Tekst JAK NIE SKOŃCZYÅEM STUDIÓW
był czytany 3026 razy
JAK NIE SKOŃCZYÅEM STUDIÓW
Właściwie nie wiem, dlaczego postanowiłem studiować prawo. Nie byłem genetycznie obciążony tym zawodem, moi rodzice też nie wywierali na mnie presji, odnośnie kierunku studiów. Zastanawiałem się nawet, czy nie zdawać do szkoły teatralnej, albo na polonistykę. Ale w końcu zdecydowałem się na prawo. Zadecydowała chyba ostatecznie chęć zarabiania dużych pieniędzy i wygodnego życia.
Zdałem egzaminy i od razu, zanim jeszcze odebrałem indeks, wpadłem w wir życia stu--denckie-go. Wyjechałem na obóz zerowy z Prawniczym Akademickim Klubem Turystycz-nym, zwanym w skrócie PAKT-em. Wtedy po raz pierwszy zacząłem czuć różnicę między prawnikami a fajnymi ludźmi (były tam oba gatunki).
Rok akademicki zaczął się koszmarnie. Przyjęto cztery razy więcej osób, niż mogły pomieścić ówczesne sale wykładowe. Na większości zajęć rozgrywały się dantejskie sceny, ludzie byli zadeptywani lub wyrzucani przez okno (na szczęście, tylko z pierwszego piętra). Dziekan wydziału powiedział, że to normalne, gdyż musimy się dobrze przygotować do naszego zawodu. Poza tym uspokajał, że sytuacja się wkrótce na pewno unormuje.
Postanowiłem przeczekać ten okres i zdałem egzaminy do Teatru Akademickiego. W czasie, gdy moi koledzy, wzorem słynnych przodków, bili się do krwi ostatniej, aby zapisać się na najlepsze zajęcia, ja wyjechałem na warsztaty aktorskie do Zakopanego... To był piękny tydzień, może jeszcze o nim kiedyś napiszę.
Po powrocie sytuacja jakby rzeczywiście się unormowała. Wszystkie miejsca na ćwiczeniach zostały już zajęte. Pozostało mi tylko uczęszczać na wykłady odbywające się w salach-hangarach, razem z tysiącem innych osób. Wtedy postanowiłem, że wystartuję w wyborach do samorządu studenckiego swojego wydziału. Udało mi się do niego dostać, pewnie głównie dlatego, że mój rok był równie liczny, jak cztery pozostałe razem wzięte. Miałem więc za sobą duży, niezadowolony elektorat.
Na pierwszym posiedzeniu samorządu, wraz z innym kolegą pierwszoroczniakiem, rozpoczęliśmy od postulatów, które skierujemy do dziekana, w związku ze skandalicznymi warunkami studiowania. Pozostali „samorządowcy†patrzyli na nas z rezerwą, a jeden wręcz z niedowierzaniem. On właśnie, kiedy już skończyliśmy, odezwał się tymi słowy:
- Koledzy, co wy pierdolicie? Na początek musimy ustalić, co my będziemy mieć z tego, że jesteśmy w samorządzie. Więc ja proponuję...
Wiem, że dziś, po długich doświadczeniach z naszą polityką, można sobie takie słowa dość łatwo wyobrazić. Ale wtedy były one dla mnie szokiem. Pewnie dlatego tak dokładnie utkwiły w mojej pamięci i mogę je cytować dosłownie. Ostatnio przypomniały mi się, kiedy zobaczyłem ich autora w telewizyjnej migawce. Był obrońcą mordercy kilkuletniego chłopca.
W samorządzie starałem się jak mogłem, wespół w zespół z moim kolegą z roku. Starsi studenci patrzyli na nas z politowaniem, ale przecież nie mogli nam zabronić działania. Wiedzieli, czym się to skończy. Dziekan traktował nas jak natrętne muchy i czekał na odpowiedni moment. Kiedy nie zaliczyliśmy jednego z egzaminów w terminie, nie udzielił zgody na jego późniejsze zdawanie i w ten sposób wylecieliśmy ze studiów.
Właściwie, powinienem się cieszyć. Już wtedy czułem, że to nie jest kierunek dla mnie. Bardziej interesowały mnie zajęcia w Teatrze Akademickim i wieczory poezji, a na wykładach z prawa rzymskiego niemal zasypiałem. Był to więc dobry moment, żeby zdecydować się na coś innego. Ale strasznie wkurzyło mnie to, że ktoś mnie chciał do tego zmusić. Przygotowałem się więc jeszcze raz do egzaminów wstępnych i ponownie dostałem się na Wydział Prawa.
Teraz już jednak postanowiÅ‚em nie rzucać siÄ™ w oczy. W sumie, zadanie niby nie jest trudne, ale... Ale nie dla mnie. Na zajÄ™ciach z prawa karnego usilnie przekonywaÅ‚em mojego wykÅ‚adowcÄ™, że kara Å›mierci nie jest zÅ‚em samym w sobie. Po jego stronie byÅ‚a ogromna wie-dza, po mojej wrodzone umiejÄ™tnoÅ›ci retoryczne. Wynik tego starcia trudno okreÅ›lić, bo on zaw-sze miaÅ‚ argument nie do zbicia, brzmiÄ…cy: „przejdźmy wreszcie do zajęćâ€. Na pewno jed-nak nie powinienem podejmować takiej dyskusji z osobÄ…, która pracowaÅ‚a dla Fundacji Hel-siÅ„skiej.
Na pierwszych ćwiczeniach z „postępu†cywilnego, prowadzący spóźniał się już kwa-drans. Wtedy do sali wszedł mały, przestraszony blondynek w okularach.
- Ej ty – zawołałem do niego. – Zamknij od środka drzwi, może się ten frajer nie zorientuje i pomyśli, że pomylił salę.
Blondynek posłusznie wykonał moje polecenie. Następnie ruszył do biurka koło tablicy, położył na nim swoją teczkę, chwycił kredę i napisał dużymi literami swoje imię i nazwisko. Domyślacie się kim był i co mnie potem z nim czekało.
Innym razem, kiedy wszedłem na jeden z egzaminów, pani doktor szeroko się uśmiechnęła. Szeroko, nie znaczy miło. Zacząłem sobie przypominać, czy ją skądś znam? I czy zrobiłem jej coś złego? Gdy wystawiła oceny mnie i koleżance, byłem pewien, że musiałem ją skrzywdzić. Ja dostałem dwójkę a koleżanka czwórkę, chociaż nie powiedziała nic, bo to ja odpowiadałem na jej pytania.
Jakieś dwa tygodnie później spotkałem kolegę, któremu opowiedziałem tę historię.
- Naprawdę jej nie pamiętasz?
- Nie.
- Jak pierwszym razem zaczynałeś studia, byłeś z nią w teatrze. Podobno była potem strasznie wkurzona na ciebie, że do niej nie zadzwoniłeś.
Dopiero wtedy sobie przypomniałem. No tak, duża brzydka koleżanka z czwartego roku, która miała darmowe bilety do teatru. Dałem się na to złapać i poszedłem. Więcej nie popełniłem tego błędu, co po kilku latach drogo mnie kosztowało. Ciekawe, czy gdybym od razu jej odmówił, to zdałbym ten egzamin?
Ktoś może pomyśleć, że skarżę się na jakiegoś pecha, który mnie prześladował w trakcie nauki. Zdecydowanie zaprzeczam. Bardzo solidnie zasłużyłem sobie na to, żeby nie skończyć tych studiów. Zajęcia wyłącznie mnie nudziły i na tych, na które musiałem uczęszczać, zajmowałem się wszystkim, tylko nie słuchaniem wykładowcy. Czasem jedynie zainteresowała mnie jakaś kwestia. Jak na przykład ta, na zajęciach z cywilnego...
Po jakiś trzech miesiącach ćwiczeń, pan magister rozpoczął kolejne od dramatycznego stwierdzenia.
- Drodzy państwo, jestem przerażony.
Pomyśleliśmy w pierwszej chwili, że chodzi o mizerne postępy w nauce, jakie robiliśmy. Ale on od razu rozwiał nasze wątpliwości. Wskazał gmach, znajdujący się naprzeciwko naszego wydziału i należący podówczas jeszcze do Akademii Medycznej.
- Moi koledzy wykładowcy, z tegoż budynku, wciąż mi opowiadają, jak studenci zasypują ich dowcipami. A tu co? Ja od października nie słyszałem ani jednego kawału.
Sala lekko się uśmiechnęła, ale nikt nie kwapił się z wychylaniem. No bo co będzie, jeśli dowcip, który opowiedzą, nie rozśmieszy naszego ćwiczeniowca? Albo nawet nikogo z obecnych?
- No, proszę się nie krępować. Nie będę za to stawiał ocen.
Przerwałem rozwiązywanie krzyżówki i zapytałem.
- Pan ma na imiÄ™ Wojtek, prawda?
- Tak.
- Wie pan, panie Wojtku, jakie sÄ… cztery rodzaje kobiecego orgazmu?
- Nie
- Pozytywny, negatywny, religijny i udawany. Z pozytywnym mamy do czynienia wtedy, gdy kobieta mówi w szczycie „o tak, tak!â€, z negatywnym, kiedy mówi, „o nie, nie!†Religijny jest wtedy, gdy jÄ™czy „o Boże, Boże!â€, a udawany, kiedy szepcze „o Wojtek, Wojtekâ€.
Właściwie, to trudno się dziwić, że nie skończyłem tych studiów.