Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
41244 osoby czytały to 575746 razy. Teraz są 2 osoby
      2 użytkowników on-line
     Tekst PIĘKNA GŁUPOTA
     był czytany 1988 razy

PIĘKNA GŁUPOTA

   Piękna ale głupia – słyszy się czasem opinię o jakieś kobiecie. Ewentualnie w drugą stronę: mądra, ale brzydka. To oczywiście stereotyp, ale jak każdy stereotyp, oparty na solidnych podstawach.
   Lecz z drugiej strony, co takiego jest w urodzie, że odbiera pięknym ludziom mądrość? Tak na zdrowy rozum, nie powinno to mieć ze sobą nic wspólnego. No bo jak zewnętrzny wygląd może mieć wpływ na zawartość mózgu? A jednak jakiś ma, bo nie da się tylko wytłumaczyć, że kawały o blondynkach wymyślają wyłącznie brunetki w długie, samotne wieczory. Zresztą, zasada ta nie dotyczy wyłącznie kobiet. Piękni mężczyźni bywają równie często głupi (a geniusze prawie zawsze mają „pokraczny” wygląd).
   Tę zagadkę pomogła rozwiązać mi Daria. Chociaż, gdy zobaczyłem ją po siedmiu latach przerwy, z trudem mogłem uwierzyć, że to ona. Podeszła do mnie po moim wieczorze autorskim po autograf i dedykację w tomiku poezji. Uśmiechnąłem się i zapytałem grzecznie:
   - Dla kogo?
   - Dla Darii Kubickiej.
   Wziąłem zamach, żeby wpisać dedykację, ale nagle moje pióro zawisło tuż nad papierem. Spojrzałem na nią uważnie, zastanawiając się, czy mylą mnie oczy, czy może się przesłyszałem. Najwyraźniej zrozumiała moje wahanie, bo zsunęła na czubek nosa okulary i mrugnęła do mnie porozumiewawczo okiem. Teraz już nie mogłem mieć wątpliwości, że przede mną stoi „ta” Daria.
   Na pytania, które cisnęły mi się na usta, nie było czasu. Za nią stało już z dziesięć osób i przyjaźnie do mnie machało moimi tomikami (nie da się ukryć, że na takich wieczorach dominują znajomi poety i to głównie oni nabywają jego „wypociny”). Wpisałem więc szybko dedykację, ale przez resztę wieczoru nie mogłem oderwać wzroku od Darii (ją to najwyraźniej bawiło). Nie uszło to także uwadze kilku osób. Jeden kolega nawet nie wytrzymał i wypalił wprost:
   - Stary, co ty się tak na nią gapisz? Przecież to jakiś straszny pasztet jest.
   Nie dało się ukryć, że ma rację. Daria była w tej chwili niemal podręcznikową brzydulą. Nieładne włosy, okropne okulary, „włochaty” sweter, obszerne spodnie. Stała z boku sama, najwyraźniej nikogo tutaj nie znając. Poza mną, oczywiście
   - A tu się do ciebie zachęcająco uśmiechają jakieś laseczki – kolega wskazał w stronę kilku koleżanek, które zerkały na mnie ciekawie. – Tylko brać, wyrywać, nie przerywać.
   - Tak, tak masz rację – przytaknąłem mu machinalnie. – Ale najpierw muszę z kimś porozmawiać.
   Ku jego zdumieniu ruszyłem w stronę Darii. Ona się tego najwyraźniej spodziewała. Kiedy obok niej stanąłem, uśmiechnęła się do mnie szelmowsko.
   - Pamiętasz mnie? – zapytała.
   - Takiej dziewczyny, jak ty, nie zapomina się.
   - Ale jesteś zdziwiony?
   Tu czas wreszcie wyjaśnić, skąd znałem Darię. Przez dwa lata, w siódmej i ósmej klasie podstawówki, chodziłem razem z nią na lekcje religii. Wtedy odbywały się one jeszcze w salach katechetycznych przy kościele, dlatego widywałem ją tylko raz w tygodniu, przez godzinę. Ale to wystarczyło, żebym nie mógł jej zapomnieć.
   Daria była zdecydowanie najładniejszą dziewczyną w okolicy, dlatego bardzo wiele osób chciało się zapisać do tej samej grupy, co ona. Bardzo szybko nauczyła się podkreślać swoją urodę i przychodziła wystrzałowo umalowana nawet na religię.
   To wzbudzało oczywiście protesty naszej katechetki, pani Marii, z których Daria niewiele sobie robiła. Jej tata był w jakiejś Radzie Parafialnej, czy czymś takim, więc dziewczynie nie groziło usunięcie z lekcji. Nawet kiedyś pozwoliła sobie na uwagę, że katechetka „czepia się, bo zazdrości jej powodzenia u mężczyzn”. Na szczęście pani Maria miała duże poczucie humoru, więc błyskawicznie odpaliła zarozumiałej nastolatce. „Ja po prostu chcę zaoszczędzić pracy naszemu proboszczowi, bo obecni tu młodzieniaszkowie – tak nazywała chłopców – przez ciebie myślą na tych lekcjach o nieprzyzwoitych rzeczach, z których się potem będą musieli spowiadać.”
   - Dziwisz się mojemu zdziwieniu? – odpowiedziałem pytaniem na jej pytanie.
   - Nie. I jeśli masz ochotę, wytłumaczę ci wszystko.
   - Pewnie, że mam ochotę.
   - To odprowadź mnie do domu – sięgnęła po swój płaszcz, wiszący na „stojaku” w rogu.
   - Teraz?
   Wprawdzie część osób opuściła już mój wieczór autorski, ale w takich przypadkach obowiązuje marynarska zasada, że kapitan schodzi z okrętu ostatni. Jednak ciekawość była silniejsza i szybko pożegnałem się ze wszystkimi.
   - Może pospacerujemy trochę po parku? – zaproponowała, gdy byliśmy już na zewnątrz budynku.
   - Wydawało mi się, że spieszysz się do domu?
   - Nie spieszę się. Chciałam tylko zrobić na złość tym wszystkim zarozumiałym laskom, które nie mogły pojąć, dlaczego wychodzisz ze mną, a nie z którąś z nich.
   W tym momencie była z powrotem tą dawną Darią, która uwielbiała robić różne sztuczki, żeby odbić koleżankom chłopaka. Ale o ile dawnej Darii wystarczyło do tego „ciało”, to ta nowa musiała użyć „rozumku”. Dlatego nie mogłem być na nią zły. Ponadto w jakiś sposób mile łechtało to moją męską próżność.
   - Chcesz wiedzieć jak to się stało, że z pięknego łabędzia przeobraziłam się w brzydkie kaczątko? – kiwnąłem twierdząco głową. – Wszystko zaczęło się w wakacje po skończeniu podstawówki. Wyjechałam na kolonie. Byłam tam oczywiście najładniejszą dziewczyną – któż mógłby w to wątpić? – Wszyscy faceci od razu byli na moje skinienie. Ale ja „wycelowałam” w Alka, który był naszym opiekunem. Był świetnie zbudowany, ładnie opalony. Skończył właśnie drugi rok archeologii. A do tego był zupełnie nieczuły na moje wdzięki. Pamiętam, że to mnie strasznie wkurzyło.
   - Obojętność mężczyzny to dla kobiety największa męczarnia – uśmiechnąłem się nie bez złośliwości.
   - Pewnie tak, ale ja mu nie byłam obojętna. On mnie nienawidził. Usiądziemy? – zapytała.
   Wskazała pustą ławkę pod kasztanem, który dopiero rozpoczynał kwitnięcie. Była już prawie dziewiąta i nawet majowe słońce zdążyło się już schować. Usiedliśmy a Daria kontynuowała swoją opowieść.
   - Po tygodniu tych kolonii byłam tak zdesperowana, że chciałam stamtąd jak najszybciej wyjechać. Ale nie miałam dokąd, bo moi rodzice byli w tym czasie na wycieczce w Jugosławii i nie było z nimi żadnego kontaktu. A tylko oni mogli mnie odebrać. Czarna rozpacz.
   - Co on ci takiego zrobił?
   - Kazał mi być samodzielną. Dawniej, jak coś miałam zrobić, zaraz obok był tłumek chętnych chłopców, gotowych mnie wyręczyć. A teraz on im zabraniał udzielać mi jakiejkolwiek pomocy. A poza tym cały czas się ze mnie wyśmiewał. Z moich strojów, z mojej fryzury, z uśmiechu. Przez niego zostałam obozową fajtłapą. Zostawał mi tylko ucieczka.... Obejmij mnie!
   Machinalnie wykonałem jej polecenie. Dopiero po chwili zrozumiałem, o co jej chodziło. Obok nas wracała z mojego wieczoru autorskiego jedna z ostatnich grupek gości.
   - Teraz wszyscy pomyślą, że jestem wiedźmą, która rzuciła na ciebie urok – uśmiechnęła się złośliwie.
   - I co, uciekłaś? – wróciłem do przerwanego wątku.
   - Prawie. Pewnie bym zwiała, gdyby droga mojej ewakuacji nie prowadziła obok męskich pryszniców – teraz jej uśmiech przybrał szelmowski wyraz.
   - A co cię spotkało pod tymi prysznicami? – podjąłem jej grę.
   - Nie „co”, a „kto”? I nie pod prysznicami, ale tuż obok nich.
   - Więc kto?
   - Alek, zaglądający przez szpary i podglądający moich kolegów. Był tak zapatrzony, że zupełnie mnie nie słyszał. Dopiero kiedy powiedziałam głośno, „kto by pomyślał?” odwrócił się w moją stronę. Był absolutnie przerażony.
   - Nie dziwię mu się.
   - Najpierw próbował mi grozić, że jak się wygadam, to on mi tu urządzi piekło na ziemi. Ale wyśmiałam go i zaproponowałam układ. On się ode mnie odczepi, a ja nikomu nic nie powiem.
   - Skąd taka wspaniałomyślność? Przecież wiesz, że jakbyś na niego doniosła, to jego by i tak wywalili.
   - Wiem. Ale stwierdziłam, że coś mu jednak zawdzięczam.
   - Co?
   - To, jak teraz wyglądam.
   Byłem prawie pewien, że kpi ze mnie.
   - I za to mu jesteś wdzięczna?
   - Tak. Bo dzięki niemu, przez ten tydzień, zrozumiałam jedną rzecz: nic nie potrafię sama zrobić. Ja nawet nie wiedziałam jak się kroi chleb! Byłam życiową kaleką, która zawsze liczy na pomoc kogoś innego. Oduczyłam się jakiejkolwiek samodzielności. W szkole, na każdej klasówce, siadałam obok jakiegoś kujona, który był wniebowzięty tylko dlatego, że mógł mi dać ściągnąć. Tak naprawdę przestałam się uczyć. Pisemny egzamin do ogólniaka zdałam świetnie, ale na ustnym kompletnie poległam. Gdyby nie to, że mój ojciec załatwił mi miejsce w jakimś klasztornym liceum, mogłam skończyć w zawodówce, albo w najlepszym wypadku w technikum odzieżowym.
   Powoli zaczynałem ją rozumieć. Wolałem się jednak upewnić.
   - I dlatego postanowiłaś „zbrzydnąć”?
   - Właśnie tak! Wykorzystałam to, że idę do nowej szkoły, gdzie nikt mnie nie zna. Zrezygnowałam z kosmetyków, seksownych ubranek, przytyłam kilka kilo. Założyłam sobie te szkiełka – wskazała na okulary – choć nie mam żadnej wady wzroku. Nie chciałam mieć żadnej „pokusy”, żeby skorzystać z czyjejś pomocy. Bo to jest jak nałóg. Jak się już ktoś wciągnął, nie potrafi tego kontrolować. Może albo dalej ulegać swojej słabości, albo z nią zerwać. A ja nie chciałam zostać „wtórną debilką”, która potrafi tylko dobrze wyglądać.
   - I masz zamiar już na zawsze zostać... taka? – nie chciałem jej urazić dosadnym określeniem jej powierzchowności.
   - Nie. Teraz już umiem się przed tym bronić. Obiecałam sobie, że jak już znajdę sobie faceta, który będzie umiał docenić to, co mam tu – popukała się w głowę – to z powrotem się zmienię.
   - W takim razie życzę ci powodzenia – powiedziałem bez cienia złośliwości.
   Odprowadziłem ją do przystanku i tam się rozstaliśmy. Od tej pory spotkałem ją jeszcze ze dwa razy na ulicy. Nie rozmawialiśmy już jednak więcej. Potem zniknęła mi całkiem z oczu i od prawie dziesięciu lat jej nie widziałem.
   Ale to właśnie dzięki niej zrozumiałem, skąd bierze się głupota pięknych ludzi. Jest ona u nich nieodłączną siostrą lenistwa. Przyzwyczajeni do tego, że otrzymują wszystko z racji swego wyglądu, nie wysilają niepotrzebnie swego umysłu. A jak wiadomo, organ nieużywany zaczyna zanikać.
   

Komentarze czytelników