jej propozycja została przyjęta entuzjastycznie. Ktoś zaraz znalazł kawałek kartki, ktoś inny dał długopis. Wyznaczono również „dyżurnych”, którzy mieli czekać na kolejnych oszukanych.
- Pan to masz szczęście, żeś tej karty wtedy zapomniał – zwrócił się do mnie szpakowaty mężczyzna.
- Ale przecież mają zwracać te pieniądze – zauważyłem.
- Akurat. To wszystko pic na wodę. Chcą, żeby się przyznać, że się chciało ich okraść. Dlatego jak się nie zorganizujemy, to nigdy nie odzyskamy naszych uczciwie zarobionych pieniędzy – wyjął z zanadrza dokumenty, by móc się zapisać do Stowarzyszenia. – Mówiłem, że wszystkie banki to oszuści.