Tekst KOBIETA, KTÓRA MNIE NIENAWIDZI
był czytany 1470 razy
KOBIETA, KTÓRA MNIE NIENAWIDZI
Justynę poznałem w klubie PAKT. Oprócz różnych wypraw krajoznawczych, ze szczególnym uwzględnieniem miejscowego przemysłu spirytusowego, spotykaliśmy się co tydzień na uniwerku, w sali przy Małym Dziedzińcu. To znaczy, tam się nasze spotkania rozpoczynały, bo i tak zwykle kończyły się w jednej z okolicznych knajp.
Justyna nie była tu częstym gościem, wpadała średnio raz w miesiącu. Pamiętam, że tego dnia, kiedy wszystko się zaczęło, klubowicze schodzili się wyjątkowo wolno. Pogoda była paskudnie jesienna, padał deszcz, a temperatura wahała się w okolicach pięciu stopni Celsjusza. Atmosfera była dosyć senna, i to już od kilku dni, nic więc dziwnego, że rozmowa się nie kleiła.
- Strasznie nudno – skonstatował ktoś przytomnie.
- To i tak nic – wtrąciła się Justyna. – Wczoraj siedziałam sama w akademiku i to dopiero się nudziłam.
- To może jutro ponudzimy się razem? – zaproponowałem raczej dla żartu. Ale nikt się nie roześmiał, a Justyna zrobiła się czerwona na twarzy. Poczułem się głupio i postanowiłem kontynuować rozmowę w tonie bardziej serio, tak jakby była to próba podrywu. – Chciałem się wybrać na jeden film...
Następnego dnia poszliśmy do kina. Tydzień później wybraliśmy się wspólnie na imprezę studencką. Potem znów byliśmy w kinie, potem w teatrze. A na koniec udaliśmy się do Centrum Sztuki Współczesnej, na jakąś pokręconą wystawę.
Chociaż wtedy nie przypuszczałem, że zaraz będzie po wszystkim. Tak naprawdę zresztą, nic się między nami nie zaczęło. Po prostu dobrze czuliśmy się we własnym towarzystwie, o czym świadczył fakt, że naprzemianstronnie inicjowaliśmy wspólne wyjścia. Być może z czasem byłoby z tego coś więcej, ale...
Po obejrzeniu wystawy poszliśmy do knajpy. Rozmawialiśmy sobie miło, ale w pewnym momencie zauważyłem, że Justyna posmutniała. Zaczęła odpowiadać półgębkiem na moje pytania, patrzeć na mnie niechętnie, wreszcie powiedziała, że się trochę spieszy, bo obiecała koleżance z akademika, że jej w czymś pomoże. Nie chciała nawet, żebym ją odprowadził na przystanek.
Zadzwoniłem do niej następnego dnia, ale podobno jej nie było. Ta sytuacja powtórzyła się jeszcze dwa razy, więc dałem sobie spokój, myśląc, że chyba po prostu nagle naszła ją myśl, że nie powinna się ze mną spotykać. Dlaczego tak się stało, nie wiedziałem, ale już z wolna przywykałem do nagłych i niespodziewanych decyzji kobiet, których nie da się wytłumaczyć w żaden racjonalny sposób. A tak mi się wtedy przynajmniej wydawało.
Liczyłem na to, że może wpadnie na któreś spotkanie klubu turystycznego i po staremu będziemy zwykłymi znajomymi. Ale ona przestała tam całkiem przychodzić. Na wydziale też się nie spotykaliśmy, choć sądziłem, że terminy i miejsca niektórych naszych zajęć pokrywają się. A gdy kiedyś zobaczyłem ją na korytarzu, miałem wrażenie, że ona również mnie spostrzegła. Chwilę potem jednak zniknęła mi z widoku.
Innym razem, gdy akurat wychodziłem z uniwersytetu, zobaczyłem ją w bramie, przy wyjściu. Tym razem nie miałem wątpliwości, że mnie zauważyła. Pożegnała się jednak z kimś szybko i niemal pobiegła w drugą stronę.
Po jakimś miesiącu natknąłem się na nią w Bibliotece Narodowej. Ona akurat otrzymała swoje książki, ja dopiero miałem złożyć zamówienie i odczekać pół godziny w oczekiwaniu na jego realizację. Przywitałem ją uśmiechem, zaś na jej twarzy zobaczyłem autentyczne przerażenie.
„Jezu, o co tu chodzi?†– zastanawiałem się, siadając do swojego stolika. Spojrzałem do tyłu, przez ramię. Miała miejsce niedaleko mnie. Nie otworzyła jeszcze na razie książek tylko siedziała ze wzrokiem wbitym w blat. Zacząłem coś mazać w swoim zeszycie i zastanawiać się, co powinienem zrobić. W końcu pomyślałem, że trzeba wreszcie wyjaśnić tą idiotyczną sytuację. Wstałem, żeby podejść do jej stolika, ale ten był już pusty.
Ponieważ nie mogłem liczyć na to, że ona sama mi coś wyjaśni, postanowiłem spytać jej koleżankę. Ta zmierzyła mnie surowo wzrokiem.
- Nie wiem, co jej zrobiłeś, bo nie chciała mi nic powiedzieć. Ale to musiało być coś bardzo niemiłego.
Tylko co, do jasnej cholery?!
Mógłbym właściwie się uprzeć, czekać nad nią pod akademikiem i żądać jakiś wyjaśnień. Ale uznałem, że to bez sensu. Biorąc pod uwagę jej dotychczasowe zachowanie, wcale nie miałem pewności, czy na przykład nie zacznie krzyczeć, że chcę ją zgwałcić.
I być może sprawa dziwnego zachowania Justyny pozostaÅ‚aby na zawsze tajemnicÄ…, gdyby nie, oczywiÅ›cie, przypadek. Już wtedy byÅ‚em na etacie „wyjaÅ›niacza†zawiÅ‚oÅ›ci duszy kobiecej. Co i raz, któryÅ› ze znajomych zwracaÅ‚ siÄ™ do mnie ze stosownÄ… proÅ›bÄ…. Tak byÅ‚o również na poczÄ…tku kolejnej jesieni, gdy po wakacyjnych szaleÅ„stwach jeden z kolegów zaprosiÅ‚ mnie do siebie na „krupniczekâ€. OpowiedziaÅ‚ mi swojÄ… historiÄ™, a ja cierpliwie wytÅ‚umaczyÅ‚em mu, dlaczego staÅ‚o siÄ™ tak, a nie inaczej. On pokiwaÅ‚ ze zrozumieniem gÅ‚owÄ… i powiedziaÅ‚:
- Wiesz, ty to masz dobrze.
- Dlaczego?
- Że to wszystko rozumiesz. Przynajmniej nie masz takich problemów z babami jak 99,9 % innych facetów, którzy ni w ząb nie pojmują, o co im chodzi.
- Kwestia pewnej praktyki. Też na początku nie wiedziałem o co chodzi. Ale po „przerobieniu†paru przykładów i ich analizie, zacząłem prawie wszystko rozumieć.
- Prawie? – spojrzał na mnie ciekawie. – To jednak czasem czegoś nie wiesz?
- Owszem – rozlałem resztę „krupniczku†do naszych kieliszków. – Jak patrzę z boku, to generalnie całość jest dla mnie jasna. Ale gdy jestem w środku, to czasem też „widzę ciemność, ciemność widzꆖ zacytowałem klasykę gatunku.
- A możesz podać jakiś przykład?
- Pamiętasz Justynę?
- Jasne. Fajna dupa.
- No – potwierdziłem i stuknęliśmy się kieliszkami. Resztka alkoholu włączyła się w nasz krwioobieg. – Spotykałem się z nią rok temu.
- Pamiętam. Potem strasznie zła na ciebie była.
- No właśnie. I tego kompletnie nie rozumiem.
Zaczął gwizdać czajnik. Kolega poszedł do kuchni i zrobił nam herbatę. Razem z nią przyniósł do pokoju salaterkę z chipsami.
- NaprawdÄ™ nie rozumiesz?
- Ty coÅ› wiesz?
- Wiem, tyle co inni. To znaczy – poprawił się – tak jak inni się domyślam.
- A czego się domyślasz?
- No że jÄ… „puknÄ…Å‚eÅ›â€, a potem odstawiÅ‚eÅ›. I dlatego siÄ™ wÅ›ciekÅ‚a.
- No to się kiepsko domyślasz. Przez cały czas spotykania nawet się nie całowaliśmy.
- Żartujesz?
- Absolutnie nie.
Kolega sięgnął po chipsa i w trakcie gdy go gryzł, kręcił z niedowierzaniem głową.
- To rzeczywiście dziwne.
- Rzeczywiście.
- I kompletnie nie domyślasz się, o co jej poszło?
- Kompletnie. Wszystko było miło i dopiero podczas ostatniego spotkania w knajpie zrobiła się nagle jakaś dziwna. Od tej pory nie chce mnie nawet widzieć.
- Niesamowite. A o czym rozmawialiście?
- O różnych duperelach. O niczym poważnym.
- Ale może pamiętasz coś konkretnego?
- To trochę dawno było – usiłowałem coś sobie przypomnieć. – No, mówiliśmy coś o przyszłości, powiedziałem jej, że raczej nie widzę się w zawodzie prawnika i jeśli nawet skończę studia...
- Nie, to raczej nie to. A może coś o stosunkach damsko-męskich mówiliście?
- Chyba nie. Chociaż...
- No?
- Ale to raczej nie to.
- No mów!
- Byliśmy przedtem na wystawie, gdzie było sporo współczesnych aktów i tym podobnych. Więc zastanawialiśmy się nad zmianami kanonu urody przez stulecia. I wtedy ona zapytała... – prawda zaczęła do mnie powoli docierać.
- No o co zapytała?
- Jaki akt podobał mi się najbardziej.
Moja odpowiedź nie zadowoliła kolegi, który skrzywił się lekko zły. Ja zaś spojrzałem na zegarek.
- Muszę lecieć, bo zaraz ucieknie mi ostatni autobus. Pozastanawiamy się nad tym kiedy indziej.
Pożegnałem się i szybko wyszedłem. Było mi trochę głupio, że okłamałem znajomego, nie mówiąc, o co tak naprawdę zapytała mnie Justyna. Ale gdybym mu to powiedział, od razu domyśliłby się, dlaczego tak dziwnie się potem zachowywała. A moja renoma błyskotliwego znawcy dusz kobiecych mocno by ucierpiała.
Pewnie zastanawiacie się, co to było? Powiem Wam, ale z góry zapowiadam, że odpowiedź Was rozczaruje. Justyna zapytała mnie, jaki jest mój ideał kobiety. Teraz, po czasie, widzę dokładnie, że pytała serio. Ale wtedy uznałem to za żartobliwe przekomarzanie pary znajomych. I opisałem, idiota, kobietę wyglądem przypominającą Marlin Monroe. A Justyna była wysoką, szczupłą, krótko obciętą brunetką. I dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że dokładnie po tym opisie rozpoczął się jej zły humor.
Teraz możecie zapytać, jak mogłem nie zauważyć takiej oczywistości. Odpowiedź jest bardzo prosta, choć być może znów Was rozczaruje. No bo spróbujcie zauważyć wielką, czarną kropkę, na czubku swojego nosa. Ręczę, że nie zobaczycie jej, dopóki ktoś Wam nie podstawi pod nos lustra.
I dlatego ja, dopiero w lustrze rozmowy ze znajomym, dostrzegłem tę wielką, czarną kropkę.