Tekst COÅš, CZEGO NIE MA
był czytany 2007 razy
COÅš, CZEGO NIE MA
„Nowy†w każdej firmie prawie zawsze wzbudza zainteresowanie. Przede wszystkim starzy pracownicy są ciekawi, czy nie dostał aby za dużej pensji. Jeśli tak, jest to najlepszy powód, żeby upomnieć się o własną podwyżkę. Ponadto większość jest zainteresowana tym, gdzie pracował, co w ogóle robił do tej pory i jak bardzo można na niego zrzucić własne obowiązki, tak, żeby szef tego nie zauważył. Niektórych ciekawi to, jakim jest po prostu człowiekiem. Czy jest interesujący, czy to zwykły nudziarz, którym nie warto się zajmować.
Po kilku tygodniach to zainteresowanie zwykle znika, bo „nowy†najzwyczajniej w Å›wiecie przestaje być „nowyâ€. Wszyscy już zwykle wiedzÄ…, ile zarabia, czy ma żonÄ™ i dzieci i czy tak bardzo zależy mu na nowej pracy, że gotów jest tyrać za innych. Kolej rzeczy wraca na zwykÅ‚e tory. Ale czasem zdarzajÄ… siÄ™ takie sprawy, o których nie sposób dowiedzieć siÄ™, zadajÄ…c zwykÅ‚e pytania…
Antek zaczął pracować w naszej firmie na początku kwietnia. Nie wzbudzał powszechnej zazdrości, bo jego pensja była umiarkowanie wysoka. Ponadto był bardzo uczynny i bez trudu można się nim było wyręczyć. Dlatego bardzo go polubiliśmy.
Choć nie wszyscy. Marka, naszego szefa, zaczął irytować.
- Nie podoba mi się ten Antek – powiedział nam, kiedy wyszliśmy w czwórkę na lunch. Byliśmy tam prawie wszyscy, bo w sumie pracowało w naszym dziale pięć osób.
- To po co, go zatrudniÅ‚eÅ›? – zapytaÅ‚ zdziwiony „Henioâ€, najmÅ‚odszy z naszej grupy trzydziestolatków. W nim pozostaÅ‚a jeszcze odrobina naiwnoÅ›ci i nie zawsze wyczuwaÅ‚, że pewnych pytaÅ„ nie można zadawać. – Przecież byÅ‚eÅ› z MartÄ… – tak miaÅ‚a na imiÄ™ nasza specjalistka od HR-u – na obydwu rozmowach kwalifikacyjnych.
- No ale nie pytałem go o sprawy intymne, tylko zawodowe…
- Intymne? – nawet ja nie potrafiłem powstrzymać zdumienia. – Jakie intymne?
- No o żonę. Słyszeliście jak on się do niej zwraca?
SpojrzeliÅ›my na siebie zdziwieni. Zawsze wydawaÅ‚o nam siÄ™, że nasz kolega rozmawia z żonÄ… absolutnie normalnie. OsobiÅ›cie nawet podobaÅ‚o mi siÄ™ okreÅ›lenie, jakim zwracaÅ‚ siÄ™ do niej. Co trzecie, czwarte sÅ‚owo, okreÅ›laÅ‚ jÄ… „pereÅ‚kÄ…â€.
- No co się tak gapicie?! – Marek był wyraźnie zirytowany, co dało się zauważyć nie tylko po tym, jak mówił, ale również w jaki sposób kroił kotleta. Wyglądało to tak, jakby miał osobiste pretensje do wieprza, z którego go zrobiono. – Nie mówcie, że nie słyszeliście?!
- Słyszeliśmy – potwierdziłem – ale nie wydaje mi się, żeby było w tym coś złego…
- Ale może czegoś nie zauważyliśmy – dodał szybko Konrad, którego znakiem firmowym była wieczna asekuracyjność, co bardzo przeszkadzało mu w podjęciu jakiejkolwiek decyzji. – Gdybyś mógł lepiej wytłumaczyć…
- Jak dzieci – pokiwaÅ‚ z niedowierzaniem gÅ‚owÄ… Marek. Tak stwierdzaÅ‚ zawsze, gdy decyzje przez nas podejmowane wydawaÅ‚y mu siÄ™ niepoważne. – No pomyÅ›lcie sami. Facet jest już ponad dziesięć lat po Å›lubie, ma dwójkÄ™ dzieci, a Å›lini siÄ™ do tej sÅ‚uchawki, jakby jeszcze jej nie „zaliczyÅ‚â€.
„Tu ciÄ™ boli – uÅ›miechnÄ…Å‚em siÄ™ wewnÄ™trznie, żeby nie narażać siÄ™ szefowi. – No tak, szykuje ci siÄ™ pewnie trzeci rozwód. NiezÅ‚y wynik przed czterdziestką…â€
- Na początku jeszcze myślałem, że ma rzeczywiście jakąś dupkę na boku i skacze jak kogucik przed kurką. Czyli, normalny, zdrowy chłop, który lubi sobie coś puknąć z doskoku. Zauważyłem, że bywa w tej kwiaciarni obok naszej firmy…
Wtedy już wiedziałem, że Marek przeprowadził w temacie Antka niezłe śledztwo. Tak był już po prostu skonstruowany, że nie ufał nikomu i musiał wszystko osobiście sprawdzić. W pracy to się nawet czasem przydawało, choć również opóźniało niektóre prace. W życiu zaś nikt z nas nie mógł być pewien, czy Marek nie wytropił jakichś jego tajemnic.
Tym razem jego celem był Antek. Zaczęło się od tej kwiaciarni, o której wspomniał nasz szef. Antek regularnie, dwa, trzy razy w tygodniu kupował tam kwiaty, a czasem zamawiał ich wysłanie pod wskazany adres. Marek był przekonany, że tam mieszka kochanka naszego nowego kolegi. Jednak ze zdumieniem odkrył, że jest to adres firmy, w której pracuje żona Antka! Dalszy ciąg śledztwa również nie pozostawiał złudzeń, że mimo ponad dziesięciu lat małżeństwa i dwójki dzieci, jego podwładny jest śmiertelnie zakochany w swojej żonie.
Był to dla niego szok, bo uważał, że jeśli nawet ktoś w dzisiejszych czasach się nie rozwodzi, jest to efektem zamieszkiwania w obszarach słabo zurbanizowanych, gdzie jedną z ważniejszych postaci jest ksiądz. Osobnik ten wywiera na kłócących się wiecznie małżonków presję, nie pozwalającą im się rozstać w zgodzie z prawami natury. Bo w te prawa Marek wierzył śmiertelnie.
- To się wszystko da udowodnić – przekonywał nas podczas innego lunchu. – To można nawet dokładnie wyliczyć. Zresztą, już to zrobiono. Średnia miłość między mężczyzną i kobietą trwa rok, siedem miesięcy, czternaście dni, siedem godzin i piętnaście minut. Oczywiście, jeśli się zakochamy w jakiejś superlasce, to mogą być to nawet trzy lata. Ale nie dłużej.
- A jak to obliczyli? – zapytałem, udając ciekawość, bo w gruncie rzeczy śmieszyła mnie pewność, z jaką Marek wykładał tę naukową teorię.
- Przecież miłość, to zwykła reakcja biochemiczna – pokiwał z wyższością głową. – Obliczyli więc czas jej trwania. To bardzo proste.
Tak zawsze zresztą było dla Marka. Wszystko dawało się obliczyć i udowodnić. Dlatego jeśli coś stało w jaskrawej sprzeczności z dowodem, mogło być jedynie anomalią. Bardzo groźną, przez swą nieprzewidywalność. A pracownicy Marka, żeby czuł się dobrze, musieli być przewidywalni.
Dlatego gdy zbliżał się Antkowi koniec trzymiesięcznego okresu próbnego, zdecydowanie sprzeciwił się zatrudnianiu go na stałe. Wprawdzie inne osoby z kierownictwa uważały naszego nowego kolegę za cenny nabytek dla firmy, ale zdanie szefa działu było najważniejsze.
Ostatniego dnia pracy pomogłem Antkowi spakować jego rzeczy i zanieść je do samochodu.
- Jakbyś chciał jakiś referencji, albo coś takiego, to ja chętnie – zaoferowałem się, wkładając karton z rzeczami na tylne siedzenie samochodu.
- Nie, dzięki. Jeśli tylko mógłbyś… - zawahał się na moment.
- Tak?
- Wytłumaczyć mi, dlaczego nie przedłużyli ze mną umowy? Zgadzałem się na te same pieniądze, co na próbnym i wydawało mi się, że dobrze pracuję…
Uśmiechnąłem się. Antek, tak samo jak Marek, pojmował wyraźnie świat w sposób bardzo nieskomplikowany, gdzie dwa dodać dwa zawsze musiało być cztery.
- Zadecydowały względy pozamerytoryczne – wyjaśniłem dyplomatycznie.
- Rozumiem, nie chcesz mi powiedzieć.
- Nie o to chodzi. Nie zależy mi na pracy tutaj. Robiłem już w ośmiu różnych firmach, mogę pracować i w dziewiątej. Ale nie wiem, czy dla ciebie nie będzie lepiej, nie wiedzieć tego…
- Nie rozumiem… Przecież pewnie popełniłem jakiś błąd…
- Błąd? – to słowo w tym kontekście bardzo mnie rozbawiło. – Jeśli miłość, która przeczy prawom nauki, można nazwać błędem, to tak – wytłumaczyłem Antkowi w czym rzecz. – Tak niestety bywa. Nie chciałem ci tego mówić, żebyś nie zmienił swojego zachowania. Akurat trafiłeś na patologicznego typa, który, z tego co wiem, rozwodzi się po raz trzeci i mieszka już z kolejną kobietą.
- Nie, on wbrew pozorom nie jest taki patologiczny – zaprzeczył energicznie. – Żona też mi mówi: „Kochanie, cieszą mnie kwiaty od ciebie, ale przynoś mi je raczej do domu a nie wysyłaj do pracy. – Nie ma sensu kłuć ludzi w oczy naszym szczęściem. Szef jeszcze jakoś to znosi, ale te koleżanki…†Zupełnie tego nie rozumiem. A ty?
- Ja się tym staram nie przejmować. Ludzie w firmie, to tylko ktoś, z kim muszę pracować. Dlatego nie cierpię wszelkiego rodzaju firmowych imprez, które mają zintegrować pracowników, robiąc z nich rodzinę. Dawniej wymigiwałem się od tego różnymi wykrętami a teraz po prostu mówię, że ja już jedną rodzinę mam i druga mi niepotrzebna. A jak się komuś nie podoba, to zmieniam pracę. Powodzenia.
Pożegnałem się z Antkiem i od tamtej pory go już nie widziałem. Mam tylko nadzieję, że przez to, co się stało, nie zmienił się. Choć wiem, że nie będzie mu łatwo pozostać sobą. Bo w dzisiejszych czasach ludzie chcą sobie wytłumaczyć wszystko racjonalnie. Coraz mniej jest miejsca na tajemnicę, istnieje to, co można naukowo udowodnić. Nie tylko czas trwania miłości, ale nawet to, że Bóg nie istnieje.
Nie zauważamy przy tym, że pozbawiając się duchowości, tego co niematerialne, nie do udowodnienia, pozbawiamy się istoty człowieczeństwa. Bo gdy spojrzymy na wyniki różnych badań, od zwierząt nie różni nas prawie nic. Poza tym właśnie, co nie uchwytne i nie mierzalne.
Czyli coÅ›, czego dla nauki nie ma.