Tekst INNY ÅšWIAT
był czytany 1347 razy
INNY ÅšWIAT
Ta historia wydarzyła się zdecydowanie przed tym, zanim świat dziecięcej fantazji zaludniły stwory z książek o Harrym Potterze i jemu podobnych. Nie było wtedy tysięcy blogów, z pamiętnikami różnych czarodziejów i czarodziejek. Ale istnieli już wtedy inni przybysze nie z tego świata, pobudzający naszą wyobraźnię.
Sylwia bardzo lubiła książki fantasy. Była za pan brat ze wszystkimi bohaterami Tolkiena, wiedźmin Geralt był jej pierwszą miłością. Nie należała jednak do grona osób, które usiłowały na papier przelać swoją fascynację przedziwnymi bohaterami, z większym lub zwykle z mniejszym powodzeniem. Dlatego nikomu do głowy nie przyszłoby, ze może się z nią stać właśnie coś takiego...
Zawsze była szarą myszką, siedzącą na wszystkich imprezach w kącie. Jej głosik był cichutki, a śmiech, prawie że niesłyszalny. Dlatego bardzo zdziwiliśmy się, kiedy któregoś dnia roześmiała się niemal tubalnie. Śmiech ten jednak nie był pochodną cieniutkiego sopraniku, jakim dysponowała. Ktoś, kto w ten sposób się śmiał, musiał być obdarzony głębokim basem. Wszystkie rozmowy od razu ucichły, a spojrzenia skierowały w jej stronę.
- Czemu się śmiałaś? – zapytała wreszcie Weronika, która była jej najlepszą przyjaciółką.
- To nie ja. To Luks – odpowiedziała z uśmiechem, jakby to wszystko wyjaśniało.
Wtedy go poznaliśmy. Na imię miał właśnie Luks, 190cm wzrostu, piękne, kruczoczarne włosy i zniewalający uśmiech. Aha, i umiał latać. Nie wiem, kim dokładnie był, ale od razu zajął w sercu Sylwii najważniejsze miejsce. Żeby nie było tak łatwo, miała przeciwniczkę w postaci Zeldy, długonogiej, smukłej blondynki, o zimnym sercu.
- Czy nie uważasz, że z Sylwią jest coś nie tak? – zapytałem któregoś dnia Weronikę.
- Dlaczego?
- To całe jej udawanie, że żyję we własnym świecie...
- Skąd wiesz, że to udawane? – nie bardzo wiedziałem co odpowiedzieć. – A poza tym, jeśli rzeczywiście udawane, to nie ma się czym martwić.
- A jeśli nie udawane?
- Czepiasz się. Ja uważam, że to jest nawet urocze. Ona jest po prostu trochę zwariowana.
Sylwia z dnia na dzień traciła różnych znajomych, którzy przestali zapraszać ją na imprezy, tracili ochotę przebywania w jej towarzystwie, a gdy już ją zobaczyli, to modlili się, żeby akurat była w innym świecie i nie zauważyła ich. Ale ona się tym nie przejmowała. Za cały kontakt z rzeczywistością wystarczyło jej kilka przyjaciółek, z Weroniką na czele. One utrzymywały ją w przekonaniu, że to cudownie, żyć w dwóch różnych światach. Z wypiekami na twarzy słuchały jej opowieści, o Luksie, Zeldzie i wszystkich innych dziwacznych stworach.
Trwało to prawie rok. Aż któregoś dnia Weronika zadzwoniła do mnie.
- Sylwia jest w szpitalu – oznajmiła bez zbędnych wstępów.
W pierwszej chwili pomyślałem, że trafiła na oddział psychiatryczny. Ale nie, była na chirurgii, bo potrącił ją samochód na przejściu dla pieszych.
- Jak siÄ™ czujÄ™?
- Ogólnie dobrze, tylko...
- Tylko co?
- Wiesz, ona mówi trochę od rzeczy.
Też mi nowina.
- I co w zwiÄ…zku z tym?
- Twierdzi, że ten wypadek to przez Zeldę. Luks miał z nią przefrunąć ponad przejściem, ale ta zazdrośnica rozdzieliła ich dłonie i dlatego Sylwia spadła na samochód.
- Aha – skonstatowałem i czekałem na ciąg dalszy. Czułem, że Weronika chcę ode mnie czegoś jeszcze.
- Nie poszedłbyś ze mną jutro do niej, do szpitala?
- Po co?
- Bo jak byłam dzisiaj sama, to trochę się jej bałam.
- A inne? – miałem na myśli oczywiście całe kółko wzajemnej adoracji.
- One też się boją.
Następnego dnia, w szpitalu, zobaczyłem na korytarzu całą tę gromadkę. Gdyby nie ich autentycznie przerażone twarze, nie darowałbym sobie paru złośliwych uwag.
- I co?
- Jest u niej teraz jej mama – pokazała na drzwi, w których po chwili stanęła zapłakana kobieta.
- Chcę widzieć Weronikę. – wyszlochała przez łzy. Ale sama zawołana stała w miejscu.
- Ja... ja nie mogÄ™.
- Pójdę z tobą – zaoferowałem się.
- Idź sam i spytaj się czego chcę.
Wszedłem do sali, gdzie oprócz naszej koleżanki, leżało jeszcze kilka innych osób, po wypadku. Ale tylko Sylwia była uśmiechnięta. Ucieszyła się, gdy mnie zobaczyła.
- Powiedz Weronice, że nie mogę się z nią dzisiaj spotkać.
- Dlaczego?
- Luks powiedział, że jeśli chce się nauczyć latać sama, to musze się stąd wyprowadzić.
Był to jej ostatni kontakt z rzeczywistością. Od tej pory żyła już tylko w świecie wiedźm, hobbitów oraz różnych czarodziejek i czarownic.
Mamy nadzieję, że jest jej tam dobrze. Nie wiemy tego na pewno, bo nikomu jednak nie udało się przeniknąć do jej świata. I trochę żałujemy, ze w odpowiedniej chwili ktoś nie postarał się jej zatrzymać na naszym świecie.