Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
39186 osoby czytały to 530726 razy. Teraz jest 21 osób
      21 użytkowników on-line
     Tekst MÓJ KOLEGA, RAINMAN
     był czytany 1568 razy

MÓJ KOLEGA, RAINMAN

   
    ChodziliÅ›my razem do jednej klasy. Nim wszystko siÄ™ zaczęło, MichaÅ‚ byÅ‚ najzwyklejszym chÅ‚opakiem na Å›wiecie. UczyÅ‚ siÄ™ dobrze, choć bez rewelacji. W żadnej z dziedzin nie wykazywaÅ‚ nadzwyczajnych zdolnoÅ›ci. ByÅ‚ wysoki, dość dobrze zbudowany. TrenowaÅ‚ judo. Brak powodzenia u koleżanek można przypisać chyba głównie jego nieÅ›miaÅ‚oÅ›ci.
   Ale na poczÄ…tku drugiego półrocza ósmej klasy wydarzyÅ‚ siÄ™ drobny, z pozoru, incydent. Podczas przerwy, na Å›rodku szkolnego korytarza, staÅ‚ Artur, kolega z równolegÅ‚ej klasy. ByÅ‚ on ulubieÅ„cem pÅ‚ci, która wkrótce miaÅ‚a przemienić siÄ™ w piÄ™knÄ…. Teraz także uÅ›miechaÅ‚y siÄ™ do niego Marta i Ania. On zaÅ› rozÅ‚ożyÅ‚ szeroko rÄ™ce, tak jak paw pokazujÄ…cy swój ogon. MichaÅ‚ przez przypadek potrÄ…ciÅ‚ go, lecz od razu przeprosiÅ‚. Czy to jednak przypisać obecnoÅ›ci dziewczyn, czy raczej wrodzonym skÅ‚onnoÅ›ciom do zaczepek, Artur, zamiast przyjąć przeprosiny, nastroszyÅ‚ siÄ™ i powiedziaÅ‚:
   - Uważaj, gówniarzu.
   Niektórzy sÄ…dzili, że to co staÅ‚o siÄ™ dalej, byÅ‚o głównie winÄ… Ani. WiedzieliÅ›my, że podobaÅ‚a siÄ™ MichaÅ‚owi, dlatego nie mógÅ‚ pozwolić sobie na przemilczenie zniewagi. Inni nawet twierdzili, że MichaÅ‚ specjalnie sprowokowaÅ‚ tÄ™ sytuacjÄ™, żeby zwrócić jej uwagÄ™.
   - Bo co? – zaczepiony stanÄ…Å‚ w postawie bojowej.
   - Bo... dostaniesz.
   I wtedy z ust MichaÅ‚a padÅ‚o to sÅ‚ynne, pod koniec lat osiemdziesiÄ…tych, zawoÅ‚anie:
   - Solówa?
   JeÅ›li ktoÅ› z was go nie zna, już tÅ‚umaczÄ™. SÅ‚owo „solówa”, byÅ‚o synonimem dawnego rzucenia przez rycerza rÄ™kawicy innemu rycerzowi. MówiÄ…c inaczej, byÅ‚o to wyzwanie na pojedynek. I tak, jak w dawnych czasach, jeÅ›li chciaÅ‚o siÄ™ pozostać wÅ›ród ludzi honorowych, wyzwanie trzeba byÅ‚o przyjąć.
   Teraz wypadki potoczyÅ‚y siÄ™ bÅ‚yskawicznie. Artur rzuciÅ‚ siÄ™ na MichaÅ‚a. Zanim zdążyÅ‚ zrobić cokolwiek, wyrzucony efektownym rzutem, leżaÅ‚ już kilka metrów dalej. MiaÅ‚ zÅ‚amanÄ… rÄ™kÄ…. PolaÅ‚a siÄ™ „pierwsza krew”, walkÄ™ przerwano. „Giermkowie” z klasy Artura chcieli siÄ™ rzucić hurmem na MichaÅ‚a, ale on wtedy mógÅ‚ jeszcze na nas liczyć. StanÄ™liÅ›my za nim murem i przeciwnicy musieli go „odstÄ…pić”. PoklepywaliÅ›my go po plecach, gratulujÄ…c wygranego pojedynku. Komu z nas przyszÅ‚oby do gÅ‚owy, że to zaważy na caÅ‚ym jego życiu...
   Nie doceniliÅ›my jednak siÅ‚y dziewczyn i ich wzrastajÄ…cej wÅ‚adzy nad nami. A one uznaÅ‚y, że przegraÅ‚ najfajniejszy z nas, pokonany w dodatku przez mrukliwego goÅ›cia. Dlatego wÅ‚aÅ›ciwie wszystkie odwróciÅ‚y siÄ™ od MichaÅ‚a. My nie mieliÅ›my takiego zamiaru. Ale co mogliÅ›my poradzić na to, że coraz mocniej chcieliÅ›my przebywać w ich towarzystwie? A to z MichaÅ‚em nie byÅ‚o już możliwe.
   To nie byÅ‚o tak, że przestaliÅ›my z nim rozmawiać, czy grać w piÅ‚kÄ™. Ale zaczÄ™liÅ›my robić to rzadziej. Coraz rzadziej. I on to wyczuÅ‚. Prawie siÄ™ nie uÅ›miechaÅ‚, zamknÄ…Å‚ w sobie. PrzygotowywaÅ‚ siÄ™ sam do egzaminów do liceum. Swoje papiery zÅ‚ożyÅ‚ tam, gdzie nikt inny tego nie zrobiÅ‚.
   A my przyglÄ…daliÅ›my siÄ™ temu, jak siÄ™ zmienia. Czasem na nowo zauważaliÅ›my pewne rzeczy. „Popatrzcie, jak on siÄ™ dziwnie Å›mieje” skomentowaÅ‚y koleżanki któryÅ› z ostatnich uÅ›miechów na twarzy MichaÅ‚a, a my im przytaknÄ™liÅ›my. W ten sposób opuÅ›ciliÅ›my go ostatecznie.
   MichaÅ‚ dostaÅ‚ siÄ™ do liceum, które wybraÅ‚. Jako jeden z nielicznych nie przyszedÅ‚ już na spotkanie z naszÄ… wychowawczyniÄ…. Gdy zobaczyÅ‚em go po wakacjach, byÅ‚ już caÅ‚kowicie zmieniony. Nie poznawaÅ‚ mnie. ZresztÄ… jego oczy zdawaÅ‚y siÄ™ nie dostrzegać niczego wokół. Kreska ust nawet nie próbowaÅ‚a skrzywić siÄ™ w uÅ›miechu. Twarz nie wyrażaÅ‚a nic, poza kompletnÄ… obojÄ™tnoÅ›ciÄ… na wszystko.
   We wtorki i czwartki jeździliÅ›my rano razem do szkoÅ‚y autobusem. Nasz przystanek byÅ‚ „na żądanie”, wiÄ™c trzeba byÅ‚o zamachać rÄ™kÄ…. MichaÅ‚ stawaÅ‚ na brzegu krawężnika. Kiedy tylko autobus wyÅ‚aniaÅ‚ siÄ™ zza nieodlegÅ‚ego zakrÄ™tu, wyciÄ…gaÅ‚ bÅ‚yskawicznie rÄ™kÄ™ i machaÅ‚, jakby chciaÅ‚ zagrodzić mu drogÄ™. W jego ruchu byÅ‚o coÅ› niezwykÅ‚ego. CoÅ› automatycznego. Jego gesty przypominaÅ‚y źle naoliwionego robota. ByÅ‚ jak zaprogramowany. Nieraz dostrzegaÅ‚em przerażenie w oczach kierowców, którzy widzÄ…c jego machajÄ…cÄ… dÅ‚oÅ„ nie wiedzieli, czy majÄ… przed niÄ… hamować, czy próbować ominąć jÄ… drugÄ… stronÄ… jezdni.
   Jednak MichaÅ‚ w ostatniej sekundzie zabieraÅ‚ rÄ™kÄ™, jakby miaÅ‚ wszystko dokÅ‚adnie obliczone. WskakiwaÅ‚ zawsze do tych samych drzwi i zajmowaÅ‚ zawsze to samo miejsce, kÅ‚adÄ…c swój plecak miÄ™dzy dwoma siedzeniami. ChwytaÅ‚ siÄ™ porÄ™czy ponad nimi i zastygaÅ‚ w bezruchu, jak czÅ‚owiek rzeźba. Tak pozostawaÅ‚ aż do chwili, kiedy zbliżaÅ‚ siÄ™ jego przystanek. Wtedy, każdym razem dokÅ‚adnie w tym samym uÅ‚amku sekundy, zabieraÅ‚ plecak i stawaÅ‚ przy drzwiach. Nie patrzyÅ‚ na ludzi, ale sprawnie omijaÅ‚ ich. ZarzucaÅ‚ plecak i, dziwnie podskakujÄ…c w marszu, ruszaÅ‚ do szkoÅ‚y.
   Zawsze byÅ‚em ciekaw, co by siÄ™ staÅ‚o, gdyby jego miejsce byÅ‚o zajÄ™te? Nawet sam miaÅ‚em kiedyÅ› pokusÄ™, aby pójść na wczeÅ›niejszy przystanek i zobaczyć, jakby zareagowaÅ‚. Ale potem przypomniaÅ‚em sobie, co zrobiÅ‚ z Arturem i zrezygnowaÅ‚em z mego planu. A miejsce, dziwnym zbiegiem okolicznoÅ›ci, byÅ‚o zawsze wolne.
   Jednak staÅ‚o siÄ™ coÅ› innego, co zburzyÅ‚o jego porzÄ…dek. ByÅ‚ mróz, zaÅ› autobusy miaÅ‚y sÅ‚abe ogrzewanie. Szyby zostaÅ‚y zasÅ‚oniÄ™te przez przepiÄ™kne wzory, uniemożliwiajÄ…ce jednak obserwowanie drogi. MichaÅ‚ musiaÅ‚ przegapić element krajobrazu, który zawsze wyrywaÅ‚ go z bezruchu. ByÅ‚em zbyt daleko, żeby dać mu znać, że powinien wysiadać. Krzyczenie nie miaÅ‚o sensu, bo nie reagowaÅ‚ na żadne sygnaÅ‚y dźwiÄ™kowe. CoÅ› jednak musiaÅ‚o go zaniepokoić, bo gdy autobus ruszyÅ‚ z „jego” przystanku, poruszyÅ‚ siÄ™ i spojrzaÅ‚ przez przedniÄ… szybÄ™ autobusu, jedynÄ… nie zamarzniÄ™tÄ…. To, co zobaczyÅ‚, chyba nieźle go przestraszyÅ‚o. BÅ‚yskawicznie wyrwaÅ‚ plecak spomiÄ™dzy siedzeÅ„ i ruszyÅ‚ do kierowcy.
   - Ja tu muszÄ™ wysiąść – po raz pierwszy od dawna sÅ‚yszaÅ‚em jego gÅ‚os. Ale nie dlatego go nie poznaÅ‚em. On byÅ‚ po prostu zupeÅ‚nie inny. Metaliczny, automatyczny, zupeÅ‚nie bezbarwny.
   Kierowca, który wÅ‚aÅ›nie stanÄ…Å‚ na Å›wiatÅ‚ach, odwróciÅ‚ siÄ™ powoli w kierunku MichaÅ‚a i pokrÄ™ciÅ‚ przeczÄ…co gÅ‚owÄ…. ZapaliÅ‚o siÄ™ „zielone” i autobus ruszyÅ‚. Przez chwilÄ™ myÅ›laÅ‚em, że to już koniec wszystkiego. Å»e MichaÅ‚ zrozumie i spokojnie poczeka na nastÄ™pny przystanek. Ale w niego nagle wstÄ…piÅ‚a furia.
   - Ja muszÄ™ wysiąść! – krzyknÄ…Å‚ i rzuciÅ‚ siÄ™ do drzwi. ZaczÄ…Å‚ je szarpać za porÄ™cz tak, że przez chwilÄ™ rzeczywiÅ›cie byÅ‚y bliskie otwarcia. Gdy siÄ™ jednak chciaÅ‚ miÄ™dzy nie wcisnąć, puszczaÅ‚ porÄ™cz i drzwi zamykaÅ‚y siÄ™ z powrotem. To go jeszcze bardziej zÅ‚oÅ›ciÅ‚o, wiÄ™c krzyczaÅ‚ coraz gÅ‚oÅ›niej: - Ja muszÄ™ wysiąść!!!
   Kierowca przestraszyÅ‚ siÄ™ tego ataku i zatrzymaÅ‚ przy krawężniku, otwierajÄ…c drzwi. MichaÅ‚ spokojnie wysiadÅ‚ i ruszyÅ‚ do szkoÅ‚y swoim dziwnym, podskakujÄ…cym krokiem.
   Od tej pory nie spotkaÅ‚em go już nigdy na naszym przystanku. Na poczÄ…tku myÅ›laÅ‚em, że może jest chory, po prostu siÄ™ przeziÄ™biÅ‚. Dopiero po jakimÅ› czasie zrozumiaÅ‚em, że przyczyna musi leżeć gdzie indziej. Kilka miesiÄ™cy później, przy okazji odwiedzin u wychowawczyni, dowiedziaÅ‚em siÄ™, co siÄ™ z nim staÅ‚o. Od dnia incydentu w autobusie przestaÅ‚ jeść i pić i nic i nikt nie byÅ‚o go w stanie do tego skÅ‚onić. Po kilku dniach trafiÅ‚ do szpitala, gdzie stwierdzono u niego autyzm. Tak przynajmniej mi powiedziano.
   ZagadkÄ… pozostanie, jak mógÅ‚ przez pół roku funkcjonować w nowej szkole i otrzymywać dobre oceny. Wszyscy pewnie przypisywali jego dziwne zachowanie oswajaniu siÄ™ z nowym miejscem. Nigdy nie spotkaÅ‚em żadnych jego znajomych z liceum, ale myÅ›lÄ™, że bardzo szybko zaczÄ™li go izolować. Tak jak my rok wczeÅ›niej.
   Po kilku latach, już na studiach, spotkaÅ‚em go ponownie. To już nie byÅ‚ ten chory chÅ‚opiec, choć do „zdrowia” brakowaÅ‚o mu wiele. Prawdopodobnie nie zdawaÅ‚ sobie sprawy, że byÅ‚em Å›wiadkiem sceny, która ostatecznie przesÄ…dziÅ‚a o jego losie. ByÅ‚ o wiele grubszy, w ruchach nadal nieco automatyczny, ale jego oczy ponownie nawiÄ…zaÅ‚y kontakt ze Å›wiatem. PodszedÅ‚ do mnie w autobusie i powiedziaÅ‚:
   - Cześć.
   PorozmawialiÅ›my chwilÄ™. On opowiedziaÅ‚ mi co robi, ja mówiÅ‚em o swoich planach. Przez moment nawet siÄ™ uÅ›miechnÄ…Å‚. Nigdy potem go już nie widziaÅ‚em.
   Dzisiaj, po wielu latach, zastanawiam siÄ™, czy, gdybyÅ›my wiedzieli wtedy wiÄ™cej, to zachowalibyÅ›my siÄ™ inaczej? Czy, gdyby byÅ‚o już po premierze filmu „Rainman”, bylibyÅ›my w stanie wiÄ™cej zrozumieć? Trudno mi odpowiedzieć na te pytania. InteresowaÅ‚em siÄ™ potem trochÄ™ autyzmem i przypadek MichaÅ‚a wydawaÅ‚ siÄ™ być niezwykÅ‚y. A zresztÄ…, czy jako dzieci bylibyÅ›my w stanie pojąć, co dzieje siÄ™ z naszym kolegÄ…? Czy moglibyÅ›my mu jakoÅ› pomóc? A może i tak skrzywdzilibyÅ›my go? Tak, jak potrafiÄ… krzywdzić tylko dzieci, nieÅ›wiadome skutków swojej siÅ‚y.
   

Komentarze czytelników