Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
40013 osoby czytały to 542491 razy. Teraz jest 10 osób
      10 użytkowników on-line
     Tekst KIEROWNIK KOPERTA
     był czytany 1474 razy

KIEROWNIK KOPERTA

   Pod koniec maja, kiedy wieczory byÅ‚y już wystarczajÄ…co ciepÅ‚e, wybraliÅ›my siÄ™ z żonÄ… do Marty i Marka, mieszkajÄ…cych kilkanaÅ›cie kilometrów pod miastem. RozpaliliÅ›my ognisko, piekliÅ›my kieÅ‚baski, kiedy na sÄ…siedniej posesji usÅ‚yszeliÅ›my huk tÅ‚uczonego szkÅ‚a. Marek podszedÅ‚ do pÅ‚otu a ja za nim
   - UrwaÅ‚a siÄ™ okiennica – zawyrokowaÅ‚ smutno.
   - Tam ktoÅ› w ogóle mieszka? – zapytaÅ‚em. – WyglÄ…da trochÄ™, jakby siÄ™ dom miaÅ‚ zawalić.
   - ByÅ‚y wÅ‚aÅ›ciciel zapisaÅ‚ dla Domu Dziecka, ale znaleźli siÄ™ jacyÅ› dalecy krewni, którzy siÄ™ o to procesujÄ…. A dom niszczeje.
   WróciliÅ›my do naszych paÅ„ do ogniska.
   - Koperta? – uÅ›miechnęła siÄ™ moja żona. – Å›miesznie siÄ™ nazywaÅ‚.
   - To nie nazwisko, to pseudonim – wyjaÅ›niÅ‚a Marta. – Opowiedz im Marek, ty lepiej to pamiÄ™tasz.
   Marek kiwnÄ…Å‚ potakujÄ…co gÅ‚owÄ…, dorzuciÅ‚ drewna do ogniska i zaczÄ…Å‚ swojÄ… opowieść.
   - Kierownika poznaÅ‚em gdy odziedziczyÅ‚em po dziadku tÄ™ dziaÅ‚kÄ™. Pierwszy raz zobaczyÅ‚em go na pogrzebie, kiedy podchodziÅ‚ skÅ‚adać naszej rodzinie kondolencje. NastÄ™pnym razem spotkaliÅ›my siÄ™, gdy przyjechaÅ‚em na dziaÅ‚kÄ™ ze specjalistÄ… z agencji nieruchomoÅ›ci. ChciaÅ‚em jÄ… sprzedać. Wtedy nie wyobrażaÅ‚em sobie mieszkania kilkanaÅ›cie kilometrów za miastem.
   - DzieÅ„ dobry panu – Kierownik ucieszyÅ‚ siÄ™ na mój widok.
   - DzieÅ„ dobry – ukÅ‚oniÅ‚em siÄ™.
   - PrzyjechaÅ‚ pan z architektem?
   - Nie, to jest pan z agencji nieruchomoÅ›ci. Ma wycenić dziaÅ‚kÄ™.
   - Chce pan jÄ… sprzedać? – wyraźnie siÄ™ zmartwiÅ‚. – Szkoda, bo miaÅ‚em nadziejÄ™, że zostaniemy sÄ…siadami. A tak nie wiem, kto siÄ™ tu wprowadzi...
   - JeÅ›li pan chce, mogÄ™ jÄ… panu sprzedać – zrobiÅ‚o mi siÄ™ go żal. – Niedrogo policzÄ™, mogÄ™ nawet rozÅ‚ożyć na raty – nie wiem, dlaczego to powiedziaÅ‚em, bo w agencji oÅ›wiadczyÅ‚em, że zależy mi jak najszybciej na pieniÄ…dzach.
   - Nie mogÄ™ jej kupić. Nie pozwalajÄ… mi na to wzglÄ™dy moralne – pokiwaÅ‚ przeczÄ…co gÅ‚owÄ…. Ja nie drążyÅ‚em już dalej tematu, choć bardzo mnie zaciekawiÅ‚ powód jego odmowy.
   MiesiÄ…c później agencja znalazÅ‚a kupca. Ale wtedy byÅ‚a już wiosna i pojechaliÅ›my z MartÄ…, żeby odpocząć na Å›wieżym powietrzu.
   - Nie mówiÅ‚eÅ›, że tu tak Å‚adnie – zachwyciÅ‚a siÄ™, a ja już czuÅ‚em, o co jej chodzi.
   Zamiast ziemi wstawiliÅ›my do agencji nasze mieszkanie i rozpoczÄ™liÅ›my budowÄ™ domu. Kierownik byÅ‚ wyraźnie zadowolony i gdyby nie kiepski stan zdrowia jego żony, pewnie podskakiwaÅ‚by z radoÅ›ci. Ja na razie zaglÄ…daÅ‚em tylko głównie po to, żeby sprawdzić, czy górale, po powrocie z kolejnego, tygodniowego wesela, wiedzÄ… jeszcze, co budujÄ…. Ale kiedyÅ› wesele musiaÅ‚o siÄ™ przeciÄ…gnąć, bo po przyjeździe na dziaÅ‚kÄ™, nie zastaÅ‚em nikogo. Jedynie mój sÄ…siad siedziaÅ‚ na fotelu przed domem, a na kolanach miaÅ‚ rozÅ‚ożony jakiÅ› album. Wielkimi, drukowanymi literami, byÅ‚o na nim napisane: „STUDIA”.
   - DzieÅ„ dobry panu – ukÅ‚oniÅ‚em siÄ™ – OglÄ…da pan jakieÅ› stare fotografie?
   - Nie – zaprzeczyÅ‚ z uÅ›miechem. – To tylko moja kolekcja.
   - A co pan zbiera? Bo na klaser to nie wyglÄ…da.
   - Nie, to sÄ… koperty – przypomniaÅ‚o mi siÄ™ wtedy, że dziadek mówiÅ‚ kiedyÅ› o swoim sÄ…siedzie: Kierownik Koperta.
   - JakieÅ› szczególne?
   - Dla mnie tak – podniósÅ‚ siÄ™ z fotela i razem z albumem podszedÅ‚ do pÅ‚otu. OtworzyÅ‚ go przede mnÄ… z dumÄ…, a ja oniemiaÅ‚em. Na pierwszej stronie byÅ‚y cztery identyczne, stare, szare koperty. Nie miaÅ‚y żadnych stempli, ani innych znaków wyróżniajÄ…cych. Jednak Kierownik zdawaÅ‚ siÄ™ nie zauważać mojego zdziwienia. – Wie pan, na poczÄ…tku zostawiaÅ‚em je sobie dlatego, że mogÅ‚y mi siÄ™ kiedyÅ› przydać. Jestem chÅ‚opskim synem, nauczonym oszczÄ™dnoÅ›ci. Dopiero potem zaczÄ…Å‚em doceniać ich szczególnÄ… wartość. Na przykÅ‚ad ta – pokazaÅ‚ na górnÄ… lewÄ…. – DostaÅ‚em jÄ… na drugim roku, kiedy awansowaÅ‚em w ZSMP.
   - A z jakiej okazji?
   - Przyznanie miejsca w akademiku...
   Wtedy wszystko staÅ‚o siÄ™ jasne. Mój sÄ…siad kolekcjonowaÅ‚ koperty, w których kiedyÅ› otrzymaÅ‚ Å‚apówki. Z tej przyczyny miaÅ‚y one dla niego wartość sentymentalnÄ…. Każda z nich wiÄ…zaÅ‚a siÄ™ z jakÄ…Å› historiÄ…, dlatego w jego mniemaniu byÅ‚y wyjÄ…tkowe.
   NastÄ™pne dwie godziny spÄ™dziÅ‚em z nim przy pÅ‚ocie, sÅ‚uchajÄ…c dziejów mojego sÄ…siada. Kierownik przeszedÅ‚ wiele szczebli urzÄ™dniczej kariery i byÅ‚ rzucany na różne odcinki walki o lepszÄ… przyszÅ‚ość. W jego opowieÅ›ci zamykaÅ‚a siÄ™ caÅ‚a specyfika PRL-u, jako gospodarki niedoboru, gdzie wszystko trzeba byÅ‚o zaÅ‚atwiać. Dlatego też mój sÄ…siad mógÅ‚ tam dobrze funkcjonować.
   - Wie pan, dopiero ten nowy ustrój mnie wykoÅ„czyÅ‚.
   - Jak to? – zdziwiÅ‚em siÄ™. – WydawaÅ‚o mi siÄ™ raczej, że... – zawahaÅ‚em siÄ™ – koperty krążą teraz bardziej intensywnie.
   - Może i bardziej, ale brak w tym ludzkiego wymiaru. Ja, proszÄ™ pana, braÅ‚em Å‚apówki tylko od tych, którym należaÅ‚o siÄ™ to, za co dawali pieniÄ…dze. A teraz wszystko można kupić, chociaż ci, co kupujÄ…, nie zasÅ‚ugujÄ… na to. Teraz byle cham, jak da pieniÄ…dze, może dostać, co mu siÄ™ zamarzy. A na dodatek nawet nie zobaczy ubytku w kasie. Dawniej, jak czÅ‚owiek miaÅ‚ za dużo pieniÄ™dzy, to wÅ‚adza to od razu widziaÅ‚a i mu zabieraÅ‚a.
   StwierdziÅ‚em, że nie ma sensu wdawanie siÄ™ w dyskusjÄ™ ze starszym panem. ByÅ‚ Å›wiÄ™cie przekonany o swoich racjach, a nie byÅ‚ już w wieku, w którym zmienia siÄ™ poglÄ…dy. Jednak pomyÅ›laÅ‚em, że to dobry moment, aby dowiedzieć siÄ™, czemu nie chciaÅ‚ kupić ode mnie dziaÅ‚ki.
   - A nie miaÅ‚ pan nigdy... oporów moralnych? – postanowiÅ‚em w sprytny sposób nawiÄ…zać do motywów jego odmowy.
   - ProszÄ™ pana – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ pobÅ‚ażliwie. – Branie Å‚apówek przez urzÄ™dników jest normalnÄ… praktykÄ… od tysiÄ™cy lat. Dopóki cokolwiek bÄ™dzie zależeć od woli jakiegoÅ› urzÄ™dnika, dopóty zawsze bÄ™dÄ… istniaÅ‚y Å‚apówki. Nie wmówi mi pan, że nie daÅ‚ Å‚apówki? – otworzyÅ‚em usta, żeby zaprzeczyć, ale przypomniaÅ‚o mi siÄ™, jak musiaÅ‚em „zapÅ‚acić” za operacjÄ™ mojego dziadka. – A widzi pan? – zamknÄ…Å‚ album z tryumfalnym trzaskiem. – A ja jestem, proszÄ™ pana, z Wielkopolski, czyli z pruskiej tradycji urzÄ™dniczej. Wie pan co to znaczy?
   - Nie.
   - W Polsce sÄ… trzy rodzaje urzÄ™dników, których odziedziczyliÅ›my po zaborcach – podniósÅ‚ do góry palec, jak wykÅ‚adowca, pouczajÄ…cy studentów. – Pierwsi, to typ rosyjski. Taki weźmie Å‚apówkÄ™ zawsze, choć nie zawsze może coÅ› zaÅ‚atwić. PieniÄ™dzy zaÅ› nigdy nie odda. Drugi typ, austriacki, też zawsze bierze Å‚apówki, ale jak nie zaÅ‚atwi, to zwróci pieniÄ…dze. ZaÅ› typ pruski – dumnie wypiÄ…Å‚ pierÅ›, jakby spodziewaÅ‚ siÄ™ orderu – bierze tylko wtedy, kiedy wie, że może coÅ› zaÅ‚atwić. PaÅ„ski dziadek o tym wiedziaÅ‚, dlatego mi zaufaÅ‚.
   - Chce pan powiedzieć... – coÅ› zaczęło Å›witać w mojej gÅ‚owie.
   - OczywiÅ›cie, że tak. ByÅ‚em wtedy kierownikiem w... – szukaÅ‚ przez dÅ‚uższÄ… chwilÄ™ czegoÅ› w swojej pamiÄ™ci. W koÅ„cu zrezygnowaÅ‚ – Mniejsza o to, gdzie. W każdym razie musiaÅ‚em zmienić plan zagospodarowania przestrzennego... czy coÅ› w tym stylu. PaÅ„ski dziadek mnie tu przywiózÅ‚ i zaproponowaÅ‚, że jeżeli siÄ™ zgodzÄ™, to mogÄ™ dostać tÄ™ dziaÅ‚kÄ™ – pokazaÅ‚ rÄ™kÄ… na swojÄ… nieruchomość.
   - Czyli, że paÅ„ska dziaÅ‚ka jest Å‚apówkÄ… za... mojÄ… dziaÅ‚kÄ™.
   - DokÅ‚adnie tak. Teraz sam pan rozumie, że nie mogÅ‚em kupić miejsca, za które kiedyÅ› otrzymaÅ‚em już zapÅ‚atÄ™. Mam jeszcze nawet kopertÄ™, do której notariusz zapakowaÅ‚ mi akt darowizny. JeÅ›li pan chce, mogÄ™ panu pokazać? Mam go w innym albumie, musiaÅ‚bym chwilÄ™ poszukać...
   - Może kiedyÅ› indziej. Do widzenia – pożegnaÅ‚em siÄ™.
   Przez lato urósÅ‚ mój dom. Na jesieni mieliÅ›my już stan surowy i przed zimÄ… mogliÅ›my zamieszkać na parterze.
   W grudniu umarÅ‚a żona naszego sÄ…siada. PoszliÅ›my na pogrzeb, zÅ‚ożyliÅ›my mu kondolencje. Kierownik byÅ‚ bardzo przybity. Przez dobre pół roku prawie go nie widywaÅ‚em. Dopiero gdy dni zrobiÅ‚y siÄ™ już bardzo ciepÅ‚e, zobaczyÅ‚em jak wystawiÅ‚ swój fotelik przed dom i usiadÅ‚ w nim, z jednym ze swoich albumów na kolanach. PostanowiÅ‚em udać, że naprawiam coÅ› przy pÅ‚ocie. ByÅ‚o mi go bardzo żal i chciaÅ‚em z nim przez chwilÄ™ sympatycznie porozmawiać. Chyba wyczuÅ‚ moje intencje, albo też sam miaÅ‚ ochotÄ™ na pogawÄ™dkÄ™. PodszedÅ‚ do pÅ‚otu.
   - DzieÅ„ dobry panu.
   - DzieÅ„ dobry. Jak tam samopoczucie?
   - Wie pan, caÅ‚y czas nie mogÄ™ pozbierać siÄ™ po stracie mojej żony. ByÅ‚a dla mnie wszystkim.
   - Rozumiem.
   - A jeszcze jej pogrzeb. MusiaÅ‚em zapÅ‚acić takiemu jednemu za dobre miejsce dla niej – widać byÅ‚o, że go bardzo ten fakt zbulwersowaÅ‚.
   Możecie mnie uznać za okrutnego, ale postanowiÅ‚em wykorzystać okazjÄ™.
   - Ale przecież mówiÅ‚ mi pan, że w dawaniu Å‚apówek nie ma nic zÅ‚ego?
   - A czy ja mówiÄ™, że to coÅ› zÅ‚ego? Ale ten typ – powiedziaÅ‚ z wyraźnym obrzydzeniem – to prostak i cham. WyjÄ…Å‚ przy mnie pieniÄ…dze z koperty i zaczÄ…Å‚ je przeliczać. Tak, jakbym mógÅ‚ go oszukać! A potem jeszcze podarÅ‚ na moich oczach kopertÄ™! – nie byÅ‚ w stanie ukryć wzburzenia. – A to byÅ‚a ta pamiÄ…tkowa, za przydzielenie miejsca w akademiku.
   Kierownik byÅ‚ jednak czÅ‚owiekiem formy. Jego Å›mierć, w pewnym uproszczeniu, też byÅ‚a dostojna. UmarÅ‚ na swoim fotelu, w ostatnich promieniach jesiennego sÅ‚oÅ„ca. PoczÄ…tkowo myÅ›leliÅ›my, że jedynie drzemie. Ale, gdy zastaliÅ›my go w niezmienionej pozycji rano, zrozumieliÅ›my, co siÄ™ staÅ‚o.
   NastÄ™pnego dnia zadzwoniÅ‚ do mnie jego notariusz i poprosiÅ‚ o spotkanie. PrzyjechaÅ‚em zaciekawiony do kancelarii.
   - PaÅ„ski sÄ…siad nie miaÅ‚ bliskich krewnych – rozpoczÄ…Å‚ sÄ™dzia, gdy usiadÅ‚em w fotelu. – CaÅ‚ość majÄ…tku zapisaÅ‚ na Dom Dziecka. Jednak zostawiÅ‚ dla pana maÅ‚y zapis, czy raczej proÅ›bÄ™. PrzyznajÄ™, że jest ona nietypowa – notariusz byÅ‚ lekko zakÅ‚opotany, ale wyjÄ…Å‚ ze swoich papierów kopertÄ™, którÄ… od razu poznaÅ‚em. – Tutaj jest półtora tysiÄ…ca zÅ‚otych, które ma pan wrÄ™czyć pewnej osobie, w zamian za zgodÄ™ na pochówek pana sÄ…siada obok wÅ‚asnej żony.
   UÅ›miechnÄ…Å‚em siÄ™ i siÄ™gnÄ…Å‚em po kopertÄ™ z pytaniem:
   - Jak siÄ™ nazywa ten typ?
   
   
   

Komentarze czytelników