Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.
39189 osoby czytały to 530800 razy. Teraz jest 18 osób
      18 użytkowników on-line
     Tekst BYŁO MU DOBRZE
     był czytany 1311 razy

BYŁO MU DOBRZE

   
   KoÅ‚o poÅ‚udnia, tego samego dnia, gdy nad brzegami BajkaÅ‚u spotkaÅ‚em cichociemnego, nieopodal naszych namiotów zjawiÅ‚a siÄ™ zażywna kobieta koÅ‚o pięćdziesiÄ…tki. PrzedstawiÅ‚a siÄ™ jako Irina. Pragnęła nas wybadać, skÄ…d przyjechaliÅ›my, po co i dlaczego akurat rozbiliÅ›my siÄ™ w tym miejscu. OdpowiedzieliÅ›my, zgodnie z prawdÄ…, że to byÅ‚ jedyny pÅ‚aski fragment nabrzeża, jaki zauważyliÅ›my. PokiwaÅ‚a ze zrozumieniem gÅ‚owÄ…, ale powiedziaÅ‚a, że musimy siÄ™ przenieść i to na drugÄ… stronÄ™ miasta. DzieÅ„ Rybaka, który wkrótce siÄ™ tu zacznie, miaÅ‚ zajmować caÅ‚e to miejsce. ObiecaÅ‚a jednak, że przyÅ›le samochód, który nas zawiezie, gdzie trzeba. Wprawdzie miejsce nieco gorsze, ale obóz da siÄ™ rozbić.
   SpakowaliÅ›my wiÄ™c namioty i czekaliÅ›my spokojnie na transport. Po pół godzinie zobaczyliÅ›my dwa samochody osobowe, jadÄ…ce w naszÄ… stronÄ™. ByÅ‚y peÅ‚ne pasażerów, wiÄ™c na pewno nie jechaÅ‚y po nas. Kiedy zatrzymaÅ‚y siÄ™ tuż przy brzegu, wysypaÅ‚a siÄ™ z nich grupka mÅ‚odych mężczyzn. PoczÄ…tkowo udawali, że siÄ™ nami nie interesujÄ…, ale już po kilku minutach usiÅ‚owali nawiÄ…zać kontakt.
   Zaczęło siÄ™ robić odrobinÄ™ nieprzyjemnie. Wprawdzie rozmowa dotyczyÅ‚a bÅ‚ahych rzeczy i byÅ‚a raczej kulturalna, ale w spojrzeniu mężczyzn kryÅ‚a siÄ™ jakaÅ› kiepsko skrywana agresja. PoczÄ™stowali nas alkoholem, którego w tamtych warunkach klimatycznych nie sposób odmówić, bo jest to najgorszÄ… obrazÄ… (można to wybaczyć tylko paniom). Po paru szklaneczkach (w kieliszkach tam siÄ™ nie pija) mÅ‚odzieÅ„cy wyÅ‚uszczyli sprawÄ™, która ich sprowadziÅ‚a. Zaproponowali nam, ni mniej, ni wiÄ™cej, wymianÄ™ kobiet (ich za nasze).
   Sytuacja zrobiÅ‚a siÄ™ dość groźna. Wprawdzie nie byliÅ›my zwiÄ…zani z żadnÄ… z towarzyszÄ…cych nam koleżanek, ale też nie mieliÅ›my zamiaru prowadzić przy ich pomocy handlu wymiennego. A tubylcy, podczas odbywania sÅ‚użby wojskowej, zaÅ‚apali siÄ™ na koÅ„cówkÄ™ pobytu armii sowieckiej w Polsce, dlatego nasze dziewczyny byÅ‚y dla nich szczytem marzeÅ„. NieÅ‚atwo byÅ‚o im wiÄ™c wyperswadować nÄ™cÄ…cÄ… perspektywÄ™ bliższego kontaktu z Polkami. UÅ›miechali siÄ™ do nich, w wiÄ™kszoÅ›ci zÅ‚otymi już zÄ™bami, i zapewniali nas, że ich wÅ‚asne kobiety to też nielada „krasawice”. JeÅ›li im nie wierzymy, to oni mogÄ… pojechać do miasta i je przywieźć...
   Szczerze mówiÄ…c nie wiem, jak zakoÅ„czyÅ‚aby siÄ™ ta sytuacja, gdyby nie przyjazd Stiopy. SÅ‚ychać go już byÅ‚o z daleka, bo jechaÅ‚ straszliwie zdezelowanym samochodem dostawczym, którego silnik pracowaÅ‚ tak, jakby ktoÅ› zarzynaÅ‚ jego wszystkie konie mechaniczne. Stiopa z uÅ‚aÅ„skÄ… fantazjÄ… wjechaÅ‚ pomiÄ™dzy nas i mÅ‚odzieÅ„ców, aż musieliÅ›my uskoczyć do tyÅ‚u.
   - Wsiadajcie – rzuciÅ‚ do nas. – PrzysÅ‚aÅ‚a mnie Irina.
   - Ale Stiopa, my tu z gośćmi rozmawiamy – próbowaÅ‚ oponować jeden z mÅ‚odzieÅ„ców.
   - Irina kazaÅ‚a ich przywieźć – uciÄ…Å‚ Stiopa i nikt już nie protestowaÅ‚.
   WsiedliÅ›my do jego zdezelowanego, dostawczego busa. PrzysiedliÅ›my w kucki i chwyciliÅ›my siÄ™ mocno, czego siÄ™ daÅ‚o, żeby siÄ™ nie wywrócić. A nie byÅ‚o to zadanie Å‚atwe, bo nie dość, że Stiopa pÄ™dziÅ‚, to jeszcze droga peÅ‚na byÅ‚a wybojów. Na szczęście po kilku minutach wyjechaliÅ›my na asfalt.
   - Z takimi to nawet nie ma co zaczynać rozmowy. Lepiej udawać, że siÄ™ sÅ‚owa po rosyjsku nie umie.
   - No ale my z PribaÅ‚tiki... – trzymaliÅ›my siÄ™ mocno wersji pochodzenia z trzech nadbaÅ‚tyckich republik.
   - Dobra, dobra, nie wciskajcie kitu. Ja, tak samo jak tamci, sÅ‚użyÅ‚em w Polsce i wiem kim jesteÅ›cie. Irina zresztÄ… też to wiedziaÅ‚a, jej mąż byÅ‚ Polakiem.
   NiedÅ‚ugo znaleźliÅ›my siÄ™ już po drugiej stronie miasta i mknÄ™liÅ›my brzegiem BajkaÅ‚u na poÅ‚udnie. Aż do chwili, kiedy zatrzymaliÅ›my siÄ™ nad urwistym brzegiem. TrochÄ™ nas to zaskoczyÅ‚o, bo jak okiem siÄ™gnąć trudno byÅ‚o wypatrzyć miejsce, gdzie moglibyÅ›my rozbić nasze namioty.
   - Czy to tu? – zapytaliÅ›my niepewnie.
   - Nie, ale zawsze jak tÄ™dy przejeżdżam, muszÄ™ siÄ™ zatrzymać.
   Stiopa wyciÄ…gnÄ…Å‚ z szoferki butelkÄ™ wódki i szklankÄ™. PodszedÅ‚ do maÅ‚ego kopczyka, usypanego na skraju drogi. ByÅ‚ to najwyraźniej czyjÅ› symboliczny grób, dlatego zostaliÅ›my przy samochodzie, aby mu nie przeszkadzać. Ale on machnÄ…Å‚ na nas rÄ™kÄ…, przywoÅ‚ujÄ…c do siebie.
   - To byÅ‚ mój najlepszy przyjaciel – Å‚yknÄ…Å‚ mocno wódki i podaÅ‚ mi szklaneczkÄ™. Chociaż mieliÅ›my na dzieÅ„ dzisiejszy dość alkoholu, takiemu zaproszeniu naprawdÄ™ nie mogliÅ›my odmówić. – Zawsze, jak tÄ™dy jadÄ™, zatrzymujÄ™ siÄ™, żeby go wspomnieć – nalaÅ‚ mi do szklaneczki przezroczysty napój. Niedużo, najwyżej setkÄ™. Gorzej, że musiaÅ‚em wypić jÄ… „duszkiem”.
   - Co mu siÄ™ staÅ‚o? – zapytaÅ‚ mój kolega, bo mnie zatkaÅ‚o i musiaÅ‚em dość dÅ‚ugo przeÅ‚ykać Å›linÄ™, by nie zbezczeÅ›cić tego miejsca.
   - PÄ™dziwiatr byÅ‚ i szaÅ‚awiÅ‚a. Dużo interesów robiÅ‚, bo to syn byÅ‚ Iriny, a ona u nas szefowa spółdzielni – nasza wybawczyni musiaÅ‚a być rzeczywiÅ›cie ważnÄ… personÄ…, skoro nawet „zÅ‚ota mÅ‚odzież” nie protestowaÅ‚a przeciw jej poleceniu. – Wiecznie gdzieÅ› gnaÅ‚ i na nic nie miaÅ‚ czasu. No i nie wyrobiÅ‚ siÄ™ na tym zakrÄ™cie.
   Stiopa nalaÅ‚ do szklanki mojemu koledze a sam odgarnÄ…Å‚ kilka kamieni, które spadÅ‚y na drogÄ™ z nadbajkalskich gór. Wtedy naszym oczom ukazaÅ‚a siÄ™ metalowa tabliczka z danymi zmarÅ‚ego i podpisem fundatorów, okreÅ›lonych krótko: „druzja” (przyjaciele). Ale pod tym byÅ‚ jeszcze napis, który brzmiaÅ‚ jak swoiste i dziwne epitafium. „Jemu byÅ‚o charaszo” czyli „ByÅ‚o mu dobrze”.
   - A ten na... pis? – wydukaÅ‚em, bo oddech wróciÅ‚ mi już do normy.
   - MówiÅ‚em, na nic nie miaÅ‚ czasu – machnÄ…Å‚ rÄ™kÄ… – WziÄ…Å‚ z Siewierobajkalska takÄ… jednÄ… panienkÄ™, ale nie miaÅ‚ nawet kiedy siÄ™ z niÄ… zatrzymać. Dlatego „obsÅ‚ugiwaÅ‚a” go po drodze – zabraÅ‚ od kolegi szklankÄ™ i ponownie napeÅ‚niÅ‚ jÄ… wódkÄ…. – Tyle miaÅ‚ chociaż przyjemnoÅ›ci z tej Å›mierci.
   

Komentarze czytelników