Tekst PECHOWE ZWIERZÄ„TKO
był czytany 1201 razy
PECHOWE ZWIERZÄ„TKO
Małe zwierzątka zawsze wzbudzają pozytywne uczucia. Choćby po dorośnięciu miały zmienić się w najgorszą bestię, to gdy ledwo przeglądają na oczy lub nieporadnie stają na swoich nóżkach, znajdą niechybnie krąg adoratorów. Oczywiście, przeważają wśród nich kobiety, w których te maleństwa budzą zapewne jakieś uczucia macierzyńskie. Wykorzystują to czasem niecnie mężczyźni, którzy te ciepłe uczucia starają się przenieść na siebie. Ale niekiedy obraca się to przeciw nim.
Dlatego kiedy do autobusu, którym jechałem, wszedł młodzieniec z małą, czarną kuleczką wystającą mu zza pazuchy, nie zdziwiło mnie, że zaraz wokół niego zaczęły uśmiechać się wszystkie panie, w wieku od lat pięciu do stu pięciu. Jedna przez drugą pokazywały sobie urocze maleństwo, bardzo chcąc je pogłaskać i być może przytulić. Oczywiście, w tym celu musiałyby się najpierw zaprzyjaźnić z jego właścicielem, na co ten najwyraźniej liczył. I być może osiągnąłby swój cel, gdyby nie starsza pani, która wsiadła dwa przystanki dalej i zajęła miejsce naprzeciw młodzieńca.
- To pies czy kot? – zapytała mrużąc pozbawione okularów oczy.
- Kot – odparł dumnie młodzian, nie przeczuwając nadciągającego niebezpieczeństwa.
- Uuuuu to niedobrze.
- Dlaczego? – zafrasował się właściciel kotka.
- Bo lepiej mieć psa. Pies to najlepszy przyjaciel człowieka, a wszystkie koty strasznie brudzą i są fałszywe – powiedziała to tak stanowczym i nie znoszącym sprzeciwu tonem, że nawet największy wielbiciel kotów nie ująłby się w tej chwili za swoimi pupilami. – A jaki on ma kolor? – zmrużyła jeszcze mocniej oczy, ale to nie wystarczyło, bo podniosła pytająco wzrok na właściciela.
- Czarny.
- Uuuuuuu to już zupełnie fatalnie.
- Czemu? – młodzieniec tracił powoli całkiem rezon.
- No co pan? Nie wie pan, że czarne koty przynoszą pecha?
Nie wiem jak młodzieniec, ale jego dotychczasowe adoratorki nie miały wątpliwości, co do prawdziwości słów starszej pani. Odwróciły się w drugą stronę i zaczęły ze sobą rozmawiać, ignorując swojego niedawnego faworyta. Jedyną osobą, która nie straciła nim zainteresowania, była starsza pani.
- A to kotek czy kotka?
- No – zaczął się zastanawiać właściciel zwierzątka. Z pewnością znał odpowiedź na pytanie, ale bał się jej udzielić.
- To nie wie pan?
- Wiem. Kotka.
- Uuuuuuuu. Pan to ma pecha.
Młodzieniec nawet bał się zapytać, dlaczego. Mocniej zasunął kurtkę, tak że biedne zwierzątko wkrótce było bliskie uduszenia i zaczęło potwornie miauczeć. To jeszcze raz zainteresowało wszystkie kobiety wokół, ale bynajmniej nie obudziło ciepłych uczuć do właściciela kotki.
Starsza pani w tym czasie potwornie się skrzywiła i zaczęła odrobinę wiercić, jakby ją bolał brzuch. Trwało to krótką chwilę, po której odetchnęła z ulgą. Wnet jednak pociągnęła nosem i ponownie się skrzywiła.
- A co tu tak śmierdzi? – pytanie rzuciła wprawdzie w powietrze, ale po sekundzie spojrzała oskarżycielsko na właściciela zwierzątka. Zresztą, jak wszyscy pozostali.
- Ale to nie ona... – usiłował się tłumaczyć. Nachylił się nad własną kurtką, aby potwierdzić prawdziwość swoich słów, ale okropny smród był już tak wszechogarniający, że nie sposób było dociec jego źródła.
Wszyscy zaczęli się na gwałt od niego odsuwać. Ktoś nawet, mimo mrozu na zewnątrz, otworzył okno. Tylko starsza pani siedziała naprzeciwko właściciela zwierzątka.
- A mówiłam panu, że koty strasznie brudzą?
Młodzieniec nie wytrzymał presji, jaka się na nim skupiła. Wysiadł na najbliższym przystanku, choć nie sądzę, aby był on jego docelowym miejscem podróży. Jako jeden z nielicznych zainteresowałem się jego dalszymi losami. Kątem oka ujrzałem jak właściciel pozbywa się swojego kotka i sprawdza zawartość kurtki.
Wprawdzie nie znalazł tam żadnej niespodzianki, ale zdecydowanie odsunął nogą łaszące się zwierzątko. Bo co do jednego nie mógł mieć wątpliwości. Czarne koty z pewnością przynoszą pecha, czego sam był najlepszym przykładem.