Tekst TANIEC Z WĘŻEM
był czytany 1415 razy
TANIEC Z WĘŻEM
Żyjemy w kraju, w którym mniejszości narodowe występują w ilości absolutnie śladowej. Niektórzy się z tego cieszą, pamiętając dawne nasze kłopoty z tym związane, inni martwią, uważając, że przede wszystkim nas to zubaża. Ale chyba jedni i drudzy nie zauważają tego, jak bardzo różnimy się w ramach jednego narodu. I jak nas te różnicę różnią i wzbogacają zarazem...
Rzecz można najlepiej zaobserwować w Warszawie, do której ciągną rodacy z każdej strony kraju. Dzięki temu mogłem poznać wiele obcych mi zwyczajów kulturowych i gdybym miał zacięcie socjologa, mógłbym zabawić się w ich opisanie. Ponieważ jednak najbardziej interesuję mnie literatura, wybieram tylko te najciekawsze. Jak, na przykład, taniec z wężem.
Jechaliśmy z żoną na obiad do rodziców. Po drodze postanowiliśmy wstąpić na stację benzynową. Była mała kolejka, ale to nas nie przerażało. Mieliśmy czas. Jednak gdy pan przed nami zaczął mocować się z wężem wyginając się na wszystkie strony, powiedziałem do żony:
- Kochanie, chyba musimy podjechać pod inny dystrybutor, bo ten się zepsuł.
- Nie bardzo mam jak się cofnąć. Poczekajmy chwilę.
Ale chwila zamieniła się wkrótce w kilka minut. Pan kontynuował swój taniec z wężem. Wtedy podszedł do nas pracownik obsługi stacji w zielonej bluzie i rzucił zdegustowany.
- Podjadą państwo z drugiej strony, bo do jutra nie zatankujecie.
Powiedział to dość głośno. Na tyle głośno, że usłyszał to pan z wężem. Zawahał się na moment, by jednak po chwili powrócić do swojego tańca.
Podjechaliśmy pod inny dystrybutor. Zatankowałem i poszedłem zapłacić. Pieniądze przyjmował ode mnie pan w zielonej bluzie.
- Widział pan? – zapytał.
- Tak... ale nie bardzo wiem o co chodzi.
- Zobacz pan na jego rejestracjÄ™.
Wyjrzałem i zerknąłem na tył samochodu pana tańczącego z wężem.
- No, nie stÄ…d.
- Pewnie, że nie stąd. Stamtąd. Jak ktoś podjeżdża stamtąd, to ja już prawie jestem pewien, że będzie zabawa.
- Ale co on robi?
- Tankuje. Na maksa.
Przez chwilę patrzyłem ze zdziwieniem na pana w zielonej bluzie, zanim do mnie dotarło.
- To on wytrząsa z węża resztki benzyny?
- Tak jest. Tam taki zwyczaj, że się nic nie może zmarnować. Ja to nawet kiedyś sprawdziłem, ile to się może w takim wężu benzyny zostać. Wyszła mi jedna dziesiąta litra. Po dzisiejszych cenach jakieś czterdzieści groszy.
Wróciłem do żony. Wyjeżdżaliśmy ze stacji. Pan tańczący z wężem „osłuchał†go po raz ostatni. Ponieważ w jego wnętrzu nie zakołatała się już nawet jedna kropla, westchnął ciężko i odłożył węża na dystrybutor.
Za to my z żoną, zaczęliśmy skrupulatnie podliczać, jak dużo paliwa straciliśmy w ostatnich latach. I obiecaliśmy sobie, że jeśli tylko starczy nam odwagi na publiczne wykonanie tańca z wężem, nie damy się już więcej oszukiwać na stacjach.