Tekst ZNÓW TAM BYÅEM
był czytany 1353 razy
ZNÓW TAM BYÅEM
Większość z nas odczuwa nostalgię za starymi, dobrymi czasami. Choćby nawet były tak małe sympatyczne jak PRL, czy chwile jeszcze dawniejsze. Czasem to tęsknota za minioną młodością, czasem żal, za tym, co nigdy już nie wróci. A jeśli ktoś nawet próbuje podróżować do bliskich mu dawniej miejsc, to zwykle się rozczarowuje. Są tam już inni ludzie, nawet jeśli to ci sami, których pamiętamy. Wasze ścieżki czasu rozeszły się jak na filmach science fiction. Żyliście w innych rzeczywistościach. Choć dawniej rozumieliście się bez słów, teraz już nie potraficie się dogadać. Dlatego te sentymentalne podróże nie są zwykle najlepszym pomysłem, bo pozbawiają nas pięknych wspomnień.
Ideałem byłoby posiadanie wehikułu czasu, który z powrotem przeniósł nas by w ten czas i w to miejsce. Choć może to też nie byłoby dobre. Bo czy potrafilibyśmy przeżywać ją tak samo, jak kiedyś, ze świadomością tego wszystkiego, co będzie później? Czy nie ingerowalibyśmy mimowolnie w swoją przeszłość, zmieniając przyszłość?
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Ale zadaję je dlatego, że ja sam jakiś czas temu odkryłem swój prywatny wehikuł czasu i chciałbym z wami podzielić się pomysłem na jego konstrukcję. Wiem, na pewno nie każdy będzie potrafił go zbudować, ale wbrew pozorom nie jest to takie trudne i, jak sądzę, dostępne dla większości z Was.
W swoim pisaniu wykorzystuję najczęściej moją wyobraźnię. Jedynie w tych opowiadaniach sięgam wprost do wątków autobiograficznych. Są to jednak tylko okruchy, do których uśmiecham się przez moment, ale które nie rozbudzają zbyt mocno wspomnień. Trochę jak fotografia, na którą spojrzy się przez chwilę i odkłada. Albo jak list z dalekiej przeszłości.
Niedawno jednak napisałem rzecz inną, dużo dłuższą. Wsadziłem głównych bohaterów w ramy swojej wędrówki. Inne były ich motywacje, nieco inne osoby. Ale przeszli dokładnie tę samą trasę co ja, spotkali tych samych ludzi, pokonali identyczne trudności. I nagle, po kilku dniach pracy zorientowałem się, że jestem w tym samym miejscu i czasie co kilkanaście lat wcześniej! Powolny opis, przypominanie sobie szczegółów, sprawiał, że ten świat ożył. Przez kolejne dwa tygodnie odbyłem znów swoją podróż nad Bajkał. Nie drugą. Tą samą!
Paliłem ognisko na skalnej półce ponad Port Bajkał. Jeździłem kolejką Krugobajkalską. Odwiedziłem meteostancję. Podziwiałem widoki z Czarciej Przełęczy nad Czarcim Jeziorem. Uciekałem przed burzą, schodząc w dolinę drogą na granicy rozsądku i przepaści. Szedłem rzeką, która raz pędziła głęboka na metr i szeroka na kilkanaście metrów, by zaraz rozpłynąć się prawie bez śladu. Na powierzchni zostawiała tylko suche koryto, napełniające się wodą jedynie w trakcie wielkich opadów. A chwilę potem znów wyskakiwała, wyłącznie po to, żeby po minucie zniknąć...
Po blisko miesiącu zakończyłem pisanie. Przez kolejne dwa tygodnie coraz mocniej wracałem znad Bajkału i teraz jest on znowu dość odległym wspomnieniem. Ale teraz też wiem, że jeśli będę się tam chciał kiedyś wybrać, to znam już drogę i mam pojazd, który mnie tam zabierze.
Ktoś mógłby powiedzieć, że tak może bardzo niewiele osób. Tylko te, które potrafią pisać i nadawać swym wspomnieniom kształt książek, sztuk, scenariuszy. To nieprawda. Te osoby mają jedynie tę przewagę, że, pisząc na tyle interesująco, mogą się swoimi wspomnieniami podzielić z innymi osobami. Lecz wystarczy, że pozostali zrobią to po swojemu, nie do końca wprawnie, może niezbyt ciekawie. Ale to nieważne. To ma służyć tylko im samym za wehikuł czasu, który przeniesie w minione chwile. Ta maszyna nie musi przypominać odrzutowca, może być równie nieporadna jak szkice Leonarda, czy samolot braci Wright...
Dlatego jeśli tęsknicie za czymś, nie kupujcie biletu, nie pakujcie walizek. Wyciągnijcie parę starych fotografii, jakąś pamiątkę, pocztówkę. Za spoiwo weźcie klawiaturę komputera lub zwykły zeszyt i długopis. Złóżcie to razem i tym wehikułem przenieście się tam, gdzie chcecie. Nie będzie to podróż krótka, bo te miejsca są oddalone o lata świetlne. Dlatego musicie poświęcić sporo czasu, żeby tam dotrzeć. Ale jeśli to szczególnie piękne chwile, to na pewno warto.