Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
39189 osoby czytały to 530788 razy. Teraz jest 19 osób
      19 użytkowników on-line
     Tekst W PUŁAPCE UCZUĆ
     był czytany 1383 razy

W PUŁAPCE UCZUĆ

   
   
   Marek i Ania już od dawna byli, w gruncie rzeczy, uważani za małżeÅ„stwo i sami również tak siÄ™ traktowali. Razem wszÄ™dzie wychodzili, wspólnie jeździli na wakacje (poza krótkimi okresami, spÄ™dzanymi z „formalną” rodzinÄ…). Nawet mieli „łączność majÄ…tkową” i wszystkie zarobione, bÄ…dź otrzymane skÄ…dinÄ…d, pieniÄ…dze wkÅ‚adali do jednej kasy. I tak już od ósmej klasy podstawówki.
   Kryzys „wiecznej pary” dopadÅ‚ Marka i AniÄ™, gdy wÅ‚aÅ›ciwie mieli już wyznaczonÄ… datÄ™ Å›lubu. Nie byÅ‚a ona jeszcze precyzyjna, ale brzmiaÅ‚a: za rok, w wakacje. I choć wiedzieli „od zawsze”, że tak siÄ™ to kiedyÅ› skoÅ„czy, to ta decyzja zdecydowanie zmieniÅ‚a ich postrzeganie rzeczywistoÅ›ci. Nie wiem od kogo zaczÄ…Å‚ siÄ™ ich kryzys. W każdym razie pierwsza zadzwoniÅ‚a do mnie Ania.
   - Cześć, masz chwilÄ™ czasu?
   - Zależy na co.
   - Na rozmowÄ™.
   - Na to mam zawsze czas.
   UmówiliÅ›my siÄ™ w kawiarni, na Å›wieżym powietrzu, niedaleko Starego Miasta. ByÅ‚o bardzo duszno, wiÄ™c nie zdziwiÅ‚o mnie to, że Ania przyszÅ‚a ubrana w lekkie, zwiewne rzeczy. ZamówiliÅ›my lody i przez chwilÄ™ rozmawialiÅ›my tak naprawdÄ™ o niczym. Dopiero odlegÅ‚y grzmot uÅ›wiadomiÅ‚ Ani, że zbliża siÄ™ burza i dÅ‚ugo możemy już nie posiedzieć w tych komfortowych warunkach.
   - Wiesz, nie wiem, czy dobrze robiÄ™ wychodzÄ…c za Marka.
   PoczuÅ‚em siÄ™ trochÄ™ nieswojo. Obydwoje poznaÅ‚em w jednym czasie, obydwoje znaÅ‚em tak samo dobrze. WysÅ‚uchiwanie żalów tylko jednej ze stron, mimo wrodzonej ciekawoÅ›ci, nie byÅ‚o rzeczÄ…, której bym najbardziej pragnÄ…Å‚. WbiÅ‚em wiÄ™c wzrok w pucharek z lodami i starannie pracowaÅ‚em Å‚yżeczkÄ… nad ich wydostaniem. Ale ta cisza nie mogÅ‚a trwać wiecznie. OdezwaÅ‚ siÄ™ już znacznie bliższy grzmot i Ania kontynuowaÅ‚a wÄ…tek.
   - SÅ‚yszaÅ‚eÅ›, co powiedziaÅ‚am?
   - Tak.
   - I co ty na to?
   - Jestem... trochÄ™ zaskoczony.
   - A ja w gruncie rzeczy nie. Choć do tej pory sobie tego nie uÅ›wiadamiaÅ‚am. Ale czytaÅ‚am o tym ostatnio sporo...
   - Gdzie?
   - W takich różnych pismach.
   - Babskich?
   - Kobiecych – powiedziaÅ‚a powoli, wyraźnie akcentujÄ…c każdÄ… sylabÄ™. – Mówisz tak, jak Marek. Jak zobaczyÅ‚, co czytam, rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ i powiedziaÅ‚, że dziecinniejÄ™, bo czytam babskie pisma – tym razem grzmot byÅ‚ naprawdÄ™ bliski i nastÄ…piÅ‚ w chwilÄ™ po oÅ›lepiajÄ…cej bÅ‚yskawicy.
   - No już, nie gniewaj siÄ™. Powiedz, co wyczytaÅ‚aÅ› w tych „kobiecych” – nie mogÅ‚em sobie darować lekkiej ironii przy wypowiadaniu tego sÅ‚owa – pismach.
   - Na przykÅ‚ad, że monogamia nie leży w naturze czÅ‚owieka...
   - Za to leży w niej wielokrotny, sterowany orgazm? – zacytowaÅ‚em jakÄ…Å›, zapamiÄ™tanÄ… z reklamy kobiecego miesiÄ™cznika, kwestiÄ™.
   - Znów mówisz jak Marek.
   - Wybacz, ale nie można brać na serio porad z takich gazet, produkowanych seryjnie dla poprawienia samopoczucia różnych osób.
   - Dlaczego?
   - A wierzysz – przywoÅ‚aÅ‚em kelnera, by zapÅ‚acić rachunek, bo pierwsze krople zaczęły stukać w parasol nad nami – w gazetowe horoskopy?
   - Nie, ale to bzdury.
   - To dlaczego, jeÅ›li jakaÅ› gazeta zdecydowaÅ‚a siÄ™ na opublikowanie jednej bzdury, nie miaÅ‚aby napisać innych, żeby zadowolić czytelników? – uregulowaÅ‚em należność. – Dlatego nie wierzÄ™ żadnej gazecie z horoskopem.
   Deszcz rozpadaÅ‚ siÄ™ na dobre. Ogródek opustoszaÅ‚ i my również musieliÅ›my zmykać w jakieÅ› bezpieczne miejsce. I choć zajęło nam to dosÅ‚ownie chwilÄ™, a Ania miaÅ‚a parasol, to nim dobiegliÅ›my pod jakiÅ› dach, wyglÄ…daÅ‚a, jakby uczestniczyÅ‚a w konkursie mokrego podkoszulka. W bardzo dosÅ‚ownym sensie. I nie sposób byÅ‚o na to nie zareagować.
   - Czy ja ci siÄ™ podobam? – to pytanie daleko już wykraczaÅ‚o, poza standardowÄ… znajomość.
   - Tak, ale bardzo siÄ™ spieszÄ™ – wiem, idiotyczny tekst. Ale wymyÅ›lcie jakiÅ› lepszy w takiej sytuacji.
   - Nie mówiÅ‚eÅ›, że jesteÅ› gdzieÅ› umówiony?
   - Bo nie wiedziaÅ‚em, że zmoknÄ™. MuszÄ™ teraz najpierw wrócić do domu...
   - Chyba nie zostawisz mnie w tym stanie? – ten „stan” polegaÅ‚ na tym, że Ania miaÅ‚a na sobie kompletnie przemoczonÄ… sukienkÄ™, a pod spodem tylko stringi.
   - OczywiÅ›cie, że nie – wyjÄ…Å‚em z kieszeni marynarki portfel, zdjÄ…Å‚em jÄ… i podaÅ‚em Ani. – Oddasz mi później.
   - Kiedy?
   - Jak trochÄ™ ochÅ‚oniesz – powiedziaÅ‚em już w biegu, bo akurat jechaÅ‚ mój autobus.
   OczywiÅ›cie, nie byÅ‚em z nikim umówiony. Po powrocie do domu przebraÅ‚em siÄ™ w suche ciuchy i zaczÄ…Å‚em przemyÅ›liwać poważnie zaistniaÅ‚Ä… sytuacjÄ™. I choć burza krążyÅ‚a w tym czasie dookoÅ‚a, to dzwonek telefonu i tak zabrzmiaÅ‚ jak wystrzaÅ‚ z armaty.
   - Cześć, tu Marek – bÅ‚yskawica ponownie rozjaÅ›niÅ‚a niebo. – Co robisz?
   - SuszÄ™ siÄ™.
   - Aha. To znaczy, że mogÄ™ wpaść?
   PrzyszedÅ‚ pół godziny później. W tym czasie wypogodziÅ‚o siÄ™, a sÅ‚oneczko zaczęło prażyć. Ale gdy stanÄ…Å‚ w moich drzwiach, znów odezwaÅ‚ siÄ™ odgÅ‚os dalekiego grzmotu.
   - Wiesz, sam już nie wiem, czy powinienem żenić siÄ™ z AniÄ….
   PrzyznajÄ™, po tym oÅ›wiadczeniu pomyÅ›laÅ‚em w pierwszej chwili, że obydwoje poddajÄ… mnie jakiemuÅ› wspólnemu eksperymentowi. RzeczywiÅ›cie, znudziÅ‚o im siÄ™ wspólne życie, dlatego postanowili je sobie urozmaicić zabawÄ… moim kosztem. Ale o ile AniÄ™ można byÅ‚o posÄ…dzić o aktorskie umiejÄ™tnoÅ›ci, o tyle Marek byÅ‚ na to trochÄ™ zbyt prostolinijny.
   - Pewnie naczytaÅ‚eÅ› siÄ™ babskich gazet, że monogamia nie leży w naturze czÅ‚owieka?
   - Nie, co ty. Ale wiesz, to Å›mieszne, Ania coÅ› o tym ostatnio wspominaÅ‚a.
   - To dlaczego ty masz wÄ…tpliwoÅ›ci? – postanowiÅ‚em przejść nad jego dygresjÄ… do porzÄ…dku dziennego.
   - No bo co ja w sumie wiem o kobietach? Zawsze byÅ‚em tylko z AniÄ…. Ja nawet nie wiem, czy my to dobrze robimy.
   - Co? - nie zrozumiaÅ‚em w pierwszej chwili.
   - No wiesz... – pokazaÅ‚ jednoznaczny gest, obrazujÄ…cy „kopulację”.
   - Aha – tym razem „zaÅ‚apaÅ‚em”. – Na pewno dobrze.
   - SkÄ…d wiesz?
   - To instynkt. Ja za pierwszym razem robiÅ‚em to równie dobrze, jak za setnym.
   - I nic siÄ™ nie zmieniÅ‚o?
   - No... generalnie nic. Ale tak naprawdÄ™, o co ci chodzi?
   - Ja myÅ›lÄ™, że ona kogoÅ› ma.
   - Przecież siÄ™ niedawno oficjalnie zarÄ™czyliÅ›cie?
   - No tak. Ale ona ostatnio bardzo maÅ‚o mi mówi.
   - I co to znaczy?
   - Å»e rozmawia z kimÅ› innym.
   - JesteÅ› zazdrosny, że rozmawia z kimÅ› innym, czy że z kimÅ› innym sypia? – byÅ‚em nieco rozbawiony.
   - Nie żartuj sobie z tego. U nas jedno i drugie jest równie ważne. ZresztÄ…, ostatnio rozmowy staÅ‚y siÄ™ jakby ważniejsze – refleksja o tym, że seks spadÅ‚ w ich zwiÄ…zku na dalszy plan, nie napawaÅ‚a go optymizmem.
   - I tu ciÄ™ boli?
   - No – potwierdziÅ‚ krótko.
   Pewnie Marek oczekiwaÅ‚ ode mnie jakiÅ› dodatkowych pytaÅ„. Ale o ile w kwestii uczuć czujÄ™ siÄ™ poniekÄ…d specjalistÄ…, to w „tych” sprawach nie uważam siÄ™ za osobÄ™ zbyt kompetentnÄ…. A już na pewno nie takÄ…, która może udzielać rad. Dlatego rozmowa przestaÅ‚a siÄ™ zupeÅ‚nie kleić i Marek zaraz siÄ™ pożegnaÅ‚.
   Kiedy wyszedÅ‚, zaczÄ…Å‚em rozważać niezrÄ™cznÄ… sytuacjÄ™, w której siÄ™ znalazÅ‚em. Nie miaÅ‚em zupeÅ‚nie pomysÅ‚u jak siÄ™ z niej wydostać. PoczuÅ‚em siÄ™, jakbym siÄ™ znalazÅ‚ w potrzasku, w puÅ‚apce, nie swoich przecież, uczuć. A tego, że to jeszcze nie koniec, byÅ‚em pewny.
   Kolejna odsÅ‚ona tej niemal rodzinnej już burzy, nastÄ…piÅ‚a wkrótce.
   - Halo – rzuciÅ‚em do sÅ‚uchawki.
   - Cześć, tu Ania.
   - ......
   - JesteÅ› tam?
   - Jestem.
   - ChciaÅ‚am ci oddać marynarkÄ™.
   - Chwilowo mi nie jest potrzebna.
   - Czemu siÄ™ wygÅ‚upiasz?
   - Nie wygÅ‚upiam siÄ™. Po prostu... wyjeżdżam jutro na wakacje.
   - Rozumiem. To na razie.
   MiaÅ‚em nadziejÄ™, że na jakiÅ› czas mam jÄ… z gÅ‚owy. Ale po poÅ‚udniu ktoÅ› zadzwoniÅ‚ do moich drzwi. OdsÅ‚oniÅ‚em „judasza” i zobaczyÅ‚em po drugiej stronie... swojÄ… marynarkÄ™. KtoÅ› jÄ… trzymaÅ‚ wyciÄ…gniÄ™ta przed siebie. Nie widziaÅ‚em wprawdzie postaci, ale i tak domyÅ›laÅ‚em siÄ™, kto to.
   - Ania, przecież wyraźnie ci mówiÅ‚em...
   - To ja, stary – ten gÅ‚os należaÅ‚ do Marka i nie byÅ‚ zbyt wesoÅ‚y.
   Przez mojÄ… gÅ‚owÄ™ przebiegaÅ‚y setki myÅ›li. ByÅ‚em pewien, że to Ania musiaÅ‚a coÅ› wymyÅ›lić, żeby rozegrać jakÄ…Å› swojÄ… grÄ™. I tak na wszelki wypadek odegrać siÄ™ na mnie, żeby nie przyszÅ‚o mi do gÅ‚owy powiedzieć Markowi o jej prowokacyjnym zachowaniu. Kobieta inteligentna jest sto razy bardziej niebezpieczna niż stado os.
   PostanowiÅ‚em blefować.
   - Jestem chory.
   - No co ty? Ania mówiÅ‚a, że wyjeżdżasz jutro na wakacje.
   - Å»artowaÅ‚em. Jestem bardzo chory.
   - To co ja mam zrobić z tÄ… marynarkÄ…?
   Jego gÅ‚os byÅ‚ dziwnie spokojny i nie wykazywaÅ‚ oznak wojowniczych zamiarów. Dlatego zaproponowaÅ‚em:
   - Ja uchylÄ™ lekko drzwi, a ty mi jÄ… podasz.
   Ta chwila sÅ‚aboÅ›ci, to byÅ‚ mój bÅ‚Ä…d. Marek wepchnÄ…Å‚ nogÄ™ pomiÄ™dzy drzwi.
   - Czemu nie chcesz ze mnÄ… porozmawiać?
   - Dobra, wejdź – zaproponowaÅ‚em zrezygnowany.
   - O co chodzi? Bo na chorego nie wyglÄ…dasz – zapytaÅ‚, gdy siedziaÅ‚ już w moim pokoju.
   - Jakby ci tu powiedzieć... – no wÅ‚aÅ›nie, jak? BaÅ‚em siÄ™, że coÅ› namieszam, choć z drugiej strony nie powinienem mieć wobec Ani skrupułów. Ale miaÅ‚em je wobec Marka. – MyÅ›lÄ™, że Ania chce ci dać coÅ› do zrozumienia.
   - Co?
   - Przecież sam mówiÅ‚eÅ›, że ci siÄ™ wydaje, że kogoÅ› ma?
   - No, tak. Ale co to ma wspólnego z tobÄ…?
   - A powiedz mi, jak wytÅ‚umaczyÅ‚a ci, że ma mojÄ… marynarkÄ™?
   - W ogóle mi nie tÅ‚umaczyÅ‚a... – coÅ› chyba zaczęło do niego docierać. – Chyba nie chcesz powiedzieć, że mam być zazdrosny o ciebie?
   - Masz być zazdrosny o niÄ…. Ja tu jestem tylko przykÅ‚adem. JesteÅ›cie ze sobÄ… od zawsze i ona nie czuje, że ty o niÄ… zabiegasz. A kobiety to lubiÄ….
   ByÅ‚em pewien, że udaÅ‚o mi siÄ™ zgrabnie ominąć niebezpieczne rafy. Za chwilÄ™ miaÅ‚em siÄ™ jednak przekonać jak bardzo siÄ™ myliÅ‚em.
   - No tak, wyszÅ‚o jej samolubstwo. A ja też nie czujÄ™, że o mnie zabiega. W łóżku tylko rozkracza nogi...
   Reszty nie bÄ™dÄ™ powtarzaÅ‚, ale sami sobie możecie wyobrazić, jaka byÅ‚a. Marek wyszedÅ‚ ode mnie bardzo wzburzony. NastÄ™pnego dnia obudziÅ‚ mnie telefon.
   - No i co, zadowolony jesteÅ›?
   - SÅ‚ucham? – zapytaÅ‚em półprzytomny, ledwo poznajÄ…c gÅ‚os Ani.
   - Pytam, czy jesteÅ› dumny z tego, co nagadaÅ‚eÅ› Markowi?
   - A co ja mu nagadaÅ‚em?
   - Ty już dobrze wiesz.
   - A kto go wysÅ‚aÅ‚ do mnie z marynarkÄ…? – niepotrzebnie zaczÄ…Å‚em siÄ™ bronić, bo jak wiadomo, tÅ‚umaczÄ… i broniÄ… siÄ™ winni.
   - To już sprawa miÄ™dzy mnÄ… a nim – rzuciÅ‚a wÅ›ciekÅ‚a sÅ‚uchawkÄ…, nie zauważajÄ…c jak sama zgrabnie wplotÅ‚a mnie „w sprawÄ™ miÄ™dzy mnÄ…, a nim”.
   Po dwóch godzinach odebraÅ‚em jeszcze trzy kipiÄ…ce zÅ‚oÅ›ciÄ… telefony, oskarżajÄ…ce mnie o rozpad zwiÄ…zku najwspanialszej pary Å›wiata. PróbowaÅ‚em dodzwonić siÄ™ do Marka, ale nie byÅ‚o u niego nikogo w domu. PoczuÅ‚em siÄ™ zupeÅ‚nie zakleszczony w tej puÅ‚apce uczuć i coraz bardziej nie wiedziaÅ‚em, jak siÄ™ z niej wyrwać. Na poczÄ…tek postanowiÅ‚em siÄ™ wiÄ™c ukryć. WyjechaÅ‚em bÅ‚yskawicznie na wakacje.
   WróciÅ‚em po miesiÄ…cu, majÄ…c nadziejÄ™, że przez ten czas burza ucichÅ‚a, a Marek z AniÄ… znów sÄ… razem. Niestety, okazaÅ‚o siÄ™, że teraz to już przypomina tropikalny cyklon, a ja nadal jestem głównym winnym jego rozpÄ™tania. ByÅ‚em Å‚atwym celem, bo już kilka znajomych byÅ‚o na mnie zÅ‚ych, za rady, jakie dawaÅ‚em ich chÅ‚opakom. SprowadzaÅ‚y siÄ™ one głównie do tego, że przy jakiÅ› kryzysach radziÅ‚em po prostu zachować im jak najwiÄ™kszÄ… obojÄ™tność, tÅ‚umaczÄ…c, że tylko to może doprowadzić do ich ponownego zejÅ›cia siÄ™ z wybrankami.
   Rada zwykle skutkowaÅ‚a, za to oni nie mogli siÄ™ powstrzymać od przekazania, kto im jej udzieliÅ‚. Skutki ich szczeroÅ›ci byÅ‚y Å‚atwe do przewidzenia. Jedna ze znajomych powiedziaÅ‚a mi nawet w zÅ‚oÅ›ci, że ona ma ochotÄ™, by jej byÅ‚y chÅ‚opak do niej caÅ‚y czas wydzwaniaÅ‚, przychodziÅ‚ do niej na uniwerek, a ona ma prawo go olewać. Ja zaÅ› nie mam prawa wtrÄ…cać siÄ™ w stosunki miÄ™dzy nimi.
   Szczerze mówiÄ…c, to w gÅ‚Ä™bi duszy przyznawaÅ‚em im racjÄ™. To przecież nie byÅ‚o moje życie, ale ich. Lecz pochlebiaÅ‚o mi, że koledzy zwracajÄ… siÄ™ do mnie z pytaniem w takich sprawach i z próżnoÅ›ci dawaÅ‚em im te rady. Na ich szczęście, a wÅ‚asnÄ… zgubÄ™...
   Tym razem jednak sytuacja rozwinęła siÄ™ w sposób wyjÄ…tkowo niebezpieczny. Obydwie strony sporu powoÅ‚ywaÅ‚y siÄ™ na mnie zdecydowanie zbyt czÄ™sto, o czym zresztÄ… dowiadywaÅ‚em siÄ™ z drugiej rÄ™ki, bo żadne z nich, na szczęście, już do mnie nie dzwoniÅ‚o. Tak wiÄ™c okazaÅ‚o siÄ™, że przyznaÅ‚em siÄ™ Markowi do tego, że spaÅ‚em z AniÄ…. Ania zaÅ› temu nie zaprzeczyÅ‚a, twierdziÅ‚a tylko, że podstÄ™pnie sprowadziÅ‚em jÄ… do siebie, upiÅ‚em a nastÄ™pnie wykorzystaÅ‚em. Chyba muszÄ™ mieć coÅ› paskudnego w twarzy, bo nikt ze znajomych nie wÄ…tpiÅ‚ w tÄ™ wersjÄ™. W tym gronie nie mogÅ‚em siÄ™ już wiÄ™cej pokazywać i tylko z niektórymi osobami utrzymywaÅ‚em jeszcze sporadyczny kontakt. Na szczęście, zawsze żyÅ‚em w kilku niezależnych i nie znajÄ…cych siÄ™ Å›rodowiskach, wiÄ™c mogÅ‚em siÄ™ z nimi pożegnać bez żalu.
   Od tego okresu minęło kilka lat. Sam już byÅ‚em żonaty i zupeÅ‚nie zapomniaÅ‚em o tej historii. Warszawa to jednak bardzo maÅ‚e miasto i trudno nie natknąć siÄ™ w koÅ„cu na jakiegoÅ› znajomego. ZwÅ‚aszcza takiego, którego siÄ™ nie chce spotkać.
   Tak byÅ‚o i tym razem. ByÅ‚em akurat na Poczcie Głównej, kiedy zobaczyÅ‚em przy okienku AniÄ™. ZastanawiaÅ‚em siÄ™ nawet, czy nie wyjść i wrócić za parÄ™ minut. Ale na zewnÄ…trz zaczęła siÄ™ ulewa i postanowiÅ‚em w koÅ„cu po prostu wbić wzrok w wypeÅ‚niany przekaz polecenia i udawać, że nikogo nie zauważam. Moja metoda nie przyniosÅ‚a jednak oczekiwanego skutku.
   - Jacek? – wprawdzie zabrzmiaÅ‚o to dość przyjaźnie, ale mój wzrok musiaÅ‚ chyba wyrażać chęć ucieczki. – Dawno ciÄ™ nie widziaÅ‚am.
   - RzeczywiÅ›cie. Ale wÅ‚aÅ›nie siÄ™ spieszÄ™, bo akurat jest moja kolej – pokazaÅ‚em rÄ™kÄ… na tablicÄ™, na której wyÅ›wietlaÅ‚y siÄ™ „numerki”.
   - CoÅ› ci siÄ™ chyba pomyliÅ‚o – spojrzaÅ‚a na Å›wistek papieru, trzymany przeze mnie w rÄ™ce. – Przed tobÄ… jest jeszcze dwadzieÅ›cia osób. – uÅ›miechnęła siÄ™ wyrozumiale. –Pewnie nie chcesz ze mnÄ… rozmawiać, bo boisz siÄ™, że jestem na ciebie zÅ‚a za rozbicie mojego zwiÄ…zku z Markiem?
   - Ja... siÄ™... – zaczÄ…Å‚em siÄ™ plÄ…tać, bo jej stwierdzenie mnie zaskoczyÅ‚o. MiaÅ‚em nadziejÄ™, że przynajmniej oni sami zdajÄ… sobie sprawÄ™, co tak naprawdÄ™ byÅ‚o przyczynÄ… rozpadu ich zwiÄ…zku. I że ja nie mam z tym nic wspólnego.
   - Rozumiem. Masz poczucie winy. Ale nie przejmuj siÄ™. UÅ‚ożyliÅ›my sobie życie z innymi osobami, a Marek ma nawet dziecko. Tak wiec, nie ma tego zÅ‚ego... – mimo słów, jakie wypowiadaÅ‚a, w jej gÅ‚osie brzmiaÅ‚ wyraźny żal. Mnie zaÅ› zatkaÅ‚o już kompletnie. – WidzÄ™, że nie chcesz ze mnÄ… rozmawiać. BÄ™dÄ™ już lecieć.
   Kiedy wyszÅ‚a, zrozumiaÅ‚em, że ani ja, ani oni, już nigdy nie wydostaniemy siÄ™ z tej puÅ‚apki uczuć. Bo sÄ… takie chwile, że miÅ‚ość sÅ‚abnie. I jeÅ›li wtedy jej nie umocnimy, to rozpadnie siÄ™ na kilka części. I jeÅ›li nawet kiedyÅ› jÄ… ponownie skleimy, to już nigdy nie bÄ™dzie taka jak dawniej i bÄ™dzie wyraźnie widać miejsca, w których pÄ™kÅ‚a.
   Dlatego nie wierzcie nigdy w dobre rady znajomych oraz żadnych „fachowych” pism. Każde uczucie jest na tyle wyjÄ…tkowe i odmienne, że nie ma żadnej gotowej recepty na to, jak je uzdrowić i utrzymać przy życiu. Za każdym razem lekarstwo mogÄ… znaleźć wyÅ‚Ä…cznie zakochani. I za każdym razem bÄ™dzie ono niepowtarzalne, tak jak ich miÅ‚ość.
   Dlatego nikt poza nimi nie bÄ™dzie mógÅ‚ z niego skorzystać, bez ryzyka, że może Å›miertelnie zagrozić uczuciu.
   

Komentarze czytelników