Tekst LUDZKA PAMIĘĆ
był czytany 1662 razy
LUDZKA PAMIĘĆ
Wokół panowały egipskie ciemności, co już wzbudziło moje podejrzenie. Dobrze znałem swój pokój i nawet w środku nocy był w nim półmrok, bo przez firanki przebijała się odrobina mdłego światła. To, że boli mnie głowa mogłem zrozumieć, bo wczoraj wieczorem byłem na świetnej imprezie. Tylko dlaczego ból uciska mi czaszkę trochę powyżej uszu, na całym jej obwodzie? Dotknąłem głowy i wtedy zrozumiałem, że mam na głowie jakąś przyciasną czapkę. Była to kolejna rzecz, świadcząca o tym, że wczoraj miały miejsce jakieś wydarzenia, których przebiegu nie do końca pamiętam.
Jednak dopiero, kiedy wstaÅ‚em z łóżka i uderzyÅ‚em w sÅ‚upek, nabraÅ‚em przekonania, że z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ… nie jestem we wÅ‚asnym domu. Po omacku dotarÅ‚em do jakiÅ› drzwi i otworzyÅ‚em je. To byÅ‚ mój wielki bÅ‚Ä…d. Snop oÅ›lepiajÄ…cego Å›wiatÅ‚a maÅ‚o mnie nie przewróciÅ‚. PrzysÅ‚aniajÄ…c oczy rÄ™kÄ…, rozejrzaÅ‚em siÄ™ wokół. ByÅ‚em w jakimÅ› pokoiku nad stajniÄ…. To akurat nie byÅ‚o dziwne, bo wczorajsza imprezÄ™ miaÅ‚em razem z „koniarzanmiâ€. Ale jak siÄ™ dostaÅ‚em na górÄ™, kompletnie nie pamiÄ™taÅ‚em. Wkrótce miaÅ‚em siÄ™ przekonać, że jest to najmniej istotny szczegół, który uszedÅ‚ mojej uwadze.
Kiedy zszedłem na dół, zauważył mnie starszy pan, który pracowicie zamiatał siano z pomiędzy boksów. Na mój widok rozpromienił się i ukłonił niemal w pas.
- Dzień dobry panie Jacku, jak tam zdróweczko?
- W porządku – odkłoniłem się i jak najszybciej opuściłem stajnię.
Na zewnątrz radośnie pomachała do mnie jakaś para.
- Cześć Jacek? Jak tam po imprezie?
UÅ›miechnÄ…Å‚em siÄ™, że w porzÄ…dku i ruszyÅ‚em w stronÄ™ bramy. „No Å‚adnie – pomyÅ›laÅ‚em – kolejne osoby, których twarzy nawet nie kojarzÄ™. Czas ustalić pewne fakty. Wczoraj wyszedÅ‚em na imprezÄ™, odbywajÄ…cÄ… siÄ™ obok stajni, kilkanaÅ›cie kilometrów za WarszawÄ…. Nie znaÅ‚em tam nikogo poza mojÄ… dziewczynÄ…, która mnie na niÄ… zabraÅ‚a... No wÅ‚aÅ›nie. Gdzie jest teraz moja dziewczyna?â€
Przez bramÄ™ przejechaÅ‚ jakiÅ› „maluchâ€. WyskoczyÅ‚a z niego kolejna para, która chciaÅ‚a pojeździć na koniach. Zobaczyli mnie i od razu zapytali:
- Słyszeliśmy, że była niezła impreza?
„O Boże, to aż w Warszawie było słychać†pomyślałem, a głośno powiedziałem:
- Owszem.
- A jest tu gdzieś ten... głównodowodzący?
- Nie, już pojechał – nie wiedziałem, czy mówię prawdę, ale obawiałem się, że mają na myśli mnie. Zawsze lubiłem być w centrum uwagi, a po alkoholu ta skłonność ujawniała się szczególnie mocno. Wolałem więc nie sprawdzać, czy to ja byłem głównodowodzącym, żeby nie usłyszeć jakiś rewelacji o swoim wczorajszym zachowaniu.
Ponieważ na parkingu nie było samochodu mojej dziewczyny, uznałem, że musiała się zdecydować na samotny powrót. Minąłem pośpiesznie zawiedzioną parę i wyszedłem za bramę. Tuż za mną wyjechała z terenu stajni duża ciężarówka na ukraińskich numerach, służąca do transportu koni. Zatrzymała się przy mnie. Przez okno pasażera wyjrzał starszawy mężczyzna.
- Cieść Jacek – mówił z wyraźnie wschodnim akcentem. – Podwieźć cię?
- Nie, dziękuję.
- Ale to kawałek drogi do szosy.
- Dam sobie radÄ™. Poza tym, spacer mi dobrze zrobi.
- Jak chcesz. Nigdy cię nie zapomnimy. Niech ci czapka dobrze służy – pokazał na nakrycie głowy, które trzymałem w ręku. Przynajmniej jedna zagadka się wyjaśniła. – Nigdy do końca nie zrozumiem, dlaczego dałeś za nią pięć tysięcy złotych.
Przeszedł mnie lekki dreszcz. Jak to, pięć tysięcy złotych?! Kiedy tu przyjeżdżałem, miałem przy sobie najwyżej stówę!
- Jesteś jednak dziecko szczęścia i na pewno szybko to sobie odbijesz.
- Tak... – przez chwilę zastanawiałem się, jak się do niego zwrócić, bo gdzieś w zakamarkach mojej pamięci powinno być jego imię. – Tak myślisz?
- Jasne. Przecież sto razy kręciliśmy tą butelką i ona zawsze zatrzymywała się na Tobie. Pozbawiłeś nas wszystkich pieniędzy. No, ale zachowałeś się honorowo, odkupując za całość wygranej tę czapkę. A to, co potem zrobiłeś z tym ogniskiem, to było niesamowite. W życiu czegoś takiego nie widziałem. – pokręcił z podziwem głową. – No, bywaj – schował się do kabiny i ciężarówka ruszyła.
Ledwo opadł kurz na drodze, z bramy stajni wypadł za mną jowialny jegomość przy tuszy.
- Panie Jacku, panie Jacku. Niech pan poczeka.
Stanąłem, choć szczerze mówiąc, miałem ochotę uciekać. Grubasek zatrzymał się obok mnie i, usiłując uspokoić oddech, powiedział:
- Panie Jacku, chciałem panu podziękować za rady, które mi pan wczoraj dał. Teraz to wszystko – pokazał ręką na stajnię – będzie już niedługo moje.
- Pańskie? – zdziwiłem się lekko.
- Chciałem powiedzieć, nasze – poprawił się szybko – Zadzwonię do pana w przyszłym tygodniu, żeby to dokładnie omówić – chwycił moją dłoń i uścisnął ją. – Jeszcze raz bardzo dziękuję.
- Nie ma sprawy – uśmiechnąłem się w sposób jednoznacznie świadczący o tym, że takie stajnie, to ja przejmuję przynajmniej raz na tydzień.
Byłem już w połowie drogi do szosy, gdy na mojej wysokości stanął nadjeżdżający z drugiej strony Ford. Odsunęła się szyba od strony kierowcy i zobaczyłem kobietę już po czterdziestce, ale trzymającą się całkiem dobrze. Ją na szczęście jeszcze pamiętałem. Była to instruktorka jazdy konnej o imieniu Anna.
- Czy masz mi coś do powiedzenia? – spytała, wpatrując się we mnie wrogo.
Przełknąłem głośno ślinę. Ona jedna najwyraźniej nie była zadowolona z naszej znajomości.
- No wiesz, tak jakoś wyszło... – spuściłem skruszony głowę.
- Tak jakoÅ› wyszÅ‚o? – uÅ›miechnęła siÄ™ zÅ‚owieszczo – Przez to twoje „tak jakoÅ› wyszÅ‚oâ€, musieliÅ›my uciekać przed policjÄ… sto pięćdziesiÄ…t na godzinÄ™. W dodatku po pijanemu, z dwiema skrzynkami wódki w bagażniku. Sama nie wiem, jak ja ci siÄ™ daÅ‚am na to namówić – przy ostatnich sÅ‚owach jej gÅ‚os zÅ‚agodniaÅ‚. – JakbyÅ› kiedyÅ› chciaÅ‚, to zadzwoÅ„. PamiÄ™taj, mój numer masz na prawym poÅ›ladku - zasunęła szybÄ™ i odjechaÅ‚a, zanim zdążyÅ‚em cokolwiek powiedzieć.
Ruszyłem do szosy niemal biegiem. Niestety, nie był to koniec drogi. Nie było tu żadnej miejscowości i najbliższy przystanek autobusu był jakiś kilometr dalej. Kiedy przebyłem już niemal połowę dystansu, obok mnie zatrzymał się nagle radiowóz. Nogi się pode mną ugięły, ale szedłem dalej. Byłem przekonany, że po prostu policjant rozpoznał mnie, jako wczorajszego zbiega, i teraz chce aresztować. Ale dlaczego nie zajeżdża mi drogi, tylko jedzie z prędkością mojego spaceru?
- Gdzie się tak spieszysz? Wsiadaj, podrzucę cię do normalnych autobusów, bo tu tylko chodzi PKS raz na godzinę.
- Dziękuję. Dam sobie radę.
- No co się wygłupiasz. Wsiadaj – tym razem wyprzedził mnie i zatrzymał się na poboczu.
Na władzę nie poradzę. Wsiadłem potulnie do radiowozu i przez chwilę jechaliśmy w milczeniu.
- Ale wczoraj mieliśmy zabawę na komisariacie. Jak przywieźliśmy tę skrzynkę wódki od was, to się od razu wszystkie chłopaki z domów pozlatywały.
Kiwnąłem głową, bo nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Znów przez moment jechaliśmy nic nie mówiąc. Ale policjanta najwyraźniej coś dręczyło. W końcu nie wytrzymał i spytał niemal grobowym głosem:
- Naprawdę uważasz, że tak powinienem zrobić?
- Jasne. Ja się bracie świetnie znam na tych sprawach – widać było, że dla policjanta musiała to być tak ważna rzecz, że gdybym przyznał się do swojej amnezji, to nie dość, że musiałbym iść na piechotę, to jeszcze trafiłbym do więzienia. A on przeżyłby załamanie nerwowe, niedługo potem wyciągnął z kabury służbowy pistolet i strzelił sobie w głowę.
- Nikt dla mnie tyle nie zrobił, co ty. Otworzyłeś mi oczy. Nigdy ci tego nie zapomnę – skręcił na pierwszą miejską pętlę. – Gdybyś czegoś potrzebował, to powiedz tylko słowo.
Po powrocie do domu wziąłem prysznic i sprawdziłem, że na obydwu pośladkach mam zapisane dwa numery telefonów. Potem przez chwilę zastanawiałem się, kiedy mam zadzwonić do mojej dziewczyny i zapytać ją o wszystko. Ona sama jednak rozwiązała mój problem.
- Trzeźwy już jesteś? – zapytała tak zimnym głosem, że z pewnością zamroził cały łączący nas kabel. – Domyślam się, że niewiele pamiętasz z imprezy, więc chcę cię od razu oświecić, dlaczego się więcej z tobą nie spotkam. Otóż, gdy przyjechała nas odwiedzić moja mama, ty wstałeś, a następnie usiadłeś w płonące ognisko – spojrzałem na swoje spodnie i dopiero teraz zobaczyłem, że z tyłu mają ślady ognia. – A następnie, zwymiotowałeś pod siebie, co miało ten zbawienny skutek, że zagasiło cały płomień. Sam rozumiesz, że nie mogłam z tobą tam dłużej być. Ale to cię nie powinno martwić – temperatura jej głosu wyraźnie się podniosła. – Zyskałeś wczoraj tylu nowych przyjaciół. Od rana do mnie dzwonią, żeby dostać twój numer telefonu. Ale ty mój numer możesz zapomnieć – rzuciła słuchawką.
Pijąc poranny jogurt sporządziłem bilans strat i zysków wczorajszej nocy. Straciłem dziewczynę, za to zyskałem czapkę, przyszłe udziały w stajni i wielu nowych znajomych. Tyle tylko, że ich kompletnie nie pamiętam.
Ale może to nieważne? Oni pamiętają mnie doskonale. A człowiek przecież najdłużej żyje w pamięci innych ludzi.