Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
40057 osoby czytały to 542540 razy. Teraz są 44 osoby
      44 użytkowników on-line
     Tekst PIĘKNA GŁUPOTA
     był czytany 1779 razy

PIĘKNA GŁUPOTA

   PiÄ™kna ale gÅ‚upia – sÅ‚yszy siÄ™ czasem opiniÄ™ o jakieÅ› kobiecie. Ewentualnie w drugÄ… stronÄ™: mÄ…dra, ale brzydka. To oczywiÅ›cie stereotyp, ale jak każdy stereotyp, oparty na solidnych podstawach.
   Lecz z drugiej strony, co takiego jest w urodzie, że odbiera piÄ™knym ludziom mÄ…drość? Tak na zdrowy rozum, nie powinno to mieć ze sobÄ… nic wspólnego. No bo jak zewnÄ™trzny wyglÄ…d może mieć wpÅ‚yw na zawartość mózgu? A jednak jakiÅ› ma, bo nie da siÄ™ tylko wytÅ‚umaczyć, że kawaÅ‚y o blondynkach wymyÅ›lajÄ… wyÅ‚Ä…cznie brunetki w dÅ‚ugie, samotne wieczory. ZresztÄ…, zasada ta nie dotyczy wyÅ‚Ä…cznie kobiet. PiÄ™kni mężczyźni bywajÄ… równie czÄ™sto gÅ‚upi (a geniusze prawie zawsze majÄ… „pokraczny” wyglÄ…d).
   TÄ™ zagadkÄ™ pomogÅ‚a rozwiÄ…zać mi Daria. Chociaż, gdy zobaczyÅ‚em jÄ… po siedmiu latach przerwy, z trudem mogÅ‚em uwierzyć, że to ona. PodeszÅ‚a do mnie po moim wieczorze autorskim po autograf i dedykacjÄ™ w tomiku poezji. UÅ›miechnÄ…Å‚em siÄ™ i zapytaÅ‚em grzecznie:
   - Dla kogo?
   - Dla Darii Kubickiej.
   WziÄ…Å‚em zamach, żeby wpisać dedykacjÄ™, ale nagle moje pióro zawisÅ‚o tuż nad papierem. SpojrzaÅ‚em na niÄ… uważnie, zastanawiajÄ…c siÄ™, czy mylÄ… mnie oczy, czy może siÄ™ przesÅ‚yszaÅ‚em. Najwyraźniej zrozumiaÅ‚a moje wahanie, bo zsunęła na czubek nosa okulary i mrugnęła do mnie porozumiewawczo okiem. Teraz już nie mogÅ‚em mieć wÄ…tpliwoÅ›ci, że przede mnÄ… stoi „ta” Daria.
   Na pytania, które cisnęły mi siÄ™ na usta, nie byÅ‚o czasu. Za niÄ… staÅ‚o już z dziesięć osób i przyjaźnie do mnie machaÅ‚o moimi tomikami (nie da siÄ™ ukryć, że na takich wieczorach dominujÄ… znajomi poety i to głównie oni nabywajÄ… jego „wypociny”). WpisaÅ‚em wiÄ™c szybko dedykacjÄ™, ale przez resztÄ™ wieczoru nie mogÅ‚em oderwać wzroku od Darii (jÄ… to najwyraźniej bawiÅ‚o). Nie uszÅ‚o to także uwadze kilku osób. Jeden kolega nawet nie wytrzymaÅ‚ i wypaliÅ‚ wprost:
   - Stary, co ty siÄ™ tak na niÄ… gapisz? Przecież to jakiÅ› straszny pasztet jest.
   Nie daÅ‚o siÄ™ ukryć, że ma racjÄ™. Daria byÅ‚a w tej chwili niemal podrÄ™cznikowÄ… brzydulÄ…. NieÅ‚adne wÅ‚osy, okropne okulary, „wÅ‚ochaty” sweter, obszerne spodnie. StaÅ‚a z boku sama, najwyraźniej nikogo tutaj nie znajÄ…c. Poza mnÄ…, oczywiÅ›cie
   - A tu siÄ™ do ciebie zachÄ™cajÄ…co uÅ›miechajÄ… jakieÅ› laseczki – kolega wskazaÅ‚ w stronÄ™ kilku koleżanek, które zerkaÅ‚y na mnie ciekawie. – Tylko brać, wyrywać, nie przerywać.
   - Tak, tak masz racjÄ™ – przytaknÄ…Å‚em mu machinalnie. – Ale najpierw muszÄ™ z kimÅ› porozmawiać.
   Ku jego zdumieniu ruszyÅ‚em w stronÄ™ Darii. Ona siÄ™ tego najwyraźniej spodziewaÅ‚a. Kiedy obok niej stanÄ…Å‚em, uÅ›miechnęła siÄ™ do mnie szelmowsko.
   - PamiÄ™tasz mnie? – zapytaÅ‚a.
   - Takiej dziewczyny, jak ty, nie zapomina siÄ™.
   - Ale jesteÅ› zdziwiony?
   Tu czas wreszcie wyjaÅ›nić, skÄ…d znaÅ‚em DariÄ™. Przez dwa lata, w siódmej i ósmej klasie podstawówki, chodziÅ‚em razem z niÄ… na lekcje religii. Wtedy odbywaÅ‚y siÄ™ one jeszcze w salach katechetycznych przy koÅ›ciele, dlatego widywaÅ‚em jÄ… tylko raz w tygodniu, przez godzinÄ™. Ale to wystarczyÅ‚o, żebym nie mógÅ‚ jej zapomnieć.
   Daria byÅ‚a zdecydowanie najÅ‚adniejszÄ… dziewczynÄ… w okolicy, dlatego bardzo wiele osób chciaÅ‚o siÄ™ zapisać do tej samej grupy, co ona. Bardzo szybko nauczyÅ‚a siÄ™ podkreÅ›lać swojÄ… urodÄ™ i przychodziÅ‚a wystrzaÅ‚owo umalowana nawet na religiÄ™.
   To wzbudzaÅ‚o oczywiÅ›cie protesty naszej katechetki, pani Marii, z których Daria niewiele sobie robiÅ‚a. Jej tata byÅ‚ w jakiejÅ› Radzie Parafialnej, czy czymÅ› takim, wiÄ™c dziewczynie nie groziÅ‚o usuniÄ™cie z lekcji. Nawet kiedyÅ› pozwoliÅ‚a sobie na uwagÄ™, że katechetka „czepia siÄ™, bo zazdroÅ›ci jej powodzenia u mężczyzn”. Na szczęście pani Maria miaÅ‚a duże poczucie humoru, wiÄ™c bÅ‚yskawicznie odpaliÅ‚a zarozumiaÅ‚ej nastolatce. „Ja po prostu chcÄ™ zaoszczÄ™dzić pracy naszemu proboszczowi, bo obecni tu mÅ‚odzieniaszkowie – tak nazywaÅ‚a chÅ‚opców – przez ciebie myÅ›lÄ… na tych lekcjach o nieprzyzwoitych rzeczach, z których siÄ™ potem bÄ™dÄ… musieli spowiadać.”
   - Dziwisz siÄ™ mojemu zdziwieniu? – odpowiedziaÅ‚em pytaniem na jej pytanie.
   - Nie. I jeÅ›li masz ochotÄ™, wytÅ‚umaczÄ™ ci wszystko.
   - Pewnie, że mam ochotÄ™.
   - To odprowadź mnie do domu – siÄ™gnęła po swój pÅ‚aszcz, wiszÄ…cy na „stojaku” w rogu.
   - Teraz?
   Wprawdzie część osób opuÅ›ciÅ‚a już mój wieczór autorski, ale w takich przypadkach obowiÄ…zuje marynarska zasada, że kapitan schodzi z okrÄ™tu ostatni. Jednak ciekawość byÅ‚a silniejsza i szybko pożegnaÅ‚em siÄ™ ze wszystkimi.
   - Może pospacerujemy trochÄ™ po parku? – zaproponowaÅ‚a, gdy byliÅ›my już na zewnÄ…trz budynku.
   - WydawaÅ‚o mi siÄ™, że spieszysz siÄ™ do domu?
   - Nie spieszÄ™ siÄ™. ChciaÅ‚am tylko zrobić na zÅ‚ość tym wszystkim zarozumiaÅ‚ym laskom, które nie mogÅ‚y pojąć, dlaczego wychodzisz ze mnÄ…, a nie z którÄ…Å› z nich.
   W tym momencie byÅ‚a z powrotem tÄ… dawnÄ… DariÄ…, która uwielbiaÅ‚a robić różne sztuczki, żeby odbić koleżankom chÅ‚opaka. Ale o ile dawnej Darii wystarczyÅ‚o do tego „ciaÅ‚o”, to ta nowa musiaÅ‚a użyć „rozumku”. Dlatego nie mogÅ‚em być na niÄ… zÅ‚y. Ponadto w jakiÅ› sposób mile Å‚echtaÅ‚o to mojÄ… mÄ™skÄ… próżność.
   - Chcesz wiedzieć jak to siÄ™ staÅ‚o, że z piÄ™knego Å‚abÄ™dzia przeobraziÅ‚am siÄ™ w brzydkie kaczÄ…tko? – kiwnÄ…Å‚em twierdzÄ…co gÅ‚owÄ…. – Wszystko zaczęło siÄ™ w wakacje po skoÅ„czeniu podstawówki. WyjechaÅ‚am na kolonie. ByÅ‚am tam oczywiÅ›cie najÅ‚adniejszÄ… dziewczynÄ… – któż mógÅ‚by w to wÄ…tpić? – Wszyscy faceci od razu byli na moje skinienie. Ale ja „wycelowaÅ‚am” w Alka, który byÅ‚ naszym opiekunem. ByÅ‚ Å›wietnie zbudowany, Å‚adnie opalony. SkoÅ„czyÅ‚ wÅ‚aÅ›nie drugi rok archeologii. A do tego byÅ‚ zupeÅ‚nie nieczuÅ‚y na moje wdziÄ™ki. PamiÄ™tam, że to mnie strasznie wkurzyÅ‚o.
   - ObojÄ™tność mężczyzny to dla kobiety najwiÄ™ksza mÄ™czarnia – uÅ›miechnÄ…Å‚em siÄ™ nie bez zÅ‚oÅ›liwoÅ›ci.
   - Pewnie tak, ale ja mu nie byÅ‚am obojÄ™tna. On mnie nienawidziÅ‚. UsiÄ…dziemy? – zapytaÅ‚a.
   WskazaÅ‚a pustÄ… Å‚awkÄ™ pod kasztanem, który dopiero rozpoczynaÅ‚ kwitniÄ™cie. ByÅ‚a już prawie dziewiÄ…ta i nawet majowe sÅ‚oÅ„ce zdążyÅ‚o siÄ™ już schować. UsiedliÅ›my a Daria kontynuowaÅ‚a swojÄ… opowieść.
   - Po tygodniu tych kolonii byÅ‚am tak zdesperowana, że chciaÅ‚am stamtÄ…d jak najszybciej wyjechać. Ale nie miaÅ‚am dokÄ…d, bo moi rodzice byli w tym czasie na wycieczce w JugosÅ‚awii i nie byÅ‚o z nimi żadnego kontaktu. A tylko oni mogli mnie odebrać. Czarna rozpacz.
   - Co on ci takiego zrobiÅ‚?
   - KazaÅ‚ mi być samodzielnÄ…. Dawniej, jak coÅ› miaÅ‚am zrobić, zaraz obok byÅ‚ tÅ‚umek chÄ™tnych chÅ‚opców, gotowych mnie wyrÄ™czyć. A teraz on im zabraniaÅ‚ udzielać mi jakiejkolwiek pomocy. A poza tym caÅ‚y czas siÄ™ ze mnie wyÅ›miewaÅ‚. Z moich strojów, z mojej fryzury, z uÅ›miechu. Przez niego zostaÅ‚am obozowÄ… fajtÅ‚apÄ…. ZostawaÅ‚ mi tylko ucieczka.... Obejmij mnie!
   Machinalnie wykonaÅ‚em jej polecenie. Dopiero po chwili zrozumiaÅ‚em, o co jej chodziÅ‚o. Obok nas wracaÅ‚a z mojego wieczoru autorskiego jedna z ostatnich grupek goÅ›ci.
   - Teraz wszyscy pomyÅ›lÄ…, że jestem wiedźmÄ…, która rzuciÅ‚a na ciebie urok – uÅ›miechnęła siÄ™ zÅ‚oÅ›liwie.
   - I co, uciekÅ‚aÅ›? – wróciÅ‚em do przerwanego wÄ…tku.
   - Prawie. Pewnie bym zwiaÅ‚a, gdyby droga mojej ewakuacji nie prowadziÅ‚a obok mÄ™skich pryszniców – teraz jej uÅ›miech przybraÅ‚ szelmowski wyraz.
   - A co ciÄ™ spotkaÅ‚o pod tymi prysznicami? – podjÄ…Å‚em jej grÄ™.
   - Nie „co”, a „kto”? I nie pod prysznicami, ale tuż obok nich.
   - WiÄ™c kto?
   - Alek, zaglÄ…dajÄ…cy przez szpary i podglÄ…dajÄ…cy moich kolegów. ByÅ‚ tak zapatrzony, że zupeÅ‚nie mnie nie sÅ‚yszaÅ‚. Dopiero kiedy powiedziaÅ‚am gÅ‚oÅ›no, „kto by pomyÅ›laÅ‚?” odwróciÅ‚ siÄ™ w mojÄ… stronÄ™. ByÅ‚ absolutnie przerażony.
   - Nie dziwiÄ™ mu siÄ™.
   - Najpierw próbowaÅ‚ mi grozić, że jak siÄ™ wygadam, to on mi tu urzÄ…dzi piekÅ‚o na ziemi. Ale wyÅ›miaÅ‚am go i zaproponowaÅ‚am ukÅ‚ad. On siÄ™ ode mnie odczepi, a ja nikomu nic nie powiem.
   - SkÄ…d taka wspaniaÅ‚omyÅ›lność? Przecież wiesz, że jakbyÅ› na niego doniosÅ‚a, to jego by i tak wywalili.
   - Wiem. Ale stwierdziÅ‚am, że coÅ› mu jednak zawdziÄ™czam.
   - Co?
   - To, jak teraz wyglÄ…dam.
   ByÅ‚em prawie pewien, że kpi ze mnie.
   - I za to mu jesteÅ› wdziÄ™czna?
   - Tak. Bo dziÄ™ki niemu, przez ten tydzieÅ„, zrozumiaÅ‚am jednÄ… rzecz: nic nie potrafiÄ™ sama zrobić. Ja nawet nie wiedziaÅ‚am jak siÄ™ kroi chleb! ByÅ‚am życiowÄ… kalekÄ…, która zawsze liczy na pomoc kogoÅ› innego. OduczyÅ‚am siÄ™ jakiejkolwiek samodzielnoÅ›ci. W szkole, na każdej klasówce, siadaÅ‚am obok jakiegoÅ› kujona, który byÅ‚ wniebowziÄ™ty tylko dlatego, że mógÅ‚ mi dać Å›ciÄ…gnąć. Tak naprawdÄ™ przestaÅ‚am siÄ™ uczyć. Pisemny egzamin do ogólniaka zdaÅ‚am Å›wietnie, ale na ustnym kompletnie polegÅ‚am. Gdyby nie to, że mój ojciec zaÅ‚atwiÅ‚ mi miejsce w jakimÅ› klasztornym liceum, mogÅ‚am skoÅ„czyć w zawodówce, albo w najlepszym wypadku w technikum odzieżowym.
   Powoli zaczynaÅ‚em jÄ… rozumieć. WolaÅ‚em siÄ™ jednak upewnić.
   - I dlatego postanowiÅ‚aÅ› „zbrzydnąć”?
   - WÅ‚aÅ›nie tak! WykorzystaÅ‚am to, że idÄ™ do nowej szkoÅ‚y, gdzie nikt mnie nie zna. ZrezygnowaÅ‚am z kosmetyków, seksownych ubranek, przytyÅ‚am kilka kilo. ZaÅ‚ożyÅ‚am sobie te szkieÅ‚ka – wskazaÅ‚a na okulary – choć nie mam żadnej wady wzroku. Nie chciaÅ‚am mieć żadnej „pokusy”, żeby skorzystać z czyjejÅ› pomocy. Bo to jest jak nałóg. Jak siÄ™ już ktoÅ› wciÄ…gnÄ…Å‚, nie potrafi tego kontrolować. Może albo dalej ulegać swojej sÅ‚aboÅ›ci, albo z niÄ… zerwać. A ja nie chciaÅ‚am zostać „wtórnÄ… debilką”, która potrafi tylko dobrze wyglÄ…dać.
   - I masz zamiar już na zawsze zostać... taka? – nie chciaÅ‚em jej urazić dosadnym okreÅ›leniem jej powierzchownoÅ›ci.
   - Nie. Teraz już umiem siÄ™ przed tym bronić. ObiecaÅ‚am sobie, że jak już znajdÄ™ sobie faceta, który bÄ™dzie umiaÅ‚ docenić to, co mam tu – popukaÅ‚a siÄ™ w gÅ‚owÄ™ – to z powrotem siÄ™ zmieniÄ™.
   - W takim razie życzÄ™ ci powodzenia – powiedziaÅ‚em bez cienia zÅ‚oÅ›liwoÅ›ci.
   OdprowadziÅ‚em jÄ… do przystanku i tam siÄ™ rozstaliÅ›my. Od tej pory spotkaÅ‚em jÄ… jeszcze ze dwa razy na ulicy. Nie rozmawialiÅ›my już jednak wiÄ™cej. Potem zniknęła mi caÅ‚kiem z oczu i od prawie dziesiÄ™ciu lat jej nie widziaÅ‚em.
   Ale to wÅ‚aÅ›nie dziÄ™ki niej zrozumiaÅ‚em, skÄ…d bierze siÄ™ gÅ‚upota piÄ™knych ludzi. Jest ona u nich nieodÅ‚Ä…cznÄ… siostrÄ… lenistwa. Przyzwyczajeni do tego, że otrzymujÄ… wszystko z racji swego wyglÄ…du, nie wysilajÄ… niepotrzebnie swego umysÅ‚u. A jak wiadomo, organ nieużywany zaczyna zanikać.
   

Komentarze czytelników